„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”
Philip K. Dick
Tłumaczenie/ Zbigniew A. Królicki
Tytuł oryginału/ an-us „The Three Stigmata of Palmer Eldritch”
Tematyka/ Akcja powieści dzieje się w przyszłości –
świat boryka się z takimi problemami jak: gwałtownie postępujący efekt
cieplarniany i przesuwanie się lodowców, w wyniku, których życie na Ziemi stało
się prawie nie do zniesienia, czy program eugeniczny mogący przyspieszyć
ewolucję najzamożniejszych obywateli. Ponadto każdy może zostać przymusowo
powołany do przeniesienia się na Marsa, czy inną planetę, aby wieść życie w
niezwykle trudnych warunkach. Jedyną rozrywką kolonistów jest narkotyk Can-D,
który w połączeniu z zestawem Perky Pat (lalki przypominające Kena i Barbie),
pozwala im wejść w trans i poczuć się tak, jak gdyby wrócili na Ziemię. Właśnie
w takim świecie poznajemy głównych bohaterów powieści – szefa korporacji
rozprowadzającej wspomnianą substancję halucynogenną Leo Bulera oraz jego
pracownika, jasnowidza Barneya Mayersona.
Główny motyw/ Porządek rzeczy zostaje zaburzony, kiedy
bogaty przedsiębiorca, Palmer Eldritch, po wielu latach spędzonych w innej
części galaktyki (Proximie) wraca do Układu Słonecznego z nowym, dziwnym narkotykiem,
mającym zapewnić doznania zdecydowanie bardziej intensywne niż Can-D. Na czym
ma polegać przewaga Chew-Z? Do jakiego stopnia podróż zmieniła Palmera
Eldritcha? Czy jest on dalej człowiekiem?
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„No tak, myślę, że jesteś taki jak większość
czołowych jasnowidzów. Tak dobrze widzisz przyszłość, że mętnie przypominasz
sobie przeszłość”.
„Talentu nie nabywa się z czasem; talent jest człowiekowi dany”.
„(…) nie wszyscy są jednakowo obdarzeni zdolnością ewoluowania”.
„(…) kiedy zażywamy Can–D i opuszczamy nasze ciała, umieramy. A umierając,
zrzucamy brzemię…”.
„W każdym razie musieli ewoluować, aby przetrwać epokę lodową: my musimy
ewoluować, żeby przetrwać epokę ognia”.
„Och, gdybyż tylko Luter i Erazm z Rotterdamu żyli dzisiaj ich wątpliwości
można by tak łatwo wyjaśnić dzięki Terapii E”.
„(…) droga do piekła jest wybrukowana spóźnionymi żalami”.
„Bóg obiecuje życie wieczne. Ja mogę zrobić coś lepszego: mogę je dać”.
„(…) wszyscy tak skończymy, w świecie martwych rzeczy, które nie są niczym
więcej jak przypadkowo dobranym fragmentami całości”.
„Zobaczymy się w tym, co neochrześcijanie nazywają piekłem. Pewnie nie
wcześniej. Chyba że to już jest piekło, co bardziej prawdopodobne”.
„Potrzeba odrobiny odwagi, aby spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: Jestem
zepsuty. Zrobiłem źle i zrobię znowu. To nie przypadek, to emanowało z mojego
prawdziwego ja”.
„(…) nie można odwrócić biegu czasu. Można, jeśli się żuje Can-D”.
„Sny są doznaniem jednostkowym, dlatego uważamy je za złudzenie”.
„Mam wielki respekt dla pułapek. Innymi słowy: dla sytuacji bez wyjścia”.
„Zdumiewające, jak silny może być pęd do samozniszczenia”.
„Przyczyna i skutek działają tylko w jedną stronę, a zmiana jest
rzeczywistością”.
„Kobiety mogą zrobić z mężczyzną wszystko. Matka, żona, nawet pracownica;
ugniatają nas w rękach jak ciepłe kawałeczki termoplastyku”.
„Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają”.
„Istnieje coś takiego jak zbawienie. Jednak… Nie dla wszystkich”.
Uniwersalna potrzeba człowieka, by wyzwolić
się z ograniczeń ziemskiej egzystencji, znajduje zaspokojenie w przeżywaniu
odmiennych stanów świadomości. Fakt, że co noc śnimy, niezależnie od tego, czy
pamiętamy o tym, czy nie, wskazuje na naturalną skłonność człowieka do takich
stanów; jednak w dążeniu do ich osiągnięcia ludzie przechodzą do działania.
Jedni w poszukiwaniu wglądu we własne wnętrze wstępują na drogę modlitwy i
medytacji; inni przenoszą się w wyższe rejony ducha poddając się ekstazie
wywołanej sztuką, muzyką, namiętnością miłosną lub substancjami narkotycznymi.
Kiedy w 1964 roku ukazały się „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha", nadchodziła
Era Wodnika. Na zachodnim wybrzeżu USA pojawili się pierwsi guru narkotykowi z
nowym specyfikiem zwanym LSD, który wkrótce miał się stać główną strawą duchową
generacji dzieci kwiatów. W tym kontekście opowieść o dwóch międzyplanetarnych
korporacjach narkotykowych, które na początku XXI wieku rywalizują ze sobą o
rynki, musi brzmieć znajomo. Podobnie jak postać demonicznego Palmera
Eldritcha, który wraca z układu Proxima z nowym rodzajem narkotyku dającego
namiastkę życia wiecznego. Powieść Philipa K. Dicka rozgrywa się w
przyszłości, jak zwykle u tego pisarza - niepokojąco podobnej do
teraźniejszości. Współczesne lęki: katastrofa ekologiczna, handel środkami
pozwalającymi na znalezienie się w lepszym świecie, niemożność rozróżnienia
prawdy od fikcji, unieważnienie - czy rozproszenie - dążeń religijnych, u Dicka
stają się rzeczywistością. Nieodłącznymi elementami świata. Wszystko już było,
wszystko się wyczerpało, rzeczywistość się zapętliła i trwa w bezruchu. Nawet
chrześcijaństwo jest tylko neochrześcijaństwem, jedną z licznych ofert
metafizycznych. Równie gorąco i żarliwie można wierzyć w przemianę poprzez
zestaw Perky Pat (bliźniaczo podobny do światów lalki Barbie) czy zażycie
narkotyku Palmera Eldritcha.
„Tymczasem portret amerykańskiego pisarza
widziany z perspektywy czytelnika polskiego wydaje się być mocno uproszczony, a
opinia o nim, zakorzeniona w świadomości rodzimych odbiorców, bywa – mówiąc
oględnie – surowa, jeśli nie krzywdząca. Modne dziś źródła popularnej wiedzy
internetowej w większości przynoszą informacje o Dicku, które doskonale wpisują
się w tanie sensacyjne historyjki sprzedające się w medialnej kulturze
tabloidów. Tak zwany "odbiorca przeciętny", zwłaszcza polski, być
może ani biografii, ani powieści Dicka nie czytał, być może i zna je wyrywkowo,
ale wie jedno: “to narkoman, pijak i schizofrenik, który pisał jakieś pokręcone
książki". Jest to literatura nawet nie tyle dla wtajemniczonych, co dla
niekoniecznie zdrowych, ba – parafrazując znane powiedzenie – panuje przekonanie,
że czytelników Dicka nie powinno się podziwiać, ich się powinno leczyć. Choć
może i w tej konstatacji kryje się przesada, skoro – jak zauważył Krzysztof
Jaworski w „Znani – nieznani ale zawsze ciekawi” nawet pobieżne przejrzenie
internetowych informacji na temat pisarza potrafi odesłać dociekliwego
poszukiwacza do stron takich jak “Forum Kibiców Polonii Warszawa”. Współcześnie
mało kto pozwoliłby sobie – co podkreślają amerykańscy badacze – na nazwanie
laureata Nagrody Hugo „tandetnym pisarzem” czy fabrykantem „śmieciowej” science
fiction, wręcz przeciwnie coraz częściej przyrównuje się go do największych
talentów historii literatury, stawiając go w rzędzie obok takich
niekwestionowanych znakomitości literackich jak: Herman Melville, Henry James,
Walt Whitman, William Faulkner czy Thomas Pynchon – a to zaledwie niewielki
wyimek korowodu uznanych sław. Z coraz większą atencją zajmująca się Dickiem
krytyka literacka zdecydowanie częściej określa go dziś mianem „jednego z największych
filozofów XX wieku”, wyraźnie stroniąc od szufladkowania w rejonach trywialnej
literatury spod znaku pulp: „Dick, mimo etykietki autora tandetnej
scienc fiction, jawi się jako jeden z poważniejszych myślicieli, którego
twórczość dostarcza wielu istotnych informacji na temat współczesnej kultury
ery cyfrowej” – konkluduje jedna ze współczesnych interpretatorek jego
pisarstwa Lejla Kucukalic. Niebagatelne znaczenie twórczości Dicka podkreślał
również Art Spigelman, znany twórca komiksu Mouse, stwierdzając, że:
„Kim dla pierwszej połowy XX wieku był Franc Kafka, tym dla drugiej jest Philip
Dick”.
Zdaje się, że nie było takiej dziedziny nauki bądź paranauki, wiedzy, z którą Philip K. Dick nie chciałby się zaznajomić – od mistycyzmu i teologii począwszy, przez biotechnologię i matematykę, na geometrii, muzyce i języku skończywszy. Tak szeroki wachlarz zainteresowań nie powinien dziwić. Obszar poznawczy musiał być tak rozległy, bo przecież wszystkie wysiłki skoncentrowane były na jednym – poszukiwaniu Boga. Wśród krytyków panuje powszechne przekonanie, że większość swoich utworów pisarz poświęcił na roztrząsanie dwóch podstawowych pytań: o istotę człowieczeństwa i naturę rzeczywistości. I w zasadzie stwierdzenie to jest zgodne z prawdą, przy założeniu, że te dwa aspekty literackich poszukiwań są podrzędne wobec motywu pierwotnego – motorem napędowym pisarstwa Dicka zdaje się być bowiem pytanie ważniejsze: o istotę i naturę Boga. I w takim właśnie nurcie pojawiła się ta niezwykła powieść: „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”. Dla kogoś, kto już wówczas, w 1964 roku, śledził drogę pisarską autora, nie była zaskoczeniem: od dawna w tym, co irracjonalne, upatrywał Dick wyjścia ze świata iluzji. Niemniej stopień otwarcia „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha” na problematykę religijną wydaje się na tle tradycji gatunku rewolucyjny – i sygnalizuje wątek, który zdominuje późniejszą twórczość pisarza. Jerzy Sosnowski w przedmowie do książki napisał: „Wypada jednak zaraz poczynić istotne zastrzeżenia, gdyż słowo >religia< bywa we współczesnej Polsce kojarzone z przynależnością do Kościoła jako instytucji, a nawet z konserwatyzmem politycznym. Tymczasem Dicka należy wpisać w inny nurt: religii pojętej jako mistyczny, a przez to nie poddający się instytucjonalnej kontroli kontakt z Bogiem, a także pewien specyficzny język, opisujący ludzką egzystencję wszechstronnej, niż to umożliwia dyskurs racjonalny. Można by powiedzieć, że niepewność, czy otaczający nas świat nie stanowi zasłony, która oddziela nas od (niepojętej dla rozumu) prawdy, otwiera przestrzeń, w której musimy ulec rozpadowi jako istoty myślące, chyba że wspomoże nas któraś z wielkich tradycji religijnych, wliczając w to również tradycje wielkich herezji. I to jest właśnie droga, którą podsuwa czytelnikowi Dick”.
Akcja powieści rozgrywa się w przyszłości.
Świat zmaga się z takimi problemami jak szybko rosnący efekt cieplarniany,
przesunięcie się lodowców, które sprawiają, że życie na Ziemi jest prawie nie
do zniesienia. Istnieje także program eugeniczny przyspieszający ewolucję
najbogatszych obywateli. Co więcej, każdy może być zmuszony do przeniesienia
się na Marsa lub inną planetę, aby żyć w trudnych warunkach. Jedyną rozrywką
dostępną dla kolonistów mieszkających w barakach jest lek o nazwie Can-D. W
połączeniu z Perky Pat (lalek Kena i Barbie), pozwala im wejść w trans
narkotyczny i poczuć się tak, jakby byli z powrotem na Ziemi. Są to warunki, w
których poznajemy głównych bohaterów powieści – Leo Bulero, szefa korporacji
dystrybuującego wspomnianą substancję halucynogenną oraz Barneya Mayersona,
jego pracownika. Kolejność rzeczy zostaje zakłócona, gdy bogaty przedsiębiorca,
Palmer Eldritch, po wielu latach spędzonych w galaktyce Proximy, wraca do
Układu Słonecznego. Przywozi nowy, dziwny lek, zaprojektowany, aby zapewnić
odczucia znacznie bardziej intensywne niż Can-D. Jaka jest zaleta Chew-Z? Za
pomocą Chew-Z człowiek może wieść życie za życiem, „być owadem, nauczycielem fizyki,
jastrzębiem, pierwotniakiem, małżem, ulicznicą w Paryżu w roku 1904…”. W jakim
stopniu podróż zmieniła Palmer Eldritch? Czy on jest nadal człowiekiem?
Chociaż Can-D pozwala tymczasowo dzielić się
doświadczeniami z innymi ludźmi, jednak po zażyciu substancji Chew-Z
sprowadzonej przez Eldritcha, znajdziesz się w świecie, w którym, między
innymi, możesz spróbować zmienić swoją przeszłość lub wpłynąć na przyszłość.
Podobnie jak w wielu innych książkach Philipa K. Dicka, rzeczywistość jest zawsze
kwestionowana. Nigdy dokładnie nie wiemy, czy wydarzenia pokazane w powieści
rzeczywiście się dzieją, czy są to tylko narkotyczne wizje. Eldritch wypełnia,
przynajmniej do pewnego stopnia, boską obietnicę, jednocześnie dodaje jej
elementy świętości. Daje użytkownikom Chew-Z życie wieczne, ale także skazuje
ich na wieczną samotność. W pewnym momencie jeden z bohaterów pyta: „Czy nędzna
rzeczywistość nie jest lepsza od najbardziej interesującej iluzji?”. Jest to
jeden z głównych tematów omawianych w „Trzech Stygmatach Palmera Eldritcha”.
Ciekawym przykładem jest historia głęboko religijnej Anne Hawthorne i ateisty
Barneya Mayersona. Kobieta zgłasza się na ochotnika do udziału w kolonizacji
Marsa, aby zniechęcić innych członków misji do brania narkotyków i ostatecznie
ich nawrócić. Niestety tutaj, po dotarciu do celu podróży, okazuje się, że
pomimo swoich najlepszych intencji, nie jest w stanie poradzić sobie z
beznadziejnością i wyobcowaniem związanym z życiem na czerwonej planecie.
Szybko traci wiarę i zaczyna szukać innego sposobu na ucieczkę od
rzeczywistości. Podczas rozmowy z Mayersonem szczerze wyznaje mu: „Nie nawrócę
nikogo na neochrześcijaństwo; zamiast tego to oni nawrócą mnie na Can-D, Chew-Z
i jakikolwiek inny nałóg, jaki będzie tu modny, byle tylko dawał możliwość
ucieczki. Jak seks”. Z drugiej strony mamy Mayersa, który zaczyna zauważać
swoje poprzednie grzechy i do pewnego stopnia porzuca swoje wcześniejsze
poglądy. Zaczyna wierzyć, że gdzieś musi być coś innego, jakaś boska moc, a
niekoniecznie koszmarny Palmer Eldritch. Poniżej był świat zmarłych, niezmienny
świat przyczyny i skutku. Pośrodku rozciągała się warstwa człowieczeństwa, ale
w każdej chwili człowiek mógł runąć, pójść na dno jak tonący, w piekielną
głębię poniżej. Albo wznieść się do świata etycznego, będącego trzecią z
warstw. Człowiekowi trwającemu w środkowej warstwie zawsze groziło „utonięcie”.
A jednak miał szansę osiągnąć wyżyny. Każdy wariant rzeczywistości mógł
zaistnieć w każdej chwili. Piekło i niebo, nie po śmierci, lecz teraz!
Depresja, każda choroba psychiczna oznaczała „utonięcie”. A to drugie… jak je
osiągnąć? Przez empatię. Chwyciwszy się kogoś, nie fizycznie, lecz duchowo.
Myślę, że to jeden z najciekawszych tematów w powieści.
Ta ambiwalencja – Bóg czy Szatan? – znajdzie
niebawem odpowiednik w powieści. Dodajmy jednak, że zarodek tej wizji
odnajdziemy w dzieciństwie autora, gdy czteroletniemu (!) Philipowi ojciec
opowiadał swoje przeżycia w okopach pierwszej wojny światowej: „najbardziej
przerażało mnie, kiedy ojciec wkładał maskę [przeciwgazową]. Jego twarz
znikała. To nie był już mój ojciec. To nie była już w ogóle istota ludzka”.
Ślad tych wspomnień znajdzie czytelnik bez trudności. Zapewne jednak „Trzy
stygmaty Palmera Eldritcha” można też czytać jako, nieco tylko ekstrawagancką,
realizację gatunku SF. Mamy tu standardowe wyobrażenia na temat przyszłości:
efekt cieplarniany, powszechny program eugeniczny stanowiący konieczność w
obliczu przeludnienia Ziemi, kolonizację innych planet itd. Dick
rezygnuje jedynie z naiwnego przekonania, że nasze ewentualne spotkanie z
kosmitami musi przypominać kontakt przedstawicieli dwóch ludzkich kultur. Życie
w kosmosie, jeśli istnieje, jest czymś Całkiem Innym – i dlatego właśnie
zetknięcie z nim należy sobie wyobrażać raczej jako intelektualny paraliż,
niemożność zrozumienia, nie zaś pokojowe współistnienie czy gwiezdne wojny.
Ostatecznie nie będziemy nawet pewni czy to, co widzimy, w ogóle jest życiem,
zwłaszcza życiem świadomym, a wręcz możemy w pierwszej chwili przeoczyć, że do
naszego świata właśnie zawitali Obcy.
I tak: jeden z bohaterów powieści nosi ze
sobą „gadającą walizeczkę” – przenośnego, zautomatyzowanego psychiatrę.
Urządzenie ma jednak zadanie paradoksalne; nie uleczyć, lecz rozchwiać jego
psychikę. To zapewne świadectwo zetknięcia się autora z ideami antypsychiatrii,
której sztandarowe dzieła zaczęły być publikowane z początkiem lat
sześćdziesiątych XX wieku. Sposób rekrutacji do kolonii na Marsie każe myśleć o
wojnie w Wietnamie, w którą Stany Zjednoczone stopniowo się wówczas angażowały.
Dwa miesiące po tym jak Dick oddał maszynopis powieści do wydawnictwa, pierwsi
amerykańscy pacyfiści spalili publicznie swoje karty powołania. To do służby
wojskowej odnoszą się przecież rozważane przez bohaterów sposoby „wykręcania
się”, z symulowaniem choroby psychicznej na czele. Charakterystyczny jest
sposób, w jaki w powieści mówi się o humanoidalnych mieszkańcach układu
Proximy, zastępujący „Proxich” równie pogardliwych słowem „Żółtki” jak mówiono
o Wietnamczykach. Perky Pat, to z kolei oczywiście lalka Barbie. Wiemy
skądinąd, że w 1963 roku na Boże Narodzenie, gdy kształtował się pomysł na
„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”, Philip i jego żona podarowali córkom
laleczki Barbie i Kena. Wreszcie narkotyki – Can-D i Chew-Z w powieści. Pisarz
był uzależniony zarówno od lekarstw, jak i od substancji psychoaktywnych.
W tytule pojawia się termin występujący
pierwotnie w chrześcijaństwie (i islamie): stygmaty. Zaraz potem, na pierwszej
stronie czytamy, że „z prochu powstaliśmy”, co jest nawiązaniem do słów z
biblijnej Księgi Rodzaju. Bohaterowie używają takich pojęć, jak grzech
pierworodny, piekło, pokuta, szatan, zbawienie i ziemia obiecana. Kim więc jest
w końcu Palmer Eldritch i co jest warte jego zapewnienie: „Bóg obiecuje życie
wieczne – my je dajemy”? I skąd nasza decyzja, by ufać lub nie instynktowi
religijnemu: wierzyć lub opowiadać się za ateizmem? W jednym z rozdziałów
przerażona Anne Hawthorne mówi: „Właściciel światów. My je po prostu
zamieszkujemy, a i on może w nich zamieszkać, jeśli chce. Może wywrócić do góry
nogami scenerię, objawiać się, popychać sprawy, w jakim chce kierunku. Może
nawet stać się każdym z nas. Nami wszystkimi, jeśli sobie tego życzy.
Nieśmiertelny, poza czasem i wszystkimi razem wziętymi kawałkami innych
wymiarów… może nawet istnieć w świecie, w którym jest martwy”. Ten cytat
objaśnia dziwaczne dyskusje na temat prawdziwości przeżyć oferowanych przez
konkurujące w świecie powieściowym substancje odurzające.
„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” mogą
budzić lęk. Nie z powodu przetransportowanego w realia powieściowe koszmarnego
wspomnienia z dzieciństwa o ojcu w masce przeciwgazowej, lecz dlatego, że tu, w
kostiumie science fiction, stawia się pytania ostateczne: o sens religii, istnienia
Boga i charakter sacrum, które oglądane z dala od utylitarnej moralistyki
odsłania szokujące oblicze: nieczysty i święty to jedno i to samo – czytamy w
książce. Jednak w powieści padają jeszcze inne, bardziej przerażające słowa,
które opisują współczesną religijność człowieczeństwa: „To, co poznaliśmy
jedynie w ziemskiej powłoce, chciało, abym zastąpił je w chwili śmierci:
zamiast Boga umierającego za ludzi, jakiego mieliśmy kiedyś, zetknęliśmy się –
przelotnie – z istotą wyższą, proszącą, żebyśmy umierali za nią. (…) Wydaje
się, że nie jest niczym więcej ni mniej niż pragnieniem, jak mówi Anne, istoty
stworzonej z prochu do osiągnięcia nieśmiertelności; wszyscy tego chcemy i
wszyscy chętnie poświecilibyśmy w tym celu kozła lub jagnię. Trzeba złożyć
ofiarę. A nikt nie chce nią być. Całe nasze życie opiera się na tej zasadzie. I
tak to jest”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz