„Księżyc i miedziak”
W. Somerset Maugham
Autor/ (ur. 25 stycznia 1874 w Paryżu, zm. 16 grudnia 1965 w Saint-Jean-Cap-Ferrat k. Nicei) – angielski powieściopisarz i dramaturg.
Tłumaczenie/ Jadwiga
Olędzka
Tematyka/ Somerset
Maugham – jak się okazało – wiele uczynił dla podtrzymania czy wręcz
spotęgowania legendy Paula Gauguina. Wobec powyższego chciałoby się zapytać:
cóż mają począć teraz osoby, które w już dojrzałych latach odkryły w sobie
jakieś twórcze powołanie? W jakiej indywidualnej historii miałyby nadal szukać
inspiracji do odważnego, radykalnego odmienienia swojego życia, skoro ogólnie
znana historia Paula Gauguina jest niczym więcej, jak tylko celowo
rozpowszechnioną przez niego samego oraz spotęgowaną przez Somerseta Maughama
legendą? A może, – do czego ja skłaniałbym się – należałoby przyjąć, iż każdy
przypadek prawdziwego powołania twórczego jest czymś absolutnie niepowtarzalnym
i że każdy prawdziwy artysta powołany jest również do wykreowania swej
najzupełniej indywidualnej historii, by nie powiedzieć: legendy?
Główny motyw/
„Księżyc i miedziak" Williama Somerseta
Maughama to głośna i barwna powieść o życiu niezwykłego artysty, który na
ołtarzu sztuki poświęcił wszystko i wszystkich, odkrywając w sobie pasję
malowania. Opuścił rodzinny dom, żonę i dzieci, by uciec od wrogiej mu
cywilizacji do miejsca, gdzie mógł tylko malować – na dalekie tahitańskie
wyspy. Dopiero tam, choć na krótko, odnalazł spokój i siebie samego. Pierwowzorem
głównego bohatera, Charlsa Stricklanda – niegdyś maklera giełdowego, potem
opętanego pasją malarza – był Paul Gauguin.
Cytaty z
książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Premier poza swoim urzędem okazuje się nazbyt często
niczym więcej niż pompatycznym gadułą, a generał bez armii to tylko bohater
prowincjonalnego miasteczka”.
„Sztuka jest przejawem uczuć (…)”.
„Skłonność do mitologizowania jest rodzajowi ludzkiemu
wrodzona”.
„Mistyk widzi rzeczy niewidzialne, a psychopatolog- te, o
których się nie mówi”.
„Pomnikiem malarza jest jego dzieło”.
„(…) pikanteria jest duszą dowcipu (…)”.
„Dlaczego porządne kobiety wychodzą za głupich mężczyzn? Bo
inteligentni mężczyźni nie chcą się żenić z porządnymi kobietami”.
„Z bezczelnością właściwą młodym stawiałem trzydzieści pięć
lat, jako najdalszą granicę, kiedy mężczyzna może się zakochać nie robiąc z
siebie głupca”.
„Jest to zawsze smutne, kiedy oburzona moralność nie
posiada dość fizycznej siły, by bezpośrednio wymierzyć karę grzesznikowi”.
„(…) nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak wiele w życiu
kobiety znaczy opinia ludzka”.
„Nie wiedziałem jeszcze wtedy, jak pełna sprzeczności jest
ludzka natura. Nie wiedziałem, ile pozy mieści się w szczerości, ile podłości w
człowieku szlachetnym, ile dobroci w niegodziwym”.
„Jakież kobiety są ograniczone! Miłość! Zawsze tylko
miłość! Myślą, że mężczyzna rzuca je tylko, dlatego, że pożąda innych kobiet”.
„Czy mówienie prawdy jest głupotą?”.
„Kiedy człowiek wpada do wody, to nieważne, jak pływa,
dobrze, czy źle. Musi się z niej wydobyć, bo inaczej się utopi”.
„Tylko poeta lub święty może polewać asfaltowy chodnik w
ufnym oczekiwaniu, że wyrosną tam lilie, nagradzając jego trud”.
„Kiedy ludzie mówią, że nie dbają o to, co inni o nich
myślą, przeważnie oszukują samych siebie”.
„Pragnienie aprobaty jest może najgłębiej zakorzenionym
instynktem cywilizowanego człowieka”.
„Mężczyźni to dziwne stworzenia, trzeba umieć się z nimi
obchodzić”.
„Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak różne cechy tworzą
człowieka. Teraz już wiem, że małostkowość i wielkość, złość i dobroć,
nienawiść i miłość mogą żyć obok siebie w ludzkim sercu”.
„(…) świat nudzi się szybko opowiadaniami o nieszczęściu i
chętnie unika jego widoku”.
„To nieprawda, że cierpienie uszlachetnia. Szczęście czasem
tak, jak cierpienie przeważnie czyni ludzi małostkowymi i mściwymi”.
„Życie nie jest dostatecznie długie, żeby w nim zmieścić
miłość i sztukę”.
„(…) Bóg jeden wie, co za pomysłowość rozwijają ludzie by
dręczyć samych siebie”.
„Najbardziej dalekowzroczny człowiek nie może wyobrazić
sobie, że uczucie jego kiedyś się skończy”.
„Miłość czyni z człowieka coś więcej niż to, czym jest, i
coś mniej zarazem”.
„Miłość nie jest nigdy wolna od sentymentalizmu (…)”.
„Sądzę jednak, że pojęcie o tym, czym jest namiętność,
kształtuje się u ludzi na podstawie ich własnych cech i doznań i jest dlatego u
każdego różne”.
„Nie ma gorszego okrucieństwa na świecie niż okrucieństwo
kobiety wobec mężczyzny, który ją kocha, a którego ona nie darzy uczuciem. Nie
ma ona wtedy dla niego serca ani nawet wyrozumiałości; drażni ją jedynie
okropnie”.
„To przykre, że zewnętrzny wygląd człowieka tak mało nieraz
odpowiada nastrojom jego duszy”.
„Cóż za okrutny naprawdę kawał spłatała natura gromadząc
razem tyle sprzecznych cech i stawiając tego człowieka twarzą w twarz z
niepojętą obojętnością wszechświata”.
„Doświadczenie życiowe uczy, że ludzie stale robią rzeczy,
które muszą skończyć się klęską, a jednak jakoś udaje im się uniknąć skutków
swego szaleństwa”.
„Nieświadomie może cenimy władzę, jaką mamy nad ludźmi,
jeśli oni liczą się z naszym sądem o nich; nienawidzimy tych, na których nie
mamy wpływu. Wydaje mi się, że to najboleśniej rani ludzką ambicję”.
„Jest się w życiu we wszystkim zależnym od innych”.
„Dzieło człowieka odkrywa nam jego samego”.
„U mężczyzn bowiem z reguły miłość jest epizodem wśród
innych spraw codziennych (…)”.
„Różnica między mężczyzną a kobietą w roli kochanków jest
ta, że kobieta potrafi kochać cały dzień, a mężczyzna tylko od czasu do czasu”.
„ Świat jest pełen dziwaków, którzy robią rzeczy
niezwykłe”.
„Są ludzie opanowani tak silnym pragnieniem prawdy, że
gotowi są podważyć fundamenty swego istnienia, by ją osiągnąć”.
„(…) skąd miałem wiedzieć, iż świat pewnego dnia dojdzie do
wniosku, że to był geniusz?”.
„Życie jest okrutne, a natura znajduje czasem straszliwą
rozkosz w torturowaniu swych dzieci”.
„(…) szatan może cytować Pismo święte dla swoich celów”.
Dzieło
człowieka odkrywa nam jego samego. W stosunkach towarzyskich odsłania on tylko
cechy powierzchowne, podług których chce być osądzony przez świat; prawdziwą
wiedzę o nim zdobyć można jedynie na podstawie tych uczynków, z których nie
zdaje sobie sprawy i z przelotnych wrażeń odbijających się bezwiednie na jego
twarzy. Niekiedy ludzie doprowadzają do takiej doskonałości nałożoną maskę, że
po pewnym czasie stają się naprawdę takimi, na jakich wyglądają. Lecz w swoim
życiu człowiek okazuje się zupełnie bezbronny. Udawanie demaskuje jedynie jego
nicość. Drzewo pomalowane na imitację żelaza zawsze wygląda jak drzewo. Żadne
pozowanie na dziwaczność nie zatuszuje pospolitości umysłu. Bystremu
obserwatorowi nie można pokazać najbardziej błahego nawet dzieła nie odkrywając
równocześnie przed nim tajników swej duszy.
Główny bohater powieści „Księżyc i miedziak”, Charles Strickland jest dobrze prosperującym
maklerem giełdowym. Na początku książki czytelnik widzi go oczami młodego
pisarza, narratora powieści: bardzo nudnego, spokojnego człowieka,
nieinteresującego się literaturą ani sztuką, typowy biznesman. Wyglądał
zwyczajnie nie miał darów społecznych, nie był ekscentryczny, był po prostu
dobrym, uczciwym, zwykłym człowiekiem. Był zwykłym członkiem społeczeństwa,
dobrym mężem i ojcem, uczciwym pośrednikiem nieruchomości lecz nie było powodu,
by inni mogli na niego marnować czas. Charles Strickland był głową przeciętnej
rodziny z klasy średniej - był to dość nudny człowiek, wypełniający swoje
obowiązki w takim miejscu życia, w jakim umieściła go litościwa Opatrzność.
Pozostała część książki pokazuje,
jak błędne było pierwsze wrażenie narratora, a stosunek czytelnika do postaci
Stricklanda zmienia się w miarę rozwoju powieści. Kiedy autor spotyka go po raz
drugi w małym, ciemnym pokoju, pozbawionego powietrza hotelu, Strickland nie
wyglądał na spokojnego, jego zaniedbany wygląd trochę odpychał, nie był już tym
samym eleganckim człowiekiem jak podczas ich pierwszego spotkania w domu
rodzinnym Stricklandów. Odpowiadał na pytania narratora z bezdusznością i
pogardą. Walczyła z nim jakaś wewnętrzna gwałtowna moc, która dawała wrażenie
czegoś bardzo silnego i nieopanowanego, jakby sterowała nim wbrew jego woli.
Wydawał się być „opętany przez diabła”. A jednak wyglądał zwyczajnie. Siedział w
swoim niezniszczonym meloniku, spodnie miał workowate, ręce miał brudne, jego
nieogolona twarz była nieokrzesana i szorstka. Strickland nie był płynnym
mówcą, wyrażał się z trudem, używając dziwnych zwrotów, slangu i niejasnych,
niedokończonych gestów. Prawdopodobnie szczerość jego osobowości powstrzymywała
go przed nudą. Strickland był ślepy na wszystko oprócz niepokojącej wizji,
która nawiedzała jego duszę. Jakiś głęboko zakorzeniony instynkt tworzenia
zawładnął całym jego bytem. Miał bezpośredniość fanatyka i zaciekłość apostoła.
Strickland był niezależny od opinii swoich towarzyszy, konwencje go nie
obchodziły, nikt nie był w stanie go ogarnąć, a to dawało mu wolność, która u
innych wywoływała oburzenie.
Podczas
dalszej lektury dowiadujemy się, że jedynym celem
życia Sticklanda było tworzenie piękna. Niedługo przed straszliwą śmiercią na
trąd, z dala od ojczyzny, na odległej wyspie Tahiti, Strickland zrealizował
swoje marzenie, o którym myślał przez całe swoje dzieciństwo i młodość. Gdy był
chłopcem miał ochotę zostać malarzem, ale ojciec zmusił go do zajęcia się
interesami. Mówił mu, że sztuka nie daje pieniędzy. Obrazy na ścianach
zrujnowanych tahitańskich domów były jego arcydziełami. W nich Strickland w
końcu wyraził całego siebie. W. S. Maugham stara się być bezstronny wobec
swojego bohatera. Autor przedstawia Stricklanda, jako człowieka samolubnego,
okrutnego i cynicznego. Ale z drugiej strony czytelnik czci go, jako utalentowanego
artystę, twórcę piękna a jego namiętne oddanie sztuce budzi nasz podziw. Strickland
wyróżniał się spośród większości Anglików doskonałą obojętnością na wygody; nie
przeszkadzało mu, że mieszka w jednym odrapanym pokoju; nie musiał otaczać się
pięknymi rzeczami. Nie chciał siedzieć na fotelu, tak naprawdę czuł się bardziej
swobodnie siedząc na krześle kuchennym. Zjadał wszystko z apetytem, ale był
obojętny na to, co jadł.
Ale nikt nie był bardziej zdecydowany niż Strickland.
Nigdy nie spotkałem w literaturze bohatera, który byłby tak samoświadomy
własnej osoby. Jego relacje z kobietami były dość dziwne; a jednak były tylko
nieznaczną częścią jego życia. To ironia, że tak tragicznie wpływał na innych.
Jego prawdziwe życie składało się ze snów i niezwykle ciężkiej pracy. W
przypadku Stricklanda apetyt seksualny zajmował bardzo mało miejsca. Nie było to dla niego ważne. Takie zachowanie
Stricklanda wręcz irytowało kobiety. Kiedy opuścił swoją żonę i dzieci, wszyscy
podejrzewali, że zakochał się beznadziejnie w jakieś kobiecie i uciekł z nią.
Uznawali to za rzecz naturalną. Nie potrafili go za to potępić. Mówili między
sobą: „no cóż, dał się uwieść”. Porzucona żona w rozmowach towarzyskich
twierdziła, że mężczyźni są słabi, a kobiety bez skrupułów. Ale rzecz miała się
inaczej. On się nie zakochał w kobiecie, on kochał malować. Jego dusza
skierowana była gdzie indziej. Miał gwałtowne pasje, ale nienawidził
instynktów, które pozbawiłyby go poczucia własnej wartości. Możemy domyślać się,
że nienawidził wszystkiego, co przypominało mu o rozpuście i seksualności.
Żył biedniej
niż rzemieślnik. Pracował ciężko. Nie dbał o takie rzeczy, które u większości
ludzi sprawiają, że życie jest miłe i piękne. Był obojętny na pieniądze. Nie
dbał o sławę. Nie poszedł na kompromis ze światem, któremu poddaje się
większość z nas. Nigdy nie przyszło mu nawet do głowy, że taki kompromis jest
możliwy. Na początku mieszkał w Paryżu bardziej samotny niż Beduin na pustyni.
Nie prosił niczego od swoich znajomych, poza tym, żeby zostawili go w spokoju.
Był jednomyślny w swym celu i aby go realizować, był gotów poświęcić nie tylko siebie,
ale i innych. Miał wizję samego siebie. Dzieła, które wyszły spod pędzla Stricklanda
sugerują osobowość, która była dziwna, dręczona i złożona. Odczytywanie
przekazów z jego obrazów jest jednym z najbardziej romantycznych wydarzeń w
historii sztuki. Jego talent był w najwyższym stopniu niepodważalny. Walczyła w
nim jakaś gwałtowna moc. Malował z wielkim trudem i nie chcąc przyjmować pomocy
od nikogo, tracił dużo czasu na znalezienie dla siebie rozwiązań problemów
technicznych, zdobywaniu płócien i farb. Nie pokazywał swoich obrazów, ponieważ
tak naprawdę go nie interesowały. Żył we śnie, a rzeczywistość nic dla niego
nie znaczyła.
Kolejną ważną postacią powieści jest Dirk Stroeve, który
ukazany jest, jako wielbiciel Stricklanda, był bardzo życzliwym człowiekiem,
ale marnym artystą, chociaż posiadał poczucie piękna i jako pierwszy docenił
talent Stricklanda. Był bardzo niespełnionym artystą i niezrealizowanym życiowo
człowiekiem. Narrator spotkał go w Rzymie. Jego dusza była pełna miłości do
sztuki, a jego pracownia była pełna płócien, których nikt nie doceniał. Dirk
nie udawał wielkiego malarza. Jedyne, co chciał zrobić, to spopularyzować
malarstwo, aby do domów prostych ludzi także trafiała sztuka. Współcześni
malarze odczuwali pogardę dla niego i jego dzieł. Życie uczyniło go
„kozłem ofiarnym” i przedmiotem drwin, natura za to nie odmówiła mu wrażliwości.
Był ciągle wyśmiewany i ciężko znosił złośliwości. Życie Stroeve'a było
tragedią napisaną w kategoriach farsy. Ale chociaż był kiepskim malarzem, miał
bardzo delikatne wyczucie sztuki i chodzenie z nim do galerii było wspaniałą
„ucztą intelektualną”. Jego entuzjazm był szczery, a krytyka ostra. Miał nie
tylko prawdziwe uznanie dla starych mistrzów, ale także podziw dla
współczesnych mu artystów. Szybko odkrył talent Stricklanda, jego pochwały były
hojne, jego opinia była pewna, był lepiej wykształcony niż większość malarzy, a
jego rady i wskazówki miały nieporównywalną wartość. W. Somerset Maugham pisze książkę tak, aby czytelnik wyciągnął
własne wnioski na temat postaci i wydarzeń opisanych w jego powieści. Nic
czytelnikowi nie sugeruje. Realistyczny
obraz życia, uważna obserwacja postaci i ciekawa fabuła w połączeniu z pięknym,
ekspresyjnym językiem, prostym i klarownym stylem, sprawiają, że Somerset
Maugham znajduj się na najwyższym szczeblu największych angielskich pisarzy XX
wieku.
Powieść jest ilustracją jednej z
ulubionych teorii Maughama o ludzkiej naturze, że w człowieku istnieje splot sprzeczności, że działania ludzkiego umysłu są
nieprzewidywalne. Strickland jest skoncentrowany
tylko na swojej sztuce. Jest obojętny na miłość, przyjaźń i życzliwość. Inspiracją
do tej historii jest Paul Gauguin, który uważany jest za twórcę prymitywizmu w
sztuce. Główne różnice między Gauguinem a
Stricklandem polegają na tym, że Gauguin był Francuzem a Strickland jest Anglikiem, podczas gdy Maugham
przedstawia Stricklanda, jako niezaznajomionego ze sztuką w ogóle, sam Gauguin był
dobrze zaznajomiony z impresjonistami w latach 80. XIX wieku i przez pewien
czas mieszkał u Van Gogha w południowej Francji. Sam Maugham odwiedził miejsce
gdzie mieszkał Gauguin na Tahiti i kupił
kilka obrazów namalowanych przez tegoż artystę.
Przypuszczalnie
tytułowy „Księżyc…” Maughama symbolizuje idealistyczne królestwo
sztuki i piękna, podczas gdy „…miedziak” reprezentuje relacje
międzyludzkie i zwykłe przyjemności życia. Książka jest też dobrym przykładem
tego, jak rodzic nie pozwolił dziecku spełniać swoich marzeń - w tym wypadku
ojciec nie pozwolił swojemu synowi zostać malarzem - bo dla ojca ważny był
„miedziak”, a dla dziecka ważniejszy był „księżyc”. Jak się okazało spełnienie
dziecięcych marzeń w wieku dorosłym przybrało formy pewnego rodzaju fanatyzmu. Bohatera
tak bardzo pochłania nowa pasja, że przestaje go interesować cokolwiek innego.
Dzieci, obowiązki rodzinne idą w kąt. Jego życie nie przypomina jednak bajki.
Właściwie zostaje odrzucony przez społeczeństwo. Tylko nieliczni widzą w nim
wizjonera, a w jego obrazach - wielkość. Książka obfituje w dramatyczne
momenty. Samobójcza śmierć przyjaciółki, sceny degrengolady psychicznej,
przymieranie głodem. Lecz na końcu los przywiedzie malarza do Tahiti. Tam
wreszcie odnajdzie spokój. Tam też objawi się w pełni siła jego malarstwa. Z
dala od ludzi, ich podziwu i zawiści - odnajdzie siebie.
Wyobraźcie
sobie, że obejrzawszy obrazy Paula Gauguin, nie znalazłem klucza do zrozumienia
jego dziwnego charakteru, którego w książce symbolizuje Strickland. Pogłębiły one jedynie moje zdziwienie, jakie
przez lekturę książki budziła we mnie postać głównego bohatera. Jedyna rzecz,
która wydawała mi się jasna - a może i to było tylko moja fantazja - to to, że
walczył on namiętnie o uwolnienie się spod władzy jakiejś mocy, która go
więziła. Jaka to była moc i jaką drogę miało pójść to wyzwolenie, pozostaje dla
mnie nadal tajemnicą. Każdy z nas jest sam na świecie. Zamknięty jak w
twierdzy, może porozumiewać się z bliźnimi jedynie za pomocą znaków, a znaki
nie mają jednej wspólnej wartości, ich znaczenie jest niejasne i wątpliwe.
Staramy się usilnie przekazać innym skarby swego serca, ale oni nie umieją ich
przyjąć; idziemy, więc samotni obok siebie, lecz nie razem, niezdolni poznać
innych ludzi i nieznani przez innych. Jesteśmy często jak ludzie żyjący w obcym
kraju, którego językiem władają tak słabo, że choć mają do powiedzenia rzeczy
piękne i głębokie, skazani są na banały z samouczka. W mózgu ich kłębi się wir
myśli, a umieją jedynie powiedzieć, że „parasolka ciotki ogrodnika znajduje się
w domu”. Zdaje mi się, że w wysiłkach Stricklanda kryje się wyjaśnienie tego,
co wstrząsa czytelnikiem podczas czytania tej książki. Dla Stricklanda i dla
Gauguin barwy i kształty miały znaczenie zupełnie szczególne. Gnębiła ich
przemożna konieczność wyrażania tego, co czuli; malowali swoje obrazy w tym
jednym celu. Nie wahali się upraszczać lub zniekształcać, jeśli mogli tym
sposobem zbliżyć się do tej nieznanej rzeczy, której poszukiwali. Fakty nie
miały dla nich znaczenia, bo pod masą nieistotnych wydarzeń szukali czegoś, co
tylko dla nich było ważne. Tak jakby ujrzeli duszę wszechświata i byli zmuszeni
jakoś ją wyrazić.
Szczególnie sprytny w tej książce jest sposób
powstrzymywania czytelnika przed poznaniem obrazów Stricklanda. Minie już ponad
połowa powieści, zanim narrator przedstawi czytelnikowi niektóre z nich - a
potem, w zaskakująco nieoczekiwany sposób powie: „Byłem gorzko rozczarowany... moje pierwsze wrażenie było takie, że mógł
je namalować pijany taksówkarz”. W rzeczywistości nie otrzymujemy
właściwego opisu twórczości Stricklanda aż do samego końca historii, do jego
śmierci, kiedy narrator i reszta świata z opóźnieniem poznają geniusz malarza
(jak zresztą było w przypadku Gaugin czy Van Gogha). Postać Stricklanda
przypomina historię Doriana Graya Oscara Wilde’a, życie Stricklanda kończy się zachorowaniem
na trąd, jako oznaką zniszczenia jego duszy. Podobnie jak piękny Dorian, który z
lęku przed zniszczeniem siebie i swojego portretu doprowadza do samobójstwa
wielu swoich wielbicieli, tak Strickland rujnuje życie wielu osób nim umrze
wraz ze swoim talentem.