28 listopada 2016

Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy.




„Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy”

William Wharton



Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Powieść obyczajowo-psychologiczna, w której bohaterem jest alter ego pisarza. Książka zawiera w sobie filozofię życiową, w której najważniejsze jest głębokie i świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie posiadanych przez siebie talentów i możliwości, a także kultywowanie wartości rodzinnych.

Główny motyw/ Próba zatrzymania czasu oraz rozliczenie się z życiem w porze jego zmierzchu. Niespełniony romans bohatera z poznaną znaczenie młodszą kobietą staje się punktem wyjścia i pretekstem do melancholijnej refleksji nad sprawami ostatecznymi: życiem, miłością, śmiercią.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Kiedy człowiek się starzeje, jest mu coraz trudniej zrozumieć najprostsze życiowe sprawy”.

„Kiedy jest się dzieckiem, przyjmuje się tak wiele rzeczy jako coś naturalnego”.

„Zmieniają się nieco okoliczności zewnętrzne, ale sama istota życia niewiele”.

„Ostatecznie wszystko ma swój koniec”.

„Człowiek zawsze znajdzie jakąś artystyczną duszę w najbardziej nieoczekiwanych miejscach”.

„Pod pewnym względem sny podobne są do wspomnień”.

„Albo umierasz młodo i wszyscy cię żałują, albo żyjesz długo i wtedy musisz znosić utratę swoich bliskich i przyjaciół. To naturalne i pewnym sensie sprawiedliwe”.

„…wiele z naszych najpiękniejszych przeżyć ma swoje źródło w wyobraźni, w czymś, czego nie rozumiemy”.

„To dziwne uczucie, kiedy człowiek wykorzystuje kogoś, kogo zna i tworzy jego fikcyjną replikę, bo potem trudno czasem rozróżnić, co wzięło się z rzeczywistości, a co jest zmyśleniem”.

„Myślę, że wszyscy w pewnym sensie istniejemy tylko w pamięci innych”.




                   
                
                    Książka William Whartona „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” dotyka bardzo istotnych i jakże ważnych etapów w życiu każdego człowieka: starości i przemijania oraz dzieciństwa i emocjonalnego dojrzewania. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, uczy się i starzeje. To ostatnie nie oznacza jednak wyłącznie upadku i straty, bo jeśli ludzie są spełnieni, to osiągając zaawansowany wiek, potrafią cieszyć się spokojem, który staje się ich udziałem i życzliwie przyglądać się światu ze swojej perspektywy. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak kruche i ulotne są chwile, jak czas szybko leci, że nie da się go zatrzymać. Przemijają dni, miesiące, pory roku, lata - a wraz z nimi my. Przemijanie dotyka nas wszędzie – jest przemijanie czasu, życia, świata. Jesteśmy cząstką tego procesu. Mało, kto zdaje sobie z tego sprawę, zwłaszcza w początkowych latach życia, że człowiek rodzi się, żyje i umiera.
               
                Bohater książki „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” 69- letni Bert przyjeżdża po stracie córki, zięcia i wnuków, którzy zginęli w ogniu podczas wypalania traw w Oregonie do rodzinnej Filadelfii, aby namalować kilka obrazów z miejsc swojego dzieciństwa. Zamieszkał w domu swojej ciotki Edith. Malowanie obrazów chciał ograniczyć jedynie do swojego domu, w którym mieszkał od piątego do siedemnastego roku życia, czyli do roku 1943, kiedy to został powołany do wojska. Jednak prawdziwym celem podróży do Filadelfii nie był tylko zamiar malowania obrazów, lecz także jak to ujął bohater książki: „ I jeśli to będzie możliwe, skleić jakoś, choćby w małej, prywatnej skali, te rozliczne odłamki, na które, jak to czuję, jestem rozbity. Chcę także rozświetlić, dla samego siebie, najmroczniejsze zakamarki własnego umysłu”.
                 
                   Codziennie rano wyjeżdża po śniadaniu na starym rowerze kuzyna ze sztalugami na ramieniu pod rodzinny dom. Kiedy jedzie ulicami Filadelfii przez jego świadomość przepływają najróżniejsze dziwne myśli: „Najpierw szukam twarzy rodziców moich kolegów z dzieciństwa, potem uświadamiam sobie, że to niezbyt mądre- wszyscy pewnie nie żyją. Moi rodzice umarli już dawno, prawie dwadzieścia lat temu. Zaczynam szukać wśród tych starych twarzy swoich kolegów z dzieciństwa. Czuję się przy tym nieswojo”. Przy jego rozłożonych sztalugach gromadzą się dorośli i dzieci. Są zaciekawieni tym, że jakiś malarz mieszkający w Paryżu postanowił namalować stary dom sąsiadujący z ich domami. Najbardziej zaabsorbowana osobą tajemniczego malarza jest młoda, zmysłowa mieszkanka jego rodzinnego domu Peg.
                  
                      Między Bertem a Peg powstaje nieświadoma fascynacja. Ona szuka w Bercie ojcowskich uczuć, on jest pod ogromnych urokiem jej urody i zmysłowości. Bert częstuje ją kanapkami zrobionymi przez ciotkę Edith, Peg raczy go kawą. Wspólne rozmowy dotyczą jego malarstwa i podróżowania oraz „kobiecych” spraw Peg. Pewnego razu Bert odkrywa w piwnicy domu skrytkę z dziecięcych lat i odnajduje w niej kila zeszytów, które służyły mu kiedyś za pamiętnik. Tu dochodzimy do myśli przewodniej książki i tego, co czytelnikowi chciał przekazać William Wharton.

                
                    Bohater czyta po sześćdziesięciu latach swoje zapiski i przywołuje świat swojego dzieciństwa. Z pamiętników dowiaduje się o pewnej jakże ważnej rozmowie przeprowadzonej z nim przez ojca dotyczącej jego narodzin i porodu matki. Czytelnik dowiaduje się także, że prawdziwe imię Berta to Albert. Poród odbył się w domu i odebrał go niemiecki doktor Christianson, który jak się okazało nie był kwalifikowanym lekarzem. Według relacji ojca doktor Christianson podał ojcu owinięte w gazety „coś” i kazał spalić to w piecu. Ojciec do końca swoich dni nie wiedział czy to „coś" było łożyskiem z porodu czy był to martwy brat bliźniak Alberta -William: „Wiedzieliśmy, że mamy się urodzić. William wiedział też, że tylko jeden z nas przeżyje, i powiedział mi to. Komunikowaliśmy się za pomocą myśli, nie słów; żaden z nas nie pamiętał czasów, kiedy jeszcze nie byliśmy razem, ale obaj wiedzieliśmy, że byliśmy gdzieś, istnieliśmy jako ktoś inny i że znów tym kimś będziemy”. (…) Według Williama było nam przeznaczone, że tym razem będziemy obaj jednością”. „Bracia” stworzyli w schowku swój własny, magiczny świat i nazwali go Murlandią, miejscem, „ w Którym Spotykają się Wszystkie Światy”, miejsce o którym wie tylko Albert i jego „brat” William: „…to, co dzieje się w schowku, wydaje się znacznie bardziej realne niż tak zwana rzeczywistość”.
                 
                    Bert vel Albert spędzał całe dni z Williamem lepiąc figurki, nadając im imiona oraz przypisywali role i pozycję w Murlandii. I jak to sami określali: „To jeden z najprzyjemniejszych momentów w całym akcie tworzenia”. (…). Są też mieszkańcy zamku. Urządzają tam turnieje, polowania na dzikie zwierzęta, dziki, wilki, lisy, a nawet czasami na lwy i tygrysy. Czasami Albert marzy o tym, że jego „brat” William będzie mógł się z nim bawić, jako realny chłopiec, robić naprawdę różne rzeczy, manewrować figurkami. Ale kiedy Albert o to go pyta, odpowiada tylko: „Jeszcze nie”.  
                
                  Czytając książkę Whartona zastanawiamy się nad zjawiskiem fałszywych wspomnień, zjawiskiem żywienia przekonania na temat realności zdarzeń, które nie miały miejsca. Albert nie zna granicy między faktami a fikcją. Dla niego realna rzeczywistość i ta wyimaginowana to dwa równoległe światy: „On jest we mnie, tak samo jak ja jestem w nim. Jest mną, a ja nim”. Bohater żyje w nieprawdzie, gdyż stanowi to wyraz jego myślenia życzeniowego. Chciałby, żeby coś się zdarzyło, żeby było tak, jak tego pragnie, stąd konfabulacje dotyczące posiadania brata bliźniaka nieświadomie zaszczepione przez ojca. Marzenia Alberta znajdują odbicie w świecie jego fantazji. Wymyślony „brat” William spełnia wiele potrzeb emocjonalnych Alberta: potrzebę akceptacji, bliskości, bycia z kimś, komunikacji. Jest dla niego bardzo ważny, ponieważ uczy wcielenia się w role przyjaciela w rzeczywistości. W przypadku Alberta stanowi także formę odreagowania traumy jego ojca w sposób bezpieczny i akceptowalny. Pomaga mu radzić sobie z wieloma uczuciami, szczególnie z tymi trudnymi jak złość i smutek.
                        
                   William Wharton w książce „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” daje nam wspaniałą lekcję, w której zaczynamy szukać prawdziwego sensu życia. Dzieciństwo stanowi fundament naszej dorosłości i w wielkim stopniu wpływa na kształt naszego życia. Zrozumienie sposobu myślenia, zachowania czy motywów działania danej osoby, nie będzie w pełni możliwe bez wcześniejszego poznania i zrozumienia jej dzieciństwa. Dlatego tak ważne jest zachowanie i pielęgnowanie pamięci o dzieciństwie. Jednakże - podążając za słowami M. Halbwachsa - aby "dorosły odnalazł wspomnienie z dzieciństwa, nie wystarczy, że uwolni się z wysiłkiem, gwałtownym i często wręcz niemożliwym, od zespołu idei pochodzących od społeczeństwa, trzeba by na nowo zagościły w nim pojęcia dziecka i nawet trzeba odnowić jego wrażliwość, która dziś nie jest już w stanie odbierać tak spontanicznych i pełnych wrażeń jak w pierwszych latach  dzieciństwa". Oznacza to, iż mając do czynienia z relacjami z  przeszłości, stajemy się świadkami nie tylko owych opowieści, ale także świadkami procesu interpretacji, mającego swe podłoże w obecnej wiedzy pamiętającego.
                         
                          Pamięć o dziecięcych latach naszego życia jest niezaprzeczalnie warunkiem koniecznym do zrozumienia siebie w otaczającej teraźniejszości. Należy pamiętać, bowiem, iż dzieciństwo jest fundamentem naszego życia, kształtuje charakter człowieka, wpływa na dalsze poczynania. Od tego momentu zależy w dużym stopniu, jak ułożą się nasze późniejsze relacje z otaczającym nas światem, a także, z jakimi emocjami będziemy podchodzić do własnej przeszłości.

                   Często pomija się milczeniem fakt, że William Wharton był doktorem psychologii oraz to, że wszystkie jego powieści w równym stopniu składają się na mniej lub bardziej zawoalowaną autobiografię.  


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz