„Chłopiec i gołąb”
Meir Shalev
Autor/ (ur. 29
lipca 1948
w Nahalal)
– izraelski
pisarz. Jest synem jerozolimskiego poety Jicchaka Szalewa. Po ukończeniu psychologii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie
Shalev rozpoczął pracę, jako redaktor programów radiowych i telewizyjnych.
Prowadził m.in. program Erew Szabat („Wieczór szabatowy”) w
izraelskim Programie 1. W Izraelu znany jest, jako autor wielu książek dla dzieci oraz
komentator weekendowego wydania dziennika Yedioth Ahronoth.
Tłumaczenie/ Magdalena Sommer
Tematyka/ Starożytna
Grecja, kraje arabskie, wojny napoleońskie, I i II wojna światowa – wszędzie
gołębie pocztowe odegrały ważną rolę, uratowały wiele ludzkich istnień. Są
symbolem pokoju, miłości, a w powieści Shaleva są łącznikami między,
rozłączonymi na czas wojennych działań, zakochanymi gołębiarzami, a
jednocześnie „pracownikami” Palmachu, paramilitarnej izraelskiej organizacji
niepodległościowej. Hodowanie gołębi otacza pewna magia. Ptaki odwdzięczają się tylko odpowiednim
osobom, tym, które okazują im zarówno serce, jak i stanowczość, konsekwencję. W
książce Shaleva najlepszymi gołębiarzami okazują się dzieci, a najpiękniejsza
historia miłosna zapisana zostaje w gołębich telegramach – gołębiogramach
wysyłanych do siebie przez dwoje bardzo młodych i bardzo zakochanych.
Główny motyw/ Historia
dwóch wyjątkowych związków miłosnych, rozgrywających się w różnych czasach,
lecz odkrywanych przez czytelnika równolegle. Pierwsza z nich, osadzona w roku
1948, w czasach wojny o niepodległość Izraela, to historia uczucia dwojga
młodziutkich gołębiarzy - chłopca z kibucu i pięknej dziewczyny o błękitnych
oczach, której imienia nie znamy. Ginąc na polu bitwy, chłopiec wysyła do swej
ukochanej gołębia. Przekazuje jej tajemnice, której rozwiązanie poznamy na
końcu powieści. Wątek współczesny skupia się na życiu Jaira Mendelsona, mężczyzny w średnim
wieku, przewodnika turystycznego. Jair opowiada nam o kochankach i o gołębiach,
o swoim dzieciństwie i swej matce, która zapisuje mu w testamencie
nieoczekiwany prezent - pieniądze na remont domu, dzięki którym będzie mógł
zakończyć swoje nieudane małżeństwo. W następstwie tej decyzji Jair spotyka
ponownie przyjaciółkę z dzieciństwa, Tircę, i odnajduje miłość swego życia.
Cytaty z
książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Dzwony są przeznaczone do uderzeń ze środka, a nie z
zewnątrz”.
„(…) gołębie muszą kochać swój dom. Bo inaczej nie będą
chciały wracać”.
„Umarli nie lubią czekać”.
„(…) słowa mnożą się i powstają w najrozmaitsze sposoby:
jedne dzielą się, jak ameby, inne wypuszczają korzenie i pąki. U tego mężczyzny
słowa i wspomnienia się zapładniały”.
„W rozrośniętym drzewie wiatr szumi całkiem inaczej niż w
młodych drzewkach”.
„Czego właściwie potrzebuje człowiek? (…) – Niewiele:
czegoś słodkiego, opowieści, czasu i miejsca, mieczyków w wazonie, pary
przyjaciół, dwóch górskich szczytów, by na jednym z nich stać, a na drugi
patrzeć. Dwojga oczu, by wpatrywać się w niebo i czekać. Rozumiesz, o czym
mówię, Jairze?”.
„Nasze kłopoty są niezwykle do siebie podobne, ale twój
jest bardziej paskudny, a mój bardziej gówniany”.
„(…) człowiek w moim wieku i w mojej sytuacji powinien
planować swoje życie mądrze, akceptując wyroki losu”.
„Po to Bóg stworzył kobietę. Ją obudź”.
„Czytelnik natomiast może się przekonać, że nie trzeba
trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka i
wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca
jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.
„Tylko ile miłości można wyrazić na takiej malutkiej
karteczce? – Trzy słowa. >>Tak czy nie?<<”.
„Gołąb znika z oczu wypuszczającego, kiedy ukazuje się
oczom tego, kto na niego czeka”.
„(…) kiedy silni ludzie się załamują, pęknięcie jest
większe, a odłamki są drobniejsze”.
„(…) to jedyny chasyd na świecie, który ma tałes od
Versacego”.
„Taki właśnie jestem. Odróżniam się nawet w swojej własnej
rodzinie”.
„Oto prawdziwa niezależność. Nie pieniądze. Czas”.
„Żeby żyć razem, trzeba jeszcze kilku rzeczy oprócz
miłości”.
„Nie zawsze widać, czy ktoś jest mądry. Ale idiota ma to
wypisane na twarzy”.
„Jeśli siedzi się grzecznie z boku i czeka, aż się coś
wydarzy, wtedy się nic nie wydarzy. Czasami trzeba wetknąć nos, i nie tylko
raz, a jeśli drzwi uchylą się, choć odrobinę, trzeba wetknąć też czubek buta i
ramię, a czasem warto wepchnąć też kutasa, i to dobrze. Bo daleko od fiuta
znaczy daleko od serca. Tak to jest w miłości”.
„Ma rzadką cechę, którą zostały obdarzone tylko
najszczęśliwsze kobiety: z biegiem lat staje się coraz piękniejsza”.
„(…) w odróżnieniu od ludzi, którzy poświęcają wiele
energii na głupstwa, zwierzęta to niezwykle praktyczne stworzenia. Każde ich
zachowanie ma przyczynę (…)”.
„(…) pozyskanie sympatii mężczyzn jest po wielokroć
trudniejsze od zdobycia kobiety. –Bo jeśli chodzi o kobiety, możemy wykorzystać
ciało, żeby pokonało pierwsze bariery. A w przypadku mężczyzny wszystko zaczyna
się od umysłu, nie od serca”.
„To bardzo zdrowe samemu robić sobie prezenty”.
„Cudownie jest spać z kochaną kobietą”.
„Kiedy traci się życie, traci się wszystko. Miłość, odwagę,
świadomość i pamięć”.
„Nocą wszystko wydaje się inne, niż jest naprawdę”.
Choć izraelski autor Meir Shalev przyciąga
przede wszystkim czytelników żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jego nowa
powieść, przetłumaczona przez Magdalenę Sommer, mniej interesuje się
zawiłościami konkretnej religii niż pytaniem, czego każda osoba potrzebuje, aby
być szczęśliwą. „Chłopiec i gołąb” może
jest po części wypełniony odwołaniami do żydowskiej tradycji, ale z jasno
świeckiego punktu widzenia jest to opowieść o Jairze Mendelsohnie, izraelskim
przewodniku, który uważa się za ofiarę współczesnego życia.
Jair pracuje,
jako pilot wycieczek po Izraelu, wskazuje turystom Dolinę Hinnom, umieszcza ich
w pokojach hotelowych, przypomina im historię Mojżesza na Górze Nebo i zamawia
im kawę - wszystko z tą samą pilnością i zaangażowaniem. Obwozi ornitologów ze
Skandynawii i Niemiec, z Holandii i Stanów Zjednoczonych, od doliny Hula do
Morza Martwego. Ale kiedy wydaje mu się, że ma już dość zarówno niewdzięcznej
pracy, jak i wyczerpującego małżeństwa, matka daje mu trochę pieniędzy i porad:
„odejdź i znajdź tylko dwie rzeczy,
których naprawdę potrzebujesz, historię i własne miejsce”. Powieść służy
także czytelnikowi, jako relacja, opowiadająca historię tajemniczego „żołnierza”
i gołębiarza, znanego, jako „Maluch”, który zginął podczas izraelskiej wojny o niepodległość
Izraela oraz poszukiwaniu przez Jaira własnego miejsca, miłości i domu.
Małżeństwo Jaira i jego
żony Liory zaczęło się psuć, kiedy ich dwoje nienarodzonych dzieci zmarło
jeszcze w „grobie jej łona” po kolei,
w dokładnie tym wieku- po dwudziestu dwóch tygodniach. Raz na miesiąc Liora
odwiedzała Jaira w pokoju, na treatment dla
complexion, i po wszystkim wracała
znowu do siebie. Jair zadawał sobie pytanie: „Dlaczego się nie urodziliście?”. Może to był zły traf, drgnięcie
ręki losu, a może ich matka miała rację i żaden związek chemiczny przez ich
małżeństwo stworzony- dom, dziecko, praca, sen nie miał prawa się udać.
Historia Malucha może
początkowo wydawać się dla czytelnika odległa i wymyślona w porównaniu z żywymi
postaciami i ostrymi dialogami z dzisiejszych wędrówek Jaira, ale w miarę jak
powieść się rozwija, te dwa wątki wywołują interesujące „tarcie”, poprzez
opowiadanie historii w opozycji do siebie- teraźniejszości i przeszłości,
Shalev stawia pod znakiem zapytania ważność i niezawodność pamięci. Podobnie,
niezwykłe obrazy i symboliczny język Shaleva wzmacniają związek między Jairem i
jego matką, która umiera, zanim jego „misja” zostanie ukończona. Kiedy Jair
zakłada, że dziwne odgłosy w jego nowym domu są wynikiem „dyskusji między cegłami skazanymi na życie obok siebie przez całe ich
życie", nie jest to zwykły kaprys. Jego matka, „mistyczka rodziny”,
nauczyła go, aby zobaczył „tysiąc
niebieskich oczu" w winnicy porannej i powiedziała mu, że zawsze musi
powitać swój dom po powrocie: „Przywitaj
się także z domem" – uczyła go. – „I
uważnie słuchaj, bo ci odpowie”. - A więc Jair wie, że dźwięki skrzypiących
żaluzji to „głos” jego domu oddychający, rozszerzający się, kurczący.
Poszukiwania domu przez Jaira zamieniają się także w poszukiwanie zagubionej
miłości, jego ukochanej z dzieciństwa, Tircy, która jest, jak sugeruje Shalev, ponownie
spotkaną miłością w średnim wieku. Jair o wiele bardziej wdzięczny jest teraz losowi,
niż był w młodości. Dlaczego? Jest oczarowany dojrzałym ciałem Tircy - nawet
jej siwymi włosami „lekkim wybrzuszeniem
jej brzucha". Podziwiając jej zmarszczki na twarzy, żałuje, że nie
było go w pobliżu, gdy pojawiła się jedna: „Która
z was została wyryta przez
czas?", chce zapytać. „Czy przez
śmiech?". Dzięki takim osobom jak Tircy i matka, pod koniec powieści Jair
odkryje, czego przez całe życie potrzebował: „Tworzyłem, byłem stwarzany, kochałem i byłem kochany, otoczyłem moją
duszę skórą, dałem sobie podłogę, ściany i dach. Mam drewniany taras i prysznic
na dworze, mam czas, opowieść i krajobraz, mam blachę, o którą będą stukać
krople deszczu podczas nadchodzącej zimy, mam dwoje oczu, by osłaniać je
dłonią, patrzeć w niebo i czekać”.
Opowieść o Maluchu rozpoczyna się w
kibucu. Dziecko w kibucu nie ma takich chwil, które należą wyłącznie do niego. „Tam nawet czas należy do wszystkich”. Poza
tymi krótkimi prywatnymi momentami wokół czai się wszystko, co zaraz się
wydarzy i czego nie można uniknąć ani odsunąć w czasie. Maluch był tak zwanym
dzieckiem z zewnątrz. Miał rodziców, ale jego matka nie mogła znieść życia w
Palestynie, tutejszych ludzi, upałów, biedy i wysiłku. Zostawiła syna z ojcem i
wróciła do kraju, w którym się urodziła. Czekały tam na nią teatr i muzyka,
którą kochała i których jej brakowało, czekały język i klimat, i śmierć, która
przyszła za wcześnie-jako kara po latach. Ojciec ożenił się z inną kobietą, a
ta odsunęła go od jego przyjaciół i zażądała, by dokądś odesłał także i syna. I
tak, został wygnany do nowego miejsca. Właśnie skończył siedem lat, ale ze
względu na niemowlęce dołeczki, które wciąż ozdabiały wierzchy jego dłoni, oraz
na smagłe pucowate policzki otrzymał przezwisko „Maluch”. Chłopcem w kibucu zaopiekowali się stryj i ciotka i
wychowywali go z miłością. Byli starszymi ludźmi, a ich jedyny syn już się
ożenił i przeniósł się do innego kibucu. Wizyty ojca stawały się coraz rzadsze
i krótsze, toteż Maluch zaczął mówić „mamo” i „tato” do ciotki i stryja. Po
pewnym czasie chłopiec zainteresował się książką, stryj i ciotka pozwolili mu
przeglądać album: francuską książkę z ilustracjami stającą na regale. Nie
rozumiał słów, a oni, prawdę mówiąc, też nie rozumieli, ale oglądał fotografie
i piękne rysunki zamków i gór, motyli i gadów, kwiatów, kryształów i ptaków.
Stryj malucha mówił sobie w duchu, że trzeba uważać, bo taki album może obudzić
w sercu młodego czytelnika nie tylko pożądaną chęć nauki, lecz także
niebezpieczne pragnienie kolekcjonerstwa.
Istotnie, chodząc po kibucowych
ścieżkach, Maluch miał oczy wiecznie wbite w ziemię. Nie ze strachu ani z
nieśmiałości, ale dlatego że rozglądał się za połyskującym żukiem czy „ładnym
kamykiem” albo przemykającą-jak zielona błyskawica- jaszczurką. Tak, więc
pewnego ranka stał sobie w grupie dzieci, czekając na transport do zbiorowej szkoły.
Nagle podjechała nieznana ciężarówka i zatrzymała się na poboczu. Wszystkie
dzieci przyglądały się jej z ciekawością. Pojazdy mechaniczne nie były wtedy
częstym widokiem i każdy samochód budził zainteresowanie dzieci, a tym bardziej
ciężarówka. Z samochodu wysiadł
mężczyzna w roboczym ubraniu i w ciężkich butach, jeden z tych chudych
mężczyzn, którzy mogą być w dowolnym wieku i wydają się zarazem znajomi i całkowicie
obcy. Gość poszedł do obozowiska namiotów Palmachu[1],
przedstawił się komendantowi okręgu i obaj zaaferowani udali się do stolarni. Tam
czekały na nich deski, gwoździe, siatki, narzędzia i utyskujący stolarz. W
każdym kibucu była wówczas taka stolarnia, a w każdej stolarni był narzekający
stolarz. Ale ten mężczyzna przywykł do narzekających stolarzy, znał ich
obyczaje i z łatwością potrafił zyskać ich przychylność: pokazywał im pewne
„ściśle tajne” szkice. Obaj zaczęli pracować nad czymś, co z początku
przypominało ogromną skrzynię albo domek z rozmaitej wielkości otworami
umieszczonymi na różnych wysokościach. W środku mógł zmieścić się dorosły
człowiek, wyprostowany, z rozpostartymi rękami. Szybko też skonstruowali wewnętrzne
przegrody, zewnętrzne półki, zakryte siatką okienka osłonięte drewnianymi
okapami, i drzwi z siatki, za którymi znajdowały się drugie drzwi, silniejsze
drzwi z dykty.
Przez dwa dni w stolarni
rozbrzmiewały: stukanie młotka, dźwięk piłowania, dyskusje i polecenia. Trzeciego dnia komendant posłał po kilku
chłopaków z obozu. Załadowali domek na wózek, zaciągnęli go do kącika ze
zwierzętami domowymi, przeznaczonego dla dzieci, i tam ustawili wejściem na
wschód. Jak się okazało stolarz zbudował prawdziwy profesjonalny gołębnik.
Mężczyzna, który przyjechał ciężarówką otworzył pokrywę wyplatanego kosza,
który ze sobą przywiózł, i ze środka wyjął gołębia. Wszyscy zrozumieli, że to gołębnik,
ale nie wiedzieli, w jakim celu go zbudowano. Mężczyzną, który zlecił budowę
gołębnika i wpuścił pierwszego gołębia był doktor z Laufer z telawiwskiego ZOO.
Doktor Laufer nie czekał na rozstrzygnięcie niezwykle istotnej kwestii i
poinformował, że gołębnik z gołębiami pocztowymi stanowi „tajne i znaczące”
przedsięwzięcie. Poprosił jeszcze o jedno: żeby nikt bez potrzeby nie kręcił
się przy gołębniku i, oczywiście, żeby nikt go nie otwierał, nie wkładał do
środka rąk, nie hałasował, nie płoszył ptaków. W kibucu pojawiła się także
gołębiarka Miriam, która jak się później okaże odkryje talent gołębiarza u
Malucha.
W tym samym czasie zbieg
okoliczności, którego wtedy Maluch jeszcze nie rozumiał, lecz z czasem dowie
się, jakie było jego znaczenie: w dniu, w którym doktor Laufer zostawił Miriam
i jej gołębie w gołębniku własnoręcznie zbudowanym w kibucu, na pewnym balkonie
domu na ulicy Ben Jehudy w Tel Awiwie usiadł ranny gołąb. Na wpół usiadł, na
wpół upadł, przez chwilę chwiał się na nogach, znacząc ceramiczne płytki
kropeczkami krwi, a potem stracił przytomność.
Na balkonie znajdowali się młody chłopiec i dziewczynka. Ona miała około
dwunastu lat i była jedynaczką swoich rodziców. Leżała na brzuchu i czytała. On
zaś miał lat piętnaście i pół i był synem sąsiadów z trzeciego piętra; kilka
minut wcześniej przyszedł po koszulę, która spadła ze sznurka z praniem na
balkon poniżej. Oboje prędko podeszli do zranionego ptaka, pochylili się i
zaczęli mu się przyglądać. Był to niczym niewyróżniający się, błękitnoszary
gołąb o czerwonych nóżkach, podobny do tysiąca innych gołębi. Ale oczy miał
zamglone z bólu, a prawe skrzydło wykręcone i bezwładne. Chłopak pobiegł do
domu i przyniósł stamtąd pudełko. Wyjął bandaże i środki dezynfekujące,
przetarł ranę jodyną, a złamane prawe skrzydło usztywnił za pomocą patyczka i
pasma rafii. Dziewczynka, by lepiej widzieć, przesunęła do niego głowę pokrytą
jasnymi lokami, aż przebiegł go delikatny, przyjemny dreszcz, jakiego nie
odważył się poczuć nawet w swoich marzeniach o niej. Dziewczynka, która nie
miała pojęcia, jakie uczucia wywołuje w jego sercu, wskazała palcem ogon
gołębia. Istotnie, jedno z dwóch piór było łyse i nie wyrastało z ciała, a
sądząc po grubości, kiedyś należało do kury lub może nawet do gęsi. Chłopiec
przeciął nitkę małymi nożyczkami, odczepił obce pióro i podniósł je do światła.
W duce coś tkwiło. Maleńka, zwinięta w rulonik karteczka. Wyciągnął ją,
pomagając sobie zapałką, rozwinął i zobaczył, że była to jakaś wiadomość. Na
kartce widniały tylko trzy słowa: „Tak
czy nie?”. Serce dziewczynki mocno zabiło. Od razu pomyślała, że to pytanie
w sprawie miłości. „Ktoś chce wiedzieć,
czy ona się zgadza”. – powiedziała do chłopca. Wtedy ani ona ani chłopiec
ani nawet Maluch w kibucu pod Jerozolimą nie zdawali sobie sprawy, jaki skutki
wywoła przybycie zranionego gołębia na balkon w budynku w Tel Awiwie. „Czytelnik natomiast może się przekonać, że
nie trzeba trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka
i wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca
jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.
Chłopiec i dziewczynka
wzięli, więc starą drewnianą skrzynkę, przykryli ją z wierzchu siatką,
umieścili w środku rannego gołębia i zanieśli go do telawiwskiego ZOO, do
doktora Laufera, który niedawno wrócił z kibucu gdzie montował tajny gołębnik. Doktor
Laufer od razu zapytał, czy gołąb miał obrączkę na nodze i czy miał przy sobie
list lub wiadomość. Dziewczynka przy tym pytaniu bardzo się zarumieniała. Doktor
pochwalił dzieci za prawidłowo założony opatrunek i zaproponował, by codziennie
po szkole przychodziły do ZOO opiekować się chorym gołębiem. I tak się stało.
Gołąb zamieszkał w gołębniku ogrodu zoologicznego, a dziewczynka odwiedzała go
codziennie po lekcjach. Gołąb powoli odzyskiwał zdrowie, a ona go obserwowała-
jak ćwiczy rozkładanie i napinanie skrzydła, jak stopniowo podfruwa coraz wyżej.
Doktor Laufer po kilku dniach powiedział do dziewczynki: „Znam tylko dwóch ludzi, którzy wkładają wiadomość do dudka skrzydła.
Jeden studiował z nami w Niemczech i tam został, podczas gdy my
wyemigrowaliśmy. Inny przyjechał z nami, ale już nie żyje”. I znowu mamy kolejną reakcję
przyczyno-skutkową. I stało się tak, że na początku tysiąc dziewięćset
czterdziestego roku pewien chłopiec z Tel Awiwu zaczął studiować podręcznik
anatomii Kornina i słownik angielski, a dwoje dzieci rozpoczęło pracę w dwóch gołębnikach
z gołębiami pocztowymi i naukę sztuki gołębiarstwa- dziewczynka w ogrodzie
zoologicznym w Tel Awiwie, a Maluch w kibucu w Emek Ha-Jarden. Ponieważ w
Izraelu nie było wtedy gołębiarzy, wszyscy byli w jakiś sposób związani z Haganą[2]
i od czasu do czasu spotykali się na zjazdach gołębiarzy. Ale przede wszystkim,
dlatego, że tak chciał los-, którego powody zostały już wcześniej wyłożone-
dziewczynka i Maluch mieli się spotkać, a chłopiec miał wyjechać do Ameryki i
wrócił do Tel Awiwu dopiero po studiach. I tak po kilku latach do ogrodu
zoologicznego przyjedzie Maluch i pozna się z dziewczyną, która kilka lat
wcześniej uratowała na balkonie swojego mieszkania zranionego gołębia.
Niezapomniany zarówno w jego szczegółach,
jak i wymianie, „Chłopiec i gołąb” to
opowieść o kochankach wtedy i teraz - o tym, jak głęboko kochamy, o tym, czym
jest dom i dlaczego my, tak jak gołębie szkolone, by latać tylko w jednym
kierunku, wracamy do niego. Meir Shalev opowiada głosem, który jest zarazem
zabawny, mądry i całkowicie urzekający, opowiada historię tak uniwersalną jak
wojna i intymną jak skrzydlata deklaracja miłości. Większa część książki
opowiada o potrzebie istnienia w naszym życiu historii w ogóle i o tym, co ma
zrobić człowiek, w którego opowieści punk kulminacyjny nastąpił jeszcze przed
jego narodzinami.
[1]
Palmach (hebr. פלמ"ח, akronim od
פלוגות מחץ, Plugot Mahatz; pol.
Siły Uderzeniowe) – żydowski
elitarny związek taktyczny stanowiący siły
specjalne paramilitarnej organizacji Hagana
podczas wojny domowej w Mandacie Palestyny
i wojny o niepodległość w latach 1947-1948.
[2]
Hagana (hebr. ההגנה, Ha-Hagana, pol.
Obrona) – żydowska
organizacja paramilitarna,
działająca w latach 1920-1948 w ówczesnym Mandacie Palestyny. Z początku organizacja o
charakterze samoobrony, stopniowo rozszerzyła pole działania na akcje odwetowe
wobec atakujących gangów arabskich, by przekształcić się w organizację typowo
wojskową. Po II wojnie światowej organizowała nielegalną
imigrację ocalonych z Holocaustu. W 1948 roku stosowała w swojej
działalności również metody terrorystyczne. Po utworzeniu niepodległego państwa Izrael
stała się podstawą Sił Obronnych Izraela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz