„Księga z San Michele”
Axel Munthe
Autor/ (ur. 31 października 1857 w Oskarshamn,
zm. 11 lutego 1949 w Sztokholmie) – szwedzki lekarz i psychiatra, pisarz. Był
nadwornym lekarzem szwedzkiej rodziny królewskiej. Wycofał się z życia
dworskiego i osiadł w zakupionej przez siebie willi San Michele na Capri. Pod
koniec życia powrócił do Szwecji, gdzie powstało dzieło jego życia „Księga z
San Michele”.
Tłumaczenie/ Zofia Petersowa
Tytuł oryginału/ de „Das Buch von San Michele”
Tematyka/ Piękną Villa San Michele stworzył szwedzki
lekarz, Axel Munthe w Anacapri. Dziś to muzeum, dzięki czemu możemy zobaczyć
dom i ogród, nad którymi Munthe pracował latami. Sam tak mówił to tym
projekcie: „Mój dom będzie otwarty na słońce, wiatr i głosy morza – jak grecka
świątynia – i wszędzie światło, światło, światło!” Na budowę willi wybrał
najbardziej malownicze miejsce na wyspie, ulokowane w północno-zachodniej
części Anacapri na wysokości 327 m n.p.m. W tym miejscu stała kiedyś
rzymska willa i średniowieczna kaplica poświęcona św. Michałowi (San Michele).
Nie można opowiadać o willi, nie opowiadając o samym Alexie Munthe. Villa była
jego miejscem na ziemi, życiem, spełnieniem.
Główny motyw/ „Księga z San Michele” stanowi mocno
uładzoną wersję wycinka życiorysu Axela Munthe. Nadworny lekarz szwedzkiej
rodziny królewskiej opisał w niej przede wszystkim lata praktyki w Paryżu i w
Rzymie, kiedy to dzielił swój czas między niezwykle hojnych pacjentów z
wyższych sfer a niezdolną do uiszczenia najskromniejszego choćby honorarium
biedotę. Opowieść osnuta jest wokół położonej na wyspie Capri tytułowej
posiadłości San Michele, w której Munthe zakochał się za młodu i którą po
latach zakupił oraz przywrócił do świetności. Literackie wyzyskanie antycznego
dziedzictwa tego domostwa pozwala autorowi przedstawić się jako duchowego
następcę Hipokratesa oraz Tyberiusza. W „Księdze z San Michele” wiele uwagi
poświęca Munthe zwierzętom, zawsze broniąc ich przed ludźmi. Wielu czytelników
twierdziło, że ten zbiór należy do takich ksiąg jak Biblia, z których człowiek
uczy się samego siebie i życia.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„A wsłuchawszy się jeszcze dokładniej w otaczający nas świat można
spostrzec, że nawet przedmioty szepcą w swej martwocie”.
„Pamiętniki nie są potrzebne, lepiej dać zmarłym spokój, a żywym pozostawić
złudzenie”.
„W skromnym kącie nieba mieści się cmentarz psów”.
„Największym autorem zajmujących historii jest życie. Lecz czy życie zawsze
mówi prawdę?”.
„Dla człowieka nie mogącego spać, a pragnącego uciec od nudy własnego
żywota, nie ma nic lepszego niż pisanie książki”.
„Jedynie bez snu człowiek nie może żyć”.
„Gdyby wiadoma była człowiekowi godzina śmierci, nie zniósłby życia”.
„Telefon, zabójcza broń w rękach próżnujących kobiet (…)”.
„Aby być dobrym lekarzem psów, trzeba te zwierzęta nie tylko kochać, ale
należy je też rozumieć – tak samo, jak to się dzieje w świecie ludzi, z tą
jednak różnicą, że psa łatwiej jest pojąć i… łatwiej go można pokochać!”.
„Pies – to święty. Z natury jest szczery i uczciwy”.
„Okrutnymi bestiami nie są te, które siedzą za kratami, lecz te, które
stoją przed nimi”.
„Śmierć jest mniej okrutna od nas”.
„(…) kucharze nie mają apetytu, jak mówią w Paryżu”.
„Pies stracił mowę, gdy człowiek ją otrzymał, ale rozumie każde słowo”.
„(…) tylko dzieci widzą krasnoludki”.
„(…) stare przysłowie powiada, że nigdy się nie jest za ostrożnym przy
wyborze teściowej”.
„Nie wolno kłaść dwóch trupów do jednej trumny!”.
„Królestwo śmierci nie zna granic, a grób nie zna narodowości. Wy, umarli,
stanowicie jeden wspólny naród, a przybieracie w niedługim czasie wszyscy ten
sam wygląd”.
„Nikt nie lubi słuchać – każdy woli rozkazywać”.
„Psy, tak samo jak ludzie, muszą od czasu do czasu obcować z naturą, aby
nabrać chęci do życia”.
„(…) instynkt seksualny jest najsilniejszy w ludzkiej naturze”.
„Z chwilą, gdy dziecko zaczyna sobie zdawać sprawę z ceny swych zabawek,
czuje się wypędzone z raju i przestaje być dzieckiem”.
„Śmierć ma dwa oblicza, rzekłem, jedno piękne i pełne spokoju, drugie –
groźne i okropne”.
„Ale czy pojedynczy człowiek może unieść na swych ramionach cały olbrzymi
ciężar pięcioaktowej tragedii?...”.
„(…) dyplom mało znaczy dla chorego, jeżeli nie dozna on ulgi w
cierpieniach”.
„Czemu rządy wszystkich państw wydają tysiące razy więcej pieniędzy na
naukę o zabijaniu niż o leczeniu? Dlaczego nie budujemy więcej szpitali zamiast
kościołów? Wszak modlić możemy się wszędzie, lecz operować nie można na
ulicy!”.
„Okrucieństwo względem bezbronnych zwierząt jest w oczach Boga o wiele
większym grzechem niż włamanie, a jednak zbrodnia ta może być zmazana drobną
karą pieniężną”.
„Jeszcze nigdy nie spotkałem w więzieniu milionera”.
„Jednak młodość jest czarodziejskim lekiem na rany serca: do wyzdrowienia
wystarczy trochę snu i ochłonięcie z wrażenia”.
„(…) posiadam dwa różne mózgi, pracujące w mej głowie na przemian: dobrze
rozwinięty mózg głupca i słabo ukształtowany mózg pewnego rodzaju geniusza”.
„Spróbuj przyjrzeć się raz sprawom i zobacz je takimi jakimi one są w
rzeczywistości, a nie w twoich snach”.
„Umarli nie mogą mówić, a żywi nie będą chcieli”.
„Młoda i sympatyczna pielęgniarka znaczy też dla pacjentów o wiele więcej
niż brzydka, mrukliwa zaś nigdy nie będzie dobrą opiekunką”.
„Na co zresztą zda się składowanie pieniędzy, gdy lada chwila mogą nam być
zabrane? Śmierć posiada podrobiony klucz do naszej kasy”.
„(…) dusza potrzebuje więcej miejsca niż ciało”.
„(…) diabeł zdradził swemu uczniowi, człowiekowi, okrutną tajemnicę (…)”.
„Przekonany jestem, że Pan Bóg kocha ptaki, gdyż w przeciwnym razie nie
obdarowałby ich skrzydłami, które dał także swym aniołom”.
„Ten, który pisał i tworzył muzykę, nie posiadał nawet fortepianu!”.
„Bóg w łaskawości swojej uczynił śmierć niewidzialną dla oka człowieka”.
„Wiemy, że umrzeć musimy, lecz to jest jedyną świadomością naszej
przyszłości”.
„Im prędzej dojdziemy do przekonania, że los nasz spoczywa w naszych
własnych piersiach, a nie znajduje się w gwiazdach, tym lepiej dla nas”.
„Wszyscy utrzymują, że nie pamiętają nic, pamięć zachowują tylko wysłani do
piekieł, dlatego właśnie przybytek ten nazywa się piekłem”.
Według niektórych Axel Munthe nie powinien
być lekarzem, lecz pogromcą zwierząt, miał bowiem niezwykły dar kontaktu ze
zwierzętami. Kochał je zresztą całym sercem i otaczał się nimi przez całe
życie. Był także autorem kilku książek, z których najbardziej znana to „Księga
z San Michele”, która została wydana po raz pierwszy w 1929 roku, jako „The
Story of San Michele”. Munthe opisuje w niej historię budowy willi i przytacza
wiele historii i historyjek. Została przetłumaczona, na co najmniej 45 języków
i była jedną z najchętniej kupowanych książek w XX wieku. Na zdjęciu widać
mężczyznę w średnim wieku. Ma na sobie kurtkę, ciepłe spodnie i kaszkiet, więc
pewnie jest wczesna włoska wiosna, choć może być i jesień. Mężczyzna siedzi na
ławce, oparty plecami o mur. Oczy ma zamknięte, a twarz wystawił do słońca.
Naturalne światło rozjaśnia mu policzki i rzuca czarny cień głowy na białą
płaszczyznę z tyłu. Inne światło zdaje się wypływać z wnętrza fotografii i
obejmować także psy otaczające człowieka. Jest ich pięć, większych i
mniejszych: dwa weszły mu pod pachy, trzeci klei się do ramienia, czwarty leży
u stóp, a piąty patrzy łagodnie w obiektyw ze słonecznej plamy obok ławki. Cała
ta ludzko-psia grupa emanuje świetlistą harmonią, która kojarzy się ze
świętością. Panuje w niej posthumanistyczna równość – mężczyzna bynajmniej nie
jest tu postacią centralną, już prędzej ten wielki, spokojny pies w kręgu
światła, od którego powinienem był rozpocząć. To w pobliżu niego – przy nim –
grzeją się inne psy, a wśród nich mężczyzna w kaszkiecie. Poniekąd też pies. Bo
skoro uczłowiecza się zwierzęta, to czemu nie „upsić” człowieka? Poznajcie się
– to Axel Munthe. Ktoś zrobił mu to zdjęcie na Capri pod koniec XIX w.
Capri było miłością Munthego od pierwszego wejrzenia,
od jego pierwszej wizyty na wyspie w 1876 roku. Już wtedy pojawiła się w jego
głowie myśl, by zamieszkać tam na stałe. Ale dopiero w 1895 roku kupił od
stolarza Vincenzo Alberino stary dom wraz z ruinami niewielkiego kościółka poświęconego
św. Michałowi (San Michele). Później stał się także właścicielem terenów
przylegających do domu. Nazywano go człowiekiem wielu talentów i zainteresowań.
Był znany również jako wielki miłośnik zwierząt. Otaczało go stado psów, a do
tego małpy, sowy, żółw i mangusta. Szczególną jego troską były jednak ptaki,
które przylatywały na Capri w swej drodze na północ. To właśnie tutaj były one
masowo wyłapywane i przewożone w nieludzkich warunkach do Francji, by schlebiać
podniebieniom paryskiej klasy próżniaczej. Aby ulżyć ich losowi, Munthe kupił
leżącą obok San Michele górę Barbarossy, którą uczynił ich sanktuarium. To
właśnie dzięki jego inicjatywie, w 1932 roku rząd włoski całkowicie zakazał
wyłapywania ptactwa na wyspie Capri. „I czyż można pomyśleć bez zgrozy, że
istnieją ludzie, którzy zabijają te małe, bezbronne ptaszyny! (…) Głosy ich
napełniają radością cały wszechświat ponad nami, a ich drobne, nieżywe ciałka
są tak małe, że dziecko mogłoby je objąć ręką, jednak ludzie pochłaniają je
chciwie, jakby nic innego nie istniało do jedzenia.”
Na Capri trafił w czasie podróży do Włoch w 1875 r. – to wtedy odkrył dla siebie położoną w górach wieś Anacapri, a w niej ruiny kaplicy San Michele. Zapragnął tam zamieszkać i swego marzenia nie porzucił. Po kilku latach ofiarnej praktyki podczas epidemii tyfusu i cholery w południowych Włoszech przeprowadził się na wyspę, kupił dom wraz ze zrujnowaną kaplicą i zaczął wcielać swój ideał w życie. Projekt Villa San Michele stworzył sam i wiele prac budowlanych również wykonywał własnoręcznie – przez kolejne lata. W „Księdze…” dużo uwagi poświęca Munthe zwierzętom, zawsze broniąc ich przed ludźmi. „Żeby leczyć psy – pisał – trzeba je kochać, ale też rozumieć – tak samo jak w przypadku ludzi, z tą jednak różnicą, że łatwiej zrozumieć psa niż człowieka, i łatwiej go pokochać. (...) Inteligencja psów jest przysłowiowa, ale istnieje wielka różnica stopnia, widoczna już u szczeniąt, gdy tylko otworzą oczy. Zdarzają się nawet głupie psy, jednak ich odsetek jest o wiele mniejszy niż u ludzi. (…) Wszystkie one są reprezentantami najbardziej godnego miłości i najdoskonalszego w sensie moralnym tworu Boga”. „Niegdyś wszystkie zwierzęta mogły mówić, jak również kwiaty, drzewa i kamienie oraz w ogóle wszystko, co żyje, gdyż stworzone zostały przez tego samego Boga, który stworzył człowieka. Dlatego ludzie powinni być dobrzy dla zwierząt, a z wszystkimi martwymi przedmiotami obchodzić się tak, jak gdyby one również mogły słyszeć i rozumieć. W dniu Sądu Ostatecznego Pan Bóg zawezwie przede wszystkim zwierzęta, aby dały świadectwo umarłemu człowiekowi, a dopiero po wypowiedzeniu przez nie zdania zostaną powołani na świadków ludzie”.
Jak podaje Axel Munthe, ówczesne oceny
psychicznego stanu mieszkańców rozwijającej się Europy nie były optymistyczne.
Powszechnie sądzono, że zmiany cywilizacyjne odbijają się niekorzystnie na
ludzkiej psychice. Od 1869 roku popularne stało się pojęcie neurastenii, za
którego pomocą próbowano dowieść, że ciągły wysiłek umysłowy i napięcia
związane z miejskim trybem życia prowadzą do wyczerpania nerwowego,
melancholii, histerii, depresji, a nawet samobójstwa. Psychiatria, jako odrębna
dziedzina rozwijała się szybko, aspirując do roli nauki ścisłej, była
jednocześnie nierozerwalnie związana z ówczesnym światopoglądem. Niebywale
rygorystycznie ujmowano kwestię „normalności”, a tam, gdzie pojawiały się
naruszenia sztywnych ram normatywnych, psychiatrzy dopatrywali się choroby.
Wśród kobiet notowano wzrost zachorowań na nerwicę, upatrując jej przyczyny w
chęci samokształcenia przy jednoczesnym braku zadowolenia z życia rodzinnego.
Napięcia w sferze rodzinnej łączyły się ściśle z pozycją społeczną kobiety. W
świetle podkreślanych wówczas analogii między rozwojem cywilizacji a rozwojem
jednostki (podobieństwa te miały być bazą do tworzenia konstruktów płciowych w
XIX wieku) kobieta stanowiła reprezentację ery przedindustrialnej. Była czymś
prymitywnym, zatrzymanym na pewnym etapie rozwoju, bez szansy na postęp.
Sposób, w jaki naukowcy epoki wiktoriańskiej
definiowali kobiecość, wyrósł z potrzeb ówczesnego patriarchalnego
społeczeństwa i stanowił odpowiedź na koniunkturę polityczną czasów, które
można traktować jako kolejny przykład walki mężczyzn o siłę i reputację. Nie
można jednak zapominać, że poza wszystkim stanowił on też jeden z największych
przejawów strachu przed bolesną i niepojętą w skutkach modernizacją
światopoglądu XIX wieku, kiedy Europa stała się kontynentem chorób
wenerycznych, prostytucji i rozpusty z jednej strony oraz kolebką dekadencji,
moralizmu i estetyzmu z drugiej.
Axel Munthe zaraz po studiach medycznych rozpoczął
pracę w Dzielnicy Łacińskiej w Paryżu. Kiedy młoda hrabina przyszła do niego z
przekonaniem, że ma zapalenie wyrostka robaczkowego, dr Axel zapewnił ją, że
tak nie jest. Płakała, gdy to usłyszała, chcąc wiedzieć, co jej jest. Prawie
wymusiła na młodym lekarzu diagnozę. Powiedział jej, aby była odważna i
zachowała spokój. Leczenie wymagało od niej wizyt lekarskich dwa razy w
tygodniu, jednak hrabina wróciła do jego gabinetu już następnego dnia. Kiedy
Munte ją ujrzał był zdziwiony zmianą jej wyglądu, stała się wesoła i
rozpromieniona. Cóż, chciała wiedzieć, czy zapalenie jelita grubego jest
zaraźliwe. Wygląda na to, że martwiła się o swojego męża i potrzebowała, aby
dobry lekarz powiedział mu, że jest bezpieczniej, jeśli nie śpią w tym samym
pokoju. Prawdopodobnie była to najbardziej „trafna z diagnoz”, jakie wówczas
Munthe stawiał. Nikt nie chciał słuchać bliższych wyjaśnień, nikt ich sobie
nawet nie życzył. Wszyscy woleli mieć stwierdzone appendicitis. Zapalenie
ślepej kiszki było wtedy bardzo modne wśród zamożnych osób, szukających dla
siebie odpowiedniego cierpienia. Wszystkie nerwowe damy miały owo zapalenie,
jeżeli nie naprawdę w brzuchu, to przynajmniej w imaginacji, a czuły się przy
tym świetnie. Jednak kiedy w Stanach Zjednoczonych chirurdzy zapoczątkowali
zabiegi usuwania ślepej kiszki trzeba było wynaleźć nowe cierpienie, które
zaspokoiłoby ogólny popyt. Wiedza medyczna sprostała zadaniu: na rynek rzucona
została nowa choroba o świeżej nazwie wartości złota: colitis. Bogate
panie wierzyły, że choroba ta udziela się tylko istotom tak wrażliwym i
nerwowym jak paryskie hrabiny.
Autor twierdził, że miał niesamowite szczęście we
wszystkim, co poczynał w stosunku do każdego poszczególnego pacjenta. Na czymże
polegała jego tajemnica powodzenia? Na wzbudzaniu zaufania. Gdzie ono się
rodziło: w głowie czy w sercu? Czy powstawała w wyższych sferach świadomości,
czy też była drzewem poznania złego i dobrego, którego korzenie sięgały w głąb jego
istnienia? Jakimi drogami udzielała się innym jego ufność? Czy stawała się
widoczna w jego spojrzeniu, czy też dawała się wyczuć w słowach? Sam Munthe
tego nie wiedział, lecz zdawał sobie sprawę, że zdobyć jej nie można ani przez
czytanie książek, ani poprzez czuwanie przy łóżku chorego. „Zawsze starasz się
objaśnić swym pacjentom sprawy, których sam dobrze nie potrafisz wytłumaczyć.
Zapominasz, że to wszystko polega na wierze, a nie na wiedzy. Weźmy na przykład
wiarę w Boga: Kościół katolicki nigdy jej dokładnie nie wyjaśnia, a jednak jest
największą potęgą na świecie – protestancki zaś, który usiłuje wszystko
wyjaśnić, rozpada się w gruzy. Im mniej twoi pacjenci dowiedzą się prawdy, tym
lepiej dla nich. Natura nie miała nigdy zamiaru poddawać pracy ciała kontroli
naszej świadomości, postępujesz więc wbrew jej woli, doprowadzając chorych do
rozmyślań nad ich cierpieniami”.
„Następnym razem, gdy zobaczysz pacjenta z
bezsennością, zamiast przepisać hipnozę, zaleć, aby napisał książkę”. Henry
James udzielił tej rady Axelowi Munthemu; to zadziałało, dzięki czemu teraz
mamy znakomitą książkę, „Księga z San Michele”, która została przetłumaczona na
45 języków i była kiedyś obowiązkową lekturą dla studentów medycyny. Książka
jest mieszanką autobiografii i fantazji, a granice między nimi są rozkosznie
zatarte. Ktoś nazwał tę książkę historią Śmierci i może tak jest, w końcu tak
długo autor stawiał jej czoła jako towarzysz przy łóżku umierających podczas
plagi w Neapolu. Pełniąc rolę młodego lekarza robił co mógł, i czekał
bezradnie, aż tak wielu umrze. Śmierć zaglądnęła mu w oczy, kiedy podczas
wspinaczki w Alpach przysypała go i jego towarzyszy lawina.
Czytelnik książki odkryje również, że Axel miał także
dużo towarzystwa w swoim długim życiu. W przedmowie autor wyobraża sobie, że
widzi ich aktywnych w Niebie w sposób podobny do tego, w jaki widział ich, gdy
żyli w jego świecie. Nikt nie był tak wybitny jak kobieta listonosz, która
codziennie wspinała się z Capri do Anacapri, aby dostarczać listy do Axela i
kilku innych osób w małym miasteczku. Czy Arcangelo Fusco, zamiatacz ulic,
„zamiata teraz pył gwiaździsty ze złotych flizów nieba”. Mały monsieur
Alphonse, ulubieniec Siostrzyczek Ubogich w Rzymie, ubrany w nowiutki surdut
pittsburskiego milionera; uroczyście kłania się ukochanym cylindrem każdemu
spotkanemu świętemu, jak pozdrawiał niegdyś wszystkich przyjaciół przejeżdżając
doktorską wiktorią po Corso. John, błękitnooki chłopczyna nie znający ojca,
dziecko, które się nigdy nie śmiało, igra teraz wesoło z innymi szczęśliwymi
dziećmi „w dawnym dziecięcym pokoju Jezuska”; nauczył się też uśmiechać. Biedna
prostytutka Flopette wygląda w swej milutkiej, białej sukni o dziesięć lat
młodziej niż wówczas, gdy ją spotkał w nocnej kawiarni na bulwarze; „jest
obecnie pokojową u Marii Magdaleny”. Oni wszyscy dają perspektywę jego życia w
pigułce, szansę na poznanie wszystkiego o Axelu Munthem - byli to ludzie,
którzy kochali dobrego doktora Munthego. W cudownym peanie do psów, Axel
wyjaśnia naturę psa lepiej niż ktokolwiek inny. Kolejny zabawny moment
nastąpił, gdy mężczyzna uzdrowił małpę o imieniu Billy należącą do
emerytowanego staroangielskiego chemika, znanego chirurga w Ameryce z czasów
wojny secesyjnej. Stara małpa była okropnym widokiem, została prawie poparzona
na śmierć z powodu zdenerwowania na widok wrzącego czajnika do herbaty. Małpa
lubiła whisky, podobnie jak stary lekarz. Billy, po śmierci swojego opiekuna, miał
wejść w posiadanie Axela, z którym przeżył w San Michele ostatnie swoje dni.
Czas ten spędził trzeźwy, wyleczony przez doktora z alkoholizmu.
Axel Munthe koniec swojej opowieści
podsumował dość wyraźnie: „Pewien poeta rzekł kiedyś, że każda rzecz jest przez
bogów oceniana właściwie, a powinien był dodać, iż oddają oni nieraz największe
wartości za najniższą cenę. Wszystko, co potrzebne nam jest nieodzownie, możemy
osiągnąć za niewysoką zapłatą, jedynie luksus czy też nadmiar czegoś jest
kosztowny. Istotnego piękna kupić nie można, gdyż nieśmiertelni bogowie dają
nam je w podarunku. Wolno nam przecież oglądać bez opłaty wschód i zachód
słońca oraz chmury płynące po niebie: wolno nam się cieszyć widokiem drzew, pól
i wspaniałych oceanów: możemy za darmo słuchać śpiewu ptaków i zrywać kwiaty na
skraju wiejskiej drogi: nie płacimy nic za widok nocy gwieździstej. Biedak śpi
lepiej niż bogacz: na dłuższy okres zwyczajne jedzenie wydaje się nam
smaczniejsze niż wybredne potrawy u Ritza: wstrzemięźliwość i spokój duchowy
mieszkają częściej w chłopskiej chacie niż w wystawnym domu miejskim. Dopóki
jesteśmy dla siebie, wystarczy nam kilku przyjaciół, kilka książek i pies. Nie
potrzeba nam niczego więcej. Należałoby jednak stale mieszkać na wsi. Projekt
stworzenia pierwszego miasta powstał w myślach diabła i dlatego Pan Bóg chciał
zniszczyć wieżę w Babilonie [Babel]”. Axel Munthe pisał te słowa sto lat temu i
były dla ówczesnego czytelnika ostrzeżeniem. Skutki niepohamowanego
konsumpcjonizmu oraz pogoni za pieniędzmi już znamy. Dziecko, które przyjdzie
na świat w tym roku, w 2050 może już nie zaznać smaku czekolady. Nie wykąpie
się w Bałtyku, bo ten zmieni się w ciepłe bajoro, ani nie pojedzie na
zagraniczne wakacje, bo napięcia spowodowane masowymi migracjami na nowo
podzielą zjednoczoną Europę. Na urlop w krajach egzotycznych może być po prostu
za gorąco. Dzieci urodzone w 2021 r. mogą mieć jednak znacznie większe problemy
niż ograniczony dostęp do słodyczy. Wraz z topnieniem lodowców uwolnione mogą
zostać nowe, nieznane nam dotąd patogeny. Do tego zanikanie bioróżnorodności,
przerywanie łańcuchów pokarmowych i częstszy kontakt dzikich zwierząt z
człowiekiem może mieć konsekwencje w postaci nowych chorób odzwierzęcych, a
nawet ich pandemii. Nie trzeba jednak szukać aż tak daleko przecież cały świat
walczy z pandemią Covid-19.
Powiedziałbym, że w tej książce jest
wystarczająco dużo materiału na tuzin lub więcej różnych ekranowych
realizacji lub tylko jeden epicki film, taki jak „Doktor Żywago", z
wyjątkiem braku w niej wybitnej historii miłosnej, co nie oznacza, że autor nie
ma zdania na tematy dotyczące zakochania. „Miłość znaczy w życiu kobiety o
wiele więcej niż w życiu mężczyzny: stanowi dla niej wszystko. Miłość jest dla
kobiety rzadziej, niż mężczyźni sądzą, sprawą zmysłów. Kobieta może się
zakochać w człowieku brzydkim, nawet starym, jeżeli uda mu się obudzić w niej
wyobraźnię; natomiast mężczyzna nie potrafi zakochać się w kobiecie nie
działającej mu na zmysły, które wbrew zamiarom natury działają u współczesnego
mężczyzny dłużej niż jego seksualne zdolności. Dlatego granice wieku do
zakochania nie istnieją. (…) Kiedyś zakochała się we mnie prostytutka i stała
się tak płochliwa i nieśmiała, jak młoda dziewczyna, a nawet czerwieniła się
pod warstwą różu. I to nieszczęsne stworzenie, siedząc obok nas przy stoliku,
mogło stać się miłą kobietą, gdyby miała do tego sposobność”.
Dr Axel Munthe zawsze dawał chorym nadzieję na
wyzdrowienie, zawsze miał małe drewniane zabawki w swojej torbie z lekarstwami.
Drewniane konie były zabawkami dla tych dzieci, które nigdy nie miały w swoim
życiu takich drobiazgów. To był dziecięcy znak nadziei i miłości. Axel nigdy
nie wiedział, jakie są jego dochody jako lekarza. Widział swój zawód jak
powołanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz