08 grudnia 2024

Doktor Faustus

„Doktor Faustus„

Thomas Mann

Autor/ (ur. 6 czerwca 1875 w Lubece, zm. 12 sierpnia 1955 w Zurychu) – niemiecki prozaik i eseista, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1929, uznawany za najwybitniejszego pisarza niemieckiego pierwszej połowy XX wieku i jednego z najwybitniejszych, obok Goethego, w dziejach literatury niemieckojęzycznej.

Tłumaczenie/ Kurecka Maria, Wirpsza Witold

Tytuł oryginału/ de Doktor Faustus

Tematyka/ „Doktor Faustus” Thomasa Manna, traktat teologiczno-estetyczny, pisany w czasie drugiej wojny światowej w luksusowej willi w Kalifornii, nie jest dziełem łatwym. Do bohatera „Doktora Faustusa” przylgnęły dwa określenia: „zimno” i „chłód”. Te słowa powracają w różnych konfiguracjach i sytuacjach przez całą książkę. Będą sygnaturką, po której niezawodnie poznamy osobę i dzieło Adriana. Ten chłód można rozumieć jako metaforę samotności Adriana, niezdolności do przeżywania ludzkich uczuć, a nawet, o ironio, swojego dzieła. Zimno to diabelskie znamię. Bo piekło Leverkühna, tak jak dziewiąty krąg piekła Dantego, jest przestrzenią lodowatą i pustą. Mann w subtelny sposób przemyca to zimno, często nawet w sytuacjach błahych, tak by oddziaływało na czytelnika podświadomie.

Główny motyw/ Narratorem „Doktora Faustusa” Mann czyni mężczyznę uwięzionego w upadających Niemczech, który pisząc biografię zmarłego przyjaciela, kompozytora wyklętego przez nazistów, pragnie ocalić od zapomnienia jego awangardową twórczość. Przyjaciel – Adrian – był geniuszem, wynalazcą nowych technik kompozytorskich, które na zawsze odmieniły muzykę XX wieku. U schyłku życia popadł w szaleństwo – twierdził, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza paktowi z diabłem. Główny bohater książki, Adrian Leverkühn, jest człowiekiem racjonalnym i wycofanym z życia, przekraczającym w swojej muzyce dozwolone granice moralne i filozoficzne. W zamian za artystyczny geniusz zawiera pakt z diabłem. To jednak układ bardzo przewrotny, jego efektem jest bowiem największe dzieło Leverkühna, wzniosły hymn do Boga.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Oczywiście epoka także tu swój wpływ wywarła i przypominam sobie, że już jako student powiedział był kiedyś do mnie, iż wiek dziewiętnasty musiał być niezwykle przyjemnym okresem, gdyż nigdy jeszcze ludzkości nie było tak gorzko zerwać z poglądami i nawykami poprzedniej epoki niż obecnie żyjącemu pokoleniu”.

„Mówię tu o ludzie, lecz owa ludowo-archaiczna warstwa istnieje w każdym z nas, i aby rzecz, jak myślę: nie uważam religii za najodporniejszy środek do utrzymania tej warstwy w bezpiecznym zamknięciu. Ratunek, moim zdaniem, może tu przynieść jedynie literatura, wiedza humanistyczna, ideał pięknego i wolnego człowieka”.

„Bezczynność jest początkiem wszelkich występków”.

„Dziwne, że ludzie zawsze chcą pociągać człowieka na swoją własną drogę”.

„(…) co się zaś tyczy symboliki nie pojmuję, czemu piekło należałoby traktować bardziej symbolicznie niż niebo”.

„Niektórzy ludzie nie powinni mówić o wolności, rozumie, humanitaryzmie, po prostu dlatego, żeby tych pojęć nie brukać”.

„Wielkie czyny Niemców zawsze wypływały z pewnej potęgi niedojrzałości i nie darmo jesteśmy narodem Reformacji! Ona była przecież także dziełem niedojrzałości. Dojrzały był w dobie renesansu florencki mieszczanin, który przed wyruszeniem do kościoła mówił do żony: >A więc chodźmy złożyć pokłon gminnym błędom<”.

„Od wieków już historia wybrała Francję jako potęgę o antychrześcijańskim posłannictwie w Europie”.

„Rozumnością można daleko zajść w Kościele, ale nie w religii”.

„Siły demoniczne to po niemiecku po prostu: popędy”.

„Dyskusje powinno się zawsze prowadzić wyłącznie przed zaśnięciem, mając w odwodzie czekający nas sen”.

„Ludzie, którzy czują się poniżeni, niedocenieni, a obdarzeni są przy tym szlachetnym wyglądem zewnętrznym, często szukają satysfakcji w poczuciu wyższości rasowej”.

„Ciekawe zjawiska życia – odparł – zawsze chyba mają podwójne oblicze, przeszłości i przyszłości, są chyba zawsze i postępowe, i wsteczne. Ukazują dwuznaczność samego życia”.

„Nie tak to łatwo dostać się do piekła; dawno by nam już miejsca zabrakło, gdyby trafił tam byle chłystek”.

„Wkraczamy, mój drogi, w czasy, które nie chcą, aby je szykanowano psychologią”.

„Pobożność, bojaźń boża, moralność, religijność możliwe są jedynie wobec człowieka i poprzez człowieka, w ograniczeniu do spraw ziemskich i ludzkich”.

„Dziś widać jasno, że błędem naszej cywilizacji było nazbyt wielkoduszne przestrzeganie tej ochrony i szacunku – skoro z przeciwnej strony, natrafiła przecież na pospolitą bezczelność i najbardziej zdecydowaną nietolerancję”.

„Adam zaś powinien powtórnie zakosztować owocu z drzewa wiadomości, aby do stanu niewinności powrócić”.

„Namiętność jest zbyt przejęta sobą, aby podejrzewać, że ktokolwiek może być jej serio nieprzyjazny. Przynajmniej jest tak zawsze w sprawach miłosnych, gdzie uczucie uzurpuje sobie wszelkie prawa tego świata i nawet łamiąc zakazy i siejąc zgorszenie, mimo woli liczy na wyrozumiałość”.

„Widocznie nie tak łatwo przepędzić teologicznego wirusa z krwi”.

„Niemieckość to znaczy przede wszystkim: poczucie narodowe – a któż wierzy w poczucie narodowe Żyda? Nie tylko, że nikt w nie nie wierzy, w dodatku daje mu się parę razy po głowie, jeśli natrętnie będzie tego próbował”.

„Ale w rzeczywistości istnieją tylko dwa nacjonalizmy: niemiecki i żydowski, a wszystkie inne są wobec nich dziecinną igraszką (...)”.

„Wszystko tłoczy się i pędzi ku końcowi, pod znakiem końca stoi świat (...)”.

„Przeszłość znieść można, jedynie czując swoją nad nią przewagę, lecz nie podziwiając jej głupio, w świadomości aktualnego bezwładu”.

„Bezinteresowność zostaje przecież zniweczona z chwilą, kiedy się przekonujemy, że jest użyteczna”.

„Ból może nam rozdzierać serca, ale nie powinien odbierać rozumu”.

„Cóż to za szyderstwo natury, cisnęło się na usta, stwarzać obraz największego uduchowienia, gdzie wszelki już duch uszedł!”.

Ostatnia powieść Thomasa Manna, „Doktor Faustus: Żywot niemieckiego kompozytora Adriana Leverkühna, opowiedziany przez jego przyjaciela” (1947), to opus magnum tyleż złożone, co symboliczne. Zbudowana z kolejnych warstw szczegółów książka jest zarówno krytyką ówczesnego burżuazyjnego życia w Niemczech, jak i alegorią powstania partii nazistowskiej. Wykorzystanie przez Manna legenda o Fauście – archetypowym niemieckim literackim symbolem dumy, władzy i postępu – bada związek między ideałami narodu a jego pozycją w historii około 1945 roku. Thomas Mann zadaje czytelnikowi pytanie, czy rozwój niemieckiej kultury i tradycji w ciągu ostatnich pięciuset lat wymusił powstanie Trzeciej Rzeszy, a co za tym idzie – zagładę wielu narodów? Mann uważał, że książka dorównuje „Ulissesowi” Joyce'a, zarówno pod względem głębi i bogactwa, jak i zdolności do redefiniowania gatunku samej powieści. Dzięki fabule, która obejmuje czterdzieści lat i angażuje dziesiątki postaci, dzieło bada znacznie więcej niż społeczno-polityczne warunki, które doprowadziły do II wojny światowej. „Doktor Faustus” to arcydzieło pisarza, który uosabiał niemiecką kulturę pierwszej połowy XX wieku, jest to też onieśmielająco złożona powieść, na początku aż gęsta od opisów dotyczących religii i komponowania muzyki, której napisanie jest świadectwem niezwykłych umiejętności autora, zarówno w posługiwaniu się słowem, jak i ideami.

Powieść opowiada historię Adriana Leverkühna, genialnego kompozytora, którego twórczość jest estetycznie przełomowa dla świata muzyki klasycznej, a jednocześnie intelektualnie zimna. Wydarzenia z życia Leverkühna opisuje we wspomnieniach jego przyjaciel z dzieciństwa, filolog Serenus Zeitblom, który zestawia narrację kompozytora z wiadomościami o udziale Niemiec w II wojnie światowej, wiadomościami, które w miarę upływu powieści stają się coraz bardziej mroczne. Zeitblom zaczyna opowieść od czasów  dzieciństwa w małej wiosce Kaisersaschern i śledzi ich postępy w nauce od szkoły podstawowej i średniej do rozpoczęcia nauki na uniwersytecie. Chociaż Leverkühn rozpoczął studia teologiczne, jego pasją od najmłodszych lat była muzyka, poprzez którą emanował wrodzony geniusz kompozytorski.

Leverkühn ostatecznie porzuca teologię na rzecz muzyki i jej mistycznego racjonalizmu. W scenie kluczowej dla jego rozwoju jako artysty-kompozytora wiąże się z prostytutką Esmeraldą i zapada na syfilis. To wydarzenie posłużyło mu jako źródło muzycznej inspiracji, przymus rozwijania geniuszu, choroby, ostatecznego upadku i śmierci. Podczas pracy nad muzyką opartą na „Straconych zachodach miłości” Szekspira, Leverkühn doświadcza wizyty mrocznej, szatańskiej postaci, która obiecuje mu dwadzieścia cztery lata muzycznego geniuszu i sławy w zamian za odrzucenie wszelkiej miłości, której mógłby doświadczyć w swoim życiu. Pobrzmiewa tu echo legendy o „Fauście” Johanna Wolfganga von Goethego, tajemnicza postać pracuje dla kompozytora jako Mefistofeles. Jak widać tutaj, Mann tworzy wrażenie głębi i złożoności poprzez nieustanne stosowanie aluzji między- i wewnątrztekstowych.

Mann poświęca dużą część powieści dyskusji o społeczeństwie, które wyrastało wokół Leverkühna w okresie jego artystycznej świetności. Pod koniec powieści Leverkühn otoczył się szeregiem intelektualistów: byli wśród nich studenci konserwatoriów, malarze, pisarze, młodzi wydawcy, a także początkujący adwokaci o artystycznych zainteresowaniach, nadto paru aktorów, którzy reprezentują szereg burżuazyjnych stereotypów i z których wszyscy są pod ironiczną obserwacją Manna. W miarę jak powieść zbliża się ku końcowi, kompozytor pogrąża się coraz bardziej w chorobie i szaleństwie. Leverkühn wykazuje silne impulsy miłosne, ale wydają się one jedynie potwierdzać warunki (jego) faustowskiego paktu. Jego próby poślubienia żony kończą się katastrofą: nie tylko zostaje odrzucony, ale jego oświadczyny rozpoczynają dziwaczny łańcuch wydarzeń, którego kulminacją jest śmierć jednego z najbliższych przyjaciół Adriana, Rudiego Schwerdtfegera. 


Straszliwa możliwość ważności szatańskiego paktu prześladuje Leverkühna aż do samego końca narracji. Wkrótce po śmierci Schwerdtfegera, z kompozytorem zamieszkał bratanek Leverkühna, Nepomuk albo „Nepo”, jak go wołali swoi, albo też „Echo”, jak sam siebie od pierwszych dni życia nazywał. Jego niewinność oczarowuje Leverkühna, ale niestety dziecko zapada na zapalenie opon mózgowych i umiera powolną, rozdzierającą serce śmiercią. Kompozytor obwinia siebie za los dziecka, uważając, że miłość, jaką okazał Nepomukowi, pogwałciła jego szatańską umowę i doprowadziła do śmierci chłopca.

W ostatniej scenie powieści Leverkühn zaprasza swoich przyjaciół i kolegów na przedstawienie swojego arcydzieła, „Lamentu doktora Fausta”. Poprzedzając spektakl kilkoma uwagami na temat kompozycji i znaczenia tego utworu, Leverkühn zaczął opowiadać o szatańskim kontrakcie, wizytach demonów i nadprzyrodzonym natchnieniu. Stopień jego szaleństwa, najprawdopodobniej spowodowany syfilisem, którym zaraził się wiele lat wcześniej, doprowadził go do omamów. Zaniepokoiło to członków tego wydarzenia do tego stopnia, że wszyscy uciekli z sali, z wyjątkiem Zeitbloma. Leverkühn nie był w stanie wykonać utworu, zamiast tego upadł z jękiem na fortepian. Próbując niezdarnie uderzyć palcami w pierwszy akord, kartki z partyturą się rozsypały, a on sam spadł bokiem z fotela na podłogę. Stan psychiczny kompozytora stopniowo się pogarsza, skutkuje to całkowitą niezdolnością do komponowania w ciągu następnych dziesięciu lat, w tym czasie opiekuje się nim matka, a od czasu do czasu odwiedza go Zeitblom.

Rozszyfrowanie alegorii jest kluczem do zrozumienia powieści. Thomas Mann zastosował w powieści alegorię przy pomocy równoległych narracji: wzlot i upadek Adriana w połączeniu z relacją Zeitbloma o wojnie. Nacisk na legendę o Fauście jest nie tylko ukłonem w stronę rozwoju kultury niemieckiej, lecz także jej komentarzem do pychy, chciwości, żądzy wielkości i utraty człowieczeństwa, które odnoszą się do państwa niemieckiego już po II wojnie światowej. Odejście Leverkühna od duchowych studiów teologicznych na rzecz czystej racjonalności zawartej w muzyce integralnego serializmu odzwierciedla zmianę w niemieckiej kulturze intelektualnej: niegdyś zdominowanej przez humanizm religijny, po dojściu nazistów do władzy polegający na chłodnej i skutecznej kalkulacji partii nazistowskiej. Powieść Manna ma na celu analizę Niemiec w ogóle, poprzez zbadanie działań ich obywateli. Jak wyjaśnia T.J. Reed, „powieść opiera się na założeniu, że zjawiska polityczne i społeczne, przynajmniej w Niemczech, mają podłoże psychologiczne”.[1]

Powieść ostro krytykuje społeczeństwo burżuazyjne, a w szczególności hipokryzję i samozadowolenie okazywane w obliczu nadejścia Trzeciej Rzeszy. Mann uważał, że burżuazja rościła sobie pretensje do wyższego poziomu kultury i wyrafinowania, który powinien zaowocować świadomym i niezależnym myśleniem, ale zamiast tego pozostawiła ją ślepą i podatną na zniewolenie przez kogoś takiego jak Hitler. „Zeitblom opisuje zepsucie cywilizacji tak rozległe, że nikt, łącznie z nim samym, nie ma jasnego zrozumienia dobra i zła. Pomieszanie norm i wartości doprowadziło cały naród do błędnej oceny swojego przywódcy i wzniosłych obietnic złożonych mu w celu odrodzenia”.[2] Uwiedzenie Zeitbloma przez Leverkühna symbolizuje „kokietowanie” Niemców przez Hitlera, zwłaszcza, że ten pierwszy nie dostrzega niezgodności między intymną relacją łączącą go z kompozytorem a rzeczywistym chłodem życia Leverkühna.

Inne elementy, takie jak wyraźne odniesienia biograficzne do Friedricha Nietzschego i austriackiego kompozytora Arnolda Schönberga, podkreślają zainteresowanie powieści życiem artysty. W tekście Mann bada wiele własnych problemów estetycznych, od przedstawienia swoich lęków przed twórczą bezpłodnością, po badanie roli cierpienia i izolacji w życiu artysty. Muzyka pełni w powieści również ważną funkcję symboliczną, a sam Thomas Mann narzucił kompozycjom Leverkühna własną interpretację dwunastotonowego serializmu Schönberga jako reprezentacji idealnej demokracji. Poprzez ten związek między sztuką a życiem „Doktor Faustus” rozszerza korelację obecną we wszystkich pracach Manna, ponieważ Mann wierzył, że artysta reprezentuje ludzkiego ducha w jego istocie, i że wzór życia jest zawarty w dziele sztuki. Przede wszystkim powieść przesycona jest niemiecką symboliką i aluzjami, które służą do komentowania stanu duchowości narodu niemieckiego.

Nic dziwnego, że początkowy odbiór i krytyka powieści skupiały się na jej „niemieckiej" tożsamości. Pierwsi niemieccy recenzenci widzieli w „Doktorze Faustusie” dzieło przepełnione nienawiścią, która zniesławia niemiecką kulturę. Natomiast współcześni krytycy, wspomagani nowymi informacjami biograficznymi i kontekstowymi, które pojawiły się po śmierci Manna, podkreślają jednak silną dwuznaczność i złożoność powieści. Ponieważ Mann zawarł w niej tak wiele symboli, które odwołują się do niemieckiej kultury, dzieł intelektualnych i artystycznych, a które można odnaleźć w tak wielu postaciach w powieści, że interpretacja nie jest możliwa na jednym, dosłownym poziomie. Ani Leverkühn, ani Zeitblom, ani żaden z bohaterów powieści nie da się sprowadzić do jednego znaczenia czy jednego jasnego komentarza. Ta dwuznaczność, choć uniemożliwia jasne odczytanie intencji Manna, nadaje tekstowi niezgłębioną głębię. Pomimo tych potencjalnych wad, geniusz Manna przejawia się w nieprawdopodobnym bogactwie narracji i zawartych w niej symboli, oferując pozornie nieskończone możliwości kwestionowania i krytykowania sytuacji Niemiec w połowie XX wieku.

Leszek Szaruga w komentarzu od wydawcy podkreśla, że Mann zbudował swoistą analogię między doświadczeniami Nietzschego i Leverkühna, wskazując, że odwiedziny w domu rozpusty stanowiły rodzaj szoku, którego narastające, permanentne związane z pracą wyobraźni oddziaływanie świadczy, jak dalece grzech wiąże się ze świętością. Echo owego doświadczenia odnajduje Mann w wierszu Nietzschego wpisanym w rozdział zatytułowany „Pośród cór pustyni” w „Tako rzecze Zaratustra”.[3] W tym wierszu dopatruje się Mann zapowiedzi szaleństwa Nietzschego, który – wedle jego własnego świadectwa – „dwukrotnie uległ specyficznej infekcji” w kontaktach z tymi „istotami w muślinie”, z „dziewczętami-kotami”. Efektem tych doświadczeń stała się postępująca u Nietzschego choroba umysłowa.

Mann zrobił wiele, aby w pamięci jego ojczyzny i Europy istniał taki głos, aby istniał zapis niemieckiej tradycji, dobrej i złej, jej wewnętrznego splątania, ukrytych w niej zasadzek i życiodajnej siły. Wadził się z tradycją przez całe życie, wciąż powracał do kilku twórców, fascynujących i niebezpiecznych. Rozumiał, że odnawianie dziedzictwa jest zabiegiem oczyszczającym. Rozumiał, że przekreślanie przeszłości stwarza pole dla nihilizmu, pozostawia wolny plac złym duchom. Przypominał to także wówczas, gdy „nihilizm historyczny” był szczególnie kuszący, nazajutrz po klęsce. W liście ze stycznia 1948 roku ostrzegał: „Rzuca się teraz gromy na Lutra, Fryderyka, Bismarcka, Nietzschego, Wagnera, nie oszczędza się nawet Goethego. Czy chodzi o to, aby odżegnać się od własnej historii, od swej niemieckości? Jest w tym samobiczowaniu i zarzekaniu się wielkości niemieckiej, która co prawda ze wszystkich wielkości jest najbardziej zwodnicza, wiele autentycznej szczerości i dobrej woli, ale jest w tym również coś, co budzi politowanie”. Jak mądrze nie odrzucić tradycji, jak odnieść zwycięstwo w klęsce, to były od początku Mannowskie tematy. „Ja przecież — wspomina w liście do Maximiliana Brantla — ciągle piszę historię «upadku»; była nią już moja pierwsza powieść — wywodząca się z lektury Nietzschego, a dopiero „Doktor Faustus”, którego Pan niebawem przeczyta, jest prawdziwie Nietzscheańską powieścią”.

Wyznawał, że czuje się przede wszystkim humorystą. Jego dążeniem jest uczynić bez uproszczeń lekkim to, co jest ciężkie; jego ideałem jest jasność także wtedy, gdy buduje długie okresy. Ceni humor, ponieważ jest to postawa wobec rzeczywistości bliższa skromności niż pychy. Wspomina, że nawet w powieści najbardziej mrocznej, „Doktorze Faustusie”, posługiwał się humorem. Zapewne. Był to jednak humor w tonacji lodowatej — jak cały utwór. Adrian Leverkühn jest zimny, odcięty od świata, pozbawiony litości, miłości, swobody. Jeżeli „Czarodziejską górę” można uznać za rozwinięcie tematu o związkach życia i rozkładu ze „Śmierci w Wenecji”, to „Doktor Faustus” podejmuje z tego opowiadania temat namiętności w odmiennym ujęciu: stanowi przypowieść o zabójczej, odbierającej miłość pysze, za którą płaci się duchową martwotą. Leverkühn przywodzi na myśl Stawrogina[4]: fascynuje wszystkich, ale jest osobowością do gruntu wypaloną. Ta biografia, oparta na mitycznie ujętym życiu Fryderyka Nietzschego, jest ze wszystkich ważniejszych utworów Manna najdalsza od nietzscheanizmu; nie opowiada bezpośrednio o dojściu hitlerowców do władzy, jest metaforyczną przypowieścią o duchowym paraliżu; w tym sensie dotyka tematu totalitaryzmu (raczej jego konsekwencji niż źródeł) i w tym sensie mówi o Nietzschem, ale już martwym. Pasternak przedstawił w „Doktorze Żywago” ocalenie jednostki mimo zewnętrznych klęsk, Mann w „Doktorze Faustusie” ukazał potępienie jednostki mimo zewnętrznych triumfów jej poczynań; siłą obu powieściopisarzy nie jest przenikliwość analizy socjopolitycznej i dokładność tła historycznego, lecz odważne spojrzenie w głąb duszy i szukanie tam źródeł zagrożenia i źródeł ratunku. Jak napisał Fryderyk Nietzsche w „Wiedzy radosnej”: „Trzeba Niemcom wybić z głowy ich Mefistofelesa: i Fausta w dodatku. Są to dwa moralne przesądy wrogie wartości poznania”.

 

 

 

           

           

 

 


[1] ↑ T. J. Reed, Thomas Mann: The Uses of Tradition (Nowy Jork: Oxford University Press, 1996), str. 399.

[2] Susan von Rohr Scaff, "Doktor Faustus", w: The Cambridge Companion to Thomas Mann, red. Ritchie Robertson (Nowy Jork: Cambridge University Press, 2002), str. 175.

[3] Onym owocom południa

Podobny, nazbyt podobny,

Spoczywam tu, zaś drobnych

Chrząszczów roje

Wciąż mię węszą i igrają.

A wraz z nimi jeszcze mniejsze,

Swawolniejsze i grzeszniejsze

Chęci i zachcianki, —

Również przez was oblegany

Nieme, przeczuć pełne

Dziewczęta — koty,

Dudu i Suleika,

— Osfinksiony, aby w jedno słowo

Wiele uczuć wepchać:

(Niech mi Bóg wybaczy

Ten grzech względem języka!)

[4] Bohater powieści Fiodora Dostojewskiego „Biesy”.

 

 

  

24 listopada 2024

Trybunał dusz

 

„Trybunał dusz„

Donato Carrisi

Autor/ włoski pisarz, scenarzysta i dziennikarz. Już debiutancka powieść pod tytułem „Zaklinacz” przyniosła mu międzynarodową sławę i uznanie wśród wielbicieli literatury kryminalnej. Carrisi pisze mistrzowsko prowadzone thrillery z wartką, sensacyjną akcją i mrocznym nastrojem, który kłóci się zupełnie z tym, co zwykliśmy myśleć o włoskiej prowincji. Urodził się w roku 1973. Z wykształcenia jest prawnikiem. Mieszka obecnie w Rzymie. Zanim w pełni poświęcił się pisaniu powieści kryminalnych, pracował jako dziennikarz. Tworzył także scenariusze. Wydany w 2009 roku „Zaklinacz” zaowocował pięcioma międzynarodowymi nagrodami literackimi. Powieść tę przełożono, jak do tej pory, na język angielski, francuski, duński, hebrajski i wietnamski. Książka „Trybunał dusz” to pierwsza część z cyklu „Marcus”, którego bohaterką jest Sandra Vega, młoda policjantka z Mediolanu. Na kartach powieści „Trybunał Dusz” będzie musiała zmierzyć się (jednak) z przeciwnikiem, który wydaje się być wcieleniem istoty zła i okrucieństwa.

Tłumaczenie/ Jan Jackowicz

Tytuł oryginału/ it Il Tribunale delle anime.

Tematyka/ Paenitentiaria Apostolica, zwana też Trybunałem Sumienia – powołany w XII wieku organ Kościoła zajmujący się osądzaniem ludzkich grzechów i gromadzący informacje pozyskane w trakcie spowiedzi, mający swoją siedzibę w Watykanie. Jego tajna baza danych to największe archiwum zła na świecie, kartoteka przestępców, o jakiej mogłoby tylko marzyć FBI. Penitencjariusze analizują wydarzenia kryminalne, wyjaśniają zbrodnie i – w razie potrzeby – interweniują lub dyskretnie informują władze. Choć w XX wieku działalność kongregacji została uznana za nielegalną, jej członkowie nadal działają z potrzeby sumienia.

Główny motyw/ Agenci Trybunału, Marcus oraz jego mentor i przyjaciel Clemente, próbują wyjaśnić zagadkę zniknięcia w Rzymie studentki Lary. Podejrzewają, że została uprowadzona. Choć okoliczności były podobne, policja nie łączy tego zdarzenia ze sprawą Jeremiaha Smitha – przebywającego w klinice Gemelli w stanie śpiączki mężczyzny, w którego willi znaleziono przedmioty dowodzące, iż jest seryjnym zabójcą czterech młodych kobiet. Marcus, człowiek obdarzony wyjątkowym zmysłem obserwacji, wierzy, że jest szansa na uratowanie dziewczyny, że Smith nie zdążył jej zabić. Czy jego przeczucie może mieć inną przyczynę, a on sam, nie zdając sobie z tego sprawy, jest zamieszany w porwanie Lary, a nawet gorsze zbrodnie? Jakiś czas temu został postrzelony w głowę, wskutek amnezji nic nie pamięta ze swojej przeszłości. Nieustannie dręczy go pytanie – kim jest? W tym samym czasie Sandra Vega, policjantka z Mediolanu, po otrzymaniu dziwnego telefonu od człowieka podającego się za agenta Interpolu, rozpoczyna prywatne śledztwo w sprawie zagadkowej śmierci męża. Jak się okazuje, nie była ona wypadkiem, lecz morderstwem.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Rzym to największe zamieszkane miejsce wykopalisk archeologicznych na świecie”.

„(…) mieszkania nigdy nie kłamią”.

„Mówiący o sobie ludzie, potrafią budować piętrowe opowieści, w które w końcu sami zaczynają wierzyć. Ale miejsce, w których żyją, nieuchronnie wyjawia wszystkie ich tajemnice”.

„(…) myśl o nieświadomości nadchodzącej śmierci jest pociechą tylko dla żywych”.

„Czasami Pan Bóg okazuje wielkość poprzez drobne akty zemsty”.

„Chrześcijanie przestali być prześladowani i wyszli z katakumb, za to schronili się w nich poganie”.

„(…) w grupie łatwiej wyzbyć się hamulców, a odpowiedzialność zbiorowa zwalnia od poczucia winy”.

„Czasami ludzie ulegają sile przesądów, pomyślał. I aby wypełnić czymś pustkę, są gotowi uwierzyć w cokolwiek”.

„(…) ból jest jedynym ludzkim doznaniem, które nie musi się wiązać z żadnym wspomnieniem”.

„Kiedy nie można wymierzyć sprawiedliwości, pozostaje tylko wybór między przebaczeniem a zemstą”.

„Każdą istotę ludzką, nawet taką, która wybrała samotny żywot, najbardziej przeraża śmierć w samotności, myśl, że nikt nie będzie po nas płakał, że nikt nie odczuje naszej nieobecności ani nie będzie nas wspominał’.

„Są rzeczy, które nosimy w sobie od dzieciństwa”.

„Potwory także były kiedyś dziećmi (…)”.

„Jest bardziej prawdopodobne, że zamorduje nas bliski krewny albo przyjaciel, z którym utrzymujemy od bardzo dawna zażyłe kontakty, a nie obca osoba”.

„Niełatwo jest wierzyć, że ktoś umieścił nas na świecie tylko po to, żeby patrzeć, jak cierpimy”.

„(…) jakiż to boski plan mógł się kryć za tym łańcuchem tragicznych zdarzeń, które zniszczyły życie dwojga wspaniałych młodych ludzi”.

„Wiara w Boga nie oznacza, że się go kocha”.

„Pytania służą kłamcy za pretekst”.

„W każdym człowieku jest coś, co wykracza poza świadomość, poza doświadczenia i wychowanie. Iskra, która określa go lepiej niż jego imię czy wygląd”.

„Kobiety nigdy nie uprawiają seksu przypadkiem (…)”.

„Za każdym razem, gdy umiera droga osoba, dla tych, którzy zostają, wspomnienia są bolesne”.

„Są rzeczy, które wiążą umarłych ze światem żywych”.

„(…) czas nie zawsze daje nam okazję do naprawienia błędów”.

„Życie jest jedynym antidotum na cierpienie (…)”.

„Nie można mieć do czynienia z mroczną siłą i nie odczuwać jej wpływu”.

„Każdy skończy we własnych odchodach, ale dopiero w takim dniu odkrywamy, kim naprawdę jesteśmy”.

„(…) między dobrem a złem znajduje się lustro. Jeśli w nie spojrzysz, odkryjesz prawdę”.

„Jeśli człowiek odpowiada za swoje czyny, to gdzie tkwi jego wina? W jego ciele, w jego duszy czy w jego tożsamości?”.

„Kiedy nie masz już nic, do czego mogłabyś się zwrócić, pozostaje ci tylko wiara w Boga, w którego nie wierzysz”.

„Potwory nie istnieją, są tylko ludzie, którzy popełniają straszliwe zbrodnie”.

„(…) patrzenie na świat oczami zła jest przekleństwem”.

Na początku należy wyjaśnić, czym we współczesnych czasach zajmuje się najstarsza Dykasteria Kurii Rzymskiej, jaką jest Penitencjaria Apostolska, jak działają jej struktury, uprawnienia, działalności. Zilustrowanie zarówno jej metody codziennej pracy, jak i sposobu traktowania spraw sumienia, pozwolą czytelnikowi zrozumieć, na czym oparł swój pomysł na książkę Donato Carrisi. Musimy mieć świadomość, że z racji swego ciężaru władzy nad ludzkimi sumieniami Dykasteria Kurii Rzymskiej jest zarezerwowana tylko dla Stolicy Apostolskiej. Nie jest znana precyzyjna data jej powstania, lecz na podstawie wiarygodnych źródeł historycznych wiadomo, że pod koniec XII wieku istniał urząd penitencjarza większego. Penitencjaria Apostolska, pomimo swej długiej historii, jest mało znana nawet w świecie kościelnym, głównie z racji natury swej działalności. Na forum wewnętrznym, zarówno sakramentalnym, jak i pozasakramentalnym, Penitencjaria Apostolska udziela „rozgrzeszeń”, „dyspens”, „łask”, „unieważnień”, „zamian” oraz wielu innych łask. Do kompetencji Penitencjarii Apostolskiej należą także sprawy związane z udzielaniem i praktyką odpustów, z wyjątkiem kwestii dogmatycznych tych odpustów, które są zarezerwowane dla Kongregacji Nauki Wiary. Ponadto troszczy się, nawiązując do swych historycznych korzeni sięgających XII wieku, o zapewnienie w bazylikach patriarchalnych Rzymu wystarczającej liczby spowiedników, wyposażonych w odpowiednie upoważnienia. Penitencjaria Apostolska jest więc organem służącym spowiednikom i penitentom. Słusznie można ją nazwać Trybunałem Miłosierdzia, ponieważ jej główną misją jest pomaganie w procesie pojednania z Bogiem i z Kościołem wiernego, który znalazł się w sytuacji niedającej się pogodzić z jego wiecznym zbawieniem.

„Nie istnieją tak straszliwi świadkowie ani tak nieubłagani oskarżyciele jak sumienie, które zamieszkuje w duszy każdego człowieka”. Tymi słowami Polibiusza zaczyna się thriller Donato Carrisi, który pokazuje, że nie trzeba epatować krwią i okrucieństwem na każdej stronie, by przykuć uwagę czytelnika do samego końca. Marcus to człowiek bez przeszłości, którego wspomnienia zostały wymazane przez dramatyczne wydarzenie, które odebrało mu tożsamość. Wskutek postrzału w skroń w pokoju hotelowym w Pradze, po którym pozostała mu widoczna blizna, doznał całkowitej amnezji. Nie pamięta niczego ze swej przeszłości i dręczy go pytanie, kim właściwie jest. Stara się on przypomnieć sobie, co zaszło w owym hotelu, kiedy to zginął ksiądz Devok. Ale Marcus – człowiek z pamięcią lub bez niej – wie, że ma zadanie do wykonania: ma wejść do najciemniejszych jaskiń Zła, gdzie dusza ludzka została bestialsko zbrutalizowana i stała się zdolna do wszelkich niegodziwości. Marcus posiada nadzwyczajny dar, potrafi znaleźć w ludziach anomalie, które mogą doprowadzić go do prawdy. Kiedy ty, praktykujący katolik, idziesz spowiadać się ze swoich grzechów, myślisz, że to sprawa między tobą, księdzem a Bogiem. Chyba że popełniłeś grzech śmiertelny. W tym momencie, bez względu na to, czy jesteś seryjnym mordercą, czy przypadkowym zabójcą, jesteś skatalogowany i zarchiwizowany. Na tym założeniu opiera się książka Donato Carrisiego. Co Kościół robi z tym archiwum, które przechowuje od setek lat? Archiwum początkowo poświęcone zrozumieniu zła, z czasem stało się narzędziem dla księży profilerów, mężczyzn o ukrytej tożsamości (księża-profilerzy się nie znają), którzy odkrywają spiski seryjnych morderców i pomagają policji w ich ujęciu (nie ujawniając przy tym ich tożsamości). Profilerzy ujawniają tylko motywy i działania morderców, sposób ich funkcjonowania, myślenia. Marcus jest jednym z tych Penitencjarzy – profilerów, którzy poruszają się na granicy dobra i zła. Na czym polega dar Marcusa? Autor, pisząc o jego anomalii, tak naprawdę nazywa zdolność Marcusa do empatii, do wczuwania się w psychikę ofiary i zabójcy, znajdowania wskazówek tam, gdzie nikt nie pomyślałby, że istnieją. W rzeczywistości wskazówki, które znajduje ksiądz-detektyw, mają taką spójność, że nie jest to tylko talent… 


            Tym razem Marcus zajmuje się zniknięciem pewnej studentki, Lary. Wszystko wskazuje bowiem na to, że została uprowadzona i może podzielić los czterech kobiet, które w przeciągu ostatnich sześciu lat zostały zamordowane. Gdzie obecnie znajduje się Lara? Czy faktycznie została uprowadzona? A jeśli tak, to czy jeszcze żyje? Pytań jest jednak więcej. Co łączy sanitariuszkę Monikę z mężczyzną po zawale, do którego została wezwana? Czemu na jego piersi wytatuowane zostały słowa „Zabij mnie”? Dlaczego Marcusa ciągle nawiedza ten sam przerażający sen? Czy policjantka Sandra, przez przypadek zaplątana w śledztwo, dowie się, w jaki sposób zginął jej mąż i jakie odkrył tajemnice? I co z tym wszystkim ma wspólnego instytucja rzymskokatolicka, zwana Trybunałem Sumienia, poza tym, że jest bazą danych?

            Donato Carissi podążając za Philipem Zimbardo, słynnym amerykańskim psychologiem, dowodzi w swoich książkach, że co do istoty zła – mylimy się. I to podwójnie. Mylimy się sądząc, że jest ono cechą, i że jest ono obce naszej naturze. Że nikt i nic nie przeciągnie nas na złą stronę, bo nie mamy takich skłonności, nie jesteśmy przecież zdolni do okrucieństwa. Wierzymy, że zło czynią tylko źli ludzie: sadyści, psychopaci, okrutnicy. Jednak codzienne życie pokazuje – a wiele eksperymentów z psychologii społecznej to potwierdza – że najczęściej zło czynią zwyczajni ludzie. I wynika ono z pokusy, z danej sytuacji. Możemy całe życie przeżyć i nie dowiedzieć się, do czego jesteśmy zdolni, bo nigdy nie znajdziemy się w pewnych sytuacjach. Sytuacja bywa jak choroba, czasem trudno jej nie ulec. Jak trafnie zauważył Stanisław Jerzy Lec „na drodze najmniejszego oporu zawodzą najsilniejsze hamulce”. Tym bardziej, że zarażanie złem dokonuje się stopniowo. Krok po kroku poddajemy mu się, zazwyczaj nieświadomi tego, co się z nami i wokół nas dzieje. A zło często nie wygląda na to, czym rzeczywiście jest. Ubiera się w piękne ramy idei, ukrywa we frazesach. Kusi w nieoczekiwanych momentach, poprzez tych, którym ufamy. I nie wymaga od nas żadnych czynów. Bo wystarczy nic nie robić, gdy komuś obok dzieje się krzywda. Philip Zimbardo pokazał krok po kroku, jak przebiega proces uwodzenia zwykłych ludzi przez zło. Jak sytuacja sprawia, że normalni, mili ludzie czynią rzeczy, o które nigdy by siebie nie podejrzewali. A przecież „Potwory także były kiedyś dziećmi (…)”  – napisał Donato Carissi w książce „Trybunał dusz”.

               Religioznawca Prof. Zbigniew Mikołejko problem zła wyjaśnia w taki sposób: „Począwszy od zaratustrianizmu, przez judaizm, chrześcijaństwo i islam – dobro jest uosobione. Ale też od początku sprzeciwia się mu zło. A więc i zło toczące bój z Bogiem zostaje upostaciowione. Pojawia się ten, którego z greckiego nazywamy diabolos, czyli rozdwojnik i potwarca. A poza tym, że sprzeciwia się Panu dobra, ma szczególne cechy. Niby jest postacią, ale także – nicością. Św. Augustyn twierdził, że zło to w istocie brak dobra, czyli niebyt – bo inaczej musiałoby być dziełem Bożym. A więc idąc tym śladem, powiemy, że diabeł jest nicością. To pierwszy paradoks. Jest też drugi: diabeł niby jest osobą, ale piekielnie rozmnożoną. Kim jest szatan w Starym i Nowym Testamencie? Demonem, zabójcą siedmiu mężów Sary, duchami Elilim, włóczącymi się po ruinach Babilonu – ma wiele imion. Pamiętamy, kiedy Jezus wypędza demona z opętanego z Gerazy. >Jak ci na imię?< – pyta. >Legion, bo jest nas wielu< – jest więc diabeł niepochwytny. Miotający się między nicością a istnieniem, między jednością a wielością. Ale jakie jest jego jestestwo? Oczywiście wyobraźnia ludzka, zwłaszcza ludowa, chwacko sobie z tym poradziła, wspomagana przez antypogańską postawę Kościoła, który od antyku jak lodowiec przesuwa się przez Europę. Część bogów pogańskich zostaje zdemonizowana: zmienia się w ikony piekielnych mocy. Mamy też istoty kozłowate, świniowate, ogoniaste, kopytne ze średniowiecznych wyobrażeń. Dziś wydają się śmieszne, wówczas budziły grozę. Podobnie jak cały entourage: piekielna rezydencja, smoła, ogień…

Jest też inny obraz szatana, zaczerpnięty z >Raju utraconego<. Milton pokazuje diabła nie do końca złego, który przygląda się miłości Ewy i Adama, który waha się, czy sprowadzić na nich zło. Wcześniej zaś widzimy diabelskie zastępy, które przed bitwą z aniołami śpiewają przy ognisku żałośnie, serdecznie – jak ludzie, którzy mają zniknąć. My zawsze widzimy diabła w jednoznaczności: zło–dobro, które nie mogą mieć ze sobą nic wspólnego – a Milton idzie tropem chrześcijańskiej szansy dla diabła, którą widzimy np. u św. Franciszka, kiedy mówi: >I ty, diable, nie trać nadziei, też możesz być zbawiony<” (Tygodnik Powszechny TP 42/2011).

            Dzisiejsza wyobraźnia ironicznie odnosi się do dawnych upostaciowań diabelstwa. Widzimy to np. w filmie „Adwokat diabła”, gdzie szatan jest arcyludzki. Dziś szatan jest więc albo człowiekiem, albo abstrakcją. Współcześni teolodzy i filozofowie mówią: piekło to stan duszy. A gdzie diabeł, widły i rogi, siarka i smoła? – pytają tradycjonaliści. Można powiedzieć ironicznie, że nawet w Kościele szatan zatracił funkcję moralizatorską i wychowawczą. Tradycyjnie diabeł występuje w podwójnej i jakby wewnętrznie sprzecznej roli: wciąga w studnię grzechu, a jednocześnie jest tym, który doświadcza i przed grzechem na swój sposób przestrzega. To znów szczególna niejednoznaczność tej postaci. Przecież w Księdze Hioba diabeł działa niejako w porozumieniu z Bogiem. Ale tak naprawdę to my sami tam majstrujemy z diabłem, bo kto tak naprawdę doświadcza Hioba? Jego przyjaciele, a nawet żona!

            Świat wypełniony jest dobrem i złem od zawsze. Według mnie, zło rodzi się z potrzeby władzy, dominowania nad innymi. Polega na intencjonalnym wykorzystywaniu posiadanej władzy po to, by umyślnie krzywdzić ludzi. Szkodzić im: albo fizycznie – ranić, torturować, zabijać, albo psychologicznie – poniżać, niszczyć ich przekonania, religię. Większość z nas, niestety, daje się uwieść władzy – uczuciu mocy, przewagi nad innymi, którą władza daje. To nie samo zło, lecz władza nas fascynuje, władza nad ludźmi czy naturą i proces jej wykorzystania w jakiś nowy sposób. Mężczyźni częściej czynią zło, bo częściej posiadają władzę.

            Kiedy czyta się książkę „Trybunał dusz”, czytelnik podejmuje grę z Sandrą i Marcusem, próbując rozszyfrowywać wskazówki, aby móc wydedukować zabójcę zanim zrobią to bohaterowie książki, a to przecież część zabawy, jaką daje czytanie kryminałów. W książce istnieją teorie spiskowe, korupcja i tuszowanie przestępstw, z którymi należy się mierzyć. Fabuła opiera się na koncepcji, że bez człowieka nie ma zła. Co ciekawe, na światło dzienne wychodzą mało znane aspekty Kościoła katolickiego. Jest też oczywiście Rzym, który ma swój własny charakter. Zarówno to nowoczesne miasto, jak i to antyczne, łączą się ze sobą i opowiadają własną historię. Będąc w Wiecznym Mieście, łatwo jest sobie wyobrazić sceny, które wyłoniły się z tej historii. Jednak piękno książki, której akcja rozgrywa się w Rzymie, polega na tym, że jest ona tak ikoniczna, że miejsca te z łatwością przywołują wspomnienia ze spacerów po uliczkach Wiecznego Miasta. Jest ciekawie, inteligentnie i jest tajemniczo. W tym krótkim zdaniu zawiera się zasadniczo wszystko, co trzeba wiedzieć o „Trybunale dusz”. Dla tych, którzy rozważają sięgnięcie po tę pozycję, przyda się jeszcze jednak informacja – nie jest to lektura, którą szybko się zapomina i równie prędko przechodzi się po jej przeczytaniu do spraw codziennych.

 

 Polecam również:

„Zaklinacz” Książki i Psychoanaliza: Wyniki wyszukiwania: zaklinacz

„Hipoteza zła” Książki i Psychoanaliza: Wyniki wyszukiwania: hipoteza zła