„Blaszany bębenek”
Günter Grass
Autor/ (ur. 16 października 1927 w Gdańsku, zm.
13 kwietnia 2015 w Lubece) – niemiecki pisarz narodowości
niemiecko-kaszubskiej, laureat Nagrody Nobla
w dziedzinie literatury w 1999 roku. Doktor
honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego za wybitną twórczość literacką oraz wkład
w polsko-niemieckie pojednanie (1993) oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w
Poznaniu (1990). W 1993 Rada Miasta przyznała pisarzowi tytuł Honorowego
Obywatela Miasta Gdańska. Członek Niemieckiego Centrum PEN.
Tłumaczenie/ Sławomir Błaut
Tytuł oryginału/ de „Die Blechtrommel”
Tematyka/ Światową sławę przyniosła autorowi tzw.
trylogia gdańska, złożona z dzieł: „Blaszany bębenek”, „Kot i mysz”, „Psie
lata”, z których pierwsze jest najbardziej znane. „Blaszany bębenek” to
groteskowo-naturalistyczna powieść, której adaptację filmową w 1979 stworzył
Volker Schlndorff. Cała trylogia gdańska traktuje o rozwoju faszyzmu i
epizodach wojennych które umiejscowione są w Gdańsku, mieście na pograniczu
kulturowym, „małej ojczyźnie" Polaków i Niemców żyjących razem od setek
lat. Tytułowy blaszany bębenek staje się źródłem buntu dziecka wobec świata
dorosłych. Główny bohater - Oskar - dostał ów rekwizyt na swoje trzecie
urodziny i wykorzystał, żeby móc okazywać swój bunt wobec otaczającego go
świata i obłudy dorosłych. Często dorośli traktują dzieci jak istoty mniej
rozumne, niewiele dostrzegające, a w gruncie rzeczy zapominają, że to właśnie
dzieci są najlepszymi obserwatorami rzeczywistości. Najmłodsi bardzo dokładnie
analizują wszystkie elementy otoczenia, zauważają fałsz w postawach swoich
opiekunów i rodziców.
Główny motyw/ Oskar Matzerath za morderstwo, którego
nie popełnił, zostaje skazany na pobyt w zakładzie dla obłąkanych. Obserwuje go
pielęgniarz, który szybko zyskuje sympatię i zaufanie Oskara. Dostarcza mu
również papier, na którym Oskar spisuje historię swego trudnego życia. Bohater
uważa pielęgniarza za przyjaciela, z prostej przyczyny, że ma on oczy we
właściwym odcieniu brązu. Oskar Matzerath jest karłem: twierdzi, że sam
postanowił przestać rosnąć w wieku czterech lat. Ma przenikliwy i
przeszywający głos, którym może rozbić szkło z odległości 50 kroków. Podczas
drugiej wojny światowej był członkiem zespołu karłów, grającego przedstawienia
dla żołnierzy. Takt historii swego życia wybija na blaszanym bębenku. Odtąd, z
nieodłącznym blaszanym bębenkiem w dłoniach, opowiada nam historię swoją oraz
Gdańska. Günter Grass kreśli groteskową panoramę niemieckiej historii od połowy
lat 20. XX wieku, pokazuje jakie spustoszenie w psychice Niemców dokonał
faszyzm.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Nie ma już powieściowych bohaterów, bo nie ma już, indywidualistów, bo
indywidualność zaginęła, bo człowiek jest samotny, bez prawa do indywidualnej
samotności, i tworzy bezimienną i abohaterską masę”.
„Jeśli któregoś dnia czeka nas piekło, to jedna z najbardziej wyszukanych
mąk będzie polegała na tym, że nagiego człowieka zamknie się w jakimś
pomieszczeniu sam na sam z oprawionymi w ramkę fotografiami robionymi za jego
życia”.
„Od początku było dla mnie jasne: dorośli cię nie zrozumieją (…)”.
„Ale tak to już jest: o ile dorośli mogą być i – dzięki pracowitości,
ambicji i pewnej dozie szczęścia – rzeczywiście są twórcami, o tyle zaraz po
stworzeniu stają się tworami swoich własnych epokowych wynalazków”.
„A jednak zegar, jak dawniej, tak i teraz, bez dorosłych jest niczym”.
„(…) każdy marzyciel to żarłok”.
„Jak zawsze, gdy w grę wchodzi polityka, doszło do czynów gwałtownych”.
„Także złe książki są książkami i dlatego są święte”.
„Niech pan stara się zawsze siedzieć na trybunie i nigdy nie stać przed
trybuną!”.
„Tak, to zło. Już choćby dlatego było to zło, że stałem w ciemnych bramach.
Bo brama, jak powinno być wiadome, jest najbardziej ulubionym siedliskiem zła”.
„Są rzeczy na tym świecie, których – choćby były najświętsze – nie wolno
zostawiać swojemu losowi!”.
„Kiedy, pragnie się cudu, trzeba umieć czekać”.
„(…) od dojścia Hitlera do władzy w domach było coraz więcej odkurzaczy;
trzepaki osamotniały i służyły już tylko wróblom”.
„Lecz nieszczęścia nie można zamknąć w piwnicy”.
„Dziwnym sposobem od literatury oczekiwałem więcej bodźców niż od nagiego
rzeczywistego życia”.
„(…) tylko kobiety potrafią zachować swoje antypatie z lat młodości aż po
czasy, gdy są już babciami”.
„Czegóż to człowiek nie robi, gdy na scenę wkracza przeznaczenie!”.
„(…) cukier sypiący się z rozprutego worka podczas zajmowania Gdańska przez
armię marszałka Rokossowkiego nie stracił nic ze swojej słodyczy”.
„Pogrzeby przypominają zawsze o innych pogrzebach!”.
„Uczucia swoje wyrażał w zupach, a zapomniano mu włożyć chochli do trumny”.
„(…) bo my za mało polscy jesteśmy i za mało niemieccy, bo jeśli ktoś jest
Kaszuba, nie wystarcza to ani Niemcom ani Polakom”.
„Młodość płacze inaczej niż starość. Młodość ma też całkiem inne problemy”.
„Nawet pies nie zaszczekał; bo psy nie mogą ani zwietrzyć, ani zobaczyć,
ani obszczekać anioła”.
Głównym
bohaterem „Blaszanego bębenka” Güntera Grasa jest Oskar Matzeratch -
trzydziestoletni mężczyzna przebywający w zakładzie dla umysłowo chorych i
opowiadający pielęgniarzowi historię swojego życia. Jego losy przeplatają się z
historią Gdańska nie tylko okresu II wojny światowej. Młody Matzerath o swoim
życiu opowiada w bardzo szczególny, pełen ironii i dystansu do samego siebie,
sposób: „Urodziłem się pod żarówkami, mając trzy lata umyślnie przestałem
rosnąć, dostałem bębenek, rozśpiewywałem szkło, chłonąłem wanilię, kaszlałem w
kościołach, karmiłem Luzie, obserwowałem mrówki, zdecydowałem się rosnąć,
zakopałem bębenek, pojechałem na zachód, straciłem wschód, wyuczyłem się
kamieniarstwa i pozowałem, wróciłem do bębenka i oglądałem beton;
zarabiałem pieniądze i przechowywałem palce, oddałem palce i śmiejąc się
uciekłem, jechałem w górę, zostałem aresztowany, skazany, umieszczony w
zakładzie, niebawem zostanę uniewinniony, obchodzę dziś trzydzieste urodziny i
nadal boję się Czarnej Kucharki – amen”.
Nietuzinkowy żywot małego dobosza, bohatera
głośnej powieści Güntera Grassa „Blaszany bębenek”, jak i jej filmowej
adaptacji nakręconej w 1979 roku przez Volkera Schlöndorffa, przepowiedziany
zostaje na długo przed jego narodzeniem. Na kaszubskim kartoflisku, pod
czterema spódnicami babki Anny poszukiwany przez żandarmów Józef Koljaczek
znajduje nieoczekiwany azyl. Co więcej, w tej imitującej kobiece łono kryjówce
zostaje poczęta matka Oskara, Agnieszka. Sam Oskar przychodzi na świat w 1923
roku w Wolnym Mieście Gdańsku. Niechętnie rezygnując z prenatalnej egzystencji,
tuż po przyjściu na świat bacznie obserwuje ćmę wybijającą skrzydełkami
regularny rytm na zapalonej żarówce. Urzeczony światłem owad zapowiada niejako
przyszły los chłopca, będącego niestrudzonym doboszem oraz zaklętym w ciele
dziecka mędrcem o głosie zdolnym rozbijać szkło. Jego wieloznaczny status warunkuje
także niejasne pochodzenie. Trudno bowiem określić, czy Oskar jest synem
Alfreda Matzerath, nadreńskiego mieszczanina prowadzącego sklep kolonialny, czy
raczej przyjaciela rodziny – Jana Brońskiego, Kaszuba ukrywającego swoje
chłopskie pochodzenie pod odświętną elegancją referendarza Poczty Polskiej.
Kiedy na swoje trzecie urodziny Oskar dostaje swój pierwszy blaszany bębenek, postanawia już nigdy więcej nie rosnąć. W ramach osobliwego eksperymentu finguje upadek ze schodów, dzięki czemu dorośli będą w stanie zracjonalizować późniejszą „przypadłość” Oskara. Jednak dziecinny wygląd mentalnie szybko dorastającego chłopca jest jedynie zasłoną skrywającą zwierciadło, w którym odbija się obraz wzajemnych relacji Niemców, Polaków i Kaszubów. Zarówno Grass, jak i Schlöndorff, wykorzystując spojrzenie małego dobosza, subtelnie przedstawiają narastanie oraz eskalację wielkiego podziału, zarówno tożsamościowego, jak i politycznego (faszyzacja Gdańska, Kryształowa Noc), którego zwieńczeniem staje się wybuch II wojny światowej. Supremację faszystów obaj twórcy doskonale ilustrują za pomocą licznych detali, czego najlepszym przykładem jest scena z filmowego „Blaszanego bębenka”, w której Alfred Matzerath zastępuje wiszący w jego mieszkaniu portret Ludwiga van Beethovena zdjęciem upozowanego Adolfa Hitlera. Oskar pozostał trzylatkiem, karłem, Tomciem Paluchem, pozostał brzdącem, który nie rośnie, aby uniknąć takich rozróżnień jak „mały i duży katechizm”, aby mierząc metr siedemdziesiąt dwa, jako tak zwany dorosły, nie podlegać człowiekowi, który nawet w lustrze przy goleniu mienił się jego ojcem, i nie być skazanym na pracę w sklepie, który, zgodnie z życzeniem Matzeratha, jako sklep kolonialny miał dla dorosłego już Oskara oznaczać świat dorosłych. Umiejętność zachowywania, dzięki dziecięcemu bębenkowi, należytego dystansu między nim a dorosłymi zrodziła się wkrótce po upadku z piwnicznych schodów, niemal równocześnie z pojawiającą się donośnością głosu. Kiedy odbierano mu bębenek, krzyczał, a kiedy krzyczał, pękały rzeczy cenne: „potrafił rozbijać śpiewem szkło; jego krzyk uśmiercał wazony; jego śpiew tłukł szyby w oknach i wprowadzał rządy przeciągów; jego głos niby czysty i dlatego bezlitosny diament, przecinał gablotki i w środku, nie tracąc przy tym niewinności, dopuszczał się gwałtów na harmonijnych, szlachetnych w linii ofiarowanych przez kogoś bliskiego, z lekka zakurzonych kieliszków do likieru". Jeśli wierzyć słowom jego matki, to przynosił wiele szczęścia rodzicom, krewnym, znajomym i ludziom nieznanym, gdy każdemu, kto chciał mu zabrać bębenek, tłukł, rozbijał krzykiem i śpiewem szyby, kufle z piwem, butelki po alkoholu, zwiastujące wiosnę flakony perfum, kryształowe czary z dekoracyjnymi owocami, krótko mówiąc, wszystko co powstało w hutach szkła z oddechu dmuchaczy, czy trafiło na rynek jako szkło po części zwyczajne, po części artystyczne. Oskar przez siedemnaście lat miał do czynienia z blisko setką biało-czerwono lakierowanych blaszanych bębenków.
Matka Oskara - gdy ten był jeszcze
mały - umarła z przejedzenia posiłkiem wywołującym niestrawność. Od tego
momentu, gdy na widok końskiego łba pełnego węgorzy, który posłużył sztauerowi
za przynętę, zwymiotowała na deski sopockiego mola, czuła się bardzo źle, a jej
stan jeszcze się pogorszył, gdy pochłonęła zupę złożoną z mnóstwa smażonych,
gotowanych, marynowanych i wędzonych ryb. Jadła ryby bez opamiętania, zabijała
się nimi, bo zabić chciała dorastające w jej brzuchu kolejne dziecko Jana
Brońskiego. Przynajmniej tak groteskowo ujmuje sprawę jej śmierci syn. Oskar po
śmierci matki został sam. Do tej pory to ona broniła go przed wymierzającą
sprawiedliwość ręką Matzeratha, tuliła do snu, dbała o jego zdrowie, kupowała
kolejne blaszane bębenki i, co najważniejsze, widziała w nim kalekie,
potrzebujące miłości i uwagi, dziecko. Matka, chcąc też, aby Oskar mimo
fizycznej ułomności wyrósł na mądrego i odpowiedzialnego mężczyznę,
zaprowadziła chłopca do szkoły Pestalozziego słynącej z „dyscypliny i rygoru”.
Wychowanie w duchu empatii, poszanowania bliźniego i całkowitego wyzbycia się
egoizmu nie przypadło jednak mu do gustu. Po tej nieudanej próbie aklimatyzacji
w szkole Agnieszka Koljaiczek starała się z kolei o prywatne nauczycielki dla
syna. Nic dziwnego, że matka w jego oczach była uosobieniem ciepła, dobra i
opiekuńczości. To ona też oprowadzała go po Gdańsku, ucząc miłości do miejsca,
które nazywał domem. Obserwowanie miasta z tramwajowego okna pozwalało mu
chłonąć historię i podziwiać niezwykłe zakątki. Szczególnie ulica, przy której
mieścił się sklep Żyda Markusa, już zawsze, nawet gdy matki zabrakło, kojarzyła
mu się z jej osobą. Kobieta jednak, choć ciepła i pełna miłości, nie była
idealna i miała na sumieniu grzeszki, w które, co Oskar miał jej za złe, bardzo
często go wplątywała. Spotykała się potajemnie z Janem Brońskim - swoim kuzynem
i domniemanym ojcem Oskara - zostawiając w tym czasie syna pod opieką, również
zauroczonego jej osobą, właściciela sklepu z zabawkami. Chłopiec miał do niej
pretensje również o to, że w istocie nie wyjawiła mu, kto jest jego prawdziwym
ojcem. Sam czuł, iż jest nim Jan, ale nie uzyskał nigdy potwierdzenia tego
faktu. W momencie, gdy matka umiera, Oskar wybacza jej wszakże wszystkie
kłamstwa. Rozpaczliwy krzyk chłopca, który chce być pochowany razem z matką,
nie pozostawia wątpliwości, że była najważniejszą osobą w jego życiu. Oskar
szukał ukojenia po stracie matki - jedynej osoby, dla której nigdy nie był
„obcym” czy „innym” - w książkach. Ulubionymi lekturami stały się dzieła
Rasputina i Goethego. Pierwszego lubił za chaos, za „cały jego nagi, odziany
jedynie w pończochy babiniec”, drugiego za równowagę i harmonię, które
łagodziły wzburzone myśli po wcześniejszej lekturze Rasputina.
Po śmierci matki Oskar został pod opieką Matzeratha –
protestanta, Niemca popierającego faszystowską politykę i czynnie działającego
w partii, chytrego właściciela sklepu spożywczego - w którego
towarzystwie nie czuł się szczęśliwy. Już w wieku trzech lat chłopiec
rzucił się ze schodów, by przestać rosnąć - na przekór swemu niemieckiemu ojcu.
W ten sposób ten ostatni został winowajcą - tym, który nie zamknął klapy
od piwnicy, do której wpadł Oskar. Mimo że ów nigdy nie miał złych intencji, to
przez lata żył z poczuciem winy, które wywoływała w nim matka chłopca. Chłopak
zaś w Matzerathcie cenił jedynie jego przywiązanie do niej i zdolności
kulinarne. Rozmawiał z nim bardzo rzadko i najczęściej z konieczności, wiedział
bowiem, że ten nie jest w stanie go zrozumieć. Chłopiec często powtarzał, że
był on o wiele lepszym kucharzem niż ojcem.
Razem z Janem Brońskim Oskar jedzie na plac
Heweliusza, pod gmach Poczty Polskiej, gdzie pracuje woźny Kobiela – jedyna
osoba (w przekonaniu chłopca) zdolna nareperować jego pęknięty bębenek: „Ta
jazda tramwajem mogłaby się stać niezmąconą niczym, przyjemną rozrywką, gdyby
to nie była wigilia pierwszego września dziewięćset trzydziestego dziewiątego,
kiedy wóz motorowy z przyczepą linii pięć, od placu Maksa Halbego zatłoczony
zmęczonymi, a jednak hałaśliwymi plażowiczami z Brzeźna, pędził dzwoniąc w stronę
śródmieścia. Ów wieczór u schyłku lata po oddaniu bębenka zwabiłby nas do Café
Weitzke na lemoniadę ze słomką, gdyby u wejścia do portu, naprzeciwko
Westerplatte, nie zacumowały oba pancerniki, «Schlesien» i
«Schleswig-Holstein», i gdyby czerwonym ceglanym murom, za którymi znajdowały
się składy amunicji, nie ukazywały swoich stalowych kadłubów, obrotowych wież
dwudziałowych i kazamatów. Jakżeby to było miło zadzwonić do mieszkania
portiera Poczty Polskiej i woźnemu Kobieli powierzyć do naprawy niewinny dziecięcy
blaszany bębenek, gdyby wnętrze Poczty nie było już od miesięcy obwarowane
płytami pancernymi, a spokojny dotychczas personel, urzędnicy, listonosze,
podczas weekendowych ćwiczeń w Gdyni i na Oksywiu nie zamienił się w załogę
twierdzy”.
Nie dziwi więc fakt, że Oskar wolał spędzać czas z
tym, którego w istocie uznawał za ojca - z Janem Brońskim, Polakiem,
katolikiem, ale, niestety, także tchórzem i asekurantem. Oskara drażniło także
tchórzostwo Jana w kontaktach z jego matką. Spotykał się z nią w hotelu w
wyznaczone dni, zawsze o tej samej porze, by po chwili, niby przypadkiem,
spotkać chłopca wracającego z Agnieszką Koljaiczek do domu i zaprosić ich do
kawiarni. Oskar nie lubił uczestniczyć w tej farsie, a chodził z matką na
spotkania, by przez tę godzinę, którą ona spędzała z jego „polskim ojcem”, móc
rozkoszować się bogactwem asortymentu sklepu z zabawkami. Chłopiec kochał
jednak Jana szczerze, a kiedy dowiedział się, że w 1939 roku został on skazany
i stracony za działalność dywersyjną, siebie obarczał winą za jego śmierć.
Gdańsk, noc z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku. Na
terenie Poczty Polskiej znajduje się 56 osób. Oddziały szturmowe gdańskiej
policji w budynku przy ulicy Sierocej 6 umieszczają gniazdo karabinów
maszynowych, mające za zadanie atakować fronton gmachu Poczty od strony
północnej. Część zachodnia budynku obstawiona zostaje przez karabiny
umieszczone na drugim i trzecim piętrze domów przy ulicy Tartacznej. Lufy
wystające z okien przy Sukienniczej szachują pocztowców od południa. Opis
obrony Poczty Polskiej, w którym u boku swego polskiego ojca, Jana Brońskiego,
uczestniczy Oskar, przedstawia Polaków jako tych, którzy tuż przed śmiercią z
rąk hitlerowców, zamiast walczyć, grają beztrosko w karty, kryjąc się przed
wrogiem. Mały chłopiec z dziurawym blaszanym bębenkiem biegnie w stronę
frontowych drzwi gmachu. Towarzyszący mu mężczyzna, nie zważając na
ostrzegawcze krzyki żandarmów SS-Heimwehry, próbuje go za wszelką cenę
powstrzymać. Jest już jednak za późno. Jan Broński oraz jego domniemany syn
Oskar Matzerath zasilają szeregi samozwańczych obrońców. W tym miejscu historia
jednego z nich dobiegnie końca.
Oskar przez całe życie szuka swojego miejsca na ziemi.
Kocha Gdańsk, bo ten kojarzy mu się z matką i z dzieciństwem pełnym jej miłości.
Po śmierci najbliższych szuka w zakamarkach miasta niszy, w której mógłby się
schronić. Znajduje jedynie ruiny pełne bolesnych wspomnień, obrazów ludzkiej
nędzy i obłudy jednocześnie. Silna potrzeba ucieczki czy wręcz
zniknięcia, skłania Oskara do wyjazdu na Zachód i opuszczenia Gdańska.
Nieokreślona precyzyjnie w utworze żelazna kurtyna odcinała drogę na wschód,
dlatego pozostała mu podróż w strony, w których wiele lat temu schronienia
szukał jego dziadek – Koljaiczek. „I szukałem ziemi Polaków, która zginęła,
która jeszcze nie zginęła. Inni mówią: omal nie zginęła, znowu zginęła. W tym
kraju szuka się ostatnio ziemi Polaków za pomocą kredytów, Leiki, kompasu,
radaru, różdżek i delegatów, humanizmu, przywódców opozycji i ziomkostw
przechowujących w naftalinie ludowe stroje. Podczas gdy w tym kraju szuka się
ziemi Polaków duszą – na pół z Chopinem, na pół z zemstą w sercu – podczas gdy
oni tutaj potępiają cztery rozbiory i planują już piąty rozbiór Polski, latają
do Warszawy Air France’em i z ubolewaniem składają wianuszek w tym
miejscu, gdzie kiedyś było getto, podczas gdy stąd będzie się szukać ziemi
Polaków rakietami, ja szukam Polski na moim bębenku i bębnię: zginęła, jeszcze
nie zginęła, znów zginęła, przez kogo zginęła, omal nie zginęła, już zginęła,
Polska zginęła, wszystko zginęło, jeszcze Polska nie zginęła”. Nie mając
perspektyw i wierząc, że to otaczający świat jest winien jego nieszczęściom i
klęskom, Oskar wybiera ostatecznie życie w zakładzie psychiatrycznym,
egzystując znowu na pograniczu, w samotności, już zawsze jako obcy. Tylko
w tym miejscu jednak czuje się bezpieczny. To tu jest w stanie ukoić swe
skołatane przez lata nerwy. Czyste metalowe łóżko i przyjemny, pełen
wyrozumiałości głos pielęgniarza, stają się jego pocieszeniem. Miejsce, którego
każdy człowiek unika, dla niego jest celem. Po dotarciu do niego czuje się
naprawdę szczęśliwy. Tu może snuć swą opowieść, wolny od szatańskiego głosu
i lęku przed tym, co nie pozwalało mu zasnąć po drugiej stronie
szpitalnego muru: historię pełną smutnych refleksji.
Większość bohaterów „Blaszanego bębenka” przez całe
swoje życie szukała przestrzeni, w której mogłaby się zaszyć i poczekać na
śmierć. Agnieszka, matka Oskara, jako dziecko chowała się w bieliźniarce,
siedziała pod stołem lub kryła się pod łóżkiem. Klepp, jego przyjaciel, całymi
tygodniami potrafił nie wychodzić z łóżka, manifestując w ten
sposób swoją obojętność wobec otaczającego go świata. Krytykując chęć
znalezienia przez Oskara bezpiecznej enklawy czy to pod fałdami babcinej spódnicy,
czy to w przytulnym pokoiku zakładu psychiatrycznego, pozostali
bohaterowie okazują się więc hipokrytami. Wszystkie postaci Grassa szukają
bowiem sposobu na życie, a bardzo szybko pojmując, że aktywność jest absurdalna
i do niczego nie prowadzi, zamykają się w swoich światach. Obcy wobec
najbliższych, obcy wobec samych siebie, wegetują wśród ofiar systemu, którego
nie mają chęci i siły zmienić.
Tło w powieści właściwie nie zostaje zdefiniowane,
próżno w nim szukać głębszej refleksji na temat mechanizmu, który doprowadził
do narodzin nazizmu. Günter Grass wprawdzie nie odwołuje się do historii
wprost, lecz nakłada na nią estetyczny filtr, jak w przypadku swastyk, podczas
politycznych wiecy. Nie jest jednak jasne, co wpływa na zmianę ludzkich postaw:
dlaczego Alfred Matzerath pewnego dnia wkłada nazistowski mundur, sąsiedzi
zaczynają gorliwie uczestniczyć w hitlerowskich masówkach, a żydowski kupiec
rozmyśla o emigracji? Tonowanie mrocznych cech Oskara pozwala przejść do
porządku nad jego buntem przeciwko Chrystusowi, którego bohater Grassa oskarża
o dobrowolne poddanie się złu w akcie świętej ofiary i nieskuteczność zbawienia
przez cierpienie. Wątek religijnej kontestacji i pokusy znalezienia mesjańskiej
alternatywy dla ludzkości, która przyniosłaby ocalenie żywym, a nie umarłym,
wybrzmiewa w książce bardzo mocno, choć ma jedną świetną odsłonę komediową. To
scena w kościele, w której Oskar pragnie zająć miejsce Jezusa na kolanach Maryi
i prowokuje go do próby sił, usiłując rozbić szybę w oknie świątyni. Ów
„zamach" jest bardziej łobuzerską zaczepką niż gestem obrazoburstwa, gdyż
Oskar podejrzewa w Dzieciątku Jezus, przesiadującym na kolanach matki,
podobnego sobie dezertera od doli człowieczej, sprytnie ukrytego w wiecznym
niemowlęctwie.
Powieściowy Oskar intryguje niejednoznacznością. Odmieniec,
obdarzony nadświadomością, widzący i wiedzący więcej niż inni, szuka formy
życia alternatywnej wobec totalitarnej opresji. Odmowa dorosłości, niechęć do
bycia urabianym przez system edukacji, wreszcie odrzucenie społecznych reguł i
norm może być gestem buntu, anarchizującego porządek świata. Można postrzegać
Oskara jako świętego szaleńca, żyjącego w tajemnym porozumieniu z gwiazdami i
materią, bądź artystę, który za sprawą swej nadzwyczajnej mocy przestrzega ludzkość
przed nadciągającym nieszczęściem. Ale można też widzieć w jego wycofaniu
ucieczkę w infantylizm, bezgrzeszność dzieciństwa. Byłaby to rejterada nie
tylko przed niebezpieczeństwem, ale i odpowiedzialnością. Kończący pierwszą
część książki autor podsuwa nam myśl, że blaszane bębenki posiadają moc
destrukcyjną. Widzimy rozpacz chłopca po śmierci matki i żydowskiego kupca
zabawek u którego matka Oskara kupowała blaszane bębenki, ma w sobie coś z
żałobnego trenu na pożegnanie miasta i rodzinnego gniazda. W drugiej części
powieści zanurzenie w śmierci stanie się jeszcze intensywniejsze - odejdzie
ukochana Roswita z frontowej trupy karłów, w której schroni się Oskar podczas
wojny, oraz jego dwóch ojców. To przejście przez czas rozpadu pogodzi go z
dorosłością, pozwoli zrozumieć, że krzyk destrukcji i ucieczka od
człowieczeństwa w świat ciemnej, nie-ludzkiej wolności nie mogą być odpowiedzią
na zło. Oskar dojrzewa też do poczucia winy za los bliskich, którego czuje się
współsprawcą. Sam zresztą zostanie własnym sędzią i zdecyduje się urosnąć,
porzucając kokon dzieciństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz