22 czerwca 2019

Serce to samotny myśliwy



„Serce to samotny myśliwy”


Carson McCullers



Autor/ (ur. 19 lutego 1917, Columbus, Georgia - zm. 29 września 1967 roku, Nyack, stan Nowy Jork) - amerykańska pisarka. W swojej twórczości zajmowała się duchową izolacją społecznych wyrzutków na południu USA.

Tłumaczenie/ Jadwiga Olędzka

Tematyka/ Tragizm ludzkiego losu Carson McCullers ukazuje poprzez przedstawienie kilku postaci - ludzi rozpaczliwie samotnych i nieszczęśliwych. Bohaterowie powieści nie godzą się ze swoją samotnością, walczą i szukają dróg do szczęścia. Uosobieniem ich marzeń staje się głuchoniemy Singer. Widzą w nim człowieka, który jeden ich rozumie. Owszem, Singer posiada dar zjednywania sobie ludzi, przede wszystkim, dlatego, że potrafi słuchać i ze zrozumiałych względów nie wypowiada swoich poglądów, jednak w rzeczywistości nie rozumie on ludzi, którzy przychodzą do niego, by wyrzucić z siebie to, co ich nurtuje. Singer - powiernik samotnych - sam jest najbardziej z nich samotny, niezrozumiany i tragiczny. Wszystkie swoje uczucia i marzenia oddaje „nienormalnemu” przyjacielowi, gdyż tylko do niego może mówić rękami i mieć nadzieję, że przyjaciel to rozumie. Niektóre problemy powieści, np. konflikty rasowe i społeczne, nawiązują wyraźnie do powieści amerykańskiego Południa, jednak odnosi się wrażenie, że są tylko tłem tego, co autorkę nurtuje najbardziej - problemu samotności człowieka w otaczającym go wrogim i niechętnym świecie.

Główny motyw/ Życzliwy dla wszystkich głuchoniemy John Singer, który potrafi czytać z ruchu warg, jest idealnym słuchaczem. Nikomu nie przerywa, nikogo nie ocenia. Dlatego też ludzie chętnie mu się zwierzają. Wiecznie pijany wizjoner, właściciel kafejki, a jednocześnie domorosły filozof, lekarz obsesyjnie próbujący osiągnąć swój bliżej niesprecyzowany życiowy cel… przychodzą do Johna ze swoimi problemami i żaden nie dostrzega jego tragedii… Dopóki nie jest za późno. Niezwykle dojrzała powieść autorki, która pisała, mając zaledwie dwadzieścia trzy lata.


 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ale ty nie wiesz, co to znaczy stworzyć sobie prawdziwy obraz z mnóstwa szczegółów”.

„(…) logiczny związek wiąże się zwykle z rozumem”.

„Sprawiał wrażenie człowieka, który siedział dłuższy czas w więzieniu albo studiował na Uniwersytecie Harvarda, albo też żył długo wśród obcych w Ameryce Południowej. W każdym razie jakby przebywał gdzieś, gdzie inni dotrzeć nie mogą, albo zrobił coś, czego inni zrobić nie potrafią”.

„Są tacy, co wiedzą, i tacy, co nie wiedzą. Na dziesięć tysięcy tych niewiedzących trafia się jeden, który wie. To rzecz niepojęta, w każdej epoce- fakt, że miliony wiedzą tak wiele, a tego jedynego nie wiedzą. Na przykład w piętnastym wieku wszyscy myśleli, że Ziemia jest płaska, a tylko Kolumb i paru innych jeszcze znało prawdę. Inna rzecz, że trzeba pewnej wiedzy, by móc wyobrazić sobie, że Ziemia jest okrągła. A tymczasem ta prawda jest oczywista, aż niepojęte, że ludzie nie wiedzą. Ty wiesz!”.

„(…) prawie każdy ma jakąś część ciała, którą stara się zakryć. Głuchoniemy- ręce”.

„Bo niektórzy są już tacy, że czasem wyrzucają z siebie to, co w nich tkwi, zanim przefermentuje i stanie się trucizną, oddają to wszystko jakiemuś człowiekowi lub jakiejś idei”.

„Może gdy ludzie marzą o czymś tak bardzo, to marzenie każe im wierzyć we wszystko, co mogłoby je spełnić”.

„Nie trzeba słów, żeby się kłócić”.

„Miliony ludzi gotowi są robić wszystko-oszukiwać, kłamać, uciąć sobie prawą rękę- byle tylko mieć trzy razy dziennie suty posiłek i dach nad głową”.

„Bo w tym systemie świnie są cenne, a ludzie nie”.

  

„Serce to samotny myśliwy” to pierwsza powieść Carson McCullers, opublikowana w 1940 roku, kiedy autorka miała zaledwie dwadzieścia trzy lata. Po opublikowaniu książka została pozytywnie przyjęta przez recenzentów, między innymi ze względu na młody wiek autorki. W książce możemy odnaleźć tematy, które były obecne przez całe jej życie i które pojawiają się we wszystkich jej pracach, takich jak: „duchowa izolacja” oraz pojęcie „groteski”, które wykorzystywała do definiowania postaci, które zostały wykluczone ze społeczeństwa z powodu cech fizycznych lub psychicznych. Historia rozgrywa się przez okres jednego roku w małym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych pod koniec lat trzydziestych XX wieku. Życie pięciu głównych bohaterów nieustannie krzyżuje się ze sobą, ale z powodu braku równowagi psychicznej oraz z powodu „poplątanych” osobowości, nie są w stanie funkcjonować ze sobą i przez to skazani są na kontynuowanie samotności wskazanej już w tytule książki. Brak mechanizmów radzenia sobie z trudnościami życia powoduje, że jeden z bohaterów, któremu pozostali czterej powierzają swoje nadzieje, problemy, aspiracje jest głuchoniemy.  John Singer, bo o nim tu mowa nie jest w stanie ich w pełni zrozumieć ani przekazać im niczego werbalnie, kiwającą tylko głową akceptuje to, co do niego mówią. To do niego, niemal jak do spowiednika, przychodzą pozostali główni bohaterowie. Jego milczenie traktują, jako przejaw życiowej mądrości. Ich cykliczne spotkania z Singerem są dla czytelnika szansą poznania czworga mieszkańców małego miasteczka na południu Stanów Zjednoczonych. Jak w kalejdoskopie przewijają się ich historie. Człowiek ten był dla nich tak „niesamowity”, że ludzie przyglądali mu się, zanim jeszcze zauważyli, że jest w nim coś dziwnego. Wzrok jego nasuwał myśli, że „słyszy” rzeczy, których nikt nie słyszał, i wie to, czego nikt dotąd nie odgadł. Wydawało się, że jest w nim coś nadludzkiego.

            Czternastoletnia Mick żyje w dwóch światach – tym rzeczywistym, w którym chodzi do szkoły, opiekuje się młodszymi braćmi, i świecie marzeń, w którym zwiedza obce kraje i zajmuje się muzyką. Świat wewnętrzny to jej sanktuarium, dzięki któremu nawet w domu pełnym ludzi potrafi być sama. Jake Blount, alkoholik z wizjami zmiany świata, opętany chęcią burzenia dotychczasowego porządku, marzy o wielkiej rewolucji, a siebie widzi, jako jej przywódcę. Benedict Mady Copeland to lekarz, dla którego celem życia jest pomoc czarnoskórym braciom. Ogromne cierpienia czarnych mieszkańców USA wzbudzają w nim chęć zemsty i niszczenia, potęgują nienawiść do wszystkich ludzi białych. Biff Brannon, wdowiec i właściciel restauracji, przychodzi do Singera, aby trochę pofilozofować i podumać nad życiem. Mick, Jake, Benedict i Biff są wewnętrznie samotni, żyją w świecie marzeń i mrzonek, przy tym są tak zaabsorbowani swoimi sprawami, że nie widzą nikogo wokół siebie. Wyobrażają sobie Singera takiego, jakim chcą go widzieć. Nikt jednak nie chce niczego dowiedzieć się o człowieku, którego traktują jak powiernika. A kiedy dochodzi do tragedii, jest już za późno, aby cokolwiek naprawić. W swojej krótkiej karierze powieściopisarskiej Carson McCullers przedstawia postacie, które z różnych powodów zostały wykluczone ze społeczeństwa.

W mieście żyło dwóch głuchoniemych, którzy nigdy się ze sobą nie rozstawali. Co dzień wczesnym rankiem wychodzili z domu i trzymając się pod rękę szli do pracy. Dwaj przyjaciele różnili się wyglądem. Ten, który szedł pierwszy, gruby i ociężały był z pochodzenia Grekiem. Latem paradował w żółtej lub zielonej koszulce, wetkniętej niedbale z przodu w spodnie, a z tyłu puszczonej luźno.  Kiedy było chłodniej, wkładał rozciągnięty szary sweter. Twarz miał okrągłą i tłustą, powieki stale wpółprzymknięte, wargi wygięte w głupawym, łagodnym uśmiechu. Drugi głuchoniemy był wysokiego wzrostu i z pochodzenia był Żydem. Oczy miał żywe i inteligentne. Ubierał się w kolory spokojne i był zawsze niezwykle czysty. Co rano przyjaciele szli razem w milczeniu aż do głównej ulicy miasta. Przed sklepem owocowo-cukierniczym przystawali na chwilę na chodniku. Grek, Spiros Antonapoulos, pracował u swego kuzyna, który był właścicielem sklepu. Zajęcie jego polegało na układaniu cukierków i innych słodyczy, wyjmowaniu owoców ze skrzynek i utrzymywaniu porządku w sklepie. Wysoki niemowa John Singer prawie zawsze przed rozstaniem kładł rękę na ramieniu przyjaciela i wpatrywał się przez chwilę w jego twarz. Pożegnawszy go w ten sposób, przechodził na drugą stronę ulicy i szedł dalej, do sklepu, gdzie grawerował stołowe srebro. 
 
Dwaj głuchoniemi wracali wolno o zmierzchu do domu. Tam Singer rozmawiał zawsze z Antonapoulosem na migi, wykonując szybko rękami umówione znaki. Na twarzy jego malowało się podniecenie, szarozielone oczy jaśniały promiennie. Szczupłymi, silnymi rękami opowiadał przyjacielowi wszystko, co wydarzyło się w ciągu dnia. Obiad zawsze trwał długo, bo Antonapoulos lubił jeść i był bardzo powolny. Czasami wieczorami grywali w szachy. Singer bardzo lubił tę grę i próbował nauczyć jej Antonapoulosa. Lecz głuchoniemi nie czuli się wcale samotni. W domu z zadowoleniem jedli i pili, a Singer, z zapałem gestykulując, opowiadał przyjacielowi wszystko, co tylko przychodziło mu do głowy. Tak, więc lata płynęły spokojnie. Singer był już mężczyzną trzydziestoletnim i mijało jedenaście lat, od kiedy zamieszkał z Antonapoulosem w tym mieście. Dlaczego tak dokładnie staram się przedstawić relację przyjacielską tych dwóch głuchoniemych mężczyzn? Ponieważ książka jest subtelnym i przepięknym opisem miłości homoseksualnej. Jest to jedna z nielicznych pozycji książkowych, w której w tak delikatny i uczuciowy sposób autorka opisała więź i miłość pomiędzy dwoma mężczyznami. Jest to przykład, że o miłości (w ogóle o miłości) w tym wypadku o miłości homoseksualnej można napisać bez wulgaryzmów, pornografii i seksualnego ekshibicjonizmu.

            Pewnego dnia Grek zachorował. Siedział na łóżku trzymając się za brzuch, a po policzkach spływały mu duże, lśniące łzy. Grek był bardzo rozdrażniony, poruszał niezgrabnie rękami wypowiadając swoje „Święta Mario”. Singer był cierpliwy i robił, co mógł. Pielęgnował przyjaciela tak troskliwie, że po tygodniu Antonapoulos mógł wrócić do pracy. Jednak z upływem miesięcy obyczaje Antonapoulosa coraz bardziej się zmieniały. Pewnego dnia wyszedł w południe ze sklepu swojego kuzyna i publicznie oddał mocz pod ścianą Banku Narodowego po drugiej stronie ulicy. Gdy idąc chodnikiem, spotykał ludzi, których twarze mu się nie podobały, atakował ich poszturchując łokciami i brzuchem. Pewnego dnia wszedł do jakiegoś sklepu zabrał stamtąd lampę stojącą, nie płacąc za nią, a innym razem próbował wziąć kolejkę elektryczną, którą zobaczył w gablocie. Aż w końcu Singera spotkało ostateczne nieszczęście. Kiedy pewnego dnia przyszedł do sklepu po Antonapoulosa, jego krewny poinformował go, że postanowił umieścić go w państwowym zakładzie dla umysłowo chorych, odległym o dwieście mil. Pewnego popołudnia szli po raz ostatni ulicą, trzymając się pod rękę. Na dworcu autobusowym Singer patrzył na swojego przyjaciela przez okno autobusu, a jego ręce poruszały się rozpaczliwie w ostatniej rozmowie z przyjacielem. Lecz Antonapoulos był tak zajęty oglądaniem wiktuałów, które miał w pudełku, że nie zwracał na Singera uwagi. Dopiero tuż przed odjazdem autobusu odwrócił się do niego z uśmiechem tak bladym i dalekim, jakby dzieliło ich wiele mil. Tygodnie, które nastąpiły potem, wydawały się zupełnie nierealne.

Jednym z bohaterów książki jest doktor Copeland. Nie jest w stanie nawiązać bliższych więzi ze swoją społecznością w sposób zadowalający. Nie potrafi nawet mieć dobrych stosunków rodzinnych z własnymi dziećmi. Jest odizolowany emocjonalnie zarówno od swojej rodziny, jak i od szerszego społeczeństwa, jednak za wszelką cenę dąży do równości rasowej - do której ci, którymi się opiekuje, nie chcą się przyłączyć. Jako lekarz dba o zdrowie fizyczne swojej wspólnoty. Pomimo prób wykształcenia swoich dzieci, nadając im imiona pisarzy i myślicieli - Portią, Williamem, Hamiltonem i Karolem Marksem - nie są zainteresowani nauką. Zarówno doktor Copeland, jak i jego rodzina, zostali w przenośni i dosłownie okaleczeni przez rasizm; jego synowi amputowano stopy w więzieniu po tym jak strażnik więzienny znęcał się nad nim w celi, nawet sam doktor Copeland zostaje pobity i uwięziony za próbę poszukiwania sprawiedliwości. Nieumiejętność komunikowania się tego starego człowieka ma swoją cenę, jego słowa o sprawiedliwości zostają „uwięzione”, ból i cierpienie całej rasy „mieszczą się” w jego piersi, płonące gorące i wściekłe. Jego płuca dotknięte gruźlicą są fizyczną manifestacją jego stłumionego głosu o wolność Afroamerykanów. Doktor Copeland jest zbyt zajęty opiekowaniem się chorymi i nie ma czasu, aby poświęcić więcej uwagi swoim dzieciom.

W powieści sprawa losu czarnoskórych obywateli USA zajmuje wiele miejsca, ale pisarka nie staje się wcale ich orędowniczką. Nie dzieli świata na złych białych i dobrych czarnych. Dla McCullers kolor nie ma znaczenia, liczy się człowiek. I tak właśnie przedstawia swoich bohaterów. Pokazuje przede wszystkim ludzi nieszczęśliwych, okaleczonych, którzy wbrew trudnej sytuacji życiowej starają się odnaleźć swoje szczęście. Powieść jest studium ludzkiego umysłu. Pisarka koncentruje się na przedstawieniu pewnego typu osobowości – ludzi, którzy nie zgadzają się na swój los i starają się go zmienić. Ludzi, którzy nie boją się marzyć, nie chcą pogodzić się z tym, co niesie kolejny dzień, i starają się sami kierować swoim życiem. Chcą żyć świadomie.

Mick chce nauczyć się gry na fortepianie i być sławną dyrygentką lub kompozytorką, ale sytuacja finansowa jej rodziny zmusza ją do pracy w miejskim domu towarowym Woolworth. Tutaj Carson McCullers pokazuje również ograniczone perspektywy dla kobiet w tym okresie. Wszystkie wydarzenia rozgrywają się na tle szerszych zmian politycznych - w powstającym Ruchu Praw Obywatelskich w Stanach Zjednoczonych, w świecie na krawędzi II wojny światowej. Ta ciągła groźba przemocy narasta w drugiej części powieści, której kulminacją są walki na noże i brzytwy między Białymi i Czarnymi mieszkańcami miasteczka.

Ważnym aspektem powieści jest także tło obyczajowe. Akcja rozgrywa się w latach 30-tych XX wieku. W rozmowach pobrzmiewają echa europejskich wydarzeń, zwłaszcza triumfalnego pochodu nacjonalizmu w Europie i dojścia Hitlera do władzy. Amerykanie żyją przede wszystkim swoimi sprawami. Czarnoskóra społeczność Południa zauważa trudną sytuację we własnym kraju, nierówność społeczną, brak praw obywatelskich, dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej, a nade wszystko ogromną biedę. W powieści sprawa ta zajmuje wiele miejsca, ale pisarka nie staje się wcale orędowniczką czarnoskórych obywateli.

Powieść wnikliwie analizuje ludzkie emocje. Została napisana w sposób liryczny, można w niej odnaleźć fragmenty, które bardzo zbliżają ją do poezji. To piękna historia o samotności, odmienności i marzeniach, która zapada w serce i pamięć. „Po raz pierwszy biały autor rysuje postaci czarnych z taką łatwością i tak trafnie, jakby pisał o kimś ze swojej rasy. McCullers wyrwała się spod presji własnego środowiska i przekroczyła barierę obcości, zestroiła białe i czarne postaci powieści w jeden strumień odczuwania i wrażliwości” - zauważał w piśmie „New Republic" ceniony czarny pisarz Richard Wright, kiedy 4 czerwca 1940 r. ukazała się debiutancka powieść Carson McCullers Serce to samotny myśliwy". Dlaczego? Jest na to pytanie odpowiedź. Okolone polami bawełny miasto Columbus przeglądało się leniwie w wodach rzeki Chattahoochee. W tej części stanu Georgia powietrze było zawsze gęste od gorąca, a twarze ludzi mieniły się wszelkimi odcieniami brązu i czerni. Tu 19 lutego 1917 r. w rodzinie południowców z krwi i kości przyszła na świat Lula Carson Smith. Jej ojciec Lamar trudnił się jubilerstwem. Matka Marguerite wydała na świat troje dzieci, a w prowadzeniu domu zawsze pomagały jej czarne służące. Ta wrażliwa dziewczyna nie mogła napisać innej książki, jak opisać historie, które widziała, wydarzenia, które utkwiły jej w świadomości. W owych czasach Południe ciągle miało kaca po przegranej wojnie domowej. Dziewczyna pamiętała wszechogarniające poczucie beznadziei, nienawiść do Jankesów i wstręt do Czarnych. Frustracja i alkoholizm były powszechne. Za wszelką cenę chciała wyrwać się na Północ. Jej dziadkowie zapili się na śmierć, ojciec umarł w sile wieku na zawał po ostrej pijatyce, matka wieczorami usypiała zamroczona przy stole kuchennym. Talent w kreśleniu osobliwych bohaterów — okaleczonych emocjonalnie wyrzutków cierpiących samotność w tłumie zaczerpnęła z osobistych doświadczeń rodzinnych.





15 czerwca 2019

Hamida z zaułka Midakk


„Hamida z zaułka Midakk”


Nadżib Mahfuz




Autor/ arab.نجيبمحفوظ, Nagib Mahfuz (ur. 11 grudnia 1911 w Kairze, zm. 30 sierpnia 2006 tamże) – prozaik egipski. W 1988 roku został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Rodowity kairczyk. Jego rodzina należała do klasy średniej i była wyznania muzułmańskiego, ale imię mały Naguib otrzymał po prof. Naguibie Paszy Mahfouzie - wybitnym koptyjskim uczonym. Absolwent Uniwersytetu Fuada I (filozofia), który dzisiaj nosi nazwę Uniwersytetu Kairskiego (Gama'at al-Qahira).

Tłumaczenie/ Jolanta Kozłowska

Tematyka/ Wywodząca się z zaułka Midakk Hamida jest jedną z najciekawszych w literaturze arabskiej i najbardziej irytujących - w historii literatury światowej - kobiecych postaci. Wcześniej tylko niektóre z bohaterek Jane Austen potrafiły doprowadzać czytelników na skraj szaleństwa. Hamida to kairska femme fatale – piękna i szalenie niebezpieczna. Jest ekstremalnie pewna siebie, bezczelna, dominująca. Choć po prawdzie nie powinna, bo jest jedynie nieślubnym dzieckiem wychowującym się u przybranej matki, biednej swatki, w jednym z najnędzniejszych zaułków Kairu. Ona sama tylko pozornie o tym zapomina. Przeszkadza jej ubóstwo, zacofanie, ignorancja. Między innymi, dlatego Hamida jest pełna pretensji do życia. Irytuje ją niemożność kontrolowania swoich losów.

Główny motyw/ Największym marzeniem Hamidy jest zdobycie bogatego męża. Zamożny efendi jest dla niej synonimem przepustki do lepszego świata, świata, w którym będzie mogła zapomnieć o znienawidzonym przez siebie zaułku.  Pragnie pięknych sukien, drogocennych klejnotów, zbytku, luksusu i permanentnej atencji ze strony zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Zresztą nie tylko ona czuję niechęć do zaułka Midakk. Nie znosi go także mleczny brat Hamidy, Husajn. Mężczyzna szydzi z przywiązanego do tej biednej części Kairu przyjaciela, fryzjera Abbasa. Nadżib Mahfuz ukazuje przemożne pragnienie młodych ludzi do porzucenia tradycji i przywdziania trendów idących z Zachodu, w ślad za stacjonującymi w Egipcie wojskami króla Anglii. Jednak nie tylko oni są winni postępującym nad Nilem przemianom. Rozwijająca się industrializacja zbiera pierwsze plony, bezlitośnie miażdżąc stare obyczaje i tradycje. Typowym przejawem tej tendencji, jest na przykład sytuacja w kawiarni Ma’allima Kirsza. Właściciel postanawia wyrzucić z niej Rawiego, którego opowieści – głęboko zakorzenione w myśli konserwatywnej – wzbudzają niechęć i powszechną awersję. Ludzie nie chcą dłużej słuchać „starych bzdur”, porzucają je na rzecz najnowszych zdobyczy technologicznych, m.in. cieszącego się popularnością radia.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ależ czyż śmierć może być czymś gorszym dla kogoś, czyje życie jest nieustannym snem?”.

„W naszych czasach ludzie nie potrzebują poety. Już dawno mówili, że chcą radio”.

„Odszedł poeta, przyszło radio. Taka jest kolej rzeczy w Bożym świecie”.

„(…) bo przecież trzeba mieć w życiu coś, co się lubi, co nadaje mu wartość, choćby to była nawet głupia mrzonka”.

„Każdy mężczyzna, nawet przykuty do fotela, kaleka, potrzebuje kobiety. Taka jest Boża mądrość”.

„Tak naprawdę to on jej nie zna, patrzy na nią oczyma miłości”.

„Wszak Bóg stworzył człowieka do miłości i z nią związał tajemnicę życia”.

„Dorośli też byli kiedyś dziećmi”.

„Krótko mówiąc, jedyne jego atrybuty to zdrowy żołądek i eleganckie ubranie. Ale przecież często od polityka niczego więcej się nie wymaga”.

„Gdy się kocha, świat się do nas uśmiecha”.

„Pieniądze pokryją wady”.

„Godność jest twoim najcenniejszym kalectwem”.

„Każdego z nas świat przyjmuje pewnego dnia jak króla, a potem każdy staje się tym, czym go uczynił zły los. I to jest mądre oszustwo życia, bo gdyby nam powiedziano jasno u progu, co nas czeka, odmówilibyśmy opuszczenia macicy!...”.

„Co umarłym z tego, że ich rodzina kocha?”.

„Myślałaś, że to niebo daje deszcz w postaci złota i diamentów? Nie, kochanie, niebo w naszych czasach zsyła tylko odpadki”.

„Z żywych nie ma żadnej korzyści, ale za to ze zmarłych czasami trochę jest”.

„Przecież człowiek wariuje z bólu, kiedy mu się wyrywa paznokieć, a co dopiero kiedy mu się wyrywa duszę i życie?!”.



              Nadżib Mahfuz, to najsłynniejszy spośród egipskich powieściopisarzy, zdobywca jednej z najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie literatury. W ciągu całej swej burzliwej, płodnej, a zarazem obfitującej w liczne kontrowersje kariery, stworzył aż 40 dzieł, o zróżnicowanym i złożonym charakterze. Wiele z jego książek zostało przeniesionych na ekran i cieszyło się ogromną popularnością we wszystkich krajach arabskich. Mahfuz był ojcem arabskiej powieści i popularyzatorem tego gatunku. Zachodni czytelnicy najlepiej pamiętają jego realistyczne portrety z życia XX- wiecznego Kairu- wczesne utwory, których styl narracji i sposób kreowania postaci, przypominają europejskich mistrzów XIX w. – Dickensa, Balzaca czy Zolę. Akcja „Hamidy z zaułka Midakk” rozgrywa się w starej dzielnicy Kairu podczas II wojny światowej. Niezaprzeczalny wdzięk tej prozy w humorystyczny sposób przedstawia życie codzienne ulicy, ale wizja, jaką roztacza opowieść, jest krytyczna. Nie ma żadnego ciepła w portretach jednostek, np. Kirchy- homoseksualnego dilera narkotyków, właściciela kawiarni, który nocą opuszcza żonę, by „polować” na młodych mężczyzn- czy złowieszczego Zaity, zawodowo zajmującego się okaleczaniem najbiedniejszych, by mogli lepiej zarobić, jako wzbudzający litość żebracy. To portret społeczeństwa w stanie kryzysu. Przeciwwagą dla frustracji, biedy czy stagnacji, jest otwarcie się na nowe rozwiązania, których uosobieniem są brytyjscy i amerykańscy żołnierze stacjonujący w Egipcie. Kulminacyjny, tragiczny punkt powieści następuje, gdy Hamida - miejscowa „zimna” piękność - uwiedziona pokusą ducha nowoczesności, zostaje prostytutką. „Odwiedzając” zaułek Midakk, mamy rzadką okazję, by spojrzeć na problemy człowieka oczami Arabów.

            Nadżib Mahfuz urodził się w Kairze, w ludowej dzielnicy Al- Dżamalijja, jednej z najstarszych i najbiedniejszych okolic. Kiedy miał sześć lat, jego rodzina wyprowadziła się do położonej nieopodal, bardziej rozwiniętej dzielnicy Al-Abbasijja, którą Mahfuz często przenosił na karty swoich powieści. Jako kilkuletni chłopiec Nadżib Mahfuz poznał starą część Kairu, skupioną wokół meczetów Al-HHusajna i Al-Azhar, sięgającą czasów fatymidzkich (X-XI, w), która później odegrała wielką rolę w jego twórczości. Jeden z jego kolegów odziedziczył sklep w tej okolicy i przerwał naukę, aby móc go prowadzić. Nadżin Mahfuz, wraz z innymi kolegami, stał się jego częstym gościem. Przesiadając w kawiarni, paląc nargile i gawędząc, obserwował ludzi oraz obyczaje panujące w tej tak innej - wręcz dziwnej - „świętej” dzielnicy. W tych właśnie miejscach toczy się akcja wszystkich powieści społeczno-obyczajowych Mahfuza, do których należy prezentowana tu „Hamida z zaułka Midakk”.

            Nadżib Mahfuz, nazywany „pisarzem Kairu”, był zafascynowany zaułkiem Midakk i jego mieszkańcami, którzy stali się bohaterami jego powieści. Byli to na ogół ludzie biedni, urzędnicy niskiego szczebla, sklepikarze, fryzjerzy, swatki. Raz nawet pojawia się postać kupca, przynależącego do drobnej burżuazji. Ich losy są wpisane w aktualną sytuację społeczno-polityczną i uwarunkowane społecznie, a zarazem podporządkowane bezwzględnej konieczności, czyli fatum. Z jednej strony autor wskazuję warunki społeczne, jako główną przyczynę ludzkiej nędzy. Z drugiej zaś, zauważa, że życie człowieka podlega siłom, na które nie ma on żadnego wpływu, pozostaje wobec nich bezradny. Co ciekawe sam autor nigdy nie opuścił tego miasta, podróże go nie interesowały- ich funkcje zastępowały mu spacery po tutejszych ulicach.

            Bohaterka książki Hamida, to jedna z najbardziej interesujących postaci kobiecych w twórczości Nadżiba Mahfuza. Jest nieślubnym dzieckiem, jej przybrana matka, biedna swatka, wynajmuje mieszkanie w domu bogatej wdowy w zaułku. Hamida jest piękna i harda. Nienawidzi zaułka, jego nędzy i panującej wokół beznadziei. Marzy o nowoczesnych dzielnicach Kairu, o tym, żeby odrzucić galabiję, ubierać się modnie i żyć jak współczesna dziewczyna. Imponują jej nawet Żydówki, robotnice, które noszą sukienki, pracują, są samodzielne. Wie, że jeśli wyjdzie za mąż za mężczyznę z zaułka, czeka ją los taki jak innych kobiet z jej sfery: mnóstwo dzieci, nędza i brud. Jej ambicja, pragnienie dominowania, bunt przeciwko zasadom moralnym i obyczajom zaułka, doprowadzają w końcu do tragedii; nie tylko sama nie zazna szczęścia, ale też zniszczy młodego, poczciwego, zakochanego w niej fryzjera.

Hamida była dziewczyną biedną, nie mogła się poszczycić dobrym urodzeniem ani bogatą rodziną, ale nie brakowało jej pewności siebie. Być może jej źródło tkwiło w olśniewającej urodzie i silnym charakterze; nie zdarzyło się jeszcze, żeby pewność siebie ją opuściła. Miała skłonność do dominowania, górowania nad innymi. Najdziwniejsza z plotek, jakie o niej krążyły, była ta, że nie cierpi dzieci, jest okrutna oraz pozbawiona wszelkich kobiecych uczuć. Kiedy spacerowała ulicami miasta, nieustannie zaglądała do sklepów, podziwiała piękne stroje i przedmioty codziennego użytku. Pożądliwym wzrokiem wpatrywała się w witryny, marząc by pewnego dnia móc wejść do środka, sięgnąć po jedną z modnych sukien i poczuć się jak prawdziwa dama. Tak bardzo chciała zostać jedną z nich. Mrzonkami podsycała w sobie żądzę posiadania. Silniejsza od wszystkich namiętności była w niej miłość do pieniędzy. Uważała, że są one magicznym kluczem do świata, że w nich skupiają się wszystkie tajemne moce. Marzyła o bogactwie, by móc kupować - nie tylko stroje - ale po prostu wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Wierzyła, że to właśnie pieniądze są gwarancją ludzkiego szczęścia i podstawową miarą wartości życia. W nich upatrywała sensu istnienia, dlatego też trwała w chronicznym niepokoju, nie wiedząc czy zdoła wspiąć się na sam szczyt, a co za tym idzie, dotknąć upragnionego celu. Rzeczywistość nie napawała ją optymizmem.

            Autor ukazuje oprócz Hamidy wiele innych malowniczych postaci z zaułka: Ma’allima Kirszę, właściciela kawiarni – homoseksualistę - który urządza seanse palenia haszyszu z młodymi mężczyznami; „doktora” Busziego, dentystę samouka; Sanijję Afifi, bogatą wdowę po pięćdziesiątce, która wydaje się za młodego chłopca; Sajjida Radwana al-Husajniego, świętego szacha, który wybiera się na pielgrzymkę do Mekki, żeby wybłagać przebaczenie grzechów dla mieszkańców zaułka i obłąkanego szajcha Darwisza, niegdyś nauczyciela języka angielskiego. Mimo, że zaułek istnieje jakby na uboczu, bardzo daleko od ścieżek, którymi biegnie wielkomiejskie życie, to jednak trzyma się go mocnymi, głębokimi korzeniami.  Jednocześnie tętni własnym rytmem, zachowując na domiar walory świata zamkniętego, tajemniczego. Zaułek Midakk wyglądał jakby był schwytany w sieci. Po jednej stronie stał sklep, kawiarnia i piekarnia, po drugiej także sklep oraz przedsiębiorstwo As-Sajjida Ulwana.

            Wraz z nadejściem nocy, przejawy jakiejkolwiek aktywności społecznej, odnajdujemy wyłącznie w kawiarni Kirsza. Pomimo, iż owa kawiarnia ma wygląd mocno obskurny, to jednak niektóre jej elementy mogą sugerować „dawną chwałę”. Życie Kirszy biegło w sposób raczej odbiegający od normy, ale co najdziwniejsze, on sam uważał je za całkowicie normalne, bo już od dawna przyzwyczaił się do „tarzania się w błocie”. Jako handlarz narkotykami przywykł do pracy pod skrzydłami nocy. Banita, ofiara zboczeń, całkowicie oddany swoim żądzom, bez żadnych hamulców, bez żadnych skrupułów, bez żadnych wyrzutów sumienia. Potępiał rząd za to, że prześladuje takich jak on, i przeklinał tych, którzy z jego namiętności robili przedmiot szyderstwa i pogardy. Mówił o rządzie, że zezwala na picie wina, czego zabronił Bóg, a zabrania palenia haszyszu, na co Bóg pozwolił. To właśnie w kawiarni u Kirsza bohaterowie książki prowadzą rozmowy nie zwracając uwagi na to, że ich życie jest ściśle ze sobą powiązane. W zaułku Midakk wszyscy słyszą, kiedy Husnijja bije swojego męża Dżadę za to, że jest leniwy; wszyscy kupują afrodyzjak Salima Alwana i wszyscy wiedzą, kiedy właściciel kawiarni Kirsza przyprowadza do swojego przybytku pięknego chłopca z „niewłaściwych” powodów. Nie ma prywatności i nie ma prawdziwie indywidualnych tożsamości - nikt nie jest naprawdę niezależny w takim sensie, jaki sobie wyobrażamy w czasach współczesnych. To „małomiasteczkowe” uwikłania mieszkańców ułatwiają nam lepsze zrozumienie pojedynczych postaci. Okazuje się jeszcze, że książka odkrywa przed czytelnikiem pewną prawdę. Kiedy „doktor” Buszi i Zajta zostają wtrąceni do więzienia za rabowanie grobów ze sztucznych szczenek, wszyscy w zaułku są zszokowani, ale nie wydaje nam się, aby im współczuli, czy odczuwali w stosunku do nich litość. Kiedy Abbas wyjeżdża do pracy w armii brytyjskiej, nikt poza najlepszym przyjacielem - wujkiem Amm Kamilem - nie zauważa jego zniknięcia. A kiedy Hamida ucieka, by dać się „uwieść” lepszemu życiu i zostaje prostytutką, ludzie z zaułka szukają jej przez chwilę, ale szybko wracają do własnych spraw. Na dźwięk jej imienia wzruszają tylko ramionami. Mimo że żyją w bliskim sąsiedztwie, nie zbudowali żadnych więzi emocjonalnych ani silnego poczucia wspólnoty. Ich relacje nasycone są obojętnością, uczuciem, które niepostrzeżenie odziera ludzkie dusze z najzwyklejszych odruchów człowieczeństwa. Niszczy to, co w nas najpiękniejsze.

            Fundamentalnym tematem w całej książce jest zarówno odejście, jak i powrót do zaułka Midakk. Widzimy tam wiele przykładów: odejście Hamidy w poszukiwaniu jej kochanka -alfonsa; wyjazd Husajna Kirsza do pracy w wojsku i jego powrót; odejście Abbasa do pracy dla Brytyjczyków – i jego zmieniający się stosunek do zaułka Midakk. Pogarda, gdy stać go na nowoczesny apartament z elektrycznością, po upokorzenie, wobec konieczności powrotu do domu rodziców.

Końcowe rozdziały książki opisują przygotowania Sajjida Radwana al-Husajniego, świętego szacha, który wybiera się na pielgrzymkę do Mekki. W każdym przypadku odejście tworzy małą falę zmian w społeczności, ale szybko się zamazuje. Zaułek Midakk, do którego bohaterowie wracają, jest w pewnym sensie ponadczasowy i w dużej mierze nie został dotknięty przez wydarzenia zewnętrzne. Koniec II wojny światowej nie ma prawie żadnego wpływu na ich życie, a kiedy polityk Farhat przychodzi do kawiarni Kirszy, by uzyskać poparcie wyborców, wujek Kamil z radością zauważa, że nigdy nie głosował, a szajch Darwisz mówi mu, żeby „poszedł do diabła”. Mahfuz ma ambiwalentny stosunek w tej kwestii - niektóre odejścia stanowią desperackie próby ucieczki od monotonii zaułka, ale wyraźnie jest to miejsce, do którego bohaterowie mogą powrócić w potrzebie. Początkowo książka przedstawia obecność Brytyjczyków, jako dobrą rzecz, źródło wysoko płatnych miejsc pracy dla Egipcjan, co pozwala ludziom takim jak Husajn Kirsza, dosłownie i w przenośni, uciec od biedy czy wynikającego z niej zacofania. Jednak ten prosty obraz ulega w książce pewnym przeobrażeniom; upadek Hamidy spowodowany jest przez Ibrahima Faraja, bogatego egipskiego alfonsa, a zapotrzebowanie na jej usługi seksualne pochodzą od brytyjskich oficerów. Kiedy zakochany Abbas w końcu spotyka Hamidę w barze, flirtującą z brytyjskimi żołnierzami, Abbas szaleje z wściekłości i atakuje ją butelką po alkoholu. Za tą napaść zostaje przez nich pobity na śmierć.

            Pod koniec książki to Abbas okazał się najbardziej oczywistym symbolem tego, co brytyjska hegemonia zrobiła Egiptowi: zabierała prostych, ale dobrych ludzi z dala od ich tradycyjnego życia i pchała ich w zgubne objęcia alkoholu, przemocy i w końcu także śmierci. To, co pierwotnie wydawało się żałośnie zacofaną naturą zaułka Midakk i jej sposobu życia, jest odkupione i ostatecznie okazało się moralnie lepsze od tego, co oferowali Brytyjczycy i ogólna idea postępu. Zaułek Midakk może był nudny, a ludzie tam mieszkający może mieli swoje wady, ale byli społecznością godną naśladowania, zachowania i ochrony. Nadżib Mahfuz nazywany był ostatnim egipskim „rawim", czyli gawędziarzem i rzeczywiście ta powieść jest niczym historia opowiadana o rodzinie z sąsiedztwa, o ich zwyczajnym życiu, o dzielnicy, do jakiej się przenoszą, szukając spokojnego miejsca w narastającym zagrożeniu zachodnią cywilizacją. Zachwyca lekkością, kolorytem i dbałością o detale, dzięki którym życie Kairu, jego ulic, domów, kawiarni, zaułków aż tętni od barw, hałasów, zapachów. Wstajesz rano do pracy i każdej czynności towarzyszą odgłosy budzącego się wokół życia - matka, która przyrządza za ścianą posiłek, sklepikarz, który klnie już pod oknami przyjmując towar, może modlitwy dochodzące z kamienicy naprzeciwko. Wszystko tak zwyczajne, że zwykle nie zwracamy na to uwagi. A tu opisane z taką uwagą, ba, nawet z czułością. Bo Mahfuz kocha Kair i jego mieszkańców. Nie jest oczywiście wobec nich bezkrytyczny, ale czuje się, że jest przywiązany do tego świata, do tradycji i zwyczajów. Jest to, więc opowieść, w której nie tylko sami bohaterowie są istotni - to jakby marionetki, aktorzy dramatu, a autorowi zależy, aby widz zachwycił się całą oprawą tej historii, jakby mówiąc nam: dramaty pojedynczych ludzi są podobne, życie nas wszystkich jest podobne, pełne goryczy, żalu. Nadzieje i radości ustępują smutkom i rozpaczy, kariera i bogactwo są jedynie ułudą, chwilowym szczęściem i na więcej raczej nie ma, co liczyć. Nadzieje, marzenia, aspiracje są niezwykle ważne w powieści „Hamida z zaułka Midakk”. Są tam przykłady wykorzystywane przez Nadżiba Mahfuza, do zilustrowania walki między lojalnością Egipcjan wobec ich dawnych obyczajów, a pragnieniem pójścia z duchem czasu. Ku ideom napływającym z zachodu, których fundamenty okazują się dość kruche, a materializm będący ich podstawą, prowadzi do tak zwanej podwójnej moralności. 

W rezultacie różne postacie z różnymi poziomami nadziei, marzeń i aspiracji, są „używane” do ucieleśnienia tego kontrastu między starymi tradycjami, a nowymi zachodnimi wpływami. Hamida – bohaterka powieści – została przedstawiona, jako pozostająca pod ogromnym wpływem przemian kulturowych kobieta, której pragnienia oscylują wyłącznie wokół przyjemności związanych z chęcią posiadania.  Dla niej religia, która była sercem egipskiego społeczeństwa, nie miała większego znaczenia. Nie definiowała jej szczęścia, nie odgrywała żadnej roli w życiu, które wybrała. Od początku, aż do końca powieści, Hamida wkłada całą energię w pogoń za dobrami materialnymi, ucieka od szarej codzienności w zaułku Midakk. Ostatecznie postanawia zapłacić bardzo wysoką cenę za swoje marzenia. Na ołtarzu „złotego bożka” składa własną niewinność, jedyną walutę, jaką dysponuje. Zostaje prostytutką. „Każdego z nas świat przyjmuje pewnego dnia jak króla, a potem każdy staje się tym, czym go uczynił zły los. I to jest mądre oszustwo życia, bo gdyby nam powiedziano jasno u progu, co nas czeka, odmówilibyśmy opuszczenia macicy!...”– napisał Mahfuz w książce „Hamida z zaułka Midakk”.

Nadżib Mahfuz był znanym orędownikiem tolerancji i umiarkowania. Muzułmańscy fundamentaliści zarzucali mu, że jest przeciwnikiem islamu. W 1994 roku został ciężko ranny w zamachu. Od tego czasu nie mógł pisać i dyktował swoje utwory. W książkach pokazuje jak ważna jest dla niego jednostka, każdy jeden niepowtarzalny człowiek, który ma swoje przekonania, pragnienia i marzenia.

08 czerwca 2019

W obcym pokoju


„W obcym pokoju”

Damon Galgut




Autor/ (ur. 12 listopada 1963 roku, Pretoria, RPA). Ukończył Uniwersytet Kapsztadzki, Pretoria Boys High School. Autor czterech sztuk teatralnych i siedmiu powieści, z których dwie zostały nominowane do Nagrody Bookera.

Tłumaczenie/ Beata Turska

Tematyka/ Książka „W obcym pokoju" miała być subtelną opowieścią o tęsknocie i niespełnionych pragnieniach, o gniewie i współczuciu. Jednak taką nie jest. Podczas trzech kolejnych wypraw bohater wejdzie w trzy różne role, determinujące sposób przeżywania obcych światów. W pierwszej będzie naśladowcą, niemal bezwolnie podążającym za człowiekiem, którego ledwie zna, lecz który w dziwny sposób pociąga go i zarazem odpycha. W drugiej będzie kochankiem, niepotrafiącym wprawdzie wyrazić swych uczuć, lecz przeżywającym głęboką homoerotyczną fascynację chłopakiem, do którego dostępu bronią językowe i emocjonalne bariery. W trzeciej stanie się opiekunem kobiety, której jedynym pragnieniem jest śmierć. Żadna z tych ról nie będzie prosta, żaden z trzech epizodów nie zakończy się dobrze.

 Główny motyw/ Młody mężczyzna udaje się w podróż najpierw do Grecji, potem do Afryki i wreszcie do Indii. Wędruje z niewielkim bagażem i najprościej, jak tylko się da. Dla tych, którzy są z nim w podróży, i których spotyka na swej drodze - przystojnego i tajemniczego nieznajomego, grupki beztroskich turystów z plecakami, i kobiety, która znalazła się w swoim życiu na krawędzi - staje się kolejno: Naśladowcą, Kochankiem i wreszcie Opiekunem. Chociaż bardzo się stara i ma jak najlepsze intencje, wszystkie trzy podróże kończą się katastrofą. Wszystkie trzy zmienią jego życie.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nie bardzo znam fakty, bardziej interesuje mnie mitologia”.

„Nic tak nie podsyca chęci odwetu jak rozpacz, tego raz po raz uczy nas historia”.

„Dlaczego z taką łatwością wyobrażam sobie przemoc, podczas gdy czułość będzie dla mnie zawsze uwięziona między słowami”.

„Ja jestem wiecznie udręczony brakiem miłości, a być niekochanym to tyle, co być bezsilnym”.

„Bez miłości wszystko traci wartość, przestaje mieć większe znaczenie”.

„Idea podróży, porzucenia swego miejsca w świecie, jest próbą ucieczki przed czasem, najczęściej nieudaną”.

„W końcu to ludzka rzecz szukać śladów przeznaczenia tam, gdzie chodzi o miłość bądź tęsknotę”.

„Świat, przez który wędrujesz, przenika do świata w twoim wnętrzu, już nic się nie dzieli na części, jedno znaczy drugie, pogoda nastrój, krajobraz uczucie, każdemu przedmiotowi odpowiada wewnętrzny gest, wszystko zmienia się w metaforę. Granica jest linią na mapie, ale jest też nakreślona w twoim wnętrzu”.

„To, czego nie pamiętamy, nigdy się nie wydarzyło”.



Od jakiegoś czasu sam przeceniam swoje oczytanie, zwłaszcza, gdy chodzi o to, co dzieje się w literaturze w ostatnich latach. Z dwóch względów: podaż książek stała się tak wielka, że trudno wchłonąć wszystko, co zasługuje na przeczytanie. Po drugie: moje możliwości percepcyjne kurczą się z wiekiem i ograniczają do tego, co związane jest z moimi bezpośrednimi zainteresowaniami. Dlatego wyróżnienie tego, co posiada szczególnie trwałą i wysoką wartość literacką, bywa dla mnie trudne i prawdę mówiąc – przekracza moje kompetencje. Wszelka taka próba musi być siłą rzeczy subiektywna i ułomna. Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że literatura nie odzwierciedla już świata społecznego. Jednak, kiedy pojawiają się książki, które choćby marnie pokazują rzeczywistość społeczną – jak na przykład „W obcym pokoju” Damona Galguta to muszę przyznać, że jako ludzkość zmierzamy w złym kierunku.
Zaobserwowałem, że niektórzy współcześni pisarze są zamknięci w swoich własnych granicach, nie interesuje ich ogarnianie świata. Skupiają się na własnych, narcystycznych i mało interesujących tematach. Literatura do tej pory demaskowała to, co człowiek, społeczeństwo chciało ukryć.  To właśnie do tej pory było jej nadrzędnym celem. Nieustannie zadawała pytania o człowieka, o to, kim jest i dokąd zmierza. Na przestrzeni wieków i w literaturze i w filozofii, odpowiedź na to pytanie była zróżnicowana. Można powiedzieć, że oscylowała ona pomiędzy systematycznym, strukturalnym i dualistycznym ujęciem, a ujęciem egzystencjalnym. To pierwsze ujęcie sygnalizowało rozumienie człowieka, jako bytu pośród innych bytów, zasady pośród innych zasad.
Współczesna literatura -nadużyję tego słowa- to literatura nudy, apocomii, pustki: chorób dotykających współczesnego człowieka. Twórcą terminu „apocomia” jest Jean Sulivan (1913-1980), francuski pisarz, ksiądz, autor esejów i opowiadań. Terminem tym określa się chorobę nękającą współczesnego człowieka, która objawia się pewnego rodzaju zgorzknieniem, wyrażającym się w pełnych rozczarowania i zgorzknienia słowach typu: „A po co mi....? Po co jeszcze walczyć? Po co ciągle żyć nadzieją?”. Źródła takiego zachowania upatruje się w braku zgody na świat. Człowiek jest zmęczony nieustannym odrzucaniem współczesnej rzeczywistości. Czasami nawet stan niezadowolenia sprawia mu przyjemność. Pod wpływem rozczarowań, częstych porażek, zraniony przez życie zamyka się w sobie.
Już od młodości współczesny człowiek-odwrotnie niż jego dziadkowie w latach swojej młodości, których problemy naznaczone były wojną, głodem, sieroctwem, biedą- jest doświadczony innymi trudnościami życiowymi (nauka, wysiłek myślenia, praca, gromadzenie rzeczy). Stoi wobec konfliktu (rodzina, praca, rówieśnicy, szkoła, rywalizacja), napiętnowany lękiem przed przyszłością, nieustannie zadaje pytanie – dlaczego? Jaki to ma sens? Po co angażować się w życie, które przyniesie wyłącznie rozczarowanie? Po co brać ślub, skoro wkrótce małżeństwo i tak ulegnie rozpadowi? Po co rodzić dzieci, które z góry skazane będą na egzystencję w tak okrutnym świecie?
W świecie pełnym niebezpieczeństw, w którym dominuje zło i przemoc, a każdy dzień bywa walką o przetrwanie, zarówno na polu społeczno – kulturowym, jak i cywilizacyjnym. Zaspokajanie podstawowych potrzeb zmusza do decyzji sprzecznych z własnym sumieniem, wpływając destrukcyjnie na psychikę jednostki, co niejednokrotnie prowadzi do chorób i wyniszczających nałogów. Po co zatem skazywać dzieci na takie ryzyko?
Można powiedzieć, że apocomia to niebezpieczeństwo zgorzknienia wynikające z rozczarowania rzeczywistością. Postawa dzisiaj bardzo powszechna i dotykająca człowieka na różnych płaszczyznach jego życia. Apocomia rodzi postawę zamknięcia się w sobie, a to może doprowadzić do samozniszczenia. Owo zamknięcie się w sobie prowadzi do tego, że człowiek staje się nieczuły, oschły, skłonny do nerwowych reakcji. To jakaś ucieczka w głąb siebie, odrzucenie drugiego człowieka, pomocy, możliwości rozwoju, twórczego bycia dla siebie i dla innych. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Mianowicie, współczesnego człowieka dosięga lęk, określany, jako wewnętrzny stan, nieuświadomiony mechanizm przybierający różne formy: lęk separacyjny, lęk kastracyjny, lęk przed rozpadem, lęk przed utratą obiektu itd. Lęk to nic innego, jak oznaka ludzkiego niedomagania, którego źródło jest odległe. Wiele osób, doświadczając podobnych stanów, nie wytrzymuje walki z własnym lękiem i stopniowo popada w odrętwienie, które stanowi swoisty przedsionek niebezpiecznej dla zdrowia depresji. 
Lęk egzystencjalny może prowadzić do apocomii, czyli odcięcia się od świata. Apocomia staje się - jak widać - znakiem współczesnego człowieka. Rodzi się pytanie: Czy to już choroba czy tylko ucieczka w nerwicę noogenną? Jednej z przyczyn apocomii upatrujemy w otaczającej nas rzeczywistości. Rzeczywistość ta jest coraz bardziej złożona i skomplikowana. Wciąga nas w wir pilnych, aktualnych problemów, niezbędnych decyzji. Człowiek żyje w pewnego rodzaju rozgardiaszu, w jakimś rozproszeniu, ukierunkowującym nasze życie na różnego rodzaju atrakcje, oraz w powszechnie udzielającym się rozdrażnieniu. Trzeba to w swoim życiu przyjąć, by nie popaść w apocomię, czyli w stan zgorzknienia.
„Obcy pokój” w tytule książki Damona Galguta nie jest tak naprawdę pokojem. Tytuł odnosi się do przerażającej przestrzeni w umyśle człowieka, która jest zależna od samej jednostki. Trzy autonomiczne tematy tej książki południowoafrykańskiego pisarza Damona Galguta, są intensywne, szczere i zarazem ponure. Częściowo opowiadane przez głos pierwszej osoby- wyraźnie przez samego Galguta- historie te często powracają do bezosobowej trzeciej osoby. Tematem jest samotność i poszukiwanie miłości. Narrator, centralna postać, prowadzona jest przez opresyjną potrzebę przynależności. Niepokój bohatera, który miał dominować w książce na tyle, iż mieliśmy ją uznać za materiał filozoficzny, okazuje się kiepskim wynurzeniem wyimaginowanych problemów.  Nie chodzi tu tylko o historię, dotyczy też momentów kryzysu i wyboru, które niezmiennie ulegają realizacji. Damon Galgut bada w niej samego siebie, swoją własną jaźń. Galgut, to bardzo „dziwny” pisarz, opisujący cierpienie psychiczne i alienację emocjonalną, ale nie w taki sposób, jakiego oczekiwałem.
„Naśladowca” to opowieść o władzy. Rozpoczyna się wędrówką samotnego człowieka, zmierzającego w kierunku starożytnych greckich ruin. Na swojej drodze spotyka ubranego w czerń tajemniczego mężczyznę, podążającego w przeciwną stronę, z którym rozmawiając na różne tematy, nawiązuje nić porozumienia. Tej samej nocy, kiedy bohater przyjeżdża do schroniska młodzieżowego, jest zaskoczony, widząc mężczyznę w czerni w swoim pokoju. Mężczyzna wyjawia mu, że ma na imię Rainer i pochodzi z Niemiec. Z jakiegoś powodu postanawia opóźnić swoją podróż, co wywołuję mieszane uczucia w Damonie (imię narratora, podobnie jak autora). Jest zarazem niespokojny, jak i podekscytowany rozwojem wypadków. Towarzystwo Rainera budzi w nim pewne pragnienia, skrywane dotychczas w głębi duszy, tam gdzie nigdy wcześniej nie sięgał. Napięcie homoerotyczne jest namacalne i z każdą chwilą rośnie. Podróże Rainera są jego sposobem na ucieczkę od kobiet.
Nie mówi o potencjalnym związku seksualnym z Damonem, ale też nie reaguje w sposób, który pozwoliłby na to, by taka sytuacja zaistniała. Kilka lat później Reiner pisze, że przyjeżdża do Południowej Afryki, gdzie mieszka Damon. Pragnie wyruszyć w podróż i chciałby, żeby Damon przyłączył się do niego. Damon chętnie przystaje na propozycję, choć niekoniecznie, dlatego, że ma nadzieję na rozwój sytuacji między nim a Rainerem. Odczuwa po prostu palące pragnienie zmiany otoczenia, nie potrafi „zagrzać miejsca” w obrębie jednego terytorium. Nieustanna wędrówka oraz ciągła zmiana miejsca zamieszkania sprawiają, że w narratorze budzi się dystans do świata. Po wielu tygodniach wspólnego podróżowania, relacje mężczyzn ulegają rozłamowi, wdziera się w nie podstępna nuta wzajemnej niechęci.  Damon jest zmęczony władczym tonem Rainera, po którym ciągle sprząta obóz, nie otrzymując nic w zamian. Oprócz napięcia w powietrzu wywołanego niejednoznacznymi uczuciami Damona wobec Reinera, pojawia się także element rywalizacji i urazy, który nieustannie kształtuje ich związek. Związek o niejako toksycznym charakterze, pełnym mrocznej, wyniszczającej pasji. 
W drugiej opowieści pod tytułem „Kochanek” bohater ponownie wyjeżdża z Afryki Południowej do Malawi. Kolejna podróż, w której i tym razem znajduje grupę podróżujących, którzy akceptują jego towarzystwo. W tej grupie znowu poznaje kogoś, kto odwzajemnia jego pociąg homoseksualny, a mianowicie młodego człowieka imieniem Jerome.
W trzeciej historii „Opiekun” Damon podróżuje po Indiach z Anną, przyjaciółką cierpiącą na poważną depresję. Ma nadzieję, że podróże przyniosą kobiecie ulgę w cierpieniu, pomogą jej odnaleźć sens istnienia. Damon każdego dnia, godzina po godzinie, czuwa przy Annie, pilnuję by nie odebrała sobie życia, które nie ma już dla niej żadnego znaczenia. Walka o bezpieczeństwo przyjaciółki, poczucie odpowiedzialności i związana z nim presja, sprawiają, że w Damonie budzi się nienawiść, skrajna niechęć do towarzyszki podróży.
W gruncie rzeczy bohater książki nie ma wędrówki we krwi. Obecny stan wymusiły na nim okoliczności. Przez większość czasu, gdy jest w drodze, odczuwa dotkliwy niepokój, czyniący wszystko wyrazistszym i bardziej obrazowym. Życie przekształca się w serię drobnych, niepokojących szczegółów, nie czuje już związku z zewnętrznym światem, stale odczuwa lęk przed śmiercią. Dlatego rzadko bywa szczęśliwy tam, gdzie się aktualnie znajduje. Odczuwa wewnętrzny niepokój, który popycha go do dalszej wędrówki, do następnego miejsca, wciąż dalej i dalej, choć nigdy do celu. Owa bezcelowość to efekt jego natury. Wędrówka przeradza się w konieczność, w nieustanną potrzebę podróżowania.
Dwadzieścia lat wcześniej, choć z zupełnie innych pobudek, coś podobnego przytrafiło się jego dziadkowi. Osiadły i zakorzeniony w jednym miejscu przez większość długiego życia, po śmierci żony poczuł, że coś nieodwracalnie w nim pękło.  Pomimo podeszłego wieku postanowił wyruszyć w drogę. Przewędrował cały świat, odwiedził najdalsze i najbardziej nieprawdopodobne zakątki, pchany nie pragnieniem zachwytu czy niezwykłości, tylko boleści. Do skrzynki pocztowej w domu trafiały widokówki i listy z dziwacznymi znaczkami i stemplami. Czasami dzwonił, a jego głos brzmiał, jakby dochodził z dna oceanu, aż ochrypły z tęsknoty za domem. Ale nie wracał. Dopiero wiele lat później, jako znużony życiem starzec, podjął decyzję o powrocie na stałe. Ostatnie lata życia spędził w swym domku z ogródkiem. Do południa chodził w piżamie między rabatkami, potargany i niechlujny. Powoli tracił rozum. Zapomniał już, które zakątki świata odwiedził. Wszystkie obrazy i wrażenia, kraje i kontynenty, na których był, zostały wymazane z jego pamięci. To, czego nie pamiętamy, nigdy się nie wydarzyło. Był przekonany, że nie przekroczył brzegu własnego trawnika. Przez całe życie wybuchowy i złośliwy, złagodniał, choć potrafił czasem wpaść bez powodu w złość. „O czym ty mówisz, -kiedyś krzyknął na wnuka-, nigdy nie byłem w Peru, nic nie wiem o żadnym Peru, nie gadaj głupot”.
Damon jest głęboko nieszczęśliwym człowiekiem, który nieustannie podróżuje, aby się rozproszyć i nie rozwodzić nad własną nędzą. Wydaje się całkowicie bezradny w swoich wędrówkach. Damon odwiedza starożytne ruiny i egzotyczne miejsca, ale nigdy nie jest pod wrażeniem tego, co robi lub czego doświadcza. Damon podróżuje w kółko, zawsze wracając do niewygodnego faktu swojej istoty. Wspomina Achillesa, ciągnącego ciało Hectora po ulicach Troi:, więc Damon „ciągnie” za sobą swoje niepokoje i depresje. Tytuły trzech części odnoszą się do obecnego stanu emocjonalnego Damona. Książka jest mocno autobiograficzna, co potwierdza fakt, że narrator, jak się okazuje, jest południowoafrykańskim Damonem. Powieść jest napisana w trzeciej osobie, ale od czasu do czasu przechodzi do narracji pierwszoosobowej, czasami w tym samym zdaniu lub akapicie, jak w komentarzu narratora Damona:, „Więc nawet w pierwszych dniach dostrzegam pewne różnice między nimi [Damon i Reiner].Taki styl służy do pokazania narratora zarówno, jako aktywnego uczestnika, jak i obserwatora.
Książka „W obcym pokoju” jest bardzo słaba, czasami wręcz nudna. Nie chciałbym, żeby ta uwaga była rozumiana, jako przytyk. Widać od początku, że autor żyje w sprzyjających okolicznościach i wiedzie beztroską, spokojną egzystencję. Jak bowiem pokazują inni pisarze, tylko w skrajnych sytuacjach, kiedy człowiek musi podejmować trudne decyzje ujawnia się cała prawda o nim. Właśnie wtedy można zostać bohaterem lub też upodlić się, stracić godność. Wybór zależy od danej jednostki. Bohaterowie książki Damona Galguta to typowi neurotycy, zagubieni w świecie dobrobytu, którym z domów do odległych afrykańskich krajów bogaci rodzice wysyłają pieniądze, oni natomiast mają pretensje do urzędników, że w środku dżungli w małym hotelu nie używa się kart kredytowych. Wszystkie te obserwacje prowadzą do dwóch zasadniczych wniosków: kondycja psychiczna człowieka we współczesnym świecie systematycznie się pogarsza. Przyczyną owego pogorszenia jest dobrobyt i rozwój cywilizacji. Istotną rolę odgrywa tutaj prawdopodobnie pojawienie się tzw. miejskiej psyche, która zdominowała, wyparła, a może nawet zniszczyła inne ważne funkcje całości psychofizycznej człowieka. Świat, który stworzyliśmy, niezbyt nam sprzyja. Wygoda i luksus, do jakiego dążymy za wszelką cenę, ostatecznie nas degeneruje i sprawia, że zatracamy naszą prawdziwą naturę. Nasze ciała w procesie ewolucji najlepiej przystosowały się do warunków, które były charakterystyczne dla aktywności zbieracko-łowieckiej. Dzisiaj, gdy wozimy je samochodami, zamykamy w ciasnych klatkach mieszkań, karmimy wysoko przetworzonym jedzeniem i tabletkami, stopniowo degenerują się, a wraz nimi rozkłada się nasza psychika. Do tego dochodzi jeszcze rozpad więzi społecznych, wszechobecna rywalizacja i niezwykłe wręcz obciążenie naszego ja, które musi udźwignąć ciężar wykreowania siebie w taki sposób, by w istniejących układach społecznych zaistnieć, jako wartościowy „towar”. To wszystko jest zabójcze dla nas, odbiera nam siły, spokój umysłu i radość życia. Ci, którzy są w stanie sprostać tym ciągle rosnącym wymaganiom, zaprzedają duszę diabłu i tylko odraczają w czasie smutną perspektywę spłacenia rachunków wobec własnej natury. Inni po prostu rezygnują, stopniowo zagłębiając się w czeluściach własnego szaleństwa lub cierpienia.
Jak już wspomniałem „obce pokoje” mają zastąpić bohaterowi dom, a przypadkowo napotkani ludzie mają wejść w rolę bliskich mu osób. Wydaje się, że bardzo potrzebuje ich towarzystwa. Taka postawa wynika z prostego faktu, że bohater nie ma, do kogo ani do czego wracać, bo on nie ma domu. Zatem ta książka w gruncie rzeczy traktuje o samotności, którą łagodzą jedynie znajomości, relacje rodzące się w bardzo specyficznych okolicznościach, w czasie drogi. Jednak ich bilans zawsze jest ponury; nic dobrego z nich nie wynika. Bo domu i bliskich nic i nikt nie zastąpi. Prawdziwym cierpieniem człowieka współczesnego jest poczucie pustki egzystencjalnej, co powoduje tak zwaną nerwicę noogenną. Nerwica noogenna polega na tym, że człowiek, który na nią cierpi doświadcza rozpaczy wynikającej z niemożności wpływania na bieg wydarzeń, i ogarniającego cały jego umysł- poczucia braku sensu. Podsumowując, chciałbym zaznaczyć, że już Victor Frankl uważał, że nie tylko popędy (seksualne, posiadania, nienawiści itp.) są siłą napędową człowieka- a jego dążenie do doskonałości, do spełnienia się w świecie. Tego właśnie brakuje bohaterom książki „W obcym pokoju” Damona Galguta.