„Szumowiny”
Isaac Bashevis Singer
Autor/
Prozaik,
dziennikarz, laureat
literackiej Nagrody Nobla. Mówił, że pisarz jest swoim dziełem, sam był literatem trzech
narodów: żydowskiego tworzącego w jidysz, amerykańskiego i polskiego. Urodził
się w 1902 lub 1904 r. w Leoncinie pod Warszawą, zmarł 24 lipca 1991 r. w Miami
na Florydzie. Znamienny w twórczości Singera jest fakt, że niemal wszystkie
opisywane przez niego wydarzenia dzieją się przed Holokaustem. Nawet gdy fabuła
zmierza do II wojny światowej, to narrator ukazuje Zagładę z dystansu, z
perspektywy zbiorowości. Galerię postaci kobiecych tworzy na podstawie własnych
doświadczeń, są to: polskie pokojówki służące w domach, gdzie mieszka rudy
młodzieniec, młode komunistki i ekscentryczne Żydówki. Zdarza się, że główna
postać kocha się w kilku kobietach jednocześnie.
Tłumaczenie/
Łukasz
Nicpan
Tytuł
oryginału/ en-us
Scum
Tematyka/
Isaac
Bashevis Singer uwieczniał w swoich książkach obraz Warszawy sprzed
wojny; nawet, gdy opuścił ją fizycznie, jej duch na zawsze z nim pozostał.
Kiedy piszą o nim za Oceanem, zawsze powtarzają to jedno słowo: storyteller.
Zanurzony w pamięci o przedwojennej Polsce – z obecną w niej kulturą jidysz – w
krajobrazach, które po wojnie uległy nieodwracalnemu rozpadowi, Isaac Bashevis
Singer jak nikt potrafił je ożywiać. W jego prozie świat żydowski i polski
istnieją obok siebie, ale właściwie nie łączą się, pozostają odrębne. Tak
wyglądała Polska, którą zapamiętał. To wszystko, co było jego życiem, jest dziś
martwe i pogrzebane.
Główny
motyw/ Główny
bohater, Maks Brabander, przyjeżdża do Polski, mając nadzieję tu znaleźć
lekarstwo na swoją impotencję, a tak naprawdę w poszukiwaniu celu czy sensu
życia. Pretekstem przyjazdu jest chęć odwiedzenia grobów rodziców w Raszkowie
(czego i tak nie zrobił). Wplątuje się w Warszawie w kilka romansów z różnymi
kobietami: córką rabina Cirełe, służącą Basią, piekarzową, kobietą medium czy
kochanką szulera Szmelke. Maks, były złodziej, tonie w kłamstwie i nie bardzo
wie, jak się z tego wydobyć. Pretekstem do tych działań jest to, że jego żona
od śmierci ich syna Artura stała się inną kobietą. Z ruchliwej i zaradnej
towarzyszki życia stała się zrzędliwą babą. Maks zaś pragnie jeszcze czegoś od
życia, lecz sam nie wie dokładnie czego. Dlatego nie zrywa ze wszystkimi
poznanymi kobietami i ciągnie dalej swe romanse w nadziei, że wszystko się
jakoś ułoży. Rzeczywiście, zostaje uleczony z impotencji przez jedną z kobiet,
które tu poznał (Rejcł). Jednak wszystko jest łaską losu i nasz bohater poddaje
się mu bez walki. Brnie głębiej i głębiej w swych przygodach miłosnych, aż do
tragicznego finału.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Sam był złodziejem i bał się śmiertelnie, że zostanie okradziony”.
„Jeśli siedemnastoletni chłopak skarży się na ból głowy, a w
dziesięć minut później żegna się z tym światem, to znaczy, że życie ludzkie nie
jest warte złamanego grosza”.
„Każde miasto pachnie po swojemu”.
„Morza, rzeki i kraje dzieliły go od Rachełe, a co go jeszcze z nią
łączyło? Jedynie myśli i wspomnienia”.
„Nic się tu nie zmieniło. Ten sam brud, ta sama nędza”.
„Samotne siedzenie w knajpie to wątpliwa przyjemność”.
„Ten wielki świat składa się z wielu małych światów”.
„Francuzi wolą wino, co jest dobre do błogosławieństw, ale nie
rozgrzewa serca”.
„Nigdy nie wiadomo, gdzie człowiek może spotkać przyjazną duszę”.
„Biedacy nie przyjeżdżają do Polski, żeby odwiedzać groby
rodziców”.
„Życie jest tańcem na grobach”.
„Cóż, wszystkim rządzi przeznaczenie. Nic się nie dzieje bez
przyczyny”.
„Car nie może każdego uczynić bogatym. Gdyby nawet podzielił cały
swój majątek, wypadałoby wszystkiego po trzy ruble na głowę”.
„Nie możemy się troszczyć o cały świat. Biedacy zawsze byli i będą,
chyba że przyjdzie Mesjasz. Powiedziano w Torze: >Nigdy nie przestaną
istnieć biedni na tej ziemi<”.
„Lepszy Żyd bez brody niż broda bez Żyda”.
„Kto bierze wdowę, sypia z jej mężem”.
„Kiedy mężczyzna w jego wieku nie może już zaznawać przyjemności z
kobietą, wówczas wszystko – podróże dookoła świata, jedzenie, picie, ubieranie
się – wszystko przestaje cieszyć”.
„Pożądanie, jakie budzi w mężczyźnie kobieta, pochodzi z ducha, nie
z ciała”.
„Dusze zmarłych również są częścią naszego świata”.
„Tak jak nam do oddychania potrzeba powietrza, tak im [zmarłym]
potrzeba miłości”.
„Wiara jest potencją, niewiara – impotencją”.
„Mężczyzna jest tylko mężczyzną. Nawet Mojżesz był mężczyzną z krwi
i kości”.
„Nawet chłop potrafi odróżnić świńskie ucho od jedwabnej sakiewki”.
„Talmud mówi, że człowiek nie dopuszcza się grzechu, póki nie
wstąpi w niego duch głupoty”.
„Zostaliśmy tutaj zesłani, by czynić dobro, nie zło”.
„Mężczyzna jest zawsze młody. Zależy, z kim żyje”.
„Prawdziwy mężczyzna wie, którą kobietę pocałować, a której dać
klapsa”.
„W moim wieku [47 lat] wyżej od romansów ceni się pieniądze”.
„Milczenie jest zgodą, jak mówi Gemara”.
„Żyd bez Tory [Pięcioksiąg Mojżesza] gorszy jest od goja…”.
„Człowiek sam dla siebie jest najgorszym wrogiem… Sam sobie
wyrządza więcej krzywdy, niż zdołałoby to uczynić dziesięciu nieprzyjaciół”.
„Wybiera się do Argentyny, żeby zostać kurwą, a boi się zjeść
mleczne po mięsie”.
„Niewykluczone, że Bóg siedzi sobie w siódmym niebie i tyle się
troszczy o ten świat, co o zeszłoroczny śnieg”.
„Do Ameryki można jechać nawet w Jom Kipur”.
„Źle być pijanym, ale zbyt trzeźwym niedobrze”.
„Mężczyźnie takiemu jak on pozostała tylko jedna przyjemność:
kobiety”.
„-Może poszlibyśmy dokądś, gdzie jest spokój? – A gdzie masz
spokój? W grobie – powiedział, zdumiony własnymi słowami”.
„No cóż, nie zrobisz futrzanej czapki, ze świńskiego ogona,
stwierdził w duchu”.
„(…) bał się zbliżać do miasteczka gdzie miał krewnych i wśród
umarłych i żywych”.
„A dusza ludzka to nie urządzenie mechaniczne. Nie może pan po
prostu podejść do słuchawki telefonu i wykręcić numer kogoś z tamtej strony”.
„Większość ludzi zadawala się kłamstwem. W gruncie rzeczy domaga
się ich”.
„Albo umarli żyją, albo żywi są umarłymi”.
„Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by
spełnił się sen”.
Kiedy jeden z polskich dziennikarzy w 1978 roku
podszedł w Sztokholmie do Singera z planem Warszawy i poprosił, by pokazał na
nim miejsca, z którymi w młodości czuł się najbardziej związany, pisarz rzucił
się na kartę papieru, jak na coś najcenniejszego. Bezbłędnie wskazał
Krochmalną, Tłomackie, Twardą, Próżną... Miejsca, które wraz z niemal całym
miastem legły w gruzach podczas drugiej wojny światowej, by już nigdy nie
odzyskać dawnego wyglądu. Przepadły pod blokowiskami bez wyrazu. Isaak Bashevis
Singer mieszkał w latach 1909-1917 w stolicy na ul. Krochmalnej pod numerami 10
i 12 i z tą ulicą czuł się związany na zawsze. Stale wracał do niej pamięcią.
We wspomnieniach widział ją oczywiście taką, jaka była przed wojną. Mówił że
wie, iż Żydzi zniknęli z Warszawy, lecz nie umie sobie tego wyobrazić. Ta część
Warszawy, w której żył i po której się przechadzał, była – podobnie jak w wielu
innych polskich miastach i miasteczkach – „żydowskim rajem”. W tym raju mieli
wszystko swoje: bogatych i biednych (głównie), rzemieślników i kupców,
intelektualistów i głupców, złodziei i prostytutki. Żyli w izolacji, dla
siebie. Mogli tak żyć. Z innymi – Polakami – mieli kontakty jedynie użytkowe,
ekonomiczne. Nikt im niczego nie narzucał, nie kazał się wyrzekać. Taki właśnie
świat opisuje Singer, co niektórzy Żydzi mieli mu za złe już u początków jego
kariery literackiej, zwłaszcza kiedy wydał „Szumowiny”. Nie pisał o
Holokauście. Opisywał świat, jakim go zostawił w 1935 roku. Być może właśnie
dlatego odniósł tak wielki sukces czytelniczy: jego książki przetłumaczono na
kilkadziesiąt języków, a w Polsce o prawo ich publikowania walczyło kilka
wydawnictw.
Isaaca Bashevisa Singera zajmowała jedynie miłość i literatura, polityką się nie interesował. Jednak bardzo wnikliwie obserwował rzeczywistość, by nakreślić jej portret, w którym nie oszczędzał ani Żydów, ani Polaków. Dwie sprawy stały się dla Singera kluczem do literackiego sukcesu: głęboka świadomość siły namiętności oraz pragnienie rozwiania nudy czytelnika, dostarczenia mu rozrywki, zaciekawienia go, podniecenia, oszołomienia. Ale twórczość, tak wciągająca czytelników, u wielu Żydów budziła grozę i sprzeciw. Nie mogli się pogodzić z tym, że w książkach Singera synagoga sąsiaduje z seksem, a jego bohaterowie – przedstawiciele narodu tak tragicznie doświadczonego – są beztroscy i nieodpowiedzialni, pełni uczuć, oddają się namiętnościom i ulegają słabościom. Singer opisywał wszelkie odmiany erotyzmu, niekoniecznie akceptowanego. Właśnie dlatego dla wielu Żydów przyznanie mu Nagrody Nobla było obrazą. Ale Singer pisał o życiu, a nie żydowskich męczennikach. Krytykę swojej twórczości po prostu lekceważył. „Wszyscy wielcy pisarze są oskarżani o to, że przedstawiają własny naród w nie dość jasnym świetle. A dobrzy ludzie są nudni. Nawet dobrzy ludzie nie chcą czytać o dobrych ludziach” - replikował. Pisał w jidysz i gdyby nie Nagroda Nobla i liczne tłumaczenia, pozostałby po prostu jednym z wielu opowiadaczy, jacy od wieków krążyli po żydowskich sztetlach.
Singer twierdził, że jest typowym Żydem z Krochmalnej.
„Na chwilę znalazłem się w pałacach sztokholmskich, ściskałem ręce książąt i
królów, ale w duszy pozostałem biedakiem, jednym z małomiasteczkowych nędzarzy”
– przekonywał syna Israela Zamira. W religijnym domu nie wolno mu było czytać
świeckich książek, dlatego jako nastolatek wspinał się na drzewa, gdzie czytał
m.in. Spinozę, Tołstoja, Maupassanta. Powtarzał, że nawet jeśli jego książek
nikt nie będzie czytał, on będzie nadal pisał. „Wolę jedną czytelniczkę z
Harlemu niż stu inteligentów z [uniwersytetu] Columbii” – przekonywał. Bo
uważał, że pisarz ma dawać czytelnikom przyjemność, a nie prawić im morały.
„Literatura, która zanudza czytelnika, nie ma prawa bytu. Literatura jest
źródłem radości” powiedział, odbierając Nobla w październiku 1978 r. Po prostu
nie mógł i nie chciał zaakceptować Polski bez Żydów. Jednak do śmierci z
sentymentem wspominał kraj, a zwłaszcza Warszawę. „On patrzył na Broadway, ale
widział Marszałkowską” – wspomina syn pisarza, Israel Zamir.
Warszawa na przełomie XIX i XX wieku to także czas
dużego zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i wywoływaniem duchów. W
stolicy, lecz także na prowincji, powstawały liczne towarzystwa metapsychiczne.
Ukazywało się wiele czasopism i książek poświęconych zagadnieniom
spirytystycznym, a nawet w 1924 r. w Warszawie została otwarta Szkoła Nauk
Okultystycznych. Zainteresowanych zajęciami z alchemii, magii, metapsychiki i
spirytyzmu było zapewne wielu, skoro szkoła przetrwała aż do 1939 r. Z dnia na
dzień rosła sława medium, ludzi obdarzonych zdolnością nawiązywania kontaktu z
duchami. Seanse spirytystyczne organizowano w salonach wyższych sfer. Brali w
nich udział intelektualiści, pisarze, malarze, naukowcy, lekarze, prawnicy,
wojskowi, szlachta.
Warszawa w 1909 roku to świat pełen kolorów,
wspaniałych tradycji i zwyczajów, trwający pomimo wszelkich przeciwności, być
może dlatego tak silny. I choć Żydzi byli spychani na margines, choć w miastach
wyznaczano dla nich osobne dzielnice, choć musieli walczyć z uprzedzeniami
wobec siebie, żyli tworząc swoją własna przestrzeń, wypełnioną muzyką, śpiewem,
tradycjami, modlitwami. Teraz to wszystko możemy odnaleźć jedynie na kartach
książek. Jest to możliwe, gdyż naród żydowski wydał wielu wybitnych ludzi pióra.
Jednym z nich był Isaac Bashevis Singer.
Ulica Krochmalna cieszyła się złą sławą. Była ulicą
żydowskiego półświatka. Zagłębiając się w jej zaułki można było stracić nie
tylko pieniądze, ale także życie. Również można było skorzystać z usług
żydowskich prostytutek stojących w bramach. Mieszkali tu mordercy, złodzieje,
sutenerzy i kobiety lekkich obyczajów. Także ten element Krochmalnej
interesował pisarza i znalazł odzwierciedlenie w jego twórczości. Ponadto, jako
Żyd, który nie doświadczył Zagłady, Singer starał się przywrócić swoim
czytelnikom świat swoich warszawskich rodaków, starty z powierzchni ziemi. Ale
nigdy ich nie gloryfikował w swoich książkach, czego oczekiwano od pisarzy
żydowskich po II wojnie światowej. Chciał przede wszystkim stworzyć obraz ludzi
z krwi i kości, a nie chodzące ideały. Krochmalna, jak żadna chyba inna ulica,
nie nadawała się do tego tak dobrze. Na przykład Maks z „Szumowin”, wracając po
latach na Krochmalną, przechodzi przez Gnojną, na której unosi się woń mydła,
śledzi, nafty oraz końskiego łajna. Bardziej rzucała się w oczy bieda
mieszkających tam ludzi. Dla Maksa z „Szumowin”, który powrócił do Polski po 20
latach z Argentyny, nędza była szczególnie odpychająca: „Nic się tu nie
zmieniło – pomyślał. Ten sam smród, brud, ubóstwo.” To jemu córka rabina
opowiadała o ogromnej biedzie i nieszczęściu mieszkających tam Żydów, którzy
wegetowali w ciasnych i wilgotnych piwnicach, chorując na suchoty. Singer
nakreślił obraz brudnych podwórek, gdzie walają się śmieci, a biedacy skupują
stare szmaty i zdarte buty, łatają dziurawe garnki. Bieda jest tożsama z
brudem, ubodzy mają przepełnione kosze na śmieci, skupują stare łachmany i żyją
wśród zapachów, które nie należą do szczególnie przyjemnych, a jednak dla
Singera i jego bohaterów są to wspomnienia z dzieciństwa, coś co tkwi głęboko w
ich podświadomości. Kolejnym słynnym miejscem Krochmalnej był osławiony placyk
zwany Pełtz. Nie cieszył się on dobrą opinią, ponieważ kręcili się tam
podejrzani osobnicy. Za czasów dzieciństwa pisarza złodziejaszkami rządził
Ślepy Icek, który trząsł kilkoma burdelami i był znany ze swojej zręczności w
posługiwaniu się nożem. Tam też można było stracić pieniądze w różnych grach i
loteriach. Plac został opisany w „Szumowinach”, w których Maks wracając po
latach do Warszawy i na Krochmalną: „Zapuścił się w głąb ulicy i wyszedł
wkrótce na placyk, sławne miejsce spotkań złodziei, oszustów, sutenerów i
kurew. Wszystko tu zostało po staremu. Młodzieńcy w nasuniętych na oczy
czapkach stali w grupkach, rozmawiali i szeptali. Gromada sruli grała w
loterię; wyciągali numery z woreczka, kręcili drewnianym kogutem i wygrywali
pierniki, ciasto smażone w oleju i polewane czekoladą. W bramach wystawały
prostytutki”.
Pisarz przedstawiał Krochmalną jak małe miasteczko, w
którym wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. Plotki i plotkowanie było
nieodłączną częścią życia ulicy. Nic nie umykało uwadze jej mieszkańców,
dlatego też Cirełe, córka rabina z powieści „Szumowiny”, prosiła Maksa, by
spotykali się poza Krochmalną, bo jak sama mówiła, na pewno zaczną o nich
gadać. Mimo to wieści o wizytach Maksa w domu rabina rozeszły się lotem
błyskawicy. Na Krochmalnej znajdowała się bożnica Neustadtera, gdzie poszedł
się modlić nawet grzesznik Maks, bohater książki Singera. Uczęszczali do niej
religijni i przywiązani do tradycji Żydzi. Ci bardziej postępowi i zasymilowani
chodzili do synagogi na Tłomackiem.
Maks Barabander miał czterdzieści siedem lat, lecz nie
wyglądał na tyle; dawano mu zwykle trzydzieści pięć, najwyżej trzydzieści
osiem. Był wysokim, barczystym blondynem o niebieskich oczach, kwadratowej
szczęce, krótkiej szyi i prostym nosie. Jako chłopak słynął z siły. Gdy rąbnął
pięścią w stół, stołowi rozjeżdżały się nogi jak szlachtowanemu bydlęciu.
Założył się któregoś razu, że zje trzy tuziny jajek i wypije dwanaście flaszek
piwa, i wygrał zakład. W to, co wyczyniał z kobietami, nie uwierzyłby nikt prócz
nich samych. A teraz dobiegał pięćdziesiątki i zbliżająca się starość wprawiała
go w popłoch; zaczęły mu rzednąć włosy, tak że ledwie był w stanie zaczesać
łysinę. Odkąd umarł mu syn, Arturo, nieustannie rozmyślał o śmierci. „Jeśli
siedemnastoletni wyrostek skarży się na ból głowy, a w dziesięć minut później
wydaje ostatnie tchnienie, to znaczy, że życie ludzkie złamanego grosza nie
jest warte”. Maks zdołał się jakoś pozbierać po tym nieszczęściu, lecz jego
żonie, Ruchełe, coś się pomieszało w głowie. To przez nią w gruncie rzeczy
wybrał się w tę podróż. W domu nie mógł już dłużej ścierpieć jej graniczących z
obłędem napadów. Zmusiła go, by odmówił kadysz nad ich synem, stale paliła
świeczki za duszę Artura i często składała datki na cele dobroczynne. Dostała
tak ostrych ataków kamicy żółciowej, że musiała się poddać operacji. Maks
chciał ją zabrać do Polski, kiedy lekarze powiedzieli mu, że taka wycieczka
może ją uratować, lecz Ruchełe uparła się: „Muszę zostać tutaj z Arturem”. Jest
prawdą, że Maks Barabander wycofał się ostatnio niemal z wszystkich swoich
ciemnych interesów. Śmierć Artura zmieniła wszystko: Ruchełe stała się zimna,
nie dopuszczała go do siebie; chciała umrzeć, wciąż plotła o śmierci i zleciła
kamieniarzowi, by wyrył jej nagrobek. Pierwszy raz, odkąd się poznali, wysyłała
go do innych kobiet. W tę podróż wybrał się dla rozrywki, nie dla interesów.
Być może teraz, gdy znalazł się w Polsce, odmłodnieje. Na statku nasłuchał się
najrozmaitszych opowieści o południowoamerykańskich alfonsach, którzy porywają
dziewczęta, uprowadzają je w powozach, sprzedają przyzwoite kobiety do burdeli
i zmuszają do życia w pohańbieniu. Maks zdawał sobie sprawę, że w gruncie
rzeczy przyjechał do Polski w poszukiwaniu przyjaciółki. Wiedział i to, że
Ruchełe już nigdy nie będzie taka jak dawniej. Jeśli miał pozostać mężczyzną,
musi pożądać kobiety równie mocno, jak niegdyś pożądał Ruchełe. Miał w Polsce
do załatwienia i kilka innych spraw. Przed laty zostawił w Raszkowie ojca i
matkę, nie napisał do nich nigdy ani linijki, aż pomarli, nie wiedząc, co się z
nim dzieje. Żyli gdzieś w Polsce jego brat, Zełman, i siostra, Sure-Neche, żeby
już nie wspominać o wujach, ciotkach i kuzynach. Nadal miał w Polsce
przyjaciół. Ale jakże ma stanąć przed krewniakami i przyjaciółmi po dwudziestu
trzech latach milczenia? I czy mu wolno odwiedzić grób rodziców na kirkucie,
skoro to jego należało pewnie winić o ich śmierć?
Maks Barabander był na swój sposób filozofem, który
rozważa rozmaite sprawy. W Pięcioksiąg nie wierzył, czuł jednak, że Bóg jest
obecny w Talmudzie. Każdemu jego los pisany. I po co? Na co światu potrzebny
cesarz Wilhelm, Puryszkiewicz albo Ślepy Mejer? Przyjaciel, który mu podsunął
myśl, żeby odwiedził Ślepego Mejera, nie znał wprawdzie adresu, ale radził
zajrzeć do knajpy na Krochmalnej. Urodzony i wychowany w biedzie, nie cierpiał
plugastwa. Ruchełe, która od życia wzięła niezłe cięgi, szybko nawykła do luksusu,
kochała piękne stroje, kosztowne meble i najwytworniejszą biżuterię. Lubiła
uprawiać hazard w kasynach i towarzyszyła mu w wypadach do Rio de Janeiro i
Nowego Jorku. Choć Maks nie nauczył się nigdy mówić poprawnie po hiszpańsku,
ona mówiła tym językiem płynnie, Arturo zaś jak rodowity Argentyńczyk. Syna
swojego posyłali do szkół, jakie zadowoliłyby wymagania najzamożniejszych
rodziców. Ruchełe objawiła ponadto zmysł do interesów i Maks nie zawierał nigdy
żadnej transakcji, nie poradziwszy się jej najpierw. Lecz siedem lat tłustych
minęło. Ruchełe była teraz kobietą złamaną, Maks zaś, wielki babiarz,
impotentem. W Paryżu skorzystał z usług pewnej pięknej dziewczyny. Pojechał z
nią na wycieczkę do Deauville, zatrzymali się w najlepszym hotelu. Ledwie go
jednak objęła, poczuł smutek i wstręt i zebrało mu się nagle na wymioty. Na nic
się nie zdały ani szampan, ani jej uwodzicielskie zabiegi. To samo przytrafiło
mu się w Berlinie, a nawet na statku. Zasięgał porady lekarzy w Ameryce i
Europie, i wszyscy mówili to samo: nerwy. Zalecali hydroterapię, gorące kąpiele
i przepisywali lekarstwa, które okazywały się równie skuteczne jak bańki dla
nieboszczyka. Dawali mu wszyscy tę samą radę: „Proszę się wybrać w długą
podróż, zapomnieć o niepowodzeniach, znaleźć sobie nowe towarzystwo i nowe
zainteresowania”.
Uciuławszy nieco grosza, puścił się w podróże handlowe
po całej Ameryce Południowej, Północnej i Kanadzie. Zmiarkował, czego chcą
syjoniści i socjaliści. Zaznajomił się z anarchistami, wegetarianami, z tymi,
którzy głosili, że Żydzi powinni się osiedlać w koloniach barona de Hirscha, a
nawet z tołstojanami, którzy uprawiali ziemię i żyli wedle zasad Tołstoja.
Prenumerował żydowską gazetę i czasopismo z Nowego Jorku, z czasem zaś
pozawierał przyjaźnie wśród nowojorskich aktorów i aktorek, zjeżdżających na występy
do Buenos Aires. Nigdy jednak nie wyzbył się swojej mentalności kryminalisty.
Snuł fantazje o wielkich skokach, fałszerskich szajkach, układał plany
szybkiego zbicia majątku. Zerwawszy związki ze swoimi podejrzanymi przyjaciółmi
i zostawszy członkiem Bractwa Pogrzebowego, do którego przyjmowano
najszacowniejszych jedynie obywateli, nie mógł jakoś przestać roić o ciemnych
interesach. Nie potrafił też pozbyć się chętki bałamucenia uczciwych kobiet,
uwodzenia cudzych żon, odbijania narzeczonych adoratorom. W wyobraźni wciąż
uprowadzał na okrętach dziewczyny do Buenos Aires oraz innych
południowoamerykańskich krajów. Kiedy Ruchełe zaszła w ciążę, trząsł się ze
strachu, że może urodzić dziewczynkę.
Aczkolwiek nie był intelektualistą, wyznawał swoją
prywatną filozofię. Pod jakimż to względem są tak zwani przyzwoici ludzie lepsi
od prostytutek, złodziei i alfonsów? Kupcy robią szwindle, żony zdradzają
mężów. Mało to książek i sztuk o prostytutkach i mordercach? Przestępczy
światek choć nie udaje, że święty. Biorąc rzeczy na własny rozum, Maks miał
swoje pretensje do Boga. Świat sam się nie stworzył, ktoś musi zawiadywać tą
małą planetą, lecz kto taki? Czego chce? Nikogo przy tym nie było, kiedy Bóg dawał
Mojżeszowi Dziesięcioro Przykazań. Należy chwytać, co się da. Lecz co on ma
chwycić? Jego podróż, będąca jednocześnie żałosną próbą „odmłodzenia" i
odpowiedzią na kryzys wieku średniego, skutkuje katastrofalnym zaangażowaniem w
romanse z czterema kobietami: Cirałe, córką biednego rabina; Rejcel, kochanką
lokalnego przywódcy gangu Szmulke, która usiłuje wrobić go w plan importu
prostytutek do Buenos Aires; ich pierwszym celem jest służąca Basia, którą Maks
także uwodzi; i medium madame Teresa. Nienawidząc siebie za te oszukańcze
związki, Maks postanawia uciec, ale w trakcie tego procesu przypadkowo strzela
do jednej z kobiet, kończąc w ten sposób, jak śnił od kilku lat – w więzieniu.
„Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by spełnił się
sen”.
Isaac Bashvis Singer w swoich powieściach i
opowiadaniach wracał do lat swojego dzieciństwa i miejsc, gdzie dorastał.
Zapraszał swoich czytelników na wielką literacko-sentymentalną podróż do
żydowskiej Warszawy. Z nostalgią pisał o Krochmalnej, ulicy prostych i
niewykształconych Żydów, złodziei, dziwek i przestępców. Czasem tylko wspominał
o swojej dzielnicy, innym razem zagłębiał się w szczegóły. Można pokusić się o
stwierdzenie, że była ona jego obsesją i wielką fascynacją. Był piewcą ulicy
Krochmalnej, ale jej nie oszczędzał, bezlitośnie wytykał brud i biedę, która
tam panowała, pisał o typach spod ciemniej gwiazdy tam mieszkających. Mimo to,
można wyczuć na kartach jego książek ogromną tęsknotę i nostalgię za tą ulicą,
która już nie istnieje. Wydaje się, że pisarzowi udało się ocalić od
zapomnienia świat warszawskich Żydów. Podołał również niełatwej próbie
wskrzeszenia tego, co zniknęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz