24 maja 2019

Kaiken


„Kaiken”


Jean-Christophe Grangé




Autor/ (ur. 15 lipca 1961 roku w Boulogne-Billancourt) dziennikarz, pisarz i scenarzysta. Jest jednym z niewielu francuskich autorów tworzących thrillery, który zdobył popularność w Stanach Zjednoczonych, (choć sam zaprzecza, by był tam szeroko znany). Po uzyskaniu tytułu magistra na francuskiej Sorbonie został publicystą. Mając 28 lat, zdobył międzynarodową sławę, jako reporter, pracując zarówno dla „tytułów” francuskich, jak i zagranicznych, m.in. Paris Match, Sunday Times i National Geographic. Współpracował z różnymi agencjami prasowymi, a jego reportaże, znane w różnych zakątkach świata, stały się później istotnym źródłem inspiracji dla jego twórczości literackiej. Ma na swoim koncie łącznie 12 powieści, spośród których aż 4 zostały sfilmowane.

Tłumaczenie/ Wiktoria Melech

Tematyka/ W tej powieści ogromną rolę odgrywa kultura japońska, będąca dla bohatera czymś tak odległym, egzotycznym i fascynującym, że aż idealnym. Obok wstrząsającego aktu dekapitacji drugim symbolem kulturowego wyzwania jest tytułowy kaiken – sztylet, którym samobójczą śmierć zadawały sobie honorowo żony samurajów, podcinając własne gardło.  Powieść jest tym samym areną zderzenia dwóch jakże odmiennych dziedzictw kulturowych- Wschodu i Zachodu, Japonii i Francji. Takie też jest małżeństwo głównego bohatera, Passana. W tym jednak przypadku autor przewrotnie odwraca role. Policjant, z urodzenia Francuz, jest totalnie zafascynowany Japonią, jej kulturą, wartościami i ideami życiowymi. Jego małżonka, Naoko, z pochodzenia i wychowania Japonka, ucieka właśnie od swojego wschodniego dziedzictwa, chłonąc w siebie wolność i otwarcie zachodniej kultury. Na skrzyżowaniu swojej rodzimej przeszłości i aktualnego wyboru innych wartości rodzi się dramat nie tylko rodzinny.

Główny motyw/ Bohaterem „Kaikena" jest policjant Olivier Passan, prowadzący śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, który w wyjątkowo bestialski sposób morduje kobiety w ciąży. Dla Passana ukaranie sprawcy jest sprawą życia i śmierci, nawet, jeżeli może przez to ucierpieć jego policyjna kariera. Wkrótce okazuje się, że policyjne działanie „wkroczyło z buciorami” w osobiste życie gliniarza, które i tak nie należało do najłatwiejszych. Policjant, pozbawiony wsparcia wymiaru sprawiedliwości musi obronić swoje dzieci, a także przede wszystkim uporać się z własną mroczną przeszłością.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Glina to nikt inny jak złodziej, któremu się nie udało”.

„I ich miłość niczym opalenizna znikła stopniowo zanim zdołali sobie z tego sprawę”.

„Miłość żywi się uczuciem tego drugiego”.

„Prawda o człowieku jest jak tatuaż-można ją obejrzeć na łóżku lub w kostnicy”.

„Każdy ma prawo do swoich iluzji”.

„(…) jedynie lekarze sądowi wiedzą coś o życiu ludzi”.

„Dziesięć lat wspólnego życia, żeby usłyszeć tylko banały”.

„Miłość nie istnieje. Są jedynie dowody miłości”.

„Kobiety nie żartują w kwestii macierzyństwa”.

„Oszczędzanie jest dobre dla ludzi, którzy mają przed sobą jakąś przyszłość”.

„Kiedy nic już nie jest pewne w życiu, co pozostaje? Ziemia pod nogami”.

    

Kryminał to gatunek pełen paradoksów. Z jednej strony uważany jest za literaturę popularną, z drugiej coraz bardziej docenia go krytyka z najwyższej półki. Mówi się o jego wielkiej pojemności, ale także o ograniczeniach, jakie nakłada mu konwencja. Współcześni autorzy stają, więc przed nie lada wyzwaniem. Dzisiaj dobry kryminał nie może, bowiem ograniczać się jedynie do świetnie skonstruowanej intrygi lub opisu pościgu za zbrodnią. Musi zawierać coś więcej. Co konkretnie?          

Nie w ofiarach kryje się siła książek kryminalnych.  Bez ciekawej postaci prowadzącej śledztwo nie istnieje dobry kryminał. Bez względu na to czy jest to prywatny detektyw/policjant/prokurator/dociekliwa staruszka, to „musi mieć charakter”, styl, klasę i coś, co go odróżnia od reszty dochodzeniowego świata. Ja osobiście w książkach bardzo cenię wszelkie wartości poznawcze. Między innymi, dlatego tak lubię powieści, których fabuła skonstruowana jest na tle historycznym, bo oprócz ciekawej akcji, mogę się czegoś nowego nauczyć. Tak samo lubię, kiedy kryminał jest napisany przez osobę, która co najmniej zrobiła dobry reaserch. Kiedy pokazana w książce rzeczywistość faktycznie ma jakieś odbicie w realnym świecie. Współcześni autorzy kryminałów często robią ten błąd i starają się opisywać ohydę zbrodni jak najdosadniej. Nie lubię tego i uważam, że jest to (z pewnymi wyjątkami) niepotrzebne. Napięcie buduje się inaczej – odpowiednio pisząc sceny, stosując suspens czy używając odpowiedniego języka. „Flaki” na wierzchu nikomu do niczego nie są potrzebne. Kryminał ma się opierać na tajemnicy, zagadce i dedukcji, a nie „na flakach!”.

Głównym bohaterem kryminału „Kaiken” jest Olivier Passan, oficer francuskiego wymiaru sprawiedliwości, prowadzący śledztwo w sprawie brutalnych morderstw kobiet w ciąży i ich nienarodzonych dzieci. Sposób zadawania śmierci jest bardzo okrutny, choć tym razem autor nie skupiał się na opisach makabrycznych wydarzeń, co było bardzo istotnym elementem jego poprzednich książek. W tym przypadku Grangé jest delikatniejszy; zredukował krwawe elementy do minimum pozwalając czytelnikowi na rozeznanie się w sytuacji. Autor skupia się na elemencie rozgrywki pomiędzy głównym bohaterem a mordercą zwanym „Akuszerem”. Surowy, ale pełen szczegółów styl pisarza wraz ze świetnie nakreśloną linią fabularną sprawiły, że ciężko oderwać się od lektury. Co ciekawe autor skupia swoją uwagę także na życiu osobistym bohatera w tym na jego problemach małżeńskich. Oliver Passan zafascynowany jest kulturą Japońską do tego stopnia, że staje się bardziej „Japoński” od swojej żony Naoko, która jest Japonką.

Na ścianach swojego domowego gabinetu Passan rozwiesił portrety swoich japońskich idoli. Yukio Mishima, który w 1970 roku w wieku czterdziestu pięciu lat popełnił samobójstwo. Renato Taki, japońskiego Mozarta, który zmarł na gruźlicę w 1903 roku, mając dwadzieścia cztery lata. Akira Kurosawy, który ledwie przeżył po próbie samobójczej w 1971 roku z powodu niepowodzenia pierwszego filmu. Naprawdę niezbyt zabawne towarzystwo. Słuchał muzyki kompozytora Akiry Ifukubego, którego we Francji z pewnością słuchał tylko on. Passan pasjonował się japońską muzyką symfoniczną XX wieku, absolutnie nieznaną w Europie i niezbyt popularną w Japonii. Popijał herbatę z urządzenia, które kiedyś kupił w Japonii, w którym woda zachowywała temperaturę dziewięćdziesięciu stopni. Czekał jak się zaparzy -zawsze trzydzieści sekund- i zapalał kadzidełka.

Odkrywając Japonię, odkrył samego siebie. Pierwsza podróż do Japonii natychmiast przewróciła jego życie do góry nogami. Urodził się w Katmandu w 1968 roku. Jego rodzice po zapaleniu chilomu poczęli go na pełnym haju u stóp posągu Buddy. Ojciec zmarł rok później wskutek utraty krwi, którą sprzedawał, żeby kupić opium. Matka zniknęła kilka miesięcy później, nie zostawiając adresu. Ambasada Francji w Nepalu zrobiła, co było konieczne. Zawieziono go do Francji i został podopiecznym państwa. Przez piętnaście lat był sierotą przerzucaną od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Mieszkał zarówno u ludzi bardzo życzliwych, jak i łajdaków. Po zakończeniu edukacji, przerywanej niepowodzeniami, obrał złą drogę. Kradzieże samochodów, handel fałszywymi dokumentami, rozboje… Udawało mu się jednak unikać problemów z policją. Opamiętał się, gdy skończył dwadzieścia lat. Opuścił przedmieścia Nanterre, i wytrząsnąwszy ze skarbonki forsę z czasów, gdy kradł wynajął służbówkę. Zapisał się na wydział prawa na Sorbonie, która znajdowała się niedaleko jego mieszkania. Trzy lata przeżył w niskiej, siedmiometrowej klitce, wkuwając, zapychając się żarciem z McDonalda i czytając na głos notatki z wykładów. Pasjonował się sztuką, filozofią, muzyką klasyczną. Prawdziwa kuracja odwykowa. Wydał na to całe oszczędności.

Po zrobieniu licencjatu zdecydował się wstąpić do Wyższej Szkoły Policyjnej. Kiedy się nad tym zastanawiał, uznał to za jedyną drogę powrotu do dawnego świata. Dochodził do tego jeszcze jeden osobisty powód- być policjantem znaczy służyć krajowi. A on miał wobec kraju dług. To państwo francuskie ocaliło go, wyżywiło i wykształciło. W chwili promocji przyszedł mu do głowy dziwny pomysł. Zamiast myśleć o pracy w ministerstwie lub intratnym stanowisku w jakimś prestiżowym wydziale w policji, zasięga informacji o możliwości pracy za granicą-, jako łącznik, instruktor, oficer wywiadu. Został asystentem oficera łącznikowego w Tokio. Kiedy przybył do Japonii, jego życie odmieniło się na zawsze.

Odtąd Japonia miała się stać krajem jego oczekiwań, pragnień, nadziei. W jakimś psychologicznym sensie Japonia miała zastąpić mu rodziców i rodzinę, której nigdy nie miał. Uwielbiał ten kraj, czyste ulice, miejsca publiczne, toalety. Wyrafinowane jedzenie. Surowość zasad. Do tego dochodziło kultywowanie tradycji. Kodeks honorowy samurajów. Fascynacja dobrowolną śmiercią, piękno kobiet na malowidłach ukiyo-e. Idealizacja tego skraju sprawiła, że reszty nie chciał widzieć. Obłędnego materializmu. Obsesji na punkcie nowoczesnej technologii. Ogłupienie narodu, który pracuje dziesięć godzin dziennie. Poczucie wspólnoty, a jednocześnie samotność i wyobcowanie. Udawał również, że nie widzi estetyki komiksów, których nie znosił, tej obsesji wielkich czarnych oczu, podczas gdy on lubił te w kształcie migdałów. Wolał nie dostrzegać zafascynowania gadżetami, automatową grą pachinko, durnymi sitcomami i grami wideo…

Przede wszystkim zaś Passan ignorował fakt, że Japonia podupada. Sytuacja stale się pogarszała. Kryzys ekonomiczny. Chroniczne zadłużenie. Bezczynność młodej generacji… Na ulicach wypatrywał ludzi pokroju Toshira Mifunego, ulubionego aktora Kurosawy, z mieczem w dłoni, i nie dostrzegał zniewieściałych nastolatków zafascynowanych komiksami, ludzi drzemiących w metrze w drodze do pracy… Całe pokolenie, które nie odziedziczyło siły swoich przodków, przeciwnie- popadało w śmiertelne, wyniszczające zmęczenie. Dekadenckie społeczeństwo zatrute zachodnim rozkładem.

W miarę upływu lat, mimo iż poślubił na wskroś nowoczesną Japonkę, Passan nadal marzył o Japonii ponadczasowej, nierealnej, z której czerpał spokój i równowagę ducha. Co ciekawe, nigdy nie ćwiczył japońskich sztuk walki, pozostając na technikach walk poznanych w szkole policyjnej, nigdy też nie zrozumiał, na czym polega medytacja zen. Stworzył ten świat rygoru i estetyki, żeby lepiej radzić sobie z pracą, ale także Japonia wypełniała lukę po rodzinie, której nigdy nie miał. „Ziemia obiecana”, w której mógł znaleźć oparcie.

Żona Passanta, Naoko przed wyjazdem do Paryża nie wiedziała o jednej istotnej rzeczy- o próżności Francuzów. Teraz, kiedy ich poznała, zrozumiała, że z idiotycznym uśmiechem i frywolnym wzrokiem popisują się swoimi wyimaginowanymi zdobyczami. Passan nie dotykał jej już od dwóch lat. Najpierw pojawiło się wzajemne znużenie, rozdrażnienie, potem nienawiść i wreszcie całkowity brak kontaktu. Był świetnym policjantem, ale beznadziejnym mężem. Na tym polu kompletnie mu się nie udawało, i nie mogła mieć o to do niego żalu, sama, bowiem doszła do tego samego punktu, z którego nie było powrotu. Zastanawiała się, jak to się stało, dlaczego miejsce miłości zajęła ta irytująca obojętność? Miała na to własną odpowiedź- z powodu seksu. A dokładniej, z powodu braku seksu.

Przyjaciele przyglądali się im z niedowierzaniem. Olive i Naoko- modelowa, idealna miłość wykraczająca poza wszelkie granice! Przykład budzący zazdrość u innych, ale jednocześnie dający nadzieję. Potem pojawiły się pierwsze oznaki kryzysu. Znajomi naiwnie przypisywali tę klęskę dzielącym ich różnicom kulturowym. Tymczasem nawet te różnice nie wystarczały, żeby ocalić ich związek od nudy. Naoko śledziła rozwój ich związku w sposób niemal naukowy, odnotowując każdą zmianę, każdy szczegół. Kiedy się poznali, Passan był w nią wpatrzony „jak słonecznik w słońce”. W tamtym okresie miała wrażenie, że jest jego krwią, jego światłem. Zadowolona i rozpromieniona, wcale nie była wyniosła. Jednak z czasem dla jej męża ważniejsza stała się praca w policji. W tym czarno-białym świecie, w którym mogli być tylko zwycięzca i zwyciężeni, sprzymierzeńcy i wrogowie, brakowało dla niej miejsca.

Naoko Akutagawa przeszła przez zwykłe piekło, jakiego doświadczają japońskie dzieci. Surowe wychowanie oparte na biciu pasem, lodowatym prysznicu, pozbawieniu snu i jedzenia… Terror. Jej rodzice byli wychowywani tak samo. W Europie dyskutowano o dziedziczeniu skłonności do przemocy, uważano, że bite dziecko często samo staje się brutalnym rodzicem. W Japonii mówiono po prostu, że bicie po twarzy jest wręcz wskazane. Jej ojciec, profesor historii w Tokio, był tego żywym przykładem. Do koszmaru w rodzinnym domu dochodził koszmar systemu szkolnego. Musiała być najlepsza w liceum i jednocześnie przygotowywać się do egzaminu konkursowego na uczelnię. Jednocześnie- to jeden z licznych paradoksów Japonii- Naoko była rozpieszczana przez matkę. Spała z nią do ósmego roku życia. Jako piętnastolatka nie chciała nocować poza domem. Do osiemnastego roku życia sama nie podjęła żadnej decyzji. W 1995 roku nastąpił w życiu Naoko kolejny zwrot. Pewien fotograf zaczepił ją w metrze i zaproponował próbne zdjęcia. Naoko nie posiadała się ze zdumienia. Miała dwadzieścia lat. Do tej pory nikt nie wspominał o jej urodzie. W Japonii żadnemu rodzicowi nie przyszłoby na myśl, żeby chwalić za to swoje dziecko. A Naoko była piękna. Od pierwszej próbnej sesji zdjęciowej codziennie otrzymywała tego potwierdzenia. Przeszła pomyślnie przez pierwsze castingi i zaczęła zarabiać pieniądze, które jej wydawały się niebotyczne. Nie powiedziała tego rodzicom, kontynuowała studia, oszczędzając po kryjomu, by móc uniezależnić się od ojca. Uciec na zawsze z tego świata. W wieku dwudziestu trzech lat z dyplomem w kieszeni poleciała do Stanów Zjednoczonych, następnie do Europy. Idealnie pasowała do powszechnego na Zachodzie wyobrażenia o Japonce- gładkie, czarne włosy, wydatne kości policzkowe, mały, lekko zakrzywiony nos. W końcu z powodów czysto finansowych zamieszkała na stałe w Paryżu. Zrealizowała marzenie, ale nie swoje, tylko matki. Jej matka to prawdziwa wielbicielka wszystkiego, co francuskie.

Kontrast między wyidealizowanym przez matkę Paryżem a nieprzyjaznym miastem, w którym przyszło mieszkać Naoko, był zaskakujący. Nie poznawała niczego. Błądziła po brudnych ulicach. Dawała się oszukiwać kierowcom taksówek. Przede wszystkim była zaszokowana arogancją Francuzów. Otwarcie kpili z jej akcentu. W szpitalu Sainte- Anne jest specjalny oddział Paris shokogun (syndrom Paryża). Rocznie setka Japończyków rozczarowanych tym miastem popada w depresję i paranoję. Są tam leczeni, a potem wracają do kraju. Naoko była twarda, z góry nie wiązała z Paryżem romantycznych nadziei.

Po dwóch latach, kiedy jej francuski stał się do przyjęcia, zrezygnowała z pracy, jako modelka – nie znosiła tego zajęcia, tego środowiska. Zajęła się tym, do czego była naprawdę przygotowana- finansami. Pewnego dnia ukradziono jej torebkę. W Japonii kradzieże nie istnieją. Udała się na komisariat. Torebki od Gucciego nie odnaleziono, ale za to poznała Passana. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nic nie rzucało cienia na ich szczęście. Nie mieli wątpliwości, że są dla siebie stworzeni.

Jednak z czasem Naoko zauważyła, że Passen kocha Japonię a nie ją. Kocha iluzję idei. Coś, co nie ma nic wspólnego z nią. Uczucie, jakim ją darzył, było zawsze abstrakcyjne. Na początku wierzyła, że zainteresował się nią, jako kobietą. Wyszło zupełnie odwrotnie. Passen pogrążał się w swojej obsesji. W dalszym ciągu nocami oglądał filmy o samurajach, czytał książki o Japonii, których tytułów nawet ona nie znała. Słuchał starych kompozycji na koto, których w Japonii nikt już nie pamięta. Odnosiła wrażenie, że żeniąc się z nią, i posiadając z nią dwóch synów dopełnił tego, kim zawsze chciał być- Japończykiem. Ich ślub tak naprawdę był jak pasowanie wojownika przez króla na rycerza. A wspólne posiadanie dwóch synów to „połączenie” Wschodu z Zachodem. Passan podziwiał japońskich wojowników, tych ludzi, którzy nie bali się śmierci. Dla których obowiązek i honor były wszystkim, dla których nie liczyła się banalna radość życia „ludzi szczęśliwych”. Naoko nie cierpiała tego chorobliwego podziwu. Według niej był to jeszcze jeden sposób piętnowania jej narodu. Wciąż ten sam refren tragicznej kultury, oscylującej między perwersją seksualną a dobrowolną śmiercią. Banały, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością i które wyprowadzały ją z równowagi.

Książka „Kaiken” oprócz tego, że jest świetnym kryminałem opisuje też konsekwencje braku rodziców w dzieciństwie lub braku z nimi kontaktu.  Dzieciństwo to okres, w którym bardzo często decydują się sprawy tak ważne, jak kształt naszych relacji z bliskimi w dorosłym życiu. Szczęśliwy start, dorastanie w poczuciu akceptacji i miłości jest najlepszym, co możemy dostać od rodzinnego otoczenia. Niekochane dzieci wyrastają często na niepotrafiących kochać (również siebie) dorosłych. To „nieumiejętne kochanie” unieszczęśliwia i sprawia, że bardzo trudno im ułożyć sobie życie. Główny bohater książki to elementarny przykład dziecka wychowanego bez rodziców. Także jego żona Naoko, chociaż miała rodziców „fizycznie” nie posiadała ich emocjonalnie. Passen próbował wypełnić pustkę po rodzicach kulturą japońską, gdzie honor i odwaga samurai symbolizował w jego życiu psychicznym ojca, człowieka, który chroni swoje potomstwo, który daje poczucie bezpieczeństwa. Ta idealizacja Japonii sprawiała, że często w oczach swojej żony Japonki wyglądał śmiesznie wręcz komicznie. Natomiast niedostępność emocjonalna rodziców Naoko sprawiła, że z czasem zaczęła „gardzić” swoją kulturą. Niedostępni emocjonalnie rodzice, wzbudzali w niej poczucie odrzucenia. Dorastając bez uwagi i miłości, zaczynała mieć problemy z poczuciem własnej wartości. Nie wierzyła, że jest wystarczająco dobra, mądra, inteligentna, piękna, żeby zasłużyć na zainteresowanie ukochanej osoby. Stała się niepewna siebie, co z czasem przejawiało się w agresywną i arogancką postawę wobec Passenta, który symbolizował w jej życiu psychicznym niedostępnych rodziców.

Nie chcę zdradzać kryminalnego wątku książki wyjawię tylko, że śledczy stopniowo zaciskają pętlę wokół podejrzanego, ale brak jednoznacznych dowodów utrudnia wymierzenie sprawiedliwości. Tymczasem zabójca czuje się bezkarny i swobodnie „pogrywa” sobie z kolejnymi ofiarami. Niespodziewanie jego celem staje się najbliższa rodzina Passanta. Czy dojdzie do bezpośredniej konfrontacji policjanta z nieobliczalnym szaleńcem? Jaką rolę w tym wszystkim odegra tytułowy kaiken, sztylet należący do japońskiej żony Oliviera? Japonia odgrywa w książce znaczącą rolę. Autor pokazuje bohatera, który zamiast zastanawiać się nad prawdziwymi problemami, snuje rojenia o azjatyckim edenie, japońskim ideale, pełnym spokoju i równowagi. Wiele ludzi staje się ofiarami takiego podejścia do życia. Książka wyjaśnia także różnice kulturowe. Dlaczego lud japoński zaakceptował stare zasady, tak jak Żydzi przyjęli dziesięcioro przykazań? Bo i jedni i drudzy mają te zasady w sobie. Od stuleci. Od zawsze. Rodzimy się z ciała ludzkiego, geny mają wpływ na to, jacy jesteśmy, ale sięgając jeszcze głębiej, jesteśmy tworzeni przez idee.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz