04 marca 2018

Droga bez dna


„Droga bez dna”


Ben Okri




Autor/ (ur. 15 marca 1959 w Minnie) – nigeryjski powieściopisarz i poeta. Większość życia, w tym dzieciństwo, spędził w Anglii. W Nigerii przeżył wojnę domową (secesja Biafry).

Tłumaczenie/ Krzysztof Mazurek

Tematyka/ Jest to nie tylko książka o świecie realnym i świecie duchów, nie tylko o sacrum i profanum, ale przede wszystkim o głębokich prawdach życiowych, opisanych mądrze i poetycko... Opowieść Bena Orkiego jest cudowną alegorią osadzoną w Afryce, opowieścią o miłości, śmierci i przemijaniu...

Główny motyw/ Głównym bohaterem (i narratorem) "Drogi bez dna" jest dziecko, chłopiec o imieniu Azaro. Jest to jednak dziecko niezwykłe, cudowne, dziecko „duchów”, któremu przyszło walczyć o przetrwanie nie tylko czysto fizyczne, ale przede wszystkim musi wciąż pokonywać w swym umyśle potęgi nie z tego świata przywołujące go do siebie, do swojej rzeczywistości.  Realizm magiczny, w nurt, którego wpisuje się powieść Okriego, pozwala na swobodne operowanie tym wszystkim, co dziwne, niezwykłe, zaskakujące, na nawiązywanie do legend i mitów oraz lokalnej tradycji. Poprzez połączenie różnych aspektów ludzkiej egzystencji, takich jak myśli, emocje, marzenia, wierzenia, z wyobraźnią przedstawia on rzeczywistość w sposób dokładny i dogłębny. Współistnienie świata zewnętrznego i wewnętrznego człowieka jest doskonale przedstawione w powieści. Dzięki temu my, czytelnicy, możemy wręcz odczuć duchowość lądu afrykańskiego.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„(…) wszyscy rodzą się ślepi, a zaledwie nieliczni uczą się widzieć”.
„Wiele jest powodów, dla których niemowlęta płaczą przy urodzeniu, a jednym z nich jest nagłe odcięcie od świata czystych marzeń, w którym wszystkie istoty złożone są z czarów i gdzie nie istnieje cierpienie”.
„Urodzić się to przyjść na świat z ciężarem przedziwnych darów duszy, z tajemnicami i z niewygasającym poczuciem wygnania”.
„(…) nie miałem wątpliwości, że moje życie rozciąga się na życie innych ludzi”.
„Czasami wydawało mi się, że przeżywam życie w paru osobach na raz”.
„Każdy świat zawiera przebłyski innych światów”.
„Mężczyzna musi umieć się napić, bo wypić czasem trzeba w tym trudnym życiu”.
„Życie jest pełne zagadek, na które tylko umarli potrafią odpowiedzieć”.
„W dzisiejszych czasach za całą moc ludzie mają egoizm, pieniądze i politykę”.
„Jedyną mocą, jaką mają biedacy jest ich głód”.
„Biedni nie mają przyjaciół”.
„(…) od trudów i zwoju tego świata nie ma żadnej ucieczki”.
„Polityka nie służy przyjaźni”.           
„Ludzi nic nie obchodzi. Nie wiedzą jak kochać. Nie wiedzą, czym jest miłość. Popatrz tylko na nich. Umierasz, a oni nic innego nie potrafią, jak tylko czyścic buty. Czy cię kochają? Nie!”.
„Z pewnego punktu widzenia wydaje się, że wszechświat jest zbudowany z paradoksów. Ale wszystko znajduje swoje rozwiązanie. To właśnie jest funkcja zaprzeczenia”.
„Można nie żyć na wiele sposobów”.
„Poza tym niedobrze jest mieć we wszechświecie zbyt wielu bogów”.
„Przeznaczenie to nasz przyjaciel”.
„Kiedy ludzie uciekają, coś ich goni”.
„Świat nie jest taki, jak się nam wydaje. Tajemnicze siły są wszędzie. Żyjemy w świecie zagadek”.
„Tam gdzie jest polityka, tam są i pieniądze”.
„Nawet komary wiedzą, że trzeba jakoś przetrwać”.
„Cały wszechświat może zmienić jedna, jedyna myśl”.
„Ludzie, którzy tylko korzystają z własnych oczu, nie WIDZĄ. Ludzie, który tylko korzystają z własnych uszu, nie SŁYSZĄ”.
„Trudniej jest kochać, niż umrzeć”.
„To nie śmierci ludzie się najbardziej boją, a miłości”.
„Serce jest większe niż góra. Pojedynczy człowiek jest głębszy niż ocean”.
„Wielu ludzi w nas mieszka”.
„Niebo może znaczyć różne rzeczy dla różnych ludzi”.
„Ludzie kryją w sobie wielką tajemnicę”.
„Marzenie może być najwznioślejszym punktem całego życia”.
     

                  W filozofii od dawna stwierdzano niemożliwość empirycznego poznania wielu spraw duchowych. Nie uprawniało to jednak do jej zakwestionowania. Soren Kierkegaard zauważył, że jedynie "zarozumiała mądrość" uznaje tylko to, co widzi oczyma ciała. W każdej kulturze można znaleźć silne przekonanie o istnieniu jakiejś formy istnienia "po śmierci". Świat duchów jest różnie przedstawiany i różnie opisywany.

Wierzenia dotyczące świata duchów można podzielić na trzy grupy, ze względu na religijne ujęcie tego zagadnienia: jedni zapełniają zaświaty duchami, cieniami, które przedłużają życie zmarłemu na ziemi (tak jest np. w religiach animistycznych, czy w starożytnych cywilizacjach Bliskiego Wschodu); inni uznają, że śmierć prowadzi do włączenia się w jakąś Całość (religie Indii), a inni jeszcze otwierają się na zmartwychwstanie (religie Księgi: judaizm, chrześcijaństwo, islam).

              Klasyfikacja świata niewidzialnego Afrykanów, rozciągającego się między człowiekiem a Bogiem Najwyższym, pozwala wyróżnić w nim: - duchy zmarłych przodków, pośredniczące między żywymi ludźmi a bogami; - złe moce pochodzenia ludzkiego, w rodzaju przywidzeń i upiorów ludzi zmarłych nagłą śmiercią (otrutych, zabitych, topielców, wisielców, porażonych piorunem innych), pogrzebanych bez należnych im obrzędów; - półboskie twory przyrody i antro- czy zoomorficzne wytwory ludzkiej wyobraźni (karły, olbrzymy, ludojady i wilkołaki); - małe bóstwa opiekuńcze poszczególnych osób; - bogów sprawujących kontrolę nad poszczególnymi sferami wszechświata.

            W teologii Afrykanów duchy są niewidzialne, lecz mogą się ukazywać pod postacią ludzką i tak można doświadczyć ich działań. Jedni twierdzą, że duchy stworzyły same siebie; inni, że się rozmnożyły, a jeszcze inni duchy są pozostałością po zmarłych istotach ludzkich. Ponieważ są niewidzialne, uważa się je za wszechobecne. Są w stanie zbiorowej nieśmiertelności. Już nie są „żywymi umarłymi", którzy odczuwają więź ze swoimi bliskimi, pomimo swej śmierci. Do piątego pokolenia zmarli znajdują się w innej kategorii niż kategoria duchów - są „żywymi zmarłymi", gdyż proces ich umierania nie uległ zakończeniu. Potem tracą one swe imię, są już „obcymi", a zdarza się, że umieszczone są pośród rzeczy. Ich cechą ontologiczną jest ich depersonalizacja, gdyż tworzą zbiorowość. Nie są z natury ani złe, ani dobre. Mają znaczenie dwojakie:, jako duchy orędownicze w stosunkach z bogami oraz jako wyznacznik znaczenia społecznego władzy wynikającej z primogenitury - władza należy do nich, gdyż przodkowie są starsi od najstarszych żywych, stąd władza starszych jest sprawowana w ich imieniu.

              W świecie duchów niektóre ludy podkreślają rolę duchów-karłów i duchów-olbrzymów. Duchy gnomiczne wyobraża się często pod postacią nikłych i przezroczystych przywidzeń, które dostrzec mogą jedynie wybrani ludzie. Czasem są traktowani, jako pierwsi mieszkańcy danej okolicy, gospodarze kraju, czasem, jako pierwsi kowale, którzy potrafili wykorzystać właściwości ognia. U ludów Akan nazywa się je "mmoatia". Aszantowie wyobrażali je sobie, jako półmetrowego wzrostu gnomów, o czarnym, czerwonym bądź białym ubarwieniu skóry, z odwróconymi stopami i porozumiewających się za pomocą gwizdów.

Zarówno Mumuye z Kamerunu, jak i z Nigerii, są z tradycyjnych religii animistycznych (wiara, że martwe przedmioty mają dusze). Wierzą w wielu bogów i duchy, ze słońcem (La) jako Istoty Najwyższej. Każda wioska ma dom „tsafi”, w którym obrazy tych bogów są przechowywane i gdzie składane są regularne ofiary. Również czczone są czaszki przodków, które są przechowywane przez Starszego wioski. Mumuye należą do różnych kultów, które czczą swoich przodków i niewidzialne moce, przy obrzędach także piją alkohol. Ceremonialne rogi i maski są używane do specjalnych tańców wykonywanych w swoich kultowych rytuałach. Wielu Mumuye wierzy, że nie ma życia po śmierci. Jednak niektórzy uważają, że dobrzy ludzie rodzą się ponownie, po tym jak są martwi przez dwa lata, a niesprawiedliwi nie mają życia w przyszłości. W przeszłości ludność Nigerii wyznawała tradycyjne religie politeistyczne. W pamięci kulturowej Jorubów zachował się rozbudowany system bóstw, zwanych orisa, duchów przodków i innych bytów nadprzyrodzonych. Podobnie u Ibów, u których wierzenia nie zostały skodyfikowane w postaci całościowych dogmatów, w tradycji ustnej zachowały się następujące kwestie: wiara w obecność licznych bóstw (w tym trzech bóstw domowych, odpowiedzialnych za osobisty sukces: chi, eke i ikenga), kult przodków, wiara w reinkarnację. Część populacji Jorubów i Ibów, pomimo przyjęcia chrześcijaństwa, odnosi swoje życie codzienne do tych dawnych praktyk religijnych. Postać tradycyjnego czarownika, wróżbity, znachora i kapłana uzdrowiciela, hausańskiego boka lub jorubskiego babalawo, do dziś pozostaje uznana za ważną wśród Nigeryjczyków, a usługi magiczne (wróżenie z orzechów kola, interpretowanie snów zgodnie z arabskim sennikiem) realizowane są mimo uznania chrześcijaństwa i islamu za powszechnie panujące religie.

                Bohater książki „Droga bez dna” Lazaro nie chciał przyjść na świat i miał ku temu poważne powody. Był jeszcze zupełnie mały, kiedy w półśnie zobaczył swojego ojca, którego „połykała” dziura w drodze. Innym razem widział matkę zwisającą z gałęzi niebieskiego drzewa. Miał siedem lat, kiedy śniło mu się, że ręce ma całe w żółtej krwi kogoś obcego. Nie miał pojęcia, czy te obrazy pochodzą z tego życia, czy z poprzedniego, czy z tego, które miało dopiero przyjść, a nawet czy nie są to jedynie wizje nawiedzające umysł wszystkich dzieci. Kiedy był bardzo mały, nie miał wątpliwości, że jego życie rozciąga się na życie innych ludzi. W ogóle tych rzeczy nie rozdzielał. Czasami wydawało mu się, że przeżywa życie w paru osobach na raz. Jedno przelewało się w drugie, a wszystkie razem wlewały się w jego dzieciństwo.

               Jako małe dziecko Lazaro czuł, że jest ciężarem dla matki. Czuł także, że obciąża go tajemniczość życia. Poród dla niego był szokiem, z którego nigdy się nie otrząsnął. Często nocą, czy też w ciągu dnia, słyszał głosy swoich duchowych współtowarzyszy. Pokazywali mu obrazy, których nie potrafił zrozumieć; więzienia, powodzie, trzęsienia ziemi, śmierć. Wtedy krzyczał. Pewnego razu matka weszła do jego pokoju i zapytała, z kim rozmawia? Po tych wizjach Lazaro był chory i spędzał większość czasu na „drugim świecie” spierając się ze swoimi współtowarzyszami i próbując ich przekonać, żeby zostawili go w spokoju. Dopiero o wiele później, kiedy chciał z powrotem wrócić do swojego ciała i nie był w stanie tego dokonać, zdał sobie sprawę, że udało im się oderwać go od życia. Kiedy się obudził był w trumnie. Rodzice oddawali go już umarłym. Rozpoczęli uroczystości pogrzebowe, gdy usłyszeli głos płaczu Lazaro byli, przerażeni. Z powodu cudownego powrotu na świat ochrzcili go po raz drugi i wydali przyjęcie, na które nie było ich stać.  Jednakże, kiedy stał się przedmiotem licznych żartów i dowcipów, i kiedy wielu ludzi poczuło niepewność z powodu związku pomiędzy Lazaro i Łazarzem, matka skróciła mu imię i zmieniła je na Azaro. Dowiedział się później, że trwał w stanie pomiędzy życiem a umieraniem przez dwa tygodnie. Dowiedział się także, że wyczerpał energię i zasoby finansowe rodziców. Wzywano wielokrotnie zielarza. Zielarz przyznał, że nie jest w stanie nic zrobić, żeby poprawić stan chłopca, ale kiedy rzucił muszle i odczytał z nich znaki, powiedział: „To dziecko nie chciało się urodzić, ale ono będzie walczyć ze śmiercią”. Dodał, że jeżeli wróci do zdrowia, rodzice powinni natychmiast dopełnić uroczystości, które przetną jego związki ze światem duchów. On pierwszy nazwał Azaro imieniem, które siało strach wśród matek. Powiedział, że chłopak ukrył specjalne symbole dokumentujące jego powiązania ze światem duchów na ziemi i dopóki się nie odnajdzie, ciągle będzie zapadał na zdrowiu i że prawie na pewno umrze nie osiągnąwszy dwudziestego pierwszego roku życia.
                        
             Azaro miał zdolność widzenia zmarłych. Kiedy pewnego razu zaginął, przygarnął go do swojego domu policjant. Mieszkał u policjanta wiele dni. Oczy żony policjanta były zawsze ogromne od niedokończonego płaczu. Azaro zorientował się z ich nocnych szeptów, że ich syn zginął w wypadku drogowym. Prawie cały czas kobieta traktowała go bardzo dobrze, robiła dla niego przepyszne ciastka i dania z warzyw. Po kąpieli go czesała i nacierała mu twarz oliwką. Przestraszył się dopiero wtedy, kiedy zaczęła nazywać go imieniem zmarłego syna. W pokoju, w którym spał Azaro ktoś w nocy hałasował, słyszał jak poruszają się szafki. Dzwoneczki pobrzękiwały, słychać było jak ktoś chodzi w kółko po pokoju. Azaro zaczął widzieć zmarłego chłopca, który nadal „mieszkał” w tym domu. Podczas kolacji Azaro widział jeszcze inne duchy, duchy ubrane w policyjne mundury. Po kilku dniach matka odnalazła Azaro, „porwała” go z tego nawiedzonego domu i zabrała do czarownika. Matka ściągnęła z niego ubrania umarłego chłopca, a potem spaliła je polewając naftą i olejkami ziołowymi. Mając w oczach blask zabobonów, „karmiła” duchy płomieniami z nafty. Kiedy ubranie wypaliło się tak, że zostały tylko odrobinki popiołu, zabrała resztki na gazetę i wyszła w ciemność w kierunku lasu. Zielarka powiedziała matce, że Azara przetrzymywał mężczyzna i kobieta, którzy chcą zatrzymać swoje własne dziecko, albo chcieli też oddać Azaro w ofiarę za pieniądze i że otaczają go mocne zaklęcia. Tego wieczoru matka użalała się nad losem, oskarżając się o utratę jedynego dziecka, dziecka, które zdecydowało się żyć.
                   Azaro spędzał dużo czasu w barze Madame Koto. Chłopiec zdawał sobie sprawę, że znaczna część klientów to wcale nie ludzie. Ich ciała były zniekształcone w tak zdumiewający sposób i wydawało się, że wcale im nie przeszkadza brak oczu, czy to, że są ślepi, garbaci albo bezzębni. Wyraz twarzy wielu z nich nie miał nic wspólnego z ruchem ciała. Wydawało się, że są przemieszaną zbieraniną ludzkich mięśni i kości. Według chłopca były to duchy, które pożyczyły sobie kawałki ludzkich ciał, żeby móc uczestniczyć w prawdziwej rzeczywistości. Powiadają, że duchy czasami tak robią, żeby poczuć się trochę jak ludzie. Chcą posmakować świata ludzi- bólu, pijackiego szumu w głowie, śmiechu i seksu. Robią to czasami, żeby siać niepokój, czasem, żeby uwodzić dorosłych albo porywać dzieci do swojego świata.
                      Innym razem Azaro spotkał ducha, który pokazał mu inne światy. W jednym ze światów zmarli budowali drogę już od dwóch tysięcy lat. Ich świat nazywał się Niebo. „Niebo może znaczyć różne rzeczy dla różnych ludzi”. W tym Niebie umarli chcieli żyć, chcieli być bardziej żywi. Chcieli wiedzieć, co to ból, chcieli cierpieć, czuć, kochać, nienawidzić, być ponad nienawiść, być niedoskonałym po to, żeby zawsze mieć, do czego dążyć, to znaczy do piękna. Chcieli także doznawać i przeżywać cuda. Śmierć jest zbyt doskonała. Ich prorok mówił wiele rzeczy, których nigdy do końca nie zrozumieli. Miedzy innymi to, że tej drogi nie można skończyć. Źle pojmując słowa proroka mieszkańcy Nieba nie mają nic więcej do zrobienia, nie mają żadnych marzeń i żadnych potrzeb. Ulegają zagładzie z powodu całkowitego spełnienia, z nudów. Ta droga to ich dusza, duch ich dziejów. Właśnie, dlatego, kiedy już zbudują jakiś dłuższy odcinek, albo zapomną o słowach proroka i zaczynają myśleć, że już skończyli, wtedy obsuwają się masy ziemi, bija pioruny, wybuchają niewidzialne wulkany, wylewają rzeki i zatapiają ich, huragany rozrywają ziemię, droga robi się wąska i kręta i niszczy sama siebie albo duch w ludziach opada i zaczynają się rozruchy i tysiące rzeczy odrywają ich od pracy i niszczą to, co już zbudowali i przychodzi nowe pokolenie i zaczyna wszystko od nowa, od ruin i rumowisk. Azaro spojrzał na drogę „nowymi oczami”. Była krótka i cudowna. Było to dzieło sztuki, niemal świątynia, piękniejsza niż można by opisać, zrobiona z najcenniejszych substancji świata- z ametystów i chryzoberyli, wyłożona karnelianem, błyszcząca turkusami ułożonymi w niesamowite wzory. Każde pokolenie mieszkańców Nieba zaczyna wszystko od niczego i wszystkiego zarazem. Znają wszystkie swoje błędy. Może nie wiedzą, że je znają, ale je znają. Znają wczesne plany, początkowe zamierzenia, najwcześniejsze marzenia. Każde pokolenie musi samo wrócić do początków. Są na ogół nieco mądrzejsi, ale nie posuwają się bardzo daleko. Możliwe, ze teraz pracują trochę wolniej i że będą robić większe błędy. Taki właśnie jest ten lud. Pisane im są nieskończone nadzieje i wieczność walki. Nic ich nie może zniszczyć, oprócz ich samych i nigdy nie skończą tej drogi, która jest ich duszą i nie wiedzą o tym.
                   Książka Bena Okri „Droga bez dna” skupia się także na codziennej egzystencji rodziny Azaro oraz mieszkańców „getta”, w którym przyszło im żyć. Matka Azaro to kobieta pewnie „chodząca po ziemi”, opiekująca się domem i zarazem sprzedawczyni na pobliskim bazarze. Ojciec to infantylny człowiek, nadużywający alkoholu mitoman, który pracuje, jako tragarz przy rozładunku kontenerów. Zaczął trenować boks, bo wmówił sobie, że zostanie mistrzem świata. Niekiedy budził się w środku nocy i zaczynał uderzać, kontratakować, wymierzał proste ciosy i haki, puszczał serie w powietrze i rzucał się na wyimaginowanych wrogów. Wypuszczał serie ciosów w sznur na bieliznę, aż się napiął i zerwał. Potem jeszcze bardziej mu się pogorszyło. Zaczął trenować z powietrzem po drodze do pracy. Bił się z wiatrem, z ćmami i z komarami. Boksował się z cieniami z okolicy i walczył z wieloma wymyślonymi wrogami naraz, jak gdyby cały świat był przeciwko niemu. Ludzie zaczęli patrzeć na rodzinę Azaro jak na odmieńców.
                 Książka „Droga bez dna” Bena Okri jest książką filozoficzną, której przesłanie jest dość zaskakujące. Zostaliśmy stworzeni cudowną ręką Boga po to, żeby móc smakować gorzkie owoce czasu. Jesteśmy bezcenni, pewnego dnia całe nasze cierpienie zamieni się w siedem cudów świata. Niebo nie jest naszym wrogiem. Są takie rzeczy, które dzisiaj palą nas od środka, ale które zmieniają się w złoto, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Nie dostrzegamy tajemnicy naszego bólu. Tajemnicze cuda dokonują się tuż obok nas i tylko czas będzie mógł je ukazać światu.
                 Dziecko ze „świata duchów” to podróżnik, który niechętnie zapuszcza się w chaos i światło słoneczne, w otchłanie snów żyjących i umarłych. Każdy z nas może być takim dzieckiem, i na pewno jest wielu takich, którzy trwają w tym stanie, nie zdając sobie z niego sprawy. Jest wiele narodów, cywilizacji, idei, połowicznych odkryć, rewolucji, miłości, form sztuki, eksperymentów i wydarzeń historycznych, które znajdują się w tym stanie nic o tym nie wiedząc. Również ludzie. Dziecko ze „świata duchów” zawsze się buntuje, chce żyć życiem i jego przeciwieństwami. Takie dziecko chce stać się „duchem” swobodnym w klatce wolności. Biorąc pod rozwagę nieśmiertelność duchów, pozostaje pytanie, czy takie dziecko chce się urodzić z powodu życiowych paradoksów, odwiecznych zmian, zagadek życia? Książka Okri uczy, że żadna niesprawiedliwość nie trwa wiecznie, żadna miłość nigdy nie umiera, żadne światło naprawdę nigdy nie gaśnie, nie ma takiej drogi, której budowa jest zakończona, żaden sposób postępowania nie jest ostateczny, ani żadna prawda, naprawdę nie istnieje ani początek, ani koniec. Tak czy inaczej, wszystko jest możliwe. „Jest pośród nas wiele zagadek, których ani żyjący, ani umarli nie potrafią rozwiązać”.
                      „Cały wszechświat może zmienić jedna, jedyna myśl”. My, ludzie, należymy do rzeczy nieważnych. Życie to coś wielkiego. Na świecie istnieją dziwne „bomby”. Wielkie moce w przestrzeni walczą o władzę nad naszym losem. „Zjadają” nas maszyny, trucizny i egoistyczne marzenia. Ludzie, którzy wyglądają jak ludzie, wcale ludźmi nie są. Są pomiędzy nami stworzenia bardzo dziwne. Są między nami anioły i demony, przybierają różne postacie. Mogą w nas wejść i mieszkać w nas przez sekundę, albo połowę życia. „Szczury i żaby rozumieją swoje przeznaczenie. A dlaczego nie może go zrozumieć człowiek?”. „W ciele kota jest napisanych wiele historii, wiele książek”, i choć wszystkie drogi prowadzą do śmierci, a niektórych nie da się dokończyć to możemy jeszcze raz wyśnić ten świat i sprawić, by nasz sen stał się prawdą.

25 lutego 2018

Nauczyciel pożądania


„Nauczyciel pożądania”


Philip Roth



Autor/ (ur. 19 marca 1933 w Newark) – amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, od wielu lat wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.

Tłumaczenie/ Jacek Spólny

Tematyka/ Męski świat jest seksualny do bólu i do rozkoszy. Zaludniające go istoty bywają z tego powodu neurotyczne, despotyczne, cyniczne. Rozkosz (często tożsama z seksem) aspiruje do miana metanarracji, której bohater nieustannie poszukuje (pożąda?) w kolejnych łóżkach. Nie mają mocy spajającej ani wiara, ani nadzieja, ani miłość.

Główny motyw/ David Kepesh, inteligentny i uczuciowy student college`u stara się podążać szlakiem ku rozkoszy przez świat zmysłowych pokus, tytułując się największym rozpustnikiem wśród studentów i najwybitniejszym umysłem wśród rozpustników. Bohater nawet nie podejrzewa, jak prorocze i przeklęte stanie się dla niego w przyszłości to życiowe motto. Razem z Kepeshem przebywamy daleką drogę od beztroskiej swobody erotycznej młodości, przez skomplikowane relacje małżeńskiego trójkąta w Londynie, do bolesnej samotności Nowego Jorku.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Nie chcę- z niemożności, którą wynoszę do rangi zasady- opierać się temu, co nieodparte, chociaż osobom postronnym źródło fascynacji wydawałby się złudne albo przewrotne, dziecinne albo perwersyjne”.
„W ten sposób wyszukuję dziewczęta, które w innych okolicznościach wydawałoby mi się przeciętne, głupie lub nudne, lecz żyję w przekonaniu, że pod tą nudą coś się kryje, a mojego pożądania nie można bagatelizować ani nim pogardzać”.
„Namiętność to niewyczerpane szaleństwo, przy tym niezwykle odświeżające siły”.
„Świat jest ogromny, wystarczy na nim miejsca, żeby każdy robił, co lubi”.
„Rodzimy się winni, przeżywamy straszne rozczarowanie, nim zdobędziemy wiedzę, potem boimy się śmierci- a dla złagodzenia bólu dane jest nam tylko cząstkowe szczęście”.
„(…) nic nie zmieni ilość biżuterii, jaką kucharka uzbierała przez lata od żonatych milionerów, którzy preferują podlotki”.
„(…) czytanie to opium dla klas wykształconych”.

   

               Na początku należy wyjaśnić, że seksualność to bardzo kontrowersyjny a zarazem intrygujący temat. Z biegiem czasu coraz bardziej przełamywano bariery wstydu, więc seksualność stawała się obiektem zainteresowań wielu ludzi, w szczególności psychologów, lekarzy, psychiatrów a także pisarzy. Człowiekiem, który wręcz „obsesyjnie” sprowadzał wszystko do tej tematyki i jako pierwszy pisał o niej bez skrępowania był Zygmunt Freud. Freud twierdził, że główną siłą napędową w życiu człowieka jest libido, czyli popęd seksualny. Popęd ten budzi się bardzo wcześnie i jest zaspokajany kolejno za pomocą różnych stref erogennych naszego ciała. Według Freuda libido odgrywa szczególną rolę w życiu człowieka, w jego rozwoju i dojrzewaniu, szczególnie w dojrzewaniu seksualnym, a tym samym dojrzewaniu do miłości erotycznej. W centrum stoi tu miłość płciowa, której celem jest stosunek seksualny. Libido pojawia się już w dzieciństwie i ulega w ciągu życia różnym przemianom.

              Istnieje jeszcze miłość, która obok seksu dla Ericha Fromma „ jest sztuką, tak samo jak sztuką jest życie”. Jest to sztuka, której można się nauczyć. Nauka nie jest łatwa, ale jednak możliwa. W miłości konieczne jest zdyscyplinowanie, koncentracja, cierpliwość, pełne zaangażowanie. Przy tym należy wyzbyć się narcyzmu oraz należy być pokornym. Zdobycie natomiast obiektywizmu i rozumowego poglądu na świat oznacza, iż przebyliśmy połowę drogi do opanowania sztuki miłości. Ważna jest wiara we własną miłość, zdolność budzenia miłości u innych i jej trwałość. Wiara wymaga odwagi, gotowości na ryzyko, ból czy rozczarowanie.

                 Philip Roth porusza w swoich książkach najważniejsze kwestie zajmujące współczesnego człowieka: pisze o małżeństwie, seksie, miłości, polityce, religii. Zresztą część tych spraw była długo wyłączona z literatury amerykańskiej. Roth pochodzi z dobrego żydowskiego domu z Newark w stanie New Jersey. Z rodziny zadowolonej z tego, że wyrwała się z Europy Wschodniej. – „Nie pamiętamy już, skąd przyjechaliśmy” – mawiała jego babka. Rodzice Rotha chcieli powoli dorabiać się i asymilować z resztą społeczeństwa. On sam myślał nawet o karierze prawnika, ale później wybrał studia literackie. Coś go jednak w tym ułożonym, nieortodoksyjnym żydostwie drażniło. Był 26-letnim początkującym wykładowcą na uniwersytecie w Chicago, gdy w 1959 roku w „The New Yorker” opublikował opowiadanie „Defender of the Faith” („Obrońca wiary”). Opowiadanie opublikowane w poczytnym tygodniku wywołało burzę. Amerykańscy Żydzi nie potrzebowali, by jakiś młody żydowski pisarz tworzył postać, która utrwala negatywne stereotypy o nich. Rotha uznano za zdrajcę, nienawidzącego własnej tożsamości Żyda. Osobę, którą trzeba w najlepszym razie uciszyć. Do redakcji przyszły dziesiątki listów z protestami. Roth, który ze swej żydowskości uczynił jeden z wiodących tematów prozy, już od początku kariery, od debiutanckiego zbioru opowiadań "Goodbye Columbus", oskarżany był przez ortodoksów o nienawiść do Żydów, choć sam urodził się w tradycyjnej żydowskiej rodzinie pochodzącej z Galicji. Roth chodził nawet do jesziwy, choć ujawnił później, że okrutnie go ona męczyła i zdecydowanie wolał grać w baseball. Przyznawał też, że w dzieciństwie nie zetknął się z antysemityzmem, którego widmo wciąż dręczyło jego dziadków i rodziców. Drugim z wielkich tematów Rotha jest seks czy też, szerzej, relacje damsko-męskie w całym ich skomplikowaniu. Od tego czasu oprócz łatki żydowskiego antysemity zyskał Roth po takich książkach jak „Kompleks Portnoya" i „Nauczyciel pożądania” przydomek "chodzącego penisa", nawet u tych, którym książki się podobały.

                       Przez wieki Żydzi byli oskarżani o zbytnie interesownie się seksem, Freud był atakowany za nadmierny seksualizm w swojej pracy nad psychoanalizą. Naziści oskarżali Żydów o tak zwaną „wybujałą seksualność”, co źle wpływało na naród niemiecki, tak samo żydowscy pisarze byli i są „atakowani” za nadmierną tematyką seksu w swoich książkach. Czy Żydzi mają jakiś problem seksualny? Nie raczej nie, przecież każdy człowiek na świecie jest taki sam. Może oni potrafią bez lęków o tych sprawach myśleć i rozmawiać? Przecież w samej Biblii „kipi” seksualnością; Adam i Ewa byli w Raju nadzy, Lot i jego córki, Sodoma i Gomora, Batszeba żona Uriasza, król Salomon i jego harem, „Pieśni nad pieśniami”, Naomi i Ruth. To właśnie w Biblii istnieją najbardziej zagadkowe opowieści o seksie. W hebrajskiej Biblii poligamia jest normą. Abraham płodzi dzieci z Sarą i niewolnicą Hagar. Jakub żeni się z Rachelą i z jej siostrą Leą, a także z ich niewolnicami Bilhą i Zilpą. Żony są w istocie własnością mężów, a córki własnością ojców. Ojciec chroni dziewictwo córki, ale ta na jego życzenie w dowolnej chwili może je utracić. I tak Lot oferuje dziewictwo swoich dwóch córek rozjuszonemu motłochowi, który oblega jego dom w Sodomie. Sam seks w Biblii bywa ukryty, ale można go znaleźć na każdej stronie, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Pełne zrozumienie nauczania na temat seksu wymaga wyszkolonego oka. Kiedy biblijni autorzy chcieli mówić o genitaliach, pisali czasem – jak w „Pieśni nad Pieśniami” – o „rękach”, a innym razem o „stopach”.  
             
                   
Mając tak wielką władzę erotyczną nad sobą i nad obcymi ludźmi, stworzyliśmy gęstą, hipnotyczną atmosferę, która przenika przede wszystkim nasze niedoświadczone umysły. Kto nie pamięta Heleny Trojańskiej, Kleopatry, Mata Hari, Marlin Monroe kobiet, które miały wpływ –choćby maleńki- na losy świata? Seks ma bardzo wielką moc i działa tak samo na profesora i na zduna.  Z początku pożądanie jest dla Davida Kepesha naturalnym odruchem ciała i umysłu. Jest ono, zdawałoby się, czymś prostym, banalnym, prowadzącym do konkretnego celu. Bohater znakomicie zdaje sobie sprawę z konwencji kulturowych, które nakazują pożądającym się ludziom prowadzić długie rozmowy, zachwycać się sztuką, muzyką, przy czym, jak sam stwierdza, jest to jedynie maskowanie chuci.

                       Pierwsze spotkania z seksualnością bohater doświadcza jeszcze, jako mały chłopiec w hotelu jego rodziców, w którym pracował animator życia towarzyskiego Herbi. Herbi zahipnotyzowywał gości hotelowych śpiewem i bezwstydnym ekshibicjonizmem. Komu innemu talent pozwalał na naśladowanie głosu sławnych piosenkarzy, dźwięku szofaru i, na specjalną prośbę małego Davida, ryku myśliwca nurkującego nad ukrytym schronem Führera? Czasem zapał i wirtuozeria tak bardzo ponosiła Herbiego, że ojciec musiał go upominać, żeby niektóre imitacje zachowywał raczej dla siebie, choćby były najbardziej wyjątkowe. ”Cenzura” wprowadzona przez ojca Davida pana Abe Kapesha nie spodobała się gościom hotelowym szczególnie zamieszkującym tam kobietom. Kiedy dorośli pytali chłopca, kim chciałby być w przyszłości? Mały David odpowiadał, że Herbim. Ta odpowiedź niezmiernie bawiła wszystkich zebranych, tylko matka pani Bella Kapesh wyglądała na nieco strapioną.  W okresie szkolnym w życiu Davida pojawiała się jedna cheerleaderka Marcelli Walsh, przez którą David poznaje smak niezłagodzonej niczym frustracji seksualnej, nawet masturbacja nie łagodziła jego łajdackich marzeń. Skazana na niespełnienie tęsknota rodziła się, kiedy oglądał jej występy podczas meczów koszykówki. W jednym z układów dziewczęta stoją z jedną pięścią przyciśniętą do biodra, wymachując drugą w powietrzu, za każdym razem z coraz większym zamachem. Tylko w wolno unoszącym się brzuchu Marcelli Walsh David odnajduje „aluzję” wręcz zachętę, żądzę natychmiastowego zaspokojenia podniecenia. Kiedy David miał osiemnaście lat i zaczął studia na pierwszym roku w Syracuse, poznaje Louisa Jelinka młodego homoseksualistę, który pracował w budce z hot dogami i którego zapach unosił się po całym pokoju. Od tamtej pory każdy napotkany przez Davida homoseksualista będzie przywoływał z freudowską precyzją świat budek z hot dogami. Tak, więc świat stawiał liczne argumenty i przeszkody pomiędzy jego tęsknotami a przedmiotami pożądania. Ojciec go nie rozumiał, FBI go nie rozumiała, Marcelli Walsh go nie rozumiała, nie rozumiały go prymuski, ani dziewczyny pozujące na artystki- tak do głębi nie rozumiał go nawet Louise Jelinek, ten poszukiwany przez policję rzekomy homoseksualista, który, chociaż brzmi to mało prawdopodobne, był jego najlepszym kolegą. Tak, nikt go nie rozumiał, on sam siebie zresztą też nie. Wszystko, co nie do końca stłumione w tych schludnych, przyzwoicie wychowanych Amerykanach klasy średniej, z miejsca wychodzi na jaw (lub nawet na powierzchnię wyobraźni) w tej wszechogarniającej atmosferze decorum.

                 W tym czasie rozkwit przeżywała akurat mitologia Szwedek i ich erotycznej swobody, i mimo wrodzonego sceptycyzmu wobec opowieści o niezaspokojonych pragnieniach i dziwacznych skłonnościach, które słyszało się w colleg’u, bohater z radością odpuszcza sobie zajęcia z języka staronordyckiego i chodzi przekonać się, ile jest prawdy w tych pobudzających wyobraźnię, uczniowskich spekulacjach. Wędruje, więc nocami do pubów, gdzie kelnerki to podobno mające hopla na punkcie seksu boginie ze Szwecji, podając dania kuchni narodowej w barwnych strojach ludowych, malowanych drewniakach, w których nadzwyczaj korzystnie prezentują się złote nogi, i ludowych garsonkach, wiązanych od tyłu i od przodu i eksponujących apetyczne pagórki piersi.

                  Tutaj właśnie David poznaje Elisabeth Elverskog- a nieszczęsna Elisabeth poznaje jego. Elisabeth wzięła roczny urlop dziekański z uniwersytetu w Lund, żeby podszkolić się w angielskim. Mieszka z koleżanką, Brigittą, córką przyjaciół rodziny, która dwa lata wcześniej przerwała naukę na uniwersytecie w Uppsali. Na początku David sypiał tylko z Elisabeth, jednak wszyscy postanowili przerwać wreszcie tę grę pozorów i rozpoczął się seksualny trójkąt. Taka roznosiła go radość z powodu zmiany, jaka zaszła w jego życiu, taka zaślepiała go radość i szaleństwo przeżyć, którą doznawał w towarzystwie nie jednej, ale dwóch dziewcząt ze Szwecji, że nie zauważył, jak Elisabeth stopniowo załamuje się pod wpływem pełnienia roli jednej drugiej „haremu”. Bohaterowi dwie Szwedki też nie wystarczały i w pokoiku nad chińską pralnią próbuje „szczęścia” z dziwką o pseudonimie Lekka Liza za trzydzieści szylingów.  

                      Przyszedł na Davida czas ustatkowania, poznał Helen Baird, która została jego żoną. Helen, kobieta po przejściach po roku studiów na uniwersytecie stanowym w Kalifornii uciekła z dwa razy starszym od siebie dziennikarzem do Hongkongu. Helen, której przypisywano „otwartą” mentalność osoby wychowanej na czasopismach dla dziewcząt była gotowa opowiedzieć historię swego życia bez cienia wahania. Przekroczywszy trzydziestkę, tak zapiekli się we wzajemnej niechęci, że każde streściło się w najgorszych cechach. Podczas końcowych miesięcy małżeństwa ostatnie iskry energii tliły się w nich jak ogień w wypalonej zapaliczce. David zaczął rozumieć, że kiedy się kocha, to w swych rozważaniach o tej miłości trzeba wychodzić do spraw wyższych, bardziej ważnych niż szczęście czy nieszczęście, grzech czy cnota w ich potocznym znaczeniu albo nie trzeba wcale rozważać. Z rumowiska rozwodu wydobyła Davida po pierwsze propozycja pracy złożona przez Arthura Schonbrunna, który odszedł ze Stanford, po drugie David zaczął chodzić do psychoanalityka w San Francisco doktora Fredericka Klingera, który nie bał się szczerości w stosunkach z pacjentami, solidnego, rozumnego człowieka i specjalisty od zdrowego rozsądku.

              Latem tego samego roku David poznaje młodą kobietę zupełnie inną od tej grupki, które do tej pory znał. Claire Ovington sprawiła, że bohater powrócił znowu na łono społeczeństwa. Boże, jaka czułość duszy i ciała! Ten takt! Spokój! Mądrość! Fizycznie równie pociągająca jak Helen - ale na tym podobieństwa się kończą. Siła, determinacja i pewność siebie, ale u Claire wszystko podporządkowane jest czemuś więcej niż awantury sybaryty. Ma dwadzieścia cztery lata, skończyła psychologię eksperymentalną, jest magistrem pedagogiki. Jednak jak na kogoś, kto w pracy zawodowej emanuje taką rezerwą, chłodnym i pozornie niewzruszonym spokojem, zadziwiająco niewinnie i prosto traktowała swoje życie osobiste. David i Claire wybrali się w podróż po Europie z romantycznej Wenecji polecieli do Wiednia- gdzie oglądali dom Zygmunta Freuda, później do Pragi, gdzie kroczyli śladami Franza Kafki . W związku z Kafką bohater nie zwiedził tylko miejsca pochówku znanego dramaturga, lecz poznał także Evę starą, schorowaną kobietę, byłą prostytutkę, z której „usług” korzystał prekursor ekspresjonizmu Franz Kafka. Kobieta natychmiast zrozumiała, że David nie jest tylko turystą ciekawym szczegółów z życia Kafki, lecz znanym wykładowcą literatury. Zaproponowała, że dla podwyższenia statusu badawczego podciągnie spódnicę i pozwoli rzucić mu okiem na „to”, co „dotykał” Kafka. Tak chciała przyczynić się do ocalenia zabytku literatury narodowej. Starucha zapewniała przybyłych badaczy, że nie będzie to ich nic kosztować.

                  Książka Philipha Rotha „Nauczyciel pożądania” nie jest erotykiem, nie dotyka tylko spraw seksu, chuci i pożądania. To książka mówi o samotności, o ludzkich wyborach, o stracie i tęsknocie. Na końcu książki David i Claire goszczą w swoim mieszkaniu ojca Davida pana Abe Kapesha, któremu umarła żona matka Davida pani Bella Kapesh. Wśród gości jest także kolega ojca pan Bartniak, który pochował swoje dwie żony; pierwsza zginęła w Holocauście, druga zmarła na raka. Dwaj starsi panowie wspominają swoje żony i teraz, jako wdowcy wiedzą, że pustkę po swoich ukochanych kobietach nie da się niczym-nikim wypełnić. David zbiera całą miłość, na jaką go stać, i usiłuje wpić się wzrokiem w Claire. Z całą miłością, na jaką umie się zdobyć, patrzy na tę istotę wspaniale obdarzoną przez naturę, w momencie najpełniejszego rozkwitu, która wyciąga ku niemu dłoń. Trzeba przyznać, że w tym momencie kochanek czuje się bardziej niż ktokolwiek dotąd związany ze swym życiem- zakotwiczony w swym prawdziwym porcie! Mimo to nadal wyobraża sobie, że odciąga go stąd jakaś siła, tak samo nieubłagana jak siła grawitacji, co równie jest prawdą. Niczym spadające ciało, jabłko, które urwało się z drzewa i leci w stronę kuszącej je ziemi. Czy jest to ta sama siła, która zabrała matkę Davida i dwie żony pana Bartniaka? David i Claire po wysłuchaniu opowieści dwóch wdowców idą do ogrodu, żeby popatrzeć na planety, spadające gwiazdy. Unoszą lunety i wspominają przejażdżki wenecką gondolą.

            Książka „Nauczyciel pożądania” pokazuje, że wszyscy ludzie pragną być kochani, pożądani i pozostawać w centrum uwagi drugiej osoby. Nic, więc dziwnego, że nasze nadzieje wobec seksu są ogromne. Chcemy tych wszystkich pozytywnych emocji – namiętności, rozkoszy, miłości, spełnienia. To piękna i uwodzicielska strona seksu. Możemy w nim przeżywać więcej, niż gdziekolwiek indziej, może to być obszar najgłębszych poruszeń i trwałego zasilenia psychicznego. Nie bez kozery udany seks w połączeniu z miłością jest jednym z największych pragnień wielu ludzi. Jednocześnie niezwykle często doznajemy uczuć o zgoła przeciwnym ładunku emocjonalnym – lęku, odrzucenia, złości, frustracji. Ponieważ zbliżając się do drugiego człowieka, nieuchronnie narażamy się na liczne prawdopodobne komplikacje. Świat Rotha jest światem luster. Za alter ego autora można uznać Zuckermana (osiem tytułów) oraz Kepesha (trzy tytuły). „Nauczyciel pożądania” to trochę Roth w miniaturze: wykorzystane są chyba wszystkie ulubione tematy pisarza: żydowskość, amerykańskość, seksualność, masturbacja, tradycja. Całości dopełnia niezwykłe poczucie humoru Rotha. Książka wymagająca, niczego nie rozstrzyga, przeciwnie.




 

18 lutego 2018

Wrogowie


„Wrogowie”


Isaac Bashevis Singer




Autor/ (ur. prawdopodobnie 21 listopada 1902 w Leoncinie, zm. 24 lipca 1991 w Miami) – polski i amerykański pisarz żydowski tworzący głównie w języku jidysz, dziennikarz. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1978.

Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Całkowicie rozbity, przeniknięty immanentnym strachem, stosunkowo młody filozof i talmudysta próbuje sklecić sobie życie. Wydaje mu się, że przez chwilę mu się to udaje. Tyle, że ta nowa konstrukcja opiera się na fundamencie przeżartym nie tylko jego własnymi przeżyciami z okresu Zagłady, ale również opowieściami innych, jest wyjątkowo niestabilna, a bohater miota się pomiędzy uczuciami, które - może to banalne - koncentrują się na trzech kobietach; jedna w jego przekonaniu nie żyje, wobec drugiej ma dług wdzięczności, a trzecią kocha do szaleństwa.

Główny motyw/ Bohaterem "Wrogów" jest Herman Broder, który ocalał w czasie II wojny światowej ukrywany przez polską chłopkę. Po wojnie żeni się z nią i emigruje do Nowego Jorku, gdzie nadal ścigają go wspomnienia Holocaustu. Jego życie osobiste komplikuje się coraz bardziej, kiedy odnajduje się cudownie ocalała pierwsza żona, a o swe prawa dopomina się także przyjaciółka.

  Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„W świecie, w którym dziecko mogło być odebrane matce siłą i zastrzelone, człowiek nie miał prawa posiadać potomstwa”.
„Jak jeden Hitler umrze, to jest milion chętnych na jego miejsce”.
„Geny zdawały się zachowywać w pamięci inne epoki”.
„Współczesny judaizm miał jeden cel: małpowanie gojów”.
„Nikt, kto przeszedł to co ja, nie należy już do tego świata”.
„(…) dopóki żyjesz, jesz, chodzisz i, za przeproszeniem, wypróżniasz się, to jesteś człowiekiem z krwi i kości jak wszyscy”.
„Można być tylko na tym albo na tamtym świecie. Nie można stać jedną nogą na ziemi, a drugą w niebie”.
„Sam Bóg je mięso- i to ludzkie”.
„Nie należy robić wszystkiego, czego chce Bóg”.
„Tak naprawdę to wariaci nie istnieją, oni tylko udają swój obłęd”.
„Te ich talmudyczne dysputy są zachwycające, ale oni zawsze w końcu zaczną dowodzić, że można jeść chleb w Pesach”.
„Jak to powiadają, człowiek ma wszystko wypisane na twarzy, trzeba tylko umieć czytać”.
„Możliwe, że cierpienie jest atrybutem boskości”.
„Dwoje ostatnich ludzi na Ziemi się pozabija”.
„Są żołnierze, którzy mogą zrzucić bombę na miasto i zabić tysiące ludzi, ale nie potrafiłby za nic zarżnąć kury”.
„(…) inteligencja jest jedynie sługą ślepej woli”.
„Żaden z dawnych filozofów ani myślicieli nie mógł przewidzieć nadejścia takiej epoki jak obecnie; epoki życia na chybcika. Pracowało się w pośpiechu, jadło się w pośpiechu, nawet umierało się w pośpiechu. Być może taka gorączka jednym z atrybutów Boga”.
„Jeśli w dzisiejszych czasach kogoś szukają, nie może to być błaha sprawa”.
„Niech mi Bóg wybaczy, ale goje zawsze upiększali swoje trupy, a dzisiejsi Żydzi są gojami”.
„No cóż, człowiek może być pewien tylko jednego- śmierci”.
„Można zamordować bez noża”.
„Przypomniał sobie słowa Davida Hume’a, że nie ma żadnego racjonalnego dowodu na to, że słońce wstanie następnego dnia. A zatem nie było też żadnej gwarancji, że zajdzie dzisiaj”.
„Ale kto potrzebuje pomocy złodzieja, ratuje go od szubienicy”.
„Kiedy ktoś ukrywa się przez całe lata w sianie, przestaje odczuwać więź ze społeczeństwem”.
„No cóż, dwoje martwych ludzi nie musi mieć przed sobą tajemnic”.
„Na wszystko mają jedną odpowiedź: taka jest wola boża”.
„Jeśli kobieta kocha mężczyznę to chce z nim mieć dziecko”.
„Goje robią bogów z kamienia, a my z teorii”.
„A cóż innego jest treścią cywilizacji, jeśli nie morderstwa i cudzołóstwo?”.
„Kiedy król angielski chciał poślubić kobietę, którą kochał, zrzekł się tronu, a ty nie możesz się wyrzec głupiej wieśniaczki? Nie ma takiego prawa, które mogłoby cię zmusić, żebyś z nią żył”.
„Tacy, którzy we wszystko wątpią, gotowi są też we wszystko uwierzyć”.
„Ale nawet obłęd musi mieć swoją przyczynę”.
„Najbardziej oddane wdowy wychodzą powtórnie za mąż”.
„Ale tak to jest z faktami. Przekuwają każdy nadęty balon rozmaitych koncepcji, burzą teorie, obracają w niwecz najgłębsze przekonania”.
„Nawet student pierwszego roku psychologii wie, że można kochać i nienawidzić jednocześnie”.
„Ludziom się wydaje, że złodziei można spotkać tylko na Krochmalnej w Warszawie i na Bowery w Nowym Jorku. A złodzieje są wśród profesorów, artystów, i to wśród największych sław z różnych dziedzin”.
„Żydzi robili interesy wszędzie, nawet w Oświęcimiu. Jeśli istnieje piekło, tam też będą robić interesy. Mówię to bez złośliwości. Cóż innego mogli robić?”.
„Mam taką swoją teorię, że rodzaj ludzki zmienia się wciąż na gorsze, nie na lepsze. Wierzę w że tak powiem ewolucje wsteczną. Ostatni człowiek ni świecie będzie jednocześnie zbrodniarzem i szaleńcem”.
„Całuny nie mają kieszeni”.
„Można było pozostawać wyznawcą Spinozy i nazistą, znać na wylot fenomenologię Hegla i być stalinowcem, wierzyć w monady, w Zeitgeist, w ślepą wolę, w kulturę europejską i jednocześnie popełniać najgorsze zbrodnie”.
„Nawet jeśli człowiek wątpi w istnienie tlenu, i tak musi oddychać”.
„(…) dziesięciu wrogów nie może zaszkodzić człowiekowi tak bardzo, jak może sobie zaszkodzić on sam”.
„Dopóki żyjesz, nie wolno ci śmierdzieć”.
„Mężczyźni lubią dziewice. Gdyby umieli dokonać takiej sztuki, każda kobieta kładłaby się jako prostytutka, a wstawałaby jako dziewica”.
„Wydaje ci się, że można przejść przez piekło i się nie oparzyć. Otóż można!”.
„W Rosji było jedno lekarstwo na wszystkie choroby-wódka”.
„W życiu wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza dziś, kiedy wszystko stanęło na głowie”.

   

                      Książka „Wrogowie” Isaaca Bashevisa Singera dotyka kilka problemów, z którymi muszą konfrontować się bohaterowie. Jednym z nich jest trauma po Holocauście. Doświadczenie, wynikające z badań oraz psychoterapii osób ocalałych, pokazuje, że osoby, które doznały traumy Holokaustu, wykazują w wieku późniejszym przewlekłe objawy psychopatologiczne, wykraczające poza kryteria PTSD (Zespół stresu pourazowego) i w związku z tym większość autorów uważa takie rozpoznanie PTSD za niewystarczające do określenia stanu psychicznego ocalałych. Kolejnym problemem, które stawia autor jest pytanie czy mężczyzna jest stworzony do monogamii?  Na podstawie danych Światowej Organizacji Zdrowia naukowcy z Wielkiej Brytanii przeanalizowali długość życia mężczyzn po sześćdziesiątce z kultur, w których oficjalnie obowiązuje monogamia, i tych, w których panuje poligamia. Wyszło im, że mężczyźni żyjący z wieloma żonami żyją o ponad jedną dziesiątą dłużej od tych, którzy tkwią w jednym związku. W całej historii ludzkości intensywne życie seksualne było jednym z przywilejów władzy. Tysiące konkubin w haremach władców Babilonu, starożytnych Chin, Egiptu czy imperium Azteków służyło tyranom do masowego rozprzestrzeniania ich samolubnych genów. Wśród zbadanych przez antropologów 1200 współczesnych i historycznych kultur tylko ok. 150 zna wymóg monogamii. Wszystkie pozostałe za właściwą formę instytucji małżeństwa uznają (lub uznawały) wielożeństwo. Czy jesteśmy, zatem stworzeni do monogamii? Na to także pytanie próbuje odpowiedzieć w książce „Wrogowie” Isaac Bashevis Singer, który niemal jak psycholog ewolucyjny - nadaje wiedzy, którą posiadały już nasze babcie, wszelkie pozory naukowości.

                  Akcja tej powieści toczy się już po II wojnie światowej w środowisku emigrantów żydowskich w Nowym Jorku. Główny bohater - Herman Broder jest polskim Żydem, który przeżył holocaust. Przetrwać pomogła mu Polka o imieniu Jadwiga. Po wojnie Herman żeni się z nią i razem emigrują do Nowego Jorku. Ich życie tylko z pozoru jest szczęśliwe i harmonijne...  Herman Broder obrócił się na wznak i otworzył jedno oko. Jak co rano nie całkiem jeszcze rozbudzony, zastanawiał się, czy jest w Ameryce, w Polsce w Cykowie, czy może w obozie w Niemczech. Przyszło mu nawet do głowy, że być może ukrywa się jeszcze w Lipsku, w sąsieku. Chwilami wszystkie te miejsca zlewały się w jego świadomości w jedno. Wiedział, że jest na Brooklynie, ale jednocześnie słyszał wrzask Niemców. Dźgano siano bagnetami, próbując go wypłoszyć, a on wciskał się coraz głębiej w stertę. Ostrze bagnetu musnęło jego głowę. Budził się zawsze nieświeży i wymięty i wyglądał tak, jakby przez całą noc mocował się z jakimś przeciwnikiem. Co rano wołał Jadwigę. Kobieta miała typowo polską urodę: „różowe policzki, perkaty nos, jasne oczy, płowe jak len włosy upięte w kok jedną spinką, wydatne kości policzkowe i pełną dolną wargę”. Oboje spędzili po wojnie rok w obozie niemieckim, a od trzech lat mieszkali w Ameryce, ale Jadwiga zachowywała całą świeżość i nieśmiałość wiejskiej dziewczyny. Nie malowała się. Nauczyła się zaledwie paru słów po angielsku. Herman miał nawet wrażenie, że przywiozła tu z sobą zapachy Lipska; w łóżku pachniała rumiankiem, a w kuchni podczas gotowania pachniało latem i także przywoływało wspomnienie Lipska. Wciąż zachowywała chłopski akcent. Herman mówił do niej po polski, a czasami w jidysz, języku, którego nie rozumiała. Choć była jego żoną i sąsiedzi nazywali ją panią Broder, zachowywała się wobec niego tak, jakby wciąż byli w Cykowie i jakby nadal służyła w domu jego ojca, reb Szmula Lejba Brodera. Całą rodzinę Hermana unicestwił holocaust. On sam przeżył, bo Jadwiga ukrywała go w sąsieku w Lipsku, swojej rodzinnej wiosce. Nawet jej matka nie wiedziała o kryjówce. W 1945 roku, po wyzwoleniu, Herman dowiedział się od naocznego świadka, że Niemcy zastrzelili jego żonę, Tamarę, zabierając jej najpierw dzieci, które też uśmiercili. Herman z Jadwigą wyjechał do Niemiec, do obozu dla dipisów, a potem-kiedy uzyskał amerykańską wizę- wziął z nią ślub cywilny. Jadwiga gotowa była przejść na judaizm, ale on nie widział sensu narzucania jej religii, której sam nie praktykował.
                  
                      Od czasu do czasu Herman zabierał ją do kawiarni na Brighton Beach, ale nie mogła się przyzwyczaić do ogłuszającego łoskotu pociągów przejeżdżających przez wiadukt, do pisku opon pędzących we wszystkich kierunkach aut, do tłumów na ulicach. Herman kupił jej medalionik, w którym nosiła karteczkę ze swoim nazwiskiem i adresem na wypadek, gdyby się zgubiła, ale dla Jadwigi nie było to wcale pociechą; instynktownie nie ufała żadnemu pisanemu słowu. Jadwiga nie umiała czytać ani pisać, więc Herman pisał za nią listy do jej matki i siostry. Kiedy przychodziła odpowiedź, czytał jej na głos. Czasem jej siostra Marianna wkładała do koperty trochę ziarna, liść jabłoni albo kwiatek- drobiazgi, które w dalekiej Ameryce przypominały Jadwidze rodzinne strony.

                  Herman pracował dla rabina Miltona Lamperta od kilku lat. Jego pryncypał był jednym zlepkiem sprzeczności, jako człowiek jednocześnie gruboskórny i dobry, sentymentalny i przebiegły, wybuchowy i naiwny. Potrafił na zawołanie przytoczyć coś z zawiłych komentarzy Szulchan Aruch, ale miewał problemy z poprawnym cytowaniem wersetów z Pięcioksięgu. Grał na giełdzie, uprawiał hazard- i organizował zbiórki pieniędzy na różne cele dobroczynne. Wciąż jeszcze szukał prawdziwej miłości i często narażał się na śmieszność w tych swoich najwyraźniej daremnych poszukiwaniach. Przy swoich sześćdziesięciu czterech latach zachowywał niesłabnącą energię i był powszechnie znany, jako „rabin dynamit”.  Rabin Milton Lampert nie był związany z żadną kongregacją. „Publikował” artykuły w hebrajskich gazetach w Izraelu i „pisywał” do żydowskich pism ukazujących się w Ameryce i w Anglii. Podpisywał umowy na książki z kilkoma wydawnictwami naraz. Rabin nie miał ani czasu, ani cierpliwości, żeby cokolwiek napisać. To, co dla niego robił Herman, rabin określał, jako „zbieranie materiałów”. W rzeczywistości Herman był ghostwriterem, pisał za niego książki, artykuły, teksty wystąpień. Pisał je po hebrajsku lub w jidysz, ktoś tłumaczył je to na angielski, a jeszcze ktoś inny redagował.

                     Herman oprócz żony Jadwigi miał także kochankę Maszę. Czy można było wytłumaczyć w sposób racjonalny jego postępowanie? Grzeszył przeciw judaizmowi, amerykańskiemu prawu, moralności. Oszukiwał nie tylko rabina, lecz także Jadwigę. Ale nie mógł postępować inaczej. Prostoduszna poczciwość Jadwigi była czasami nużąca; kiedy z nią rozmawiał, czuł się właściwie tak, jakby był sam. Natomiast Masza miała tak skomplikowaną osobowość, była tak uparta i znerwicowana, że i jej nie mógł wyjawić prawdy. Udało mu się ją przekonać, że Jadwiga jest oziębła i że ożenił się z nią z wdzięczności za uratowanie mu życia podczas okupacji.

Ilekroć Herman udawał, że jedzie sprzedawać książki, w rzeczywistości spędzał noc w Bronksie, z Maszą. Miał w jej mieszkaniu swój pokój. Masza przeżyła całe lata w getcie i w obozach. Teraz pracowała, jako kasjerka w barze przy Tremont Avenue. Herman poznał Maszę i jej matkę Szyfrę Puę w Niemczech. Masza była wtedy żoną niejakiego Leona Torczynera. Masza z matkę wyjechali do Ameryki przed nim. Herman wpadł na Maszę przypadkowo i tak zaczął się ich romans.

               Pewnego dnia Herman będąc na noc u Maszy, przebudziwszy się rano pijąc kawę zobaczył, że na stole leży żydowska gazeta. Herman zaczął ją przerzucać. Nagle zobaczył swoje nazwisko. Widniało w rubryce „Personalia”: „Pan Herman Broder z Cykowa proszony jest o kontakt z reb Abrahamem Nissenem Jarosławerem”. Dalej widniał adres i numer telefonu. Herman siedział przez chwilę sztywno. Wypatrzył ten komunikat przez czysty przypadek. Zwykle poprzestawał na pobieżnym przejrzeniu nagłówków na pierwszej stronie. Wiedział, kim jest reb Abraham Nisser Jarosławer – był to wuj jego zmarłej żony, Tamary, człowiek wykształcony, chasyd z Aleksandrowa. Herman szybko pobiegł zadzwonić i dowiedział się, że jego żona Tamara żyje i jest teraz w Ameryce, w mieszkaniu wujostwa.  Herman przez dłuższą chwilę milczał. Najwyraźniej podświadomie dopuszczał taką możliwość, bo nie był aż tak bardzo zaszokowany, jakby się można było spodziewać. Co teraz będzie pomyślał? Co z Jadwigą, co z Maszą i co z Tamarą? Przez chwilę nie potrafił obliczyć, ile ona może mieć lat?

                  Herman nie miał dość czasu, by żałować swojego postepowania wobec tych trzech kobiet. Zasadniczo jednak nic się w jego postawie nie zmieniło; nadal brakowało mu wiary w siebie i cały rodzaj ludzki. Był wyznającym fatalizm hedonistą, pogrążonym w przed samobójczym mroku. Religia kłamała. Filozofia była od początku dziedziną skazaną na bankructwo. Jałowe obietnice postępu nie były niczym więcej, jak obelgą dla męczenników wszystkich pokoleń. Jeśli czas był tylko formą percepcji lub kategorią rozumu, przeszłość pozostawała tak samo obca jak teraźniejszość. Herman chciałby zatrzymać wszystkie trzy kobiety dla siebie, taka była jego haniebna prawda, przyznawał się w duchu sam przed sobą. Tamara wyładniała, wyciszyła się, stała się bardziej interesująca. Przeszła przez jeszcze większe piekło niż Masza. Rozwód z nią byłby równoznaczny z pchnięciem jej w ramiona innego mężczyzny.  Co zaś do miłości, to sądowi profesjonaliści używali tego słowa tak, jakby można je było precyzyjnie zdefiniować- a przecież nikt nie odkrył jeszcze jego prawdziwego znaczenia.

                 Samemu Singerowi przypisywano wiele romansów, namiętności niemal tak wielkich, jakie przeżywali bohaterowie jego opowieści. Nic dziwnego, kiedy je snuł, często odsłaniał w nich siebie, przywoływał znane sobie realia, fakty z życia, nawet własną fizjonomię. Do dziś badacze literatury głowią się, jak wiele w jego opowieściach jest wątków autobiograficznych. Ale równocześnie Singer stale budował fikcje. Czy więc świadomie podsycał własną donżuańską legendę? Gdy zbliżał się do sześćdziesiątki, ostatecznie postanowił przejść na wegetarianizm. Wrażliwość na krzywdę zwierząt, niezgoda na bezwzględność natury – to tkwiło w nim od zawsze. Kiedy pytano go, czy nie je mięsa dla zdrowia, odpowiadał, że „owszem – dla zdrowia kur”. W książce „Wrogowie” pisarz porównuje ZOO do obozu koncentracyjnego. W takich miejscach jak ZOO w powietrzu wyczuwa się tęsknotę- za pustynią, wzgórzami, dolinami, naturalnymi legowiskami i rodzinami. Podobnie jak Żydzi zwierzęta te zostały tu ściągnięte ze wszystkich stron świata i skazane na wieczna izolację i nudę. Niektóre dawały wyraz swojej niedoli krzykiem, inne pozostawały nieme.  Ślepy przypadek? Darwiznizm? Wszystko milczy: Bóg, gwiazdy, zmarli. Stworzenia, które posiadają umiejętność m ó w i e n i a, nie odkryły niczego prócz nowych narzędzi unicestwiania. Singer pokazuje, że wszelka religia i inne filozofie na przestrzeni wieków się skompromitowały, przestały mieć dla człowieka większe znaczenie. Znowu nastaje epoka pradawnych wierzeń. Bohater książki Herman interesuje się okultyzmem, chodzi do bibliotek i wyszukuje tam książek o czytaniu w cudzych myślach, o jasnowidzeniu, dybukach i innych duchach- jednym słowem o wszystkim, co dotyczyło zjawisk parapsychologicznych. W czasach, gdy oficjalna religia przezywała głęboki kryzys, a filozofia straciła jakiekolwiek znaczenie, okultyzm stał się dla tych, którzy nadal poszukiwali prawdy, dziedziną niezmiernie ważną.

                   Autor podkreśla na kartach swojej powieści, że przeszłość nigdy w nas nie umiera. Przeszłość istnieje. Jeśli nawet uznać za Spinozą, że czas nie jest niczym więcej, jak tylko sposobem myślenia, lub za Kantem, że to jedynie forma percepcji, to nie można było zanegować faktu, że mieszkając w Polsce w Cykowie Herman zimą palił w piecu drzewem, jego błogosławionej pamięci ojciec studiował Gemarę i komentarze, a matka gotowała krupnik z kaszy perłowej, z fasolą, ziemniakami i suszonymi grzybami. Herman tu w Ameryce czuł smak tej kaszy, słyszał, jak ojciec mamrocze przy lekturze, a matka rozmawia w kuchni z sąsiadkami, jak dźwięczą dzwonki u sań, którymi chłop zwozi drzewo z lasu.  

                    Wracając do kwestii PTSD, możemy zauważyć jak singerowscy bohaterowie walczą z traumą po Holocauście. Herman nawet w Ameryce „planuje” drogę ucieczki z domu na wypadek gdyby Niemcy zaatakowali Amerykę. Tamara podkreśla, że pocisk, który tkwi w jej biodrze jest jej najlepszą pamiątką. Przypomina jej, że miała kiedyś dom, rodziców, dzieci. Jeśli by ją wyjęła, nie zostałaby jej żadna pamiątka po życiu w Polsce. Ta była niemiecka kula tkwiąca tyle lat w jej ciele, ciele Żydówki, stała się żydowska. Być może ten sam rewolwer zabił jej dzieci…?

                    Jaki jest morał z tej historii? „W życiu wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza dziś, kiedy wszystko stanęło na głowie”. Herman, Żyd nowoczesny, rozszerzył tę zasadę, poszedł o krok dalej: nie miał już nawet wiary w Torę, w której mógłby znaleźć oparcie. Oszukiwał wszystkich wokół siebie a także siebie. Herman nie przypieczętował paktu z Bogiem i nie miał z Niego żadnego pożytku. Nie chciał, żeby jego nasienie mnożyło się niczym nadmorski piasek. Całe jego życie było grą polegającą na skradaniu się- te kazania, które pisał dla rabina Lamperta, książki, które sprzedawał rabinom i chłopcom jesziwy, akceptacja przejścia Jadwigi na judaizm i zdanie się na łaskę Tamary. W Niemczech, a nawet w Ameryce powstawały neonazistowskie partie. Z imieniem Lenina i Stalina na ustach komuniści torturowali starych nauczycieli i likwidowali całe wsie w Chinach podczas „rewolucji kulturalnej”. Mordercy, którzy bawili się czaszkami dzieci, sączyli w monachijskich piwiarniach piwo z wysokich kufli i śpiewali nabożne pieśni w kościołach. W Moskwie zlikwidowano wszystkich żydowskich pisarzy. A jednak żydowscy komuniści w Nowym Jorku, Paryżu i Buenos Aires sławili morderców i urągali wczorajszym przywódcom. Prawda? Herman poczuł, że nie może żyć w takim miejscu, w takim świecie: „Nie w tej dżungli, na tym ziemskim spodku stojącym na rozpalonej lawie”.

                     Dla ciekawości czytelników należy zaznaczyć, że w książce występują także dwie papużki, ptaszki, które Singer uwielbiał i sam w swoim życiu posiadał.