25 listopada 2018

Głęboka rzeka


„Głęboka rzeka” 



Shusaku Endo




Autor/ (ur. 27 marca 1923 w Tokio, zm. 29 września 1996) – japoński pisarz, tworzący swoje utwory z perspektywy katolika żyjącego w społeczeństwie buddyjskim.

Tłumaczenie/ Mikołaj Melanowicz

Tematyka/ Jak Orfeusz ze starogreckiego mitu, pragnący odzyskać strąconą do Hadesu Eurydykę, bohater „Głębokiej rzeki", typowy współczesny biznesmen japoński, nie chce pogodzić się ze śmiercią żony. Wiedziony ułudą głoszoną przez parapsychologiczne koncepcje reinkarnacyjne wyrusza w głąb Indii w nadziei, że odnajdzie nowe wcielenie zmarłej. Czy tak się stanie? Shusaku Endo na kartach powieści odtwarza i analizuje kulturę duchową współczesnego człowieka. Nie można jej sprowadzić do ścisłych ram żadnego określonego wyznania. Formuje się ona z najszlachetniejszych, najsubtelniejszych i najgłębiej ludzkich pierwiastków chrystianizmu i buddyzmu. I ta głęboka rzeka uduchowienia przyjmuje w swój nurt współczesnego japońskiego Orfeusza.

Główny motyw/ Japońscy turyści wyruszają na wycieczkę do Indii. Nie dla wszystkich jest to jednak wyjazd tylko turystyczny. Jadą tam po to, aby odnaleźć coś, co jest, zdawałoby się, nieuchwytne. Każdy ma własny bagaż doświadczeń, swoje „pogmatwane” koleje losu. W Indiach u brzegów Gangesu, świętego dla Hindusów, dokonuje się ich duchowe „oczyszczenie", nurt głębokiej rzeki zabiera wszystko to, z czym tu przybyli, uwalniają się od swoich wspomnień.

Cytaty z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Na tym świecie jest mnóstwo rzeczy, których nie sposób pojąć rozumem”.

„(…) bo przecież różne smutki życia ludzkiego zaczynają się już w dzieciństwie”.

„(…) zwierzę jest towarzyszem, który rozumie jego smutki”.

„Ptaki- jak ludzie- też mają swój los”.

„(…) w każdej przyjaźni pozostaje poczucie samotności, niemożliwe do przezwyciężenia”.

„Od lat chłopięcych tajemnicami serca dzielił się z psem lub ptakami, ale nie z ludźmi”.

„Jest jednak w tym kraju różnica między tym, co piękne, a tym, co święte”.

„Tak wielu rzeczy w życiu nie można przewidzieć ani zrozumieć”.

„Łatwiej jest sądzić, że po śmierci wszystko się kończy, aniżeli uważać, że można z całym bagażem przeszłości iść w nowe życie pośmiertne”.

„Nawet gdy coś się kończy w naszym życiu, nie oznacza to, że wszystko całkowicie wygasa”.

„Nie potrafię nikogo szczerze pokochać. Nikogo nigdy nie kochałem. Jak taki człowiek ma potwierdzić swoje istnienie na tym świecie?”.

„Chinina wywołuje wysoką gorączkę, jeśli zażyje ją ktoś zdrowy, ale staje się nieodzownym lekiem dla chorych na malarię. Myślę, że grzech jest czymś takim jak chinina”.

„Przyroda ma być medium, które ułatwia łączność między człowiekiem i siłami życia”.

„Ganges pochłania prochy wszystkich ludzi i niesie je z nurtem, nie odrzuca  ani kobiety wyciągającej bezpalce ręce w żałobnym geście, ani zamordowanej premier Gandhi”.

„Zrozumiał jednak, że nawet religijni ludzie nienawidzą się wzajemnie, występują przeciw sobie i zabijają się. Nie można więc zaufać religii”.

„Lecz kiedy usłyszał te ostatnie słowa żony wypowiedziane na łożu śmierci, zrozumiał, czym są więzy łączące ludzi, więzy, których nic nie może zastąpić”.

„Zemsta i nienawiść nie ograniczają się do świata polityki, istnieją nawet w świecie religii”.

„Gdy powstaje grupa na tym świecie, rodzą się antagonizmy, rodzą się waśnie, spiski, wszystko po to, by poniżyć przeciwnika”.

„Z doświadczenia wiedział, że w duszy każdego człowieka gnieździ się egoizm i ci, co głoszą swoje dobre intencje i słuszność tylko swoich działań, w ten sposób naśladowali tylko egoizm”.

„Lecz teraz gdy został sam, w końcu zrozumiał, że istnieje fundamentalna różnica między egzystowaniem a życiem”.

„Ludzkość łączy bowiem bardziej nienawiść do kogoś niż miłość. Solidarność ludzka rodzi się nie tylko dzięki miłości, ile znalezieniu wspólnego wroga. W ten sposób przetrwały państwa i religie”.

„To głęboka rzeka, tak głęboka, że pomieści nie tylko hindusów, lecz wszystkich ludzi świata”.

„Bywają takie miejsca i bywa taki czas, gdy człowiek pragnie wyjawić sekret długo skrywany w sercu”.

„(…) pośród czynów człowieka nie ma takich, które można by określić jako jednoznacznie słuszne”.

„Uczucia, którym się teraz poddawał, niczemu nie służyły w świecie ludzkich spraw”.



                                     Shusaku Endo ma długą karierę literacką. Napisał kilka bardzo interesujących powieści, które zanurzają się głęboko w podróży duchowego poznania. W większości swoich powieści skupiał się na dwóch głównych zagadnieniach, takich jak wschodnia i zachodnia kultura, szczególnie rozbieżności między kulturą japońską a chrześcijańskim Zachodem. Jego powieści przedstawiają szeroki zakres zagadnień tożsamości kulturowej i duchowej, alienacji i osobistej obietnicy wiary. Historia, którą opisał w książce „Głęboka Rzeka" jest fascynującą podróżą „objawień” dla bohaterów książki, szczególnie dla związku między Mitsuko z Otsu.

                Endo to japoński pisarz katolicki żyjący w latach 1923-1996. Jego książki poruszają tematy wiary i dylematów moralnych. Bywa nazywany „japońskim Grahamem Greenem”. Książkę „Głęboka rzeka” napisał u kresu swego życia. Uznano go za moralne i duchowe sumienie narodu japońskiego. Dzieło to podsumowuje osobiste konflikty i problemy społeczne, z jakimi spotkał się pisarz w ciągu swego życia. Tytułowa rzeka to indyjski Ganges, odwiedzany przez japońskich turystów, z których każdy przechodzi życiowy kryzys. Jednym z nich jest weteran drugiej wojny światowej, którego prześladują straszenie wspomnienia z czasów japońskiej inwazji na Birmę w 1942 roku. Kolejny to dręczony poczuciem winy biznesmen, który pragnąłby, by jego zmarła na raka żona powróciła. Religijne uczucia Endo (był katolikiem) znajdują ujście w osobie bohatera książki Otsu, który został odrzucony przez kościół europejski i próbuje żyć wiarą na sposób indyjski.  Jest też Misuko, poszukująca przebaczenia, gdyż uległa pokusie podważenia wiary Otsu.

                    Prezentując japońską wizję Indii i jej wierzeń, Shusaku Endo pozostaje wierny charakterystycznej dla siebie tematyce- Japonii i katolicyzmowi. Ostro krytykuje materializm i brak duchowości w społeczeństwie japońskim. Nie szczędzi cierpkich słów hierarchii Kościoła katolickiego w Europie i jego pretensji do kontrolowania chrześcijaństwa. Endo podaje pod rozwagę wizję religii globalnej, tolerancyjnej i uniwersalnej. Bohaterowie znajdują jakąś formę łaski, samoakceptacji i spełnienia. Kei Kumai nakręcił film „Głęboka rzeka” w 1995 roku.

                      Tytuł książki „Głęboka rzeka” a późniejszy „Ganges”, służy, jako płynna metafora całej powieści. Waranasi dawniej Benares, Kashi – miasto indyjskie w stanie Uttar Pradesh stanowi ono ważny ośrodek kultu wyznawców hinduizmu i buddyzmu. Miejsce znane z rytualnych kąpieli w świętej rzece Ganges i palenia zwłok zmarłych na ghatach. Na obrzeżach Waranasi (ok. 13 kilometrów na wschód) mieści się Park Jeleni – miejsce pierwszego kazania Buddy skierowanego do pięciu ascetów, do tego miasta Endo przenosi obsadę nietypowych, ale emblematycznych japońskich turystów, z których każdy jest rodzajem nowoczesnego pielgrzyma.

