08 czerwca 2019

W obcym pokoju


„W obcym pokoju”

Damon Galgut




Autor/ (ur. 12 listopada 1963 roku, Pretoria, RPA). Ukończył Uniwersytet Kapsztadzki, Pretoria Boys High School. Autor czterech sztuk teatralnych i siedmiu powieści, z których dwie zostały nominowane do Nagrody Bookera.

Tłumaczenie/ Beata Turska

Tematyka/ Książka „W obcym pokoju" miała być subtelną opowieścią o tęsknocie i niespełnionych pragnieniach, o gniewie i współczuciu. Jednak taką nie jest. Podczas trzech kolejnych wypraw bohater wejdzie w trzy różne role, determinujące sposób przeżywania obcych światów. W pierwszej będzie naśladowcą, niemal bezwolnie podążającym za człowiekiem, którego ledwie zna, lecz który w dziwny sposób pociąga go i zarazem odpycha. W drugiej będzie kochankiem, niepotrafiącym wprawdzie wyrazić swych uczuć, lecz przeżywającym głęboką homoerotyczną fascynację chłopakiem, do którego dostępu bronią językowe i emocjonalne bariery. W trzeciej stanie się opiekunem kobiety, której jedynym pragnieniem jest śmierć. Żadna z tych ról nie będzie prosta, żaden z trzech epizodów nie zakończy się dobrze.

 Główny motyw/ Młody mężczyzna udaje się w podróż najpierw do Grecji, potem do Afryki i wreszcie do Indii. Wędruje z niewielkim bagażem i najprościej, jak tylko się da. Dla tych, którzy są z nim w podróży, i których spotyka na swej drodze - przystojnego i tajemniczego nieznajomego, grupki beztroskich turystów z plecakami, i kobiety, która znalazła się w swoim życiu na krawędzi - staje się kolejno: Naśladowcą, Kochankiem i wreszcie Opiekunem. Chociaż bardzo się stara i ma jak najlepsze intencje, wszystkie trzy podróże kończą się katastrofą. Wszystkie trzy zmienią jego życie.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nie bardzo znam fakty, bardziej interesuje mnie mitologia”.

„Nic tak nie podsyca chęci odwetu jak rozpacz, tego raz po raz uczy nas historia”.

„Dlaczego z taką łatwością wyobrażam sobie przemoc, podczas gdy czułość będzie dla mnie zawsze uwięziona między słowami”.

„Ja jestem wiecznie udręczony brakiem miłości, a być niekochanym to tyle, co być bezsilnym”.

„Bez miłości wszystko traci wartość, przestaje mieć większe znaczenie”.

„Idea podróży, porzucenia swego miejsca w świecie, jest próbą ucieczki przed czasem, najczęściej nieudaną”.

„W końcu to ludzka rzecz szukać śladów przeznaczenia tam, gdzie chodzi o miłość bądź tęsknotę”.

„Świat, przez który wędrujesz, przenika do świata w twoim wnętrzu, już nic się nie dzieli na części, jedno znaczy drugie, pogoda nastrój, krajobraz uczucie, każdemu przedmiotowi odpowiada wewnętrzny gest, wszystko zmienia się w metaforę. Granica jest linią na mapie, ale jest też nakreślona w twoim wnętrzu”.

„To, czego nie pamiętamy, nigdy się nie wydarzyło”.



Od jakiegoś czasu sam przeceniam swoje oczytanie, zwłaszcza, gdy chodzi o to, co dzieje się w literaturze w ostatnich latach. Z dwóch względów: podaż książek stała się tak wielka, że trudno wchłonąć wszystko, co zasługuje na przeczytanie. Po drugie: moje możliwości percepcyjne kurczą się z wiekiem i ograniczają do tego, co związane jest z moimi bezpośrednimi zainteresowaniami. Dlatego wyróżnienie tego, co posiada szczególnie trwałą i wysoką wartość literacką, bywa dla mnie trudne i prawdę mówiąc – przekracza moje kompetencje. Wszelka taka próba musi być siłą rzeczy subiektywna i ułomna. Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że literatura nie odzwierciedla już świata społecznego. Jednak, kiedy pojawiają się książki, które choćby marnie pokazują rzeczywistość społeczną – jak na przykład „W obcym pokoju” Damona Galguta to muszę przyznać, że jako ludzkość zmierzamy w złym kierunku.
Zaobserwowałem, że niektórzy współcześni pisarze są zamknięci w swoich własnych granicach, nie interesuje ich ogarnianie świata. Skupiają się na własnych, narcystycznych i mało interesujących tematach. Literatura do tej pory demaskowała to, co człowiek, społeczeństwo chciało ukryć.  To właśnie do tej pory było jej nadrzędnym celem. Nieustannie zadawała pytania o człowieka, o to, kim jest i dokąd zmierza. Na przestrzeni wieków i w literaturze i w filozofii, odpowiedź na to pytanie była zróżnicowana. Można powiedzieć, że oscylowała ona pomiędzy systematycznym, strukturalnym i dualistycznym ujęciem, a ujęciem egzystencjalnym. To pierwsze ujęcie sygnalizowało rozumienie człowieka, jako bytu pośród innych bytów, zasady pośród innych zasad.
Współczesna literatura -nadużyję tego słowa- to literatura nudy, apocomii, pustki: chorób dotykających współczesnego człowieka. Twórcą terminu „apocomia” jest Jean Sulivan (1913-1980), francuski pisarz, ksiądz, autor esejów i opowiadań. Terminem tym określa się chorobę nękającą współczesnego człowieka, która objawia się pewnego rodzaju zgorzknieniem, wyrażającym się w pełnych rozczarowania i zgorzknienia słowach typu: „A po co mi....? Po co jeszcze walczyć? Po co ciągle żyć nadzieją?”. Źródła takiego zachowania upatruje się w braku zgody na świat. Człowiek jest zmęczony nieustannym odrzucaniem współczesnej rzeczywistości. Czasami nawet stan niezadowolenia sprawia mu przyjemność. Pod wpływem rozczarowań, częstych porażek, zraniony przez życie zamyka się w sobie.
Już od młodości współczesny człowiek-odwrotnie niż jego dziadkowie w latach swojej młodości, których problemy naznaczone były wojną, głodem, sieroctwem, biedą- jest doświadczony innymi trudnościami życiowymi (nauka, wysiłek myślenia, praca, gromadzenie rzeczy). Stoi wobec konfliktu (rodzina, praca, rówieśnicy, szkoła, rywalizacja), napiętnowany lękiem przed przyszłością, nieustannie zadaje pytanie – dlaczego? Jaki to ma sens? Po co angażować się w życie, które przyniesie wyłącznie rozczarowanie? Po co brać ślub, skoro wkrótce małżeństwo i tak ulegnie rozpadowi? Po co rodzić dzieci, które z góry skazane będą na egzystencję w tak okrutnym świecie?
W świecie pełnym niebezpieczeństw, w którym dominuje zło i przemoc, a każdy dzień bywa walką o przetrwanie, zarówno na polu społeczno – kulturowym, jak i cywilizacyjnym. Zaspokajanie podstawowych potrzeb zmusza do decyzji sprzecznych z własnym sumieniem, wpływając destrukcyjnie na psychikę jednostki, co niejednokrotnie prowadzi do chorób i wyniszczających nałogów. Po co zatem skazywać dzieci na takie ryzyko?
Można powiedzieć, że apocomia to niebezpieczeństwo zgorzknienia wynikające z rozczarowania rzeczywistością. Postawa dzisiaj bardzo powszechna i dotykająca człowieka na różnych płaszczyznach jego życia. Apocomia rodzi postawę zamknięcia się w sobie, a to może doprowadzić do samozniszczenia. Owo zamknięcie się w sobie prowadzi do tego, że człowiek staje się nieczuły, oschły, skłonny do nerwowych reakcji. To jakaś ucieczka w głąb siebie, odrzucenie drugiego człowieka, pomocy, możliwości rozwoju, twórczego bycia dla siebie i dla innych. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Mianowicie, współczesnego człowieka dosięga lęk, określany, jako wewnętrzny stan, nieuświadomiony mechanizm przybierający różne formy: lęk separacyjny, lęk kastracyjny, lęk przed rozpadem, lęk przed utratą obiektu itd. Lęk to nic innego, jak oznaka ludzkiego niedomagania, którego źródło jest odległe. Wiele osób, doświadczając podobnych stanów, nie wytrzymuje walki z własnym lękiem i stopniowo popada w odrętwienie, które stanowi swoisty przedsionek niebezpiecznej dla zdrowia depresji. 
Lęk egzystencjalny może prowadzić do apocomii, czyli odcięcia się od świata. Apocomia staje się - jak widać - znakiem współczesnego człowieka. Rodzi się pytanie: Czy to już choroba czy tylko ucieczka w nerwicę noogenną? Jednej z przyczyn apocomii upatrujemy w otaczającej nas rzeczywistości. Rzeczywistość ta jest coraz bardziej złożona i skomplikowana. Wciąga nas w wir pilnych, aktualnych problemów, niezbędnych decyzji. Człowiek żyje w pewnego rodzaju rozgardiaszu, w jakimś rozproszeniu, ukierunkowującym nasze życie na różnego rodzaju atrakcje, oraz w powszechnie udzielającym się rozdrażnieniu. Trzeba to w swoim życiu przyjąć, by nie popaść w apocomię, czyli w stan zgorzknienia.
„Obcy pokój” w tytule książki Damona Galguta nie jest tak naprawdę pokojem. Tytuł odnosi się do przerażającej przestrzeni w umyśle człowieka, która jest zależna od samej jednostki. Trzy autonomiczne tematy tej książki południowoafrykańskiego pisarza Damona Galguta, są intensywne, szczere i zarazem ponure. Częściowo opowiadane przez głos pierwszej osoby- wyraźnie przez samego Galguta- historie te często powracają do bezosobowej trzeciej osoby. Tematem jest samotność i poszukiwanie miłości. Narrator, centralna postać, prowadzona jest przez opresyjną potrzebę przynależności. Niepokój bohatera, który miał dominować w książce na tyle, iż mieliśmy ją uznać za materiał filozoficzny, okazuje się kiepskim wynurzeniem wyimaginowanych problemów.  Nie chodzi tu tylko o historię, dotyczy też momentów kryzysu i wyboru, które niezmiennie ulegają realizacji. Damon Galgut bada w niej samego siebie, swoją własną jaźń. Galgut, to bardzo „dziwny” pisarz, opisujący cierpienie psychiczne i alienację emocjonalną, ale nie w taki sposób, jakiego oczekiwałem.
„Naśladowca” to opowieść o władzy. Rozpoczyna się wędrówką samotnego człowieka, zmierzającego w kierunku starożytnych greckich ruin. Na swojej drodze spotyka ubranego w czerń tajemniczego mężczyznę, podążającego w przeciwną stronę, z którym rozmawiając na różne tematy, nawiązuje nić porozumienia. Tej samej nocy, kiedy bohater przyjeżdża do schroniska młodzieżowego, jest zaskoczony, widząc mężczyznę w czerni w swoim pokoju. Mężczyzna wyjawia mu, że ma na imię Rainer i pochodzi z Niemiec. Z jakiegoś powodu postanawia opóźnić swoją podróż, co wywołuję mieszane uczucia w Damonie (imię narratora, podobnie jak autora). Jest zarazem niespokojny, jak i podekscytowany rozwojem wypadków. Towarzystwo Rainera budzi w nim pewne pragnienia, skrywane dotychczas w głębi duszy, tam gdzie nigdy wcześniej nie sięgał. Napięcie homoerotyczne jest namacalne i z każdą chwilą rośnie. Podróże Rainera są jego sposobem na ucieczkę od kobiet.
Nie mówi o potencjalnym związku seksualnym z Damonem, ale też nie reaguje w sposób, który pozwoliłby na to, by taka sytuacja zaistniała. Kilka lat później Reiner pisze, że przyjeżdża do Południowej Afryki, gdzie mieszka Damon. Pragnie wyruszyć w podróż i chciałby, żeby Damon przyłączył się do niego. Damon chętnie przystaje na propozycję, choć niekoniecznie, dlatego, że ma nadzieję na rozwój sytuacji między nim a Rainerem. Odczuwa po prostu palące pragnienie zmiany otoczenia, nie potrafi „zagrzać miejsca” w obrębie jednego terytorium. Nieustanna wędrówka oraz ciągła zmiana miejsca zamieszkania sprawiają, że w narratorze budzi się dystans do świata. Po wielu tygodniach wspólnego podróżowania, relacje mężczyzn ulegają rozłamowi, wdziera się w nie podstępna nuta wzajemnej niechęci.  Damon jest zmęczony władczym tonem Rainera, po którym ciągle sprząta obóz, nie otrzymując nic w zamian. Oprócz napięcia w powietrzu wywołanego niejednoznacznymi uczuciami Damona wobec Reinera, pojawia się także element rywalizacji i urazy, który nieustannie kształtuje ich związek. Związek o niejako toksycznym charakterze, pełnym mrocznej, wyniszczającej pasji. 
W drugiej opowieści pod tytułem „Kochanek” bohater ponownie wyjeżdża z Afryki Południowej do Malawi. Kolejna podróż, w której i tym razem znajduje grupę podróżujących, którzy akceptują jego towarzystwo. W tej grupie znowu poznaje kogoś, kto odwzajemnia jego pociąg homoseksualny, a mianowicie młodego człowieka imieniem Jerome.
W trzeciej historii „Opiekun” Damon podróżuje po Indiach z Anną, przyjaciółką cierpiącą na poważną depresję. Ma nadzieję, że podróże przyniosą kobiecie ulgę w cierpieniu, pomogą jej odnaleźć sens istnienia. Damon każdego dnia, godzina po godzinie, czuwa przy Annie, pilnuję by nie odebrała sobie życia, które nie ma już dla niej żadnego znaczenia. Walka o bezpieczeństwo przyjaciółki, poczucie odpowiedzialności i związana z nim presja, sprawiają, że w Damonie budzi się nienawiść, skrajna niechęć do towarzyszki podróży.
W gruncie rzeczy bohater książki nie ma wędrówki we krwi. Obecny stan wymusiły na nim okoliczności. Przez większość czasu, gdy jest w drodze, odczuwa dotkliwy niepokój, czyniący wszystko wyrazistszym i bardziej obrazowym. Życie przekształca się w serię drobnych, niepokojących szczegółów, nie czuje już związku z zewnętrznym światem, stale odczuwa lęk przed śmiercią. Dlatego rzadko bywa szczęśliwy tam, gdzie się aktualnie znajduje. Odczuwa wewnętrzny niepokój, który popycha go do dalszej wędrówki, do następnego miejsca, wciąż dalej i dalej, choć nigdy do celu. Owa bezcelowość to efekt jego natury. Wędrówka przeradza się w konieczność, w nieustanną potrzebę podróżowania.
Dwadzieścia lat wcześniej, choć z zupełnie innych pobudek, coś podobnego przytrafiło się jego dziadkowi. Osiadły i zakorzeniony w jednym miejscu przez większość długiego życia, po śmierci żony poczuł, że coś nieodwracalnie w nim pękło.  Pomimo podeszłego wieku postanowił wyruszyć w drogę. Przewędrował cały świat, odwiedził najdalsze i najbardziej nieprawdopodobne zakątki, pchany nie pragnieniem zachwytu czy niezwykłości, tylko boleści. Do skrzynki pocztowej w domu trafiały widokówki i listy z dziwacznymi znaczkami i stemplami. Czasami dzwonił, a jego głos brzmiał, jakby dochodził z dna oceanu, aż ochrypły z tęsknoty za domem. Ale nie wracał. Dopiero wiele lat później, jako znużony życiem starzec, podjął decyzję o powrocie na stałe. Ostatnie lata życia spędził w swym domku z ogródkiem. Do południa chodził w piżamie między rabatkami, potargany i niechlujny. Powoli tracił rozum. Zapomniał już, które zakątki świata odwiedził. Wszystkie obrazy i wrażenia, kraje i kontynenty, na których był, zostały wymazane z jego pamięci. To, czego nie pamiętamy, nigdy się nie wydarzyło. Był przekonany, że nie przekroczył brzegu własnego trawnika. Przez całe życie wybuchowy i złośliwy, złagodniał, choć potrafił czasem wpaść bez powodu w złość. „O czym ty mówisz, -kiedyś krzyknął na wnuka-, nigdy nie byłem w Peru, nic nie wiem o żadnym Peru, nie gadaj głupot”.
Damon jest głęboko nieszczęśliwym człowiekiem, który nieustannie podróżuje, aby się rozproszyć i nie rozwodzić nad własną nędzą. Wydaje się całkowicie bezradny w swoich wędrówkach. Damon odwiedza starożytne ruiny i egzotyczne miejsca, ale nigdy nie jest pod wrażeniem tego, co robi lub czego doświadcza. Damon podróżuje w kółko, zawsze wracając do niewygodnego faktu swojej istoty. Wspomina Achillesa, ciągnącego ciało Hectora po ulicach Troi:, więc Damon „ciągnie” za sobą swoje niepokoje i depresje. Tytuły trzech części odnoszą się do obecnego stanu emocjonalnego Damona. Książka jest mocno autobiograficzna, co potwierdza fakt, że narrator, jak się okazuje, jest południowoafrykańskim Damonem. Powieść jest napisana w trzeciej osobie, ale od czasu do czasu przechodzi do narracji pierwszoosobowej, czasami w tym samym zdaniu lub akapicie, jak w komentarzu narratora Damona:, „Więc nawet w pierwszych dniach dostrzegam pewne różnice między nimi [Damon i Reiner].Taki styl służy do pokazania narratora zarówno, jako aktywnego uczestnika, jak i obserwatora.
Książka „W obcym pokoju” jest bardzo słaba, czasami wręcz nudna. Nie chciałbym, żeby ta uwaga była rozumiana, jako przytyk. Widać od początku, że autor żyje w sprzyjających okolicznościach i wiedzie beztroską, spokojną egzystencję. Jak bowiem pokazują inni pisarze, tylko w skrajnych sytuacjach, kiedy człowiek musi podejmować trudne decyzje ujawnia się cała prawda o nim. Właśnie wtedy można zostać bohaterem lub też upodlić się, stracić godność. Wybór zależy od danej jednostki. Bohaterowie książki Damona Galguta to typowi neurotycy, zagubieni w świecie dobrobytu, którym z domów do odległych afrykańskich krajów bogaci rodzice wysyłają pieniądze, oni natomiast mają pretensje do urzędników, że w środku dżungli w małym hotelu nie używa się kart kredytowych. Wszystkie te obserwacje prowadzą do dwóch zasadniczych wniosków: kondycja psychiczna człowieka we współczesnym świecie systematycznie się pogarsza. Przyczyną owego pogorszenia jest dobrobyt i rozwój cywilizacji. Istotną rolę odgrywa tutaj prawdopodobnie pojawienie się tzw. miejskiej psyche, która zdominowała, wyparła, a może nawet zniszczyła inne ważne funkcje całości psychofizycznej człowieka. Świat, który stworzyliśmy, niezbyt nam sprzyja. Wygoda i luksus, do jakiego dążymy za wszelką cenę, ostatecznie nas degeneruje i sprawia, że zatracamy naszą prawdziwą naturę. Nasze ciała w procesie ewolucji najlepiej przystosowały się do warunków, które były charakterystyczne dla aktywności zbieracko-łowieckiej. Dzisiaj, gdy wozimy je samochodami, zamykamy w ciasnych klatkach mieszkań, karmimy wysoko przetworzonym jedzeniem i tabletkami, stopniowo degenerują się, a wraz nimi rozkłada się nasza psychika. Do tego dochodzi jeszcze rozpad więzi społecznych, wszechobecna rywalizacja i niezwykłe wręcz obciążenie naszego ja, które musi udźwignąć ciężar wykreowania siebie w taki sposób, by w istniejących układach społecznych zaistnieć, jako wartościowy „towar”. To wszystko jest zabójcze dla nas, odbiera nam siły, spokój umysłu i radość życia. Ci, którzy są w stanie sprostać tym ciągle rosnącym wymaganiom, zaprzedają duszę diabłu i tylko odraczają w czasie smutną perspektywę spłacenia rachunków wobec własnej natury. Inni po prostu rezygnują, stopniowo zagłębiając się w czeluściach własnego szaleństwa lub cierpienia.
Jak już wspomniałem „obce pokoje” mają zastąpić bohaterowi dom, a przypadkowo napotkani ludzie mają wejść w rolę bliskich mu osób. Wydaje się, że bardzo potrzebuje ich towarzystwa. Taka postawa wynika z prostego faktu, że bohater nie ma, do kogo ani do czego wracać, bo on nie ma domu. Zatem ta książka w gruncie rzeczy traktuje o samotności, którą łagodzą jedynie znajomości, relacje rodzące się w bardzo specyficznych okolicznościach, w czasie drogi. Jednak ich bilans zawsze jest ponury; nic dobrego z nich nie wynika. Bo domu i bliskich nic i nikt nie zastąpi. Prawdziwym cierpieniem człowieka współczesnego jest poczucie pustki egzystencjalnej, co powoduje tak zwaną nerwicę noogenną. Nerwica noogenna polega na tym, że człowiek, który na nią cierpi doświadcza rozpaczy wynikającej z niemożności wpływania na bieg wydarzeń, i ogarniającego cały jego umysł- poczucia braku sensu. Podsumowując, chciałbym zaznaczyć, że już Victor Frankl uważał, że nie tylko popędy (seksualne, posiadania, nienawiści itp.) są siłą napędową człowieka- a jego dążenie do doskonałości, do spełnienia się w świecie. Tego właśnie brakuje bohaterom książki „W obcym pokoju” Damona Galguta.



31 maja 2019

Kirke


„Kirke”


Madeline Miller




Autorka/ (ur. 24 lipca 1978 r, Boston, Massachusetts, Stany Zjednoczone). Ukończyła filologię klasyczną na Uniwersytecie Browna i od kilkunastu lat uczy łaciny i greki. Studiowała też w School of Drama w Yale, specjalizując się w adaptacji klasyki dla współczesnego teatru. „Achilles” jest jej pierwszą powieścią, za którą uhonorowano ją Orange Prize.

Tłumaczenie/ Paweł Korombel

Tematyka/ Madeline Miller pisze mitologię grecką na nowo. W jej powieści dostrzeżemy umiejętność wydobywania z powszechnie znanych tekstów kultury tego, czego zawsze brakowało interpretatorom. Chodzi o wiarygodność psychologiczną postaci, które nie są koturnowe i jednoznacznie kojarzone z narzuconymi im od wieków przymiotami. Miller czyni z nich istoty owładnięte namiętnościami, realizujące pasje, krzywdzone i krzywdzące, przeżywające wszystkie rodzaje smutku, rozczarowań, ale także głęboko zapatrzone w ideały, kierujące się czytelnym kodeksem moralnym, zagubione i pewne siebie. Gdyby tak wyglądała cała mitologia, nie byłoby do niej przypisów w postaci parafraz ani dzieł naukowych. Nie byłoby tej sfery domysłów i fantazji, w którą amerykańska pisarka wchodzi bardzo odważnie i niezwykle subtelnie.

Główny motyw/ W domu Heliosa, boga słońca i najpotężniejszego z tytanów, rodzi się córka. Kirke jest dziwnym dzieckiem – nie tak potężnym jak ojciec ani tak bezwzględnym jak matka... Dziewczyna próbuje odnaleźć się w świecie śmiertelników, lecz odkrywa w sobie czarnoksięską moc, dzięki której może zagrozić samym bogom… Z tego powodu zostaje wygnana. Nie zamierza jednak przestać dokształcać się w czarach. Jej ścieżki skrzyżują się z Minotaurem, Dedalem, jego synem Ikarem, morderczą Medeą i, oczywiście, z przebiegłym Odyseuszem. Samotna kobieta zawsze narażona jest na niebezpieczeństwo, a Kirke nieświadomie budzi gniew zarówno w ludziach, jak i w mieszkańcach Olimpu. Aby ochronić to, co kocha, będzie musiała zebrać wszystkie siły i zdecydować, czy należy do bogów, z których się wywodzi, czy do śmiertelników, których pokochała.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) urazy bogów są tak nieśmiertelne jak ich ciała (…)”.

„Pod gładkim, znajomym obliczem spraw czeka zastęp innych, by rozedrzeć świat na dwoje”.

„Nie macie pojęcia, jak bardzo bogowie lękają się bólu. Nic nie jest im bardziej obce niż ból i jego widoku boją się przeraźliwie”.

„Świat bogów i ludzi to wielka drabina strachu”.

„Nawet ja nie potrafię zmienić praw, których pilnują Mojry”.

„Nikt nie może powiedzieć, co kryje się w kimś innym”.

„Czy największą karą nie jest samotność? To zależy od odwiedzających, prawda?”.

„Potwory to dobrodziejstwa dla bogów”.

„Ziemia nosi nieprzebrane rzesze śmiertelnych, lecz bogowie zapamiętują tylko imiona garstki z nich”.

„(…) większość ludzi woli złoto niż swoich bliskich”.

„Złota klatka nadal jest klatką”.

„W więzieniu nie rządzą więźniowie”.

„Kruchość bytu napełnia śmiertelników dobrocią i otwartością”.

„Wojna zawsze wydawała mi się głupim wyborem mężczyzn”.

„Świat to paskudne miejsce. Musimy nauczyć się w nim żyć”.

„Słyszałem, że wielu znajduje zaufanie w miłości”.

„Poeci w niczym się tak nie rozsmakowują, jak w opisach poniżeń kobiet”.

„Świat to niesprawiedliwe miejsce”.

„Świat składał się z milionów tajemnic, a ja byłam tylko jedną z nich”.

„W opowieściach bogowie i śmiertelni nigdy nie łączą się na długo”.

„W życiu śmiertelnych nic nie musi się zdarzyć. Poza śmiercią”.

„Stare powiedzenie głosi: dosiadanie się do krosien innej jest jak pokładanie się z jej mężem”.

„To dziwne, że bogini potrzebuje przyjaciół. Wszystkie stworzenia, które nie są szalone, ich potrzebują”.

„Małżeństwo rzadko jest powodem do radości”.

  

            Madeline Miller twierdzi, że słowa – niczym magiczne zaklęcia wypowiadane przez czarodziejkę – ciągle posiadają moc. Jej najnowsza powieść, „Kirke”, łącząca w sobie cechy antycznego i współczesnego dramatu, stała się dla nas przyczynkiem do rozmowy o roli kobiet w antycznym i współczesnym świecie, niezmienności ludzkich postaw i uniwersalności dobrych historii. Kirke to kobieta urodzona we wrogiej, uciskającej kulturze, która walczy o niezależność i podąża własną ścieżką. Większość ludzi pamięta Kirke wyłącznie ze względu na jej nikczemność – za przemienienie mężczyzn w świnie. Postrzegają ją, jako kobietę nienawidzącą mężczyzn, złą wiedźmę. Ale gdy czytasz „Odyseję”, dostrzegasz, że to fałsz. To prawda, przemieniła towarzyszy Odysa, ale później, gdy ona i on doszli do porozumienia, pomogła mu bardziej niż wszyscy inni, których spotkał na swej drodze. Gościła go wraz z jego towarzyszami na wyspie przez rok, dając im czas na wykurowanie się, a kiedy Odyseusz wyruszył dalej, udzieliła mu niezbędnej rady i pomocy. Jedną z rzeczy, które Madeline Miller zrobiła, to wydobywa pierwotną złożoność Kirke, która została gdzieś utracona. Tak wiele kobiet w mitologii przedstawiono dwuwymiarowo.

            O nimfie Kirke po raz pierwszy wspomniał Homer w swojej „Odysei”. Jej rodzicami był bóg Słońca Helios oraz jedna z Okeanid- morskich boginek; siostrą- Pazyfae; siostrzeńcem Minotaur z Krety. Uważa się ją za pierwszą czarownicę w literaturze zachodniej. Na wyspie Ajaja, którą zamieszkiwała po wygnaniu, czas upływał jej na przygotowywaniu wywarów i opracowywaniu zaklęć; trzymała tam także oswojone dzikie zwierzęta, miała swoje pierwsze prywatne ZOO. Tę spokojną egzystencję w odosobnieniu raz po raz przerywały wizyty nieproszonych gości, w tym rozbitków pod przywództwem Odyseusza, wracających spod Troi. Za panoszenie się zostali przez czarodziejkę surowo ukarani- Kirke zamieniła ich w wieprze. Z Odyseuszem, który pozostał na wyspie przez rok, połączył ją romans. Jego owocem był syn Telegonos. Kiedy król Itaki postanowił opuścić Ajaję, Kirke wspaniałomyślnie udzieliła mu licznych rad, jak uniknąć morskich potworów i bezpiecznie kontynuować podróż do domu. Miała romans z Hermesem, posłańcem greckich bogów i Dedalem. U Homera postać Kirke, choć epizodyczna, jest skomplikowana i pełnokrwista: niebezpieczna, dumna, ale zarazem szczodra i łaskawa. U Madeline Miller Kirke jest kobietą, której nie rozumieją mężczyźni ani kobiety, jest kobietą, która stara się iść za własnymi pragnieniami, kibicujemy jej i poznajemy „duszę” kobiety. Wszystkie tworzone przez autorkę postacie są w pełni ludzkie, z własnymi pragnieniami, nadziejami, marzeniami i lękami. Nawet ci, którzy są nikczemni, powinni zostać zrozumiani. Poprzez książkę jesteśmy w stanie pojąć ich punkt widzenia, nawet, jeśli się z nimi nie zgadzamy.

            Starożytna mitologia jest bogatym źródłem wiedzy o ludzkiej duszy. Bo przecież postać Kirke symbolizuje to, co nam ludziom współczesnym też jest bliskie: Kirke była rodzinnym wyrzutkiem, porzuconą kochanką, zmęczoną matką i spełnioną żoną. Pokazała jak pogardę i lekceważenie otoczenia przekuć w pewność siebie. Mitologia jest też opowieścią o ludzkiej „nostalgii”, to starożytne greckie słowo oznaczające tęsknotę za domem, za ojczyzną znane jest także ludziom współczesnym. To wokół tego zjawiska zbudowana jest cała „Odyseja”. Podobnie jak w przypadku innych mitologicznych historii, mamy tu do czynienia z ponadczasową prawdą o ludzkiej naturze: każdy z nas- tak jak Odyseusz za Itaką- tęskni czasem do czegoś, co znał, co było mu bliskie. Powodem, dla którego sięgamy do antycznych historii, jest, zatem zarówno pragnienie powrotu do czegoś, co kiedyś ukochaliśmy, jak i możliwość lepszego poznania siebie. Poza wszystkim mity są po prostu świetnymi historiami- jest w nich pasja, przygoda, ekscytacja, są tragedie i wzruszenia.

              Przyjrzyjmy się historii Kirke. Już Zygmunt Freud powiedział: „Po trzydziestu latach badań nad duszą kobiety nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czego pragnie kobieta”. Można powiedzieć, że Kirke to kobieta o skomplikowanej naturze. Jeżeli dobrze wczytamy się w książkę Madeline Miller to zauważymy, że Kirke pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny- jak do pewnego stopnia, my wszyscy, bo przecież żadna rodzina nie jest idealna. Kirke musi się od niej odciąć, aby odnaleźć samą siebie. Starożytni greccy bogowie to przecież, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, socjopatyczne i narcystyczne osobowości. Są okrutni, skupieni wyłącznie na sobie, pozbawieni poczucia humoru na swój temat, drażliwi i obrażalscy. Kirke wychowuje się w poczuciu wyobcowania wśród własnych krewnych, jednak nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Dopiero opuszczenie najbliższych- coś jak wyprowadzka z domu rodzinnego- pokazuje jej, co w relacjach z nimi było niezdrowe. To bardzo często scenariusz naszego dorastania, nic dziwnego, dzieciństwo jest, bowiem czymś na kształt wyspy. Kiedy jesteś dzieckiem, wydaje ci się, że twoja rodzina to cały świat. Widzisz tylko swoich najbliższych i zakładasz, że wszyscy ludzie są do nich podobni. Kiedy wypływasz na szersze wody i poznajesz innych ludzi, zdajesz sobie sprawę, że może być inaczej, że twoi rodzice i rodzeństwo mogą być pod wieloma względami różni od nowo spotkanych osób, zarówno lepsi, jak i gorsi. Jeden z najważniejszych elementów dorastania to umieć spojrzeć na swoją rodzinę z nowej perspektywy, z dystansem.

 Po spotkaniu Kirke z Prometeuszem bohaterka książki dowiaduje się, czym jest śmiertelność, że w ogóle istnieje coś takiego jak śmierć. Ważny aspekt dojrzewania człowieka, uświadomienie sobie przemijalności. Prometeusz wyjaśnia jej, że każdy człowiek jest inny, że ludzkość łączy jedynie śmierć. Bogowie nie potrafią tego zrozumieć. Ciała śmiertelnych rozsypują się i mieszają z ziemią. Dusze zmieniają się w lodowaty dym i ulatują w podziemia. Tam niczego nie jedzą, nie piją i nie czują. Wszystko, po co sięgają, wymyka się ich dłoniom. Kiedy zabrano Prometeusza na szczyt Kaukazu i przykuto do skały szybko o nim zapomniano. Nie minął miesiąc, a temat jego kaźni zniknął z ust bogów. Nowym „newsem” niemal jak ze współczesnych tabloidów była plotka o pewnej driadzie, która ugodziła jedną z Charyt szpilką do włosów oraz „news” o stryju Kirke Boreaszu i bogu z Olimpu Apollu, którzy zakochali się w tym samym młodzieńcu. Katusze Prometeusza stały się „zimnym” faktem medialnym, zostały zmarginalizowane. Kirke poznała także Hermesa posłańca greckich bogów. Miała z nim romans, ale łączyła ją z nim także przyjaźń. Lubił jej cięte odpowiedzi i pytał tylko z ciekawości, poszukiwanie słabych punktów innych istot było w jego naturze. Chciał wiedzieć, jak bardzo jest w nim zadurzona. Prowadzili dniami i wieczorami wspólne rozmowy, za które odwdzięczał się wiadomościami ze świata bogów i ludzi. Podróżując, zaglądał do każdego zakątka świata i zbierał plotki. Wiedział, na których ucztach pito i ucztowano i kto, z kim ma romans. W takich oto warunkach dostarczali sobie nawzajem rozkoszy. W dzisiejszym czasach moglibyśmy powiedzieć, że łączyła ich przyjaźń i przyjacielski seks. Pewnego dnia uświadomił jej ważną prawdę, a mianowicie, że szczęśliwy człowiek jest zbyt zajęty swoim życiem, żeby biegać przed boskie ołtarze. Uważa, że nie ma żadnych zobowiązań. Ale kiedy bogowie zrobią z takiego „kupę nieszczęścia”, zabiją mu żonę, okaleczą dzieci, a na pewno się odezwie i stanie przed obliczem bogów. Miesiącami będzie głodził rodzinę, żeby kupić śnieżnobiałe roczne cielę. Jeśli będzie go na to stać, zarżnie całe stado i złoży w ofierze, bo „Potwory to dobrodziejstwa dla bogów”. Kirke była też świadkiem narodzin Minotaura. Kiedy Pazyfae wyszła za Minosa, Kreta była najbogatszym i najsławniejszym z królestw. Jednakże od pewnego czasu codziennie powstawały nowe wspaniałe, konkurencyjne miasta: w Mykenach, Troi, Anatolii, Babilonie. Poza tym jeden z jej braci nauczył się ożywiać umarłych, drugi ujarzmiać smoki, a siostra przemieniła Scyllę. Nikt nie mówił o Pazyfae. Teraz nagle znów sprawiła, że jej blaknąca gwiazda rozbłysła. Cały świat opowiadał historię o królowej z Krety, matce wielkiego, mięsożernego byka Minotaura. 

            Historię Kirke, jak wszystkie inne mity, można czytać na wiele różnych sposobów i każdy klucz jest właściwy. Ja widzę tę opowieść następująco: Kirke przychodzi na świat, mając bardzo niewielki wpływ na własny los. Nie może zupełnie przekształcić swojego życia- dlatego wiele lat spędza w samotności i bólu- ale może nauczyć się panować nad jak największą liczbą jego elementów. Może też nauczyć się kontrolować swoje reakcje na świat, a to już bardzo dużo. Jest to cecha dojrzałego człowieka. Kirke to bardzo uczciwa, sumienna, szczera postać. Przeżywa wszystko głęboko i rzeczywiście instynktownie chciałaby pomagać innym. Częścią jej życia, w którym odkrywamy siebie, jest właśnie znalezienie równowagi. Między tym impulsem życia dla innych- czy może empatią, jedną z najpiękniejszych ludzkich cech, a której brak bogom- a ochroną samej siebie musi istnieć równowaga. Pod koniec książki odkrywa, jak pozostać kobietą o otwartym sercu, ale nie ufać każdemu bez wyjątku- czego często uczone są kobiety.

            Mit o Kirke można rozumieć, jako jeden z archetypowych obrazów kobiecego stawania się. Jej matka była tylko jedną spośród wielu kochanek ojca, w dzisiejszym świecie mogłoby to oznaczać, że dorastająca Kirke za obraz mężczyzny miała nie prawdziwego człowieka, a jedynie projekcję negatywnego Animusa matki. Zaowocowało to niechęcią córki do świata mężczyzn. Wybrała drogę samotniczki. Odwiedzających jej wyspę upajała i zamieniała w dzikie zwierzęta, które broniły jej domu. Podobnie jak kobieta, która wie, czego chce, ale jest zamknięta na relacje, posługuje się zwierzęcymi, łatwymi dla niej do zaklinania aspektami męskości. Pragnie zapewnić sobie bezpieczeństwo i spokój, a jednocześnie nie musi wychodzić z duchowej samotności. Gdy na wyspę Kirke zawędrowali żeglarze Odysa, zamieniła ich w świnie. Z ust kobiet rozczarowanych kontaktami z płcią przeciwna usłyszeć można często: „wszyscy mężczyźni to świnie”. Zwykle ma to znaczyć, że rządzi nimi niekontrolowana zwierzęca seksualność, a kobiety postrzegają wyłącznie, jako seksualne obiekty. Kirke wydaje się pozbawiona wiary w to, że ze spotkania z mężczyzną może wynikać cokolwiek dobrego, i żyje w sposób, który uważa za samowystarczalny. Większość mężczyzn ma słuszne powody, by się jej obawiać- tych zagubionych, niewtajemniczonych mężczyzn przeraża myśl o kobiecej mocy. Jednak, jak pisał Jung, to, co głęboko nieświadome, przejawia się pod postacią losu. Los zaś na drodze Kirke postawił Odyseusza. Dba o niego sama Atena, a więc Mądrość; jak radzić sobie z czarownicą, uczy go zaś opiekun tej dziedziny, Hermes. Tak przygotowany, samoświadomy mężczyzna nie pozwoli zaklęciom starożytnej femme fatale pozbawić się męskości. Hermes jest także bogiem inteligencji, ta zaś niezbędna jest mężczyźnie, który chce mieć nadzieję wyjść cało ze spotkania z silną kobietą.

            Odyseusz i Kirke mogą stać się dla siebie partnerami w transformacji. Ona nie może go obezwładnić, a on okazuje się dla niej wystarczająco interesujący, by zechciała, choć na trochę wyjść ze swojej roli i samotności. W całej swej niezależności Kirke potrzebuje przecież zewnętrznych bodźców, aby móc się rozwijać. Odyseusz zaś, dzięki tej relacji, nauczył się, jak przeżyć na morzu, (czyli w ludzkiej przeprawie przez wody nieświadomości, a szerzej – w życiu). Mają szansę na znalezienie wspólnej płaszczyzny, a fakt, że Odyseusz jest w podróży, uczy Kirke ważnej rzeczy o relacjach: po pierwsze, że mają one sens, po drugie, że, podobnie jak życie, płyną. Kirke zyskuje kompana, któremu dała się poznać, on zaś ani nie zamienił się w świnię, ani nie uciekł. Dzięki temu nasza bohaterka może wyjść z cienia rzuconego na nią przez tego, który powinien być cienia przeciwieństwem- przez jej ojca, Słońce. Kirke ukazuje wiele aspektów kobiecości. Podobnie jak Odyseusz, jest w ciągłej podróży, tyle, że wewnętrznej. Reprezentuje zarówno głębię kobiecej mocy, jej bliskość z naturą i umysłem nieświadomym, jak i okrucieństwo będące rezultatem zranienia. Ukazuje zdolność do czerpania siły z wnętrza, mądrość i wiedzę o tym, co ukryte, moc kontemplacyjnej samotności, ale także otwartość na transformację i rozwój wewnętrzny.  

            Madeline Miller w książce „Kirke” pokazuje też inne kobiety bohaterki, które mierzą się z seksizmem, gnębieniem i ograniczeniami, ale radzą sobie inaczej niż główna bohaterka Kirke: albo wiążą się z posiadającym władzę mężczyzną, albo stają się równie okrutne. Czytając książkę mamy dla nich jednak dużo współczucia, nawet, jeśli bywają niemoralne, jak Pazyfae, siostra Kirke – jest cyniczna, bezwzględna, ale ją rozumiemy: używa mocy, by zdobyć niezależność i poczucie bezpieczeństwa. Spółkuje z bykiem i rodzi potwora, który wymaga ofiar w ludziach, – ale dzięki temu ludzie się jej boją. Ma władzę. Kirke może sobie pozwolić na bycie niezależną i silną, a przy tym moralną jednostką, także, dlatego, że mieszka sama na odległej wyspie. Ale jeśli kobieta nie chce być samotna, chce żyć w świecie, w którym nie będzie pionkiem, to, co musi zrobić? Jaka jest cena niezależności? Co musi poświęcić? Pazyfae poświęca duszę. Zresztą greckie społeczeństwo ograniczało nie tylko kobiety – cierpieli również mężczyźni, którzy chcieli wyjść poza tradycyjne męskie role. Telemach, syn Odyseusza i Penelopy, też się z tym zmaga. Nie chce być jak ojciec, nie chce być bohaterem w klasycznym sensie. Uznaje, że sława nie jest warta rzeczy, które musi zrobić, by ją zdobyć. Kirke jest pierwszą kobietą, która nie chciała być posłuszna. W mitologii jest kilka podobnych do niej. Medea, zakochana w Jazonie, sprzeciwia się ojcu i pomaga ukochanemu zdobyć złote runo, a gdy ten ją zdradza, zabija ich wspólne dzieci i ucieka na złotym rydwanie. Klitajmestra razem z kochankiem morduje męża. Cała trójka to postacie, które nie zachowują się tak, jak według mężczyzn powinny. Mają władzę, są niezależne i robią, co chcą.

            Pod wieloma względami Kirke jest boginią przemiany. W książce Madeline Miller przechodzi istną transformację, szczególnie, jeśli spojrzymy na jej dzieciństwo, a później na zakończenie książki. Odyseusz miał swoją męską podróż, Kirke ma swoją podróż, podróż kobiety, która godzi się ze sobą i ze światem. Mówi się, że ludzie tak naprawdę się nie zmieniają- można pokusić się o stwierdzenie, że zmieniają się tylko ci, którzy potrafią uruchomić swoją ukrytą dojrzałość emocjonalną. Nasze umysły są bardzo plastyczne, co pozwala nam na „modelowanie” psychiki w taki sposób, że odrzucając wszelkie systemy obronne zaczynamy widzieć siebie i świat w naprawdę dojrzały sposób. Świetnie napisana książka, nie tylko dla wielbicieli mitów greckich. Ta książka długo królowała na światowych listach bestselerów. Opowieść o kobiecie, która choć urodzona wśród bogów, długo musiała walczyć o swoje. Popełniała błędy, tak jak popełnia je każdy, kto jest uczciwym człowiekiem, żyjącym naprawdę. Uczenie się na błędach, wykazywanie się elastycznością i umiejętnością zmiany to bardzo ważna życiowa sprawność. Oczywiście fakt, że Kirke ma tysiąc lat, jest tu bardzo pomocny.

           


24 maja 2019

Kaiken


„Kaiken”


Jean-Christophe Grangé




Autor/ (ur. 15 lipca 1961 roku w Boulogne-Billancourt) dziennikarz, pisarz i scenarzysta. Jest jednym z niewielu francuskich autorów tworzących thrillery, który zdobył popularność w Stanach Zjednoczonych, (choć sam zaprzecza, by był tam szeroko znany). Po uzyskaniu tytułu magistra na francuskiej Sorbonie został publicystą. Mając 28 lat, zdobył międzynarodową sławę, jako reporter, pracując zarówno dla „tytułów” francuskich, jak i zagranicznych, m.in. Paris Match, Sunday Times i National Geographic. Współpracował z różnymi agencjami prasowymi, a jego reportaże, znane w różnych zakątkach świata, stały się później istotnym źródłem inspiracji dla jego twórczości literackiej. Ma na swoim koncie łącznie 12 powieści, spośród których aż 4 zostały sfilmowane.

Tłumaczenie/ Wiktoria Melech

Tematyka/ W tej powieści ogromną rolę odgrywa kultura japońska, będąca dla bohatera czymś tak odległym, egzotycznym i fascynującym, że aż idealnym. Obok wstrząsającego aktu dekapitacji drugim symbolem kulturowego wyzwania jest tytułowy kaiken – sztylet, którym samobójczą śmierć zadawały sobie honorowo żony samurajów, podcinając własne gardło.  Powieść jest tym samym areną zderzenia dwóch jakże odmiennych dziedzictw kulturowych- Wschodu i Zachodu, Japonii i Francji. Takie też jest małżeństwo głównego bohatera, Passana. W tym jednak przypadku autor przewrotnie odwraca role. Policjant, z urodzenia Francuz, jest totalnie zafascynowany Japonią, jej kulturą, wartościami i ideami życiowymi. Jego małżonka, Naoko, z pochodzenia i wychowania Japonka, ucieka właśnie od swojego wschodniego dziedzictwa, chłonąc w siebie wolność i otwarcie zachodniej kultury. Na skrzyżowaniu swojej rodzimej przeszłości i aktualnego wyboru innych wartości rodzi się dramat nie tylko rodzinny.

Główny motyw/ Bohaterem „Kaikena" jest policjant Olivier Passan, prowadzący śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, który w wyjątkowo bestialski sposób morduje kobiety w ciąży. Dla Passana ukaranie sprawcy jest sprawą życia i śmierci, nawet, jeżeli może przez to ucierpieć jego policyjna kariera. Wkrótce okazuje się, że policyjne działanie „wkroczyło z buciorami” w osobiste życie gliniarza, które i tak nie należało do najłatwiejszych. Policjant, pozbawiony wsparcia wymiaru sprawiedliwości musi obronić swoje dzieci, a także przede wszystkim uporać się z własną mroczną przeszłością.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Glina to nikt inny jak złodziej, któremu się nie udało”.

„I ich miłość niczym opalenizna znikła stopniowo zanim zdołali sobie z tego sprawę”.

„Miłość żywi się uczuciem tego drugiego”.

„Prawda o człowieku jest jak tatuaż-można ją obejrzeć na łóżku lub w kostnicy”.

„Każdy ma prawo do swoich iluzji”.

„(…) jedynie lekarze sądowi wiedzą coś o życiu ludzi”.

„Dziesięć lat wspólnego życia, żeby usłyszeć tylko banały”.

„Miłość nie istnieje. Są jedynie dowody miłości”.

„Kobiety nie żartują w kwestii macierzyństwa”.

„Oszczędzanie jest dobre dla ludzi, którzy mają przed sobą jakąś przyszłość”.

„Kiedy nic już nie jest pewne w życiu, co pozostaje? Ziemia pod nogami”.

    

Kryminał to gatunek pełen paradoksów. Z jednej strony uważany jest za literaturę popularną, z drugiej coraz bardziej docenia go krytyka z najwyższej półki. Mówi się o jego wielkiej pojemności, ale także o ograniczeniach, jakie nakłada mu konwencja. Współcześni autorzy stają, więc przed nie lada wyzwaniem. Dzisiaj dobry kryminał nie może, bowiem ograniczać się jedynie do świetnie skonstruowanej intrygi lub opisu pościgu za zbrodnią. Musi zawierać coś więcej. Co konkretnie?          

Nie w ofiarach kryje się siła książek kryminalnych.  Bez ciekawej postaci prowadzącej śledztwo nie istnieje dobry kryminał. Bez względu na to czy jest to prywatny detektyw/policjant/prokurator/dociekliwa staruszka, to „musi mieć charakter”, styl, klasę i coś, co go odróżnia od reszty dochodzeniowego świata. Ja osobiście w książkach bardzo cenię wszelkie wartości poznawcze. Między innymi, dlatego tak lubię powieści, których fabuła skonstruowana jest na tle historycznym, bo oprócz ciekawej akcji, mogę się czegoś nowego nauczyć. Tak samo lubię, kiedy kryminał jest napisany przez osobę, która co najmniej zrobiła dobry reaserch. Kiedy pokazana w książce rzeczywistość faktycznie ma jakieś odbicie w realnym świecie. Współcześni autorzy kryminałów często robią ten błąd i starają się opisywać ohydę zbrodni jak najdosadniej. Nie lubię tego i uważam, że jest to (z pewnymi wyjątkami) niepotrzebne. Napięcie buduje się inaczej – odpowiednio pisząc sceny, stosując suspens czy używając odpowiedniego języka. „Flaki” na wierzchu nikomu do niczego nie są potrzebne. Kryminał ma się opierać na tajemnicy, zagadce i dedukcji, a nie „na flakach!”.

Głównym bohaterem kryminału „Kaiken” jest Olivier Passan, oficer francuskiego wymiaru sprawiedliwości, prowadzący śledztwo w sprawie brutalnych morderstw kobiet w ciąży i ich nienarodzonych dzieci. Sposób zadawania śmierci jest bardzo okrutny, choć tym razem autor nie skupiał się na opisach makabrycznych wydarzeń, co było bardzo istotnym elementem jego poprzednich książek. W tym przypadku Grangé jest delikatniejszy; zredukował krwawe elementy do minimum pozwalając czytelnikowi na rozeznanie się w sytuacji. Autor skupia się na elemencie rozgrywki pomiędzy głównym bohaterem a mordercą zwanym „Akuszerem”. Surowy, ale pełen szczegółów styl pisarza wraz ze świetnie nakreśloną linią fabularną sprawiły, że ciężko oderwać się od lektury. Co ciekawe autor skupia swoją uwagę także na życiu osobistym bohatera w tym na jego problemach małżeńskich. Oliver Passan zafascynowany jest kulturą Japońską do tego stopnia, że staje się bardziej „Japoński” od swojej żony Naoko, która jest Japonką.

Na ścianach swojego domowego gabinetu Passan rozwiesił portrety swoich japońskich idoli. Yukio Mishima, który w 1970 roku w wieku czterdziestu pięciu lat popełnił samobójstwo. Renato Taki, japońskiego Mozarta, który zmarł na gruźlicę w 1903 roku, mając dwadzieścia cztery lata. Akira Kurosawy, który ledwie przeżył po próbie samobójczej w 1971 roku z powodu niepowodzenia pierwszego filmu. Naprawdę niezbyt zabawne towarzystwo. Słuchał muzyki kompozytora Akiry Ifukubego, którego we Francji z pewnością słuchał tylko on. Passan pasjonował się japońską muzyką symfoniczną XX wieku, absolutnie nieznaną w Europie i niezbyt popularną w Japonii. Popijał herbatę z urządzenia, które kiedyś kupił w Japonii, w którym woda zachowywała temperaturę dziewięćdziesięciu stopni. Czekał jak się zaparzy -zawsze trzydzieści sekund- i zapalał kadzidełka.

Odkrywając Japonię, odkrył samego siebie. Pierwsza podróż do Japonii natychmiast przewróciła jego życie do góry nogami. Urodził się w Katmandu w 1968 roku. Jego rodzice po zapaleniu chilomu poczęli go na pełnym haju u stóp posągu Buddy. Ojciec zmarł rok później wskutek utraty krwi, którą sprzedawał, żeby kupić opium. Matka zniknęła kilka miesięcy później, nie zostawiając adresu. Ambasada Francji w Nepalu zrobiła, co było konieczne. Zawieziono go do Francji i został podopiecznym państwa. Przez piętnaście lat był sierotą przerzucaną od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Mieszkał zarówno u ludzi bardzo życzliwych, jak i łajdaków. Po zakończeniu edukacji, przerywanej niepowodzeniami, obrał złą drogę. Kradzieże samochodów, handel fałszywymi dokumentami, rozboje… Udawało mu się jednak unikać problemów z policją. Opamiętał się, gdy skończył dwadzieścia lat. Opuścił przedmieścia Nanterre, i wytrząsnąwszy ze skarbonki forsę z czasów, gdy kradł wynajął służbówkę. Zapisał się na wydział prawa na Sorbonie, która znajdowała się niedaleko jego mieszkania. Trzy lata przeżył w niskiej, siedmiometrowej klitce, wkuwając, zapychając się żarciem z McDonalda i czytając na głos notatki z wykładów. Pasjonował się sztuką, filozofią, muzyką klasyczną. Prawdziwa kuracja odwykowa. Wydał na to całe oszczędności.

Po zrobieniu licencjatu zdecydował się wstąpić do Wyższej Szkoły Policyjnej. Kiedy się nad tym zastanawiał, uznał to za jedyną drogę powrotu do dawnego świata. Dochodził do tego jeszcze jeden osobisty powód- być policjantem znaczy służyć krajowi. A on miał wobec kraju dług. To państwo francuskie ocaliło go, wyżywiło i wykształciło. W chwili promocji przyszedł mu do głowy dziwny pomysł. Zamiast myśleć o pracy w ministerstwie lub intratnym stanowisku w jakimś prestiżowym wydziale w policji, zasięga informacji o możliwości pracy za granicą-, jako łącznik, instruktor, oficer wywiadu. Został asystentem oficera łącznikowego w Tokio. Kiedy przybył do Japonii, jego życie odmieniło się na zawsze.

Odtąd Japonia miała się stać krajem jego oczekiwań, pragnień, nadziei. W jakimś psychologicznym sensie Japonia miała zastąpić mu rodziców i rodzinę, której nigdy nie miał. Uwielbiał ten kraj, czyste ulice, miejsca publiczne, toalety. Wyrafinowane jedzenie. Surowość zasad. Do tego dochodziło kultywowanie tradycji. Kodeks honorowy samurajów. Fascynacja dobrowolną śmiercią, piękno kobiet na malowidłach ukiyo-e. Idealizacja tego skraju sprawiła, że reszty nie chciał widzieć. Obłędnego materializmu. Obsesji na punkcie nowoczesnej technologii. Ogłupienie narodu, który pracuje dziesięć godzin dziennie. Poczucie wspólnoty, a jednocześnie samotność i wyobcowanie. Udawał również, że nie widzi estetyki komiksów, których nie znosił, tej obsesji wielkich czarnych oczu, podczas gdy on lubił te w kształcie migdałów. Wolał nie dostrzegać zafascynowania gadżetami, automatową grą pachinko, durnymi sitcomami i grami wideo…

Przede wszystkim zaś Passan ignorował fakt, że Japonia podupada. Sytuacja stale się pogarszała. Kryzys ekonomiczny. Chroniczne zadłużenie. Bezczynność młodej generacji… Na ulicach wypatrywał ludzi pokroju Toshira Mifunego, ulubionego aktora Kurosawy, z mieczem w dłoni, i nie dostrzegał zniewieściałych nastolatków zafascynowanych komiksami, ludzi drzemiących w metrze w drodze do pracy… Całe pokolenie, które nie odziedziczyło siły swoich przodków, przeciwnie- popadało w śmiertelne, wyniszczające zmęczenie. Dekadenckie społeczeństwo zatrute zachodnim rozkładem.

W miarę upływu lat, mimo iż poślubił na wskroś nowoczesną Japonkę, Passan nadal marzył o Japonii ponadczasowej, nierealnej, z której czerpał spokój i równowagę ducha. Co ciekawe, nigdy nie ćwiczył japońskich sztuk walki, pozostając na technikach walk poznanych w szkole policyjnej, nigdy też nie zrozumiał, na czym polega medytacja zen. Stworzył ten świat rygoru i estetyki, żeby lepiej radzić sobie z pracą, ale także Japonia wypełniała lukę po rodzinie, której nigdy nie miał. „Ziemia obiecana”, w której mógł znaleźć oparcie.

Żona Passanta, Naoko przed wyjazdem do Paryża nie wiedziała o jednej istotnej rzeczy- o próżności Francuzów. Teraz, kiedy ich poznała, zrozumiała, że z idiotycznym uśmiechem i frywolnym wzrokiem popisują się swoimi wyimaginowanymi zdobyczami. Passan nie dotykał jej już od dwóch lat. Najpierw pojawiło się wzajemne znużenie, rozdrażnienie, potem nienawiść i wreszcie całkowity brak kontaktu. Był świetnym policjantem, ale beznadziejnym mężem. Na tym polu kompletnie mu się nie udawało, i nie mogła mieć o to do niego żalu, sama, bowiem doszła do tego samego punktu, z którego nie było powrotu. Zastanawiała się, jak to się stało, dlaczego miejsce miłości zajęła ta irytująca obojętność? Miała na to własną odpowiedź- z powodu seksu. A dokładniej, z powodu braku seksu.

Przyjaciele przyglądali się im z niedowierzaniem. Olive i Naoko- modelowa, idealna miłość wykraczająca poza wszelkie granice! Przykład budzący zazdrość u innych, ale jednocześnie dający nadzieję. Potem pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu. Znajomi naiwnie przypisywali tę klęskę dzielącym ich różnicom kulturowym. Tymczasem nawet te różnice nie wystarczały, żeby ocalić ich związek od nudy. Naoko śledziła rozwój ich związku w sposób niemal naukowy, odnotowując każdą zmianę, każdy szczegół. Kiedy się poznali, Passan był w nią wpatrzony „jak słonecznik w słońce”. W tamtym okresie miała wrażenie, że jest jego krwią, jego światłem. Zadowolona i rozpromieniona, wcale nie była wyniosła. Jednak z czasem dla jej męża ważniejsza stała się praca w policji. W tym czarno-białym świecie, w którym mogli być tylko zwycięzca i zwyciężeni, sprzymierzeńcy i wrogowie, brakowało dla niej miejsca.

Naoko Akutagawa przeszła przez zwykłe piekło, jakiego doświadczają japońskie dzieci. Surowe wychowanie oparte na biciu pasem, lodowatym prysznicu, pozbawieniu snu i jedzenia… Terror. Jej rodzice byli wychowywani tak samo. W Europie dyskutowano o dziedziczeniu skłonności do przemocy, uważano, że bite dziecko często samo staje się brutalnym rodzicem. W Japonii mówiono po prostu, że bicie po twarzy jest wręcz wskazane. Jej ojciec, profesor historii w Tokio, był tego żywym przykładem. Do koszmaru w rodzinnym domu dochodził koszmar systemu szkolnego. Musiała być najlepsza w liceum i jednocześnie przygotowywać się do egzaminu konkursowego na uczelnię. Jednocześnie- to jeden z licznych paradoksów Japonii- Naoko była rozpieszczana przez matkę. Spała z nią do ósmego roku życia. Jako piętnastolatka nie chciała nocować poza domem. Do osiemnastego roku życia sama nie podjęła żadnej decyzji. W 1995 roku nastąpił w życiu Naoko kolejny zwrot. Pewien fotograf zaczepił ją w metrze i zaproponował próbne zdjęcia. Naoko nie posiadała się ze zdumienia. Miała dwadzieścia lat. Do tej pory nikt nie wspominał o jej urodzie. W Japonii żadnemu rodzicowi nie przyszłoby na myśl, żeby chwalić za to swoje dziecko. A Naoko była piękna. Od pierwszej próbnej sesji zdjęciowej codziennie otrzymywała tego potwierdzenia. Przeszła pomyślnie przez pierwsze castingi i zaczęła zarabiać pieniądze, które jej wydawały się niebotyczne. Nie powiedziała tego rodzicom, kontynuowała studia, oszczędzając po kryjomu, by móc uniezależnić się od ojca. Uciec na zawsze z tego świata. W wieku dwudziestu trzech lat z dyplomem w kieszeni poleciała do Stanów Zjednoczonych, następnie do Europy. Idealnie pasowała do powszechnego na Zachodzie wyobrażenia o Japonce- gładkie, czarne włosy, wydatne kości policzkowe, mały, lekko zakrzywiony nos. W końcu z powodów czysto finansowych zamieszkała na stałe w Paryżu. Zrealizowała marzenie, ale nie swoje, tylko matki. Jej matka to prawdziwa wielbicielka wszystkiego, co francuskie.

Kontrast między wyidealizowanym przez matkę Paryżem a nieprzyjaznym miastem, w którym przyszło mieszkać Naoko, był zaskakujący. Nie poznawała niczego. Błądziła po brudnych ulicach. Dawała się oszukiwać kierowcom taksówek. Przede wszystkim była zaszokowana arogancją Francuzów. Otwarcie kpili z jej akcentu. W szpitalu Sainte- Anne jest specjalny oddział Paris shokogun (syndrom Paryża). Rocznie setka Japończyków rozczarowanych tym miastem popada w depresję i paranoję. Są tam leczeni, a potem wracają do kraju. Naoko była twarda, z góry nie wiązała z Paryżem romantycznych nadziei.

Po dwóch latach, kiedy jej francuski stał się do przyjęcia, zrezygnowała z pracy, jako modelka – nie znosiła tego zajęcia, tego środowiska. Zajęła się tym, do czego była naprawdę przygotowana- finansami. Pewnego dnia ukradziono jej torebkę. W Japonii kradzieże nie istnieją. Udała się na komisariat. Torebki od Gucciego nie odnaleziono, ale za to poznała Passana. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nic nie rzucało cienia na ich szczęście. Nie mieli wątpliwości, że są dla siebie stworzeni.

Jednak z czasem Naoko zauważyła, że Passen kocha Japonię a nie ją. Kocha iluzję idei. Coś, co nie ma nic wspólnego z nią. Uczucie, jakim ją darzył, było zawsze abstrakcyjne. Na początku wierzyła, że zainteresował się nią, jako kobietą. Wyszło zupełnie odwrotnie. Passen pogrążał się w swojej obsesji. W dalszym ciągu nocami oglądał filmy o samurajach, czytał książki o Japonii, których tytułów nawet ona nie znała. Słuchał starych kompozycji na koto, których w Japonii nikt już nie pamięta. Odnosiła wrażenie, że żeniąc się z nią, i posiadając z nią dwóch synów dopełnił tego, kim zawsze chciał być- Japończykiem. Ich ślub tak naprawdę był jak pasowanie wojownika przez króla na rycerza. A wspólne posiadanie dwóch synów to „połączenie” Wschodu z Zachodem. Passan podziwiał japońskich wojowników, tych ludzi, którzy nie bali się śmierci. Dla których obowiązek i honor były wszystkim, dla których nie liczyła się banalna radość życia „ludzi szczęśliwych”. Naoko nie cierpiała tego chorobliwego podziwu. Według niej był to jeszcze jeden sposób piętnowania jej narodu. Wciąż ten sam refren tragicznej kultury, oscylującej między perwersją seksualną a dobrowolną śmiercią. Banały, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością i które wyprowadzały ją z równowagi.

Książka „Kaiken” oprócz tego, że jest świetnym kryminałem opisuje też konsekwencje braku rodziców w dzieciństwie lub braku z nimi kontaktu.  Dzieciństwo to okres, w którym bardzo często decydują się sprawy tak ważne, jak kształt naszych relacji z bliskimi w dorosłym życiu. Szczęśliwy start, dorastanie w poczuciu akceptacji i miłości jest najlepszym, co możemy dostać od rodzinnego otoczenia. Niekochane dzieci wyrastają często na niepotrafiących kochać (również siebie) dorosłych. To „nieumiejętne kochanie” unieszczęśliwia i sprawia, że bardzo trudno im ułożyć sobie życie. Główny bohater książki to elementarny przykład dziecka wychowanego bez rodziców. Także jego żona Naoko, chociaż miała rodziców „fizycznie” nie posiadała ich emocjonalnie. Passen próbował wypełnić pustkę po rodzicach kulturą japońską, gdzie honor i odwaga samurai symbolizował w jego życiu psychicznym ojca, człowieka, który chroni swoje potomstwo, który daje poczucie bezpieczeństwa. Ta idealizacja Japonii sprawiała, że często w oczach swojej żony Japonki wyglądał śmiesznie wręcz komicznie. Natomiast niedostępność emocjonalna rodziców Naoko sprawiła, że z czasem zaczęła „gardzić” swoją kulturą. Niedostępni emocjonalnie rodzice, wzbudzali w niej poczucie odrzucenia. Dorastając bez uwagi i miłości, zaczynała mieć problemy z poczuciem własnej wartości. Nie wierzyła, że jest wystarczająco dobra, mądra, inteligentna, piękna, żeby zasłużyć na zainteresowanie ukochanej osoby. Stała się niepewna siebie, co z czasem przejawiało się w agresywną i arogancką postawę wobec Passenta, który symbolizował w jej życiu psychicznym niedostępnych rodziców.

Nie chcę zdradzać kryminalnego wątku książki wyjawię tylko, że śledczy stopniowo zaciskają pętlę wokół podejrzanego, ale brak jednoznacznych dowodów utrudnia wymierzenie sprawiedliwości. Tymczasem zabójca czuje się bezkarny i swobodnie „pogrywa” sobie z kolejnymi ofiarami. Niespodziewanie jego celem staje się najbliższa rodzina Passanta. Czy dojdzie do bezpośredniej konfrontacji policjanta z nieobliczalnym szaleńcem? Jaką rolę w tym wszystkim odegra tytułowy kaiken, sztylet należący do japońskiej żony Oliviera? Japonia odgrywa w książce znaczącą rolę. Autor pokazuje bohatera, który zamiast zastanawiać się nad prawdziwymi problemami, snuje rojenia o azjatyckim edenie, japońskim ideale, pełnym spokoju i równowagi. Wiele ludzi staje się ofiarami takiego podejścia do życia. Książka wyjaśnia także różnice kulturowe. Dlaczego lud japoński zaakceptował stare zasady, tak jak Żydzi przyjęli dziesięcioro przykazań? Bo i jedni i drudzy mają te zasady w sobie. Od stuleci. Od zawsze. Rodzimy się z ciała ludzkiego, geny mają wpływ na to, jacy jesteśmy, ale sięgając jeszcze głębiej, jesteśmy tworzeni przez idee.