02 lutego 2020

Malowany welon


„Malowany welon”


W. Somerset Maugham



Autor/ (ur. 25 stycznia 1874 w Paryżu, zm. 16 grudnia 1965 w Saint-Jean-Cap-Ferrat k. Nicei) – angielski powieściopisarz i dramaturg.

Tłumaczenie/ Franciszka Arnsztajnowa

Tematyka/ Książka w prosty sposób pokazuje jak z kobiety próżnej, dla której dotąd nic prócz przyjemności nie istniało, rodzi się świadoma swych obowiązków i powinności obywatelka.  „Kara” okazała się dla niej ratunkiem i zbawieniem. To wyprawa na chińską wieś pozwoliła jej odkryć siebie i dostrzec, co jest w życiu naprawdę ważne. Poczucie własnego istnienia odnalazła dzięki Walterowi, będącemu w istocie jej nauczycielem życia. I to za jego sprawą dotarła wreszcie do prawdy: ludzi kochamy za to, że są po prostu dobrzy. I właśnie za to powinna pokochać swego męża i nawet urodzić mu dziecko. Ach, gdyby jeszcze to wszystko było takie proste...

Główny motyw/ Lata 20. XX wieku. Kitty, znudzona mieszkaniem z rodzicami (zwłaszcza ze zgryźliwą matką) panna z wyższych sfer „łapie okazje” poślubiając zakochanego w niej po uszy Waltera Fane. Młodzi wprawdzie ledwo się znają, ale śpieszą się ze ślubem, gdyż Walter, który jest obiecującym bakteriologiem, otrzymał propozycję dobrej posady w chińskim laboratorium badawczym i nie może zwlekać z wyjazdem. Na miejscu jednak Kitty szybko się rozczarowuje i nudzi nie tylko Państwem Środka, ale też swoim zapracowanym i właściwie od początku obojętnym jej mężem. Gdy więc na jednym ze spotkań towarzyskich w Szanghaju poznaje wicekonsula Charliego Townsenda, który zdaje się rozumieć jej trudną sytuację w obcym kraju u boku niekochanego męża, bez wahania nawiązuje z nim romans. Dr Fane dowiaduje się jednak o zdradzie żony i stawia jej ultimatum: albo rozwód z jej winy (co równało się wówczas publicznemu upokorzeniu) albo wspólny wyjazd do dziesiątkowanej przez cholerę prowincji. Kitty jest oburzona tą propozycją, gdy jednak okazuje się, że nie może liczyć na to, by kochanek porzucił dla niej własną rodzinę, zgadza się towarzyszyć mężowi.



Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Tak, z punktu widzenia >towarzyskiego< ludzie nauki nie liczą się wcale”.

„Ale gdyby wszyscy tylko wtedy się odzywali, kiedy mają coś do powiedzenia ród ludzki wkrótce utraciłby chyba zupełnie zdolność mówienia”.

„Nietrudno być opanowanym, gdy człowiek nie interesuje się nikim prócz siebie samego”.

„No tak, wiadomo przecież, że niewiasty często wmawiają w siebie, że mężczyzna jest w nich szalenie zakochany, a rzeczywistość nieraz zdaje kłam ich mniemaniu”.

„(…) czyż można brać tak dosłownie to, co mówi zakochany mężczyzna?”.

„Można być bardzo zakochanym w kobiecie, nie pragnąć koniecznie spędzić z nią całego życia”.

„(…) żeby zrozumieć dobrze człowieka, trzeba się postawić w jego położeniu”.

„Prawdziwa miłość nie daje się stłumić tak łatwo”.

„Proszę pani, jest wielka ilość ludzi niemądrych, którzy gotowi są przyznać wybitne zdolności każdemu osobnikowi zajmującemu wyższe stanowisko, jeśli tylko poklepie ich po ramieniu i zapewni, że zrobi dla nich wszystko na świecie”.

„W urzędach nie są potrzebni ludzie zdolni: ludzie wybitni mają swoje idee, a idee bywają powodem różnych kłopotów”.

„Cóż takiego jest w sercu ludzkim, co każe nam gardzić człowiekiem, dlatego że nas kocha?”.

„Nikt nie szuka naszyjnika z pereł lub sobolowego futra w kramie jarmarcznym; idzie się tam, by nabyć trąbkę lub balonik dziecinny”.

„(…) spokoju ducha nie można znaleźć ani w pracy, ani w zabawie, jedynie we własnej duszy”.

„Wszystko przechodzi i nie zostawia śladu po sobie”.

„(…) świadomość takiego uczucia nie może pozostać bez wpływu na człowieka”.

„Najważniejszą rzeczą jest, czy sami kochamy. Miłość, której nie podzielamy, nie wywołuje w nas nawet wdzięczności. Nudzi nas tylko”.

„Jedni poszukują prawdy w Bogu, drudzy w opium lub whisky, a niektórzy w miłości”.

„Życie jest tak krótkie i pełne bólu. Jakież to smutne, że ludzie z własnej woli dodają do niego takie męki”.

„Myślę nieraz, że jedyną rzeczą zdolną pogodzić człowieka z tym światem jest piękno, które od czasu do czasu udaje się zeń wykrzesać ludziom wybranym: obrazy, muzyka, książki, samo życie tych ludzi. Ale najbogatsze w piękno jest życie pięknie przeżyte. Ono jest arcydziełem sztuki”.

„(…) jeśli kłamstwo wobec innych bywa nieraz nieuniknioną koniecznością, to okłamywanie samego siebie jest zawsze godne pogardy”

„Jakże dziwne są stosunki miedzy rodzicami i dziećmi”.


              Co robisz, gdy nie możesz zemścić się na kochanku, który najwyraźniej nie jest już wart twojej miłości, który zawiódł cię i zachował się bezdusznie? Alternatywnie, czy same cnoty męża mogą zrekompensować utraconą namiętność? Czy jest to obowiązek wobec innych, a nie samolubne pragnienie, które nadaje naszemu życiu godność i siłę? Oto niektóre z głębokich pytań, które porusza w książce „Malowany welon” William Somerset Maugham. Akcja powieści rozgrywa się pod koniec XIX wieku zarówno w Anglii, jak i przede wszystkim w Chinach, które w tym okresie były kolonią brytyjską.

Kitty jest piękną, młodą dziewczyną. Od wczesnego dzieciństwa była przyzwyczajona do skupiania uwagi tylko na sobie. Wraz z jej natarczywą matką wszyscy jej znajomi byli pewni, że Kitty świetnie sobie poradzi w znalezieniu dobrej partii na męża. Jednak sprawy nie potoczyły się zgodnie z jej oczekiwaniami, a jej dotychczasowi zalotnicy nie byli wystarczająco dla niej odpowiedni. Dziewczyna staje się coraz bardziej zdesperowana, gdy jej młodsza siostra bierze ślub z zamożnym mężczyzną! Ogarnięta paniką Kitty pośpiesznie zgadza się poślubić Waltera, zdecydowanego i prostego bakteriologa, który szalenie się w niej zakochuje. Towarzyszy mu w wyprawie do Chin i stara się dostosować do swojej nowej roli - żony.

Kitty - rozpieszczona i trochę „pusta” - szybko zaczyna się nudzić u boku Waltera. Tęskniąc za romansami, denerwuje się jego milczeniem i ogólną obojętnością na wszystko, co go otacza oprócz pracy. Właśnie wtedy poznaje Charlesa Townshenda, uroczego, wysokiego rangą urzędnika rządowego. Charles jest wszystkim, czym Walter nie jest, a Kitty jest pewna, że też nie ​​jest mu bez reszty obojętna. Oboje szybko rozpoczynają romans. Kiedy Walter się o tym dowiaduje, ogarnia go gniew. Kitty - choć zaniepokojona tym odkryciem - uważa to za błogosławieństwo, ponieważ może teraz rozwieść się z mężem i poślubić Charlesa. Walter ogłasza swoją decyzję wyjazdu do miasta dotkniętego cholerą, Mei-Tan Fu, aby walczyć z epidemią i chce, aby Kitty wyjechała wraz z nim. Tak postawiona sprawa przez Waltera zaszokowała Kitty. Mąż zdecydowanie stawia warunek: jeśli z nim nie wyjedzie, wniesie wobec niej i Charlesa zarzuty o cudzołóstwo. Daje jej jednak szansę. Jeśli Charles rozwiedzie się ze swoją żoną Dorotą i poślubi Kitty, to pozwoli jej odejść. Kitty biegnie do Charlesa z naiwną wiarą, że ją poślubi, ale jest skonsternowana jego wyznaniem, że nie chce poświęcić dla niej niczego, a w szczególności swojej rodziny. Delikatnie, ale stanowczo odmawia rozwodu z żoną. Przygnębiona i załamana Kitty nie ma innego wyjścia, jak dołączyć do Waltera. Przeraża ją perspektywa udania się do miasta pełnego epidemii. Kiedy już dociera na miejsce, jej najgorsze obawy się spełniają. Widzi wokół siebie śmierć, źle znosi niemiłosierne upały i doskwiera jej brak towarzystwa. Kitty jest nadal desperacko zakochana w swoim byłym kochanku, Charlesie. Robi wszystko, co w jej mocy, by go znienawidzić, wymazać jego rysy ze wspomnień, wyobrazić sobie, że jest brzydkim mężczyzną. Kitty w pełni rozumie, że Charles jest tylko kimś, kogo nie obchodzi nikt inny poza nim samym. A ponieważ nie jest w stanie o nim zapomnieć, jej serce tonie w bezgranicznym poczuciu rozpaczy. Ich uprzejmy sąsiad Waddington zręcznie ocenia, że ​​coś jest nie tak w ich małżeństwie i staje się jej dobrym przyjacielem. Pewnego dnia mówi do Kitty: „Zadałem sobie pytanie, czy oboje jesteście tutaj, aby popełnić samobójstwo”. Aby uciec od nudy, Kitty odwiedza klasztor prowadzony przez francuskie zakonnice i jest zdumiona ich poczuciem obowiązku i zaangażowaniem w prowadzeniu przytułku. Oprócz udzielenia schronienia sierotom i ich edukacji, klasztor zajmuje się także leczeniem pacjentów z cholery. Jej własny mąż z determinacją pracuje nad poprawą sytuacji w tym miejscu i staje się bohaterem dla zakonnic i dzieci w klasztorze.

Książka opowiada o wewnętrznej „podróży” Kitty - od bycia lekką dziewczyną karmioną fantazjami po kogoś, kto staje twarzą w twarz z prawdziwym światem. Jej niepohamowana miłość do Charlesa i jej melancholijny stan po nieudanym romansie wydają się trywialne w porównaniu ze śmiercią, którą widzi wokół siebie. Kiedy zaczęła postrzegać siebie, jako osobę bezwartościową w porównaniu z ludźmi wokół niej - którzy wszyscy są dumni ze swoich obowiązków wobec innych, Kitty zaczęła lepiej rozumieć swojego męża, ale wciąż nie mogła go pokochać. Zirytowana jest myślą, że Walter nadal może ją karać, skoro przed ich oczami jest tylko ból i śmierć.

W końcu, kiedy Walter zapada na cholerę i wkrótce umiera, Kitty czuje smutek, ale też odczuwa ulgę. Bowiem to mógł być wypadek lub sam mógł się zarazić. W tym drugim przypadku popełniłby samobójstwo, choć tak naprawdę nigdy się tego nie dowiadujemy, ale Waddington wydaje się wierzyć, że tak było. Kitty jest przerażona, gdy dowiaduje się, że taki scenariusz może być możliwy. Tak bardzo go zraniła, najpierw romansem, a w konsekwencji ciążą z kochankiem, że Walter po prostu nie mógł tego znieść. Kitty to podkreśla, gdy mówi Waddingtonowi, że Walter zmarł z powodu złamanego serca. Jeśli Walter naprawdę celowo zaraził się cholerą, mogło to wynikać z tego, że nie wierzył, że mógłby zmienić swoją sytuację i dlatego się poddał. Kitty przeżyła swoje duchowe przebudzenie. Jej objawienie pojawia się w ostatniej scenie powieści podczas rozmowy z ojcem. Właśnie zmarła jej matka, a ojciec wykorzystuje to żeby oznajmić, że ​​przenosi się na egzotyczną wyspę za sprawą awansu. Przez długi czas ojciec był wyśmiewany i zaniedbywany przez żonę i córki, Kitty zdaje sobie sprawę, że ojciec ich nienawidził. Ale kiedy błaga go, by ją zabrał, ojciec nie potrafi jej odmówić. Właśnie tam zdaje sobie sprawę, jak ludzie potrafią nieustannie stawiać swój obowiązek ponad własne uczucia, a ona tego nigdy nie była w stanie zrobić.

Maugham przedstawia z rzadką wrażliwością postać Kitty jako kobiety. Jest słaba i naiwna. Desperacko trzyma się swoich romantycznych wyobrażeń, a kiedy te wyobrażenia się kruszą, jej „powrót” do prawdziwej rzeczywistości jest dość bolesny. Ale w końcu ból ją oczyszcza i sprawia, że ​​patrzy na życie dojrzałymi, empatycznymi oczami. Książka Somerseta Maughama jest prosta, elegancko napisana z kilkoma głęboko poruszającymi i głębokimi fragmentami.

            Podczas ślubu welon pani młodej jest zwykle biały, co oznacza niewinność osoby, która go nosi. Biel jest czysta i nie została jeszcze naruszona. W powieści „welon jest malowany”, co oznacza, że ​​bohaterowie nie są niewinni. Maugham wykorzystał tę koncepcję, aby pokazać, jak całe społeczeństwo i ludzie w nim żyjący są skażeni. Jedynymi postaciami w powieści, które noszą białe welony są zakonnice, które powinny być niewinne i przypominać święte. Ale może Maugham chce nam podpowiedzieć, że to, że pracują dla Boga, nie oznacza, że ​​są czyste i bezinteresowne. Rzeczywiście Waddington kwestionuje ich prawdziwą naturę. Mówi, że próbował zmusić je do opuszczenia prowincji dla ich bezpieczeństwa, ale nie zrobiły tego, ponieważ wszystkie chcą umrzeć, jako męczennice. Kolejną kwestią, która może poddawać krytyce czyste intencje i motywy mniszek, to narzucenie katolicyzmu mieszkańcom prowincji i sierotom, które mieszkają w sierocińcu. Czy pomagają i opiekują się dziećmi tylko dlatego, by móc jak najdalej rozpowszechniać swoją religię? Możliwa jest jednak inna interpretacja. Kitty wierzy, że wszyscy mogą zbliżyć się do świętości a zakonnice są bodźcem, dla którego postanawia dokonać zmiany w swoim życiu. Zakonnice pomagają Kitty zdjąć „bielmo” z oczu. Są powodem, dla którego widzi prawdę o swoim płytkim i samolubnym życiu. Kiedy spotyka zakonnice i widzi ich ciężką pracę postanawia się zmienić. Misja zakonnic w powieści ma zatem być punktem zwrotnym w życiu Kitty. Kiedy bohaterka „przenosi się do innego świata”, w którym cała prowincja została całkowicie zniszczona przez epidemię zaczyna rozumieć, co w życiu jest ważne. Została zmuszona poprzez akty miłosierdzia do ponownej oceny swojego życia i nauczenia się, jak kochać. Okrutna prawda, że ​​natura może być niesamowicie obojętna na utratę życia, uświadomiła jej czym jest przemijanie. Przyszło jej do głowy, że kiedy wszystko trwało tak krótko i nic się nie liczyło, wydaje się żałosne, że ludzie, którzy przywiązują absurdalną wagę do trywialnych przedmiotów, mogą być tak nieszczęśliwi.

 „Malowany welon”, zainspirowany utworem Dantego, jak twierdził Maugham, główny wątek powieści zaczerpnął z fragmentów Pieśni V Czyśćca „Boskiej Komedii”, który opowiada o historii Pii dei Tolomei ze Sieny i jej zazdrosnego męża (także podejrzanego o cudzołóstwo), który uprowadza ją do zamku, mając nadzieję, że trujące opary przyczynią się do jej natychmiastowej śmierci. Książka zagłębia się także w nieskończoną złożoność ludzkich serc w kontekście miłości, straty, żalu, szczęścia, przebaczenia i izolacji. Bardzo ironiczne jest to, że zbyt wiele miłości może być szkodliwe. Powieść to drobno spleciony gobelin emocji i wewnętrznych mechanizmów umysłu i serca. Ma również poczucie przebudzenia poprzez sytuację, w której ludzie stają w obliczu śmierci i niedostatku życia, oraz oczyszczenia duszy poprzez usunięcia urazy, która ją zatruwała.

          „Malowany welon” –jako dzieło literackie W. Somerseta Maughama można odczytać także z perspektywy postkolonialnej. Fabuła książki traktuje o Europejczykach, którzy w Chinach pełnią rolę „cywilizatorów” niosących pomoc w zwalczaniu epidemii cholery. Biorąc pod uwagę zachodni punkt widzenia: europejski (w Anglii powstała książka Maughama) i amerykański (ze względu na amerykańską produkcję filmową) – Chiny to kraj nieodgadniony, nieodkryty.  Postacie reprezentujące „Zachód” uważają go za dziwny, trochę zbyt wyidealizowany. Dowodem na to są fragmenty z powieści, w których Walter opowiada o chińskich polach golfowych, wyścigach konnych, klubach towarzyskich. Kitty jest tą scenerią oczarowana, urzekają ją tego typu rozrywki (będąc w Anglii, jest rozpieszczana, nie brakuje jej różnego typu atrakcji w życiu codziennym). Podobnie w filmie, występujące żywe barwy, surowe, aczkolwiek czyste ulice i porządek na nich (pomimo widocznej biedy) –przemawiają za tym, by uznać Chiny za kraj bajkowy: „Miał posadę w Tching-Yenie. Jesienią miał tam wrócić. Opowiadał wiele o Chinach. Kitty zawsze starała się okazywać zainteresowanie przedmiotem rozmowy, ale to, co opowiadał Fane o życiu w Tching-Yenie, brzmiało naprawdę dość zachęcająco; były tam kluby, tenis, wyścigi konne, polo i golf”. Egzotyka, którą tak bardzo Kitty się napawa, jest deprecjonowana. Walter opowiada o tym, że w kraju azjatyckim, w którym pracuje, pełno jest egzotycznych miejsc czy różnego rodzaju rozrywek. Wydawałoby się, że wszystkie te rzeczy są egzotyczne, gdyż w tak odległym kraju można się nimi cieszyć tak samo jak w rodzimej Anglii.  Jest to złudzenie, ponieważ Kitty nie zachwyca się tym, co chińskie, lecz właśnie tym, co angielskie - po prostu tym, co zna.  Mówiąc o polach golfowych czy klubach towarzyskich, kobieta nie myśli o czymś, co jest dla niej nowe ani nieznane, dlatego też zachwyt egzotyką jest tylko pozorny. Co więcej, widać tutaj kompletną ignorancję Maughama wobec historii państwa, w którym toczy się akcja powieści. Przypomnijmy, że są lata 20. XX wieku i Chiny nie są już cesarstwem. Być może angielski pisarz ma na myśli cesarzową wdowę Cixi.  Właśnie ona jest ostatnią cesarzową, której rządy przypadają na lata 1839-1908, a 10 października 1911 roku ma miejsce bunt armii w Wuchang i obalenie rządów młodego cesarza Puyi.  I właśnie od tego momentu datuje się ostateczny upadek cesarstwa i początek republiki. W filmie także widoczne są elementy, które wskazują, że czasy cesarskich Chin przeminęły.  Przechodzący ulicami miasta żołnierze ubrani są w stroje, które noszono w późniejszym okresie. Służą oni w armii komunistycznej. Kolejnym przykładem „innej kultury” u Chińczyków może być postępowanie wojska.  Maugham bezpośrednio pokazuje, że wśród chińskich żołnierzy nie ma kultury. Oczywiście, znowu jest to „zachodni” punkt widzenia.  Przejawia się to w zachowaniu członków armii, które powinno dawać przykład innym. Tymczasem żołnierze pułkownika Yü kradną, co tylko się da. Ze względu na panujące warunki (bieda), ludzie dopuszczają się niemoralnych czynów.  Mówią o tym Walter i sędzia Waddington: „Nie zabraknie panu tutaj roboty. Padają jak muchy. Sędzia tracił zupełnie głowę, a pułkownik Yü, dowodzący wojskiem, z trudem powstrzymuje swoich żołnierzy od plądrowania". Nie do zrozumienia dla Europejczyków jest również fakt, że Chińczycy składają ofiary bożkom. Spowodowane jest to tym, że chcą, aby epidemia zaraźliwej choroby została powstrzymana przez nadprzyrodzone bóstwa. Europejczycy – w tym wypadku Anglicy, którzy są protestantami oraz katolickie siostry zakonne z Francji (wychowujące osierocone dzieci) – nie mogą pojąć zachowania lokalnych mieszkańców. Jest to dla nich obce, egzotyczne i dziwne. A nawet więcej: barbarzyńskie wobec „ucywilizowanej” religii chrześcijańskiej: „Umierało około stu ludzi dziennie i rzadko, kto z dotkniętych zarazą powracał do zdrowia; wyniesiono bożków z opuszczonych świątyń na ulice; składano im ofiary i ślubowano ofiary, ale bogowie nie powstrzymywali zarazy. Ludzie wymierali tak gęsto, że niepodobna prawie było wszystkich pogrzebać. W niektórych domach wyginęły całe rodziny i nie było, komu odprawić ceremonii pogrzebowych”.

            Następnym aspektem „inności” w „Malowanym welonie” jest przykład innej przyrody.  Jak pisze Said, Wschód był czymś egzotycznym, a zarazem fascynował ludzi pochodzących ze starego kontynentu.  Dowodem na to są rozległe opisy przyrody w książce (m.in. pól ryżowych i gajów bambusowych) oraz malownicze krajobrazy i roślinność, które widzą główni bohaterowie, jadący do cholerycznego Mei-tan-fu. Podążając za tekstem Maughama można stwierdzić, że wszystko co chińskie jest złe –nawet trumny, do których chowa się osoby zmarłe na nieuleczalną chorobę tamtych czasów.  Nie są one odpowiednie dla europejskiego ciała.  Przejawia się to przez użycie przymiotnika „chińskiej” w odniesieniu do trumny, do której ma zostać złożone ciało Waltera.  Co więcej, porównanie trumny do „obcego łóżka” także wskazuje na pogardliwy stosunek Europejczyków do Chińczyków oraz powoduje negatywne nastawienie odbiorcy książki do obywateli Państwa Środka. Obraz Chin w powieści „Malowany welon" Williama Somerseta Maughama ukazany jest również obraz Chińczyka – żebraka. Umiera on na ulicy, wywołując przy tym nieprzyjemne odczucia u Kitty.  Nie współczuje ona i nie martwi się losem żyjących w nędzy.  Jest tylko zdegustowana takimi widokami. Nie reaguje na wołanie o udzielenie pomocy i pozostaje niewzruszona.  Widoczny jest strach u niej, lecz nie jest on spowodowany przejmowaniem się tym, że ktoś umiera na ulicy, ale troską o samą siebie.  Kitty tak naprawdę boi się ludzi pochodzących z marginesu, ponieważ mogliby ją zarazić. Uczucie grozy, które dominuje na każdym kroku, jest spowodowane szalejącą cholerą, dlatego tak bardzo Europejczycy boją się Azjatów, których w dużym stopniu już owładnęło śmiertelne zarażenie.  W scenie, w której Kitty z panem Waddingtonem wchodzą na ulicę, uwidacznia się ów lęk Europejczyków. Chińczyk – szpieg, jest kolejnym obrazem widzianym z perspektywy euro-amerykańskiej.  Podczas sceny łóżkowej Kitty z jej kochankiem – Charliem, kiedy słyszy, że ktoś przekręca gałką od drzwi sypialni, kobieta wypowiada następujące słowa: „Nie, to w żaden sposób nie mógł być Walter. Na pewno ktoś ze służby. Mniejsza o nich. Chińska służba i tak przecież wie zawsze o wszystkim, ale umie trzymać język za zębami”. Użycie frazy: „to w żaden sposób nie mógł być Walter” oraz „na pewno” z góry implikuje sąd oskarżycielski, jakoby Chińczycy byli zaangażowani w każdą podejrzaną sprawę.  Z kolei cywilizowany człowiek jest niewinny – nawet nie przypuszcza się, że mógłby coś złego zrobić. A jeśli nawet tak by było, to wina zawsze leży do stronie chińskiej. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że Chińczycy w powieści są bezimienni. Nigdzie nie pada imię pokojówki czy służącego. Wszyscy traktowani są bezosobowo i przedmiotowo: „Chiński boy poprosił ją, by zaczekała i przyniósł odpowiedź, że pan Townsend przyjmie ją za chwilę” lub w scenie Kitty z Charliem „Ktoś usiłował otworzyć drzwi.  Pewnie amah albo któryś z boyów”.

            Na koniec przyjrzyjmy się zakończeniu książki. Otóż Kitty wraca do rodzinnego domu do Anglii i zamierza wyjechać ze swoim ojcem na egzotyczną wyspę. Podświadomie lub nie, William Somerset Maugham pokazuje, że „kłopoty” dziewczyny się nie kończą. Sugeruje, że pod „welonem” poczucia winy z powodu wieloletniej ignorancji i lekceważenia ojca kryje się chęć tworzenia z nim emocjonalnej relacji. Pokazuje to jak niedojrzałą i nieprzygotowaną kobietą jest Kitty.  Książka daje czytelnikowi do zrozumienia, co się dzieje, gdy na jakimś etapie rozwoju córki, jej dorastania, zabraknie ojca lub jego zaangażowania. Efektem braku ojca zazwyczaj jest bardzo niska samoocena kobiety, brak poczucia własnej wartości i niepewność w relacjach z mężczyznami. Nasza osobowość i poczucie własnej wartości kształtują się od najmłodszych lat życia. Tworzą pewną bazę – późniejszych decyzji, zachowań, relacji z innymi ludźmi. Na ten proces wpływają różne czynniki, ale pierwszym i najbardziej znaczącym z nich jest stosunek naszych rodziców do siebie nawzajem i do nas – dzieci. Bardzo ważna jest afirmacja ojca. Od niej będzie zależeć samoakceptacja córki oraz jej stosunek do przedstawicieli płci męskiej. Jak pokazuje książka „Malowany welon” od samego początku pod wpływem złych relacji z ojcem Kitty, próbuje odkryć swoją kobiecość na własną rękę – najczęściej w negatywny sposób, co w dalszej kolejności zaważyło na jej późniejszych związkach z kochankiem i mężem. Tak naprawdę Kitty niczego się nie nauczyła, postanowiła znowu „zamalować swój welon” tylko, że na inny kolor.

01 lutego 2020

Angielski pacjent


„Angielski pacjent”


Michael Ondaatje


Autor/ (ur. 12 września 1943) - kanadyjski pisarz i poeta, laureat nagrody Booker Prize w roku 1992 za powieść „Angielski pacjent” (ang. The English Patient). Urodził się na Cejlonie (obecnie Sri Lanka), w rodzinie o bardzo zróżnicowanym pochodzeniu, mającej korzenie portugalskie, holenderskie, tamilskie i syngaleskie. W 1954 przeprowadził się z matką do Anglii, w 1962 osiadł na stałe w Kanadzie.

Tłumaczenie/ Wacław Sadkowski

Tematyka/ Książka otrzymała w 1992 roku Nagrodę Bookera, a cztery lata później na jej podstawie powstał nagrodzony dziewięcioma Oscarami film Anthony’ego Minghelli z Ralphem Fiennesem, Juliette Binoche, Willemem Dafoe i Kristin Scott Thomas w rolach głównych. Ta powieść jest historią niezwykłej miłości zaplątanej w wojenne realia. Dramat polega na tym, że jest to uczucie z góry skazane na porażkę. W „Angielskim pacjencie" mamy nawiązania chociażby do „Anny Kareniny" L. Tołstoja oraz bardzo liczne do „Dziejów" Herodota. Bohaterowie nie ruszają się nigdzie bez swoich ukochanych lektur, cytują je dowolnie i naturalnie, w odniesieniu do niemal każdej sytuacji.

Główny motyw/ Utkana z niedomówień i nastrojów poetycka opowieść zaczyna się pod koniec II wojny światowej, w zrujnowanym pałacu na południu Włoch. Kanadyjska pielęgniarka Hana opiekuje się bezimiennym pacjentem, którego płonący samolot rozbił się na Saharze. Ciężko poparzonego uratowali Beduini i przetransportowali do szpitala. Hana otacza go troskliwą opieką, czyta mu książkę, która może być kluczem do poznania jego przeszłości. Pamięć niezwykłego pacjenta stopniowo powraca i odkrywa jego mroczną tajemnicę. Hana towarzyszy mu w ostatnich dniach próbując zapomnieć o swoich bolesnych przeżyciach. To historia miłości uwikłanej w okrucieństwa wojny, uczucia niespełnionego, z góry skazanego na przegraną.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Jestem kimś takim, kto pozostawiony sam sobie w obcym mieszkaniu podchodzi do półki z książkami, wyjmuje jakiś tom i zagłębia się w nim”.

„W chwilach tuż przed zaśnięciem najsilniej odczuwa to, że żyje”.

„Wszystko, co niezwykłe, staje się dziś podejrzane”.

„Ci, co płaczą, zużywają na to więcej energii niż na jakąkolwiek inną czynność”.

„Smutek graniczy z nienawiścią”.

„Odpoczywać to znaczy przyjmować wszystkie elementy rzeczywistości bez ich osądzania”.

„Nigdy nie myślałem, że słowa mają walor erotyczny”.

„Kiedy jesteśmy młodzi, nie spoglądamy w lustro. (…) Dopiero podstarzały Narcyz pożąda swego bałwochwalczego wizerunku”.

„Człowiek na pustyni może hołubić w złączonych dłoniach czyjąś nieobecność, wiedząc, że wzmacnia go bardziej niż woda”.

„Są takie słowa europejskie, których nie można przetłumaczyć na inny język. Felhomaly. Mrok grobowcowy. Z konotacjami odzwierciedlającymi intymne związki zmarłych z żywymi”.

„Zbyt dumna na to, by być kochanką, tajemnicą”.

„Na pustyni narzędzia przetrwania znajdują się pod powierzchnią (…)”.

„Doszedłem do tego, że kocham czubek twej strzykawki (…)”.

„Wiem, jak kochanek rozpoznaje innych, zakamuflowanych kochanków”.

„Porty Efezu, rzeki Heraklita zaginęły, zastąpiły je bagniste moczary”.

„Czym był nasz związek? Zdradą wobec tych, co nas otaczali, czy też pragnieniem innego życia?”.

„Ludzie zawsze recytowali na pustyni wiersze”.

„Mądrość rodzi się z przetworzenia najlżejszego choćby odruchu emocji”.

„Jest rzeczą ważną, by umrzeć w świętym miejscu”.

„Miłość jest czymś tak drobnym, że może przejść przez ucho igielne”.



            Proza kanadyjskiego pisarza i poety Michaela Ondaatje jest niezwykła i ujmująca. Przepiękne, perfekcyjne wręcz skonstruowane zdania płyną bez trudu przez całe dzieło pisarza. „Angielski pacjent” to urzekająca książka, zarówno pod względem bogactwa językowego, jak samej historii - pełnej smutku i tragedii.

            Akcja powieści rozgrywa się pod koniec II wojny światowej, ale narrator „porusza się” między zniszczonymi wojną Włochami, a wspomnieniami przedwojennej, afrykańskiej pustyni. Książka przedstawia poruszającą historię Laszlo de Almasy’ego (potwornie poparzonego, tytułowego „angielskiego pacjenta”). Oszpecony, okaleczony i umierający pacjent przebywa w zrujnowanej i opuszczonej willi razem z młodą pielęgniarką Haną, która zdecydowała się nim opiekować. Pewnego dnia w życie tej dziwnej pary wkracza Singh (zwany „Łososiem”) - młody indyjski saper w służbie Brytyjskiej Armii - oraz Caravaggio - pełen uroku Kanadyjczyk, który w czasie wojny został okaleczony. Historia nieszczęśliwej miłości Almasy’ego do mężatki splata się z życiem Hany, Caravaggia i „Łososia”- jego historia „wypływa” z niego, z tego dziwnego żyjącego „tworu”, jakim się stał po zestrzeleniu w Afryce na wszystkich bohaterów. Gdy Hana i „Łosoś” nieśmiało zaczynają swój romans, horror wojny oddala się na chwilę, ale mimo to ciągle przypomina o sobie. Postacie są ciepłe, ludzkie, sympatyczne, ale też niewolne od wad, ułomne, niejednoznaczne. Jedna z najbardziej wzruszających scen książki to moment, w którym „Łosoś”, usłyszawszy o bombardowaniu Hiroszimy, opuszcza willę, co burzy spokój domu. Pokazuje, jak zniszczenie i okropny nacisk na każdą z postaci może być zarówno mikrokosmosem, jak i oddziaływać na całą powieść. Jest to wspaniałe, intrygujące zakończenie. Podział i jedność, sojusznik i wróg - granice stają się nieczytelne oraz niemożliwe do rozróżnienia, zasypują każdego z bohaterów piaskami z pustynnych wspomnień angielskiego pacjenta. W tle zaś przewijają się krajobrazy pustyni, malowidła tajemniczych „pływaków” odkryte przez Almasy’ego w afrykańskich jaskiniach i wątek szpiegowski.

            Beduini odnajdują na pustyni pilota, który uległ rozległym oparzeniom w wyniku zapalenia się samolotu po jego zestrzeleniu przez Niemców w czasie II wojny światowej podczas działań w Afryce Północnej. Ogień kompletnie zdeformował jego twarz i resztę ciała, zaś uraz spowodował u niego amnezję wsteczną w takim stopniu, iż nie tylko nie pamięta wydarzeń z przeszłości, ale nawet tego, kim jest. Wkrótce chory trafia pod opiekę Brytyjczyków we Włoszech. Podczas podróży wraz z wojskami alianckimi, jego stan pogarsza się na tyle, że jedna z pielęgniarek decyduje się odłączyć od wojska i tymczasowo zamieszkać w zrujnowanym podczas wojny toskańskim klasztorze, by godnie opiekować się poparzonym pacjentem w ostatnich dniach jego życia. Stopniowo „angielski pacjent” przypomina sobie własną przeszłość i odkrywa splot tragicznych wydarzeń, które doprowadziły go do tego stanu.

            Młoda pielęgniarka, Hana mając dość ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce swojego oddziału, postanawia zatrzymać się w wypatrzonej z daleka opuszczonej willi razem z cierpiącym „angielskim pacjentem”. Obiecała sobie, że gdy tylko ten wyzionie ducha, dołączy do reszty grupy. Przeszła w Kanadzie przeszkolenie w Women’s College Hospital i została wysłana za ocean w okresie inwazji na Sycylię. Był to rok 1943. Pierwsza Kanadyjska Dywizja Piechoty torowała sobie drogę na północ Włoch, a poranione ciała odsyłano na tyły, do szpitali polowych. Po bitwie o Arezzo, kiedy cofnęła się pierwsza fala uderzeniowa, dniem i nocą przebywała wśród rannych. Jednak najwięcej opieki potrzebował ciężko ranny pilot, którego nazywano „tym rannym Anglikiem” i który nie mógł być ze względu na swój stan nigdzie przeniesiony. Hana robiła mu okłady z belladony na oczy, przemywała mu zwęgloną skórę i opatrywała otwarte rany. Powiedziano jej, że „szpital” nie jest bezpiecznym miejscem - willa i klasztor były przez całe miesiące niemieckim bastionem, zarzucanym przez sprzymierzonych pociskami i rakietami. Ale uparcie odmawiała wyjazdu, zrzuciła strój pielęgniarki i „wypisała” się z wojny. Ponieważ inne pielęgniarki odmówiły pozostania, zdecydowała się czuwać przy rannym Angliku tu, na miejscu. Było w tym jej pacjencie coś, co pragnęła rozgryźć, przeniknąć, co pozwoliłoby jej uciec od dorosłości.

 Podejmując decyzję o zamieszkaniu w ruinach willi, Hana miała nadzieję na samotne opiekowanie się hrabią. Prędko jednak pojawia się nieproszony gość. Pewnego dnia do willi przybywa mężczyzna z zabandażowanymi rękami - Caravaggio. Był starym przyjacielem rodziny ojca Hany, Patricka i kiedy usłyszał o jej położeniu, gdy wracał do zdrowia w szpitalu kilka kilometrów dalej postanowił ją odszukać. W Kanadzie, gdzie wiele lat temu Caravaggio znał Hanę był złodziejem. Opowiedział jej, w jaki sposób jego umiejętności złodziejskie zostały wykorzystane podczas wojny i jak były mu przydatne w pracy dla brytyjskiego wywiadu w Afryce Północnej. Powiedział jej, że Niemcy złapali go na próbie kradzieży aparatu fotograficznego z pokoju pewnej kobiety. Torturowano go i odcięto mu kciuki, pozostawiając ręce okaleczone i prawie bezużyteczne. Chociaż nieco wyzdrowiał, nadal był uzależniony od morfiny. W willi wspomina chwile spędzone z Haną jeszcze przed wojną w Kanadzie i razem opłakiwali śmierć jej ojca, który zginął na froncie we Włoszech.

            Gdy Hana grała na fortepianie w bibliotece do willi wbiegło dwóch żołnierzy brytyjskich i stanęli obok niej podczas jej muzycznego „popisu”. Jednym z nich był „Łosoś” indyjski Sikh wyszkolony jako saper. Po wysłuchaniu muzyki zaczął sprzątać willę z bomb wiedząc, że Niemcy często wkładali bomby pułapki do instrumentów muzycznych. „Łosoś” i „angielski pacjent” dogadywali się bardzo dobrze, ponieważ obaj byli ekspertami od broni i materiałów wybuchowych. Lubili ze sobą rozmawiać i dzielić się różnymi historiami z działań wojennych. „Łosoś” rozbił namiot w ogrodzie willi i stał się częścią „rodziny”, która już tam mieszkała. Codziennie wyjeżdżał do miasta, aby usuwać miny i pogrzebać innych saperów, którzy ginęli podczas rozbrajania bomb. Praca „Łososia” była wyjątkowo niebezpieczna. Jednak z czasem zaczął podkochiwać się w Hanie by wkrótce stać się jej kochankiem.

         Osią fabuły „Angielskiego pacjenta” jest problem moralny. Zapytany o swoją przeszłość angielski pacjent zaczyna symulować, że w wyniku poparzeń stracił pamięć. Jednak Caravaggio, jeden z bohaterów książki, odkrywa tożsamość pacjenta. Był to książę Laszlo de Almasy, węgierski podróżnik i badacz pustyni. Almasy w przededniu wojny przekazał niemieckiej armii mapy pustyni, co umożliwiło atak na Tobruk i niemalże doprowadziło do zwycięstwa nazistów w wojnie w Afryce Północnej. W czasie tej ofensywy sam Caravaggio został pojmany i poddany torturom. Sądzi on, że Almasy jest winny zdrady i pragnie wymierzyć mu sprawiedliwość, tym bardziej, że już wcześniej zabił wszystkich innych odpowiedzialnych za więzienie i tortury, jakie sam musiał znieść. Tak, więc kluczowe pytanie stojące przed czytelnikiem brzmi: czy Almasy postąpił źle, przekazując wrogowi mapy? Pozostała część książki podejmuje ten problem poprzez opowieść o tym, co doprowadziło go do tego wyboru. Przed wojną Almasy był głęboko zakochany w zamężnej kobiecie, Katherine Clifton. Znaczna część książki pokazuje ich pełen pasji romans. Jednak tuż przed wybuchem wojny Katherine zostaje poważnie ranna w wypadku lotniczym na pustyni, w którym ginie także jej mąż. Almasy, który jest tego świadkiem zanosi ją do kryjówki w jaskini i obiecuje wrócić z pomocą. Jednak jego pierwsza próba uzyskania tej pomocy od armii brytyjskiej kończy się niepowodzeniem. Almasy, człowiek bez dokumentów i z obcym akcentem, zostaje oskarżony o szpiegostwo i aresztowany. Po ucieczce od Brytyjczyków udaje się do niemieckiej armii. Chcąc uzyskać tam pomoc, musi jednak zaoferować coś w zamian. Aby dotrzymać obietnicy złożonej Katherine, w imię głębokiej miłości, którą ją darzy, główny bohater oddaje, więc kluczowe dla losów wojny mapy w ręce Niemców.

            Autor „Angielskiego pacjenta”, dając imię jednemu z bohaterów książki „Caravaggio”, miedzy innymi daje do zrozumienia, że istnieje coś takiego jak „zmiana pokoleniowa”. Obraz barokowego malarza Caravaggia pod tytułem „Dawid z głową Goliata” przedstawia Dawida trzymającego w lewej ręce odciętą głowę Goliata. Tak naprawdę ukazuje twarz Dawida, która jest portretem młodego malarza Caravaggia, a odcięta głowa Goliata symbolizuje twarz malarza, starszego mężczyzny, w okresie, kiedy tworzył obraz. Tytułowa postać wyłania się z głębokiego mroku i staje w ostrym świetle, w prawej ręce trzyma nagi miecz, na którym widoczna jest inskrypcja "H-AS OS", stanowiącą skrót łacińskiego przysłowia „Humilitas occidit superbiam” („Pokora zabija dumę”). Wyciągnięta ręka Dawida z głową Filistyna symbolizuje oś czasu, ocenę własnej śmiertelności, własnego przemijania. Bohater książki Caravaggio zdaje sobie sprawę, że kiedy widzi „Łososia” wie, że młody Hindus symbolicznie jest jego Dawidem. Świadomość, że musi ustąpić miejsca młodemu saperowi (mimo, że dzieli ich wiek, narodowość, pochodzenie rasowe i religia aby mógł być z Haną) pokazuje jak trudno jest porzucić dumę i pogodzić się, że doświadczenie starości współcześnie jest przede wszystkim doświadczeniem zmiany i reakcją na zmianę, próbą z nią sobie poradzenia. Umieramy z bogactwem kochanków, smakami, które przełknęliśmy, z myślami, w które zanurzaliśmy się i przepływaliśmy jak w rzece mądrości, marzeniami, po których wspinaliśmy się jak po drzewach, z obawami, w których się ukryliśmy, jak w jaskiniach… W książce istnieje opis „Jaskini pływaków” znajdującej się w masywie górskim Dżabal al-Uwajnat położonym na terytorium Egiptu niedaleko granicy z Libią i Sudanem. Jak ustalili badacze, malunki pochodzą z młodszej epoki kamienia i zostały wykonane ok. 8000 lat temu. Jeśli przyjąć, że rzeczywiście przedstawiają one pływających ludzi, są to najstarsze zachowane wizerunki pływaków. Skąd, bowiem pływacy na środku Sahary? Czy zatem naskalne malowidła z Dżabal al-Uwajnat naprawdę przedstawiają pływaków? Pomimo wiedzy o drastycznej zmianie klimatu, jaka nastąpiła w okolicach równika po ciepłym i wilgotnym okresie subpluwialnym, naukowcy nie są, co do tego zgodni. Czy sylwetki rzekomych pływaków są tak naprawdę wizerunkami zmarłych udających się w zaświaty? Podobnie sądzi dziś francuski antropolog Jean-Loïc Le Quellec. Nawet, jeśli tak jest, ta prehistoryczna wędrówka do krainy zmarłych i tak przybiera znaną wszystkim miłośnikom sportów wodnych formę. Z wyciągniętymi przed siebie rękami i głową uniesioną jak przy żabce, nasi przodkowie z epoki późnego kamienia dosłownie „odpływają” na tamtą stronę. Kto wie, może właśnie tak wyglądało ich wyobrażenie o pośmiertnym żywocie – zmarły człowiek łagodnie zanurzał się w chłodne wody neolitycznego Styksu.

            Wiele scen w powieści dotyczy dzielenia się jedzeniem. Na początku książki Hana gryzie śliwkę zębami, wyciąga pestkę i podnosi miąższ owocu do ust „angielskiego pacjenta”. Podobnie „angielski pacjent” pamięta, że ​​był karmiony przez Beduina, którego rozpoznawał tylko poprzez smak jego śliny. Karmienia te przedstawiane są jako akty miłości, intymne pocałunki, potrzeba bliskości. Jest to zmysłowe i duchowe karmienie, wymiana między dwojgiem ludzi, którzy mogą, ale nie muszą być po tej samej stronie konfliktu, którzy mogą, ale nie muszą się spotkać w tym samym czasie.

            Często jakaś książka staje się bardzo ważnym atrybutem innej książki, jak „Dzieje” Herodota, które pojawiły się w „Angielskim pacjencie“. Wśród kart tej książki „angielski pacjent” przechowuje osobiste listy, mapy, rysunki i fotografie. Wspomnienia znów stają się przepustką do przeszłości. Pamięć pomału wraca. Ale on już zniszczył wszystko po drodze – miłość, przyjaźń, zaufanie, nadzieję. Lepiej nie pamiętać, że nie ma już, do czego wracać. Zerwane powiązania, utracone miejsca, krzywdy, które łamią. Hana wie, że ten mężczyzna leżący obok niej jest jednym z wybranych, którym dane jest zawsze stać, obok, którzy mogą zrywać swe powiązania i zastępować utracone miejsca innymi. „Są ludzie, których krzywdy łamią, i ludzie, którzy nie dają się złamać. […] Jest jakaś straszna niesprawiedliwość w losie takich ludzi, maskowana powłoką ich uprzejmości”. Przywołane w książce przez autora opisy z Herodota stawiają pytania, co ustanawia tożsamość człowieka. Język objawia się, jako jeden ze znaczników tożsamości. Jednak „angielski pacjent” mówi różnymi językami - angielskim, niemieckim i dialektem plemiennym z Afryki, dlatego pozostaje niezidentyfikowaną obcą postacią. Zawsze jest coś, czego nie wiemy o „angielskim pacjencie”. Czy on jest „barbarzyńcą”? Czy skorzystał na śmierci innych w kontekście wojny? Czy on jest zdrajcą? Czy jest odpowiednikiem kanibali Herodota z historii XX wieku? Te pytania „najeżdżają” w powieści i pozostają bez odpowiedzi. Tajemnica otaczająca tytułowego bohatera budzi podejrzenie, że on sam mógł zachowywać się w brutalny sposób, niezgodny ze sprawiedliwością lub prawem. Chociaż różne postacie próbują wypełnić luki w swoich historiach i niszczą psychiczne „rozpadliny”, które historia utworzyła w tkance ich jaźni, tożsamość „angielskiego pacjenta” pozostaje płynna, a zatem podejrzana. Natomiast inni bohaterowie powieści, sami zranieni i okaleczeni przez życie i wojnę, zbierają się wokół łóżka „angielskiego pacjenta”, i próbują pogodzić się z własnymi kolejami losu. Ciężko poparzony pacjent staje się, jak zauważa Stephen Scobie, ich projekcją, ponieważ każda postać odbija swoje prawdziwe lęki poprzez obraz innego, bardziej skrzywdzonego przez los człowieka.

            Rozmowy - „angielskiego pacjenta”, który leży na „kanapie” i Caravaggia, który siedzi lub spaceruje po pokoju - nabierają aury freudowskiego dyskursu psychoanalitycznego. Częstotliwość tych „sesji” i proces „przeniesienia” - w którym analizowany myśli własnymi sprawami i przekazuje je analitykowi - oraz „przeniesienie przeciwne” (przez analityka) ustanawia ustawienie psychoanalityczne. Ale to ustawienie jest odwrócone, ponieważ pierwotnym celem analityka - Caravaggia - jest jego własne uzdrowienie - a nie pacjenta, do którego może dotrzeć jedynie poprzez próbę ułożenia rozsypanych fragmentów psychiki pacjenta na swoje prawidłowe miejsca w psyche-duszy. Próbując zmusić „pacjenta” do wypowiedzenia się, Caravaggio podziela podejście Freuda i jego pewność znalezienia w każdym dyskursie małych fragmentów prawdy o sobie samym. Narcyzm, który został okradziony ze swego libidinalnego przedmiotu przez rozpad ja, zostaje zastąpiony przez masochistyczną przyjemność bycia „mścicielem”. Po wysłuchaniu historii opowiedzianej przez „angielskiego pacjenta” Caravaggio traci pragnienie ukarania Almas’ego. Bo nasza psychika jest jak pustynia: „Nie można rościć sobie praw do pustyni, ani jej posiadać – to kawałek materiału niesiony przez wiatr, nigdy nieprzytrzymywany przez kamienie”.

            Inne pozycje książkowe do których odwołuje się w swojej powieści Ondaatje pomagają bohaterom lepiej zrozumieć i interpretować świat oraz siebie nawzajem. Symbolizują także niesamowity związek między osobistymi narracjami a historią powieści,  są ważne na wielu poziomach i pozwalają nam lepiej zgłębić powieść Ondaatje. Na przykład „angielski pacjent”, tytułowy bohater i zarazem główny bohater, nosi ze sobą zużytą i mocno opatrzoną notatkami „Historię” Herodota, a jego bliski przyjaciel Madox pielęgnuje kopię „Anny Kareniny” Lwa Tołstoja, która symbolizuje dramat, jaki rozegra się w tej historii. Książki i opowiadania mają w powieści głęboką moc i są często opisywane, jako siła podtrzymująca życie. Na przykład, gdy Hana czyta książki „angielskiemu pacjentowi” z biblioteki, która znajdowała się w zrujnowanej willi, czy za każdym razem, gdy wchodzi do domu nowej przyjaciółki, idzie bezpośrednio do półki z książkami i „wdycha” ich zapach. Hana używa nawet książek z biblioteki willi do odbudowy zniszczonych schodów, co sugeruje, że książki są nie tylko częścią ludzi, ale są również niezbędne do budowy świata.

            Krytycy książki zaobserwowali trzy poziomy etycznej krytyki „Angielskiego pacjenta”. Po pierwsze: książka przedstawia w pozytywnym świetle wybór, który jest po prostu moralnie zły. Po drugie: przechodzi się w nim do porządku dziennego nad wyborem, który - nawet jeśli nie jest moralnie zły - łamie ważny obowiązek polityczny. Po trzecie:  racje moralne zostają w nim sprowadzone do indywidualistycznych kategorii zdrady i lojalności z pominięciem bezosobowych wymagań moralnych, które były kluczowe podczas II wojny światowej. W 1996 roku książka została zekranizowana. Film został nagrodzony dziewięcioma Oscarami, w owym czasie był to przebój kinowy Anthony'ego Minghelli z gwiazdorską obsadą - Juliette Binoche, Ralph Fiennes i Kristin Scott Thomas.

            Książka pokazuje - tak jak powieść Lwa Tołstoja „Anna Karenina”, że są ludzie, którym dane jest się pokochać, ale nie jest im dane być ze sobą. W „Angielskim pacjencie” kochankowie za swój czyn zostają nie tylko ukarani śmiercią, ale karą bardziej boleśniejszą zapożyczoną wręcz z tragedii greckiej, zostali pochowani w oddzielnych grobach: ona gdzieś na Pustyni Libijskiej, on w małym włoskim prowincjonalnym miasteczku. Jestem zdziwiony, że Michael Ondaatje za książkę „Angielski pacjent” został nagrodzony tylko Nagrodą Bookera, ta pozycja zasługuje na większe uznanie w świecie literackim.

           

           

20 grudnia 2019

Autopsja


„Autopsja”


Robert McLiam Wilson




Autor/ (ur. 1964 w Belfaście) - północnoirlandzki powieściopisarz. W prozie Wilsona uderza nadzwyczaj szeroka gama odczuć: tragizm, komedia, realizm, absurd, wnikliwość polityczna...

Tłumaczenie/ Maria Grabska-Ryńska

Tematyka/ Oryginalny tytuł powieści, „Ból Manfreda", zdradza jej główny temat, bowiem w swojej mrocznej, zdyscyplinowanej prozie Wilson przywołuje ból w jego najrozmaitszych postaciach: zadawany innym i sobie, szalejący wewnątrz i czyhający w świecie zewnętrznym, wykalkulowany i samoczynny, sprawiający radość i siejący przerażenie. Niepokojąca książka o ohydnym życiu, zmarnowanej miłości i miłosiernej śmierci. Wilson do głębi wstrząsa czytelnikiem, obnażając z precyzją chirurga wnętrze człowieka, który dobrowolnie skazuje się na cierpienie fizyczne i psychiczne. Źródłem tego cierpienia jest miłość, zazdrość i pragnienie bezwzględnego przywłaszczenia sobie ukochanej osoby.

Główny motyw/ W „Autopsji" dostajemy zapis ostatnich dni życia głównego bohatera, angielskiego Żyda Manfreda. Już od pierwszych zdań powieści Wilson kreśli znakomite, niemal anatomiczne studium rozwoju bólu i prób jego oswajania. Jest to szczególny ból, który Manfred w sobie trzyma, pielęgnuje i bezwarunkowo akceptuje. Opisana chłodnym stylem choroba pustosząca od wewnątrz ciało Manfreda współgra z chorobliwym światem, w który wrzuciła bohatera wielka historia. Świat ten to między innymi cywilizowana Anglia, której rzeczywistość wydawałoby się daleka od tętniących nazizmem Niemiec, z których wyemigrowali rodzice Manfreda i skąd przyjechała jego żona. Angielska rzeczywistość jest również okrutna i bezwzględna, choć jest to okrucieństwo na inną skalę. Na angielską potworność składa się monotonia bezbarwnej codzienności. Ta europejska ziemia obiecana okazuje się krajem martwym, w którym nie ma miejsca dla Żydów. Dlatego Manfred umiera wykorzeniony, w świecie dojmująco obcym.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Wojna zniszczyła w nim tę iskierkę niewinności, która istocie ludzkiej jest niezbędna”.

„Pragnienia są niebezpieczne, sprawiają ból”.

„Lustro opowiadało mu fantastyczne baśnie o dostatku i szacunku; tymczasem rzeczywistość odbiegała coraz dalej od tego, o czym mówiło lustro (…)”.

„Pokaż mi swoje obsesje, a powiem ci, kim jesteś”.

„Zdolność przewidywania bywa źródłem wielu drobnych przyjemności”.

„Nawet starość i niedołężność mogą stać się pożywką dla dobrego humoru”.

„Czasem trudno pamiętać, że przeszłość nie jest, jak sądzą ludzie, czarno-biała”.

„Ale kiedy szorował kuchenkę, mył lodówkę lub kredens, nigdy nie udawało mu się zetrzeć nalotu samotności i winy”.

„Człowiek samotny bezboleśnie marnotrawi cenne towarzystwo, jakim jest czas”.

„Jeśli potrafisz namówić ludzi, by umierali, bez trudu zdołasz namówić ich do zabijania”.

„Wojna pokazała mu, że wszystkich można winić za wszystko i każda para rąk jest brudna”.

„Szept jest najlepszą pożywką manii prześladowczej (…)”.

„Piękne kobiety zawsze skłaniały go do refleksji na temat śmierci”.

„Kompleks wyższość ludzi urodziwych nie różni się zbytnio od kompleksu niższości, na który cierpi brzydota. Kobiety zarówno piękne, jak i brzydkie nikną w architekturze swego ciała. Uroda nie jest prawdziwym dobrodziejstwem”.

„Dla człowieka, który cierpiał przez całą noc, świat jest zawsze rozczarowaniem”.

„Goje często mylą uprzejmość ze słabością”.

„Pielęgnował martwy żal za umarłym marzeniem”.

„Natura w istocie swojej jest brutalna i okrutna”.

„Pozór przerodził się w coś na kształt subiektywnej prawdy”.

„Niewidomy, uczył się kochać ślepo”.

    

Jesteśmy zbyt podekscytowani by zawracać sobie głowę codziennością. Mamy poczucie, że wiedziemy pełniejszy żywot. I wszystko by było cudownie, gdyby – jak powiedział pacjent pewnego psychiatry – nie ta „cholerna” rzeczywistość. Raz na jakiś czas ściąga nas na ziemię. Musimy wrócić z wyprawy wysokogórskiej, przestać gromić kosmitów, przerwać liczenie oddechów. Nie różni się to wiele od działania używek —kac, ból głowy, świat jest do niczego. Trzeba szybko dostarczyć nowej porcji używki lub fluoksetyny. To, do czego uciekamy budzi nas z odrętwienia, daje poczucie, że żyjemy, w naszych żyłach pojawiaj się więcej krwi, przez chwilę świat wydaje się kolorowy. Trzaskamy przeciwników w grze komputerowej, z wypiekami na twarzy śledzimy przygody detektywów i czarnoksiężników, wczytujemy się w katalogi znaczków, śledzimy z fascynacją wywodów o tym jak zostać bogatym czy być zawsze szczęśliwym albo też z przekrzywioną głową śpiewamy psalmy, powtarzamy mantry czy liczymy oddechy. Ludzie od zawsze uciekali od problemów: alkohol, narkotyki, wyprawy wojenne, hazard, pracoholizm, zaawansowane kolekcjonerstwo, przeprowadzka do leśniczówki lub planujemy wyjazd do jakieś aśramy… Dziś oferta dla eskapistów jest szczególnie rozbudowana: gry komputerowe, wirtualne społeczności, Facebook, czytanie blogów (takich jak ten), pisanie blogów (takich jak ten), bieganie maratonów, bicie rekordów na siłowni, sporty coraz bardziej ekstremalne – sami wiemy jak wielka jest oferta, tego, co pozwala oderwać się od tej bolesnej, nudnej, szarej i zimnej rzeczywistości.

Robert McLiam Wilson za sprawą „Autopsji” dołączył do znamienitego grona pisarzy antyeskapistów.  Słowa Irlandia, patriotyzm i narodowa tożsamość nie padają w tej książce ani razu.  Co więcej, akcja „Autopsji” osadzona jest we współczesnym Londynie, a jej bohaterowie to nie Irlandczycy, lecz Żydzi. Nie znaczy to jednak, że Wilsonowi udała się ucieczka od  idei innego irlandzkiego pisarza noblisty Seamusa Justina Heaneya. On ją raczej przełożył z wymiaru narodowego na wymiar osobisty, tworząc opowieść, której główny bohater, Manfred, decydując się na zakończenie swojego przegranego życia postanawia czas, który mu został, przeznaczyć na odkopanie swojej historii. To opowieść okrutna, bezlitosna, zarówno dla narratora, bo pozwala mu na odkrycie całej podłości jego życia, jak i dla czytelnika, bo oto miły, schorowany staruszek w kapciach, którego zdążyliśmy już obdarzyć sympatią okazuje się być ukrytym sadystą.  I tak, z pasją hieny cmentarnej, Manfred odkopuje wartość swoich młodzieńcze ideałów, walki o normalność po doświadczeniach na froncie, odnajduje szaloną miłość do żony, Emmy, i radość wspólnego budowania rodzinnego gniazda, wreszcie na nowo poznaje smak uczuć rodzicielskich. Przywołuje na nowo historię swojej żony, czeskiej Żydówki cudem ocalałej z obozu w Teresinie, a co za tym idzie, historię Zagłady. Seamus Justin Heaney twierdził, że na historię trzeba zareagować. Reakcją Manfreda jest ślepa agresja.

Biorąc pod uwagę ton spowiedzi Manfreda, trzeba przyznać, że Wilson wykazał się imponującym talentem. Czytelnik wyczuwa, że obcuje z prozą z krwi i kości, intymną, nieprzegadaną, jest zawsze świadkiem czegoś interesującego, nawet, jeśli jest to bolesne. Wydaje się, że ponieważ Irlandczycy utracili swój język ojczysty, teraz próbują to nadrobić w angielskim, pisząc precyzyjnie, prosto, dojrzale. Precyzja jego języka to precyzja broni palnej, trafia prosto w oczy, pozostawiając czytelnika oniemiałego ze smutku i bólu nad zmasakrowanym życiem. Pisząc „Autopsję” Wilson dokopał się do najczarniejszych historii, zarówno w makro jak i mikro skali, uniknął jednak koniunkturalnego epatowania brutalnością, konstruowania rzeczywistości na podstawie binarnych przeciwieństw, luksusu łatwego osądu. Zbolali czytelnicy po lekturze tej książki mogą odkryć ziemię pod paznokciami. Zupełnie tak jakby współuczestniczyli w rozkopywaniu grobu.

            Manfred bohater książki „Autopsja” od dawna chciał umrzeć. Kiedy więc odkrył w swoim zużytym ciele nowy ból, postanowił zachować to w tajemnicy. Oczywiście nie planował samobójstwa. Dawniej Manfred zachłannie kochał życie. Miało dlań mnóstwo czarownych powabów; pożądał go niczym młody kochanek. Niektóre z jego wspomnień wciąż jarzyły się własnym euforycznym światłem. (W miarę jak Manfred wiądł ze starości, wspomnienia stawały się coraz bardziej jędrne i rumiane). Jego była żona Emma przysporzyła mu niezaznanych wcześniej mąk tęsknoty, lecz swego czasu czerpał z niej zarówno siłę, jak słabość. Każdy dzień, każdy wysmakowany tom przeszłości był spełnieniem. Zaznał wiele dobrego, ale także uczynił wiele złego. Zadawał krzywdy i sam ich doznawał. „Wojna zniszczyła w nim tę iskierkę niewinności, która istocie ludzkiej jest niezbędna”. A rozstanie z żoną obróciło go w proch. Bez niej jego życie stało się jałową manifestacją nicości. Od ponad dwudziestu lat spotykali się raz w miesiącu na zimnej parkowej ławce. Ich syn Martin, wyrósł na mężczyznę, którego Manfred nie potrafił kochać. Czuł się jak wypalony żużel. Chciał nie tylko umrzeć, ile przestać żyć. Pragnienie śmierci miało dla niego równie mało sensu jak wszystko inne. Emma „zabiła” go przed dwudziestu laty. Odkąd odeszła, Manfred był już tylko chodzącym, odpychającym „trupem”. Nocami przeglądał jej stare listy. Teraz rozumiał, od początku wiedziała, jak to się skończy. Drzemiący w niej strach przed Manfredem miał w swoim czasie wybuchnąć z niszczycielską siłą. Manfred pamiętał własne listy, namiętne i ekstrawaganckie. Listy Emmy zawsze były chłodne i ostrożne, bez śladu zaangażowania. Pilnowała, żeby nie zostawiać za sobą „śladów”.

Manfred, jako stary już człowiek czuł, jak jego życie kona wraz z kończącym się stuleciem i wraz z nim odchodzi w niebyt. Ani on, ani jego wiek nie mieli się, czym pochwalić. Teraz łączył ich wieczorny dramat dwóch głupców babrających się w żrących sentymentach. Obu czekał taki sam koniec. Nadchodzące lata były im wrogie. Śmierć zdawała się czymś łatwym. Pomału umierał on i stopniowo odchodził wiek XX. Kiedyś, dawniej, samobójstwo wydawało się proste. Przed drugą wojną światową miał miejsce ten przykry wypadek: jego ukochana dziewczyna odebrała sobie życie. Była miłą dziewczyną, chociaż niezbyt ładną. Miała dziewiętnaście lat. Manfred był taktowny i kochał ją troskliwie. W końcu pewnego wieczoru zadzwoniła prosząc, aby ją odwiedził. Chwile przed jego przyjściem wyskoczyła przez okno. Manfred mocno to przeżył. Przygniatała go świadomość, że w jakiś sposób ją zawiódł. Nie czuł się jednak winny. Rozpacz kobiet uważał, to dla umysłu fenomen niezgłębiony, niemający nic wspólnego ze światem mężczyzn. Ta sprawa zostawiła mu w duszy nieprzyjemną, zimną gorycz. Jego matka płakała tak bardzo, że Manfred nie miał już żadnych łez do dodania. Wielu miłych, życzliwych mu ludzi mówiło źle o zmarłej, tak, że żal chłopaka wkrótce się ulotnił;, pozostało głównie zdziwienie i zażenowanie. Teraz, gdy wyglądał własnej śmierci, rzadko pozwalał sobie na mniejszy lub większy żal.

Odkryty i ujawniony ból przybierał na sile. Ból był po prostu jakąś wiadomością, zaszyfrowaną informacją. Obecność bólu stała się nieustanna, natarczywa. Od czasu do czasu, kiedy ból był naprawdę nie do zniesienia, Manfred kuśtykał do kuchni i otwierał szafkę, w której trzymał leki. Ale podświadomość dalej przypominała mu o krzywdach, których nie dało się już naprawić. Kilka pierwszych lat separacji Manfred przeżył jak w celi śmierci, otępiały z żalu i wstydu. Potem znalazł mieszkanie, w którym miał spędzić następne dwie dekady. Przyzwyczaił się do samotności. Jej niezmienność koiła go i postarzała. Nim dobiegł do pięćdziesiątki, czuł się jak Matuzalem. Boleśnie tęsknił za Emmą. Pierwszy rok był czarną plamą, przeczekany, ale niezapamiętany. Manfred czasami się zastanawiał, jak zdołał go przeżyć. Pracował, jadł i oddychał w pozbawionej światła, wyzutej z myśli apatii. Wciąż się spotykali. Nie wiedzieć, czemu, wciąż chciała się z nim spotykać. Zakaz, który narzuciła, nadal obowiązywał, choć ślady pobicia dawno się zagoiły. Raz w miesiącu siadał, więc na ławce w parku z odwróconą twarzą, oczyma niewidzącymi i mokrymi od łez. Nikomu nie mówił, jak wyglądają ich rozmowy. Ludzie uznaliby je za absurdalne, za dowód choroby psychicznej, jego lub jej. Kolegom z pracy nawet by przez myśl nie przeszło, że Manfred nie mógł podczas spotkań spojrzeć na żonę. Ich syn Martin, jako dziecko w ogóle nie wiedział, że się spotykają.

Bił ją za to, że żyła przed nim i bez niego. Bił ją za krzywdy, które wyrządził jej, kto inny. Bił ją za wojnę i za Holocaust. Za jej urodę, za syna, za jej milczący stoicyzm. Bił ją, bo ją „kochał”. Zawsze był zazdrosny o nienazwaną przeszłość Emmy. Był zazdrosny o wszystko: o autobus, którym jeździła do szkoły, o jej spódniczki i buty. O zasłyszane dźwięki, oglądane widoki, myśli, które chodziły jej po głowie. Wiedział, że jest mu wierna- musiał się, więc zadowolić zazdrością o inne rzeczy: o dom, o syna. A przede wszystkim o wojnę. Za drugim razem pobił ją, dlatego, że podejrzewał, iż w obozie padła ofiarą gwałtu. Był zazdrosny o jej pobyt w miejscu zwanym Birkenau. Z oddalenia Emma rządziła jego życiem o wiele skuteczniej, niż gdy byli razem, stała się jego jedyną wartością. Każda samotna chwila w obskurnym mieszkaniu była pieczołowicie pielęgnowanym rytuałem jej nieobecności. Manfred roił sobie, że niewidzialna żona czuwa nad nim, widzi i słyszy wszystko, co on czyni w samotności. Te fantazje nadały kształt jego bezcelowemu życiu. Czuł jednak, że jak w bajce musi nastąpić koniec, konkludujący i ostrzegawczy morał. Dowód miłości, dowód pokuty. Teraz wiedział, co widziała jego żona w lustrze, patrząc na własną twarz naznaczoną jego rękami. Widziała Gehennę, druty Birkenau i stosy trupów zabitych bez powodu. Patrzyła, jak część jej duszy umiera, bo tak się dzieje z ludźmi, którzy przeżyli piekło.  

            Jak to się dzieje, że ofiary przemocy lub nadużyć psychicznych, po bolesnych doświadczeniach osobistych, nie wyciągają z nich wniosków i dopuszczają się krzywdzenia innych? Istnieje wiele połączonych ze sobą mechanizmów psychologicznych, które doprowadzają do takich sytuacji. Spójrzmy na ten problem poprzez dzieciństwo Manfreda. Jego ojciec tak bardzo bał się ciemności, że jego życie było ciągłym pościgiem za światłem dnia. Latem wstawał o czwartej i kład się przed zmrokiem, pospiesznie, by zdążyć przed nocą. Zimy, gdy mrok dłużył się nieznośnie, wprawiały go w panikę, której nie potrafił ukryć. Cała rodzina musiała się dostosowywać do obłąkańczego rozkładu dnia, którego rytm dyktowała fobia. Paradoksalnie może właśnie dzięki temu Manfred i jego dwaj bracia nigdy nie bali się ciemności, nawet, kiedy byli mali. Pokochali noc, bo jakimś cudem budziła w ojcu trwogę. Pomału role w rodzinie odwracały się, to synowie stawali się dla swojego ojca „ojcami”. Ojciec wiedział to i lękał się, że zaczną nim pogardzać, toteż stał się bardziej szorstki, częściej demonstrował swą niepewną męskość. Chłopcy rośli, ojciec pochylał się i kurczył. Mówił, więc coraz głośniej i coraz bardziej się bał. Matka była kiedyś figlarną, rozchichotaną dziewczynką. Jej pogodna natura przysparzała rodzinie wielu zmartwień. Nim skończyła szesnaście lat, stała się sławna na niektórych odcinkach Mile End Road w Londynie. Opowiadano, jak „zagrała na nosie” najbardziej poważanemu rabinowi w Londynie, gdy przyłapano ją na niewybaczalnym występku palenia papierosów w szabas. Gardziła mężczyznami, nie lubiła Żydów i otwarcie wyśmiewała brodatych młodych chasydów z pejsami zwisającymi spod kapeluszy. Swe odstępstwo od norm, bolesny dopust dla męża, traktowała, jako powód do dumy, wyróżniało ją, bowiem spośród innych. Uważała się za Angielkę, o swoim żydostwie pamiętała tylko w rzadkich chwilach wzruszenia albo, gdy ją obraził jakiś bezczelny goj. Naśladowała amerykańską modę i podziwiała chrześcijanki, których kobiecość rozkwitała według niej znacznie pełniej. Zarówno ona, jak i jej synowie poddani byli woli pana domu, ale to matka trzymała ster. Z cieniem wstydu Manfred przyglądał się małżeństwu rodziców. Był świadkiem drobnych rebelii i kompromisów. Matka nie była piękna i Manfred wiedział, że to ją boli. Tęskniła za urodą rozdawaną przez Stwórcę w sposób arbitralny. Idąc z nią ulicą, chłopiec czuł, jak rani ją obojętność przechodzących mężczyzn. I oto w stosunku do matki także role się odwróciły. Manfred pieczołowicie udawał, że wierzy w jej urodę. Wszedł w rolę swojego ojca. Ona zaś nazywała go swoim małym mężczyzną i oczekiwała, że będzie składać jej hołdy, do jakich dorośli mężczyźni nie byli skorzy.

            On i jego bracia pobierali nauki w chederze. Przez długie nudne lata wkuwali Talmud pod okiem starców mamroczących modlitwy, których nie rozumieli. Później dwaj starsi bracia poszli do żydowskiej szkoły publicznej, któregoś wszakże wieczoru matka i ojciec strasznie się pokłócili, skutkiem, czego chłopców przeniesiono do gojskiego przybytku edukacji. Posłano tam i Manfreda, kiedy podrósł. On i jego bracia byli jedynymi Żydami w szkole. Ponieważ ojciec nie zarabiał tyle pieniędzy, ile w swoim mniemaniu powinien zarabiać, dom zaczął podupadać. Matka chodziła niezadowolona, krzyczała, że to wszystko jego wina. Stare meble, spadek po poprzednich, roztropniejszych pokoleniach, znikały z różnych kątów. Wkrótce w domu zapanowała schizofreniczna atmosfera. Matka z ponurą miną dokonywała cudów, żeby związać koniec z końcem. Ilekroć brakowało pieniędzy, na jej twarzy tygodniami gościła gradowa chmura. Rozpaczała, że nie ma córki. Prowadziła dom nieudolnie i niechętnie. Kilka lat musiało minąć, nim Manfred zauważył, że ojciec zawsze znajduje pretekst, by zerwać znajomość z każdym, komu zaczynało się dobrze powodzić. Kiedy chłopiec w końcu przejrzał tę taktykę, czuł bolesny wstyd, ilekroć ojciec skreślał kolejnego przyjaciela, który zdradzał go odnosząc sukces. Dominacja matki nad ojcem zwiększała się w miarę, jak synowie dorastali. Podkopywana pozycja ojca rodziny szybko legła w gruzach, a kilka wątłych prób uratowania resztek autorytetu spełzło na niczym. Żona nie znosiła żadnego sprzeciwu. Staruszek mógł się zżymać- już nikt go nie słuchał. Jego bezsilność nie była dla Manfreda zaskoczeniem. Wiedział, że ma ona źródło w jakiejś starej ranie, jakiejś zastarzałej waśni między rodzicami. Ze słów padających w rozmaitych sprzeczkach wywnioskował, iż w początkowym okresie małżeństwa ojciec starał się podporządkować sobie żonę i najwyraźniej użył wobec niej przemocy. Był to błąd, o którym nigdy nie pozwoliła mu zapomnieć. Teraz Manfred już rozumiał znaczenie zawoalowanych aluzji i pretensji, których jako dziecko nie potrafił pojąć. Wstyd mu było za nich oboje.

            Manfred, stygmatyzowany nieciekawym dzieciństwem, pogardzający ojcem i spośród rodzeństwa najmniej kochany przez matkę, wyrasta na samotnika i dziwaka. Parentyfikacja w rodzinie, samobójstwo pierwszej dziewczyny, wybuch II Wojny Światowej i kilkuletni los frontowego żołnierza, odciska na nim swoje piętno, zaburzając percepcję prawidłowego postrzegania świata. Miłość życia, zawłaszczająca całego Manfreda, miłość absolutna ze wszystkimi jej przypadłościami, aż po dramat rozgrywający się w czterech ścianach mieszkania. Bije żonę, nie kocha syna, zło, odbywające swój triumfalny pochód przez życie Manfreda, ani na moment nie zwalnia kroku, chwilami przyczaja się i usuwa w cień, by w odpowiednim momencie uderzyć ze zdwojoną siłą. Casus oprawcy i ofiary znakomicie ze sobą korespondują. Na nic zdaje się próba przemiany naszego bohatera, nikt w nią nie wierzy, najmniej zaś sam zainteresowany. Doświadczenia z dzieciństwa w dużym stopniu kształtują przyszłość człowieka. Jest masa osób, które wyszły z domów pełnych przemocy, i choć nienawidziły tej agresji z całego serca, własną rodzinę budują na podobnych zasadach. I analogicznie, kiedy wychowujesz się w normalnym, przyjaznym środowisku, szanse na to, że się stoczysz, oczywiście w dalszym ciągu są, ale jednak mniejsze niż w przypadku osoby, którą z każdej strony otacza to co najgorsze. O ile jednak o negatywnym wpływie środowiska na rozwój młodego człowieka mówi się sporo, tak kwestia „dobrego domu” nie budzi większego zainteresowania. Ba, niekiedy nie uważa się tego nawet za jakikolwiek bonus. Pytanie tylko, czym jest ten „dobry dom”…? W biografii Manfreda tkwi brzemię nienazwanego doświadczenia, na tyle dotkliwego, że życie i pamięć o jego życiu stają się dla niego ciężarem. Przygnieciony nim Manfred wypatruje tylko śmierci.

„Autopsja” to ostre, bez znieczulenia dokonywane cięcia na żywym organizmie. Brzydki stary i schorowany człowiek podejmując próbę rozliczenia się z życiem, oddaje ciało we władanie potężnego, nowotworowego bólu, a sumieniu wystawia rachunek. Bilans wypada jednak nieciekawie, oto doświadcza miłości, którą bezwzględnie niszczy, pielęgnuje nienawiść, bo to łatwiejsze. Rozpacza nad grozą wojny i Holokaustu, wstydliwie rozczulając się nad sobą. Wojenne demony wojny, wściekła zazdrość, pycha i chora miłość, wystawiają Manfredowi rachunek i mam nieodparte wrażenie, że teraz wszystko się bilansuje. Ta europejska „ziemia obiecana” okazała się martwą krainą, w której nie ma miejsca dla Żydów. Dlatego Manfred umiera wykorzeniony, w świecie dojmująco obcym.