26 marca 2025

Kronika ptaka nakręcacza

 

„Kronika ptaka nakręcacza”

Haruki Murakami

Autor/ urodził się 12 stycznia 1949 roku w Kioto w Japonii. Studiował na wydziale literatury tokijskiego uniwersytetu Waseda, gdzie głównie pasjonował się historią teatru, a także pisaniem scenariuszy. Uznany za jednego z najważniejszych pisarzy współczesnej literatury światowej Murakami zaskakuje czytelników swoją niezwykłą wyobraźnią, mistycyzmem i delikatnym humorem. Jego dzieła odzwierciedlają skomplikowany, często surrealistyczny świat, w którym granice między rzeczywistością a fantazją są niejasne. W swojej twórczości Murakami często łączy elementy popkultury, muzyki klasycznej i jazzu, a także korzysta z tradycji literackich zarówno Wschodu, jak i Zachodu.

Tłumaczenie/ Anna Zielińska-Elliott

Tytuł oryginału/ ja Nejimakidori kuronikuru / ねじまき鳥クロニクル

Tematyka/ Postacią, z punktu widzenia której czytelnik poznaje świat, jest najczęściej młody mężczyzna, outsider kontestujący społeczną rzeczywistość. Metodą działania pozostaje wycofanie się, rezygnacja, komentarz. Tôru Okada z „Kroniki ptaka nakręcacza” sam rezygnuje z pracy w firmie prawniczej. Swoich rówieśników, „w garniturach i krawatach” spieszących do firm, postrzega jako zjawisko cokolwiek osobliwe. Jeszcze wcześniej skonstatował istnienie pewnej dziwnej reguły: „Nikt nie ustanowił takiego prawa, lecz panuje opinia, że czytania wartościowych powieści przez osoby zatrudnione w firmach prawniczych nie uważa się, co prawda, za rzecz naganną, ale nie patrzy się też na nie łaskawym okiem”.

Główny motyw/ Głównym bohaterem (czy raczej jednym z pierwszoplanowych bohaterów) i częściowo narratorem „Kroniki ptaka nakręcacza” jest Tōru Okada. Trzydziestoletni bezrobotny (na własne życzenie odszedł z kancelarii prawniczej, w której sprawnie odgrywał rolę „chłopca na posyłki”), żonaty, ale bezdzietny. Pewnego dnia całe jego życie ulega gwałtownym zmianom i przemianom, poukładany świat przewraca się do góry nogami, Okada (metaforycznie mówiąc) przechodzi do świata po drugiej stronie lustra, a wszystko przez tajemnicze zniknięcie… kota (kot staje się substytutem białego królika, za którym podążała Alicja z powieści Lewisa Carrolla).

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Co za bezsensowny dzień. Bezsensowny dzień bezsensownego miesiąca bezsensownego roku”.

„Tak jak to bywa z ważnymi problemami świata, które zaczynają się od drobnostek (…)”.

„Chodzenie do pracy to rzecz niełatwa (…). Zdarza się, że trzeba robić coś głupiego z jakimiś głupkami”.

„Na świecie jest mnóstwo niezrozumiałych rzeczy i ktoś musi tę pustkę wypełnić”.

„(…) łatwiej usłyszeć głosy duchów, jeżeli jest się głuchym”.

„Mówi się, że aby oszukać innych, trzeba najpierw oszukać siebie samego”.

„Ptak, który nie może odlecieć, studnia bez wody, pomyślałem. Uliczka bez wyjścia i …”.

„Jak się człowiek przyzwyczai, że nie dostaje tego, czego pragnie, to stopniowo sam nie wie już, czego naprawdę chce”.

„Gdyby Eric Dolphy[1] tłumaczył leżącemu na łożu śmierci Dalajlamie, jak ważne jest wybranie oleju silnikowego w zależności od brzmienia basowego klarnetu, być może rozmowa ich byłaby bardziej wartościowa i skuteczna niż moje dialogi z Noborun Watayą” (szwagier bohatera)

„Człowiek, który nie doznał prawdziwego bólu, zupełnie nie może go zrozumieć”.

„Wydawało mi się, że sam stałem się częścią jakiejś źle napisanej powieści”.

„Wspomnienie czekało, aż je rozplączę, lecz ja nie mogłem odnaleźć tej jedynej cienkiej niteczki”.

„Pewnego typu informacje przenikają do naszej świadomości jak dym i stają nam przed oczami bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie, czy ich poszukujemy, czy nie”.

„Wspomnienia i myśli starzeją się tak samo jak ludzie. Lecz są wśród nich takie, które nie starzeją się nigdy. Wspomnienia, które nie bledną”.

„Rzeczywiście, May Kasahara miała rację, otacza mnie zbyt wiele kobiet. I każda z nich ma własne, niezrozumiałe problemy”.

„Wydawało mi się, że aby się zastanowić nad rzeczywistością, lepiej się od niej jak najszybciej oddalić, na przykład na dno studni”.

„Wszystko, co jest skomplikowane, jest jednocześnie bardzo proste. To podstawowa zasada rządząca światem”.

„Lecz w rzeczywistości Ziemia jest zaledwie pyłkiem unoszącym się w zakamarku wszechświata, z którego perspektywy stanowi jedynie tymczasowe i marne oparcie dla stóp”.

„Gdyby miało się zawsze, zawsze tak po prostu żyć, nikt nie zastanawiałby się poważnie nad życiem. Nie byłoby takiej potrzeby”.

„Mści się na panu ten świat, który pan chciał odrzucić, i własne ja, które chciał pan odrzucić”.

„Na przykład nie można bezpośrednio zobaczyć własnej twarzy. Widzi się tylko twarz odbitą w lustrze. I tylko na podstawie doświadczenia wierzymy, że to odbicie w lustrze jest prawdziwe”.

„Jeżeli nie zastanowię się krok po kroku, gdzie kończy się rzeczywistość i zaczyna sfera nierealna, nie będę w stanie ich odróżniać”.

„[Nienawiść] To miecz obosieczny (…). Zadając ranę drugiemu, samemu odnosi się rany”.

„Są na świecie rzeczy, których lepiej nie wiedzieć, mówił porucznik Mamya”.

„Nikt nie wie, co się jutro może zdarzyć, a jeszcze mniej wiadomo, co będzie pojutrze. Skoro już o tym mowa, to nie wiadomo nawet, co się zdarzy dziś po południu”.

„Rzeczywistość składa się z kilku warstw”.

„Są rzeczy od których nie można uciec, jeśli nawet odejdzie się od nich bardzo daleko”.

„Przecież nigdy nie jest dokładnie tak samo jak przedtem, prawda?”.

„Mam wrażenie, że ludzie jeden po drugim spadają z krawędzi świata, do którego należę”.

„Lecz nie ma na świecie nic równie okrutnego, jak poczucie opuszczenia wywołane tym, że nie ma się na co czekać”.

„Jest pan zupełnie normalnym facetem, ale robi pan bardzo nienormalne rzeczy (…)”.

„Pamiętam jak byłem mały, czytałem >Lampę Aladyna< i współczułem temu dżinowi, który musiał wykonywać wszystkie rozkazy. Ojej! Nie sądziłem wtedy, że jak dorosnę, sam tak skończę. To naprawdę żałosne”.

„(…) kobiety otaczał specyficzny zapach będący rezultatem kombinacji pieniędzy i władzy”.

„Wydaje mi się, że większość ludzi na świecie – z niewielkimi wyjątkami – uważa, że życie i świat rządzą się prawami logiki (a przynajmniej powinny)”.

„Los był chorobą, na którą przyszło mu w życiu cierpieć”.

„Prawda nie musi być prawdą, a fakty faktami”.

„To przez to DNA. Dziedziczymy tylko złe rzeczy: łysienie, próchnicę zębów, słaby żołądek, krótkowzroczność. To jak prezent wypełniony przekleństwami”.

„Na świecie jest wielu głupców, ale nikt nie jest na tyle głupi, żeby sam na siebie podpisywał wyrok śmierci”.

„Poruczniku Mamiya, jesteście bardzo ciekawym człowiekiem. Ktoś, kto nie chce żyć, przeżył”.

„W piekle jest wiele poziomów”.

„Lenin wziął z teorii Marksa te fragmenty, które mógł zrozumieć i które mu były na rękę, Stalin wziął z teorii Lenina te fragmenty, które mógł zrozumieć (a takich było niewiele) i które mu były na rękę. A w tym kraju im mniej ktoś rozumie, tym większą ma władzę”.

Spaghetti. Zaginiony kot. Tajemnicze telefony. Rossini w radiu. Drzemiący bohater. Gdybym próbował streścić „Kronikę ptaka nakręcacza” Haruki Murakamiego, byłoby to tak, jakbym rzucił wam na kolana kawałki układanki. Powieść składa się z setek maleńkich kawałków – z których większość jest tak starannie wykonana, aby wszystkie do siebie pasowały – a suma tych kawałków stanowi wykwintny, choć niekompletny gobelin: krople cytryny, krawat, studnie, łysi mężczyźni, kije bejsbolowe, znamiona, ludzie żywcem obdarci ze skóry, zwierzęta w zoo, pokój hotelowy, fabryka peruk i tak dalej. Ta lista może tylko zaintrygować. Już po pierwszych dwóch stronach byłem oczarowany mistrzostwem, z jakim Murakami oddaje każdą z postaci z „Kroniki ptaka nakręcacza”. Jest Malta Kano, jasnowidzka o uroczystym głosie i czerwonym winylowym kapeluszu. Jej siostra, Kreta Kano, która pojawia się w erotycznych snach głównego bohatera. Jest też Cynamon Akasaka, tajny agent z talentem do czystości, który do pewnego dnia już nigdy nie wypowiedział ani słowa. Jego matka-bizneswoman Gałka Akasaka. Jest też May Kasahara, wychudzona nastoletnia sąsiadka, którą często można znaleźć opalającą się w swoim podwórku i która pracowała dla firmy produkującej peruki. Skrupulatna metoda tworzenia postaci przez Murakamiego przypomina cichą i cenną intymność, którą odczuwałem czytając jego powieść. Kiedy obserwuję ludzi w środkach transportu publicznego, w autobusie pełnym obcych pasażerów, czyjś strój czy maniery przyciągają mój wzrok, ponieważ ta osoba była zbyt zajęta byciem i istnieniem w swoim własnym świecie, by zauważyć moje spojrzenie. Czuję się wtedy tak, jakbym potajemnie posiadał wiedzę o małym, niefiltrowanym fragmencie osobowości tej nieznajomej lub tego nieznajomego. Podobnie, subtelny sposób, w jaki Murakami daje czytelnikowi dostęp do pewnych szczegółów z życia każdego z bohaterów, sprawił, że poczułem się związany z nimi w jakiś intymny sposób. Tak jak czasami zastanawiam się, co ta osoba, którą spotkałem w komunikacji miejskiej (ubrana w żółtą kurtkę przeciwdeszczową, trzymająca bukiet kwiatów) robi teraz, tak samo zastanawiam się, co porabiają Malta Kano, Kreta Kano, Cynamon i May Kasahara.

Poza poszczególnymi postaciami, uważam, że cała fabuła jest absolutnie fascynująca. Historia obraca się wokół bezrobotnego pana Tōru Okady, prostego człowieka prowadzącego proste życie. Pewnego dnia najpierw znika jego kot, a później znika jego żona, a on sam szukając odpowiedzi na to pytanie, poznaje mnóstwo pozornie przypadkowych nieznajomych. W miarę jak rozwijają się historie bohaterów, na światło dzienne wychodzi coraz więcej paraleli między ich przeszłością a teraźniejszością pana Okady. Na przykład pan Tōru Okada odkrywa, że weterynarz z zoo z czasów II wojny światowej ma ten sam osobliwy niebieski znak na twarzy jak Okada. Jednak najważniejszym pytaniem jakie pada na kartach tej książki jest: „Czy w ogóle możliwe, by jeden człowiek całkowicie zrozumiał drugiego? Załóżmy, że poświęcamy dużo czasu na poznanie kogoś, bardzo się staramy, ale czy w rezultacie udaje nam się zbliżyć do prawdziwej istoty tej osoby? W jakim stopniu? Czy naprawdę wiemy coś ważnego o tych, których, jak nam się wydaje, dobrze znamy?”.

 Tematem przewodnim książki „Kronika ptaka nakręcacza” jest okrucieństwo: nie okrucieństwo obojętnego wszechświata, ale raczej bestialstwo, które ludzie wyrządzają sobie nawzajem, albo celowo, albo po prostu nieświadomie. Murakami porusza temat bezduszności zarówno na poziomie osobistym, jak i globalnym. Istnieje zwyrodniałość na małą skalę, które ludzie wyrządzają sobie nawzajem w związku. Kiedy powieść się rozpoczyna, narrator ma obsesję na punkcie poszukiwań swojego zaginionego kota. Skupia się jednak na tym, gdzie zgubił się kot, a nie dlaczego. Tōru powinien zapytać, dlaczego kot w ogóle odszedł, skoro to pozornie niewinne wydarzenie jest zwiastunem zbliżającego się rozpadu jego małżeństwa z żoną, Kumiko. Kłopoty Kumiko wynikają z niepojętej tyrani, jakiej dopuścił się wobec niej jej brat, Noburo Watai, który był zręcznym, obeznanym z mediami politykiem, lubianym przez społeczeństwo, ale także sadystycznym oprawcą, zwłaszcza wobec swoich dwóch sióstr. Znęcanie się Noburo to okrucieństwo dla samego okrucieństwa. Murakami łączy te osobiste historie potworności z przemocą popełnioną na znacznie większą skalę podczas II wojny światowej. W „Kronice ptaka nakręcacza” jest bardzo wyraźny aspekt polityczny, w którym Murakami krytykuje swój własny rząd, będący znacznie bardziej niechętny niż Niemcy do przyznania się do barbarzyństwa podczas wojny światowej, przeprosin i wypłacenia odszkodowań. Naprawdę podziwiam to, co Murakami zrobił, postawił potworność wojny na pierwszym planie, pokazując opinii publicznej, aby stanęła twarzą w twarz z wynaturzoną przeszłością. Murakami nie ogranicza swojej krytyki do japońskiej przemocy podczas II wojny światowej. Po drugiej stronie frontu Sowieci byli równie zwyrodniali. W „Kronice ptaka nakręcacza” uosobieniem bezwzględności  jest Borys Gromow, zwanym „Borysem Oprawcą”. Sceny z Borysem są jednymi z najbardziej rozdzierających w całej książce i na stałe utkwiły mi w pamięci. Ponieważ w Japonii jest silna i zwarta nacjonalistyczna prawica, odwagą jest mówienie np. o tym, że dotąd nie rozliczono się z ludobójstwem w Nankinie pod koniec lat 30., gdy Japończycy dokonali rzezi na chińskich jeńcach i cywilach. W wyjątkowo bezwzględny sposób zginęło tam około 400 tys. ludzi. W 1990 r. mer Nagasaki, gdy powiedział głośno, że trzeba się rozliczyć z przeszłością, i obciążył odpowiedzialnością m.in. cesarza, został postrzelony przez przedstawiciela skrajnej prawicy. 


May Kasahara jest jedną z moich ulubionych postaci z tej książki: szesnastoletnia dziewczyna ogarnięta obsesją na punkcie starzenia się i śmierci, a mimo to jest tak żywa w tym ponurym świecie, nawet jeśli ma trochę sadystycznych zapędów: „Wie pan co? Ja się czasem zastanawiam, jakby się człowiek czuł, gdyby umierał powoli, po trochu”. Następnym ważnym wątkiem powieści jest istota bólu. Ból bycia człowiekiem, ból, który jest rdzeniem naszej egzystencji. Staramy się uciec od niego, ale jedynym sposobem na ucieczkę od bólu jest porzucenie samych siebie. Weźmy pod uwagę cytat Krety Kano, która znosiła niewypowiedziane okrucieństwo, ale w końcu znieczuliła się od bólu: „Życie bez bólu – coś, o czym marzyłam tak długo. Gdy jednak sen się ziścił, nie mogłam sobie znaleźć miejsca w tym nowym bezbolesnym życiu”.

Cała książka przepełniona jest codzienną rutyną, rutyną jaka przepełnia życie każdego czytelnika, ale pewnego słonecznego dnia, kiedy będziesz gotował makaron albo oddawał się innej prozaicznej czynności, zadzwoni telefon. A może wydarzy się coś innego, równie mało istotnego w strumieniu codzienności, co nieoczekiwanie stanie się punktem granicznym, dającym się zinterpretować dopiero z perspektywy chaosu, w jakim się znajdziesz. Sprawnie funkcjonujący dotąd mechanizm świata zacznie rozsypywać się na kawałki. „Ptak nakręcacz naprawdę istnieje. Nie wiem, jak wygląda. Nigdy go nie widziałem, słyszałem tylko jego głos. Przysiada na gałęzi któregoś z okolicznych drzew i po prostu nakręca sprężynę świata. Sprężyna zgrzyta. Jeżeli jej nie nakręci, świat staje w miejscu. Lecz nikt o tym nie wie. Wszyscy myślą, że świat poruszany jest jakimś wspaniałym, skomplikowanym, olbrzymim mechanizmem. Ale tak nie jest. W rzeczywistości ptak nakręcacz lata w różne miejsca i wszędzie po trochu nakręcając sprężynę, wprawia świat w ruch. To zwykła sprężyna, taka jak w nakręcanych zabawkach. Wystarczy nakręcić, lecz nikt poza nim jej nie widzi” – tłumaczy funkcjonowanie świata bohater Murakamiego Tōru Okada. A może to w nas samych pęka drobna sprężyna, wprawiająca w ruch mechanizm egzystencji? Bohaterowie książek Murakamiego to zwykle dobrze wyposażeni i przygotowani do sprawnego funkcjonowania w społeczeństwie trzydziestolatkowie (domek, żona, praca, zwierzę domowe), którzy z często tajemniczych dla siebie przyczyn przestają być aktywni w świecie: „W kwietniu odszedłem z kancelarii adwokackiej, w której od dawna pracowałem. Nie było ku temu żadnej szczególnej przyczyny”. Oczywiście można tę odmowę interpretować w kontekście analiz funkcjonowania społeczeństwa japońskiego, czyli uznać ją za reakcję na presję sukcesu i rywalizację. A jednak to ci „pasywni” bohaterowie Murakamiego wydają się nie dotknięci szaleństwem i złem świata. Ich „antyaktywność", brak wyższego celu koncentruje się wokół intensywnego przeżycia utraty. W „Kronice ptaka nakręcacza” to utrata groteskowa (znika krawat „z dawnych lat”), egzystencjalno-kryminalna (z niewyjaśnionych przyczyn odchodzi żona), sentymentalna (ginie ukochany kot żony). Od chwili, w której odebrał telefon, bohater „Kroniki…” rozpoczyna szaleńczą i dziwaczną wędrówkę po Tokio (jeśli wędrówką można nazwać siedzenie na ławce, gapienie się na przechodniów, liczenie łysych albo medytowanie na dnie studni). Za ich domem na przedmieściach Tokio znajduje się wąska uliczka, która przecina dwa rzędy ogrodów na tyłach domu. W te gorące czerwcowe dni jest to niemal nienaturalnie spokojne miejsce, w którym ciszę przerywa jedynie mechanicznie brzmiący głos stworzenia, o którym Toru myśli jako nakręcany ptak. Udaje się w głąb alejki, aby poszukać kota, ale wszystko, co znajduje, jest opuszczone (nawiedzone?): dom Miyawaki z rzeźbą ptaka i starą, wyschniętą studnią na podwórku. To właśnie tam poznaje May Kasaharę, szesnastolatkę, która po wypadku motocyklowym robi sobie roczną przerwę w szkole.

Ta książka, podobnie jak wiele innych powieści Murakamiego, stawia pod znakiem zapytania to, co jest rzeczywiste, a co nie. Z naszego punktu widzenia „tamten świat” wydaje się mglisty i senny, ale kiedy się w nim znajdujemy, jesteśmy zszokowani, gdy zdajemy sobie sprawę, że to naprawdę nasz świat jest fantomem. Ten drugi świat jest ukryty; jest miejscem, w którym „nasiona” i „korzenie” mogą kiełkować i rosnąć w ciemności. Rezultaty jesteśmy w stanie zobaczyć tylko wtedy, gdy to, co rosło, przebija się na powierzchnię. Nasz świat jest więc wielością i chaosem wielu pozornie oddzielnych rzeczy, które tak naprawdę mają proste pochodzenie, jeśli tylko można prześledzić wystarczająco nasze życie daleko wstecz! Ale powrót do korzeni rzeczy oznacza zejście „pod ziemię”, w ciemność. Do studni. Główny temat książki dotyczy naturalnego przepływu z (tego) innego świata i tego, co dzieje się z naszym światem, gdy ten przepływ zostaje zablokowany i ulega stagnacji. W książce jest wiele postaci, które wykazują zdolność do przenikania do innego świata, ale dwie postacie, które są całkowicie „podzielone”, które „zamieszkują” w obu światach równocześnie, to Noburo Watai i Cynamon Akasaka. Są to jednak biegunowe przeciwieństwa. Obaj zetknęli się z „innym światem” jako dzieci, rozdzielając się i stając się podwójnymi istotami stojącymi w każdym z tych światów. Rozwijali się oni jednak zupełnie inaczej. Jeden poświęcił swój głos, aby zachować równowagę, którą dodatkowa wiedza i wgląd mogły zakłócić, podczas gdy drugi zamiast tego używał swojego głosu, aby omamić świat i zdobyć władzę. Dzieciństwo Noboru nie jest opisane, a jego mroczny charakter jest tylko lekko zasygnalizowany, pozostaje w ukryciu. Opowieść o dzieciństwie Cynamona wiąże się z dziwnym dźwiękiem ptaka nakręcacza, który działa jakby zwiastun nadejścia przejścia pomiędzy światami. Zapowiada zmianę sceny, na przykład zniknięcie kota. Przecież kot jest stworzeniem, które rezyduje na progu. Raz odchodzi, a raz przychodzi i często nie wiemy gdzie przebywa. Cynamon widzi nieziemską scenę z okna swojej sypialni, po czym zasypia. Przeżywa realny sen i wie, że śni, ponieważ czuje się inaczej niż wcześniej, kiedy patrzył przez okno. Przedtem znajdował się w ciele fizycznym, ale teraz jest w ciele eterycznym. Na zewnątrz odkrywa wciąż bijące ludzkie serce, które zostało zakopane, ale kiedy wraca do łóżka, odkrywa, że jego własne ciało wciąż tam jest. Został podzielony na dwie części. To rozdzielenie i oddzielenie jest badane w całej książce, zarówno na poziomie fizycznym, jak podczas obdarcia Yamamoto ze skóry, ćwiartowania zwierząt w zoo przez chińskich chłopów i dziwnej śmierci męża Gałki Akasaka, która pociągnęła za sobą usunięcie jego organów wewnętrznych: jak i bardziej subtelne separacje. Przykładowo, porucznik Mamiy traci część siebie w studni, stając się pustym naczyniem; Kumiko zaś staje się rozpustną i zwierzęcą, oddzieloną częścią siebie, kobietą rozmawiającą przez telefon  w pokoju hotelowym.

Tōru Okada idzie ścieżką między tymi postaciami. Jest to archetypowa podróż bohatera. To znaczy zejść do podziemi, aby odnaleźć to, co zostało utracone. Mit o Orfeuszu i Eurydyce również wydaje się być odzwierciedlony w „Kronice ptaka nakręcacza”. Orfeusz stara się uratować Eurydykę z krainy umarłych i udaje mu się to zrobić, ale z zastrzeżeniem, że nie może się odwrócić i spojrzeć na nią, gdy odchodzą. Jest to jak kruchy amulet ochronny, którego nie wolno złamać, a w tej książce widzimy podobny urok używany przez Kumiko w pokoju hotelowym, która mówi „Nie świeć latarką i nie patrz, bo inaczej zaklęcie zostanie złamane”. Natomiast ucieczka przez korytarze w hotelu też jest (więc) magicznym zamkiem: jest labiryntem. Nikt nie jest w stanie przejść przez labirynt bez pomocy. Tezeusz miał nić Ariadny, Jaś i Małgosia mieli ślady z okruchów chleba,  Tōru ma gwiżdżącego kelnera, a także pozbawionego twarzy, pustego człowieka!

Ta książka to trochę takie japońskie „Twin Peaks” Davida Lyncha ze zdrową stroną „Lśnienia” Stephena Kinga: neurotyczni bohaterowie, długie historie, tajemnicze zniknięcia, klaustrofobiczne hotele, zmagania między ciałem a duszą i światem wykraczającym poza zwykły świat, który znamy. Bardzo bym chciał, żeby David Lynch nakręcił film na podstawie „Kroniki ptaka nakręcacza”. Tak jak w filmie Lyncha, nigdy do końca nie wiadomo, co się dzieje w książce Murakamiego (a przynajmniej ja nie wiem. Ale to jeden z powodów, dla których tak bardzo ją lubię). Należy dodać, że  pierwszoosobowa narracja świetnie zakotwicza książkę, czyniąc z Tōru Everymana, z którym podróżujemy razem w jego stanie zagubienia. Tak więc, nawet gdy fabuła staje się coraz bardziej dziwaczna i nieco przejęta przez inne głosy – poprzez długie monologi, listy lub opowieści przechowywane w plikach komputerowych – zawsze mamy tego sympatycznego bohatera, do którego możemy wrócić do domu. Podobnie jak w powieściach Dickensa, zauważyłem, że pomniejsze postacie, takie jak siostry Kano, pojawiają się właśnie wtedy, gdy grozi ci zapomnienie o nich ze względu na ciężar stron, które się między nimi znajdują.

 

 

 

 


[1] Eric Allan Dolphy – amerykański multiinstrumentalista i kompozytor jazzowy.

 

02 marca 2025

Szumowiny

 

„Szumowiny”

Isaac Bashevis Singer

Autor/ Prozaik, dziennikarz, laureat literackiej Nagrody Nobla. Mówił, że pisarz jest swoim dziełem, sam był literatem trzech narodów: żydowskiego tworzącego w jidysz, amerykańskiego i polskiego. Urodził się w 1902 lub 1904 r. w Leoncinie pod Warszawą, zmarł 24 lipca 1991 r. w Miami na Florydzie. Znamienny w twórczości Singera jest fakt, że niemal wszystkie opisywane przez niego wydarzenia dzieją się przed Holokaustem. Nawet gdy fabuła zmierza do II wojny światowej, to narrator ukazuje Zagładę z dystansu, z perspektywy zbiorowości. Galerię postaci kobiecych tworzy na podstawie własnych doświadczeń, są to: polskie pokojówki służące w domach, gdzie mieszka rudy młodzieniec, młode komunistki i ekscentryczne Żydówki. Zdarza się, że główna postać kocha się w kilku kobietach jednocześnie.

Tłumaczenie/ Łukasz Nicpan

Tytuł oryginału/  en-us Scum

Tematyka/ Isaac Bashevis Singer uwieczniał w swoich książkach obraz Warszawy sprzed wojny; nawet, gdy opuścił ją fizycznie, jej duch na zawsze z nim pozostał. Kiedy piszą o nim za Oceanem, zawsze powtarzają to jedno słowo: storyteller. Zanurzony w pamięci o przedwojennej Polsce – z obecną w niej kulturą jidysz – w krajobrazach, które po wojnie uległy nieodwracalnemu rozpadowi, Isaac Bashevis Singer jak nikt potrafił je ożywiać. W jego prozie świat żydowski i polski istnieją obok siebie, ale właściwie nie łączą się, pozostają odrębne. Tak wyglądała Polska, którą zapamiętał. To wszystko, co było jego życiem, jest dziś martwe i pogrzebane.

Główny motyw/ Główny bohater, Maks Brabander, przyjeżdża do Polski, mając nadzieję tu znaleźć lekarstwo na swoją impotencję, a tak naprawdę w poszukiwaniu celu czy sensu życia. Pretekstem przyjazdu jest chęć odwiedzenia grobów rodziców w Raszkowie (czego i tak nie zrobił). Wplątuje się w Warszawie w kilka romansów z różnymi kobietami: córką rabina Cirełe, służącą Basią, piekarzową, kobietą medium czy kochanką szulera Szmelke. Maks, były złodziej, tonie w kłamstwie i nie bardzo wie, jak się z tego wydobyć. Pretekstem do tych działań jest to, że jego żona od śmierci ich syna Artura stała się inną kobietą. Z ruchliwej i zaradnej towarzyszki życia stała się zrzędliwą babą. Maks zaś pragnie jeszcze czegoś od życia, lecz sam nie wie dokładnie czego. Dlatego nie zrywa ze wszystkimi poznanymi kobietami i ciągnie dalej swe romanse w nadziei, że wszystko się jakoś ułoży. Rzeczywiście, zostaje uleczony z impotencji przez jedną z kobiet, które tu poznał (Rejcł). Jednak wszystko jest łaską losu i nasz bohater poddaje się mu bez walki. Brnie głębiej i głębiej w swych przygodach miłosnych, aż do tragicznego finału.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Sam był złodziejem i bał się śmiertelnie, że zostanie okradziony”.

„Jeśli siedemnastoletni chłopak skarży się na ból głowy, a w dziesięć minut później żegna się z tym światem, to znaczy, że życie ludzkie nie jest warte złamanego grosza”.

„Każde miasto pachnie po swojemu”.

„Morza, rzeki i kraje dzieliły go od Rachełe, a co go jeszcze z nią łączyło? Jedynie myśli i wspomnienia”.

„Nic się tu nie zmieniło. Ten sam brud, ta sama nędza”.

„Samotne siedzenie w knajpie to wątpliwa przyjemność”.

„Ten wielki świat składa się z wielu małych światów”.

„Francuzi wolą wino, co jest dobre do błogosławieństw, ale nie rozgrzewa serca”.

„Nigdy nie wiadomo, gdzie człowiek może spotkać przyjazną duszę”.

„Biedacy nie przyjeżdżają do Polski, żeby odwiedzać groby rodziców”.

„Życie jest tańcem na grobach”.

„Cóż, wszystkim rządzi przeznaczenie. Nic się nie dzieje bez przyczyny”.

„Car nie może każdego uczynić bogatym. Gdyby nawet podzielił cały swój majątek, wypadałoby wszystkiego po trzy ruble na głowę”.

„Nie możemy się troszczyć o cały świat. Biedacy zawsze byli i będą, chyba że przyjdzie Mesjasz. Powiedziano w Torze: >Nigdy nie przestaną istnieć biedni na tej ziemi<”.

„Lepszy Żyd bez brody niż broda bez Żyda”.

„Kto bierze wdowę, sypia z jej mężem”.

„Kiedy mężczyzna w jego wieku nie może już zaznawać przyjemności z kobietą, wówczas wszystko – podróże dookoła świata, jedzenie, picie, ubieranie się – wszystko przestaje cieszyć”.

„Pożądanie, jakie budzi w mężczyźnie kobieta, pochodzi z ducha, nie z ciała”.

„Dusze zmarłych również są częścią naszego świata”.

„Tak jak nam do oddychania potrzeba powietrza, tak im [zmarłym] potrzeba miłości”.

„Wiara jest potencją, niewiara – impotencją”.

„Mężczyzna jest tylko mężczyzną. Nawet Mojżesz był mężczyzną z krwi i kości”.

„Nawet chłop potrafi odróżnić świńskie ucho od jedwabnej sakiewki”.

„Talmud mówi, że człowiek nie dopuszcza się grzechu, póki nie wstąpi w niego duch głupoty”.

„Zostaliśmy tutaj zesłani, by czynić dobro, nie zło”.

„Mężczyzna jest zawsze młody. Zależy, z kim żyje”.

„Prawdziwy mężczyzna wie, którą kobietę pocałować, a której dać klapsa”.

„W moim wieku [47 lat] wyżej od romansów ceni się pieniądze”.

„Milczenie jest zgodą, jak mówi Gemara”.

„Żyd bez Tory [Pięcioksiąg Mojżesza] gorszy jest od goja…”.

„Człowiek sam dla siebie jest najgorszym wrogiem… Sam sobie wyrządza więcej krzywdy, niż zdołałoby to uczynić dziesięciu nieprzyjaciół”.

„Wybiera się do Argentyny, żeby zostać kurwą, a boi się zjeść mleczne po mięsie”.

„Niewykluczone, że Bóg siedzi sobie w siódmym niebie i tyle się troszczy o ten świat, co o zeszłoroczny śnieg”.

„Do Ameryki można jechać nawet w Jom Kipur”.

„Źle być pijanym, ale zbyt trzeźwym niedobrze”.

„Mężczyźnie takiemu jak on pozostała tylko jedna przyjemność: kobiety”.

„-Może poszlibyśmy dokądś, gdzie jest spokój? – A gdzie masz spokój? W grobie – powiedział, zdumiony własnymi słowami”.

„No cóż, nie zrobisz futrzanej czapki, ze świńskiego ogona, stwierdził w duchu”.

„(…) bał się zbliżać do miasteczka gdzie miał krewnych i wśród umarłych i żywych”.

„A dusza ludzka to nie urządzenie mechaniczne. Nie może pan po prostu podejść do słuchawki telefonu i wykręcić numer kogoś z tamtej strony”.

„Większość ludzi zadawala się kłamstwem. W gruncie rzeczy domaga się ich”.

„Albo umarli żyją, albo żywi są umarłymi”.

„Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by spełnił się sen”.

Kiedy jeden z polskich dziennikarzy w 1978 roku podszedł w Sztokholmie do Singera z planem Warszawy i poprosił, by pokazał na nim miejsca, z którymi w młodości czuł się najbardziej związany, pisarz rzucił się na kartę papieru, jak na coś najcenniejszego. Bezbłędnie wskazał Krochmalną, Tłomackie, Twardą, Próżną... Miejsca, które wraz z niemal całym miastem legły w gruzach podczas drugiej wojny światowej, by już nigdy nie odzyskać dawnego wyglądu. Przepadły pod blokowiskami bez wyrazu. Isaak Bashevis Singer mieszkał w latach 1909-1917 w stolicy na ul. Krochmalnej pod numerami 10 i 12 i z tą ulicą czuł się związany na zawsze. Stale wracał do niej pamięcią. We wspomnieniach widział ją oczywiście taką, jaka była przed wojną. Mówił że wie, iż Żydzi zniknęli z Warszawy, lecz nie umie sobie tego wyobrazić. Ta część Warszawy, w której żył i po której się przechadzał, była – podobnie jak w wielu innych polskich miastach i miasteczkach – „żydowskim rajem”. W tym raju mieli wszystko swoje: bogatych i biednych (głównie), rzemieślników i kupców, intelektualistów i głupców, złodziei i prostytutki. Żyli w izolacji, dla siebie. Mogli tak żyć. Z innymi – Polakami – mieli kontakty jedynie użytkowe, ekonomiczne. Nikt im niczego nie narzucał, nie kazał się wyrzekać. Taki właśnie świat opisuje Singer, co niektórzy Żydzi mieli mu za złe już u początków jego kariery literackiej, zwłaszcza kiedy wydał „Szumowiny”. Nie pisał o Holokauście. Opisywał świat, jakim go zostawił w 1935 roku. Być może właśnie dlatego odniósł tak wielki sukces czytelniczy: jego książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, a w Polsce o prawo ich publikowania walczyło kilka wydawnictw.

Isaaca Bashevisa Singera zajmowała jedynie miłość i literatura, polityką się nie interesował. Jednak bardzo wnikliwie obserwował rzeczywistość, by nakreślić jej portret, w którym nie oszczędzał ani Żydów, ani Polaków. Dwie sprawy stały się dla Singera kluczem do literackiego sukcesu: głęboka świadomość siły namiętności oraz pragnienie rozwiania nudy czytelnika, dostarczenia mu rozrywki, zaciekawienia go, podniecenia, oszołomienia. Ale twórczość, tak wciągająca czytelników, u wielu Żydów budziła grozę i sprzeciw. Nie mogli się pogodzić z tym, że w książkach Singera synagoga sąsiaduje z seksem, a jego bohaterowie – przedstawiciele narodu tak tragicznie doświadczonego – są beztroscy i nieodpowiedzialni, pełni uczuć, oddają się namiętnościom i ulegają słabościom. Singer opisywał wszelkie odmiany erotyzmu, niekoniecznie akceptowanego. Właśnie dlatego dla wielu Żydów przyznanie mu Nagrody Nobla było obrazą. Ale Singer pisał o życiu, a nie żydowskich męczennikach. Krytykę swojej twórczości po prostu lekceważył. „Wszyscy wielcy pisarze są oskarżani o to, że przedstawiają własny naród w nie dość jasnym świetle. A dobrzy ludzie są nudni. Nawet dobrzy ludzie nie chcą czytać o dobrych ludziach” - replikował. Pisał w jidysz i gdyby nie Nagroda Nobla i liczne tłumaczenia, pozostałby po prostu jednym z wielu opowiadaczy, jacy od wieków krążyli po żydowskich sztetlach. 


Singer twierdził, że jest typowym Żydem z Krochmalnej. „Na chwilę znalazłem się w pałacach sztokholmskich, ściskałem ręce książąt i królów, ale w duszy pozostałem biedakiem, jednym z małomiasteczkowych nędzarzy” – przekonywał syna Israela Zamira. W religijnym domu nie wolno mu było czytać świeckich książek, dlatego jako nastolatek wspinał się na drzewa, gdzie czytał m.in. Spinozę, Tołstoja, Maupassanta. Powtarzał, że nawet jeśli jego książek nikt nie będzie czytał, on będzie nadal pisał. „Wolę jedną czytelniczkę z Harlemu niż stu inteligentów z [uniwersytetu] Columbii” – przekonywał. Bo uważał, że pisarz ma dawać czytelnikom przyjemność, a nie prawić im morały. „Literatura, która zanudza czytelnika, nie ma prawa bytu. Literatura jest źródłem radości” powiedział, odbierając Nobla w październiku 1978 r. Po prostu nie mógł i nie chciał zaakceptować Polski bez Żydów. Jednak do śmierci z sentymentem wspominał kraj, a zwłaszcza Warszawę. „On patrzył na Broadway, ale widział Marszałkowską” – wspomina syn pisarza, Israel Zamir.

Warszawa na przełomie XIX i XX wieku to także czas dużego zainteresowania zjawiskami paranormalnymi i wywoływaniem duchów. W stolicy, lecz także na prowincji, powstawały liczne towarzystwa metapsychiczne. Ukazywało się wiele czasopism i książek poświęconych zagadnieniom spirytystycznym, a nawet w 1924 r. w Warszawie została otwarta Szkoła Nauk Okultystycznych. Zainteresowanych zajęciami z alchemii, magii, metapsychiki i spirytyzmu było zapewne wielu, skoro szkoła przetrwała aż do 1939 r. Z dnia na dzień rosła sława medium, ludzi obdarzonych zdolnością nawiązywania kontaktu z duchami. Seanse spirytystyczne organizowano w salonach wyższych sfer. Brali w nich udział intelektualiści, pisarze, malarze, naukowcy, lekarze, prawnicy, wojskowi, szlachta.

Warszawa w 1909 roku to świat pełen kolorów, wspaniałych tradycji i zwyczajów, trwający pomimo wszelkich przeciwności, być może dlatego tak silny. I choć Żydzi byli spychani na margines, choć w miastach wyznaczano dla nich osobne dzielnice, choć musieli walczyć z uprzedzeniami wobec siebie, żyli tworząc swoją własna przestrzeń, wypełnioną muzyką, śpiewem, tradycjami, modlitwami. Teraz to wszystko możemy odnaleźć jedynie na kartach książek. Jest to możliwe, gdyż naród żydowski wydał wielu wybitnych ludzi pióra. Jednym z nich był Isaac Bashevis Singer.

Ulica Krochmalna cieszyła się złą sławą. Była ulicą żydowskiego półświatka. Zagłębiając się w jej zaułki można było stracić nie tylko pieniądze, ale także życie. Również można było skorzystać z usług żydowskich prostytutek stojących w bramach. Mieszkali tu mordercy, złodzieje, sutenerzy i kobiety lekkich obyczajów. Także ten element Krochmalnej interesował pisarza i znalazł odzwierciedlenie w jego twórczości. Ponadto, jako Żyd, który nie doświadczył Zagłady, Singer starał się przywrócić swoim czytelnikom świat swoich warszawskich rodaków, starty z powierzchni ziemi. Ale nigdy ich nie gloryfikował w swoich książkach, czego oczekiwano od pisarzy żydowskich po II wojnie światowej. Chciał przede wszystkim stworzyć obraz ludzi z krwi i kości, a nie chodzące ideały. Krochmalna, jak żadna chyba inna ulica, nie nadawała się do tego tak dobrze. Na przykład Maks z „Szumowin”, wracając po latach na Krochmalną, przechodzi przez Gnojną, na której unosi się woń mydła, śledzi, nafty oraz końskiego łajna. Bardziej rzucała się w oczy bieda mieszkających tam ludzi. Dla Maksa z „Szumowin”, który powrócił do Polski po 20 latach z Argentyny, nędza była szczególnie odpychająca: „Nic się tu nie zmieniło – pomyślał. Ten sam smród, brud, ubóstwo.” To jemu córka rabina opowiadała o ogromnej biedzie i nieszczęściu mieszkających tam Żydów, którzy wegetowali w ciasnych i wilgotnych piwnicach, chorując na suchoty. Singer nakreślił obraz brudnych podwórek, gdzie walają się śmieci, a biedacy skupują stare szmaty i zdarte buty, łatają dziurawe garnki. Bieda jest tożsama z brudem, ubodzy mają przepełnione kosze na śmieci, skupują stare łachmany i żyją wśród zapachów, które nie należą do szczególnie przyjemnych, a jednak dla Singera i jego bohaterów są to wspomnienia z dzieciństwa, coś co tkwi głęboko w ich podświadomości. Kolejnym słynnym miejscem Krochmalnej był osławiony placyk zwany Pełtz. Nie cieszył się on dobrą opinią, ponieważ kręcili się tam podejrzani osobnicy. Za czasów dzieciństwa pisarza złodziejaszkami rządził Ślepy Icek, który trząsł kilkoma burdelami i był znany ze swojej zręczności w posługiwaniu się nożem. Tam też można było stracić pieniądze w różnych grach i loteriach. Plac został opisany w „Szumowinach”, w których Maks wracając po latach do Warszawy i na Krochmalną: „Zapuścił się w głąb ulicy i wyszedł wkrótce na placyk, sławne miejsce spotkań złodziei, oszustów, sutenerów i kurew. Wszystko tu zostało po staremu. Młodzieńcy w nasuniętych na oczy czapkach stali w grupkach, rozmawiali i szeptali. Gromada sruli grała w loterię; wyciągali numery z woreczka, kręcili drewnianym kogutem i wygrywali pierniki, ciasto smażone w oleju i polewane czekoladą. W bramach wystawały prostytutki”.

Pisarz przedstawiał Krochmalną jak małe miasteczko, w którym wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą. Plotki i plotkowanie było nieodłączną częścią życia ulicy. Nic nie umykało uwadze jej mieszkańców, dlatego też Cirełe, córka rabina z powieści „Szumowiny”, prosiła Maksa, by spotykali się poza Krochmalną, bo jak sama mówiła, na pewno zaczną o nich gadać. Mimo to wieści o wizytach Maksa w domu rabina rozeszły się lotem błyskawicy. Na Krochmalnej znajdowała się bożnica Neustadtera, gdzie poszedł się modlić nawet grzesznik Maks, bohater książki Singera. Uczęszczali do niej religijni i przywiązani do tradycji Żydzi. Ci bardziej postępowi i zasymilowani chodzili do synagogi na Tłomackiem.

Maks Barabander miał czterdzieści siedem lat, lecz nie wyglądał na tyle; dawano mu zwykle trzydzieści pięć, najwyżej trzydzieści osiem. Był wysokim, barczystym blondynem o niebieskich oczach, kwadratowej szczęce, krótkiej szyi i prostym nosie. Jako chłopak słynął z siły. Gdy rąbnął pięścią w stół, stołowi rozjeżdżały się nogi jak szlachtowanemu bydlęciu. Założył się któregoś razu, że zje trzy tuziny jajek i wypije dwanaście flaszek piwa, i wygrał zakład. W to, co wyczyniał z kobietami, nie uwierzyłby nikt prócz nich samych. A teraz dobiegał pięćdziesiątki i zbliżająca się starość wprawiała go w popłoch; zaczęły mu rzednąć włosy, tak że ledwie był w stanie zaczesać łysinę. Odkąd umarł mu syn, Arturo, nieustannie rozmyślał o śmierci. „Jeśli siedemnastoletni wyrostek skarży się na ból głowy, a w dziesięć minut później wydaje ostatnie tchnienie, to znaczy, że życie ludzkie złamanego grosza nie jest warte”. Maks zdołał się jakoś pozbierać po tym nieszczęściu, lecz jego żonie, Ruchełe, coś się pomieszało w głowie. To przez nią w gruncie rzeczy wybrał się w tę podróż. W domu nie mógł już dłużej ścierpieć jej graniczących z obłędem napadów. Zmusiła go, by odmówił kadysz nad ich synem, stale paliła świeczki za duszę Artura i często składała datki na cele dobroczynne. Dostała tak ostrych ataków kamicy żółciowej, że musiała się poddać operacji. Maks chciał ją zabrać do Polski, kiedy lekarze powiedzieli mu, że taka wycieczka może ją uratować, lecz Ruchełe uparła się: „Muszę zostać tutaj z Arturem”. Jest prawdą, że Maks Barabander wycofał się ostatnio niemal z wszystkich swoich ciemnych interesów. Śmierć Artura zmieniła wszystko: Ruchełe stała się zimna, nie dopuszczała go do siebie; chciała umrzeć, wciąż plotła o śmierci i zleciła kamieniarzowi, by wyrył jej nagrobek. Pierwszy raz, odkąd się poznali, wysyłała go do innych kobiet. W tę podróż wybrał się dla rozrywki, nie dla interesów. Być może teraz, gdy znalazł się w Polsce, odmłodnieje. Na statku nasłuchał się najrozmaitszych opowieści o południowoamerykańskich alfonsach, którzy porywają dziewczęta, uprowadzają je w powozach, sprzedają przyzwoite kobiety do burdeli i zmuszają do życia w pohańbieniu. Maks zdawał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy przyjechał do Polski w poszukiwaniu przyjaciółki. Wiedział i to, że Ruchełe już nigdy nie będzie taka jak dawniej. Jeśli miał pozostać mężczyzną, musi pożądać kobiety równie mocno, jak niegdyś pożądał Ruchełe. Miał w Polsce do załatwienia i kilka innych spraw. Przed laty zostawił w Raszkowie ojca i matkę, nie napisał do nich nigdy ani linijki, aż pomarli, nie wiedząc, co się z nim dzieje. Żyli gdzieś w Polsce jego brat, Zełman, i siostra, Sure-Neche, żeby już nie wspominać o wujach, ciotkach i kuzynach. Nadal miał w Polsce przyjaciół. Ale jakże ma stanąć przed krewniakami i przyjaciółmi po dwudziestu trzech latach milczenia? I czy mu wolno odwiedzić grób rodziców na kirkucie, skoro to jego należało pewnie winić o ich śmierć?

Maks Barabander był na swój sposób filozofem, który rozważa rozmaite sprawy. W Pięcioksiąg nie wierzył, czuł jednak, że Bóg jest obecny w Talmudzie. Każdemu jego los pisany. I po co? Na co światu potrzebny cesarz Wilhelm, Puryszkiewicz albo Ślepy Mejer? Przyjaciel, który mu podsunął myśl, żeby odwiedził Ślepego Mejera, nie znał wprawdzie adresu, ale radził zajrzeć do knajpy na Krochmalnej. Urodzony i wychowany w biedzie, nie cierpiał plugastwa. Ruchełe, która od życia wzięła niezłe cięgi, szybko nawykła do luksusu, kochała piękne stroje, kosztowne meble i najwytworniejszą biżuterię. Lubiła uprawiać hazard w kasynach i towarzyszyła mu w wypadach do Rio de Janeiro i Nowego Jorku. Choć Maks nie nauczył się nigdy mówić poprawnie po hiszpańsku, ona mówiła tym językiem płynnie, Arturo zaś jak rodowity Argentyńczyk. Syna swojego posyłali do szkół, jakie zadowoliłyby wymagania najzamożniejszych rodziców. Ruchełe objawiła ponadto zmysł do interesów i Maks nie zawierał nigdy żadnej transakcji, nie poradziwszy się jej najpierw. Lecz siedem lat tłustych minęło. Ruchełe była teraz kobietą złamaną, Maks zaś, wielki babiarz, impotentem. W Paryżu skorzystał z usług pewnej pięknej dziewczyny. Pojechał z nią na wycieczkę do Deauville, zatrzymali się w najlepszym hotelu. Ledwie go jednak objęła, poczuł smutek i wstręt i zebrało mu się nagle na wymioty. Na nic się nie zdały ani szampan, ani jej uwodzicielskie zabiegi. To samo przytrafiło mu się w Berlinie, a nawet na statku. Zasięgał porady lekarzy w Ameryce i Europie, i wszyscy mówili to samo: nerwy. Zalecali hydroterapię, gorące kąpiele i przepisywali lekarstwa, które okazywały się równie skuteczne jak bańki dla nieboszczyka. Dawali mu wszyscy tę samą radę: „Proszę się wybrać w długą podróż, zapomnieć o niepowodzeniach, znaleźć sobie nowe towarzystwo i nowe zainteresowania”.

Uciuławszy nieco grosza, puścił się w podróże handlowe po całej Ameryce Południowej, Północnej i Kanadzie. Zmiarkował, czego chcą syjoniści i socjaliści. Zaznajomił się z anarchistami, wegetarianami, z tymi, którzy głosili, że Żydzi powinni się osiedlać w koloniach barona de Hirscha, a nawet z tołstojanami, którzy uprawiali ziemię i żyli wedle zasad Tołstoja. Prenumerował żydowską gazetę i czasopismo z Nowego Jorku, z czasem zaś pozawierał przyjaźnie wśród nowojorskich aktorów i aktorek, zjeżdżających na występy do Buenos Aires. Nigdy jednak nie wyzbył się swojej mentalności kryminalisty. Snuł fantazje o wielkich skokach, fałszerskich szajkach, układał plany szybkiego zbicia majątku. Zerwawszy związki ze swoimi podejrzanymi przyjaciółmi i zostawszy członkiem Bractwa Pogrzebowego, do którego przyjmowano najszacowniejszych jedynie obywateli, nie mógł jakoś przestać roić o ciemnych interesach. Nie potrafił też pozbyć się chętki bałamucenia uczciwych kobiet, uwodzenia cudzych żon, odbijania narzeczonych adoratorom. W wyobraźni wciąż uprowadzał na okrętach dziewczyny do Buenos Aires oraz innych południowoamerykańskich krajów. Kiedy Ruchełe zaszła w ciążę, trząsł się ze strachu, że może urodzić dziewczynkę.

Aczkolwiek nie był intelektualistą, wyznawał swoją prywatną filozofię. Pod jakimż to względem są tak zwani przyzwoici ludzie lepsi od prostytutek, złodziei i alfonsów? Kupcy robią szwindle, żony zdradzają mężów. Mało to książek i sztuk o prostytutkach i mordercach? Przestępczy światek choć nie udaje, że święty. Biorąc rzeczy na własny rozum, Maks miał swoje pretensje do Boga. Świat sam się nie stworzył, ktoś musi zawiadywać tą małą planetą, lecz kto taki? Czego chce? Nikogo przy tym nie było, kiedy Bóg dawał Mojżeszowi Dziesięcioro Przykazań. Należy chwytać, co się da. Lecz co on ma chwycić? Jego podróż, będąca jednocześnie żałosną próbą „odmłodzenia" i odpowiedzią na kryzys wieku średniego, skutkuje katastrofalnym zaangażowaniem w romanse z czterema kobietami: Cirałe, córką biednego rabina; Rejcel, kochanką lokalnego przywódcy gangu Szmulke, która usiłuje wrobić go w plan importu prostytutek do Buenos Aires; ich pierwszym celem jest służąca Basia, którą Maks także uwodzi; i medium madame Teresa. Nienawidząc siebie za te oszukańcze związki, Maks postanawia uciec, ale w trakcie tego procesu przypadkowo strzela do jednej z kobiet, kończąc w ten sposób, jak śnił od kilku lat – w więzieniu. „Przyjechał do Warszawy i narobił tyle głupstw tylko po to, by spełnił się sen”.

Isaac Bashvis Singer w swoich powieściach i opowiadaniach wracał do lat swojego dzieciństwa i miejsc, gdzie dorastał. Zapraszał swoich czytelników na wielką literacko-sentymentalną podróż do żydowskiej Warszawy. Z nostalgią pisał o Krochmalnej, ulicy prostych i niewykształconych Żydów, złodziei, dziwek i przestępców. Czasem tylko wspominał o swojej dzielnicy, innym razem zagłębiał się w szczegóły. Można pokusić się o stwierdzenie, że była ona jego obsesją i wielką fascynacją. Był piewcą ulicy Krochmalnej, ale jej nie oszczędzał, bezlitośnie wytykał brud i biedę, która tam panowała, pisał o typach spod ciemniej gwiazdy tam mieszkających. Mimo to, można wyczuć na kartach jego książek ogromną tęsknotę i nostalgię za tą ulicą, która już nie istnieje. Wydaje się, że pisarzowi udało się ocalić od zapomnienia świat warszawskich Żydów. Podołał również niełatwej próbie wskrzeszenia tego, co zniknęło.