„Odkrycie nieba”
Harry Mulisch
Autor/ (ur.
29 lipca 1927 w Haarlemie,
zm. 30 października 2010 r. w Amsterdamie)
– holenderski pisarz. Wraz z W.F. Hermansem
oraz G. Reve
zaliczany do „wielkiej trójki” najważniejszych pisarzy współczesnej literatury
niderlandzkiej. Jego książki były tłumaczone na 26 języków.
Światową sławę przyniosły mu „Zamach”
i „Odkrycie nieba”.
Tłumaczenie/ Ryszard
Turczyn
Tematyka/ Książka
„Odkrycie nieba” Mulischa stanowi
mozaikę dramatów XX wieku. Autor niczym genialny kompozytor tworzy wariacje na
temat przyjaźni, wierności, rodziny, sztuki, historii, postępu
technologicznego, religii, przeznaczenia oraz dobra i zła. Jego książka -
barwna i wciągająca, napisana z epickim rozmachem to tak naprawdę powieść
filozoficzna - jest jednym z najgłośniejszych osiągnięć powojennej literatury
europejskiej.
Główny motyw/ Pierwszy
motyw - Holandia, rok 1967. Pewnej mroźnej nocy Maks - genialny astronom, a
przy tym ekstrawagancki kobieciarz - zabiera autostopowicza. Jest nim Onno -
roztargniony filolog, piekielnie inteligentny mizantrop. Mimo różnic charakteru
zostają przyjaciółmi. Szybko okazuje się, że łączy ich ta sama data poczęcia, a
wkrótce także miłość do jednej kobiety - pięknej wiolonczelistki Ady. Drugi
motyw - Bóg niezadowolony z tego, co się dzieje na Ziemi chce ukarać ludzi
odbierając im tablice z dziesięciorgiem przykazań. Misję powierza aniołom.
Jeden z nich musi odnaleźć na Ziemi odpowiednich rodziców dla wysłannika, który
pomoże wypełnić wolę boską. Ponaglany anioł musi się pośpieszyć. Dostaje 17
ludzkich lat i 9 miesięcy na wykonanie zadania, ale ma problem: pożądane geny
mogą dać dwaj mężczyźni i jedna kobieta. Wybrańcy poznają się 13 sierpnia 1967
roku, a po 9 miesiącach trafiają na wytypowaną kobietę...
Cytaty z książki charakteryzujące
problematykę utworu:
„Wiadomo,
że na Ziemi każdy bierze ślub nie z tym, co trzeba (…)”.
„Wydaje
się, że to takie łatwe wpływać na naturalny bieg rzeczy, ale rzeczywistość jest
zupełnie jak woda: wprawdzie płynna i ruchoma, ale tylko z najwyższym trudem
daje się ją ścisnąć. Kiedy człowiekowi bardzo na niej zależy, staje się twarda
jak skała, w którą uderzył Mojżesz, by trysnęło źródło”.
„Są
rzeczy, których człowiek nie jest się w stanie nauczyć”.
„(…)
każdy człowiek jest wprawdzie wyjątkowy i odkrywa to dopiero wówczas, kiedy ktoś się w nim zakocha albo
kiedy nikt nie chce się
w nim zakochać- lecz nawet nadzwyczajne okoliczności mogą wydać się oczywiste,
po prostu dlatego, że są, jakie są”.
„Świadomość
wyjątkowości też pojawia się dopiero wówczas, kiedy inni zaczynają nas uważać
za wyjątkowych. Nawet królewicz dopiero
z czasem uświadamia sobie, że nie dla każdego, kto obchodzi urodziny
w całym kraju wciąga się flagi na maszt”.
„Rozmowa
o śmierci jest zwykłą stratą czasu. Dopóki żyjesz, nie jesteś martwy, a jak już
nie będziesz żył, to jesteś martwy tylko dla innych”.
„(…)
katolicy nigdy nie czytają Biblii, często nawet nie mają jej w domu, są pod tym
względem analfabetami. Obrazki i ryciny, to wszystko, co potrafią zrozumieć”.
„Ludzka
natura jest do tego stopnia konserwatywna, że przyszedłszy do kogoś, zawsze
siądziemy na tym samym miejscu, na którym siedzieliśmy za pierwszym razem”.
„Pytanie
jest zbyt dobre, żeby je psuć jakąś odpowiedzią”.
„Profesorowie
byli jego zdaniem kimś w rodzaju instruktorów pływania - a czy ktoś widział
kiedyś instruktora pływania w wodzie? Czegoś takiego nikt nigdy nie widział, bo
instruktorzy pływania w ogóle nie umieją pływać, oni umieją tylko gadać o
pływaniu”.
„Może
jest tak, że w życiu człowiek dokonuje tylko jednego odkrycia?”.
„Hmmm,
wiesz, co powiedział Napoleon? Że wszystkie wojny, jakie prowadzi, to drobiazg
w porównaniu z wojną , jaka wybuchnie kiedyś między mężczyznami a kobietami”.
„Wariactwo
jest uciążliwe”.
„(…)
cała materia, z jakiej stworzone jest jej ciało, narodziła się
w gwiazdach (…)”.
„Człowiek
został stworzony na ogrodnika!”.
„Mężczyzna
rozdziewiczający kobietę zajmuje w jej życiu miejsce porównywalne z miejscem lekarza,
który pomagał jej przyjść na świat, albo tego, który będzie jej asystował w
godzinie śmierci”.
„Wieczny
odpoczynek i tak kiedyś nadejdzie- nie muszę go więc teraz szukać”.
„Polityki
można się nauczyć tylko tocząc walki o przetrwanie z braćmi
i siostrami. Jeśli nie przeszedłeś szkoły intrygi, oszustwa oraz zastraszania
nic z tego nie będzie. Ja mam zatem świetne kwalifikacje, ty zaś jesteś
jedynakiem, nigdy nie musiałeś walczyć o względy rodziców”.
„Skoro
była to ziemska filia piekła [Auschwitz-Birkenau], to gdzie
w takim razie jest filia nieba? Nie było takiego miejsca, bo istniało tylko
piekło, a nieba nie ma”.
„W
polityce trzeba używać takiej broni, jaka jest akurat pod ręką, podobnie jak w
miłości”.
„Każdy
umiera swoją własną śmiercią”.
„Jak
dla mnie, to ten świat w ogóle nie działa na żadnych zasadach, tak jak trudno
dopatrzyć się jakiejś zasady w zawartości kosza na śmieci. Moim zdaniem świat-
przynajmniej ziemski- jest jednym wielkim improwizowanym chaosem, który z kompletnie niezrozumiałych powodów nadal
jakoś tam działa. Właściwie człowiek zupełnie nie pasuje do wszechświata, ale
skoro jednak pomimo to istnieje, to znaczy, że pod pewnymi względami wszystko
jest możliwe”.
„Być
może w ogóle szczęścia można zaznać tylko przez lustro wspomnień”.
„Piękno
na tym świecie nie znało granic, tak samo zresztą jak okrucieństwo”.
„Skoro
śmierć stanowi część życia, to czyż życie nie jest częścią śmierci?”.
„Do
sytuacji nadzwyczajnych rzeczywiście zawsze najlepiej podchodzić praktycznie”.
„(…)
bo wszystko zawsze zmienia się tylko na gorsze”.
„Nigdy
nie wiadomo, jakie kto naprawdę prowadzi życie”.
„(…)
życie jest jak pogoda i w każdej chwili może się zmienić”.
„Lepiej
być człowiekiem szczęśliwym niż wielkim geniuszem”.
„Z
każdą nową zdobyczą techniki ludzkie życie automatycznie traci sens”.
„(…)
ktoś, kto mówi o czasie, zawsze niejako mówi o śmierci”.
„Sny
podtrzymują ten świat”.
„(…)
ukryte strony mężczyzny ujawniają się w osobie jego żony, a ukryte strony
kobiety w osobie jej męża”.
„(…) wszystko,
co nie dzieje się w danym momencie, ma charakter snu”.
„Czasami
sobie człowiek zadaje pytanie, czy ludzie w ogóle wiedzą, na jakim świecie
żyją?”.
„Właściwe
mechanizmy ucisku znajdują się nie poza człowiekiem, lecz
w nim samym (…)”.
„W polityce
wszystko obraca się wokół słów, to budzący odrazę świat słów”.
„Między
kobietą a mężczyzną ma panować wyłącznie wzajemne niezrozumienie, tak żeby
można je było potem niwelować w drodze cielesnego zespolenia”.
„(…)
człowiek jest mniej więcej o tyle mniejszy od wszechświata, o ile najmniejsza
cząsteczka jest mniejsza od człowieka”.
„Może
to właśnie talent do śmiechu jest prawdziwym przejawem rozumu, bardziej niż
zdolność do intelektualnego wysiłku”.
„Może
tak naprawdę wszystko jest tylko kwestią słów? Niemcy nazywali ludobójstwo
popełniane na Żydach >ostatecznym rozwiązaniem<”.
„Kto
wie, może jeszcze nie wszystkie cuda na świecie miały już miejsce”.
„Jak
zrozumieć człowieka z perspektywy zapłodnionego jajeczka?”.
„Ktoś,
kto nie rozumie znaczenia słowa >sens<, powinien jak najdłużej pozostać w
tej nieświadomości”.
„Czyżby
było tak, że pierwotnie istnieją nie same rzeczy, tylko relacje między nimi?
Czyżby miłość stwarzała zakochanych, a nie odwrotnie?”.
„Są
takie rzeczy na świecie, od których lepiej trzymać się z daleka”.
„Skoro
więc rzeczywistość może być snem, to i sen może okazać się rzeczywistością?”.
„Bóg i
przemoc, tak tu już jest od czterech tysięcy lat”.
„(…)
nie ma wielkiej różnicy między snem a czynem. Sny poety są jego czynami”.
Czym był tekst
wręczony Mojżeszowi przez Boga, Dekalog wyryty na kamiennych tablicach Prawa?
Jest to traktat moralny, najprostszy i najbardziej naturalny ze wszystkich, które istnieją. Biblia przechowała go
nam na dwóch ustępach: w dwudziestym rozdziale księgi „Wyjścia” i w piątym rozdziale księgi „Powtórzonego Prawa”; między jednym, a drugim
istnieją pewne drobne różnice w wyrażeniach, ale nie ma żadnej rozbieżności:
„Dziesięć jest przykazań nadanych ręką Bożą, jak człowiek ma dziesięć palców u
obu rąk. Cztery przykazania określają obowiązki wobec Boga. A sześć przepisów
określa wzajemne stosunki ludzi między sobą. Przedziwna prostota. Mały ten
traktat zawiera w dziesięciu wierszach całą moralność naturalną; najwyższe
formy cywilizacji ludzkiej w niczym jej nie udoskonaliły, a ramy jej rozszerzyć
zdoła aż po wzniosłość jedynie Ten, który położył nacisk - o wiele silniejszy
niż na te ścisłe przepisy- na prawo miłości, na prawo obejmujące wszystko w
jednym słowie”, które zarecytował żyjący w czasach Jezusa rabin, wpływowy
żydowski autorytet prawny Hillel: „Nie
czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora; reszta to tylko komentarz. Idź
i ucz się”. A więc kto zachowuje czyste sumienie, pozostaje w łączności z Bogiem. Jest zrozumiałe, że Dekalog tak prosty, tak ludzki może być zbliżony
do traktatów poruszających podobne zagadnienia. Wiemy, że Mezopotamia, i Egipt
odegrały wielką rolę w ukształtowaniu się ludu Izraela. A Mojżesz, „wykształcony we wszystkich naukach
egipskich” znał niewątpliwie dzieła zawierające mądrość starożytną.
Tak mijały wieki, a człowiek mimo
otrzymanego Prawa boskiego nadal był na Dekalog „ślepy i głuchy”. Czy to nie jest
tak, że ostatecznie nic nie ma znaczenia? Że po umieszczeniu nad bramą obozu
zagłady w Oświęcimiu słów: „Arbeit macht
frei” wszystko jest możliwe i wszystko można robić, zważywszy na fakt, iż
pewnego dnia nieodwołalnie zostanie to odsunięte na dalszy plan? Nawet w niebie
wieczna błogość jest możliwa tylko dzięki łasce zbrodniczego zaniku pamięci.
Wszystko zmarnowane na wieki wieków - nie tylko po Auschwitz, ale w tysiącach
wcześniejszych i późniejszych zbrodniach, o których nikt już nie myśli. Po
takich doświadczeniach jak Holocaust Czarnych w Ameryce, Holocaust Żydów w
Europie czy Ormian, każdego, kto wierzy w Boga, patrzącego na ogromną pełną
dziecięcych zabawek gablotę w muzeum w Oświęcimiu, należałoby postawić przed
sądem - pod wysmołowaną na czarno ścianą straceń, którą można zobaczyć pod
blokiem numer 11.
Po wieki wieków powtarzać się będzie
rozmowa na temat konieczności istnienia zła na świecie - centralnego problemu
teodycei - na którym ludzkość od zawsze łamie sobie zęby. Ale cóż, ziarno
trzeba najpierw obić cepami, zanim zmieni się w święty chleb. Dzisiaj służą już
do tego raczej kombajny. To takie pojazdy szerokości czasem i sześciu metrów
napędzane sześciocylindrowymi silnikami diesla, które suną po polach z wielką
szybkością i młócą napotkane ziarna, często też oddzielając je od plew. Ale
właśnie ta maszyna uosabia o wiele większe bardziej radykalne zło.
Technologiczno-diabelskie zło, które nie jest w optymistycznej służbie Boga na
tym najlepszym z możliwych światów, lecz na usługach Lucyfera.
W książce „Odkrycie nieba” Harry Mulisch sugeruje, że ten łajdak Lucyfer
doskonale to sobie wymyślił. Z każdym nowym wynalazkiem ludzie zaczęli odbierać
aniołom kawałek ich wszechmocy i w ten sposób krok po kroku demonizowali własną
rzeczywistość. Na mocy cyrografu zmienił ich w „wampiry” wysysające zło, a przy tym zaczęli buntować się przeciwko Prawu.
Dzięki rakietom przemieszczali się szybciej niż wiatr, potem szybciej nawet od
dźwięku, a któregoś dnia zbliżą się pewnie do prędkości światła, dzięki swej
telewizji są już praktycznie niemal wszechobecni, potrafią widzieć w
ciemnościach, potrafią zajrzeć do wnętrza człowieka bez rozcinania go. Dzięki
komputerom posiadają totalitarny system sterowania i kontroli i za jego pomocą próbują wydrzeć Bogu palmę pierwszeństwa. Postrzegają
już cząstki elementarne i wiedzą nawet, co się stało dziesięć do minus
dwudziestej trzeciej sekundy po boskim stworzeniu i eksplozji światła. Jeśli
zechcą, mogą nawet zniszczyć Ziemię. Bez urazy, ale ta zdolność jak dotąd była
naprawdę tylko boskim przywilejem. Na razie zajmują się niszczeniem Ziemi w
sposób niezamierzony i na wszelki wypadek spacerują już po Księżycu, jako
trampolinie do reszty wszechświata. W całkiem niedługim czasie ludzie zabiorą
się do czegoś zarezerwowanego wyłącznie dla aniołów: do tworzenia życia, jako
przewagi dla jego masowego niszczenia. Najpierw wirus, potem bakteria,
następnie robak, a pewnego pięknego dnia zaczną fabrykować ludzi na
podobieństwo własnych twarzy - a te są często tak puste, jak twarze lalek:
zamiast wyrazu twarzy mają rzeczy, jak choćby samochody. Tak więc z biegiem
czasu ludzie sami staną się jak rzeczy. Co dwadzieścia lat podwaja się ludzka
wiedza, zatem ludzie w roku 1985 wiedzieli i potrafili dwa razy więcej niż w
roku 1973 i wraz z tym zbliżaniem się do wszechmocy możliwe, że będzie możliwe
już wszystko. Wiedza i technologia to potęga - tak jest - nie tylko potęga
dająca władzę nad naturą, ale także nad ludźmi i nad aniołami. Pamiętamy
jeszcze tę serię pytań, którymi Bóg zasypał Hioba: Czy umie podnieść głos do
chmur i czy umie bramą zamknąć morze? Nie, nie umiał tego wszystkiego. Umiał
tylko Bóg, a teraz proszę, czegóż ten nasz „Hiob” już nie umie? Są tam rzeczy, które i dla
Boga bywają całkiem nowe. Lucyfer zwyciężył - nie ma sensu się dłużej tego
wypierać. Dzięki diabelskiemu posunięciu dzięki naukowcom okazał się
silniejszy, bez dwóch zdań. W ciągu pięciu lat po śmierci Bacona Galileusz i
Kartezjusz piszą swoje fundamentalne dzieła, „Dialog” i „Rozprawę o metodzie”;
to wkroczenie w nowoczesność, co nieuchronnie zapoczątkowało drogę do Auschwitz
i Hiroszimy oraz do odczytania kodu DNA. Stary Goethe przewidział taki bieg
rzeczy, chociaż jeszcze grzecznie ze znakiem dodatnim: swojemu stuletniemu
Faustowi każe skończyć, jako technokracie, który budując tamy i kanały,
zwycięża morze, czyli ni mniej, ni więcej zmienia przyrodę w twór człowieka. Bo
oto właśnie chodziło Lucyferowi od pierwszego dnia. Zadbał o to, żeby ludzie
znajdowali szczęśliwość w rzeczach. Ludzie zaczęli budować maszyny i roboty. To
współczesne centaury. Gryfony te właśnie urzeczywistnione bajeczne stwory
będą jedynym, co ostatecznie zostanie. Ponieważ powstały kosztem przyrody,
człowieka, aniołów i samego Boga. Z każdą nową zdobyczą techniki ludzkie życie
automatycznie coraz bardziej traci sens. A nasz świat będzie na koniec zawierał
już tylko samo triumfujące negativum skąpane w lodowatych płomieniach jego własnego piekła, z wieczną agonią. Już po
wszystkim okaże się, że wszystko było na nic.
Jest
to zapierająca dech w piersiach powieść. Odważna i wykraczająca poza zasięg i
granice ludzkiego życia. Istnieje anioł, który jest namawiany przez innych
aniołów, aby wpłynąć na życie wielu ludzi, aby odzyskać Kamienne Tablice
Dziesięciu Przykazań, które Bóg dał Mojżeszowi na górze Synaj. Musi się urodzić
specjalny posłaniec z niezbędnymi kwalifikacjami, aby móc wykonać tak trudne
zadanie. Ten posłaniec narodzi się na ziemi zainicjowany serią wydarzeń, aby
bohaterowie Onno i Max mogli się spotkać i zaprzyjaźnić na całe życie, aż
pokochają tą samą kobietę Adę. Każdy z nich ma zupełnie inne pochodzenie: Onno
urodził się w Holandii w wysoce konserwatywnej rodzinie politycznej, Max jest
dzieckiem zarówno niemieckiego oficera, jak i Żydówki. Obaj mężczyźni urodzili
się w 1933 roku, więc możemy zobaczyć, dlaczego ta kombinacja rodziców Maxa
była bardzo niebezpieczna w latach przedwojennych i podczas II wojny światowej
w Niemczech.
Kobieta, w której oboje się
zakochują to Ada, urodzona w 1946 r. Po śmierci ojca ona i jej matka prowadzą
mały antykwariat, ale prawdziwą pasją Ady jest gra na wiolonczeli i jest w tym
całkiem dobra. Pewnego dnia Onno i Max wchodzą do antykwariatu. Max słyszy jak
za ścianą Ada gra na wiolonczeli i zakochuje się w niej. Max jest pierwszą
miłością Ady, on z kolei nigdy nie miał trwałego związku w swoim życiu, nic
więc dziwnego, że ich związek nie przetrwa. Kiedy Max odchodzi od Ady i
rozpoczyna podróż po Europie Wschodniej w celu poznania historii swojej rodziny
zwiedzając między innymi Kraków, Bielsko i Oświęcim, poważny Onno, także
głęboko zakochany w Adzie zajmuje, że tak powiem - miejsce Maxa. Po powrocie
Max akceptuje Onno i Adę, jako parę. Cała trójka pozostaje bliskimi
przyjaciółmi i razem wyruszają na komunistyczny zjazd na Kubę. Tam spisek,
który aniołowie utkali osiągnął punkt kulminacyjny: ustalili, że zarówno
błyskotliwy Onno, jak i astronom Max zostaną ojcami dziecka Ady. Wyjazd na Kubę
doprowadzi, zatem nie tylko do ciąży Ady, ale ma także pewne konsekwencje dla
kariery politycznej Onno.
Wydarzenia zaczynają się rozpędzać
od strasznego wypadku, po którym Ada zapada na wieloletnią śpiączkę, po
narodziny Quintena, oficjalnie syna Onno, ale z krystalicznie czystymi
niebieskimi oczami, które zawsze sprawiają, że Onno się zastanawia czy jego syn
i Ady jest tak naprawdę synem Maxa... Onno, Maxa i Quintena łączy silna więź,
przyjaźń i miłość. Aniołowie knują plany, aby wydarzenia, które zaplanowali spełniły ich
ostateczny cel, jakim jest odzyskanie Tablic Mojżesza, dlatego nieświadomi
niczego bohaterowie podążają wyznaczoną im ścieżką. To prowadzi ich w czasie i
przestrzeni, w następnych latach bohaterowie podążają przez wiele krajów i
miast od Amsterdamu po Rzym, Tel Awiw, aż w końcu wszystko kończy się w
Jerozolimie. Po drodze każdy odkrywa swoje życie, wpływ przeszłości na ich
egzystencję, którą muszą zaakceptować. Powieść można odczytać, jako wyraz
pesymistycznej wizji: ludzkość jest skazana na wyginięcie. W końcu realizuje
się boskie zadanie a niegdyś zawarte między Bogiem, a ludzkością porozumienie -
symbolizowane w świadectwie Kamiennych Tablic Mojżesza zawierających Słowo
Boże, Dziesięć Przykazań - zostaje anulowane i odesłane tam, skąd ono pochodzi:
do Nieba. Powieść ma również racjonalną optymistyczną wizję: ludzkość przejęła
świat, w którym nie ma już miejsca dla Boga. Fundamentalny metafizyczny wzorzec
leżący u podstaw wszystkich rzeczy, czyli ludzkość może teraz robić wszystko, z
czego Bóg słynął. Anioł - narrator nie jest jednak zadowolony z tej
perspektywy; odmawia przejścia na emeryturę i domaga się nowego zadania, aby
ocalić ludzkość przed technologicznym bocznym torem i doprowadzić go z powrotem
do pierwotnego źródła wszystkiego: Słowa. Powrót świadectwa do Nieba nie jest
jednak ostatnim słowem w tej sprawie: świadectwo powraca w świecie opowieści,
świecie słów, świecie ducha... Jak często w swojej pracy Mulisch odsyła nas w
tej książce do mitycznej, magicznej, boskiej siły, którą uważa za nieodłączną
część tworzenia, a więc „pisania”.
Filozoficzna warstwa znaczeniowa
może intrygować czytelników, szczególnie ze względu na lekkość, z jaką autor
traktuje poważne tematy. Dzięki naciskowi na świat człowieka, w którym przygody
odbywają się w pierwszej kolejności, powieść staje się pomnikiem przyjaźni: przyjaźni
astronoma Maxa Deliusa i lingwisty Onno Quista. Ich spotkanie, zorganizowane
przez anioły, jako „przypadkowe” wydarzenie stanowi początek serii wydarzeń,
które mają na celu powołanie do życia Quintena, a tym samym wypełnienie boskiego zadania. Opis dorastania Quintena w niemal bajkowej atmosferze zamku przypomina Hogwart z „Harry’ego Pottera”.
Quinten uczył się tam tych rzeczy, które będzie potrzebował później, zarówno
psychicznie jak i fizycznie, aby wykonać przydzielone mu zadanie. Dla
pisarza-filozofa Harry Mulischa sceny te dają okazję do zaprezentowania wiedzy
autora w szerokim zakresie dziedzin, ale zawsze w zabawnym tonie, ponieważ są widziane oczami rosnącego chłopca. Mulisch gra
wyjątkowo wyrafinowaną grę z fikcją i rzeczywistością na tych poziomach
narracji. W swoich esejach, pismach autobiograficznych i wywiadach Mulisch nigdy nie ukrywał swojego życia. W swoich światach
narracyjnych przedstawia wydarzenia z własnego życia w wiecznie zmieniających
się perspektywach. Odnosi się to również do tej powieści, w której Mulisch tworzy swoje alter ego w postaci Maxa Deliusa za pomocą
biografii lustrzanej, umieszczając go naprzeciw Onno Quista, wiernej
reprezentacji przyjaciela Mulischa, holenderskiego wielkiego mistrza szachowego
Jana Heina Donnera.
W 1995 r. Harry Mulisch otrzymał
najwyższe wyróżnienie literackie, które mogą otrzymać pisarze z Holandii i
Flandrii: „Holenderską Nagrodę Literacką”. Jury było jednomyślne: „Do apoteozy
dotychczasowej kariery pisarskiej Mulischa należy spektakularne >Odkrycie nieba<”. Ta książka
łączy mistrzostwo w opowiadaniu historii z wielowarstwową strukturą. Pozwala na
różnorodne interpretowania, które nie są ze sobą sprzeczne. I to jest właśnie
paradoks, o którym Mulisch tak lubił rozmawiać, a raczej, o którym pisze w tej
powieści. Wszystko wydaje się być sprzecznością, ale w rzeczywistości wszystko jest ze sobą powiązane. Ustanowienie tych
kontrastujących wiązań, na tak wielu różnych poziomach znaczenia, musi być
wyzwaniem dla czytelnika. W „Manifestach” z 1958 r. Mulisch ujmuje to
następująco: „To nie pisarz, ale czytelnik musi przejawiać fantazję. Czytelnik
nie jest widzem w teatrze, ale aktorem, który gra wszystkie role. To, co czyta,
jest w dużej mierze jego dziełem. Pisarz dostarcza tekst - ale staje się
dziełem sztuki z talentem czytelnika ”.
Ta historia wprawiła mnie w podziw: byłem
wzruszony i poruszony, moje myśli były cały czas z bohaterami. Niesamowita i
cudowna książka. To dzieło sztuki. Prawdziwe arcydzieło pokazujące, że na życie,
które prowadzimy, ma wpływ nie tylko przeszłość, ale także aniołowie w niebie.
Jeśli nie wierzysz w anioły, w formę Boga lub w Dziesięć Przykazań - nie martw
się: historia jest przygodą i filozofią, sama w sobie warta przeczytania, każdy
może dowolnie ją interpretować i myśleć wszystko, co tylko chce na temat
religii i filozofii. Tak długo, jak czytamy książkę „Odkrycie nieba” zastanawiamy się nad sensem życia i zła na
świecie. Co w świecie pełnym wojen, głodu, ucisku, zagrożenia i nudy, co jest -
poza wieczną niewinnością zwierząt - wyrazem nadziei? Matka z nowo narodzonym
dzieckiem na ręku? Ale przecież dziecko może skończyć, jako morderca albo
ofiara morderstwa. Tak, że pełen nadziei obraz będzie tylko rodzajem przeczucia
piety: matki z dopiero zmarłym dzieckiem w objęciach. Może wyrazem nadziei jest ktoś, kto
mija cię z instrumentem muzycznym w futerale? Chłopak na rowerze z gitarą w powycieranym pokrowcu z dermy na plecach? Dziewczyna czekająca na
tramwaj z pękatym futerałem na wiolonczele jak Ada? Harry Mulisch jest moim
ulubionym holenderskim pisarzem i uwielbiam jego elokwencję i styl pisania.
Powieść jest napisana fantastycznie, autor posługuje się w niej teologią,
filozofią i poglądami z różnych religii. Książkę „Odkrycie Nieba” uważam za najlepsze jego dzieło! Polecam!