07 kwietnia 2019

Kamienie z dna rzeki


„Kamienie z dna rzeki”

Ursula Hegi



Autorka/ (ur.1946 r.), pisarka amerykańska urodzona w Niemczech. Głośna powieść „Kamienie z dna rzeki” to jak dotąd najważniejsza książka w dorobku tej autorki i zarazem pierwsza prezentowana w Polsce.

Tłumaczenie/ Monika Sujczyńska

Tematyka/ Wyszydzana i seksualnie atakowana Trudi, jako młoda dziewczyna przez czterech miejscowych chłopców, życzy im choroby, planuje ich zniszczenie, ale, kiedy wszyscy jej agresorzy cierpią, zaczyna rozumieć żrącą siłę nienawiści. Tymczasem samo miasto jest mikrokosmosem niemieckiej historii, ponieważ Trudi żyje w latach kryzysu ekonomicznego w Niemczech 1920 roku. Później do władzy dochodzi Hitler, rośnie antysemityzm i następują lata powojenne, kiedy wszyscy chcą zapomnieć o swojej nazistowskiej przeszłości. Masa postaci bierze udział w tych wydarzeniach: odważna Frau Eberhart, którą zdradza syn nazista; Leon Montag, mądry i odważny ojciec Trudi; jej kochanek Max, który zginął w zamachu w Dreźnie; i przyjaciółka Ingrid, która, opętana przez seksualne poczucie winy, popełnia samobójstwo. Trudi, bierze udział w smutkach i radościach, przeżywa, aby opowiedzieć swoją historię. Życie w małym mieście i znane okropności z czasów III Rzeszy są żywo przywoływane przez bohaterkę, która nigdy nie jest w centrum uwagi.

Główny motyw/ Trudi Montag jest karlicą. Według otoczenia zasługuje na pogardę albo, w najlepszym razie, chłodną obojętność. Wkrótce przekona się jednak, że doznawane przez nią upokorzenia niewiele znaczą wobec fali ostracyzmu, która wzbiera w jej ojczyźnie. Akcja utworu rozgrywa się w latach 1915-1952 w małym miasteczku nad Renem, ale nakreślony przez autorkę portret mieszkańców Burgdorfu to portret całego narodu niemieckiego z tego okresu - pełen obraz zróżnicowanych postaw Niemców wobec nazizmu. „Kamienie z dna rzeki", będąc znakomitą książką rozrachunkową, są jednocześnie poruszającą opowieścią o losach zwykłych ludzi, wciągniętych w wir historii.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W książkach zobaczę znacznie więcej niż w lusterku”.

„Ludzie niekochani umierają”.

„(…) choć Żydzi potrafią człowiekowi wszystko wmówić- nigdy nie sprzedadzą kapelusza, w którym nie jest ci do twarzy”.

„Odkryli, że wiele da się powiedzieć o ludziach na podstawie tego, w jakiej odległości od ołtarza siadają, i ile zajmują miejsca”.

„W kościele widać było, jak się, komu w danej chwili powodzi: nowe nieszczęścia rzucały się w oczy tak samo jak nowe kapelusze; podobnie rzecz się miała z nowymi sympatiami i nowymi animozjami”.

„Do niektórych ludzi grzech przywierał niczym nazwisko, nawet grzech rodziców”.

„Historia lubiła się powtarzać, tyle, że z udziałem innych osób (…)”.

„Przekleństwem pięknych kobiet jest czerpanie przyjemności z ranienia bliskich”.

„Starym ludziom zawsze jest trudniej. Zawsze”.

„Cierpienia nie należy porównywać”.

„Łatwo stracić wiarę w ludzkość”.

„Co to za świat, w którym człowiek wychodzi z piwnicy na szare, gęste powietrze i cieszy się, że Bóg zachował go przy życiu”.

„(…) z tym smażeniem się w piekle musiała zajść jakaś pomyłka, wszak piekło to najzimniejsze miejsce, jakie człowiek może sobie wyobrazić”.

„Mieć, kogo wspominać to wielkie szczęście”.

„Gdy człowiek posiądzie jakąś wiedzę, trudno mu jej nie wykorzystać”.

   

                           Jako dziecko Trudi Montan myślała, że każdy dobrze wie, co się dzieje w drugim człowieku. Tak było, zanim poznała siłę bycia inną. Udrękę bycia inną. Oraz grzech utyskiwania na nieudolnego Boga. Przedtem jednak- wiele, wiele lat wcześniej – modliła się, żeby urosnąć. Co wieczór zasypiała, prosząc: „Boże spraw, żebym się w czasie snu wyciągnęła, dogoniła wzrostem koleżanki (…) spraw, żebym się obudziła z rękami i nogami normalnej długości oraz małą, kształtną głową”. Aby ułatwić Mu zadanie, wisiała na futrynach drzwi aż do omdlenia palców, gotowa przysiąc, że czuje wydłużenie się kości, a na noc krępowała głowę jedwabnymi apaszkami matki.

                         Jakże się ona modliła! A kiedy rano stwierdziła, że ręce ma krótkie i grube, a nogami, po spuszczeniu ich z materaca, nadal nie sięgała podłogi, dochodziła do wniosku, że albo nie dość żarliwie się modliła, albo sprawa wymagała czasu, modliła się, zatem dalej, licząc, że jeśli modlisz się o coś bardzo gorąco, to twoja prośba na pewno zostanie spełniona, musisz tylko cierpliwie czekać. Jako dorosła kobieta Trudi będzie patrzeć z pogardą na klęczących w kościele, cierpliwie czekających na zmiłowanie Boga głupców. Będąc małą dziewczynką, w niedzielę chodziła na mszę, śpiewała w chórze, w dni powszednie zaś, wracając ze szkoły, wstępowała do kościoła Świętego Marcina, aby się porozkoszować zapachem kadzidła i cicho się pomodlić do kolorowych gipsowych figur. Trudi, zatem modliła się do świętych i faktycznie rosła, tyle, że- chyba za sprawą jakiegoś okrutnego żartu- nie do góry, jak chciała, choć zapomniała zaznaczyć to w modlitwach, lecz wszerz, co skończyło się tym, że ramiona będzie miała barczyste, jak miejscowy rzeźnik, żuchwę zaś potężną jak sąsiadka i właścicielka sklepu spożywczego.

                  Narodziny Trudi, jej karłowatość jest kolejnym wyzwalaczem powolnego wchodzenia matki w szaleństwo. Przejmująco obserwujemy słodko-gorzką naturę pragnienia dziecka, by zadowolić i uszczęśliwić rodzica, który jest bezradny wobec emocjonalnych przymusów, które wywołuje choroba psychiczna. Przez pierwsze miesiące po wydaniu Trudi na świat matka w ogóle jej nie dotykała. Z podsłuchanych później strzępków rozmów dziewczynka dowiedziała się, że matka na widok jej krótkich kończyn i zbyt dużej, nawet jak na noworodka, głowy zakrywała twarz rękoma. Oczy Trudi wydawały się starsze niż u innych noworodków; czytało się w nich doświadczenie kogoś, kto ma już za sobą kawał życia. W miarę jak inni rówieśnicy dorastają i podążają ścieżkami życia natury, Trudi czuje się uwięziona, ale zdeterminowana, by wzrastać pod każdym względem, ale jej obsesja bycia „normalną” uczy ją trudnych, ale ważnych lekcji, które utrzymują ją przy życiu w nadchodzących latach. Nieodwzajemniona miłość, sekretne nadużycia, samotna agonia i samotność. Trudi ma niewielki wzrost, ale jest bardzo porywcza, zaciekła i namiętna w swoich nienawiściach i osobistych bitwach.

                   W rodzinie matki przedwczesne obchodzenie świąt i różnych uroczystości kończyło się nieszczęściem; ciotka Mechthilda utonęła w Renie podczas pikniku, który urządzili z okazji przypadających następnego dnia urodzin dziadka; kuzyn Will został ranny w wypadku kolejowym, kiedy wracał z obchodzonego o tydzień za wcześnie srebrnego wesela swoich rodziców; Helena, siostra, złamała rękę podczas rozpakowywania prezentu trzy dni przed przystąpieniem do pierwszej komunii. Z biegiem lat matkę Trudi też miało dotknąć nieszczęście. Po kilku razowym pobycie w szpitalu dla obłąkanych matka oznajmiła córce, że bocian przyniesie jej braciszka lub siostrzyczkę. Opowiedziała Trudi historię o tym skąd się biorą dzieci. Nazajutrz wieczorem matka włożyła w dłoń Trudi dwie kostki cukru i podniosła córkę na wysokość parapetu kuchennego, aby je położyła na przyszykowanym dla bociana talerzyku. Rankiem Trudi najpierw pędziła do kuchni. Okno było zamknięte, cukier wszelako zniknął. Trudi pomyślała, że jeśli nadal będą zostawiać cukier na parapecie, to bocian niechybnie przyniesie im chłopca lub dziewczynkę, którzy bardzo szybko ją przerosną. Odtąd budziła się w środku nocy, wstawała z łóżka, boso schodziła do kuchni, przesuwała krzesło do okna i zjadała kostki cukru, obserwując, czy nie nadlatuje bocian. Nie mogła pozwolić, aby jakieś dziecko wygryzło ją z domu. Po jakimś czasie matka dostała wysokiej gorączki, dniami i nocami przebywała w łóżku. Z prowadzonych szeptem rozmów Trudi dowiedziała się, że braciszek umarł, bo za wcześnie przyszedł na świat. Trudi domyśliła się, że śmierć jej brata ma jakiś związek z tym cukrem, który zjadała po nocach- po prostu bocian zemścił się na dziecku. Będzie ją to prześladowało- to poczucie winy- jeszcze w dorosłym życiu, albowiem za każdym razem, gdy weźmie cukier do ust, poczuje w gardle gorzko-słodki smak żółci.

                    Po pewnym czasie matka ze zgryzoty umarła. Zaraz po pogrzebie ojciec rozwiesił na ścianach swojej sypialni fotografie trumny, w której leżała jego zmarła żona, która dla Trudi była „obcą” kobietą, ponieważ dla Trudi matka nie umarła. Dziewczynka jeszcze z większą intensywnością i determinacją zaczęła wykonywać różnego rodzaju ćwiczenia, aby się wydłużyć. Trudi była pewna, że jeśli tylko zdoła się wydłużyć, matka natychmiast wyzdrowieje i do niej wróci. Niemożność dotarcia do matki napełniała ją lękiem, którego nie koiły modlitwy, budziła w niej tęsknotę, na którą jedynym lekarstwem było wejście do szafy. Stojąc nieruchomo między wieszakami, dotykając twarzą jedwabistych sukienek matki, czuła czysty zapach łąk nad Renem wczesnym latem i dławiącą w gardle radosną pewność, że matka wkrótce wróci. Postanowiła jednak kontynuować rozciąganie metodą przewieszania nóg przez pręt, na którym trzepano chodniki; niestety, od wieszania do góry nogami głowa robiła jej się tak ciężka i gorąca, że dała sobie z tym spokój, wtedy zaczęła wchodzić na stół kuchenny i zaczepiać się palcami o futrynę, na której wisiała, póki nie ścierpły jej ręce i ramiona. Z czasem wytrzymywała w tej pozycji coraz dłużej. Jednak te ćwiczenia na nic nie pomagały.
                 
                  Burgdorf, w której rozgrywa się akcja książki to mała wioska w Niemczech, jedna z wielu miejscowości, które często otaczają lub są w pobliżu większego, kosmopolitycznego miasta. Ursula Hegi doskonale radzi sobie z małomiasteczkową mentalnością, dzięki czemu można „zobaczyć” i „poczuć”, jak to jest żyć w takim miejscu: małe związki, zazdrości, krótkotrwałe przechwałki i sprawy, które utrzymywały wszystkich w pewnej odległości od siebie, ale zawsze razem. Mieszkają tam dobrzy ludzie i źli ludzie, których ostatecznie, jako czytelnicy możemy ocenić na różne sposoby, ale sama autorka nie podejmuje takich prób. Daje nam tylko informacje, abyśmy mogli wyciągnąć własne wnioski. Skomplikowany podział klasowy, jaki obowiązywał w Burgdorfie- ze sztywnymi granicami, wyznaczonymi przez zamożność, wykształcenie, historie rodzinną oraz inne tajemnicze czynniki-, nie przeszkadzał wszelako jego mieszkańcom jednoczyć się przeciw przybyszom lub różnego rodzaju odmieńcom. Równocześnie ich uprzedzenia przegrywały w walce z ciekawością: z zapartym tchem słuchali plotek i obserwowali przez okno życie w swoim miasteczku. Nikt nie kwestionował tego, że grunt to dobre imię rodziny, co bynajmniej nie przeszkadzało im plotkować. Po śmierci matki Trudi w miasteczku plotkowano, że jej śmierć jest wynikiem romansu z przeszłości, kiedy to jej mąż spędzał dnie i noce w okopach podczas I wojny światowej, ona jeździła na motocyklu i romansowała z sąsiadem. I trwało by to jeszcze dłużej, gdyby nie to, że  powrócił z wojny wcześniej w wyniku poniesionych ran, czego rezultatem było sztuczne kolano.

                 Charakterystyka postaci jest niezwykle ważna dla pisarki, nawet, jeśli ilość imion i opisów może być czasami myląca, w każdej osobie Ursula Hegi pokazuje aspekty niemieckich problemów, ich osobliwości, błędy i pozytywy. Mniej więcej w połowie książki Hegi w końcu wkracza na drogę ludzkich tragedii, gdy nieuniknione wydarzenia, które znamy z historii, zaczynają się stopniowo rozwijać. Prawie szaleńczo jesteśmy wciągnięci w emocjonalną „powódź” rodzenia się w Niemczech nazizmu i powstawania III Rzeszy. Czytelnik mając wiedzę o okropnościach czasów narodowego socjalizmu, niejako zaczyna martwić się o każdego bohatera książki, niechętnie zdajemy sobie sprawę z tego, co nieuniknione, bo przecież niepełnosprawni, kalecy, karły, homoseksualiści, komuniści i Żydzi mieli zostać unicestwieni.

                  Trudi z ciekawością obserwowała zmiany, jakie zaczęły zachodzić w niemieckim społeczeństwie, po dojściu Hitlera do władzy. On sam wcale nie był wysoki tak jak na zdjęciach w gazetach. Była zdziwiona, że ten ciemnowłosy mężczyzna o śmiesznym wąsiku wielkości i kształcie znaczka pocztowego- mężczyzna w żadnym stopniu nieodpowiadający aryjskiemu ideałowi, o którym tyle mówił w swoich przemówieniach- porywał tłumy na swoich wiecach. Tamtego dnia aptekarz Herr Heidenreich, kupujący tytoń w sklepie u jej ojca opowiadał, że udało mu się uścisnąć wilgotną dłoń Adolfa Hitlera. Zdążył pokłócić się o dokładny odcień błękitu oczu Führera w klubie szachowym z wypychaczem zwierząt. Aptekarz przez kilka dni nie mył prawej dłoni, „Mam na niej pot naszego Führera”, -mówił ze wzruszeniem.

                     Wiosną 1933 roku ponad dwustu pisarzy- między innymi Bertolta Brecht, Zygmunta Freuda, Irmgarda Keuna, Stefana Zweiga, Franza Werfla, Liona Feuchtwangera i Heinricha Manna- określano, jako dekadenckich, zdradzieckich, marksistowskich, skorumpowanych. Padł rozkaz, „Oczyśćcie swoje biblioteki” – i w całych Niemczech zaczęło się polowanie na książki wyklętych autorów. Urządzono naloty na księgarnie, biblioteki i prywatne domy, a za posiadanie zakazanych książek groziło aresztowanie. W szkołach zachęcano dzieci, żeby donosiły na rodziców, którzy takie książki posiadali. W nocy z dziesiątego na jedenastego maja w całych Niemczech, a przede wszystkim w miastach uniwersyteckich, zapłonęły ogniska, do których młodzież wrzucała książki, z których jeszcze niedawno się uczyła. W samym tylko Berlinie ułożono stos z dwudziestu tysięcy książek i następnie go podpalono, a orkiestra SA[1] grała marsze.

                   W tym czasie wyrządzanie zła innym przychodziło łatwiej niż w warunkach demokracji. Sąsiedzi, którzy do tej pory grali razem w szachy oskarżali się o współpracę z komunistami lub, że są Żydami. Empatia nawet wśród dzieci spadła do zera. Pewnego dnia Trudi została zaciągnięta siłą przez starszych kolegów ze szkoły do stodoły, tam ją rozebrano do naga, wyśmiewano, molestowano i upokarzano. Ze wstydu, że dotykano ją w ten sposób, Trudi chciała wskoczyć do rzeki. Lecz zamiast tego czynu upokorzona dziewczyna zaczęła ciskać kamienie do rzeki i za każdym razem wymieniając imię każdego z jej agresorów rzucała na nich w taki symboliczny sposób „klątwę”.

                  Czytelnicy, którzy wiedzą, czym jest narodowy socjalizm lub komunizm, w książce wyraźnie zobaczą przykłady tego, jak powstaje państwo policyjne i jak za pomocą mechanizmów demokracji powstaje w społeczeństwie „zamordyzm”. Jednym z najbardziej godnych uwagi przykładów w książce jest pokazany bardzo subtelny przymus udowodniania przez obywateli swojej lojalności wobec państwa; dzieci zwracały się przeciwko rodzicom, rodzeństwo przeciw rodzeństwu, starzy przyjaciele przeciwko przyjaciołom. A później, aby zminimalizować lub uzasadnić te akty, aby wygodnie zapomnieć o swoich ohydnych czynach, próbowano w racjonalny sposób usprawiedliwiać swoje zachowania. Jest oczywiste, jak widać w oczach Trudi Montag, czym są i mogą być ludzie. Jako karzeł, często była ignorowana, poniżana i odrzucana, jej ocena jest „brutalnie” uczciwa, jest jak akceptowalna prawda. Symbolizuje postać, którą często spotykamy we współczesnym społeczeństwie niemieckim, gotowość do surowego zbadania siebie, przyznania się do słabości myśli lub czynów z przeszłości, z pragmatyzmem, który akceptuje te niewygodne fakty. Życie toczy się dalej. Niektórzy nazywają to arogancją. Sądzę jednak, że ja sam wolałbym raczej przebywać wśród ludzi, którzy przyznają się do złych uczynków i kontynuują życie, zamiast tych, którzy obficie przepraszają, ale nie mają w sobie poczucia winy czy wstydu.

                     W książce zdumiewa czytelnika łatwość, z jaką ludzie zapominali, że popierali nazistów, łatwość, z jaką zaprzeczali faktom, wydarzeniom, w które dziesięć lat wcześniej nikt z mieszkańców Buregdofu by nie uwierzył. Kiedy Amerykanie wkroczyli do miasta zaczęli prowadzić dochodzenia, odbywały się rozprawy sądowe, ferowano wyroki. Podejrzani o przynależność do różnych organizacji faszystowskich byli ścigani i „doprowadzani przed Temidę”. Okazało się, że w miasteczku mieszkają sami antyfaszyści. Niektórzy mieszkańcy przychodzili do Trudi, aby prosić ją o napisanie listu do Amerykanów i zaświadczenie, że taki a taki cieszy się nieposzlakowaną opinią i nigdy nie popierał nazistów. Ludzie ci posługiwali się szantażem, żeby tylko uzyskać dokument od Trudi. Mówili, że wiedzieli, że Trudi i jej ojciec ukrywali Żydów, ale oni ich nie zadenuncjowali. Przyszła też Frau Weinhart, aby Trudi stanęła w obronie jej syna nazisty. Mówiła, że jej syn jest niewinny, że jest taki dobry, „muchy by nie skrzywdził”, że nikt nie zna go tak dobrze jak ona -matka. Trudi jednak nie wstawiła się za tym chłopakiem, ponieważ był on wśród tych czterech gwałcicieli, którzy jeszcze przed wojną zawlekli ją do stodoły i wyrządzili jej krzywdę. Pewien mężczyzna tak nie mógł się pogodzić z klęską Niemiec i z upadkiem III Rzeszy, że kiedy widział jak zagipsowano stare swastyki na murach wziął pistolet zabił swoją żonę a później siebie. Pewna kobieta zabrała na spacer swoje córki i pod wpływem psychozy i wiary, że kiedy dorosną nie pójdą do nieba wskoczyła z nimi z mostu do Renu. Kiedy przyjaciółce Trudi Juttcie zmarło dziecko po pogrzebie na cmentarzu doszła do niej pewna kobieta, aby złożyć jej kondolencję. Powiedziała do Jutty: „Jakie to szczęście, że mały Joachim został ochrzczony. Dzięki temu nie pójdzie do czyśćca”. Jutta zdenerwowana odpowiedziała, że lepiej niech martwi się o swoich synów nazistów, którzy z całą pewnością smażą się w piekle.

                     Książka „Kamienie z dna rzeki” to opowieść ze wskazanym morałem. Bohaterowie Ursuli Hegi z lat trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku cierpią na – „zaburzenia jedzenia”, wykorzystywanie seksualne, samookaleczenia, niezrealizowane powołanie kapłańskie wśród kobiet i równie udaremnione romantyczne i seksualne aspiracje księży - które wydają się trochę anarchiczne w porównaniu ze współczesnymi obserwacjami zmian społecznych i kulturowych, które są rozwiązywane za pośrednictwem feminizmu, usamodzielniania się i rozpoznawania własnej wiktymizacji przez społecznie akceptowaną „inność”. W szczególności w odniesieniu do bohaterki, możemy pochwalić autorkę za wprowadzenie do książki, w której znajduje się tyle „historycznego okrucieństwa” kontekstu Trudi. Chociaż cielesna ułomność Trudi nie jest przedmiotem nazistowskiej analizy, jej fizyczna różnica i tożsamość, jako „inna”, w epoce konformizmu i chaosu jest kluczowa dla tej historii, a otoczenie Trudi ma fundamentalne znaczenie dla jej dewaluacji i złego traktowania. Podczas gdy czytelnicy debatują, czy główny temat opowieści dotyczy Trudi, czy bardziej ogólnie Holokaustu, co jest dowodem żywego uznania dla „niepełnosprawności Trudi”, jeśli to słowo, które służy, jako alegoria, które może być użyte w kontekście II wojny światowej. Utożsamiamy Trudi, z symbolem „strasznych rzeczy, które przytrafiły się Żydom w Niemczech podczas wojny”. „Odwaga” i „ludzkość” Trudi w przeciwieństwie do tła, w którym żyje, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak czytelnik może postrzegać Trudi, że poprzez utożsamienie się z ułomną bohaterką, może odnaleźć się w swoim osobistym trudnym i nietolerancyjnym świecie.

                  Książka jest rewelacyjna, obiektywna, z bardzo dobrą narracją. Jestem nią pozytywnie zaskoczony. Doskonała kopalnia wiedzy o ludzkiej psychologii i warunkach historycznych. Bardzo dobrze uporządkowana. Uzupełniła, usystematyzowała moją wiedzę w różnych dziedzinach życia społecznego i historycznego. Ile ludzi, tyle zaburzeń - chciałoby się powiedzieć. Książka poszerza wiedzę i otwiera oczy. Jak krzywdzenie innych może przybierać różne oblicza. Naprawdę polecam.



                



[1] Sturmabteilung (SA, niem. Die Sturmabteilungen der NSDAP, pol. Oddziały Szturmowe NSDAP) – utworzone w Republice Weimarskiej w 1920 bojówki do ochrony zgromadzeń partyjnych, a następnie oddziały masowej organizacji wojskowej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz