„Sto lat samotności”
Gabriel García Márquez
Tłumaczenie/ Grażyna Grudzińska, Kalina Wojciechowska
Tytuł oryginału/ es-co „Cien años de soledad”
Tematyka/ „Sto lat samotności”, powszechnie uznawana
za najwybitniejsze dzieło Gabriela Garcíi Márqueza, przedstawia historię
fikcyjnego kolumbijskiego miasta Macondo oraz rozkwitu i upadku jego
założycieli, rodziny Buendia. W powieści nie obowiązują żadne zasady, według
których funkcjonuje natura, a w miejsce niewyjaśnionych zjawisk wkracza magia.
Wspomnienia i przepowiednie, rzeczywistość i fantastyka – to wszystko przeplata
się ze sobą tak dynamicznie, że w pewnym momencie nie sposób stwierdzić, co
jest prawdą.
Główny motyw/ „Sto lat samotności” to wielka proza o wielkich
sprawach. Potężny ród Buendiów, od początku skazany na zagładę, to alegoryczny
portret pierwotnego człowieczeństwa obcującego z przyrodą i duchami, później
skażonego cywilizacją, wojną i nieuniknionym postępem. Sześciopokoleniowy ród
Buendía, przedstawiony z perspektywy stu lat jego trwania, istnieje w powieści
na zasadzie kooperacji świata realnego, typowo ludzkiego z płaszczyzną
mistyczną, pełną dziwów, acz będącą dla tamtejszej społeczności naturalnym
aspektem codzienności. Nie tylko przestrzeń, w której funkcjonuje człowiek nosi
znamiona magii. Ponadto, warstwę fantastyczną „Stu lat samotności” podkreśla
regularna obecność taborów cygańskich w Macondo – to Cyganie przywożą ze sobą
niezwykłe wynalazki, jak chociażby magnes, lód, czy latające dywany.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Świat był jeszcze tak młody, że wiele
rzeczy nie miało nazw i mówiąc o nich, trzeba było wskazywać palcem”.
„Człowiek nie należy do żadnej ziemi, póki nie ma w niej nikogo ze swych
zmarłych”.
„Dzieci zwykle dziedziczą głupotę po rodzicach”.
„Poczuł się zapomniany, nie tym uleczalnym zapomnieniem serca, lecz innym,
okrutniejszym i nieodwracalnym, znanym mu dobrze, gdyż było to zapomnienie
śmierci”.
„Miłość to przekleństwo!”
„(…) w żaden sposób jednak nie rozumiał, jak można dojść do takiej
ostateczności jak wojna z powodu rzeczy, których nie można dotknąć ręką”.
„To nie do pojęcia, obrońcy wiary Chrystusa burzą świątynię, a masoni ją
odbudowują”.
„Pozwoliła sobie na luksus śmierci naturalnej (…)”.
„Wiesz lepiej ode mnie, że każdy sąd wojenny jest komedią (…)”.
„W życiu nie ma ideału, który wart byłby takiego upodlenia”.
„Jacy dziwni są mężczyźni. Całe życie walczą przeciwko księżom, a przynoszą
w prezencie książeczki do nabożeństwa”.
„Sęk w tym, że świat się powoli kończy i już się takie rzeczy nie
zdarzają”.
„(…) prawdopodobnie diabeł wygrał bunt przeciwko Bogu i zasiadł na
niebiańskim tronie, nie ujawniając swej prawdziwej tożsamości”.
„Niewinny żółty pociąg, który tyle niepewności i faktów oczywistych, tyle
miłych niespodzianek i tyle niepowodzeń, tyle zmian i tyle katastrof, i tyle
tęsknot miał przynieść do Macando”.
„(…) nie ma na świecie mężczyzny, który po zaspokojeniu namiętności byłby
zdolny znieść choć przez jeden dzień jej niedbalstwo przekraczające wszelkie
granice wyobrażenia”.
„Jedyną różnicą między liberałami a konserwatystami jest to, że liberałowie
chodzą na mszę o piątej, a konserwatyści o ósmej”.
„Minuta pojednania więcej znaczy niż całe życie przyjaźni”.
„Nie pierwszy raz się zdarza, że kobieta traci głowę dla mężczyzny”.
„Myślała wówczas, że tego rodzaju miłość wyklucza miłość innego rodzaju,
gdyż zgodnie ze swą naturą mężczyzna gardzi głodem po zaspokojeniu apetytu”.
„(…) własne gówno traktuje jak relikwię (…)”.
„Tyle starań, żeby cię nauczyć czystości i porządku po to, abyś skończył w
chlewie!”.
„Zdewastowane łóżko przestało być miejscem szaleństw i stało się miejscem
zwierzeń”.
W warstwie fabularnej książka jest zapisem
dziejów siedmiu pokoleń rodziny Buendia i mitycznej osady, wioski, później
miasteczka, wreszcie miasta - Macondo. Mieszkańców Macondo poznajemy w stanie
niemal pierwotnym, przedcywilizacyjnym, gdy przywiezienie przez wędrownych
Cyganów bloków lodu budzi głębokie przeświadczenie, że to „największy wynalazek
naszych czasów". Do takiej samej rangi w Macondo awansują krótko potem
takie cuda jak luneta i magnes. W Macondo dochodzi do zdarzeń, których nie jest
w stanie objaśnić logika, prawa fizyki, wiedza medyczna ani psychologiczna. W
Macondo ludzie nie boją się śmierci. W Macondo ludzie wygrzebują ostatnie złote
monety, żeby polatać wokół wioski na dywanie, który przywieźli Cyganie. W
Macondo przewielebni księża po wypiciu filiżanki czekolady unoszą się nad
ziemią, co wywołuje spór o to, czy to dowód na istnienie Boga, czy na istnienie
czwartego wymiaru. W Macondo wybuchają epidemie bezsenności i zaników pamięci.
Po śmierci najstarszego z rodu na Macondo spada deszcz kwiatów. A rozmowy
mieszkańców z duchami, które ukazują się tam - rzecz jasna - naprawdę, należą
do naturalnego porządku rzeczy. Krótko mówiąc „Sto lat samotności” to dzieło
jedyne w swoim rodzaju, a z pewnością pierwsze w swoim rodzaju. Nie obowiązują
tam żadne zasady według których funkcjonuje natura, a w miejsce niewyjaśnionych
zjawisk wkracza magia. Wspomnienia i przepowiednie, rzeczywistość i fantastyka
– to wszystko przeplata się ze sobą tak dynamicznie, że w pewnym momencie nie sposób
stwierdzić co jest prawdą.
Tradycyjne i modernistyczne, lokalne i uniwersalne, magiczne i realistyczne – „Sto lat samotności” opowiada dzieje kontynentu, symbolizowanego przez Mocondo. Miejsce nie tylko zdane na kaprys Historii, ale też nie całkiem je pojmujące. Fikcyjne Mocando to Aracataca dziadków autora: pułkownika Nicolasa Márqueza i Tranquiliny Iguaran. Oraz wielu innych postaci z dzieciństwa Márqueza. Ale jest ono jednocześnie mitycznym streszczenie losów całej Ameryki Łacińskiej. A może też każdej „ziemi jałowej”, żyjącej obiecanym zbawieniem, dostępnym na wyciągnięcie ręki: od chwili „gdy świat był jeszcze tak młody, że wiele rzeczy nie miało nazw i mówiąc o nich, trzeba było wskazywać palcem”. Aż do ostatnich porywów wiatru, zamykających dzieje „skazanego na sto lat samotności plemienia, co nie będzie miało na ziemi drugiej szansy”. Od jego założenia i arkadyjskich początków; poprzez pierwszą styczność ze światem, najazd imigrantów, niegodziwości popełnione przez kompanię bananową i początków opresyjnego państwa, po wojny, strajki i masakry, aż po ostateczną biblijną ruinę.
Echa przeszłości kontynentu są tu
wszechobecne i – podobnie jak w „Pieśni powszechnej” chilijskiego poety Pabla
Nerudy – są głównie rachunkiem krzywd. Márquezowi bliska jest tradycja
przedstawiająca Amerykę Łacińską jako bierną ofiarę, której nieszczęścia płyną
z obcych uzurpacji. Mniej skłonny jest przyznać, że bywają one też pochodną
aberracji populistycznych – nierzadko entuzjastycznie na początku witanych
przez tłumy – które obiecują wyzwolenie spod obcej dominacji, a w
rzeczywistości są pretekstem dla bezwzględnego autokratyzmu, przeprowadzonego
zawsze w trosce o „dobro narodu”. Przykładem niech będzie Kuba Fidela Castro
albo Wenezuela Hugo Chaveza oraz Nicolas Maduro, gdzie lekarstwo okazało się
gorsze niż choroba. Z tą pierwszą Márquez wręcz ostentacyjnie romansował. Nawet
wówczas, gdy od rządzonej po dyktatorsku Kuby odwróciła się większość
latynoamerykańskich intelektualistów.
Bohaterowie powieści to sześć pokoleń rodziny Buendía,
zamieszkałej w wiosce Macondo. Niektórzy z nich już od urodzenia naznaczeni są,
jak stwierdza autor, „dziwnym piętnem samotności”. Jest to samotność nie tylko
jednostkowa, lecz dotycząca całej społeczności –Macondo w czasie trwania akcji
powieści ulega anihilacji z powodu braku solidarności i jedności jego
mieszkańców, a także niemożliwości porozumienia się. Z biegiem lat można
zaobserwować rozpad wioski, zgodny z rozpadem więzi nie tylko w rodzinie
Buendía, lecz wśród wszystkich jej mieszkańców. Samotność jest jednak dla
Márqueza nie tylko pojęciem natury politycznej i swego rodzaju porażką w
kontaktach międzyludzkich – ma ona również charakter fizyczny. Pułkownik
Aureliano Buendía, a także przywódca grupy Cyganów Melquíades i José Arcadio,
ojciec Aureliana, rozumieją samotność jako dobrowolne oddalenie się od innych
ludzi. Pułkownik, podobnie jak jego potomkowie, zawarł pakt z samotnością i
wiele dni spędził zamknięty w warsztacie jubilerskim, Melquíades spisywał
proroctwa na pergaminach, a obłąkany na pierwszy rzut oka José Arcadio był
przywiązany do drzewa na podwórku. W przypadku Josego Arcadia mamy również do
czynienia z samotnością w sensie lingwistycznym. Po przestudiowaniu pism
Melquíadesa ojciec rodziny zaczął mówić po łacinie, jednak nikt z jego bliskich
go nie rozumiał, dlatego też uznano, że stracił rozum. „Wtedy wyrwał futrynę z
drzwi i z całą furią swojej niepospolitej siły zaczął niszczyć aparaty
alchemiczne, gabinet dagerotypii, warsztat złotniczy, póki ich nie rozbił na
proszek, krzycząc jak opętany w jakimś piskliwym i płynnym, ale zupełnie
niezrozumiałym języku”. W taki sposób dowiedziano się, że diabelska mowa Josego
Arcadia Buendii jest łaciną. Kolejnym przykładem dobrowolnej izolacji jest
Rebeka Buendía, przybrana córka Josego Arcadia i jego żony Urszuli, która,
wzbudzając zgorszenie i zostając wyklęta przez rodzinę poślubiła swego
przybranego brata, również o imionach José Arcadio i była z nim szczęśliwa aż
do jego tajemniczej śmierci. „Zaledwie wyniesiono jego trupa, Rebeka zamknęła
drzwi swego domu i pogrzebała się żywcem pod grubą skorupą pogardy dla świata,
której żadna pokusa ziemska nie zdołała przebić.” Amaranta Buendía, przybrana
siostra Rebeki, jest przykładem samotności psychicznej, czyli braku porozumienia
z samą sobą. Swoim postępowaniem doprowadziła do samobójstwa jednego z
adoratorów, za co narzuciła sobie pokutę. „Amaranta weszła do kuchni i wsunęła
dłoń w rozpalony żar, trzymając ją tam, póki nie zabolało jej tak, że już nie
czuła bólu, tylko swąd spalonego ciała. Była to końska kuracja na wyrzuty
sumienia. […] Jedynym dostrzegalnym śladem tragedii był czarny bandaż, którym
owinęła poparzoną rękę i nosiła go do śmierci”. Odrzucała innych adoratorów, po
czym nawiązała romans ze swoim bratankiem, jednak umarła będąc niezamężną
dziewicą po tym, jak cztery lata tkała i haftowała swój całun śmiertelny.
Przykładem samotności epistemologicznej jest postać Pięknej Remedios, wnuczki
Josego Arcadia Buendii, męża Rebeki. Jej niezwykła uroda sprowadzała na
zakochanych w niej mężczyzn nędzę i śmierć. Jeden z nich, „młody dowódca straży
zmarł z miłości i znaleziono go martwego pod jej oknem”. Drugi, piękny
nieznajomy, „cudzoziemiec, utracił na zawsze spokój. Stoczył się na dno nędzy i
poniżenia, a w kilka lat później został przejechany przez nocny pociąg, kiedy
zasnął na szynach”. Sama Remedios nie zdawała sobie sprawy ze zgubnego wpływu,
jaki wywierała na mężczyzn jej uroda. Przez rodzinę była uważana za opóźnioną
umysłowo, gdyż nie radziła sobie z codziennymi czynnościami, a swoim
zachowaniem łamała ogólnie przyjęte normy. „W dwudziestym roku życia nie umiała
czytać ani pisać, odmawiała posługiwania się sztućcami i spacerowała nago po
domu, zbuntowana przeciw wszelkiemu konwencjonalizmowi. […] Wydawało się, że
jakaś zdolność widzenia na wskroś pozwala jej pojmować istotę rzeczy poza
wszelkimi formami. Takie przynajmniej było zdanie pułkownika Aureliana Buendii,
dla którego Piękna Remedios bynajmniej nie była upośledzona umysłowo”.
W powieści „Sto lat samotności” Gabriela G. Marqueza,
znajdziemy też tematy filozoficzne i teologiczne. Pewnego roku we wsi Mocondo
zjawił się Cygan Melquiades z tajemniczym aparatem umożliwiającym zatrzymywanie
obrazu na opalizujących, metalowych płytkach. Owe metalowe płytki to bez wątpienia
srebrne powierzchnie materiału dagerotypowego. Konsekwentne zainteresowania
autora dagerotypią kierują czytelnika w stronę metaforycznego ujęcia tego
medium, a mianowicie jego zdolności do zatrzymywania pamięci oraz uświadomienia
sobie faktu starzenia i przemijalności. Do tej pory mieszkańcy Mocondo nie
znali luster, nie mieli potrzeby przeglądania się w zwierciadle. Dopiero na
odbitkach zdjęć z dagerotypu zauważyli, że się starzeją, że czas mija i jest to
wypisane na ich twarzach. Mamy w książce też przedstawioną postać Rebeki –
sieroty. Rebeka przyszła do rodziny Buendia, kiedy miała około 10 lat z jednym
jedynym workiem na plecach. W środku znajdowały się kości jej rodziców,
którzy byli krewnymi Ursuli. Początkowo dziewczyna była bardzo nieśmiała,
prawie nic nie mówiła. Miała zwyczaj jedzenia ziemi i usuwania gliny ze ścian
domu, a także ssała palec. Szukając po latach jakiejś ulgi w swojej rozterce,
wezwała Pilar Ternera, żeby poznać wróżby kart. Karty „powiedziały” jasno i
wyraźnie: „Nie będziesz tak długo szczęśliwa, dopóki twoi rodzice nie zostaną
pogrzebani”. Rebeka przypomniała sobie powtarzający się jej sen, widziała w nim
siebie, małą dziewczynkę wychodzącą z domu z kuferkiem, fotelikiem na biegunach
i workiem, którego zawartości nie znała. Przypomniała sobie łysego pana w
lnianym garniturze, z kołnierzykiem u koszuli zapiętym na złoty guzik, który
nie miał nic wspólnego z królem karowym z kart. Przypomniała sobie młodą
i piękną kobietę o ciepłych, pachnących dłoniach, w niczym niepodobnych do
artretycznych rąk treflowej damy. Pamiętała, że ta pani wpinała jej kwiaty we
włosy, zabierając po południu na spacer po zielonych drogach wiejskich. Po
wielu dniach ostukiwania murów z uchem przyklejonym do ściany uchwycono znajomy
głuchy grzechot. Przebito mury i znaleziono kości w nienaruszonym worku. Tego
samego dnia pogrzebano je w grobie bez napisu. Bardzo wyraźnie ukazany jest tu
przykład wpływu nieprzeżytej żałoby w rodzinie na funkcjonowanie i rozwój
dziecka, a później dorosłego człowieka.
W początkowej części książki „Sto lat samotności”,
wioskę Macondo nawiedza plaga bezsenności. Mieszkańcy zaczynają zapominać
znaczenie słów, a senior i protoplasta rodu – José Arcadio Buendía drobiazgowo
etykietuje nawet przedmioty codziennego użytku, by nie umknęły mu ich nazwy i
przeznaczenie. Osiem lat po ukazaniu się książki to zjawisko zostało naukowo
opisane w literaturze medycznej jako demencja semantyczna. Zaburzenie związane
jest z degeneracją struktur mózgu we frontowym i skroniowym płacie. Co ciekawe,
Marquez, niezwykle trafnie opisał wszystkie objawy tego zaburzenia. Bez
wątpienia autorowi udało się uchwycić zmieniającego się ducha czasów. Jego
proza była ponad wszelkimi podziałami, dlatego tak bardzo oddziaływała na całe
społeczeństwo, które nie do końca potrafiło się odnaleźć w nowej, gwałtownej
epoce, pełnej kulturowych i politycznych zawirowań. Autor w swej powieści
porusza również wpływ postępu cywilizacyjnego na życie ludzkie i pokazuje, że
wynalazki techniczne tak naprawdę, właściwie niczego nie zmieniają w życiu
człowieka, a jedynie wywołują frustrację. To miejsce w całkowitej izolacji – od
innych ludzi, od kultury i technicznych nowinek zmienia się jednak wraz z
przyjściem cywilizacji – Macondo staje się rozwiniętym miasteczkiem z plantacjami
bananów, gdzie dociera kolej, działa telefon i kino. Mimo że świat idzie z
postępem, człowiek więcej posiada, dużo więcej potrafi, właściwie nic go nie
ogranicza to nie ma szans na odnalezienie w tym wszystkim szczęścia. Natura
zaczyna się buntować przeciwko cywilizacji: „Deszcz padał cztery lata,
jedenaście miesięcy i dwa dni. Były okresy mżawki, kiedy wszyscy przebierali
się uroczyście i zachowywali jak po uzdrowieniu z choroby, żeby uczcić koniec
pory deszczowej, wkrótce jednak przyzwyczaili się interpretować te pauzy jako
zapowiedzi wzmożonej ulewy. Niebo rozdzierały niszczycielskie burze, a z
północy przychodziły huragany, zrywały dachy domów, rozwalały ściany i wyrywały
z korzeniami z ziemi ostatnie sadzonki na plantacjach. Tak jak w czasie epidemii
bezsenności, którą Urszula przypominała sobie w te dni, sama plaga pobudzała do
obmyślania środków obrony przeciwko nudzie [...]”. Spowodowanie kryzysu
ekologicznego, które doprowadziło do zmiany relacji między człowiekiem a naturą
i sprawiło, że człowiek poczuł się jej panem. Wcześniej był on częścią natury,
natomiast od czasu pojawienia się cywilizacji zaczął ją zdobywać, odciął się od
niej, przestał być jej integralną częścią. Po okropnościach dwóch wojen
światowych określenie człowieka jako „korony stworzenia” przez wielu uważane
jest za szyderstwo; aby pokonać kryzys ekologiczny należało raczej zrezygnować
z podkreślania wyjątkowości człowieka i jego prawa do sprawowania władzy nad
przyrodą.
Książka, wydana 50 lat temu, jest absolutnie
wyjątkowa. Niewiele brakowało, a nie doszło by do jej napisania. Gabrielowi
Garcii Marquezowi sugerowano, żeby wybrał sobie inne zajęcie niż pisarstwo.
Dzieło Márqueza zalicza się do największych osiągnięć światowej literatury,
klasyfikując je we wszelkich możliwych rankingach traktujących o tym, jakie
pozycje powinno się obowiązkowo przeczytać przed śmiercią. Literacko powieść
faktycznie stoi na najwyższym poziomie, ale co do treści… Co do treści,
pojawiają się pewne wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz