„Tam, gdzie spotykają się
wszystkie światy”
William Wharton
Autor/ (ur. 7 listopada 1925 w Filadelfii, zm. 29 października 2008 w Encinitas,
Kalifornia)
– amerykański psycholog,
malarz
i pisarz,
laureat National Book Award (1980) za pierwszą powieść Ptasiek.
Tłumaczenie/ Zbigniew Batko
Tematyka/ Powieść
obyczajowo-psychologiczna, w której bohaterem jest alter ego
pisarza. Książka zawiera w sobie filozofię życiową, w której najważniejsze jest
głębokie i świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie posiadanych przez
siebie talentów i możliwości, a także kultywowanie wartości rodzinnych.
Główny motyw/ Próba zatrzymania czasu oraz rozliczenie się z życiem w porze jego
zmierzchu. Niespełniony romans bohatera z poznaną znaczenie młodszą kobietą
staje się punktem wyjścia i pretekstem do melancholijnej refleksji nad sprawami
ostatecznymi: życiem, miłością, śmiercią.
Cytat z
książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Kiedy człowiek się starzeje,
jest mu coraz trudniej zrozumieć najprostsze życiowe sprawy”.
„Kiedy jest się dzieckiem,
przyjmuje się tak wiele rzeczy jako coś naturalnego”.
„Zmieniają się nieco
okoliczności zewnętrzne, ale sama istota życia niewiele”.
„Ostatecznie wszystko ma swój
koniec”.
„Człowiek zawsze znajdzie jakąś
artystyczną duszę w najbardziej nieoczekiwanych miejscach”.
„Pod pewnym względem sny podobne
są do wspomnień”.
„Albo umierasz młodo i wszyscy
cię żałują, albo żyjesz długo i wtedy musisz znosić utratę swoich bliskich i
przyjaciół. To naturalne i pewnym sensie sprawiedliwe”.
„…wiele z naszych
najpiękniejszych przeżyć ma swoje źródło w wyobraźni, w czymś, czego nie
rozumiemy”.
„To dziwne uczucie, kiedy
człowiek wykorzystuje kogoś, kogo zna i tworzy jego fikcyjną replikę, bo potem
trudno czasem rozróżnić, co wzięło się z rzeczywistości, a co jest zmyśleniem”.
„Myślę, że wszyscy w pewnym
sensie istniejemy tylko w pamięci innych”.
Książka William Whartona „Tam, gdzie spotykają się wszystkie światy” dotyka
bardzo istotnych i jakże ważnych etapów w życiu każdego człowieka: starości i
przemijania oraz dzieciństwa i emocjonalnego dojrzewania. Człowiek rodzi się,
dorasta, dojrzewa, uczy się i starzeje. To ostatnie nie oznacza jednak
wyłącznie upadku i straty, bo jeśli ludzie są spełnieni, to osiągając
zaawansowany wiek, potrafią cieszyć się spokojem, który staje się ich udziałem
i życzliwie przyglądać się światu ze swojej perspektywy. Zdajemy sobie sprawę z
tego, jak kruche i ulotne są chwile, jak czas szybko leci, że nie da się go
zatrzymać. Przemijają dni, miesiące, pory roku, lata - a wraz z nimi my.
Przemijanie dotyka nas wszędzie – jest przemijanie czasu, życia, świata.
Jesteśmy cząstką tego procesu. Mało, kto zdaje sobie z tego sprawę, zwłaszcza w
początkowych latach życia, że człowiek rodzi się, żyje i umiera.
Bohater
książki „Tam, gdzie spotykają się
wszystkie światy” 69- letni Bert
przyjeżdża po stracie córki, zięcia i wnuków, którzy zginęli w ogniu podczas
wypalania traw w Oregonie do rodzinnej Filadelfii, aby namalować kilka obrazów
z miejsc swojego dzieciństwa. Zamieszkał w domu swojej ciotki Edith. Malowanie
obrazów chciał ograniczyć jedynie do swojego domu, w którym mieszkał od piątego
do siedemnastego roku życia, czyli do roku 1943, kiedy to został powołany do
wojska. Jednak prawdziwym celem podróży do Filadelfii nie był tylko zamiar
malowania obrazów, lecz także jak to ujął bohater książki: „ I jeśli to będzie możliwe, skleić jakoś, choćby w małej, prywatnej
skali, te rozliczne odłamki, na które, jak to czuję, jestem rozbity. Chcę także
rozświetlić, dla samego siebie, najmroczniejsze zakamarki własnego umysłu”.
Codziennie rano wyjeżdża po śniadaniu
na starym rowerze kuzyna ze sztalugami na ramieniu pod rodzinny dom. Kiedy
jedzie ulicami Filadelfii przez jego świadomość przepływają najróżniejsze
dziwne myśli: „Najpierw szukam twarzy
rodziców moich kolegów z dzieciństwa, potem uświadamiam sobie, że to niezbyt
mądre- wszyscy pewnie nie żyją. Moi rodzice umarli już dawno, prawie
dwadzieścia lat temu. Zaczynam szukać wśród tych starych twarzy swoich kolegów
z dzieciństwa. Czuję się przy tym nieswojo”. Przy jego rozłożonych
sztalugach gromadzą się dorośli i dzieci. Są zaciekawieni tym, że jakiś malarz
mieszkający w Paryżu postanowił namalować stary dom sąsiadujący z ich domami. Najbardziej
zaabsorbowana osobą tajemniczego malarza jest młoda, zmysłowa mieszkanka jego
rodzinnego domu Peg.
Między Bertem a Peg
powstaje nieświadoma fascynacja. Ona szuka w Bercie ojcowskich uczuć, on jest
pod ogromnych urokiem jej urody i zmysłowości. Bert częstuje ją kanapkami
zrobionymi przez ciotkę Edith, Peg raczy go kawą. Wspólne rozmowy dotyczą jego
malarstwa i podróżowania oraz „kobiecych” spraw Peg. Pewnego razu Bert odkrywa
w piwnicy domu skrytkę z dziecięcych lat i odnajduje w niej kila zeszytów,
które służyły mu kiedyś za pamiętnik. Tu dochodzimy do myśli przewodniej
książki i tego, co czytelnikowi chciał przekazać William Wharton.
Bohater
czyta po sześćdziesięciu latach swoje zapiski i przywołuje świat swojego
dzieciństwa. Z pamiętników dowiaduje się o pewnej jakże ważnej rozmowie
przeprowadzonej z nim przez ojca dotyczącej jego narodzin i porodu matki. Czytelnik
dowiaduje się także, że prawdziwe imię Berta to Albert. Poród odbył się w domu
i odebrał go niemiecki doktor Christianson, który jak się okazało nie był kwalifikowanym
lekarzem. Według relacji ojca doktor Christianson podał ojcu owinięte w gazety
„coś” i kazał spalić to w piecu. Ojciec do końca swoich dni nie wiedział czy to
„coś" było łożyskiem z porodu czy był to martwy brat bliźniak Alberta -William:
„Wiedzieliśmy, że mamy się urodzić.
William wiedział też, że tylko jeden z nas przeżyje, i powiedział mi to.
Komunikowaliśmy się za pomocą myśli, nie słów; żaden z nas nie pamiętał czasów,
kiedy jeszcze nie byliśmy razem, ale obaj wiedzieliśmy, że byliśmy gdzieś, istnieliśmy
jako ktoś inny i że znów tym kimś będziemy”. (…) Według Williama było nam
przeznaczone, że tym razem będziemy obaj jednością”. „Bracia” stworzyli w
schowku swój własny, magiczny świat i nazwali go Murlandią, miejscem, „ w Którym Spotykają się Wszystkie Światy”,
miejsce o którym wie tylko Albert i jego „brat” William: „…to, co dzieje się w schowku, wydaje się znacznie bardziej realne niż
tak zwana rzeczywistość”.
Bert
vel Albert spędzał całe dni z Williamem lepiąc figurki, nadając im imiona oraz
przypisywali role i pozycję w Murlandii. I jak to sami określali: „To jeden z najprzyjemniejszych momentów w
całym akcie tworzenia”. (…). Są też mieszkańcy zamku. Urządzają tam turnieje,
polowania na dzikie zwierzęta, dziki, wilki, lisy, a nawet czasami na lwy i
tygrysy. Czasami Albert marzy o tym, że jego „brat” William będzie mógł się
z nim bawić, jako realny chłopiec, robić naprawdę różne rzeczy, manewrować
figurkami. Ale kiedy Albert o to go
pyta, odpowiada tylko: „Jeszcze nie”.
Czytając książkę Whartona zastanawiamy
się nad zjawiskiem fałszywych wspomnień, zjawiskiem żywienia przekonania na
temat realności zdarzeń, które nie miały miejsca. Albert nie zna granicy między
faktami a fikcją. Dla niego realna rzeczywistość i ta wyimaginowana to dwa
równoległe światy: „On jest we mnie, tak
samo jak ja jestem w nim. Jest mną, a ja nim”. Bohater żyje w nieprawdzie,
gdyż stanowi to wyraz jego myślenia życzeniowego. Chciałby, żeby coś się
zdarzyło, żeby było tak, jak tego pragnie, stąd konfabulacje dotyczące
posiadania brata bliźniaka nieświadomie zaszczepione przez ojca. Marzenia Alberta znajdują
odbicie w świecie jego fantazji. Wymyślony „brat” William spełnia wiele potrzeb
emocjonalnych Alberta: potrzebę akceptacji, bliskości, bycia z kimś,
komunikacji. Jest dla niego bardzo ważny, ponieważ uczy wcielenia się w role przyjaciela
w rzeczywistości. W przypadku Alberta stanowi także formę odreagowania traumy
jego ojca w sposób bezpieczny i akceptowalny. Pomaga mu radzić sobie z wieloma
uczuciami, szczególnie z tymi trudnymi jak złość i smutek.
William Wharton w
książce „Tam, gdzie spotykają się
wszystkie światy” daje nam wspaniałą lekcję, w której zaczynamy szukać
prawdziwego sensu życia. Dzieciństwo stanowi fundament naszej dorosłości i w
wielkim stopniu wpływa na kształt naszego życia. Zrozumienie sposobu myślenia,
zachowania czy motywów działania danej osoby, nie będzie w pełni możliwe bez
wcześniejszego poznania i zrozumienia jej dzieciństwa. Dlatego tak ważne jest
zachowanie i pielęgnowanie pamięci o dzieciństwie. Jednakże - podążając za
słowami M. Halbwachsa - aby "dorosły
odnalazł wspomnienie z dzieciństwa, nie wystarczy, że uwolni się z wysiłkiem,
gwałtownym i często wręcz niemożliwym, od zespołu idei pochodzących od
społeczeństwa, trzeba by na nowo zagościły w nim pojęcia dziecka i nawet trzeba
odnowić jego wrażliwość, która dziś nie jest już w stanie odbierać tak
spontanicznych i pełnych wrażeń jak w pierwszych latach dzieciństwa".
Oznacza to, iż mając do czynienia z relacjami z przeszłości, stajemy się
świadkami nie tylko owych opowieści, ale także świadkami procesu interpretacji,
mającego swe podłoże w obecnej wiedzy pamiętającego.
Pamięć o dziecięcych
latach naszego życia jest niezaprzeczalnie warunkiem koniecznym do zrozumienia
siebie w otaczającej teraźniejszości. Należy pamiętać, bowiem, iż dzieciństwo
jest fundamentem naszego życia, kształtuje charakter człowieka, wpływa na
dalsze poczynania. Od tego momentu zależy w dużym stopniu, jak ułożą się nasze
późniejsze relacje z otaczającym nas światem, a także, z jakimi emocjami
będziemy podchodzić do własnej przeszłości.
Często
pomija się milczeniem fakt, że William Wharton był doktorem psychologii oraz
to, że wszystkie jego powieści w równym stopniu składają się na mniej lub
bardziej zawoalowaną autobiografię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz