„Żar”
Sándor Márai
Autor/ (ur. 11 kwietnia 1900 w Kassa, zm. 22 lutego 1989 w San Diego) –
węgierski prozaik, poeta, publicysta, autor licznych powieści. Bardzo ciężko
przeżył śmierć żony, która zmarła na raka gardła. Kilka miesięcy później
niespodziewanie zmarł jego przybrany syn Janos, który mieszkał z żoną i trzema
córeczkami w okolicach San Diego. 22 lutego w 1989 pisarz popełnił samobójstwo,
odbierając sobie życie strzałem z pistoletu.
Tłumaczenie/ Feliks Netz
Tematyka/ Ta prosta
historia opisana została z takim wyczuciem, głębią, że zdaje się być wnikliwą
analizą ludzkiej duszy; samotności, próżności, wszelkich namiętności. Autor wnika
w istotę przyjaźni i obnaża pustkę tego słowa, jeśli ludzie pozornie sobie
bliscy w rzeczywistości stoją na dwóch przeciwległych brzegach. Iluzja miłości,
przyjaźni, wierności... Cóż pozostaje – oczekiwanie na prawdę, na zemstę? Nie,
nie na to w istocie czekamy. „Pośrodku
żaru pozostał już tylko czarny popiół, jedwabisty jak czarny żałobny materiał…”
Główny motyw/ Wieczór. Na
stole płoną świece i stoi ta sama, co kiedyś porcelanowa zastawa malowana w
kwiaty. Na kominku płonie ogień. Pokój wygląda dokładnie tak samo, jak
czterdzieści lat temu, kiedy siedzieli tutaj we trójkę – główny bohater
opowieści, jego żona - Krystyna i Konrad – przyjaciel z dzieciństwa. Ile
wówczas mieli lat? On i Konrad mieli wówczas po 31 lat, Krystyna – 20. Osiem
lat później, po owej kolacji, ostatniej spędzonej we troje – Krystyny już nie
będzie, a on będzie czekał całymi latami na to, by Konrad ostatni raz spojrzał
mu w oczy. To oczekiwanie trzymało go przy życiu. „Wydaje się, że człowiek wytrzyma wszystko dopóty, dopóki ma w życiu
cel”. Ta niewielka powieść w swej zewnętrznej warstwie mówi
o męskiej przyjaźni, zburzonej przez miłosny trójkąt, przede wszystkim jednak
jest refleksją nad potrzebą poznania prawdy, ale także nad niemożnością
dotarcia do sedna minionych zdarzeń. Choć bohaterowie są już starzy, na
przeszłość ciągle kładzie się cień niepewności – i to napięcie udziela się
również czytelnikowi, który do końca nie otrzymuje prostych odpowiedzi.
Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„A w każdym wielkim
uczuciu, także i w tym, jest wstyd i świadomość grzechu”.
„Pewnego dnia musimy
porzucić tego, którego kochamy”.
„Człowiek zawsze zna
prawdę, tę inną prawdę, którą ukrywają okoliczności życia, rola, kostiumy”.
„W każdej ludzkiej
władzy jest odrobina subtelnej i ledwie wyczuwalnej pogardy dla tych, nad
którymi panujemy”.
„Był niegdyś świat,
dla którego warto było żyć i za który warto było umrzeć”.
„To, co dla ciebie
było kostiumem, dla nas było przeznaczeniem”.
„Tego, co ważne,
nigdy nie zapomnisz”.
„Dopóki człowiek ma
swoją sprawę na ziemi, żyje”.
„Fakty mówią, jak
zwykły mówić, pod koniec życia wszystkie fakty denuncjują i wyją coraz głośniej
jak skazańcy na torturach”.
„Człowiek rzadko wie,
które jego słowo lub działanie zapowiada ostatecznie rodzaj nieodwracalnej
zmiany w stosunkach między ludźmi”.
„Człowiek zabija, aby
coś obronić, zabija, aby coś zdobyć, zabija, aby coś pomścić”.
„Wedle antropologii
człowiek zaczął się wraz z tą oto umiejętnością: gdy potrafił zgiąć wielki
palec, a więc złapać w garść broń, narzędzie”.
„To jest
najszlachetniejsza substancja na świecie, i kiedy człowiek chciał powiedzieć
Bogu coś wielkiego, coś niemożliwego do wysłowienia, zawsze składał mu ofiarę
krwi”.
„Bo namiętność nie
posługuje się argumentami rozumu”.
„Nienawidziłeś, a to
stwarza więź równie silną, jakbyś kochał”.
„Bowiem życia nie
można znosić w inny sposób niż ze świadomością, że godzimy się z tym wszystkim,
co znaczymy dla siebie i dla świata”.
„Bardzo rzadko trafia
się człowiek, u którego słowa całkowicie pokrywają się z prawdą swojego życia.
Możliwe, że jest to zjawisko występujące w życiu najrzadziej”.
„Jest coś, co jest
gorsze od śmierci i namiętności…to, że człowiek traci szacunek dla samego
siebie”.
„Życie staje się
niemal interesujące, kiedy już poznałeś różne kłamstwa i zaczynasz rozkoszować
się obserwowaniem, jak ludzie zawsze mówią co innego, niż myślą i co naprawdę
pragną powiedzieć…”.
Powieść „Żar” można nazwać na nowo odkrytym
klejnotem literatury środkowoeuropejskiej – była niemal nieznana szerszemu
gronu odbiorców, aż do momentu przetłumaczenia jej na język angielski w 2001 r.
i język polski w 2006 r. Mimo swej osobliwej formy powieść stała się
międzynarodowym bestsellerem, choć jej autor, (który popełnił samobójstwo na
emigracji w Stanach Zjednoczonych w 1989 r.) nie doczekał się za życia tak
niespodziewanej popularności.
Ta niewielka powieść w
swej zewnętrznej warstwie mówi o męskiej przyjaźni, zaburzonej przez miłosny
trójkąt. Tuż po wybuchu II wojny światowej, na Węgrzech, w odległym zamczysku u
podnóża Karpat, Henrik- 75-letni emerytowany generał- spotyka się na obiedzie
ze starym przyjacielem, Konradem, którego nie widział przez ponad 40 lat. Między
mężczyznami jest wiele niedomówień, a co za tym idzie- dzieli ich dystans,
subtelnie kontrolowany przez serię porywających anegdot, wspomnienia, przemilczenia,
wypieranie się, zaprzeczenie. Sándor
Márai porusza się w przestrzeni swego dzieła nader umiejętnie, precyzyjnie,
pozwalając nowej sensacji wyłonić się w momencie, gdy czujemy, że może być
możliwa jakaś forma pojednania. Lata ponurych wyrzutów kondensują się w jednej
nocy.
Kiedy
Henrik dowiedział się, że ma go odwiedzić dawny przyjaciel, niewidziany przez
czterdzieści lat, poprosił swoją byłą „nianię” 91- letnią Nini o przygotowanie
kolacji. W tym pokoju, w którym miało odbyć się spotkanie niania dawno temu
niańczyła generała Henrika. Nini była córką wiejskiego listonosza, urodziła
dziecko, gdy miała szesnaście lat, i nie powiedziała nigdy nikomu, kto był
ojcem dziecka. Karmiła generała, bo miała dużo mleka; kiedy ojciec wyrzucił ją
z domu, przyszła do pałacu. Nie miała niczego, oprócz jednej sukni i w kopercie
kosmyka włosów zmarłego dziecka. W takim stanie przybyła do pałacu. Na sam poród.
Pierwszy łyk mleka generał wyssał z piersi Nini. Przeżyła w tym pałacu,
milcząco, siedemdziesiąt pięć lat. Zawsze uśmiechnięta. Jej imię przelatywało
przez pokoje, jakby mieszkańcy pałacu nawzajem zwracali sobie na coś uwagę.
Wołano: „Nini!”, jakby mówiono: „Ciekawe, że też na świecie jest jeszcze coś
innego niż egoizm, namiętność, próżność, to właśnie Nini…”. A że była
wszędzie tam, gdzie powinna, nigdy nie rzucała się w oczy. Nie miała w tym domu
żadnego tytułu ani stanowiska, ale czuło się jej siłę. Jedynie generał mniej
więcej orientował się, że Nini jest już po dziewięćdziesiątce.
Henrika i Nini łączyła
dość nietypowa relacja. Dwa żywoty upływały razem, odmierzane powolnym rytmem
bardzo starych ciał. Wiedzieli o sobie wszystko, więcej niż matka i dzieci,
więcej niż małżonkowie. Wspólnota, jaka łączyła ich ciała, była bardziej
intymna niż jakakolwiek inna wspólnota cielesna. Może sprawiło to mleko niani. Może to, że Nini była pierwszą żywą istotą,
która zobaczyła generała, gdy przyszedł na świat, która widziała go w chwili
narodzin, we krwi i brudzie, czyli tak, jak zawsze rodzi się człowiek. Może
powodem było tych siedemdziesiąt pięć lat, jakie przeżyli razem pod jednym
dachem, gdy to samo jedli, wdychali to samo powietrze; stęchlizna domu, drzewa
przed oknami, wszystko było wspólne. Nie byli rodzeństwem ani kochankami. Było
też coś innego, co niejasno było im wiadome. Pewien rodzaj braterstwa, które
jest większe, mocniejsze i silniejsze niż braterstwo bliźniąt w matczynej
macicy. Życie wymieszało ich dni i noce, znali nawzajem swoje ciała i sny. Kiedy
Henrik poprosił do siebie Nini i oznajmił jej, że przyjedzie Konrad i będzie na
kolacji, Nini odpowiedziała: „Czy chcesz,
żeby było tak jak wtedy?”.
Henrika i Konrada od dzieciństwa łączyła przyjaźń. Chłopcy poznali się w
nietypowych okolicznościach. Każdego lata przyjeżdżali razem do pałacu.
Wszystko mieli wspólne, ubrania, bieliznę, w pałacu urządzono im wspólny pokój,
jednocześnie czytali tę samą książkę, razem odkrywali Wiedeń i las, książki i
polowanie, jeździectwo i żołnierskie cnoty, życie towarzyskie i miłość. Chłopcy
z czasem zaczęli stronić od świata, mieli swoje sekrety. Coraz głębszy był ten
przyjacielski związek. Henrik chwalił się Konradem, bardzo chętnie wszystkim go
przedstawiał, jak jakiś twór, jak jakieś arcydzieło, zaraz bał się każdego, bał
się, że ktoś odbierze mu tego, którego kochał. Żyli według ścisłego regulaminu,
który ustanowiła praktyka i doświadczenie minionych stuleci. Co rano przez całą
godzinę fechtowali się w hełmach i bandażach, potem dosiadali koni. Henrik był
świetnym jeźdźcem. Konrad rozpaczliwie walczył o utrzymanie równowagi i
zachowanie bezpieczeństwa na końskim grzebiecie. Dwaj młodzieńcy wychowywali
się razem, razem składali przysięgę, razem mieszkali przez te wszystkie
wiedeńskie lata. Jednak Konrad różnił się od Henrika. Był „człowiekiem innego
rodzaju” i nie można było drogą pytań przybliżyć się do jego tajemnicy.
Później, kiedy byli młodymi oficerami Henrik zauważył, że jego przyjaciel „jakby żył nie na tym świecie”. Jakby po
przepisowych godzinach służby zaczynała się dla niego inna służba.
Kiedy Henrik i Konrad
spotkali się po czterdziestu latach i usiedli w tym samym salonie, pałac w
minionych kilku godzinach zaczął żyć, jak mechanizm, który nakręcono. Nie tylko
meble zaczęły żyć, fotele i sofy uwolnione od letnich płóciennych pokrowców,
ozdobne przedmioty w oszklonych szafach i na gzymsie kominka. Przedmioty jakby
nagle nabrały sensu i chciały udowodnić, że wszystko na świecie ma sens tylko
wtedy, gdy mają coś wspólnego z ludźmi, gdy są częścią składową ludzkiego losu
i ludzkiego działania.
Obaj
mężczyźni z zazdrosnym i jednocześnie radosnym zdziwieniem czuli, że drugi
stawia czoło surowemu egzaminowi: minione czterdzieści jeden lat, czas
oddalenia- czas, kiedy się nie widywali, a jednak każdego dnia, w każdej
godzinie, myśleli o sobie. Obaj czuli w owej chwili, że w ciągu minionych
dziesięcioleci czerpali życiodajne siły z owego oczekiwania. Jak ktoś, kto
przez całe życie przygotowywał się tylko do jednego działania. Konrad wiedział,
że kiedyś będzie musiał tu powrócić, a generał wiedział, że pewnego dnia ta
chwila nastąpi. Po to żyli.
Mężczyźni jedli steki
uważnie i z potężnym apetytem, z żarłocznym zapamiętaniem starych ludzi, dla
których jedzenie jest już nie tylko przyjmowaniem pokarmu, lecz działaniem
odwiecznym i uroczystym. Rozpoczęli rozmowę, na początku kurtuazyjnie
wymieniali zdania. Z czasem zaczęli rozmawiać o tym, co lub kto „zaburzył” ich
wielką przyjaźń. Rozważali, że przyjaźń
to najsilniejszy związek w życiu… może, dlatego taki rzadki. Co tkwi u jego
podstaw? Sympatia? Przecież to puste, jałowe słowo, za słabe, aby dwóch ludzi w
krytycznej życiowej sytuacji mogło wesprzeć się wzajemnie z samej tylko
sympatii. Może to coś innego? Może w głębi wszystkich ludzkich związków jest
jakiś maleńki Eros? Eros przyjaźni nie potrzebuje ciała… ono mu nawet
przeszkadza, albowiem działa podniecająco. A jednak Eros. Na dnie każdej
miłości, każdego ludzkiego związku żyje Eros. W trakcie dyskusji a raczej
monologu Henrika wynika, że Henrik „myśli”, że Konrad tak naprawdę go nienawidził.
Był czas, kiedy generał próbował zrozumieć to uczucie. Konrad nigdy nie przyjął
od Henrika pieniędzy ani prezentu, nie dopuścił, aby z tej przyjaźni zrodziło
się prawdziwe braterstwo. „Bo ten, kto
nie przyjmuje części, prawdopodobnie chce wszystkiego, całości” – podsumował
Henrik.
Sándor Márai w książce „Żar” pokazuje, że największą tajemnicą
i darem życia jest spotkanie się dwóch „odmiennych” istot. Jest to takie
rzadkie, jakby natura, przemocą i podstępnie, uniemożliwiała to współbrzmienie -
być może, dlatego, że od stworzenia świata, do odnawiania się życia konieczne
jest napięcie, które towarzyszy temu wiecznemu poszukiwaniu drugiego człowieka,
które powstaje pomiędzy wiecznie szukającymi się ludźmi odmiennego rytmu i
przeciwstawnych zamiarów. Kiedy do tego
staje na przeszkodzie kobieta, którą kocha dwóch bliskich sobie przyjaciół
„napięcie życia” staje się nienawiścią, i choć bohaterowie są już starzy, na
ich przeszłość cięgle kładzie się cień niepewności- i to napięcie udziela się
również czytelnikowi, który do końca nie otrzymuje prostych odpowiedzi.
„Żar” to krótka, niezwykle intensywna praca, powieść zanurzona w
kulturze i atmosferze Austro-Węgier, przywołująca świat wina najlepszego
rocznika, świec, prastarych lasów, skrzypiącego mahoniu, kryształowych luster i
wytwornej porcelany. Autor osiąga taki efekt bez jakiejkolwiek ucieczki do
taniej teatralności. Z całym swoim urokiem minionych czasów powieść pozostaje
skomplikowanym, wnikliwym studium klasowości, przyjaźni, zdrady i męskiej dumy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz