06 listopada 2019

Księżyc i miedziak


„Księżyc i miedziak”


W. Somerset Maugham




Autor/ (ur. 25 stycznia 1874 w Paryżu, zm. 16 grudnia 1965 w Saint-Jean-Cap-Ferrat k. Nicei) – angielski powieściopisarz i dramaturg.

Tłumaczenie/ Jadwiga Olędzka

Tematyka/ Somerset Maugham – jak się okazało – wiele uczynił dla podtrzymania czy wręcz spotęgowania legendy Paula Gauguina. Wobec powyższego chciałoby się zapytać: cóż mają począć teraz osoby, które w już dojrzałych latach odkryły w sobie jakieś twórcze powołanie? W jakiej indywidualnej historii miałyby nadal szukać inspiracji do odważnego, radykalnego odmienienia swojego życia, skoro ogólnie znana historia Paula Gauguina jest niczym więcej, jak tylko celowo rozpowszechnioną przez niego samego oraz spotęgowaną przez Somerseta Maughama legendą? A może, – do czego ja skłaniałbym się – należałoby przyjąć, iż każdy przypadek prawdziwego powołania twórczego jest czymś absolutnie niepowtarzalnym i że każdy prawdziwy artysta powołany jest również do wykreowania swej najzupełniej indywidualnej historii, by nie powiedzieć: legendy?

Główny motyw/ „Księżyc i miedziak" Williama Somerseta Maughama to głośna i barwna powieść o życiu niezwykłego artysty, który na ołtarzu sztuki poświęcił wszystko i wszystkich, odkrywając w sobie pasję malowania. Opuścił rodzinny dom, żonę i dzieci, by uciec od wrogiej mu cywilizacji do miejsca, gdzie mógł tylko malować  – na dalekie tahitańskie wyspy. Dopiero tam, choć na krótko, odnalazł spokój i siebie samego. Pierwowzorem głównego bohatera, Charlsa Stricklanda – niegdyś maklera giełdowego, potem opętanego pasją malarza – był Paul Gauguin.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Premier poza swoim urzędem okazuje się nazbyt często niczym więcej niż pompatycznym gadułą, a generał bez armii to tylko bohater prowincjonalnego miasteczka”.

„Sztuka jest przejawem uczuć (…)”.

„Skłonność do mitologizowania jest rodzajowi ludzkiemu wrodzona”.

„Mistyk widzi rzeczy niewidzialne, a psychopatolog- te, o których się nie mówi”.

„Pomnikiem malarza jest jego dzieło”.

„(…) pikanteria jest duszą dowcipu (…)”.

„Dlaczego porządne kobiety wychodzą za głupich mężczyzn? Bo inteligentni mężczyźni nie chcą się żenić z porządnymi kobietami”.

„Z bezczelnością właściwą młodym stawiałem trzydzieści pięć lat, jako najdalszą granicę, kiedy mężczyzna może się zakochać nie robiąc z siebie głupca”.

„Jest to zawsze smutne, kiedy oburzona moralność nie posiada dość fizycznej siły, by bezpośrednio wymierzyć karę grzesznikowi”.

„(…) nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak wiele w życiu kobiety znaczy opinia ludzka”.

„Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak pełna sprzeczności jest ludzka natura. Nie wiedziałem, ile pozy mieści się w szczerości, ile podłości w człowieku szlachetnym, ile dobroci w niegodziwym”.

„Jakież kobiety są ograniczone! Miłość! Zawsze tylko miłość! Myślą, że mężczyzna rzuca je tylko, dlatego, że pożąda innych kobiet”.

„Czy mówienie prawdy jest głupotą?”.

„Kiedy człowiek wpada do wody, to nieważne, jak pływa, dobrze, czy źle. Musi się z niej wydobyć, bo inaczej się utopi”.

„Tylko poeta lub święty może polewać asfaltowy chodnik w ufnym oczekiwaniu, że wyrosną tam lilie, nagradzając jego trud”.

„Kiedy ludzie mówią, że nie dbają o to, co inni o nich myślą, przeważnie oszukują samych siebie”.

„Pragnienie aprobaty jest może najgłębiej zakorzenionym instynktem cywilizowanego człowieka”.

„Mężczyźni to dziwne stworzenia, trzeba umieć się z nimi obchodzić”.

„Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak różne cechy tworzą człowieka. Teraz już wiem, że małostkowość i wielkość, złość i dobroć, nienawiść i miłość mogą żyć obok siebie w ludzkim sercu”.

„(…) świat nudzi się szybko opowiadaniami o nieszczęściu i chętnie unika jego widoku”.

„To nieprawda, że cierpienie uszlachetnia. Szczęście czasem tak, jak cierpienie przeważnie czyni ludzi małostkowymi i mściwymi”.

„Życie nie jest dostatecznie długie, żeby w nim zmieścić miłość i sztukę”.

„(…) Bóg jeden wie, co za pomysłowość rozwijają ludzie by dręczyć samych siebie”.

„Najbardziej dalekowzroczny człowiek nie może wyobrazić sobie, że uczucie jego kiedyś się skończy”.

„Miłość czyni z człowieka coś więcej niż to, czym jest, i coś mniej zarazem”.

„Miłość nie jest nigdy wolna od sentymentalizmu (…)”.

„Sądzę jednak, że pojęcie o tym, czym jest namiętność, kształtuje się u ludzi na podstawie ich własnych cech i doznań i jest dlatego u każdego różne”.

„Nie ma gorszego okrucieństwa na świecie niż okrucieństwo kobiety wobec mężczyzny, który ją kocha, a którego ona nie darzy uczuciem. Nie ma ona wtedy dla niego serca ani nawet wyrozumiałości; drażni ją jedynie okropnie”.

„To przykre, że zewnętrzny wygląd człowieka tak mało nieraz odpowiada nastrojom jego duszy”.

„Cóż za okrutny naprawdę kawał spłatała natura gromadząc razem tyle sprzecznych cech i stawiając tego człowieka twarzą w twarz z niepojętą obojętnością wszechświata”.

„Doświadczenie życiowe uczy, że ludzie stale robią rzeczy, które muszą skończyć się klęską, a jednak jakoś udaje im się uniknąć skutków swego szaleństwa”.

„Nieświadomie może cenimy władzę, jaką mamy nad ludźmi, jeśli oni liczą się z naszym sądem o nich; nienawidzimy tych, na których nie mamy wpływu. Wydaje mi się, że to najboleśniej rani ludzką ambicję”.

„Jest się w życiu we wszystkim zależnym od innych”.

„Dzieło człowieka odkrywa nam jego samego”.

„U mężczyzn bowiem z reguły miłość jest epizodem wśród innych spraw codziennych (…)”.

„Różnica między mężczyzną a kobietą w roli kochanków jest ta, że kobieta potrafi kochać cały dzień, a mężczyzna tylko od czasu do czasu”.

„ Świat jest pełen dziwaków, którzy robią rzeczy niezwykłe”.

„Są ludzie opanowani tak silnym pragnieniem prawdy, że gotowi są podważyć fundamenty swego istnienia, by ją osiągnąć”.

„(…) skąd miałem wiedzieć, iż świat pewnego dnia dojdzie do wniosku, że to był geniusz?”.

„Życie jest okrutne, a natura znajduje czasem straszliwą rozkosz w torturowaniu swych dzieci”.

„(…) szatan może cytować Pismo święte dla swoich celów”.


            Dzieło człowieka odkrywa nam jego samego. W stosunkach towarzyskich odsłania on tylko cechy powierzchowne, podług których chce być osądzony przez świat; prawdziwą wiedzę o nim zdobyć można jedynie na podstawie tych uczynków, z których nie zdaje sobie sprawy i z przelotnych wrażeń odbijających się bezwiednie na jego twarzy. Niekiedy ludzie doprowadzają do takiej doskonałości nałożoną maskę, że po pewnym czasie stają się naprawdę takimi, na jakich wyglądają. Lecz w swoim życiu człowiek okazuje się zupełnie bezbronny. Udawanie demaskuje jedynie jego nicość. Drzewo pomalowane na imitację żelaza zawsze wygląda jak drzewo. Żadne pozowanie na dziwaczność nie zatuszuje pospolitości umysłu. Bystremu obserwatorowi nie można pokazać najbardziej błahego nawet dzieła nie odkrywając równocześnie przed nim tajników swej duszy.

            Główny bohater powieści „Księżyc i miedziak”, Charles Strickland jest dobrze prosperującym maklerem giełdowym. Na początku książki czytelnik widzi go oczami młodego pisarza, narratora powieści: bardzo nudnego, spokojnego człowieka, nieinteresującego się literaturą ani sztuką, typowy biznesman. Wyglądał zwyczajnie nie miał darów społecznych, nie był ekscentryczny, był po prostu dobrym, uczciwym, zwykłym człowiekiem. Był zwykłym członkiem społeczeństwa, dobrym mężem i ojcem, uczciwym pośrednikiem nieruchomości lecz nie było powodu, by inni mogli na niego marnować czas. Charles Strickland był głową przeciętnej rodziny z klasy średniej - był to dość nudny człowiek, wypełniający swoje obowiązki w takim miejscu życia, w jakim umieściła go litościwa Opatrzność.

            Pozostała część książki pokazuje, jak błędne było pierwsze wrażenie narratora, a stosunek czytelnika do postaci Stricklanda zmienia się w miarę rozwoju powieści. Kiedy autor spotyka go po raz drugi w małym, ciemnym pokoju, pozbawionego powietrza hotelu, Strickland nie wyglądał na spokojnego, jego zaniedbany wygląd trochę odpychał, nie był już tym samym eleganckim człowiekiem jak podczas ich pierwszego spotkania w domu rodzinnym Stricklandów. Odpowiadał na pytania narratora z bezdusznością i pogardą. Walczyła z nim jakaś wewnętrzna gwałtowna moc, która dawała wrażenie czegoś bardzo silnego i nieopanowanego, jakby sterowała nim wbrew jego woli. Wydawał się być „opętany przez diabła”. A jednak wyglądał zwyczajnie. Siedział w swoim niezniszczonym meloniku, spodnie miał workowate, ręce miał brudne, jego nieogolona twarz była nieokrzesana i szorstka. Strickland nie był płynnym mówcą, wyrażał się z trudem, używając dziwnych zwrotów, slangu i niejasnych, niedokończonych gestów. Prawdopodobnie szczerość jego osobowości powstrzymywała go przed nudą. Strickland był ślepy na wszystko oprócz niepokojącej wizji, która nawiedzała jego duszę. Jakiś głęboko zakorzeniony instynkt tworzenia zawładnął całym jego bytem. Miał bezpośredniość fanatyka i zaciekłość apostoła. Strickland był niezależny od opinii swoich towarzyszy, konwencje go nie obchodziły, nikt nie był w stanie go ogarnąć, a to dawało mu wolność, która u innych wywoływała oburzenie.

            Podczas dalszej lektury dowiadujemy się, że jedynym celem życia Sticklanda było tworzenie piękna. Niedługo przed straszliwą śmiercią na trąd, z dala od ojczyzny, na odległej wyspie Tahiti, Strickland zrealizował swoje marzenie, o którym myślał przez całe swoje dzieciństwo i młodość. Gdy był chłopcem miał ochotę zostać malarzem, ale ojciec zmusił go do zajęcia się interesami. Mówił mu, że sztuka nie daje pieniędzy. Obrazy na ścianach zrujnowanych tahitańskich domów były jego arcydziełami. W nich Strickland w końcu wyraził całego siebie. W. S. Maugham stara się być bezstronny wobec swojego bohatera. Autor przedstawia Stricklanda, jako człowieka samolubnego, okrutnego i cynicznego. Ale z drugiej strony czytelnik czci go, jako utalentowanego artystę, twórcę piękna a jego namiętne oddanie sztuce budzi nasz podziw. Strickland wyróżniał się spośród większości Anglików doskonałą obojętnością na wygody; nie przeszkadzało mu, że mieszka w jednym odrapanym pokoju; nie musiał otaczać się pięknymi rzeczami. Nie chciał siedzieć na fotelu, tak naprawdę czuł się bardziej swobodnie siedząc na krześle kuchennym. Zjadał wszystko z apetytem, ale był obojętny na to, co jadł.

            Ale nikt nie był bardziej zdecydowany niż Strickland. Nigdy nie spotkałem w literaturze bohatera, który byłby tak samoświadomy własnej osoby. Jego relacje z kobietami były dość dziwne; a jednak były tylko nieznaczną częścią jego życia. To ironia, że tak tragicznie wpływał na innych. Jego prawdziwe życie składało się ze snów i niezwykle ciężkiej pracy. W przypadku Stricklanda apetyt seksualny zajmował bardzo mało miejsca.  Nie było to dla niego ważne. Takie zachowanie Stricklanda wręcz irytowało kobiety. Kiedy opuścił swoją żonę i dzieci, wszyscy podejrzewali, że zakochał się beznadziejnie w jakieś kobiecie i uciekł z nią. Uznawali to za rzecz naturalną. Nie potrafili go za to potępić. Mówili między sobą: „no cóż, dał się uwieść”. Porzucona żona w rozmowach towarzyskich twierdziła, że mężczyźni są słabi, a kobiety bez skrupułów. Ale rzecz miała się inaczej. On się nie zakochał w kobiecie, on kochał malować. Jego dusza skierowana była gdzie indziej. Miał gwałtowne pasje, ale nienawidził instynktów, które pozbawiłyby go poczucia własnej wartości. Możemy domyślać się, że nienawidził wszystkiego, co przypominało mu o rozpuście i seksualności.

Żył biedniej niż rzemieślnik. Pracował ciężko. Nie dbał o takie rzeczy, które u większości ludzi sprawiają, że życie jest miłe i piękne. Był obojętny na pieniądze. Nie dbał o sławę. Nie poszedł na kompromis ze światem, któremu poddaje się większość z nas. Nigdy nie przyszło mu nawet do głowy, że taki kompromis jest możliwy. Na początku mieszkał w Paryżu bardziej samotny niż Beduin na pustyni. Nie prosił niczego od swoich znajomych, poza tym, żeby zostawili go w spokoju. Był jednomyślny w swym celu i aby go realizować, był gotów poświęcić nie tylko siebie, ale i innych. Miał wizję samego siebie. Dzieła, które wyszły spod pędzla Stricklanda sugerują osobowość, która była dziwna, dręczona i złożona. Odczytywanie przekazów z jego obrazów jest jednym z najbardziej romantycznych wydarzeń w historii sztuki. Jego talent był w najwyższym stopniu niepodważalny. Walczyła w nim jakaś gwałtowna moc. Malował z wielkim trudem i nie chcąc przyjmować pomocy od nikogo, tracił dużo czasu na znalezienie dla siebie rozwiązań problemów technicznych, zdobywaniu płócien i farb. Nie pokazywał swoich obrazów, ponieważ tak naprawdę go nie interesowały. Żył we śnie, a rzeczywistość nic dla niego nie znaczyła.

            Kolejną ważną postacią powieści jest Dirk Stroeve, który ukazany jest, jako wielbiciel Stricklanda, był bardzo życzliwym człowiekiem, ale marnym artystą, chociaż posiadał poczucie piękna i jako pierwszy docenił talent Stricklanda. Był bardzo niespełnionym artystą i niezrealizowanym życiowo człowiekiem. Narrator spotkał go w Rzymie. Jego dusza była pełna miłości do sztuki, a jego pracownia była pełna płócien, których nikt nie doceniał. Dirk nie udawał wielkiego malarza. Jedyne, co chciał zrobić, to spopularyzować malarstwo, aby do domów prostych ludzi także trafiała sztuka. Współcześni malarze odczuwali pogardę dla niego i jego dzieł. Życie uczyniło go „kozłem ofiarnym” i przedmiotem drwin, natura za to nie odmówiła mu wrażliwości. Był ciągle wyśmiewany i ciężko znosił złośliwości. Życie Stroeve'a było tragedią napisaną w kategoriach farsy. Ale chociaż był kiepskim malarzem, miał bardzo delikatne wyczucie sztuki i chodzenie z nim do galerii było wspaniałą „ucztą intelektualną”. Jego entuzjazm był szczery, a krytyka ostra. Miał nie tylko prawdziwe uznanie dla starych mistrzów, ale także podziw dla współczesnych mu artystów. Szybko odkrył talent Stricklanda, jego pochwały były hojne, jego opinia była pewna, był lepiej wykształcony niż większość malarzy, a jego rady i wskazówki miały nieporównywalną wartość. W. Somerset Maugham pisze książkę tak, aby czytelnik wyciągnął własne wnioski na temat postaci i wydarzeń opisanych w jego powieści. Nic czytelnikowi nie sugeruje. Realistyczny obraz życia, uważna obserwacja postaci i ciekawa fabuła w połączeniu z pięknym, ekspresyjnym językiem, prostym i klarownym stylem, sprawiają, że Somerset Maugham znajduj się na najwyższym szczeblu największych angielskich pisarzy XX wieku.

            Powieść jest ilustracją jednej z ulubionych teorii Maughama o ludzkiej naturze, że w człowieku istnieje splot sprzeczności, że działania ludzkiego umysłu są nieprzewidywalne. Strickland jest skoncentrowany tylko na swojej sztuce. Jest obojętny na miłość, przyjaźń i życzliwość. Inspiracją do tej historii jest Paul Gauguin, który uważany jest za twórcę prymitywizmu w sztuce. Główne różnice między Gauguinem a Stricklandem polegają na tym, że Gauguin był Francuzem a Strickland jest Anglikiem, podczas gdy Maugham przedstawia Stricklanda, jako niezaznajomionego ze sztuką w ogóle, sam Gauguin był dobrze zaznajomiony z impresjonistami w latach 80. XIX wieku i przez pewien czas mieszkał u Van Gogha w południowej Francji. Sam Maugham odwiedził miejsce gdzie mieszkał Gauguin na Tahiti i kupił kilka obrazów namalowanych przez tegoż artystę.

Przypuszczalnie tytułowy „Księżyc…”  Maughama symbolizuje idealistyczne królestwo sztuki i piękna, podczas gdy „…miedziak” reprezentuje relacje międzyludzkie i zwykłe przyjemności życia. Książka jest też dobrym przykładem tego, jak rodzic nie pozwolił dziecku spełniać swoich marzeń - w tym wypadku ojciec nie pozwolił swojemu synowi zostać malarzem - bo dla ojca ważny był „miedziak”, a dla dziecka ważniejszy był „księżyc”. Jak się okazało spełnienie dziecięcych marzeń w wieku dorosłym przybrało formy pewnego rodzaju fanatyzmu. Bohatera tak bardzo pochłania nowa pasja, że przestaje go interesować cokolwiek innego. Dzieci, obowiązki rodzinne idą w kąt. Jego życie nie przypomina jednak bajki. Właściwie zostaje odrzucony przez społeczeństwo. Tylko nieliczni widzą w nim wizjonera, a w jego obrazach - wielkość. Książka obfituje w dramatyczne momenty. Samobójcza śmierć przyjaciółki, sceny degrengolady psychicznej, przymieranie głodem. Lecz na końcu los przywiedzie malarza do Tahiti. Tam wreszcie odnajdzie spokój. Tam też objawi się w pełni siła jego malarstwa. Z dala od ludzi, ich podziwu i zawiści - odnajdzie siebie.

            Wyobraźcie sobie, że obejrzawszy obrazy Paula Gauguin, nie znalazłem klucza do zrozumienia jego dziwnego charakteru, którego w książce symbolizuje Strickland. Pogłębiły one jedynie moje zdziwienie, jakie przez lekturę książki budziła we mnie postać głównego bohatera. Jedyna rzecz, która wydawała mi się jasna - a może i to było tylko moja fantazja - to to, że walczył on namiętnie o uwolnienie się spod władzy jakiejś mocy, która go więziła. Jaka to była moc i jaką drogę miało pójść to wyzwolenie, pozostaje dla mnie nadal tajemnicą. Każdy z nas jest sam na świecie. Zamknięty jak w twierdzy, może porozumiewać się z bliźnimi jedynie za pomocą znaków, a znaki nie mają jednej wspólnej wartości, ich znaczenie jest niejasne i wątpliwe. Staramy się usilnie przekazać innym skarby swego serca, ale oni nie umieją ich przyjąć; idziemy, więc samotni obok siebie, lecz nie razem, niezdolni poznać innych ludzi i nieznani przez innych. Jesteśmy często jak ludzie żyjący w obcym kraju, którego językiem władają tak słabo, że choć mają do powiedzenia rzeczy piękne i głębokie, skazani są na banały z samouczka. W mózgu ich kłębi się wir myśli, a umieją jedynie powiedzieć, że „parasolka ciotki ogrodnika znajduje się w domu”. Zdaje mi się, że w wysiłkach Stricklanda kryje się wyjaśnienie tego, co wstrząsa czytelnikiem podczas czytania tej książki. Dla Stricklanda i dla Gauguin barwy i kształty miały znaczenie zupełnie szczególne. Gnębiła ich przemożna konieczność wyrażania tego, co czuli; malowali swoje obrazy w tym jednym celu. Nie wahali się upraszczać lub zniekształcać, jeśli mogli tym sposobem zbliżyć się do tej nieznanej rzeczy, której poszukiwali. Fakty nie miały dla nich znaczenia, bo pod masą nieistotnych wydarzeń szukali czegoś, co tylko dla nich było ważne. Tak jakby ujrzeli duszę wszechświata i byli zmuszeni jakoś ją wyrazić.

            Szczególnie sprytny w tej książce jest sposób powstrzymywania czytelnika przed poznaniem obrazów Stricklanda. Minie już ponad połowa powieści, zanim narrator przedstawi czytelnikowi niektóre z nich - a potem, w zaskakująco nieoczekiwany sposób powie: „Byłem gorzko rozczarowany... moje pierwsze wrażenie było takie, że mógł je namalować pijany taksówkarz”. W rzeczywistości nie otrzymujemy właściwego opisu twórczości Stricklanda aż do samego końca historii, do jego śmierci, kiedy narrator i reszta świata z opóźnieniem poznają geniusz malarza (jak zresztą było w przypadku Gaugin czy Van Gogha). Postać Stricklanda przypomina historię Doriana Graya Oscara Wilde’a, życie Stricklanda kończy się zachorowaniem na trąd, jako oznaką zniszczenia jego duszy. Podobnie jak piękny Dorian, który z lęku przed zniszczeniem siebie i swojego portretu doprowadza do samobójstwa wielu swoich wielbicieli, tak Strickland rujnuje życie wielu osób nim umrze wraz ze swoim talentem.