28 października 2018

Chłopiec i gołąb


„Chłopiec i gołąb” 


Meir Shalev




Autor/ (ur. 29 lipca 1948 w Nahalal) – izraelski pisarz. Jest synem jerozolimskiego poety Jicchaka Szalewa. Po ukończeniu psychologii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie Shalev rozpoczął pracę, jako redaktor programów radiowych i telewizyjnych. Prowadził m.in. program Erew Szabat („Wieczór szabatowy”) w izraelskim Programie 1. W Izraelu znany jest, jako autor wielu książek dla dzieci oraz komentator weekendowego wydania dziennika Yedioth Ahronoth.

Tłumaczenie/ Magdalena Sommer

Tematyka/ Starożytna Grecja, kraje arabskie, wojny napoleońskie, I i II wojna światowa – wszędzie gołębie pocztowe odegrały ważną rolę, uratowały wiele ludzkich istnień. Są symbolem pokoju, miłości, a w powieści Shaleva są łącznikami między, rozłączonymi na czas wojennych działań, zakochanymi gołębiarzami, a jednocześnie „pracownikami” Palmachu, paramilitarnej izraelskiej organizacji niepodległościowej. Hodowanie gołębi otacza pewna magia. Ptaki odwdzięczają się tylko odpowiednim osobom, tym, które okazują im zarówno serce, jak i stanowczość, konsekwencję. W książce Shaleva najlepszymi gołębiarzami okazują się dzieci, a najpiękniejsza historia miłosna zapisana zostaje w gołębich telegramach – gołębiogramach wysyłanych do siebie przez dwoje bardzo młodych i bardzo zakochanych.

Główny motyw/ Historia dwóch wyjątkowych związków miłosnych, rozgrywających się w różnych czasach, lecz odkrywanych przez czytelnika równolegle. Pierwsza z nich, osadzona w roku 1948, w czasach wojny o niepodległość Izraela, to historia uczucia dwojga młodziutkich gołębiarzy - chłopca z kibucu i pięknej dziewczyny o błękitnych oczach, której imienia nie znamy. Ginąc na polu bitwy, chłopiec wysyła do swej ukochanej gołębia. Przekazuje jej tajemnice, której rozwiązanie poznamy na końcu powieści. Wątek współczesny skupia się na życiu Jaira Mendelsona, mężczyzny w średnim wieku, przewodnika turystycznego. Jair opowiada nam o kochankach i o gołębiach, o swoim dzieciństwie i swej matce, która zapisuje mu w testamencie nieoczekiwany prezent - pieniądze na remont domu, dzięki którym będzie mógł zakończyć swoje nieudane małżeństwo. W następstwie tej decyzji Jair spotyka ponownie przyjaciółkę z dzieciństwa, Tircę, i odnajduje miłość swego życia.


Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Dzwony są przeznaczone do uderzeń ze środka, a nie z zewnątrz”.

„(…) gołębie muszą kochać swój dom. Bo inaczej nie będą chciały wracać”.

„Umarli nie lubią czekać”.

„(…) słowa mnożą się i powstają w najrozmaitsze sposoby: jedne dzielą się, jak ameby, inne wypuszczają korzenie i pąki. U tego mężczyzny słowa i wspomnienia się zapładniały”.

„W rozrośniętym drzewie wiatr szumi całkiem inaczej niż w młodych drzewkach”.

„Czego właściwie potrzebuje człowiek? (…) – Niewiele: czegoś słodkiego, opowieści, czasu i miejsca, mieczyków w wazonie, pary przyjaciół, dwóch górskich szczytów, by na jednym z nich stać, a na drugi patrzeć. Dwojga oczu, by wpatrywać się w niebo i czekać. Rozumiesz, o czym mówię, Jairze?”.

„Nasze kłopoty są niezwykle do siebie podobne, ale twój jest bardziej paskudny, a mój bardziej gówniany”.

„(…) człowiek w moim wieku i w mojej sytuacji powinien planować swoje życie mądrze, akceptując wyroki losu”.

„Po to Bóg stworzył kobietę. Ją obudź”.

„Czytelnik natomiast może się przekonać, że nie trzeba trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka i wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.

„Tylko ile miłości można wyrazić na takiej malutkiej karteczce? – Trzy słowa. >>Tak czy nie?<<”.

„Gołąb znika z oczu wypuszczającego, kiedy ukazuje się oczom tego, kto na niego czeka”.

„(…) kiedy silni ludzie się załamują, pęknięcie jest większe, a odłamki są drobniejsze”.

„(…) to jedyny chasyd na świecie, który ma tałes od Versacego”.

„Taki właśnie jestem. Odróżniam się nawet w swojej własnej rodzinie”.

„Oto prawdziwa niezależność. Nie pieniądze. Czas”.

„Żeby żyć razem, trzeba jeszcze kilku rzeczy oprócz miłości”.

„Nie zawsze widać, czy ktoś jest mądry. Ale idiota ma to wypisane na twarzy”.

„Jeśli siedzi się grzecznie z boku i czeka, aż się coś wydarzy, wtedy się nic nie wydarzy. Czasami trzeba wetknąć nos, i nie tylko raz, a jeśli drzwi uchylą się, choć odrobinę, trzeba wetknąć też czubek buta i ramię, a czasem warto wepchnąć też kutasa, i to dobrze. Bo daleko od fiuta znaczy daleko od serca. Tak to jest w miłości”.

„Ma rzadką cechę, którą zostały obdarzone tylko najszczęśliwsze kobiety: z biegiem lat staje się coraz piękniejsza”.

„(…) w odróżnieniu od ludzi, którzy poświęcają wiele energii na głupstwa, zwierzęta to niezwykle praktyczne stworzenia. Każde ich zachowanie ma przyczynę (…)”.

„(…) pozyskanie sympatii mężczyzn jest po wielokroć trudniejsze od zdobycia kobiety. –Bo jeśli chodzi o kobiety, możemy wykorzystać ciało, żeby pokonało pierwsze bariery. A w przypadku mężczyzny wszystko zaczyna się od umysłu, nie od serca”.

„To bardzo zdrowe samemu robić sobie prezenty”.

„Cudownie jest spać z kochaną kobietą”.

„Kiedy traci się życie, traci się wszystko. Miłość, odwagę, świadomość i pamięć”.

„Nocą wszystko wydaje się inne, niż jest naprawdę”.



                      Choć izraelski autor Meir Shalev przyciąga przede wszystkim czytelników żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jego nowa powieść, przetłumaczona przez Magdalenę Sommer, mniej interesuje się zawiłościami konkretnej religii niż pytaniem, czego każda osoba potrzebuje, aby być szczęśliwą. „Chłopiec i gołąb” może jest po części wypełniony odwołaniami do żydowskiej tradycji, ale z jasno świeckiego punktu widzenia jest to opowieść o Jairze Mendelsohnie, izraelskim przewodniku, który uważa się za ofiarę współczesnego życia.

                    Jair pracuje, jako pilot wycieczek po Izraelu, wskazuje turystom Dolinę Hinnom, umieszcza ich w pokojach hotelowych, przypomina im historię Mojżesza na Górze Nebo i zamawia im kawę - wszystko z tą samą pilnością i zaangażowaniem. Obwozi ornitologów ze Skandynawii i Niemiec, z Holandii i Stanów Zjednoczonych, od doliny Hula do Morza Martwego. Ale kiedy wydaje mu się, że ma już dość zarówno niewdzięcznej pracy, jak i wyczerpującego małżeństwa, matka daje mu trochę pieniędzy i porad: „odejdź i znajdź tylko dwie rzeczy, których naprawdę potrzebujesz, historię i własne miejsce”. Powieść służy także czytelnikowi, jako relacja, opowiadająca historię tajemniczego „żołnierza” i gołębiarza, znanego, jako „Maluch”, który zginął podczas izraelskiej wojny o niepodległość Izraela oraz poszukiwaniu przez Jaira własnego miejsca, miłości i domu.

                    Małżeństwo Jaira i jego żony Liory zaczęło się psuć, kiedy ich dwoje nienarodzonych dzieci zmarło jeszcze w „grobie jej łona” po kolei, w dokładnie tym wieku- po dwudziestu dwóch tygodniach. Raz na miesiąc Liora odwiedzała Jaira w pokoju, na treatment dla complexion, i po wszystkim wracała znowu do siebie. Jair zadawał sobie pytanie: „Dlaczego się nie urodziliście?”. Może to był zły traf, drgnięcie ręki losu, a może ich matka miała rację i żaden związek chemiczny przez ich małżeństwo stworzony- dom, dziecko, praca, sen nie miał prawa się udać.

                   Historia Malucha może początkowo wydawać się dla czytelnika odległa i wymyślona w porównaniu z żywymi postaciami i ostrymi dialogami z dzisiejszych wędrówek Jaira, ale w miarę jak powieść się rozwija, te dwa wątki wywołują interesujące „tarcie”, poprzez opowiadanie historii w opozycji do siebie- teraźniejszości i przeszłości, Shalev stawia pod znakiem zapytania ważność i niezawodność pamięci. Podobnie, niezwykłe obrazy i symboliczny język Shaleva wzmacniają związek między Jairem i jego matką, która umiera, zanim jego „misja” zostanie ukończona. Kiedy Jair zakłada, że dziwne odgłosy w jego nowym domu są wynikiem „dyskusji między cegłami skazanymi na życie obok siebie przez całe ich życie", nie jest to zwykły kaprys. Jego matka, „mistyczka rodziny”, nauczyła go, aby zobaczył „tysiąc niebieskich oczu" w winnicy porannej i powiedziała mu, że zawsze musi powitać swój dom po powrocie: „Przywitaj się także z domem" – uczyła go. – „I uważnie słuchaj, bo ci odpowie”. - A więc Jair wie, że dźwięki skrzypiących żaluzji to „głos” jego domu oddychający, rozszerzający się, kurczący. Poszukiwania domu przez Jaira zamieniają się także w poszukiwanie zagubionej miłości, jego ukochanej z dzieciństwa, Tircy, która jest, jak sugeruje Shalev, ponownie spotkaną miłością w średnim wieku. Jair o wiele bardziej wdzięczny jest teraz losowi, niż był w młodości. Dlaczego? Jest oczarowany dojrzałym ciałem Tircy - nawet jej siwymi włosami „lekkim wybrzuszeniem jej brzucha". Podziwiając jej zmarszczki na twarzy, żałuje, że nie było go w pobliżu, gdy pojawiła się jedna: „Która z was została wyryta przez czas?", chce zapytać. „Czy przez śmiech?". Dzięki takim osobom jak Tircy i matka, pod koniec powieści Jair odkryje, czego przez całe życie potrzebował: „Tworzyłem, byłem stwarzany, kochałem i byłem kochany, otoczyłem moją duszę skórą, dałem sobie podłogę, ściany i dach. Mam drewniany taras i prysznic na dworze, mam czas, opowieść i krajobraz, mam blachę, o którą będą stukać krople deszczu podczas nadchodzącej zimy, mam dwoje oczu, by osłaniać je dłonią, patrzeć w niebo i czekać”.

                 Opowieść o Maluchu rozpoczyna się w kibucu. Dziecko w kibucu nie ma takich chwil, które należą wyłącznie do niego. „Tam nawet czas należy do wszystkich”. Poza tymi krótkimi prywatnymi momentami wokół czai się wszystko, co zaraz się wydarzy i czego nie można uniknąć ani odsunąć w czasie. Maluch był tak zwanym dzieckiem z zewnątrz. Miał rodziców, ale jego matka nie mogła znieść życia w Palestynie, tutejszych ludzi, upałów, biedy i wysiłku. Zostawiła syna z ojcem i wróciła do kraju, w którym się urodziła. Czekały tam na nią teatr i muzyka, którą kochała i których jej brakowało, czekały język i klimat, i śmierć, która przyszła za wcześnie-jako kara po latach. Ojciec ożenił się z inną kobietą, a ta odsunęła go od jego przyjaciół i zażądała, by dokądś odesłał także i syna. I tak, został wygnany do nowego miejsca. Właśnie skończył siedem lat, ale ze względu na niemowlęce dołeczki, które wciąż ozdabiały wierzchy jego dłoni, oraz na smagłe pucowate policzki otrzymał przezwisko „Maluch”. Chłopcem w kibucu zaopiekowali się stryj i ciotka i wychowywali go z miłością. Byli starszymi ludźmi, a ich jedyny syn już się ożenił i przeniósł się do innego kibucu. Wizyty ojca stawały się coraz rzadsze i krótsze, toteż Maluch zaczął mówić „mamo” i „tato” do ciotki i stryja. Po pewnym czasie chłopiec zainteresował się książką, stryj i ciotka pozwolili mu przeglądać album: francuską książkę z ilustracjami stającą na regale. Nie rozumiał słów, a oni, prawdę mówiąc, też nie rozumieli, ale oglądał fotografie i piękne rysunki zamków i gór, motyli i gadów, kwiatów, kryształów i ptaków. Stryj malucha mówił sobie w duchu, że trzeba uważać, bo taki album może obudzić w sercu młodego czytelnika nie tylko pożądaną chęć nauki, lecz także niebezpieczne pragnienie kolekcjonerstwa.
                         
                 Istotnie, chodząc po kibucowych ścieżkach, Maluch miał oczy wiecznie wbite w ziemię. Nie ze strachu ani z nieśmiałości, ale dlatego że rozglądał się za połyskującym żukiem czy „ładnym kamykiem” albo przemykającą-jak zielona błyskawica- jaszczurką. Tak, więc pewnego ranka stał sobie w grupie dzieci, czekając na transport do zbiorowej szkoły. Nagle podjechała nieznana ciężarówka i zatrzymała się na poboczu. Wszystkie dzieci przyglądały się jej z ciekawością. Pojazdy mechaniczne nie były wtedy częstym widokiem i każdy samochód budził zainteresowanie dzieci, a tym bardziej ciężarówka.  Z samochodu wysiadł mężczyzna w roboczym ubraniu i w ciężkich butach, jeden z tych chudych mężczyzn, którzy mogą być w dowolnym wieku i wydają się zarazem znajomi i całkowicie obcy. Gość poszedł do obozowiska namiotów Palmachu[1], przedstawił się komendantowi okręgu i obaj zaaferowani udali się do stolarni. Tam czekały na nich deski, gwoździe, siatki, narzędzia i utyskujący stolarz. W każdym kibucu była wówczas taka stolarnia, a w każdej stolarni był narzekający stolarz. Ale ten mężczyzna przywykł do narzekających stolarzy, znał ich obyczaje i z łatwością potrafił zyskać ich przychylność: pokazywał im pewne „ściśle tajne” szkice. Obaj zaczęli pracować nad czymś, co z początku przypominało ogromną skrzynię albo domek z rozmaitej wielkości otworami umieszczonymi na różnych wysokościach. W środku mógł zmieścić się dorosły człowiek, wyprostowany, z rozpostartymi rękami. Szybko też skonstruowali wewnętrzne przegrody, zewnętrzne półki, zakryte siatką okienka osłonięte drewnianymi okapami, i drzwi z siatki, za którymi znajdowały się drugie drzwi, silniejsze drzwi z dykty.

                   Przez dwa dni w stolarni rozbrzmiewały: stukanie młotka, dźwięk piłowania, dyskusje i polecenia.  Trzeciego dnia komendant posłał po kilku chłopaków z obozu. Załadowali domek na wózek, zaciągnęli go do kącika ze zwierzętami domowymi, przeznaczonego dla dzieci, i tam ustawili wejściem na wschód. Jak się okazało stolarz zbudował prawdziwy profesjonalny gołębnik. Mężczyzna, który przyjechał ciężarówką otworzył pokrywę wyplatanego kosza, który ze sobą przywiózł, i ze środka wyjął gołębia. Wszyscy zrozumieli, że to gołębnik, ale nie wiedzieli, w jakim celu go zbudowano. Mężczyzną, który zlecił budowę gołębnika i wpuścił pierwszego gołębia był doktor z Laufer z telawiwskiego ZOO. Doktor Laufer nie czekał na rozstrzygnięcie niezwykle istotnej kwestii i poinformował, że gołębnik z gołębiami pocztowymi stanowi „tajne i znaczące” przedsięwzięcie. Poprosił jeszcze o jedno: żeby nikt bez potrzeby nie kręcił się przy gołębniku i, oczywiście, żeby nikt go nie otwierał, nie wkładał do środka rąk, nie hałasował, nie płoszył ptaków. W kibucu pojawiła się także gołębiarka Miriam, która jak się później okaże odkryje talent gołębiarza u Malucha.

                  W tym samym czasie zbieg okoliczności, którego wtedy Maluch jeszcze nie rozumiał, lecz z czasem dowie się, jakie było jego znaczenie: w dniu, w którym doktor Laufer zostawił Miriam i jej gołębie w gołębniku własnoręcznie zbudowanym w kibucu, na pewnym balkonie domu na ulicy Ben Jehudy w Tel Awiwie usiadł ranny gołąb. Na wpół usiadł, na wpół upadł, przez chwilę chwiał się na nogach, znacząc ceramiczne płytki kropeczkami krwi, a potem stracił przytomność.

               Na balkonie znajdowali się młody chłopiec i dziewczynka. Ona miała około dwunastu lat i była jedynaczką swoich rodziców. Leżała na brzuchu i czytała. On zaś miał lat piętnaście i pół i był synem sąsiadów z trzeciego piętra; kilka minut wcześniej przyszedł po koszulę, która spadła ze sznurka z praniem na balkon poniżej. Oboje prędko podeszli do zranionego ptaka, pochylili się i zaczęli mu się przyglądać. Był to niczym niewyróżniający się, błękitnoszary gołąb o czerwonych nóżkach, podobny do tysiąca innych gołębi. Ale oczy miał zamglone z bólu, a prawe skrzydło wykręcone i bezwładne. Chłopak pobiegł do domu i przyniósł stamtąd pudełko. Wyjął bandaże i środki dezynfekujące, przetarł ranę jodyną, a złamane prawe skrzydło usztywnił za pomocą patyczka i pasma rafii. Dziewczynka, by lepiej widzieć, przesunęła do niego głowę pokrytą jasnymi lokami, aż przebiegł go delikatny, przyjemny dreszcz, jakiego nie odważył się poczuć nawet w swoich marzeniach o niej. Dziewczynka, która nie miała pojęcia, jakie uczucia wywołuje w jego sercu, wskazała palcem ogon gołębia. Istotnie, jedno z dwóch piór było łyse i nie wyrastało z ciała, a sądząc po grubości, kiedyś należało do kury lub może nawet do gęsi. Chłopiec przeciął nitkę małymi nożyczkami, odczepił obce pióro i podniósł je do światła. W duce coś tkwiło. Maleńka, zwinięta w rulonik karteczka. Wyciągnął ją, pomagając sobie zapałką, rozwinął i zobaczył, że była to jakaś wiadomość. Na kartce widniały tylko trzy słowa: „Tak czy nie?”. Serce dziewczynki mocno zabiło. Od razu pomyślała, że to pytanie w sprawie miłości. „Ktoś chce wiedzieć, czy ona się zgadza”. – powiedziała do chłopca. Wtedy ani ona ani chłopiec ani nawet Maluch w kibucu pod Jerozolimą nie zdawali sobie sprawy, jaki skutki wywoła przybycie zranionego gołębia na balkon w budynku w Tel Awiwie. „Czytelnik natomiast może się przekonać, że nie trzeba trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka i wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.

                       Chłopiec i dziewczynka wzięli, więc starą drewnianą skrzynkę, przykryli ją z wierzchu siatką, umieścili w środku rannego gołębia i zanieśli go do telawiwskiego ZOO, do doktora Laufera, który niedawno wrócił z kibucu gdzie montował tajny gołębnik. Doktor Laufer od razu zapytał, czy gołąb miał obrączkę na nodze i czy miał przy sobie list lub wiadomość. Dziewczynka przy tym pytaniu bardzo się zarumieniała. Doktor pochwalił dzieci za prawidłowo założony opatrunek i zaproponował, by codziennie po szkole przychodziły do ZOO opiekować się chorym gołębiem. I tak się stało. Gołąb zamieszkał w gołębniku ogrodu zoologicznego, a dziewczynka odwiedzała go codziennie po lekcjach. Gołąb powoli odzyskiwał zdrowie, a ona go obserwowała- jak ćwiczy rozkładanie i napinanie skrzydła, jak stopniowo podfruwa coraz wyżej. Doktor Laufer po kilku dniach powiedział do dziewczynki: „Znam tylko dwóch ludzi, którzy wkładają wiadomość do dudka skrzydła. Jeden studiował z nami w Niemczech i tam został, podczas gdy my wyemigrowaliśmy. Inny przyjechał z nami, ale już nie żyje”.  I znowu mamy kolejną reakcję przyczyno-skutkową. I stało się tak, że na początku tysiąc dziewięćset czterdziestego roku pewien chłopiec z Tel Awiwu zaczął studiować podręcznik anatomii Kornina i słownik angielski, a dwoje dzieci rozpoczęło pracę w dwóch gołębnikach z gołębiami pocztowymi i naukę sztuki gołębiarstwa- dziewczynka w ogrodzie zoologicznym w Tel Awiwie, a Maluch w kibucu w Emek Ha-Jarden. Ponieważ w Izraelu nie było wtedy gołębiarzy, wszyscy byli w jakiś sposób związani z Haganą[2] i od czasu do czasu spotykali się na zjazdach gołębiarzy. Ale przede wszystkim, dlatego, że tak chciał los-, którego powody zostały już wcześniej wyłożone- dziewczynka i Maluch mieli się spotkać, a chłopiec miał wyjechać do Ameryki i wrócił do Tel Awiwu dopiero po studiach. I tak po kilku latach do ogrodu zoologicznego przyjedzie Maluch i pozna się z dziewczyną, która kilka lat wcześniej uratowała na balkonie swojego mieszkania zranionego gołębia.

                      Niezapomniany zarówno w jego szczegółach, jak i wymianie, „Chłopiec i gołąb” to opowieść o kochankach wtedy i teraz - o tym, jak głęboko kochamy, o tym, czym jest dom i dlaczego my, tak jak gołębie szkolone, by latać tylko w jednym kierunku, wracamy do niego. Meir Shalev opowiada głosem, który jest zarazem zabawny, mądry i całkowicie urzekający, opowiada historię tak uniwersalną jak wojna i intymną jak skrzydlata deklaracja miłości. Większa część książki opowiada o potrzebie istnienia w naszym życiu historii w ogóle i o tym, co ma zrobić człowiek, w którego opowieści punk kulminacyjny nastąpił jeszcze przed jego narodzinami.



[1] Palmach (hebr. פלמ"ח, akronim od פלוגות מחץ, Plugot Mahatz; pol. Siły Uderzeniowe) – żydowski elitarny związek taktyczny stanowiący siły specjalne paramilitarnej organizacji Hagana podczas wojny domowej w Mandacie Palestyny i wojny o niepodległość w latach 1947-1948.

[2] Hagana (hebr. ההגנה, Ha-Hagana, pol. Obrona) – żydowska organizacja paramilitarna, działająca w latach 1920-1948 w ówczesnym Mandacie Palestyny. Z początku organizacja o charakterze samoobrony, stopniowo rozszerzyła pole działania na akcje odwetowe wobec atakujących gangów arabskich, by przekształcić się w organizację typowo wojskową. Po II wojnie światowej organizowała nielegalną imigrację ocalonych z Holocaustu. W 1948 roku stosowała w swojej działalności również metody terrorystyczne. Po utworzeniu niepodległego państwa Izrael stała się podstawą Sił Obronnych Izraela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz