28 listopada 2016

Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy.




„Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy”

William Wharton



Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Powieść obyczajowo-psychologiczna, w której bohaterem jest alter ego pisarza. Książka zawiera w sobie filozofię życiową, w której najważniejsze jest głębokie i świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie posiadanych przez siebie talentów i możliwości, a także kultywowanie wartości rodzinnych.

Główny motyw/ Próba zatrzymania czasu oraz rozliczenie się z życiem w porze jego zmierzchu. Niespełniony romans bohatera z poznaną znaczenie młodszą kobietą staje się punktem wyjścia i pretekstem do melancholijnej refleksji nad sprawami ostatecznymi: życiem, miłością, śmiercią.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Kiedy człowiek się starzeje, jest mu coraz trudniej zrozumieć najprostsze życiowe sprawy”.

„Kiedy jest się dzieckiem, przyjmuje się tak wiele rzeczy jako coś naturalnego”.

„Zmieniają się nieco okoliczności zewnętrzne, ale sama istota życia niewiele”.

„Ostatecznie wszystko ma swój koniec”.

„Człowiek zawsze znajdzie jakąś artystyczną duszę w najbardziej nieoczekiwanych miejscach”.

„Pod pewnym względem sny podobne są do wspomnień”.

„Albo umierasz młodo i wszyscy cię żałują, albo żyjesz długo i wtedy musisz znosić utratę swoich bliskich i przyjaciół. To naturalne i pewnym sensie sprawiedliwe”.

„…wiele z naszych najpiękniejszych przeżyć ma swoje źródło w wyobraźni, w czymś, czego nie rozumiemy”.

„To dziwne uczucie, kiedy człowiek wykorzystuje kogoś, kogo zna i tworzy jego fikcyjną replikę, bo potem trudno czasem rozróżnić, co wzięło się z rzeczywistości, a co jest zmyśleniem”.

„Myślę, że wszyscy w pewnym sensie istniejemy tylko w pamięci innych”.




                   
                
                    Książka William Whartona „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” dotyka bardzo istotnych i jakże ważnych etapów w życiu każdego człowieka: starości i przemijania oraz dzieciństwa i emocjonalnego dojrzewania. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, uczy się i starzeje. To ostatnie nie oznacza jednak wyłącznie upadku i straty, bo jeśli ludzie są spełnieni, to osiągając zaawansowany wiek, potrafią cieszyć się spokojem, który staje się ich udziałem i życzliwie przyglądać się światu ze swojej perspektywy. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak kruche i ulotne są chwile, jak czas szybko leci, że nie da się go zatrzymać. Przemijają dni, miesiące, pory roku, lata - a wraz z nimi my. Przemijanie dotyka nas wszędzie – jest przemijanie czasu, życia, świata. Jesteśmy cząstką tego procesu. Mało, kto zdaje sobie z tego sprawę, zwłaszcza w początkowych latach życia, że człowiek rodzi się, żyje i umiera.
               
                Bohater książki „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” 69- letni Bert przyjeżdża po stracie córki, zięcia i wnuków, którzy zginęli w ogniu podczas wypalania traw w Oregonie do rodzinnej Filadelfii, aby namalować kilka obrazów z miejsc swojego dzieciństwa. Zamieszkał w domu swojej ciotki Edith. Malowanie obrazów chciał ograniczyć jedynie do swojego domu, w którym mieszkał od piątego do siedemnastego roku życia, czyli do roku 1943, kiedy to został powołany do wojska. Jednak prawdziwym celem podróży do Filadelfii nie był tylko zamiar malowania obrazów, lecz także jak to ujął bohater książki: „ I jeśli to będzie możliwe, skleić jakoś, choćby w małej, prywatnej skali, te rozliczne odłamki, na które, jak to czuję, jestem rozbity. Chcę także rozświetlić, dla samego siebie, najmroczniejsze zakamarki własnego umysłu”.
                 
                   Codziennie rano wyjeżdża po śniadaniu na starym rowerze kuzyna ze sztalugami na ramieniu pod rodzinny dom. Kiedy jedzie ulicami Filadelfii przez jego świadomość przepływają najróżniejsze dziwne myśli: „Najpierw szukam twarzy rodziców moich kolegów z dzieciństwa, potem uświadamiam sobie, że to niezbyt mądre- wszyscy pewnie nie żyją. Moi rodzice umarli już dawno, prawie dwadzieścia lat temu. Zaczynam szukać wśród tych starych twarzy swoich kolegów z dzieciństwa. Czuję się przy tym nieswojo”. Przy jego rozłożonych sztalugach gromadzą się dorośli i dzieci. Są zaciekawieni tym, że jakiś malarz mieszkający w Paryżu postanowił namalować stary dom sąsiadujący z ich domami. Najbardziej zaabsorbowana osobą tajemniczego malarza jest młoda, zmysłowa mieszkanka jego rodzinnego domu Peg.
                  
                      Między Bertem a Peg powstaje nieświadoma fascynacja. Ona szuka w Bercie ojcowskich uczuć, on jest pod ogromnych urokiem jej urody i zmysłowości. Bert częstuje ją kanapkami zrobionymi przez ciotkę Edith, Peg raczy go kawą. Wspólne rozmowy dotyczą jego malarstwa i podróżowania oraz „kobiecych” spraw Peg. Pewnego razu Bert odkrywa w piwnicy domu skrytkę z dziecięcych lat i odnajduje w niej kila zeszytów, które służyły mu kiedyś za pamiętnik. Tu dochodzimy do myśli przewodniej książki i tego, co czytelnikowi chciał przekazać William Wharton.

                
                    Bohater czyta po sześćdziesięciu latach swoje zapiski i przywołuje świat swojego dzieciństwa. Z pamiętników dowiaduje się o pewnej jakże ważnej rozmowie przeprowadzonej z nim przez ojca dotyczącej jego narodzin i porodu matki. Czytelnik dowiaduje się także, że prawdziwe imię Berta to Albert. Poród odbył się w domu i odebrał go niemiecki doktor Christianson, który jak się okazało nie był kwalifikowanym lekarzem. Według relacji ojca doktor Christianson podał ojcu owinięte w gazety „coś” i kazał spalić to w piecu. Ojciec do końca swoich dni nie wiedział czy to „coś" było łożyskiem z porodu czy był to martwy brat bliźniak Alberta -William: „Wiedzieliśmy, że mamy się urodzić. William wiedział też, że tylko jeden z nas przeżyje, i powiedział mi to. Komunikowaliśmy się za pomocą myśli, nie słów; żaden z nas nie pamiętał czasów, kiedy jeszcze nie byliśmy razem, ale obaj wiedzieliśmy, że byliśmy gdzieś, istnieliśmy jako ktoś inny i że znów tym kimś będziemy”. (…) Według Williama było nam przeznaczone, że tym razem będziemy obaj jednością”. „Bracia” stworzyli w schowku swój własny, magiczny świat i nazwali go Murlandią, miejscem, „ w Którym Spotykają się Wszystkie Światy”, miejsce o którym wie tylko Albert i jego „brat” William: „…to, co dzieje się w schowku, wydaje się znacznie bardziej realne niż tak zwana rzeczywistość”.
                 
                    Bert vel Albert spędzał całe dni z Williamem lepiąc figurki, nadając im imiona oraz przypisywali role i pozycję w Murlandii. I jak to sami określali: „To jeden z najprzyjemniejszych momentów w całym akcie tworzenia”. (…). Są też mieszkańcy zamku. Urządzają tam turnieje, polowania na dzikie zwierzęta, dziki, wilki, lisy, a nawet czasami na lwy i tygrysy. Czasami Albert marzy o tym, że jego „brat” William będzie mógł się z nim bawić, jako realny chłopiec, robić naprawdę różne rzeczy, manewrować figurkami. Ale kiedy Albert o to go pyta, odpowiada tylko: „Jeszcze nie”.  
                
                  Czytając książkę Whartona zastanawiamy się nad zjawiskiem fałszywych wspomnień, zjawiskiem żywienia przekonania na temat realności zdarzeń, które nie miały miejsca. Albert nie zna granicy między faktami a fikcją. Dla niego realna rzeczywistość i ta wyimaginowana to dwa równoległe światy: „On jest we mnie, tak samo jak ja jestem w nim. Jest mną, a ja nim”. Bohater żyje w nieprawdzie, gdyż stanowi to wyraz jego myślenia życzeniowego. Chciałby, żeby coś się zdarzyło, żeby było tak, jak tego pragnie, stąd konfabulacje dotyczące posiadania brata bliźniaka nieświadomie zaszczepione przez ojca. Marzenia Alberta znajdują odbicie w świecie jego fantazji. Wymyślony „brat” William spełnia wiele potrzeb emocjonalnych Alberta: potrzebę akceptacji, bliskości, bycia z kimś, komunikacji. Jest dla niego bardzo ważny, ponieważ uczy wcielenia się w role przyjaciela w rzeczywistości. W przypadku Alberta stanowi także formę odreagowania traumy jego ojca w sposób bezpieczny i akceptowalny. Pomaga mu radzić sobie z wieloma uczuciami, szczególnie z tymi trudnymi jak złość i smutek.
                        
                   William Wharton w książce „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” daje nam wspaniałą lekcję, w której zaczynamy szukać prawdziwego sensu życia. Dzieciństwo stanowi fundament naszej dorosłości i w wielkim stopniu wpływa na kształt naszego życia. Zrozumienie sposobu myślenia, zachowania czy motywów działania danej osoby, nie będzie w pełni możliwe bez wcześniejszego poznania i zrozumienia jej dzieciństwa. Dlatego tak ważne jest zachowanie i pielęgnowanie pamięci o dzieciństwie. Jednakże - podążając za słowami M. Halbwachsa - aby "dorosły odnalazł wspomnienie z dzieciństwa, nie wystarczy, że uwolni się z wysiłkiem, gwałtownym i często wręcz niemożliwym, od zespołu idei pochodzących od społeczeństwa, trzeba by na nowo zagościły w nim pojęcia dziecka i nawet trzeba odnowić jego wrażliwość, która dziś nie jest już w stanie odbierać tak spontanicznych i pełnych wrażeń jak w pierwszych latach  dzieciństwa". Oznacza to, iż mając do czynienia z relacjami z  przeszłości, stajemy się świadkami nie tylko owych opowieści, ale także świadkami procesu interpretacji, mającego swe podłoże w obecnej wiedzy pamiętającego.
                         
                          Pamięć o dziecięcych latach naszego życia jest niezaprzeczalnie warunkiem koniecznym do zrozumienia siebie w otaczającej teraźniejszości. Należy pamiętać, bowiem, iż dzieciństwo jest fundamentem naszego życia, kształtuje charakter człowieka, wpływa na dalsze poczynania. Od tego momentu zależy w dużym stopniu, jak ułożą się nasze późniejsze relacje z otaczającym nas światem, a także, z jakimi emocjami będziemy podchodzić do własnej przeszłości.

                   Często pomija się milczeniem fakt, że William Wharton był doktorem psychologii oraz to, że wszystkie jego powieści w równym stopniu składają się na mniej lub bardziej zawoalowaną autobiografię.  


 

17 listopada 2016

Sekretne życie pszczół



„Sekretne życie pszczół”

Sue Monk Kidd


Autorka/ ur. 12 sierpnia 1948 r. Sylvester, Georgia, Stany Zjednoczone

Tłumaczenie/ Andrzej Szulc

Tematyka/ Wzruszająca i przerażająca zarazem opowieść o konfliktach na tle rasowym i kobiecej przyjaźni ponad podziałami. O dziewczynce, która po stracie matki wchodzi w świat dojrzewania u boku mizoginicznego ojca.

Główny motyw/ O życiu w poczuciu winy po stracie matki. O ucieczce z domu przed agresywnym ojcem. O walce ze stereotypami, wyrażaniu swoich poglądów, wyłamywaniu się z ustalonych schematów. To piękna historia o poszukiwaniu siebie i szczęścia na własną rękę kierując się intuicją.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Ludzie, którym się wydaje, że umieranie to coś najgorszego pod słońcem, niewiele wiedzą o życiu”.

„Można łatwo poznać, że jakaś dziewczynka nie ma matki, po tym jak wyglądają jej włosy”.

„…świat jest jedną wielką tajemnicą, która kryje się pod osnową naszych powszednich dni, świecąc jasno, choć wcale o tym nie wiemy”.

„Na tym świecie nic nie jest sprawiedliwe”.

„Nikt nie powinien przejść przez życie, chociaż raz się nie zakochawszy”.

„Wybór tego, co ma znaczenie, jest najtrudniejszą rzeczą pod słońcem”.

„Kiedy zostaniesz użądlony, nic cię nie odżądli, choćbyś wylewał tysiące łez”.
          
                       Większość ludzi myśli, że świat, który widzi za oknami był zawsze w takim kształcie. Sue Monk Kidd w swojej książce „Sekretne życie pszczół” łącząc w sobie dwa jakże ważne tematy pokazuje, że nie.  Porusza tematy rasizmu i mizoginizmu. Rasizm pokazany jest w kontekście ogólnospołecznym Ameryki lat 60-tych. Natomiast mizoginizm ukazany jest w realiach domowego zacisza.
             
                         Wszyscy z historii wiemy, że dopiero pół wieku temu w USA przyjęto ustawę o prawach obywatelskich, będącą kamieniem milowym w walce o równouprawnienie czarnoskórych. Dopiero 100 lat po zniesieniu niewolnictwa zakazano segregacji rasowej w szkołach, barach i pracy. Ustawa z 1964 roku zakazywała dyskryminacji rasowej w miejscach zatrudnienia, w procedurach wyborczych oraz w miejscach publicznych takich jak: środki transportu czy baseny. Jej przyjęcie nie zakończyło jednak walki z dyskryminacją. Problem rasizmu nie zniknął tylko za sprawą podpisania ważnego nie tylko dla Afroamerykanów dokumentu. W wielu częściach USA rasizm był tak głęboko zakorzeniony, że wdrażanie ustawy napotykało opór. Sprzeciwianie się prawom obywatelskim przybierało rozmaite formy w różnych instytucjach: „Zabawne, jak łatwo zapomina się reguł- pisze Sue Monk Kidd na kartach swojej książki - Nie wolno jej było tutaj przebywać. Za każdym razem, kiedy rozchodziły się wieści o grupie Murzynów mających zamiar pomodlić się razem z nami w niedzielę, diakoni stawali na stopniach, trzymając się za ręce, żeby ich zawrócić. >> Miłujmy ich w Panu- oświadczył brat Gerald - ale mają swoje własne miejsca<<”.

            
                         „Sekretne życie pszczół” to książka o czternastoletniej Lily Owens uczennicy gimnazjum w Sylvanie wychowywanej przez mizoginicznego, chłodnego, agresywnego ojca, który nie potrafi wyrażać córce ciepłych rodzicielskich uczuć. Krytykuje ją, stosuje kary, każe jej klęczeć na rozsypanej kaszy i obwinia – według niego- za śmierć matki. Dla Lily słowo TATUŚ znaczy (T- Trudny do zniesienia, A- Arogancki, T- Tępy, U- Upierdliwy, Ś- Świr).  Lily całymi dniami siedzi przy drodze, sprzedaje brzoskwinie i rozmyśla. Nad czym może rozmyślać czternastolatka…? Jak to możliwe, żeby broń sama wystrzeliła i zabiła matkę? Dlaczego nikt nie pamięta o dacie jej urodzin? I czy kiedykolwiek dostanie na urodziny bransoletkę jak inne dziewczynki w Sylvanie.
             
                         Po matce pozostało tylko zdjęcie i obrazek Czarnej Madonny z nagryzmoloną nazwą miejscowości – Tiburon: „Przygryzając wargę, poczułam obrazek czarnej Marii pod gumką szortów. Czułam, jak rękawiczki matki i bibułka, w którą było zawinięte jej zdjęcie, przyklejają mi się do brzucha, i wyobraziłam sobie nagle, że ona tam jest i tuli się do mnie, że przylgnęła do mojej skóry niczym materiał izolacyjny i pomaga mi znieść całą jego podłość”. W tej trudnej, lecz także uroczej opowieści istnieją pszczoły, które swoim naturalnym zachowaniem, wylatując z otwartego słoika do ogrodu, uświadamiają nastolatce, że najważniejsza w życiu jest wolność i uwolnienie się od bezmyślnego okrucieństwa. Kiedy opiekująca się Lily czarnoskóra niania Rosaleen zostaje pobita przez miejscowych rasistów i wtrącona do więzienia, rezolutna nastolatka pomaga jej zbiec. Uciekinierki docierają do odległego o kilkadziesiąt mil Tiburonu i zatrudniają się w miejscowej pasiece. Spokój pomagają im odzyskać noszące imiona letnich miesięcy czarnoskóre siostry May, June, August Boatwright. Ale nawet ten niezwykły azyl, gdzie pszczoły wiodą swoje sekretne życie, nie chroni przed światem zewnętrznym.
             
                          Bohaterki książki Sue Monk Kidd „Sekretne życie pszczół” świadome swej bezsilności wobec niezrozumiałych sił zewnętrznych, wpływających na ich życie, pragną jakiegoś zaspokojenia, które właśnie daje im religijny kult Maryi „Naszej Pani w Łańcuchach” i związane z jej wizerunkiem doświadczenia religijne. Ona „chroni” je przed rzeczywistością zagrażającą ich egzystencji. Psychologiczne mechanizmy racjonalizacji i kompensacji rozwijają w nich wierzenia religijne i związane z tymi wierzeniami opowieści i mity. Sposób realizacji potrzeb religijnych staje się wtórnie ich samodzielną potrzebą. Pomimo, iż cele te są wzniosłe i piękne, to jednak popędy te nie zyskują pełnego zaspokojenia i nie przestają istnieć. Przybierają tylko formy kultu, który okazuje się złudzeniem, lecz, dla którego mieszkanki pasieki poświęcają swój czas i siły. Religia jest dla tych kobiet, projekcją dziecięcych życzeń potrzeby rodzicielskiej opieki sięgających głęboko w ich dorosłej podświadomości: „Człowiek chce, by ten, do kogo się modli, robił przynajmniej wrażenie sprawnego” – podsumowuje całą sytuację Lily.
               
                      Książka „Sekretne życie pszczół” zdecydowanie daje do myślenia i utwierdza w przekonaniu, że segregacja rasowa jest krzywdząca dla obu stron, że „pigment” w ludzkiej skórze tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Pokazuje także, że kłamstwem nie da się „naprawić” skrzywdzonego dziecięcego świata. A prawda, chociaż bolesna i trudna jest zdecydowanie lepsza niż życie w nieprawdzie. Że warto, choć raz na sto lat posłuchać tego, co mówi nam serce.
               

10 listopada 2016

Klub Dumas



„Klub Dumas”

Arturo Pérez-Reverte


Autor/(ur. 25 listopada 1951 w Kartagenie) – powieściopisarz i dziennikarz hiszpański.

Tłumaczenie/ Filip Łobodziński

Tematyka/ Kiedy zanika granica między pasją a fanatyzmem. Kiedy uzależnieni od tych, często nieświadomych ram i samoograniczeń rozmijamy się z realnością. W jakiej formie współcześnie Szatan jest obecny w naszym życiu.

Główny motyw/ Książka ukazuje, jak bardzo w postrzeganiu świata uzależnieni jesteśmy od sugestii, uprzedzeń, światopoglądowych aksjomatów, obyczajowych tabu, czy wreszcie, kulturowych szablonów. Jak bardzo zakłócają one odbiór rzeczywistości i spłaszczają jej obraz.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Bary i cmentarze pękają w szwach od niezastąpionych przyjaciół”.

„Nigdy nie wiadomo, jaka perwersja czy może idiotyzm drzemie na dnie ludzkiej duszy”.

„Wdowy dzielą się na niepocieszone i takie, do których każdy mężczyzna spieszy się natychmiast z pociechą”.

„Każde drzwi posiadają dwa klucze”.

„Każdy czytelnik ma takiego diabła, na jakiego zasłużył”.



                
              
                 Fanatyzm definiuje się w węższym sensie, jako opętanie jakąś „ideą”, jakimś wyobrażeniem czy przekonaniem o absolutnej słuszności własnej racji; to irracjonalna postawa nietolerująca poglądów różnych od własnych, swoisty omam, który chce się wmówić, a także siłą wtłoczyć do głów innym ludziom czy całym grupom; opętanie nasiąknięte poczuciem misji i niedostępne dla jakichkolwiek argumentów, pozbawione zdolności do refleksji; absolutna pewność siebie niedopuszczająca możliwości zmiany.

                    Bohater książki "Klub Dumas" Lucas Corso, detektyw-bibliofil, tropiciel białych kruków jest „… łowcą książek na cudzy koszt. Łączy się to z brudnymi paluchami, gładką mową, dobrym refleksem, cierpliwością i sporym sprytem. A także z nieprawdopodobną pamięcią, pozwalającą przypomnieć sobie, w jakim to zakurzonym zakamarku jednego z tysięcy antykwariatów drzemie właśnie ten egzemplarz, za którego inni gotowi są zapłacić fortunę”. Otrzymuje od milionera Vara Borjy zlecenie sprawdzenia autentyczności XVII-wiecznego woluminu "Dziewiąte wrota". Cały nakład spłonął razem z wydawcą Aristide Torchiana, pojmanym w Wenecji na rozkaz Świętego Oficjum i spalony później w Rzymie na Campo dei Fiori w lutym 1667 roku. Okazuje się tymczasem, że do naszych czasów przetrwały aż trzy egzemplarze. Corso ma zbadać, która z ksiąg jest autentyczna. Przy okazji na prośbę swojego znajomego ma również potwierdzić, czy nabyty przez niego rękopis rozdziału "Trzech muszkieterów" rzeczywiście wyszedł spod pióra Alexandra Dumasa.  Przemierza w tym celu pól Europy i zostaje wplątany w tajemniczą intrygę.
               
                  W trakcie poszukiwań padają trupy, wyjaśniają się tajemnice, pojawiają piękne kobiety, rozpadają przyjaźnie, rodzą nienawiści i zdrady. Słowem, dostajemy wszystko, co niezbędne w dobrze napisanej powieści detektywistyczno-przygodowej. Dostajemy nawet coś więcej: seks, diabła i śledztwo literackie. Okazuje się, że "Dziewiąte wrota" to książka mająca służyć przywoływaniu Szatana, (ponieważ jej ilustracje pochodzą z "Delamelanikonu", ponoć "dzieła Lucyfera"), zaś wątek dumasowski kończy odkrycie ekskluzywnego literackiego sprzysiężenia. Jakby tego był mało, postaci powieści odwzorowują bohaterów "Trzech muszkieterów". Mamy Milady, Richelieu, księcia Buckinghama... Sam „muszkieter” Lucas Corso bardziej przypomina Chandlerowskiego Philipa Marlowe niż bohatera powieści Dumasa. Do końca pozostaje sceptykiem i tak jak słynny detektyw zagadkę rozwiązuje nie dla korzyści materialnych, lecz dla znalezienia odpowiedzi.

                W świecie Lucasa Corso można rozmawiać z upadłym aniołem, nie rozmawia się jednak z Bogiem. Bóg jest tu jak odległy demiurg - konstruktor świata, który po zakończeniu pracy pozostaje z dala od swego dzieła. Być może, jak to zwykle bywa w thrillerach, w ogóle Go tutaj nie ma. Lucas Corso nie wierzy przecież w to, że poza widzialnym światem istnieje cokolwiek innego. Dzięki temu wierzymy mu bardziej. Jest inteligentny, ironiczny i oczywiście oschły. Oferta skierowana jest do nieprzeciętnie bystrych i nieegzaltowanych. Bóg u Revertego pojawia się, jako gniewny Chrystus Pantokrator spoglądający w milczeniu znad drzwi kościoła w Toledo. Pojawia się też w opowieściach Lucyfera - niosącego światło - jako obraz niewyrażalnej tęsknoty. Piekło to samotność w pustym, chłodnym, kamiennym pałacu. Zdrada i odrzucenie Boga, upadek najbardziej ukochanego z aniołów przedstawione zostają tutaj, jako prometejska ofiara. Lucyfer wyznaje Lucasowi, że to wszystko z miłości do człowieka. Światło i mądrość należy Bogu wyrwać i oddać człowiekowi. Oferta wygląda na niemal zbawczą. Scena jest jednak zgodna z tą spod drzewa wiadomości dobrego i złego. Rekompensatą za grzech pierworodny miała być wiedza. Tu jest podobnie: nagrodą za rozwikłanie zagadki tkwiącej w dziewięciu tajemniczych siedemnastowiecznych rycinach ma być coś o wiele więcej - oświecenie.
            

                   Świat, w którym porusza się Lucas Corso jest obszarem fatalnym, zdeterminowanym przez zło. Z jednej strony przez fanatyzm i niepohamowaną, zdolną do największych zbrodni chęcią posiadania za wszelką cenę, z drugiej przez upadłego anioła pod postacią spragnionej ciepła nastoletniej, tajemniczej, pięknej, młodej i seksownej kobiety, która krok za krokiem chroni bohatera do samego końca. Autor zadaje pytanie o sens tęsknoty, pustki, samotności człowieka pozostawionemu samemu sobie. Bo świat wewnętrznej pustki rodzi w człowieku różnego rodzaju fanatyzmy od religijnego, politycznego do bardziej osobistych jak np. fanatyzm posiadania, zbieractwa czy zatopienie się w wirach pracy. Autor zadaje także pytanie o sens życia i czy Szatan istnieje. Jeżeli tak to, w jakiej formie jest obecny we współczesnym świecie.
             
                     William Szekspir powiedział w komedii „Jak wam się podoba?”, że „(...) świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają”. Należy w pewnym sensie zgodzić się z tym poglądem. Już od starożytności ujmowano życie, jako teatr, a nawet, według koncepcji theatrum mundi, że ludzie są na jego scenie jedynie marionetkami odgrywającymi swe role według scenariusza napisanego przez Boga, bogów, diabła, fatum, los. Aby wystawić sztukę, potrzebne jest do tego odpowiednie miejsce – takim miejscem nazwać można znany nam świat, czy to w perspektywie szerszej, czy węższej. W przedstawieniu biorą udział aktorzy – aktorami teatru świata są, więc miliardy istnień ludzkich. Potrzebny jest również scenariusz, według którego aktorzy będą wiedzieli, jak grać, co mówić i jakie decyzje podjąć, od niego zależy również, jak potoczą się ich losy. A kto jest widzem? Być może Bóg? Może widowni nie ma wcale? Może sami dla siebie odgrywamy tę sztukę?
          
                „Klub Dumas” wydał się idealnym materiałem na film dla Romana Polańskiego. Zebrane materiały, pasowały do jego zainteresowań i filmowego stylu: wyrazistego bohatera, wartką akcję, aurę tajemnicy, dwie wspaniałe postaci kobiece – zmysłową femme fatale i dziewczęce „coś” i wyreżyserował w 1999 roku film pt.: „Dziewiąte wrota”.