                Jest Isobe, który żałuje, że jego żona zmarła i stara się zrozumieć sens jej śmierci. Na łożu śmierci powiedziała mu: „szukaj mnie… znajdź mnie…". Jest Numada, pisarz dziecięcy, który podobnie jak Endo dorastał w okupowanej Mandżurii i spędził długie okresy w szpitalu, widzi on Boga w oczach swojego mandżurskiego psa jedynego przyjaciela z dzieciństwa. I jest Kiguchi, stary żołnierz ze wspomnieniami o wojnie w dżungli w Birmie i okropnościami tzw. „autostrady śmierci", która reprezentuje starą, imperialną Japonię. Są też głupi Sanjos ze świeżo poślubioną żoną, którzy spędzają miodowy miesiąc, którego komiczny charakter budzi pogardę uczonego przewodnika, Enamiego.

                Przypadek Isobego, u którego żony lekarz zawyrokował, iż jest chora na raka, a na leczenie jest za późno pokazuje jak człowiek zaczyna żałować tego, że nie potrafi być blisko z drugą osobą. Fakt, że lekarz zgodził się na wszystkie metody łagodzenia jej bólu, oznaczał, że już nie było dla niej żadnej nadziei. Wchodząc do szpitalnej windy, nadal miał poczucie nierealności. Nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że żona może umrzeć. Odnosił wrażenie, że ogląda jakiś film i nagle, niespodziewanie zaczęto wyświetlać zupełnie inny. Za każdym razem, kiedy odwiedzał ją w szpitalu, uśmiechała się. Nigdy dotąd nie słyszała od męża tak ciepłych słów jak teraz w szpitalu; ten szczególny uśmiech żony, na początku, po ślubie, gdy wracał z pracy do domu zmęczony złą atmosferą w firmie, witała go w drzwiach tym swoim uśmiechem, który go serdecznie otulał. A teraz uśmiecha się tak samo na łożu śmierci. Jeszcze miesiąc temu Isobe uważał, że obecność żony w domu jest czymś tak naturalnym, iż tak naprawdę nie uświadamiał sobie jej istnienia i nawet nie odzywał się do niej, jeśli to nie było konieczne. Isobe, który był raczej małomówny, nie potrafił mówić ciepłych słów żonie; po prostu nie był zdolny do wyrażania swoich uczuć. Podczas posiłków to raczej żona mówiła- on ograniczał się do zdawkowego potwierdzenia: „aha” albo „to chyba dobrze”. Z żoną tak naprawdę zaczął rozmawiać, dopiero, kiedy poszła do szpitala. I tak nadszedł ten dzień. W jego sercu zapanowała pustka, jakby stanął samotnie na powierzchni księżyca.
                       
                   Minęło kilka dni jak we śnie. Isobe w żaden sposób nie mógł się pogodzić z myślą, że żona naprawdę odeszła. Ciągnęły się puste dni. Aby wypełnić pustkę w sercu, starał się jak najdłużej pozostawać w pracy, opóźniając godzinę powrotu do domu. Podobnie jak większość Japończyków nie miał żadnej religii; dla niego wszystko kończyło się wraz ze śmiercią. Pod wpływem książek Shirley MacLaine o reinkarnacji zaczął zastanawiać się, czy czasami nie działają na nas niewidzialne siły. Ta myśl uświadomiła mu, jak bardzo musiał być ważny dla żony przez całe życie, i poczuł silny ucisk w piersiach. Isobemu bardziej przypadła do serca relacja z prac profesora Stevensona, który przedstawiał liczne przykłady badań terenowych, niż książki MacLaine. Twierdził on w nich, że istnieją zjawiska reinkarnacji, ale nie można ich obiektywnie udowodnić, że człowiek ma życie poprzednie. Do sprawy podchodził z całą powagą, więc można mu było zaufać. Po przeczytaniu tej przekonującej książki, Isobe zaczął trochę wierzyć w sensowność ostatnich słów żony: „szukaj mnie…znajdź mnie...”. Jej ostatnie słowa „zmusiły” go do wyjazdu do Indii w poszukiwaniu jej nowego wcielenia.

                    Gdy Mitsuko była studentką romanistyki, koledzy nazywali ją „Mojrą”. Pół żartem nadano jej ten przydomek, kiedy na zajęciach omawiali powieść „Mojra” Juliena Greena, jako tekst do nauki francuskiego. Mojra była dziewczyną, która dla żartu uwiodła purytańskiego młodzieńca, studenta imieniem Józef, mieszkającego w wynajętym pokoju przy jej rodzinie. Uczelnię, do której uczęszczała Mitsuko prowadził męski zakon katolicki, dlatego też wśród studentów byli również i tacy, którzy przyjęli chrzest i byli głęboko wierzący.  W zachowaniu tej nielicznej zresztą grupy chrześcijan z punktu widzenia innych studentów było coś, co wywoływało pogardę, z jaką traktuje się zazwyczaj nieprzystępnych, trudnych we współżyciu czy wręcz prostackich i zacofanych studentów. W zasadzie nie dyskryminowano ich, ale nie pożądano ich towarzystwa. Koledzy Mitsuko namówili ją, aby zakpiła z jednego studenta o imieniu Otsu. Był to rodzaj studenta, który zawsze się uśmiechał i zawsze był miły. A Mitsuko była w tym wieku, kiedy człowiek bardzo pragnie rozwinąć skrzydła. Nękana kompleksem niższości, tylko, dlatego, że pochodziła z prowincjonalnego miasteczka, wymusiła na ojcu, który pobłażał swojej córce, żeby wynajął jej mieszkanie, jak na studentkę –luksusowe; zgromadziła wokół siebie paczkę kolegów i koleżanek, popijała z nimi koniak, na który nie mógł pozwolić sobie przeciętny student, woziła ich sportowym samochodem. Mimo to w sercu wciąż odczuwała pustkę.

                   Otsu pod żadnym względem nie był mężczyzną, który mógł zaciekawić czy choćby zwrócić uwagę dziewczyny. Po latach Mitsuko nie mogła pojąć, jak to się stało, że mogła nawiązać jakikolwiek kontakt z Otsu. Jeśli się zastanowić, to początkowo skłaniało ją do tego jakby dziecinne pragnienie, by pośmiać się nie tyle z niego, ile z Boga, w którego wierzył. Była przekonana, że jest jego mojrą, czyli losem, i podobnie jak Józef z książki Jeliena Greena, musi wpaść w zastawione przez kobietę sidła. Podczas zakrapianej alkoholem studenckiej imprezy, Mitsuko opiła Otsu i kpiła z jego wiary. Przypomniała sobie o drugiej kobiecie, o Ewie, która skusiła Adama i doprowadziła do wypędzenia człowieka z raju na wieki. Wierzyła, że w każdej kobiecie kryją się impulsy prowadzące do samozniszczenia. Dla niej była to niewinna zabawa, lecz dla Otsu próba wiary.  Nagle Mitsuko przypomniała sobie historię urzędnika, który w epoce prześladowań zmuszał chrześcijan do deptania obrazu Matki Boskiej. Jaką przyjemność musiał odczuwać taki urzędnik, kiedy zmuszał ludzi do odrzucenia Boga, w którego wierzyli? Mitsuko z poczuciem sadystycznej satysfakcji patrzyła na swoją „zdobycz”. Otsu to mężczyzna, który słucha wszystkiego, co mu powie, mężczyzna, który wyrzeknie się dla niej Boga- takiego właśnie mężczyznę pragnie torturować. Kila razy pozwoliła mu się dotykać po swoich piersiach, rozkochała w sobie tego niedojrzałego jeszcze człowieka. A kiedy zobaczyła, że jest już w jej „sidłach” ośmieszyła go i wreszcie porzuciła.  Kiedy Mitsuko po latach przypomniała sobie, jak się zachowywała w tamtych czasach, musiała spuszczać oczy z zakłopotania. Czuła odrazę do siebie. Ta wiejska dziewczyna, która zamieszkała w Tokio, z całych sił starała się odkryć i pokazać, co potrafi. Teraz po latach wraz z odrazą poczuła, że łączy ich jakaś niewidoczna nić; wydawało się jej, że coś niepojętnego wiązało ją z Otsu. A przecież nic takiego nie powinno się zdarzyć.

                   Kiedy skończyła studia i została normalnym członkiem społeczeństwa, zrozumiała, jak głupie były pragnienia samozniszczenia, drzemiące w jej ciele. W głębi serca Mitsuko kryła się jakaś destrukcyjna siła. Wyszła za mąż za Yatchana pracownika korporacji, którego nie interesowała sztuka ani muzyka. To podczas przyjęcia weselnego Mitsuko dowiedziała się, że Otsu przeżył załamanie nerwowe, że złamała mu serce. Dowiedziała się, że Otsu wstąpił do zakonu i mieszka obecnie w klasztorze we Francji. Kiedy jej mąż zaproponował jej kilka krajów na miesiąc miodowy, wybrała Francję. I co dziwne, przed dziewczyną pojawiła się postać Otsu stojącego na ulicy w wytartym zakonnym stroju seminarzysty i w wielkich sznurowanych butach. Otsu starał się nie zwracać uwagi na jej uczucia, opowiadał tylko o Bogu. Po tym spotkaniu Otsu postanowił opuścić zakon, zamieszkał w aśramie w Indiach, został ascetą noszącym umierających nad Ganges. Mitsuko rozwiodła się z mężem i zamieszkała z „poczuciem winy”. Dowiedziawszy się, że Otsu mieszka w Waranasi w Indiach postanowiła wykupić wycieczkę i tam go odnaleźć.

                 Kolejną ważną postacią książki jest Numada. Numada dzieciństwo spędził w Dalian w Mandżurii, kolonizowanej wówczas przez Japonię. Dalian, jaki mu pozostał w pamięci, przesycony był zapachem Rosjan okupujących ten kraj, zanim przyszli Japończycy. Nowobogaccy, agresywni Japończycy patrzyli z góry na Chińczyków. Chińska dzielnica nawet w oczach małego Numady była uboga, nędzna. Matka Numady wzięła chińskiego chłopca na służbę. Chłopiec zatrudniony w rodzinie Numady miał piętnaście lat, nazywał się Li. Mówił łamaną japońszczyzną, niewprawnymi rękami pomagał matce w kuchni, a późną jesienią dokładał węgla do pieca. Miał dobry, łagodny charakter, bo kiedy o sześć lat młodszego Numadę rodzice łajali, on go bronił; niepokoił się też, kiedy opóźniał się jego powrót ze szkoły, i wychodził mu na spotkanie.

                     Pewnego dnia, wracając ze szkoły Numada znalazł i zabrał do domu bezdomnego psa. Był to pies mandżurski o czarnej sierści i purpurowym języku. Miał zaropiałe oczy i był tak brudny i zabłocony, że matka zabroniła zatrzymać go w domu i kazała wyrzucić. Syn tak błagał ją i płakał, że pozwoliła zostawić go na jeden dzień. Li umył psa i umieścił go w wyściełanej słomą skrzynce, którą postawił na klepisku przy kuchni. Nocą samotny piesek ciągle skamlał. Gdy Numada poszedł do kuchni pogłaskać go, pojawił się ojciec w piżamie i kazał wyrzucić psa. Następnego dnia Numada nawet w czasie zajęć szkolnych myślał o piesku. Po lekcjach wracał do domu biegiem. Li rąbał drzewo na podwórku, a gdy zobaczył Numadę, położył palec na ustach dając znak, żeby z nim poszedł. Li schował pieska do szopy na węgiel. Od tego dnia szopa na węgiel stała się miejscem ich wspólnej tajemnicy. Kiedy rodzice dowiedzieli się o tym sekrecie Li został wyrzucony z domu. Odszedł tylko z maleńkim i brudnym tobołkiem ze swoimi rzeczami. W dniu rozstania Li powiedział do Numady: „Do widzenia, paniczu, do widzenia”. Numada po tylu latach, pamięta uśmiech rezygnacji na twarzy odchodzącego chłopca.

                   Pies o imieniu Kuro wyrósł na duże psisko. Machał ogonem tak żywo, że zdawało się, iż mu odpadnie. Jesienią, kiedy Numada chodził do trzeciej klasy szkoły podstawowej pogorszyły się stosunki miedzy rodzicami, które doprowadziły do ich rozwodu. Było to zaskakujące wydarzenie, z którym nie mógł się pogodzić. Matka musiała opuścić dom. Numado pamięta ten dzień, kiedy na ulicy czekał wóz, który miał ich zabrać do portu. Tylko pies kręcił się niespokojnie obok muła. Gdy wóz ruszył, Numada obejrzał się i zobaczył biegnącego za nim psa. Starał się nie płakać. W końcu Kuro się zmęczył, stanął i patrzył z rezygnacją na Numadę. To właśnie dzięki Li i temu psu Numada po raz pierwszy poznał smak rozstania.

                      Kiedy Numada dorósł zaczął pisać książki dla dzieci, w których występowały zwierzęta. Pewnego dnia za sprawą zbiegu okoliczności otrzymał w drewnianej klatce czarnego ptaka, mierzącego zaledwie około pięciu, może sześciu centymetrów, ale o wielkim dziobie, na którym sterczał czerwony róg jak u nosorożca. Numada zaprzyjaźnił się z ptaszkiem. Żona Numady nie była uszczęśliwiona faktem, że jej mąż zaczął hodować tak kłopotliwego ptaka. Kiedy Numada trafił na operację do szpitala, jego żona, aby go rozweselić przyniosła mu owego ptaka. Numada czuł się winny wobec żony. Od lat chłopięcych tajemnicami serca dzielił się z psem lub ptakami. Po trwającej cztery i pól godziny operacji przewieziono go do pokoju, a gdy następnego dnia obudził się rano zapytał, co słychać u ptaka. Żona odpowiedziała, że w czasie, kiedy go operowali ptak zdechł. Numada przypomniał sobie to uczucie ból w rozciętej piersi podczas operacji. Uświadomił sobie, jak bardzo wspierały go w życiu psy, ptaki i inne zwierzęta. Kiedy Numada wyszedł ze szpitala, tuż po szybkiej rekonwalescencji postanowił wyjechać na wycieczkę do Indii. Zdecydował uratować, choć jedno życie cierpiącego zwierzęcia. 

                   Pilotem wycieczki Japończyków po Indiach był przewodnik Enami, który w Indiach mieszkał już od kilkunastu lat. Pierwszym zabytkiem, który był na trasie zwiedzania –ważniejszym nawet od Tadź Mahal - była skromna świątynia bogini Ćamundy. Enami miał niemal encyklopedyczną wiedzę zarówno na temat samej bogini, jak i jej kultu.  Można pokusić się o stwierdzenie, że Enami miał na temat bogini obsesję. Kim była owa bogini? Boginie indyjskie nie zawsze przybierają łagodną i subtelną postać jak Matka Boska w religii katolickiej. Maria jest symbolem matki, a indyjskie boginie są też symbolami sił natury, które upajają się do szaleństwa śmiercią i krwią. Ćamunda mieszka na cmentarzu, dlatego u jej stóp leżą ciała ludzkie, które rozdziobują ptaki i rozszarpują szakale. Ćamunda przedstawiana jest na rzeźbach z obwisłymi piersiami, a mimo to z tych zwiotczałych piersi płynie mleko, którym karmi dzieci stojące w kolejce. Jej prawa noga gnije z powodu trądu. Ma brzuch zapadnięty z głodu, na którym siedzą skorpiony. Cierpiąca, schorowana znosi piekielne katusze, a jednocześnie karmi rodzaj ludzki, mlekiem ze zwiotczałych piersi. Bogini wyrażała cierpienia ludu indyjskiego. Cierpienia, śmierć i głód, które musiał znosić lud Indii przez długie lata. Ta bogini zapadła na wszystkie choroby, jakie przechodzili tu ludzie przez wieki. Wytrzymała truciznę kobry i ukąszenia skorpionów. Enami tak naprawdę mówił o cierpiącej bogini pod pretekstem, że tłumaczy im Indie, ale faktycznie kompulsywnie wspominał zdarzenia z własnego życia, myślał o swojej matce, która po odejściu męża wychowywała go, przezwyciężając własne choroby i nieszczęścia.

                      „Głęboka rzeka” to książka przepiękna, mówiąca o tym, że kiedy nagle ze świata, który znasz, zostajesz tylko Ty sam, kiedy cały ten świat zostaje gdzieś daleko, a na jego miejscu pojawia się coś zupełnie innego, nieznanego – wtedy nie masz wyjścia, musisz oprzeć się na tym, co masz wewnątrz. Porzucasz cały wysiłek i kontrolę, bo i tak nic one nie dają – zostawiając czystą świadomość i doświadczenie prawdziwego życia. I to w sobie odnajdujesz ten boski spokój i akceptację, i odkrywasz, że to w sobie masz radość i pełnię – nie w odhaczonych zadaniach na liście i nie w egzotycznej krainie. Chociaż bez tej krainy dużo trudniej byłoby to zobaczyć. Tym bardziej, że w Indiach jest aż gęsto od duchowości. Tam możesz pogadać o kosmosie z każdym przypadkowo napotkanym człowiekiem (po tym, jak już zrobicie sobie razem zdjęcie). A po powrocie odkrywasz, że to, co znalazłaś w sobie, kiedy byłaś tam, daleko – zostało z Tobą. Bo to, co mamy wewnątrz, jest z nami na stałe. Tylko to, co na zewnątrz, nieustannie się zmienia i płynie. I kiedy zobaczysz w Indiach tych wszystkich biednych i umierających ludzi, to doświadczysz prawdziwego oświecenie, prawdziwej „nirwany”. Będziesz się kładł do łóżka z myślą: „memento mori” a rano budzić się będziesz z myślą: „carpe diem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz