02 marca 2025

Szumowiny

 

„Szumowiny”

Isaac Bashevis Singer

Autor/ Prozaik, dziennikarz, laureat literackiej Nagrody Nobla. Mówił, że pisarz jest swoim dziełem, sam był literatem trzech narodów: żydowskiego tworzącego w jidysz, amerykańskiego i polskiego. Urodził się w 1902 lub 1904 r. w Leoncinie pod Warszawą, zmarł 24 lipca 1991 r. w Miami na Florydzie. Znamienny w twórczości Singera jest fakt, że niemal wszystkie opisywane przez niego wydarzenia dzieją się przed Holokaustem. Nawet gdy fabuła zmierza do II wojny światowej, to narrator ukazuje Zagładę z dystansu, z perspektywy zbiorowości. Galerię postaci kobiecych tworzy na podstawie własnych doświadczeń, są to: polskie pokojówki służące w domach, gdzie mieszka rudy młodzieniec, młode komunistki i ekscentryczne Żydówki. Zdarza się, że główna postać kocha się w kilku kobietach jednocześnie.

Tłumaczenie/ Łukasz Nicpan

Tytuł oryginału/  en-us Scum

Tematyka/ Isaac Bashevis Singer uwieczniał w swoich książkach obraz Warszawy sprzed wojny; nawet, gdy opuścił ją fizycznie, jej duch na zawsze z nim pozostał. Kiedy piszą o nim za Oceanem, zawsze powtarzają to jedno słowo: storyteller. Zanurzony w pamięci o przedwojennej Polsce – z obecną w niej kulturą jidysz – w krajobrazach, które po wojnie uległy nieodwracalnemu rozpadowi, Isaac Bashevis Singer jak nikt potrafił je ożywiać. W jego prozie świat żydowski i polski istnieją obok siebie, ale właściwie nie łączą się, pozostają odrębne. Tak wyglądała Polska, którą zapamiętał. To wszystko, co było jego życiem, jest dziś martwe i pogrzebane.

Główny motyw/ Główny bohater, Maks Brabander, przyjeżdża do Polski, mając nadzieję tu znaleźć lekarstwo na swoją impotencję, a tak naprawdę w poszukiwaniu celu czy sensu życia. Pretekstem przyjazdu jest chęć odwiedzenia grobów rodziców w Raszkowie (czego i tak nie zrobił). Wplątuje się w Warszawie w kilka romansów z różnymi kobietami: córką rabina Cirełe, służącą Basią, piekarzową, kobietą medium czy kochanką szulera Szmelke. Maks, były złodziej, tonie w kłamstwie i nie bardzo wie, jak się z tego wydobyć. Pretekstem do tych działań jest to, że jego żona od śmierci ich syna Artura stała się inną kobietą. Z ruchliwej i zaradnej towarzyszki życia stała się zrzędliwą babą. Maks zaś pragnie jeszcze czegoś od życia, lecz sam nie wie dokładnie czego. Dlatego nie zrywa ze wszystkimi poznanymi kobietami i ciągnie dalej swe romanse w nadziei, że wszystko się jakoś ułoży. Rzeczywiście, zostaje uleczony z impotencji przez jedną z kobiet, które tu poznał (Rejcł). Jednak wszystko jest łaską losu i nasz bohater poddaje się mu bez walki. Brnie głębiej i głębiej w swych przygodach miłosnych, aż do tragicznego finału.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Sam był złodziejem i bał się śmiertelnie, że zostanie okradziony”.

„Jeśli siedemnastoletni chłopak skarży się na ból głowy, a w dziesięć minut później żegna się z tym światem, to znaczy, że życie ludzkie nie jest warte złamanego grosza”.

„Każde miasto pachnie po swojemu”.

„Morza, rzeki i kraje dzieliły go od Rachełe, a co go jeszcze z nią łączyło? Jedynie myśli i wspomnienia”.

„Nic się tu nie zmieniło. Ten sam brud, ta sama nędza”.

„Samotne siedzenie w knajpie to wątpliwa przyjemność”.

„Ten wielki świat składa się z wielu małych światów”.

„Francuzi wolą wino, co jest dobre do błogosławieństw, ale nie rozgrzewa serca”.

„Nigdy nie wiadomo, gdzie człowiek może spotkać przyjazną duszę”.

„Biedacy nie przyjeżdżają do Polski, żeby odwiedzać groby rodziców”.

„Życie jest tańcem na grobach”.

„Cóż, wszystkim rządzi przeznaczenie. Nic się nie dzieje bez przyczyny”.

„Car nie może każdego uczynić bogatym. Gdyby nawet podzielił cały swój majątek, wypadałoby wszystkiego po trzy ruble na głowę”.

„Nie możemy się troszczyć o cały świat. Biedacy zawsze byli i będą, chyba że przyjdzie Mesjasz. Powiedziano w Torze: >Nigdy nie przestaną istnieć biedni na tej ziemi<”.

„Lepszy Żyd bez brody niż broda bez Żyda”.

„Kto bierze wdowę, sypia z jej mężem”.

„Kiedy mężczyzna w jego wieku nie może już zaznawać przyjemności z kobietą, wówczas wszystko – podróże dookoła świata, jedzenie, picie, ubieranie się – wszystko przestaje cieszyć”.

„Pożądanie, jakie budzi w mężczyźnie kobieta, pochodzi z ducha, nie z ciała”.

„Dusze zmarłych również są częścią naszego świata”.

„Tak jak nam do oddychania potrzeba powietrza, tak im [zmarłym] potrzeba miłości”.

„Wiara jest potencją, niewiara – impotencją”.

„Mężczyzna jest tylko mężczyzną. Nawet Mojżesz był mężczyzną z krwi i kości”.

„Nawet chłop potrafi odróżnić świńskie ucho od jedwabnej sakiewki”.

„Talmud mówi, że człowiek nie dopuszcza się grzechu, póki nie wstąpi w niego duch głupoty”.

„Zostaliśmy tutaj zesłani, by czynić dobro, nie zło”.

„Mężczyzna jest zawsze młody. Zależy, z kim żyje”.

„Prawdziwy mężczyzna wie, którą kobietę pocałować, a której dać klapsa”.

„W moim wieku [47 lat] wyżej od romansów ceni się pieniądze”.

„Milczenie jest zgodą, jak mówi Gemara”.

„Żyd bez Tory [Pięcioksiąg Mojżesza] gorszy jest od goja…”.

„Człowiek sam dla siebie jest najgorszym wrogiem… Sam sobie wyrządza więcej krzywdy, niż zdołałoby to uczynić dziesięciu nieprzyjaciół”.

„Wybiera się do Argentyny, żeby zostać kurwą, a boi się zjeść mleczne po mięsie”.

„Niewykluczone, że Bóg siedzi sobie w siódmym niebie i tyle się troszczy o ten świat, co o zeszłoroczny śnieg”.

„Do Ameryki można jechać nawet w Jom Kipur”.

„Źle być pijanym, ale zbyt trzeźwym niedobrze”.

„Mężczyźnie takiemu jak on pozostała tylko jedna przyjemność: kobiety”.

„-Może poszlibyśmy dokądś, gdzie jest spokój? – A gdzie masz spokój? W grobie – powiedział, zdumiony własnymi słowami”.

„No cóż, nie zrobisz futrzanej czapki, ze świńskiego ogona, stwierdził w duchu”.

„(…) bał się zbliżać do miasteczka gdzie miał krewnych i wśród umarłych i żywych”.

„A dusza ludzka to nie urządzenie mechaniczne. Nie może pan po prostu podejść do słuchawki telefonu i wykręcić numer kogoś z tamtej strony”.

„Większość ludzi zadawala się kłamstwem. W gruncie rzeczy domaga się ich”.

„Albo umarli żyją, albo żywi są umarłymi”.

„Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by spełnił się sen”.

Kiedy jeden z polskich dziennikarzy w 1978 roku podszedł w Sztokholmie do Singera z planem Warszawy i poprosił, by pokazał na nim miejsca, z którymi w młodości czuł się najbardziej związany, pisarz rzucił się na kartę papieru, jak na coś najcenniejszego. Bezbłędnie wskazał Krochmalną, Tłomackie, Twardą, Próżną... Miejsca, które wraz z niemal całym miastem legły w gruzach podczas drugiej wojny światowej, by już nigdy nie odzyskać dawnego wyglądu. Przepadły pod blokowiskami bez wyrazu. Isaak Bashevis Singer mieszkał w latach 1909-1917 w stolicy na ul. Krochmalnej pod numerami 10 i 12 i z tą ulicą czuł się związany na zawsze. Stale wracał do niej pamięcią. We wspomnieniach widział ją oczywiście taką, jaka była przed wojną. Mówił że wie, iż Żydzi zniknęli z Warszawy, lecz nie umie sobie tego wyobrazić. Ta część Warszawy, w której żył i po której się przechadzał, była – podobnie jak w wielu innych polskich miastach i miasteczkach – „żydowskim rajem”. W tym raju mieli wszystko swoje: bogatych i biednych (głównie), rzemieślników i kupców, intelektualistów i głupców, złodziei i prostytutki. Żyli w izolacji, dla siebie. Mogli tak żyć. Z innymi – Polakami – mieli kontakty jedynie użytkowe, ekonomiczne. Nikt im niczego nie narzucał, nie kazał się wyrzekać. Taki właśnie świat opisuje Singer, co niektórzy Żydzi mieli mu za złe już u początków jego kariery literackiej, zwłaszcza kiedy wydał „Szumowiny”. Nie pisał o Holokauście. Opisywał świat, jakim go zostawił w 1935 roku. Być może właśnie dlatego odniósł tak wielki sukces czytelniczy: jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, a w Polsce o prawo ich publikowania walczyło kilka wydawnictw.

Isaaca Bashevisa Singera zajmowała jedynie miłość i literatura, polityką się nie interesował. Jednak bardzo wnikliwie obserwował rzeczywistość, by nakreślić jej portret, w którym nie oszczędzał ani Żydów, ani Polaków. Dwie sprawy stały się dla Singera kluczem do literackiego sukcesu: głęboka świadomość siły namiętności oraz pragnienie rozwiania nudy czytelnika, dostarczenia mu rozrywki, zaciekawienia go, podniecenia, oszołomienia. Ale twórczość, tak wciągająca czytelników, u wielu Żydów budziła grozę i sprzeciw. Nie mogli się pogodzić z tym, że w książkach Singera synagoga sąsiaduje z seksem, a jego bohaterowie – przedstawiciele narodu tak tragicznie doświadczonego – są beztroscy i nieodpowiedzialni, pełni uczuć, oddają się namiętnościom i ulegają słabościom. Singer opisywał wszelkie odmiany erotyzmu, niekoniecznie akceptowanego. Właśnie dlatego dla wielu Żydów przyznanie mu Nagrody Nobla było obrazą. Ale Singer pisał o życiu, a nie żydowskich męczennikach. Krytykę swojej twórczości po prostu lekceważył. „Wszyscy wielcy pisarze są oskarżani o to, że przedstawiają własny naród w nie dość jasnym świetle. A dobrzy ludzie są nudni. Nawet dobrzy ludzie nie chcą czytać o dobrych ludziach” - replikował. Pisał w jidysz i gdyby nie Nagroda Nobla i liczne tłumaczenia, pozostałby po prostu jednym z wielu opowiadaczy, jacy od wieków krążyli po żydowskich sztetlach. 


Singer twierdził, że jest typowym Żydem z Krochmalnej. „Na chwilę znalazłem się w pałacach sztokholmskich, ściskałem ręce książąt i królów, ale w duszy pozostałem biedakiem, jednym z małomiasteczkowych nędzarzy” – przekonywał syna Israela Zamira. W religijnym domu nie wolno mu było czytać świeckich książek, dlatego jako nastolatek wspinał się na drzewa, gdzie czytał m.in. Spinozę, Tołstoja, Maupassanta. Powtarzał, że nawet jeśli jego książek nikt nie będzie czytał, on będzie nadal pisał. „Wolę jedną czytelniczkę z Harlemu niż stu inteligentów z [uniwersytetu] Columbii” – przekonywał. Bo uważał, że pisarz ma dawać czytelnikom przyjemność, a nie prawić im morały. „Literatura, która zanudza czytelnika, nie ma prawa bytu. Literatura jest źródłem radości” powiedział, odbierając Nobla w październiku 1978 r. Po prostu nie mógł i nie chciał zaakceptować Polski bez Żydów. Jednak do śmierci z sentymentem wspominał kraj, a zwłaszcza Warszawę. „On patrzył na Broadway, ale widział Marszałkowską” – wspomina syn pisarza, Israel Zamir.

Warszawa na przełomie XIX i XX wieku to także czas dużego zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i wywoływaniem duchów. W stolicy, lecz także na prowincji, powstawały liczne towarzystwa metapsychiczne. Ukazywało się wiele czasopism i książek poświęconych zagadnieniom spirytystycznym, a nawet w 1924 r. w Warszawie została otwarta Szkoła Nauk Okultystycznych. Zainteresowanych zajęciami z alchemii, magii, metapsychiki i spirytyzmu było zapewne wielu, skoro szkoła przetrwała aż do 1939 r. Z dnia na dzień rosła sława medium, ludzi obdarzonych zdolnością nawiązywania kontaktu z duchami. Seanse spirytystyczne organizowano w salonach wyższych sfer. Brali w nich udział intelektualiści, pisarze, malarze, naukowcy, lekarze, prawnicy, wojskowi, szlachta.

Warszawa w 1909 roku to świat pełen kolorów, wspaniałych tradycji i zwyczajów, trwający pomimo wszelkich przeciwności, być może dlatego tak silny. I choć Żydzi byli spychani na margines, choć w miastach wyznaczano dla nich osobne dzielnice, choć musieli walczyć z uprzedzeniami wobec siebie, żyli tworząc swoją własna przestrzeń, wypełnioną muzyką, śpiewem, tradycjami, modlitwami. Teraz to wszystko możemy odnaleźć jedynie na kartach książek. Jest to możliwe, gdyż naród żydowski wydał wielu wybitnych ludzi pióra. Jednym z nich był Isaac Bashevis Singer.

Ulica Krochmalna cieszyła się złą sławą. Była ulicą żydowskiego półświatka. Zagłębiając się w jej zaułki można było stracić nie tylko pieniądze, ale także życie. Również można było skorzystać z usług żydowskich prostytutek stojących w bramach. Mieszkali tu mordercy, złodzieje, sutenerzy i kobiety lekkich obyczajów. Także ten element Krochmalnej interesował pisarza i znalazł odzwierciedlenie w jego twórczości. Ponadto, jako Żyd, który nie doświadczył Zagłady, Singer starał się przywrócić swoim czytelnikom świat swoich warszawskich rodaków, starty z powierzchni ziemi. Ale nigdy ich nie gloryfikował w swoich książkach, czego oczekiwano od pisarzy żydowskich po II wojnie światowej. Chciał przede wszystkim stworzyć obraz ludzi z krwi i kości, a nie chodzące ideały. Krochmalna, jak żadna chyba inna ulica, nie nadawała się do tego tak dobrze. Na przykład Maks z „Szumowin”, wracając po latach na Krochmalną, przechodzi przez Gnojną, na której unosi się woń mydła, śledzi, nafty oraz końskiego łajna. Bardziej rzucała się w oczy bieda mieszkających tam ludzi. Dla Maksa z „Szumowin”, który powrócił do Polski po 20 latach z Argentyny, nędza była szczególnie odpychająca: „Nic się tu nie zmieniło – pomyślał. Ten sam smród, brud, ubóstwo.” To jemu córka rabina opowiadała o ogromnej biedzie i nieszczęściu mieszkających tam Żydów, którzy wegetowali w ciasnych i wilgotnych piwnicach, chorując na suchoty. Singer nakreślił obraz brudnych podwórek, gdzie walają się śmieci, a biedacy skupują stare szmaty i zdarte buty, łatają dziurawe garnki. Bieda jest tożsama z brudem, ubodzy mają przepełnione kosze na śmieci, skupują stare łachmany i żyją wśród zapachów, które nie należą do szczególnie przyjemnych, a jednak dla Singera i jego bohaterów są to wspomnienia z dzieciństwa, coś co tkwi głęboko w ich podświadomości. Kolejnym słynnym miejscem Krochmalnej był osławiony placyk zwany Pełtz. Nie cieszył się on dobrą opinią, ponieważ kręcili się tam podejrzani osobnicy. Za czasów dzieciństwa pisarza złodziejaszkami rządził Ślepy Icek, który trząsł kilkoma burdelami i był znany ze swojej zręczności w posługiwaniu się nożem. Tam też można było stracić pieniądze w różnych grach i loteriach. Plac został opisany w „Szumowinach”, w których Maks wracając po latach do Warszawy i na Krochmalną: „Zapuścił się w głąb ulicy i wyszedł wkrótce na placyk, sławne miejsce spotkań złodziei, oszustów, sutenerów i kurew. Wszystko tu zostało po staremu. Młodzieńcy w nasuniętych na oczy czapkach stali w grupkach, rozmawiali i szeptali. Gromada sruli grała w loterię; wyciągali numery z woreczka, kręcili drewnianym kogutem i wygrywali pierniki, ciasto smażone w oleju i polewane czekoladą. W bramach wystawały prostytutki”.

Pisarz przedstawiał Krochmalną jak małe miasteczko, w którym wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. Plotki i plotkowanie było nieodłączną częścią życia ulicy. Nic nie umykało uwadze jej mieszkańców, dlatego też Cirełe, córka rabina z powieści „Szumowiny”, prosiła Maksa, by spotykali się poza Krochmalną, bo jak sama mówiła, na pewno zaczną o nich gadać. Mimo to wieści o wizytach Maksa w domu rabina rozeszły się lotem błyskawicy. Na Krochmalnej znajdowała się bożnica Neustadtera, gdzie poszedł się modlić nawet grzesznik Maks, bohater książki Singera. Uczęszczali do niej religijni i przywiązani do tradycji Żydzi. Ci bardziej postępowi i zasymilowani chodzili do synagogi na Tłomackiem.

Maks Barabander miał czterdzieści siedem lat, lecz nie wyglądał na tyle; dawano mu zwykle trzydzieści pięć, najwyżej trzydzieści osiem. Był wysokim, barczystym blondynem o niebieskich oczach, kwadratowej szczęce, krótkiej szyi i prostym nosie. Jako chłopak słynął z siły. Gdy rąbnął pięścią w stół, stołowi rozjeżdżały się nogi jak szlachtowanemu bydlęciu. Założył się któregoś razu, że zje trzy tuziny jajek i wypije dwanaście flaszek piwa, i wygrał zakład. W to, co wyczyniał z kobietami, nie uwierzyłby nikt prócz nich samych. A teraz dobiegał pięćdziesiątki i zbliżająca się starość wprawiała go w popłoch; zaczęły mu rzednąć włosy, tak że ledwie był w stanie zaczesać łysinę. Odkąd umarł mu syn, Arturo, nieustannie rozmyślał o śmierci. „Jeśli siedemnastoletni wyrostek skarży się na ból głowy, a w dziesięć minut później wydaje ostatnie tchnienie, to znaczy, że życie ludzkie złamanego grosza nie jest warte”. Maks zdołał się jakoś pozbierać po tym nieszczęściu, lecz jego żonie, Ruchełe, coś się pomieszało w głowie. To przez nią w gruncie rzeczy wybrał się w tę podróż. W domu nie mógł już dłużej ścierpieć jej graniczących z obłędem napadów. Zmusiła go, by odmówił kadysz nad ich synem, stale paliła świeczki za duszę Artura i często składała datki na cele dobroczynne. Dostała tak ostrych ataków kamicy żółciowej, że musiała się poddać operacji. Maks chciał ją zabrać do Polski, kiedy lekarze powiedzieli mu, że taka wycieczka może ją uratować, lecz Ruchełe uparła się: „Muszę zostać tutaj z Arturem”. Jest prawdą, że Maks Barabander wycofał się ostatnio niemal z wszystkich swoich ciemnych interesów. Śmierć Artura zmieniła wszystko: Ruchełe stała się zimna, nie dopuszczała go do siebie; chciała umrzeć, wciąż plotła o śmierci i zleciła kamieniarzowi, by wyrył jej nagrobek. Pierwszy raz, odkąd się poznali, wysyłała go do innych kobiet. W tę podróż wybrał się dla rozrywki, nie dla interesów. Być może teraz, gdy znalazł się w Polsce, odmłodnieje. Na statku nasłuchał się najrozmaitszych opowieści o południowoamerykańskich alfonsach, którzy porywają dziewczęta, uprowadzają je w powozach, sprzedają przyzwoite kobiety do burdeli i zmuszają do życia w pohańbieniu. Maks zdawał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy przyjechał do Polski w poszukiwaniu przyjaciółki. Wiedział i to, że Ruchełe już nigdy nie będzie taka jak dawniej. Jeśli miał pozostać mężczyzną, musi pożądać kobiety równie mocno, jak niegdyś pożądał Ruchełe. Miał w Polsce do załatwienia i kilka innych spraw. Przed laty zostawił w Raszkowie ojca i matkę, nie napisał do nich nigdy ani linijki, aż pomarli, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Żyli gdzieś w Polsce jego brat, Zełman, i siostra, Sure-Neche, żeby już nie wspominać o wujach, ciotkach i kuzynach. Nadal miał w Polsce przyjaciół. Ale jakże ma stanąć przed krewniakami i przyjaciółmi po dwudziestu trzech latach milczenia? I czy mu wolno odwiedzić grób rodziców na kirkucie, skoro to jego należało pewnie winić o ich śmierć?

Maks Barabander był na swój sposób filozofem, który rozważa rozmaite sprawy. W Pięcioksiąg nie wierzył, czuł jednak, że Bóg jest obecny w Talmudzie. Każdemu jego los pisany. I po co? Na co światu potrzebny cesarz Wilhelm, Puryszkiewicz albo Ślepy Mejer? Przyjaciel, który mu podsunął myśl, żeby odwiedził Ślepego Mejera, nie znał wprawdzie adresu, ale radził zajrzeć do knajpy na Krochmalnej. Urodzony i wychowany w biedzie, nie cierpiał plugastwa. Ruchełe, która od życia wzięła niezłe cięgi, szybko nawykła do luksusu, kochała piękne stroje, kosztowne meble i najwytworniejszą biżuterię. Lubiła uprawiać hazard w kasynach i towarzyszyła mu w wypadach do Rio de Janeiro i Nowego Jorku. Choć Maks nie nauczył się nigdy mówić poprawnie po hiszpańsku, ona mówiła tym językiem płynnie, Arturo zaś jak rodowity Argentyńczyk. Syna swojego posyłali do szkół, jakie zadowoliłyby wymagania najzamożniejszych rodziców. Ruchełe objawiła ponadto zmysł do interesów i Maks nie zawierał nigdy żadnej transakcji, nie poradziwszy się jej najpierw. Lecz siedem lat tłustych minęło. Ruchełe była teraz kobietą złamaną, Maks zaś, wielki babiarz, impotentem. W Paryżu skorzystał z usług pewnej pięknej dziewczyny. Pojechał z nią na wycieczkę do Deauville, zatrzymali się w najlepszym hotelu. Ledwie go jednak objęła, poczuł smutek i wstręt i zebrało mu się nagle na wymioty. Na nic się nie zdały ani szampan, ani jej uwodzicielskie zabiegi. To samo przytrafiło mu się w Berlinie, a nawet na statku. Zasięgał porady lekarzy w Ameryce i Europie, i wszyscy mówili to samo: nerwy. Zalecali hydroterapię, gorące kąpiele i przepisywali lekarstwa, które okazywały się równie skuteczne jak bańki dla nieboszczyka. Dawali mu wszyscy tę samą radę: „Proszę się wybrać w długą podróż, zapomnieć o niepowodzeniach, znaleźć sobie nowe towarzystwo i nowe zainteresowania”.

Uciuławszy nieco grosza, puścił się w podróże handlowe po całej Ameryce Południowej, Północnej i Kanadzie. Zmiarkował, czego chcą syjoniści i socjaliści. Zaznajomił się z anarchistami, wegetarianami, z tymi, którzy głosili, że Żydzi powinni się osiedlać w koloniach barona de Hirscha, a nawet z tołstojanami, którzy uprawiali ziemię i żyli wedle zasad Tołstoja. Prenumerował żydowską gazetę i czasopismo z Nowego Jorku, z czasem zaś pozawierał przyjaźnie wśród nowojorskich aktorów i aktorek, zjeżdżających na występy do Buenos Aires. Nigdy jednak nie wyzbył się swojej mentalności kryminalisty. Snuł fantazje o wielkich skokach, fałszerskich szajkach, układał plany szybkiego zbicia majątku. Zerwawszy związki ze swoimi podejrzanymi przyjaciółmi i zostawszy członkiem Bractwa Pogrzebowego, do którego przyjmowano najszacowniejszych jedynie obywateli, nie mógł jakoś przestać roić o ciemnych interesach. Nie potrafił też pozbyć się chętki bałamucenia uczciwych kobiet, uwodzenia cudzych żon, odbijania narzeczonych adoratorom. W wyobraźni wciąż uprowadzał na okrętach dziewczyny do Buenos Aires oraz innych południowoamerykańskich krajów. Kiedy Ruchełe zaszła w ciążę, trząsł się ze strachu, że może urodzić dziewczynkę.

Aczkolwiek nie był intelektualistą, wyznawał swoją prywatną filozofię. Pod jakimż to względem są tak zwani przyzwoici ludzie lepsi od prostytutek, złodziei i alfonsów? Kupcy robią szwindle, żony zdradzają mężów. Mało to książek i sztuk o prostytutkach i mordercach? Przestępczy światek choć nie udaje, że święty. Biorąc rzeczy na własny rozum, Maks miał swoje pretensje do Boga. Świat sam się nie stworzył, ktoś musi zawiadywać tą małą planetą, lecz kto taki? Czego chce? Nikogo przy tym nie było, kiedy Bóg dawał Mojżeszowi Dziesięcioro Przykazań. Należy chwytać, co się da. Lecz co on ma chwycić? Jego podróż, będąca jednocześnie żałosną próbą „odmłodzenia" i odpowiedzią na kryzys wieku średniego, skutkuje katastrofalnym zaangażowaniem w romanse z czterema kobietami: Cirałe, córką biednego rabina; Rejcel, kochanką lokalnego przywódcy gangu Szmulke, która usiłuje wrobić go w plan importu prostytutek do Buenos Aires; ich pierwszym celem jest służąca Basia, którą Maks także uwodzi; i medium madame Teresa. Nienawidząc siebie za te oszukańcze związki, Maks postanawia uciec, ale w trakcie tego procesu przypadkowo strzela do jednej z kobiet, kończąc w ten sposób, jak śnił od kilku lat – w więzieniu. „Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by spełnił się sen”.

Isaac Bashvis Singer w swoich powieściach i opowiadaniach wracał do lat swojego dzieciństwa i miejsc, gdzie dorastał. Zapraszał swoich czytelników na wielką literacko-sentymentalną podróż do żydowskiej Warszawy. Z nostalgią pisał o Krochmalnej, ulicy prostych i niewykształconych Żydów, złodziei, dziwek i przestępców. Czasem tylko wspominał o swojej dzielnicy, innym razem zagłębiał się w szczegóły. Można pokusić się o stwierdzenie, że była ona jego obsesją i wielką fascynacją. Był piewcą ulicy Krochmalnej, ale jej nie oszczędzał, bezlitośnie wytykał brud i biedę, która tam panowała, pisał o typach spod ciemniej gwiazdy tam mieszkających. Mimo to, można wyczuć na kartach jego książek ogromną tęsknotę i nostalgię za tą ulicą, która już nie istnieje. Wydaje się, że pisarzowi udało się ocalić od zapomnienia świat warszawskich Żydów. Podołał również niełatwej próbie wskrzeszenia tego, co zniknęło.

 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz