07 kwietnia 2019

Kamienie z dna rzeki


„Kamienie z dna rzeki”

Ursula Hegi



Autorka/ (ur.1946 r.), pisarka amerykańska urodzona w Niemczech. Głośna powieść „Kamienie z dna rzeki” to jak dotąd najważniejsza książka w dorobku tej autorki i zarazem pierwsza prezentowana w Polsce.

Tłumaczenie/ Monika Sujczyńska

Tematyka/ Wyszydzana i seksualnie atakowana Trudi, jako młoda dziewczyna przez czterech miejscowych chłopców, życzy im choroby, planuje ich zniszczenie, ale, kiedy wszyscy jej agresorzy cierpią, zaczyna rozumieć żrącą siłę nienawiści. Tymczasem samo miasto jest mikrokosmosem niemieckiej historii, ponieważ Trudi żyje w latach kryzysu ekonomicznego w Niemczech 1920 roku. Później do władzy dochodzi Hitler, rośnie antysemityzm i następują lata powojenne, kiedy wszyscy chcą zapomnieć o swojej nazistowskiej przeszłości. Masa postaci bierze udział w tych wydarzeniach: odważna Frau Eberhart, którą zdradza syn nazista; Leon Montag, mądry i odważny ojciec Trudi; jej kochanek Max, który zginął w zamachu w Dreźnie; i przyjaciółka Ingrid, która, opętana przez seksualne poczucie winy, popełnia samobójstwo. Trudi, bierze udział w smutkach i radościach, przeżywa, aby opowiedzieć swoją historię. Życie w małym mieście i znane okropności z czasów III Rzeszy są żywo przywoływane przez bohaterkę, która nigdy nie jest w centrum uwagi.

Główny motyw/ Trudi Montag jest karlicą. Według otoczenia zasługuje na pogardę albo, w najlepszym razie, chłodną obojętność. Wkrótce przekona się jednak, że doznawane przez nią upokorzenia niewiele znaczą wobec fali ostracyzmu, która wzbiera w jej ojczyźnie. Akcja utworu rozgrywa się w latach 1915-1952 w małym miasteczku nad Renem, ale nakreślony przez autorkę portret mieszkańców Burgdorfu to portret całego narodu niemieckiego z tego okresu - pełen obraz zróżnicowanych postaw Niemców wobec nazizmu. „Kamienie z dna rzeki", będąc znakomitą książką rozrachunkową, są jednocześnie poruszającą opowieścią o losach zwykłych ludzi, wciągniętych w wir historii.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W książkach zobaczę znacznie więcej niż w lusterku”.

„Ludzie niekochani umierają”.

„(…) choć Żydzi potrafią człowiekowi wszystko wmówić- nigdy nie sprzedadzą kapelusza, w którym nie jest ci do twarzy”.

„Odkryli, że wiele da się powiedzieć o ludziach na podstawie tego, w jakiej odległości od ołtarza siadają, i ile zajmują miejsca”.

„W kościele widać było, jak się, komu w danej chwili powodzi: nowe nieszczęścia rzucały się w oczy tak samo jak nowe kapelusze; podobnie rzecz się miała z nowymi sympatiami i nowymi animozjami”.

„Do niektórych ludzi grzech przywierał niczym nazwisko, nawet grzech rodziców”.

„Historia lubiła się powtarzać, tyle, że z udziałem innych osób (…)”.

„Przekleństwem pięknych kobiet jest czerpanie przyjemności z ranienia bliskich”.

„Starym ludziom zawsze jest trudniej. Zawsze”.

„Cierpienia nie należy porównywać”.

„Łatwo stracić wiarę w ludzkość”.

„Co to za świat, w którym człowiek wychodzi z piwnicy na szare, gęste powietrze i cieszy się, że Bóg zachował go przy życiu”.

„(…) z tym smażeniem się w piekle musiała zajść jakaś pomyłka, wszak piekło to najzimniejsze miejsce, jakie człowiek może sobie wyobrazić”.

„Mieć, kogo wspominać to wielkie szczęście”.

„Gdy człowiek posiądzie jakąś wiedzę, trudno mu jej nie wykorzystać”.

   

                           Jako dziecko Trudi Montan myślała, że każdy dobrze wie, co się dzieje w drugim człowieku. Tak było, zanim poznała siłę bycia inną. Udrękę bycia inną. Oraz grzech utyskiwania na nieudolnego Boga. Przedtem jednak- wiele, wiele lat wcześniej – modliła się, żeby urosnąć. Co wieczór zasypiała, prosząc: „Boże spraw, żebym się w czasie snu wyciągnęła, dogoniła wzrostem koleżanki (…) spraw, żebym się obudziła z rękami i nogami normalnej długości oraz małą, kształtną głową”. Aby ułatwić Mu zadanie, wisiała na futrynach drzwi aż do omdlenia palców, gotowa przysiąc, że czuje wydłużenie się kości, a na noc krępowała głowę jedwabnymi apaszkami matki.

                         Jakże się ona modliła! A kiedy rano stwierdziła, że ręce ma krótkie i grube, a nogami, po spuszczeniu ich z materaca, nadal nie sięgała podłogi, dochodziła do wniosku, że albo nie dość żarliwie się modliła, albo sprawa wymagała czasu, modliła się, zatem dalej, licząc, że jeśli modlisz się o coś bardzo gorąco, to twoja prośba na pewno zostanie spełniona, musisz tylko cierpliwie czekać. Jako dorosła kobieta Trudi będzie patrzeć z pogardą na klęczących w kościele, cierpliwie czekających na zmiłowanie Boga głupców. Będąc małą dziewczynką, w niedzielę chodziła na mszę, śpiewała w chórze, w dni powszednie zaś, wracając ze szkoły, wstępowała do kościoła Świętego Marcina, aby się porozkoszować zapachem kadzidła i cicho się pomodlić do kolorowych gipsowych figur. Trudi, zatem modliła się do świętych i faktycznie rosła, tyle, że- chyba za sprawą jakiegoś okrutnego żartu- nie do góry, jak chciała, choć zapomniała zaznaczyć to w modlitwach, lecz wszerz, co skończyło się tym, że ramiona będzie miała barczyste, jak miejscowy rzeźnik, żuchwę zaś potężną jak sąsiadka i właścicielka sklepu spożywczego.

                  Narodziny Trudi, jej karłowatość jest kolejnym wyzwalaczem powolnego wchodzenia matki w szaleństwo. Przejmująco obserwujemy słodko-gorzką naturę pragnienia dziecka, by zadowolić i uszczęśliwić rodzica, który jest bezradny wobec emocjonalnych przymusów, które wywołuje choroba psychiczna. Przez pierwsze miesiące po wydaniu Trudi na świat matka w ogóle jej nie dotykała. Z podsłuchanych później strzępków rozmów dziewczynka dowiedziała się, że matka na widok jej krótkich kończyn i zbyt dużej, nawet jak na noworodka, głowy zakrywała twarz rękoma. Oczy Trudi wydawały się starsze niż u innych noworodków; czytało się w nich doświadczenie kogoś, kto ma już za sobą kawał życia. W miarę jak inni rówieśnicy dorastają i podążają ścieżkami życia natury, Trudi czuje się uwięziona, ale zdeterminowana, by wzrastać pod każdym względem, ale jej obsesja bycia „normalną” uczy ją trudnych, ale ważnych lekcji, które utrzymują ją przy życiu w nadchodzących latach. Nieodwzajemniona miłość, sekretne nadużycia, samotna agonia i samotność. Trudi ma niewielki wzrost, ale jest bardzo porywcza, zaciekła i namiętna w swoich nienawiściach i osobistych bitwach.

                   W rodzinie matki przedwczesne obchodzenie świąt i różnych uroczystości kończyło się nieszczęściem; ciotka Mechthilda utonęła w Renie podczas pikniku, który urządzili z okazji przypadających następnego dnia urodzin dziadka; kuzyn Will został ranny w wypadku kolejowym, kiedy wracał z obchodzonego o tydzień za wcześnie srebrnego wesela swoich rodziców; Helena, siostra, złamała rękę podczas rozpakowywania prezentu trzy dni przed przystąpieniem do pierwszej komunii. Z biegiem lat matkę Trudi też miało dotknąć nieszczęście. Po kilku razowym pobycie w szpitalu dla obłąkanych matka oznajmiła córce, że bocian przyniesie jej braciszka lub siostrzyczkę. Opowiedziała Trudi historię o tym skąd się biorą dzieci. Nazajutrz wieczorem matka włożyła w dłoń Trudi dwie kostki cukru i podniosła córkę na wysokość parapetu kuchennego, aby je położyła na przyszykowanym dla bociana talerzyku. Rankiem Trudi najpierw pędziła do kuchni. Okno było zamknięte, cukier wszelako zniknął. Trudi pomyślała, że jeśli nadal będą zostawiać cukier na parapecie, to bocian niechybnie przyniesie im chłopca lub dziewczynkę, którzy bardzo szybko ją przerosną. Odtąd budziła się w środku nocy, wstawała z łóżka, boso schodziła do kuchni, przesuwała krzesło do okna i zjadała kostki cukru, obserwując, czy nie nadlatuje bocian. Nie mogła pozwolić, aby jakieś dziecko wygryzło ją z domu. Po jakimś czasie matka dostała wysokiej gorączki, dniami i nocami przebywała w łóżku. Z prowadzonych szeptem rozmów Trudi dowiedziała się, że braciszek umarł, bo za wcześnie przyszedł na świat. Trudi domyśliła się, że śmierć jej brata ma jakiś związek z tym cukrem, który zjadała po nocach- po prostu bocian zemścił się na dziecku. Będzie ją to prześladowało- to poczucie winy- jeszcze w dorosłym życiu, albowiem za każdym razem, gdy weźmie cukier do ust, poczuje w gardle gorzko-słodki smak żółci.

                    Po pewnym czasie matka ze zgryzoty umarła. Zaraz po pogrzebie ojciec rozwiesił na ścianach swojej sypialni fotografie trumny, w której leżała jego zmarła żona, która dla Trudi była „obcą” kobietą, ponieważ dla Trudi matka nie umarła. Dziewczynka jeszcze z większą intensywnością i determinacją zaczęła wykonywać różnego rodzaju ćwiczenia, aby się wydłużyć. Trudi była pewna, że jeśli tylko zdoła się wydłużyć, matka natychmiast wyzdrowieje i do niej wróci. Niemożność dotarcia do matki napełniała ją lękiem, którego nie koiły modlitwy, budziła w niej tęsknotę, na którą jedynym lekarstwem było wejście do szafy. Stojąc nieruchomo między wieszakami, dotykając twarzą jedwabistych sukienek matki, czuła czysty zapach łąk nad Renem wczesnym latem i dławiącą w gardle radosną pewność, że matka wkrótce wróci. Postanowiła jednak kontynuować rozciąganie metodą przewieszania nóg przez pręt, na którym trzepano chodniki; niestety, od wieszania do góry nogami głowa robiła jej się tak ciężka i gorąca, że dała sobie z tym spokój, wtedy zaczęła wchodzić na stół kuchenny i zaczepiać się palcami o futrynę, na której wisiała, póki nie ścierpły jej ręce i ramiona. Z czasem wytrzymywała w tej pozycji coraz dłużej. Jednak te ćwiczenia na nic nie pomagały.
                 
                  Burgdorf, w której rozgrywa się akcja książki to mała wioska w Niemczech, jedna z wielu miejscowości, które często otaczają lub są w pobliżu większego, kosmopolitycznego miasta. Ursula Hegi doskonale radzi sobie z małomiasteczkową mentalnością, dzięki czemu można „zobaczyć” i „poczuć”, jak to jest żyć w takim miejscu: małe związki, zazdrości, krótkotrwałe przechwałki i sprawy, które utrzymywały wszystkich w pewnej odległości od siebie, ale zawsze razem. Mieszkają tam dobrzy ludzie i źli ludzie, których ostatecznie, jako czytelnicy możemy ocenić na różne sposoby, ale sama autorka nie podejmuje takich prób. Daje nam tylko informacje, abyśmy mogli wyciągnąć własne wnioski. Skomplikowany podział klasowy, jaki obowiązywał w Burgdorfie- ze sztywnymi granicami, wyznaczonymi przez zamożność, wykształcenie, historie rodzinną oraz inne tajemnicze czynniki-, nie przeszkadzał wszelako jego mieszkańcom jednoczyć się przeciw przybyszom lub różnego rodzaju odmieńcom. Równocześnie ich uprzedzenia przegrywały w walce z ciekawością: z zapartym tchem słuchali plotek i obserwowali przez okno życie w swoim miasteczku. Nikt nie kwestionował tego, że grunt to dobre imię rodziny, co bynajmniej nie przeszkadzało im plotkować. Po śmierci matki Trudi w miasteczku plotkowano, że jej śmierć jest wynikiem romansu z przeszłości, kiedy to jej mąż spędzał dnie i noce w okopach podczas I wojny światowej, ona jeździła na motocyklu i romansowała z sąsiadem. I trwało by to jeszcze dłużej, gdyby nie to, że  powrócił z wojny wcześniej w wyniku poniesionych ran, czego rezultatem było sztuczne kolano.

                 Charakterystyka postaci jest niezwykle ważna dla pisarki, nawet, jeśli ilość imion i opisów może być czasami myląca, w każdej osobie Ursula Hegi pokazuje aspekty niemieckich problemów, ich osobliwości, błędy i pozytywy. Mniej więcej w połowie książki Hegi w końcu wkracza na drogę ludzkich tragedii, gdy nieuniknione wydarzenia, które znamy z historii, zaczynają się stopniowo rozwijać. Prawie szaleńczo jesteśmy wciągnięci w emocjonalną „powódź” rodzenia się w Niemczech nazizmu i powstawania III Rzeszy. Czytelnik mając wiedzę o okropnościach czasów narodowego socjalizmu, niejako zaczyna martwić się o każdego bohatera książki, niechętnie zdajemy sobie sprawę z tego, co nieuniknione, bo przecież niepełnosprawni, kalecy, karły, homoseksualiści, komuniści i Żydzi mieli zostać unicestwieni.

                  Trudi z ciekawością obserwowała zmiany, jakie zaczęły zachodzić w niemieckim społeczeństwie, po dojściu Hitlera do władzy. On sam wcale nie był wysoki tak jak na zdjęciach w gazetach. Była zdziwiona, że ten ciemnowłosy mężczyzna o śmiesznym wąsiku wielkości i kształcie znaczka pocztowego- mężczyzna w żadnym stopniu nieodpowiadający aryjskiemu ideałowi, o którym tyle mówił w swoich przemówieniach- porywał tłumy na swoich wiecach. Tamtego dnia aptekarz Herr Heidenreich, kupujący tytoń w sklepie u jej ojca opowiadał, że udało mu się uścisnąć wilgotną dłoń Adolfa Hitlera. Zdążył pokłócić się o dokładny odcień błękitu oczu Führera w klubie szachowym z wypychaczem zwierząt. Aptekarz przez kilka dni nie mył prawej dłoni, „Mam na niej pot naszego Führera”, -mówił ze wzruszeniem.

                     Wiosną 1933 roku ponad dwustu pisarzy- między innymi Bertolta Brecht, Zygmunta Freuda, Irmgarda Keuna, Stefana Zweiga, Franza Werfla, Liona Feuchtwangera i Heinricha Manna- określano, jako dekadenckich, zdradzieckich, marksistowskich, skorumpowanych. Padł rozkaz, „Oczyśćcie swoje biblioteki” – i w całych Niemczech zaczęło się polowanie na książki wyklętych autorów. Urządzono naloty na księgarnie, biblioteki i prywatne domy, a za posiadanie zakazanych książek groziło aresztowanie. W szkołach zachęcano dzieci, żeby donosiły na rodziców, którzy takie książki posiadali. W nocy z dziesiątego na jedenastego maja w całych Niemczech, a przede wszystkim w miastach uniwersyteckich, zapłonęły ogniska, do których młodzież wrzucała książki, z których jeszcze niedawno się uczyła. W samym tylko Berlinie ułożono stos z dwudziestu tysięcy książek i następnie go podpalono, a orkiestra SA[1] grała marsze.

                   W tym czasie wyrządzanie zła innym przychodziło łatwiej niż w warunkach demokracji. Sąsiedzi, którzy do tej pory grali razem w szachy oskarżali się o współpracę z komunistami lub, że są Żydami. Empatia nawet wśród dzieci spadła do zera. Pewnego dnia Trudi została zaciągnięta siłą przez starszych kolegów ze szkoły do stodoły, tam ją rozebrano do naga, wyśmiewano, molestowano i upokarzano. Ze wstydu, że dotykano ją w ten sposób, Trudi chciała wskoczyć do rzeki. Lecz zamiast tego czynu upokorzona dziewczyna zaczęła ciskać kamienie do rzeki i za każdym razem wymieniając imię każdego z jej agresorów rzucała na nich w taki symboliczny sposób „klątwę”.

                  Czytelnicy, którzy wiedzą, czym jest narodowy socjalizm lub komunizm, w książce wyraźnie zobaczą przykłady tego, jak powstaje państwo policyjne i jak za pomocą mechanizmów demokracji powstaje w społeczeństwie „zamordyzm”. Jednym z najbardziej godnych uwagi przykładów w książce jest pokazany bardzo subtelny przymus udowodniania przez obywateli swojej lojalności wobec państwa; dzieci zwracały się przeciwko rodzicom, rodzeństwo przeciw rodzeństwu, starzy przyjaciele przeciwko przyjaciołom. A później, aby zminimalizować lub uzasadnić te akty, aby wygodnie zapomnieć o swoich ohydnych czynach, próbowano w racjonalny sposób usprawiedliwiać swoje zachowania. Jest oczywiste, jak widać w oczach Trudi Montag, czym są i mogą być ludzie. Jako karzeł, często była ignorowana, poniżana i odrzucana, jej ocena jest „brutalnie” uczciwa, jest jak akceptowalna prawda. Symbolizuje postać, którą często spotykamy we współczesnym społeczeństwie niemieckim, gotowość do surowego zbadania siebie, przyznania się do słabości myśli lub czynów z przeszłości, z pragmatyzmem, który akceptuje te niewygodne fakty. Życie toczy się dalej. Niektórzy nazywają to arogancją. Sądzę jednak, że ja sam wolałbym raczej przebywać wśród ludzi, którzy przyznają się do złych uczynków i kontynuują życie, zamiast tych, którzy obficie przepraszają, ale nie mają w sobie poczucia winy czy wstydu.

                     W książce zdumiewa czytelnika łatwość, z jaką ludzie zapominali, że popierali nazistów, łatwość, z jaką zaprzeczali faktom, wydarzeniom, w które dziesięć lat wcześniej nikt z mieszkańców Buregdofu by nie uwierzył. Kiedy Amerykanie wkroczyli do miasta zaczęli prowadzić dochodzenia, odbywały się rozprawy sądowe, ferowano wyroki. Podejrzani o przynależność do różnych organizacji faszystowskich byli ścigani i „doprowadzani przed Temidę”. Okazało się, że w miasteczku mieszkają sami antyfaszyści. Niektórzy mieszkańcy przychodzili do Trudi, aby prosić ją o napisanie listu do Amerykanów i zaświadczenie, że taki a taki cieszy się nieposzlakowaną opinią i nigdy nie popierał nazistów. Ludzie ci posługiwali się szantażem, żeby tylko uzyskać dokument od Trudi. Mówili, że wiedzieli, że Trudi i jej ojciec ukrywali Żydów, ale oni ich nie zadenuncjowali. Przyszła też Frau Weinhart, aby Trudi stanęła w obronie jej syna nazisty. Mówiła, że jej syn jest niewinny, że jest taki dobry, „muchy by nie skrzywdził”, że nikt nie zna go tak dobrze jak ona -matka. Trudi jednak nie wstawiła się za tym chłopakiem, ponieważ był on wśród tych czterech gwałcicieli, którzy jeszcze przed wojną zawlekli ją do stodoły i wyrządzili jej krzywdę. Pewien mężczyzna tak nie mógł się pogodzić z klęską Niemiec i z upadkiem III Rzeszy, że kiedy widział jak zagipsowano stare swastyki na murach wziął pistolet zabił swoją żonę a później siebie. Pewna kobieta zabrała na spacer swoje córki i pod wpływem psychozy i wiary, że kiedy dorosną nie pójdą do nieba wskoczyła z nimi z mostu do Renu. Kiedy przyjaciółce Trudi Juttcie zmarło dziecko po pogrzebie na cmentarzu doszła do niej pewna kobieta, aby złożyć jej kondolencję. Powiedziała do Jutty: „Jakie to szczęście, że mały Joachim został ochrzczony. Dzięki temu nie pójdzie do czyśćca”. Jutta zdenerwowana odpowiedziała, że lepiej niech martwi się o swoich synów nazistów, którzy z całą pewnością smażą się w piekle.

                     Książka „Kamienie z dna rzeki” to opowieść ze wskazanym morałem. Bohaterowie Ursuli Hegi z lat trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku cierpią na – „zaburzenia jedzenia”, wykorzystywanie seksualne, samookaleczenia, niezrealizowane powołanie kapłańskie wśród kobiet i równie udaremnione romantyczne i seksualne aspiracje księży - które wydają się trochę anarchiczne w porównaniu ze współczesnymi obserwacjami zmian społecznych i kulturowych, które są rozwiązywane za pośrednictwem feminizmu, usamodzielniania się i rozpoznawania własnej wiktymizacji przez społecznie akceptowaną „inność”. W szczególności w odniesieniu do bohaterki, możemy pochwalić autorkę za wprowadzenie do książki, w której znajduje się tyle „historycznego okrucieństwa” kontekstu Trudi. Chociaż cielesna ułomność Trudi nie jest przedmiotem nazistowskiej analizy, jej fizyczna różnica i tożsamość, jako „inna”, w epoce konformizmu i chaosu jest kluczowa dla tej historii, a otoczenie Trudi ma fundamentalne znaczenie dla jej dewaluacji i złego traktowania. Podczas gdy czytelnicy debatują, czy główny temat opowieści dotyczy Trudi, czy bardziej ogólnie Holokaustu, co jest dowodem żywego uznania dla „niepełnosprawności Trudi”, jeśli to słowo, które służy, jako alegoria, które może być użyte w kontekście II wojny światowej. Utożsamiamy Trudi, z symbolem „strasznych rzeczy, które przytrafiły się Żydom w Niemczech podczas wojny”. „Odwaga” i „ludzkość” Trudi w przeciwieństwie do tła, w którym żyje, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak czytelnik może postrzegać Trudi, że poprzez utożsamienie się z ułomną bohaterką, może odnaleźć się w swoim osobistym trudnym i nietolerancyjnym świecie.

                  Książka jest rewelacyjna, obiektywna, z bardzo dobrą narracją. Jestem nią pozytywnie zaskoczony. Doskonała kopalnia wiedzy o ludzkiej psychologii i warunkach historycznych. Bardzo dobrze uporządkowana. Uzupełniła, usystematyzowała moją wiedzę w różnych dziedzinach życia społecznego i historycznego. Ile ludzi, tyle zaburzeń - chciałoby się powiedzieć. Książka poszerza wiedzę i otwiera oczy. Jak krzywdzenie innych może przybierać różne oblicza. Naprawdę polecam.



                



[1] Sturmabteilung (SA, niem. Die Sturmabteilungen der NSDAP, pol. Oddziały Szturmowe NSDAP) – utworzone w Republice Weimarskiej w 1920 bojówki do ochrony zgromadzeń partyjnych, a następnie oddziały masowej organizacji wojskowej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP).

01 kwietnia 2019

Malarz świata ułudy


„Malarz świata ułudy”


Kazuo Ishiguro




Autor/ (oryg. 石黒 一雄 Ishiguro Kazuo, ur. 8 listopada 1954 w Nagasaki) – brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2017. Urodził się w Nagasaki w Japonii, ale jego rodzina przeprowadziła się do Anglii w 1960, kiedy miał pięć lat. Obecnie mieszka w Londynie.

Tłumaczenie/ Maria Skroczyńska-Miklaszewska

Tematyka/ W swojej powieści Kazuo Ishiguro zastanawia się nad przewartościowaniem historii w powojennej Japonii. „Malarz świata ułudy” porusza, bowiem kwestie zmian społecznych i kulturowych. Książka ta, opowiedziana słowami Masuji Ono- artysty i propagatora japońskiego imperium w czasie II wojny światowej- poddaje ocenie przedwojenne dzieje kraju i trudności, jakie napotyka, gdy chce zaakceptować błędy przeszłości.

Główny motyw/ Akcja powieści „Malarz świata ułudy” rozpoczyna się trzy lata po klęsce Japonii. Masuji Ono stracił podczas wojny żonę i syna, a dalsze życie każe mu zrewidować własne zaangażowanie w imperium, które doprowadziły kraj do ruiny. Angażuje się w negocjacje przedślubne swojej młodszej córki, ale rodzina pana młodego stanowczo ją odrzuca. Bohater zaczyna się zastanawiać, czy to, że wcześniej wspierał imperialną Japonię zagraża przeszłości jego dziecka. Stara się trzymać swą osobistą historię w sekrecie i niechętnie patrzy na transformację przedwojennych wartości.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W młodości wiele rzeczy wydaje się nudziarstwem bez rumieńców życia. W miarę dorastania człowiek spostrzega, że te właśnie rzeczy są dla niego najważniejsze”.

„(…) bo choćby człowiek nie wiem jak dokładnie oddawał zewnętrzne szczegóły swego odbicia w lustrze, przedstawiona w nim osobowość rzadko będzie bliska takiej prawdzie, jaką widzą inni”.

„Bo na dobrą sprawę ktoś, kto ma ambicję wznieść się ponad przeciętność, być czymś więcej niż zwykłym zjadaczem chleba, zasługuje chyba na podziw, nawet jeśli w końcu przegrywa i traci fortunę z powodu swych ambicji”.

Najlepsze rzeczy to te, które się zdarzają w nocy i znikają o poranku”.

„Trudno ocenić piękno świata, kiedy się wątpi w samą jego wartość”.

„Ja sam pierwszy bym przystał na to, żeby wiele dawnych zwyczajów wykreślić raz na zawsze, ale czy nie uważasz, że nieraz rzeczy dobre niszczy się razem ze starymi?”.

  

                     Narrator a zarazem bohater książki „Malarz świata ułudy” to Masuji Ono, który opowiada w niej o swoim osobistym życiu: o wczesnych krokach artystycznych, które stawiał około 1913 roku, kiedy był uczniem w szkole plastycznej; o późniejszej jego sławie artysty malarza, kiedy osiąga szczyt swojej kariery około roku 1938; i wreszcie jego osobisty i narodowy powojenny upadek. Główna historia książki rozgrywa się między październikiem 1948 r., a czerwcem 1950 r. Dowiadujemy się, że jego żona i syn zginęli podczas wojny, pozostawiając go samego z dwiema córkami; z Setsuko, która jest jego starszą córką oraz Noriko, która jest młodszą córką. Noriko mieszka z ojcem i nadal jest panną mimo 26 lat życia. Dowiadujemy się, że Ono jest pośrednio odpowiedzialny za śmierć swojej żony Michiko, która przebywała podczas bombardowań w Nagasaki, a także za śmierć ich syna, Kenjiego, który walczył za granicą w Mandżurii. Suichi, mąż starszej córki Setsuko, sugeruje swojej żonie, że jej ojciec Ono także ponosi winę za śmierć swojej żony i swojego syna, ponieważ malarz popierał nacjonalistyczny rząd Japonii- grupę, która doprowadziła kraj do klęski oraz do śmierci milionów żołnierzy cesarza.

                       Ono martwi się, że jego poparcie dla nacjonalistycznego rządu będzie przeszkodą w negacjach małżeńskich jego córki, a to zmusza go do dokonania samooceny swojej kariery a także swojego życia. Narrator pomału odsyła czytelnika do czasów, kiedy pracował w studiu artystycznym, które produkowało tanie kopie stereotypowych obrazów o Japonii a także do czasów, kiedy pracował w willi artystycznej Mori-san, próbując uchwycić na swoich obrazach wyjątkowość narodu japońskiego; powraca także do czasów swojego sukcesu zawodowego, kiedy był malarzem na usługach państwa, dla którego tworzył propagandowe prace artystyczne. Bohater porusza się po niewyraźnych krańcach tych światów, narracja przedstawia martwe pole, w którym czytelnik podejrzewa, że Ono pomija pewne informacje o sobie lub że mogą istnieć różne wersje tych samych faktów.

                  Życie Ono rozgrywa się na tle niejednoznacznego i pełnego przeciwieństw społeczeństwa, które podjęło gwałtowny zwrot w kierunku nowej drogi w historii swojego kraju. Pracując, jako malarz wspierający faszystowski rząd, artysta po latach zmaga się z adaptacją nowego „scenariusza”, którego Japonia wdrożyła po zakończeniu II wojny światowej. Bohater zostaje jakby „uwięziony” między swoją indywidualną narracją a kolektywnymi konfliktowymi napięciami wokół zmieniających się płynnych wartości, które społeczeństwo japońskie zostało zmuszone do przyjęcia w następstwie przegranej wojny. „Pióro” Kazuo Ishiguro sprawia, że czytelnik jest w stanie obserwować sprzeczne stanowiska, które wyłaniają się z różnych ideologii będących przedmiotem sporu w czasie intensywnego przewrotu politycznego w Japonii. Wszyscy bohaterowie książki ujawniają swoje rozbieżne wartości w obliczu zmian, jakie naród musi dokonać, aby przejść z bycia imperium kolonialnym do zaakceptowania nowego systemu demokracji narzuconego przez zwycięzców.

                  Zmieniające się postrzeganie Ono jest również odzwierciedlone w opowiadaniu o chłopaku Hirayama, opóźnionym w rozwoju dziecku, które naśladuje patriotyczne przemówienia i śpiewa stare propagandowe wojskowe piosenki. Przed wojną był obiektem aprobaty społeczeństwa, ludzie obdarowywali go pieniędzmi. Po klęsce Japonii chłopak został pobity za intonowanie nieaktualnych już piosenek. Możemy zwrócić uwagę, że chłopiec reprezentuje wewnętrze „Ja” Ono w odniesieniu do braku wizji swojej przyszłości i pomysłu na poczucie winy, którą należy odkupić. W tym okresie idea przynależności do narodu uległa nagłym zmianom, o ile tożsamość stała się mniej z góry określona, hierarchiczna i niepodlegająca negocjacjom, tak w nowych warunkach politycznych staje się bardziej odpowiednia tylko na poziomie indywidualnym. To jest ten moment w historii, kiedy globalny rynek i idea globalnej migracji, zarówno ludzi, jak i kapitału, współistnieją z ideą narodu, pomimo że stare hierarchie wartości się kończą, a zaczyna się nowa tożsamość obywatelska. Historycy wskazują, że pomimo aroganckiego idealistycznego porządku demilitaryzacji i demokracji, które zostały narzucone od początku Japończykom w powojennym państwie, ideały pokoju i demokracji stały się jakby naturalną częścią ich życia, a nie zapożyczoną wizją, która została narzucona przez różnych zachodnich polityków bez zgody Japończyków. Niemniej jednak nie było precedensu dla tego rodzaju relacji, która została ustalona po wojnie: Japonia była symbolem społeczeństwa wschodniego i pogańskiego, które uległo kolonialnej potędze narzuconej przez „mesjanistyczny zapał” generała Douglasa MacArthura. Dlatego II wojna światowa tak naprawdę nie skończyła się dla Japończyków po zrzuceniu bomby atomowej na Japonię, lecz w 1952 roku, kiedy społeczeństwo musiało zaakceptować nową demokratyczną drogę swojego kraju.  Lata te stały się, niezależnie od tego, jak bardzo kraj rozwinął się gospodarczo, znakiem rozpoznawczym tożsamości narodowej i indywidualnych wartości. Myląca żywotność lat, które nastąpiły po klęsce, stworzyła przestrzeń do dyskusji nad innymi modelami politycznymi niż państwowy kapitalizm, który pobudzał marzenia o międzynarodowej roli kraju „Kwitnącej Wiśni” zamiast „czołgać się” bezpiecznie pod nuklearnym parasolem Ameryki.

                     Pomimo możliwych reinterpretacji przeszłości, kluczowe znaczenie w tych latach klęski i okupacji polega na tym, że Japończycy byli zmuszani do przewartościowania na różne sposoby i do zakwestionowania podstawowych problemów życiowych, na które reagowali w sposób wyraźnie ludzki, omylny i często sprzeczny. Historyczna struktura jest doskonale uchwycona w „Malarzu świata ułudy” w indywidualnej i intymnej perspektywie narratora, który „przemawia” do nas w pierwszej osobie, ponieważ Ono jest zmuszony do ponownego przeanalizowania własnych doświadczeń przeciwko nowym wartościom wymuszonym na społeczeństwie japońskim w okresie po zakończeniu wojny. Obawy związane z takimi fundamentalnymi kwestiami życiowymi są splecione z refleksjami Ono na temat wojny i pojawiają się w niezliczonych sprzecznych uzasadnieniach, dostarczając nam obrazu ludzkiej kondycji psychicznej. Ono wspomina czasy, kiedy większość Japończyków odrzucała dekadę militarystycznej indoktrynacji, ujawniając kruchość ideologii totalitarnych reżimów. Gdy z jednej strony żołnierze cesarza doznawali pogardy ze strony społeczeństwa, gdy wrócili po przegranej wojnie, z drugiej strony ich nędza przyczyniła się do amnezji na temat zbrodni, których dokonywali na innych narodach; ta amnezja wydaje się „czaić” w historii Ono, gdy walczy z własnymi zaprzeczeniami. „A jednocześnie muszę wyznać, że trudno mi zrozumieć, jak człowiek, który ceni sobie szacunek dla samego siebie, może na dłuższą metę chcieć uniknąć odpowiedzialności za swoje dawne czyny. Bo choćby to nie zawsze było łatwe, człowiek z pewnością zyskuje satysfakcję i poczucie godności, przyznając się do popełnionych w życiu błędów. A już zwłaszcza nie musi się tak bardzo wstydzić, gdy popełniał je w najlepszej wierze. Na pewno dużo większą hańbą się okrywa, gdy nie potrafi albo nie chce się do nich przyznać”.
                    
                                   Zaufanie Ono do nacjonalistycznego dyskursu narodu i władzy nagle zmieniło się w nowy kontekst liberalnego dyskursu o modernizacji, postępie i internacjonalizacji społeczeństwa. Bohater staje wobec ideologicznego starcia, gdy na przykład Setsuko, jego najstarsza córka mówi: „Ojciec był po prostu malarzem”. Dla jej ojca zdanie „ (…) po prostu malarzem” jest wyrazem pogardy i bólu. W innym miejscu wnuk Ono, Ichiro, entuzjastycznie bawi się naśladując zachodnich super bohaterów, takich jak Zorro i Popeye, podczas gdy malarz bezskutecznie próbuje przyciągnąć jego uwagę pokazując dziecku swoje obrazy. Z perspektywy pokoleniowej ta sytuacja wyjaśnia nam to, jak starsi ludzie, w przeciwieństwie do młodych, wydają się chętnie przywracać przeszłość, przeglądając na przykład stare zdjęcia i stare dokumenty. Nie oznacza to jednak, że pamiętają lepiej niż młodzi; tak, więc nie jest tak, że „stare obrazy, zakopywane” w nieświadomości od dzieciństwa, odzyskują moc przekraczania krawędzi świadomości tylko w okresie starości. Przestrzeń kulturowa między dziadkiem a wnukiem jest postrzegana w ten właśnie sposób, inwestują oni wartości pozytywne w sprzeczne obrazy i ikony dwóch różnych historycznych momentów. Według psychologów, jeśli przed 1945 rokiem w Japonii chłopcy bawili się z opaskami i drewnianymi włóczniami, udając, że są bohaterskimi pilotami i marynarzami, którzy ratują kraj przed makietami Roosevelta i Churchilla, teraz w pozycji przegranej i pod nieobecność państwowej indoktrynacji, zastąpili hełmy samurajów na kowbojskie kapelusze, ponieważ nauczyli się składać papier w kształcie czapek na modę zachodnią. Kupowali również komercyjną dziesięciocentymetrową zabawkę jeepa, która była symbolem dużego samochodu, który rozwoził wesołe oznaczenia geograficzne, oraz z którego rozdawano dzieciom na ulicach czekoladę i gumę do żucia. Większość pierwszych słów, które japońskie dzieci nauczyły się po wojnie w języku angielskim brzmiały „cześć", „do widzenia" i „daj mi czekoladę". Natomiast Ono używa języka „samooszustwa i samoobrony", który wydaje się być czymś, co pomaga mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kiedy doświadcza retrospekcji swojego życia, próbuje ukryć wstydliwą historię związaną z jego przeszłością. Prawda o jego życiu zostaje powoli ujawniana czytelnikowi, podczas gdy on sam nie chce jej zobaczyć. Ishiguro twierdzi, że bohaterowie w jego powieściach wiedzą, czego muszą unikać, i jaką muszą wybrać drogę psychiczną, która by bezboleśnie przechodziła przez ich pamięć nie dotykając za bardzo niewygodnej przeszłości. Nie ma złudzeń, że zazwyczaj mocują się z historią swojego życia. Martwią się, ponieważ wyczuwają, że nie ma w tym nic dobrego. Ale pamięć to oczywiście okropny, zdradziecki teren, same niejasności, które wzmacniają samooszukiwanie. W fragmencie, w którym bohater wyraża zaniepokojenie zaaranżowanym małżeństwem młodszej córki, wspomina rozmowę z Matsudą, człowiekiem, który pracował z nim dla Okada-Shingen promującego militarystyczno-artystyczną politykę państwa; prosi Matsudę, aby odpowiedział na wszelkie pytania detektywa matrymonialnego dotyczące ich obu „z największą delikatnością", na co odpowiada Matsuda: „Zdaję sobie sprawę, że teraz są tacy, którzy potępiają takich, jak ty i ja, za to, z czego byliśmy kiedyś dumni”. Świat ułudy to dzielnica rozrywki. Ono, jako młody malarz był jej częstym bywalcem, a jej urok uwiecznił na niejednym obrazie. W wyniku bombardowań dzielnica została doszczętnie zniszczona. Świat ułudy należał do przeszłości, ale nie odszedł w zapomnienie, chociażby, dlatego, że w nowej rzeczywistości powstają nowe dzielnice ułudy.

               Wszystkie książki Kazuo Ishiguro są wariacjami na jeden temat: pokazują bohatera, który próbuje się zmierzyć z własną przeszłością, wypiera z niej pewne niewygodne fakty, zakłamuje ją, co stawia nas w obliczu pytania o to, na ile pamięć jest dla nas obciążeniem, a na ile może być budująca. Jest to aktualna powieść, która stawia pytanie o to, w jakim sensie pamięć o przeszłości może być budująca dla społeczeństwa, a na ile może być niszcząca. Czy pamięć o tym, co - jako społeczeństwo - złego wyrządziliśmy innym pomaga nam w budowaniu tożsamości, czy wręcz przeciwnie. Jest to absolutnie uniwersalne pytanie również w kontekście polskim. Jesieni życia często towarzyszy głęboka refleksja nad przeszłością. Gdy jednak porządek, który współtworzyliśmy, skompromitował się na naszych oczach, ocena własnych postaw i dokonań nabiera szczególnego znaczenia. W takiej właśnie sytuacji znalazł się bohater powieści, emerytowany malarz, gdy po zakończeniu drugiej wojny światowej nastał w Japonii czas gruntownych przewartościowań. Naglony wewnętrzną potrzebą oraz troską o szczęście córki, hołubiony niegdyś artysta wytacza proces samemu sobie, pełniąc w nim rolę sędziego, oskarżyciela i oskarżonego. Ale książka Ishiguro to coś więcej niż moralny rozrachunek. To piękna proza, pozostawiająca w pamięci niezatarty ślad. Książka „Malarz świata ułudy” zadaje czytelnikowi pytanie czy dzisiejsze pokolenie powinno odpowiadać za winy przeszłych pokoleń? Czy jest współwinne wykroczeniom, jakich dopuścili się ich przodkowie? Czy na skutek chociażby przynależności do tej samej kultury, narodu, rodziny czy wspólnoty religijnej nie ponosi ono współodpowiedzialności za winy „ojców”? Czy obecne pokolenie powinno przyjąć na siebie złe dziedzictwo przeszłości i starać się w jakiś sposób zadośćuczynić tym, którym kiedyś wyrządzono krzywdę. W książce rodzina pana młodego wynajmuje detektywa, aby prześwietlił rodzinę Ono, z tego powodu jego córka Noriko nie może wyjść za mąż tylko, dlatego, że jej ojciec był na usługach cesarza. Potoczna intuicja, wsparta argumentacją niektórych szkół psychologicznych, usiłuje znaleźć odpowiedź twierdzącą, podążając logiką kulturowego adaggium: „Pokaż mi swych rodziców, a powiem ci, kim jesteś” lub „powiedz mi, jak zachowują się twoi rodzice, a udowodnię ci, że tak samo będziesz postępował w swoim życiu”. Istnieje, bowiem powszechne przekonanie, że środowisko rodzinne i pozarodzinne, jakościowe konteksty relacyjne rodzice-dzieci-rówieśnicy oraz wychowanie wpływają na samoświadomość nowych pokoleń. Tworzą wzorce postępowania, kształtują ludzkie zachowanie. Decydują o tym, kim dziecko się stanie, jako dorosły człowiek. Kontekst środowiskowy stanowi, w przekonaniu niektórych, jedynie słuszną odpowiedź na problem, dlaczego w dorosłym życiu przytrafiają się nam częściej złe niż dobre rzeczy. Obwinianie rodziców za skutki osobistych wyborów i decyzji może stanowić wygodny mechanizm samousprawiedliwienia: „To nie my jesteśmy odpowiedzialni za swoje naganne postępowanie”. Odpowiedzialność ponoszą oni: rodzina lub szeroko rozumiane środowisko życia.

                  W sześciu z siedmiu powieści, które do tej pory napisał, Kazuo Ishiguro korzystał z narracji pierwszoosobowej, co więcej czytelnik z biegiem czasu orientuje się, że narrator nie jest osobą, której należy we wszystko wierzyć. Na szczęście bawienie czytelnika nie jest celem pisarstwa Ishiguro. Pamięć jest jednym z najważniejszych elementów jego książek. Ich bohaterowie „odwiedzają” swoją przeszłość i szukają w niej sensów. Próbują uzasadnić swoje życiowe wybory. Ishiguro chętnie korzysta z figury niewiarygodnego narratora, który poprzez elegancki i dość formalny język próbuje ukryć różne tajemnice i emocje. Warto się zatrzymać przy książce „Malarz świata ułudy”, bowiem pisząc ją Kazuo Ishiguro nawiązał w programowy niemal sposób do jednego z najbardziej osobliwych nurtów malarstwa japońskiego i kreśli przejmujący obraz przemian obyczajowych i cywilizacyjnych w Japonii po II wojnie światowej. Ishiguro wniósł w angielską kulturę literacką własne dziedzictwo kulturowe, stając się - obok Rushdiego - najwyżej cenionym spośród tzw. „newcomers” pisarzy przybyłych z innych stron świata i innych kultur i współtworzących nową literaturę angielską.

                  





            

24 marca 2019

Fima


„Fima”


Amos Oz




Autor/ właśc. Amos Klausner, hebr. עמוס עוז (ur. 4 maja 1939 w Jerozolimie, zm. 28 grudnia 2018 w Tel Awiwie) – izraelski pisarz, eseista i publicysta tworzący w języku hebrajskim. Współzałożyciel organizacji „Pokój Teraz” (Szalom Achszaw). Wykładowca literatury na Uniwersytecie im. Ben-Guriona w Beer Szewie.

Tłumaczenie/ Tempska Esden Anna

Tematyka/ Jaki jest Fima bohater książki Amosa Oza? To człowiek bezwolny, który nie potrafi przeprowadzić żadnego swojego zamierzenia. Nie tyle nie potrafi, ile nawet nie zaczyna. Żyje w świecie fantazji, marzeń, często kompletnie nierealistycznych planów. Może, dlatego nie podejmuje próby ich realizacji, bo wie, że nie są możliwe do zrealizowania? No, bo trudno wyobrazić sobie, że jego była żona, Jael, jej mąż Ted i ich synek Dimi zgodzą się z nim zamieszkać, tworząc coś w rodzaju komuny. On będzie sprzątał, gotował i opiekował się Dimim, do którego jest bardzo przywiązany. Dowcip polega też na tym, że Fima to potworny bałaganiarz, stale o wszystkim zapomina, wszystko gubi, nie potrafi prowadzić swojego gospodarstwa, jak więc możne myśleć o cudzym? Fima gosposią? Niemożliwe. To jedna z jego fantazji - planów. Jest ich znacznie więcej, większość równie księżycowych, dotyczą różnych spraw, ludzi i świata.

Główny motyw/ Fima, niespełniony izraelski intelektualista, przez większość czasu fantazjuje na temat tego, jak skutecznie rozwiązać problemy swego narodu, a także próbuje uporządkować swoje życie osobiste. Jego wędrówka ulicami zimowej Jerozolimy – wciąż pobrzmiewającego echami dawnych czasów świętego miasta – skłania do refleksji nad sprawami najważniejszymi. Fima, bowiem to zarówno uniwersalna opowieść o ludzkiej kondycji, jak i wnikliwy obraz targanego konfliktami rejonu świata.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

 „Miał wrażenie, że we śnie jest mniej fałszu niż na jawie”.

„Tak jakby przez wszystkie te lata szukało się skomplikowanej odpowiedzi na trudne pytanie, a w przebłysku chwili ostatecznej odkrywa się prostą odpowiedź?”.

„No popatrz-powiedział sobie- nic nie jest nigdy stracone na zawsze, nic nie idzie na marne i prawie w każdej chwili staje się jakiś maleńki cud. Może wszystko ma jednak jakiś sens?”.

„Miłości nie da się wyrazić słowami, a jeśli się to potrafi, to znak, że już jej nie ma”.

„(…) miłość i śmieszność są ze sobą nierozerwalnie związane, a uwodziciel i jego ofiara kierują się określonym rytuałem”.

„Zanim zacznie się cokolwiek rozumieć, okazuje się, że nasza kadencja dobiegła końca”.

„Nie widział żadnej sprzeczności w popieraniu tradycyjnych wartości w systemie nauczania przy jednoczesnym wspieraniu finansowym akcji przeciwko religijnemu zniewoleniu”.

„A wiesz, jaka jest różnica pomiędzy szlemielem i szlimazelem, Efraimie? Szlemiel rozlewa herbatę, ale oblany zostaje zawsze szlimazel”. (…) Szlemiel i szlimazel obaj się nieśmiertelni”.

„Właściwie większość dowcipów opiera się na niezdrowej przyjemności, jaką czerpiemy z nieszczęścia innych”.

„Co mają ze sobą wspólnego i czym się różnią- jaszczurka, nieruchoma na ścianie, i karaluch pod zlewem? Najwyraźniej żadne z nich nie trwoni skarbu, jakim jest życie”.

„A przy okazji, czy Wasza Miłość raczy wyjaśnić Hiroszimę albo Oświęcim?”.

„Co ja wiem o miłości? Kiedyś myślałem, że miłość to coś pośredniego między okrucieństwem a współczuciem. Teraz myślę, że szkoda słów”.

„Za sto lat miłość i cierpienie pójdą w ślady dinozaurów, razem z krwawymi wojnami, krynolinami i gorsetami z fiszbinów. Mężczyźni i kobiety będą łączyć się w pary, wymieniając pomiędzy sobą maleńkie impulsy elektrochemiczne. Nikt nie będzie popełniał błędów”.

„Na swój sposób, Efraimie, kobiety są dokładnie takie same jak my, choć jednocześnie zupełnie inne. Ale, na czym polega to podobieństwo, a na czym różnica, do dziś stanowi dla mnie wielką zagadkę”.

„Po uszy już mieliśmy tego europejskiego humanizmu. Nasze plecy do dziś noszą blizny po twojej najdroższej zachodniej cywilizacji. My byliśmy zawsze tą stroną, która brała baty, od Kiszyniowa po Oświęcim”.

„(…) Mesjasz jest w rzeczywistości naszym aniołem zagłady”.

„Być zapomnianym przez Boga niekoniecznie musi się równać potępieniu”.

„(…) tu, w Jerozolimie, co drugi napotkany typ jest na wpół prorokiem, na wpół premierem”.

„Każdy Żyd, nawet z przeproszeniem grzesznik, był duszą na górze Synaj”.

„Na całym świecie nie ma Żyda, który nie przestrzegałby któregoś z przykazań. (…) Na przykład, już przez samo to, że pan żyje przestrzega pan przykazania: wybieraj życie, a nie śmierć”.



                                   Chytra, satyryczna „piesza wędrówka” po ostatnich latach pierwszego półwiecza istnienia Izraela - rozbita przez umysł nieefektywnego, dziwacznego marzyciela, którego nieustannie nękają najbardziej przyziemne szczegóły jego codziennej rutyny. Efraim (Fima) Nisan jest człowiekiem w średnim wieku, który co rano zapisuje wstrząsające, objawiające się sny, które na przemian z życiem na jawie są do siebie podobne w ich epizodycznej niejednoznaczności. Fima rozczarował swojego ojca Barucha Nomberga, prawicowego producenta kosmetyków, decydując się na pracę, jako recepcjonistka w klinice ginekologicznej, rozczarował swoją byłą żonę Jael Levin, badaczkę lotnictwa, pozwalając jej odejść i rzucić się w ramiona wyniosłego amerykańskiego Teda Tobiasza. Fima też codziennie rozczarowuje się sam sobą. Zafascynowany charyzmatycznym Uri Gefenem, usiłuje spać z jego żoną, Niną, która kończy każde codzienne uprawianie z nim seksu przez szorowanie swojego ciała, a następnie szorowanie toalety i umywalki. Fima nie może nawet zabić karalucha bez lęku, ponieważ przypomina mu sytuację narodu żydowskiego. Przemierzając ulice Jerozolimy, „zwołuje” własne wyimaginowane spotkania w gabinecie premiera w trakcie, których chce rozwiązać problemy polityczne i moralne narodu. Najbardziej zadowolony jest, gdy gra w gry z Dimim Tobiaszem, dziesięcioletnim synem Jael. Wszystkie niezrealizowane pragnienia Fimy dochodzą do głowy w magicznej, szczytowej epifanii w piątkowe popołudnie podczas spacerów przez Jerozolimę i jej historię, która pokazuje, że Fima wreszcie pogodził się ze swoim statusem współczesnego „Wędrującego Żyda”. Głęboko, słodko komiczna książka w stylu Gogola, w której pojawia się bolesne pytanie - jaki jest sens tego wszystkiego, skoro za sto lat i tak nikt już nie będzie o nas myślał i pamiętał?

                                      Fima ma pięćdziesiąt cztery lata i żyjąc długo samotnie, nabrał zwyczaju mówienie do siebie samego. Uważał to za jedno ze swoich starokawalerskich dziwactw, podobnie jak gubienie zakrętek od słoików z dżemem, przycinanie włosów w jednej dziurce nosa i zapominanie o drugiej, rozpinanie rozporka w drodze do łazienki dla zaoszczędzenie czasu. W życiu Fimy było kilka miłości, kilka idei, dobrze rokujący tomik poezji, myśli o sensie istnienia wszechświata i sprecyzowane poglądy na temat błędów Izraela oraz szczegółowo ułożony w wyobraźni plan stworzenia nowego ruchu politycznego. Były też różne tęsknoty i uporczywe marzenia, żeby zacząć wszystko od nowa. I tak oto tkwił w swoim nędznym mieszkaniu. Definiując precyzyjnie swoje starokawalerskie nawyki, Fima miał nadzieję zdobyć ironiczny dystans wobec samego siebie i tym samym uchronić marzenia, a także własną godność. Ale czasami wydawało mu się nagle, że te obsesyjne tropienie dziwactw nie jest wcale sposobem obrony przed starokawalerstwem, ale strategią stosowaną właśnie przez owego starego kawalera, aby zdominować go całkowicie.

                 Miał dziesięć lat, kiedy jego matka zmarła na wylew. Jego ojciec Baruch Nomberg, jak zawsze porywczy, nie doczekał nawet tygodnia- w pierwszą sobotę po pogrzebie spakował wszystkie rzeczy żony do kufrów, wszystkie suknie, buty i książki, toaletkę z okrągłym rosyjskim lustrem i powłoczki na pościel z wyhaftowanymi monogramami, i pospiesznie podarował wszystko hospicjum dla trędowatych. Zatarł wszelki ślad obecności żony, tak jakby jej śmierć była aktem zdrady. Tak jakby uciekła z innym mężczyzną. Zaraz po pogrzebie Baruch wziął w swoje ręce edukację syna. Codziennie rano sprawdzał wszystkie zeszyty w tornistrze Fimy. Co wieczór pilnował, żeby Fima dokładnie wyczyścił zęby. Uparł się dodać mu prywatne lekcje z matematyki, angielskiego i nawet z tradycji żydowskich. Dyskretnie przekupywał jednego ze szkolnych kolegów syna, żeby Fima nie czuł się zbyt samotny i miał towarzystwo do zabaw. Kupił szerokie biurko, którego Fima do tej pory używał. Zima czy lato zmuszał chłopca do noszenia zbyt ciepłych ubrań. W ich domu przez wszystkie te lata samowar elektryczny bulgotał zawsze do pierwszej lub drugiej w nocy. Eleganckie rozwódki i dystyngowane wdowy w nieokreślonym wieku przychodziły z wizytą i spotkania te ciągnęły się godzinami. Fima jeszcze przez sen słyszał dochodzące z salonu fragmenty prowadzonych z wyraźnym słowiańskim akcentem rozmów, wybuchy śmiechu, płacz albo śpiewy. Nie był pilnym uczniem. Ojciec „przeciągał go za uszy” z klasy do klasy. Skonfiskował mu jego książki, żeby zajął się podręcznikami. Zmusił do wcześniejszego przejścia trudnych egzaminów na wyższą uczelnię. Nie zawahał się uruchomić całej sieci znajomości, żeby ratować syna przed czynną służbą wojskową. Po odbyciu służby zastępczej na rzecz kraju Fima miał zamiar starać się o przyjęcie do marynarki handlowej, przynajmniej na jakiś rok lub dwa. Morze urzekało do bez reszty. Ale ojciec postawił veto i zadecydował, że syn będzie studiował zarządzanie, bo planował wciągnąć go do prowadzenia własnej firmy kosmetycznej. Dopiero po zażartej walce zdołali uzgodnić, że Fima wybierze wydział historyczny. Kiedy uzyskał doskonałe wyniki na zakończenie, ojciec, cały w euforii, postanowił wysłać go na słynny brytyjski uniwersytet na dalsze studia. Ale Fima zbuntował się, zakochał, jeszcze raz zakochał, potem nastąpił rok amorów i nauka poszła w odstawkę. To Baruch zawsze ratował syna z opałów, w Gibraltarze, na Malcie, uchronił go nawet od aresztu wojskowego. To ojciec kupił dla niego mieszkanie w Kiriat Jowel i ożenił go z Jael, po dokładnym zlustrowaniu i odrzuconych dwóch innych kandydatek- Ilii Abravanel z Hajfy, która wyglądała jak Maria Magdalena ze starego obrazu, i pięknej Liat Sirkin, która osładzała Fimie noce w śpiworze w górach północnej Grecji. I to ojciec, kiedy wszystko było skończone, zajął się przeprowadzeniem rozwodu.
                
                    Fima dostał swoje dwupokojowe mieszkanie na obrzeżu Kiriat Jowel, kiedy żenił się po raz drugi w 1961 roku, w niecały rok po ukończeniu z wyróżnieniem historii na uniwersytecie w Jerozolimie. W owych czasach ojciec wiązał z nim wielkie nadzieje. Inni też widzieli przed nim wspaniałą przyszłość. Dostał stypendium i miał już zdawać egzamin magisterki. Była też mowa o doktoracie i karierze naukowej. Ale w lecie 1960 roku życie Fimy bardzo się skomplikowało. Do dziś przyjaciele z rozbawieniem wspominali tamten „rok amorów”. Wieść niosła, że w połowie lipca, zaraz po egzaminach, Fima zakochał się w Nicole przewodniczce katolickiej wycieczki z Francji. Siedział na ławce w ogrodzie Klasztoru Ratyzbońskiego, czekając na uczennicę szkoły pielęgniarskiej, swoją dziewczynę Szulę. Jego oczy płonęły, kiedy Nicole szła do muzeum, czaił się w każdej Sali. Kiedy Nicole poszła na mszę do klasztoru, czekał pod drzwiami przez półtorej godziny jak pies. Kiedy poleciała do Francji, podążył za nią do Paryża, a nawet do jej domu w Lyonie. Pewnej księżycowej nocy ojciec Nicole wypalił do Fimy z dwururki, raniąc do lekko w nogę. Leżąc przez trzy dni w szpitalu prowadzonym przez franciszkanów, Fima wypytywał, co trzeba zrobić, aby zostać chrześcijaninem. Ojciec Nicole, kiedy przyszedł prosić o wybaczenie, obiecał pomóc mu w zamianie wyznania. Tymczasem Nicole miała dosyć również swojego ojca i uciekła od nich obydwu. Fima, brudny i zaniedbany, ścigał ją zakurzonymi autobusami i pociągami. Dotarł do Gibraltaru, gdzie skończyły mu się pieniądze. Z pomocą Czerwonego Krzyża wsadzono go niemal siłą na pokład panamskiego statku handlowego i odesłano do Izraela. Po przybyciu go Hajfy został aresztowany i spędził sześć tygodni w więzieniu wojskowym, bo sfałszował datę na formularzu uprawniającego żołnierza rezerwy do opuszczenia kraju.

                 Zwolniono go z aresztu, kiedy ojciec wstawił się za nim u zajmującego wysokie stanowisko urzędnika, którego żona, znana postać elity towarzyskiej, zakochała się nieprzytomnie w Fimie. Była o dziesięć lat młodsza od swojego męża i co najmniej o osiem lat starsza od Fimy. Jesienią zaszła z nim w ciążę i przeprowadziła się do niego do Musary. Znaleźli się na językach całego miasta. W grudniu Fima znowu wsiadł na statek handlowy, tym razem jugosłowiański, i wylądował na Malcie, gdzie spędził trzy miesiące, pracując przy hodowli ryb tropikalnych i pisząc swój cykl wierszy. Tam rozpoczął romans z właścicielką hotelu, z którą później wziął ślub cywilny. Związek ten nie potrwał nawet dwóch miesięcy, bo w tym czasie ojcu udało się z pomocą przyjaciół mieszkających w Rzymie ustalić miejsce pobytu syna. Poinformował Fimę, że jego ukochana z Jerozolimy poroniła, wpadła w depresją i wróciła do męża. Fima nie umiał znaleźć dla siebie żadnego usprawiedliwienia, czuł się strasznie winny. Zdecydował porzucić natychmiast swoją „gospodynię” i od tej pory omijać kobiety z daleka. Uznał, że miłość nieuchronnie prowadzi do katastrofy, a związki bez miłości przynoszą jedynie poniżenie i ból. Opuścił Maltę bez grosza w kieszeni, na pokładzie tureckiego statku rybackiego. Miał zamiar zaszyć się na rok w pewnym klasztorze na wyspie Samos. Zszedł ze statku w Salonikach. Następnego ranka wyruszył na poszukiwanie synagogi, choć nigdy nie był praktykujący, i miał przeświadczenie, że sam Bóg nie jest specjalnie religijny i tej religijności nie wymaga. Pod synagogą spotkał trzy dziewczyny z Izraela, które wędrowały po Grecji i zamierzały udać się na północ, w góry, bo właśnie zaczęła się wiosna. Fima przyłączył się do nich i po drodze, jak powiadają, zakochał się po uszy w jednej z nich, Ilii Abravanel z Hajfy. Ponieważ Ilii oparła się jego zalotom, przespał się kilka razy z jej przyjaciółką Liat, która zapraszała go do swojego śpiwora na noce. Przez cały ten czas nie widział żadnej sprzeczności w tym, że wzdycha do Ilii, a sypia z Liat, jednocześnie niemal nie zwracał uwagi na trzecią dziewczynę.

                 Prawie miesiąc po tamtej podróży Fima pojechał do Jawne, żeby poszukać trzeciej dziewczyny. Dowiedział się, że Jael Levin jest absolwentką wydziału inżynierii lotniczej politechniki w Hajfie i pracuje w górzystej okolicy na zachód od Jerozolimy w zakładach, których produkcja objęta była ścisłą tajemnicą. Następnie odszukał Liat i przesiedział z nią w małej nadmorskiej kawiarence pół godziny po to tylko, aby dała się skusić na pójście z nim do łóżka. W maju zaprosił wszystkie trzy dziewczęta do Jerozolimy, żeby przedstawić je ojcu. Staruszek oczarował Ilię staromodnymi manierami dżentelmena, anegdotkami i opowiastkami z morałem rozbawił Liat, a najbardziej podobała się mu Jael, bo uznał, że wyróżnia ja „głęboka osobowość”. Tak, więc w sierpniu 1961 roku Jael i Efraim (Fima) Nisan mieszkali już, jako małżeństwo w małym mieszkanku, które kupił Fimie ojciec na skraju Kiriat Jowel na przedmieściach Jerozolimy. Kiedy dobiegł końca „rok amorów” zaczęła się proza życia. W 1965 roku Jael wyjechała na specjalny kontrakt do centrum badań Boeinga w Seattle. Fima odmówił towarzyszenia jej, tłumacząc, że rozłąka dobrze im zrobi. Został w ich dwupokojowym mieszkaniu sam. Miał skromną posadkę w prywatnej klinice ginekologicznej, jako recepcjonista. Od czasu do czasu zadziwiał wszystkich obecnych zjadliwym podsumowaniem lub paradoksalną prognozą życia politycznego. Niczym nałogowy hazardzista brnął dalej, ze swadą spierając się o to, na czym się nie znał, albo na temat drobiazgów zupełnie bez znaczenia, i wtedy nawet jego najwierniejsi przyjaciele tracili cierpliwość. Kiedy na początku 1966 roku Jael napisała mu, że w jej życiu jest inny mężczyzna, Fima aż zaśmiał się na to banalne stwierdzenie. Od czasu do czasu jakiejś kobiecie poznanej w klinice udało się trafić do jego zabałaganionego łóżka z od dawna niezmienianą pościelą. Wkrótce każda z tych przypadkowych partnerek odkrywała, że Fimę bardziej interesuje sprawianie im przyjemności niż własne żądze. Niektóre uważały to za cudowne i wzruszające, ale inne były zaniepokojone i czym prędzej starały się wyplatać z takiego związku.

                   Pomiędzy zabiegami, kiedy obaj lekarze i pielęgniarki przychodzili na kawę do recepcji do Fimy, zastanawiał się, co tu właściwie robi, co łączy go z tymi obcymi ludźmi i gdzie właściwie powinien być, jeśli nie tu. Ale czuł boleśnie, że ktoś, gdzieś, na niego czeka i dziwi się jego spóźnieniu. Po pracy od czasu do czasu odwiedzał go w mieszkaniu ojciec. Wschodnioeuropejski aromat unoszący się wokół ojca wywoływał w Fimie mieszaninę odrazy i wstydu z powodu tego uczucia, a jednocześnie wieczną chęć, aby spierać się z ojcem, podeptać którąś z jego świętych zasad, zdemaskować drażniące sprzeczności jego poglądów, zdenerwować go trochę.

                  Amos Oz wybitny izraelski powieściopisarz i eseista w książce „Fima” jest bezbłędnie cierpliwy i czuły wobec swoich bohaterów. Nigdy nie osądza Fimę za to, co niektórzy mogą uznać za infantylizm, lenistwo i pobłażanie samemu sobie. Dlatego też nadaje swoim niedojrzałym bohaterom godność. Kiedy jedna z kochanek Fimy, porzucona żona, opowiada mu o swoich problemach życiowych, nie jest piskliwą kobiecą histeryczką, którą możemy znaleźć w tak wielu współczesnych książkach. Przypomina nam się raczej Anna Siergiejewna w opowiadaniu Czechowa „Dama z małym psem”, która znosi łzawy atak wyrzutów sumienia w pokoju hotelowym Gurowa. Fima jest romantycznie zaabsorbowany byłą żoną Jael; jest mężczyzną, który pragnie być ojcem, ale jest tym tak przerażony, że nalegał na aborcję, gdy Jael zaszła w ciążę. Jest kochankiem, który nie osiąga seksualnego spełnienia przez cały czas opowiadania. Jest idealistą politycznym, jest także osobistym nihilistą, który doszedł do wniosku, że „miłość prowadzi nieuchronnie do katastrofy, podczas gdy relacje bez miłości powodują jedynie upokorzenie i krzywdę". Pochłonięty przez fantazje o doprowadzeniu kraju do pokoju, zaniedbuje swojego chorego starszego ojca, którego śmierci był w stanie zapobiec. Po nieudanej próbie obiecującego historyka i obiecującego poety Fima pracuje, jako recepcjonista w gabinecie ginekologicznym. Według jego sposobu myślenia podjął się najtrudniejszego zadania: zagubiony w osobistych konfliktach, obywatel kraju, którego podstawowa etyka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, stara się żyć „dobrym życiem”. Jednak utrudnia mu to zarówno jego wewnętrzny stan, jak i rzeczywistość zewnętrzna. Powłoka osobowości Fimy jest konkretna, prosta, niemal oszałamiająco zwyczajna. Możemy porównać go do dziecka, które w pewnym okresie swojego życia nie potrafi ogarnąć rzeczywistości i opisuje świat w bardzo prosty i nieskomplikowany sposób.  Podążamy za Fimą, widzimy go, gdy marzy, rozwiązuje proste zagadki, wkurza ojca, opiekuje się Dimim synem byłej żony Jael, próbuje uwieść kobiety, angażuje się w nieustanne debaty polityczne, które są podstawą izraelskiego życia społecznego i patrzy przez okna. To patrzenie Fimy przez okna jest alegorią jego życia. Kiedy Fima wygląda przez okna, spogląda zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz siebie, i to jest coś, co sprawia, że ta jego aktywność stała się ważnym przedmiotem tej powieści. Rodzące się w nim refleksje, szczególnie, jeśli były konfrontowane z kobietami i ojcem, nie były formą ucieczki od wydarzeń świata, ani sposobem na unikanie problemów i codziennych konfliktów. Wyjawianie własnych myśli, emocji i uczuć były próbą dogłębnego poznania siebie. Ten proces introspekcji pociągał za sobą intelektualną izolację, ucieczkę we własny, mały wewnętrzny świat dziecka.  Świat, w którym „małemu” osieroconemu we czesnym okresie dzieciństwa Fimie brakuje matki.

                     Fima mieszka w Jerozolimie, ale czuje, że jest w Jerozolimie przez pomyłkę, że powinien być gdzieś indziej. W trakcie swojego życia miał kilka romansów, kilka pomysłów, wydał tomik wierszy, które wzbudziły pewne oczekiwania, myślał o celu wszechświata i w którym momencie jego kraj zgubił drogę, fantazjował na temat założenia nowego ruchu politycznego i ciągle pragnął otwarcia nowego rozdziału w swoim marnym życiu. W swoim ciasnym obskurnym mieszkaniu w ponury, mokry poranek, zaangażowany w upokarzającą walkę o uwolnienie rogu koszulki z zamka błyskawicznego w spodniach marzy o lepszym życiu, kraju i świecie. Z rzadkim dowcipem, intymną wiedzą o ludzkim sercu w mistrzowskim opowiadaniu o życiu Fimy, Amos Oz przedstawia obraz człowieka oraz pokolenia ludzi, które marzą o szlachetnych snach, ale nic nie robią aby je zrealizować.