19 czerwca 2025

Głosy Marrakeszu

 

„Głosy Marrakeszu”

Elias Canetti

Autor/ (ur. 25 lipca 1905 w Ruszczuku, zm. 14 sierpnia 1994 w Zurychu) – austriacki pisarz żydowskiego pochodzenia, prozaik i eseista, poeta, dramaturg, tłumacz; laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1981). Elias Canetti urodził się w rodzinie Żydów sefardyjskich, której przodkowie, noszący nazwisko Canete, zostali wygnani z Hiszpanii po ogłoszeniu edyktu z Alhambry (1492). W 1911 jego rodzina przeniosła się z Bułgarii do Manchesteru w Anglii. Po śmierci ojca w 1912 zamieszkali w Wiedniu. W latach 1916–1924 wraz z matką mieszkał w Zurychu i Frankfurcie.

Tłumaczenie/ Hubert Orłowski, Barbara L. Surowska

Tytuł oryginału/ de-at Stimmen von Marrakesch

Tematyka/ Elias Canetti dotarł w 1954 roku do Maroka nie w poszukiwaniu zakazanych rozrywek ani kontrkulturowych inspiracji. Dostrzegł tam żywioł życia – obecny w ludziach i zwierzętach aż do ostatniej chwili przed śmiercią. Symboliczna staje się scena z wynędzniałym osłem, ledwo stojącym na nogach, spomiędzy których sterczy gigantyczny członek – grubszy niż kij, którym został uderzony. To pomieszanie seksualności z brutalnością przewija się przez obrazy wielonarodowej społeczności Marrakeszu. Jest wśród niej obrzydliwy Francuz, który nie ukrywa pedofilskich doświadczeń z arabskimi dziewczynkami. Są też świadectwa prostytucji – zakwefione na co dzień arabskie żony zarabiają pieniądze, których potem nie mają nawet jak wydać. Canetti odsłania kulisy niezwykle konserwatywnego świata, który za fasadą restrykcyjnej religijności próbuje ukryć to, co rozgrywa się w burdelach. Nie moralizuje jednak ani nie pastwi się nad swoimi bohaterami – po prostu ich portretuje, opowiada, opisuje. Beznamiętnie – a jakie z tego rodzą się namiętności!

Główny motyw/ Przechodzień krąży po ulicach, targach i placach, spogląda uważnie, zarazem rozkoszując się dystansem – nie rozumie języka, nie pojmuje reguł, którymi rządzi się otaczający go świat, i to właśnie daje mu osobliwy komfort. Cywilizacja arabska jest wbrew stereotypom cywilizacją skrajnie prywatną – domy to twierdze zamknięte przed intruzami. Owa świadomość, że co i rusz dotyka tajemnic, których nigdy nie będzie mu dane poznać, jest dla narratora szczególnie ekscytująca. To trochę wyprawa na inną planetę, trochę podróż w głąb czasu, do alternatywnego średniowiecza, a trochę nostalgiczne poszukiwanie rzeczywistości, w której – inaczej niż w modernizującej się, poranionej przez totalitaryzm Europie – wciąż można się ukryć w intymnym cieniu.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ale dziś wojna to już nie wojna. Człowiek się dziś nie liczy, tylko maszyna.”

„Zdumiewa mnie, ile godności jest w przedmiotach, które człowiek wykonywał.”

„Nasze współczesne życie dlatego jałowieje, że otrzymujemy do domu, do użytku, gotowe przedmioty; niby z brzydkich czarodziejskich aparatów.”

„W czasie podróży człowiek znosi wszystko, oburzenie zostawiając w domu.”

„Prawdziwi podróżnicy są bez serca.”

„Wieść niesie, że biedni dostaną się do raju o pięćset lat wcześniej niż bogaci.”

„Czy istnieje coś brudniejszego od pieniędzy?”

„Przyszła mi na myśl wędrówka dusz. Może dusza każdego człowieka musi choć raz jeden wcielić się w Żyda (…).”

„Mędrzec jest dzieckiem przez całe życie (…).”

„Dzień różni się od dnia. Noc zaś nosi tylko jedno imię.”

„Infantylizm modlitwy: człowiek modli się o to, co i tak otrzymuje, zamiast o to, co nieosiągalne.”

„Nikt nie może przyjść na świat nie zauważony, choćby przez statystykę.”

„Od chwili gdy życie ludzkie przestało być miarą, wszelka miara straciła swą wartość.”

„Bóg to największa pycha człowieka.”

„W historii stanowczo za mało mówi się o zwierzętach.”

„Człowiek jest wdzięczny swym przodkom, ponieważ ich nie zna.”

„Na czym polega grzech pierworodny zwierząt? Dlaczego zwierzęta muszą umierać.”

„W pijaństwie wszystkie narody wydają się być jednym i tym samym narodem.”

„W życiu realnym istnieje usprawiedliwienie dla podejrzliwości, która jest czymś strasznym i stanowi w zasadzie trzy czwarte obiegowej mądrości życiowej. Wystarczy pomyśleć o instytucji pieniądza. Jak bardzo dowierzamy pieniądzom, z jaką fantastyczną podejrzliwością je chronimy!”

„Wolność to każdy człowiek przed tobą, który cię nie zna. (…) Tam jest wolność, gdzie nikt cię nie kocha.”

„Prawdziwy Sąd Ostateczny: ni stąd, ni zowąd zmartwychwstali oskarżają we wszystkich językach Boga.”

„Jakże można kochać kogoś, kogo się poznało na wylot?”

„Żyć w mieście tak długo, aż stanie się człowiekowi obce.”

„Spalił wszystkie swoje książki i zostawszy pustelnikiem ukrył się w bibliotece publicznej.”

„Studiowanie paranoi kryje w sobie wiele niebezpieczeństw.”

„Nigdy bardziej nie obawiam się siebie samego, aniżeli w skończoności i pełni cudzego błędu, który jest dla mnie zrozumiały.”

„Najpotworniejszy tłum, jaki można sobie wyobrazić, to tłum składający się z samych znajomych.”

„Stwórca nie może istnieć już choćby dlatego, że nie sposób wyobrazić sobie  jego smutku nad losem świata stworzonego. Byłby on nie do zniesienia.”

„Najbardziej niepojętym faktem jest bezbronność zmarłych.”

„Pierwszy rezultat przystosowania się do innych: stajemy się nudni.”

„Tylko niedowiarek ma prawo stykać się z cudami.”

„Nawet najbardziej urwane historie znajdują konsekwencję w powtórzeniu.”

„Tchórzem, prawdziwym tchórzem jest tylko ten, kto lęka się własnych wspomnień.”

„W Anglii nie mówi się pochwał wprost, po to trzyma się psy.”

„Alkoholik moralności: upija się błędami innych.”

„Im bardziej filigranowe zegary, tym niebezpieczniejsze czasy”

„W atmosferze smutku zawsze się na coś zanosi (…).”

„Gdy plemię Bakairów jest niezadowolone ze swego wodza, opuszcza wioskę prosząc go, by rządził sobie sam.”

 „Dawniej człowiek mógł  udawać, że o niczym nie wie. Dziś może udawać bezradnego, ponieważ wie zbyt dużo.”

Elias Canetti pisał kiedyś: „Boli mnie, że nigdy nie dojdzie do buntu zwierząt przeciw nam, cierpliwych zwierząt, krów, owiec, całego bydła, oddanego w nasze ręce i nie mogącego od nas uciec. Wyobrażam sobie, jak w rzeźni wybucha rebelia i rozlewa się na całe miasto; jak zwierzęta bezlitośnie depczą na śmierć mężczyzn, kobiety, dzieci i starców; jak pędzą ulicami i przewracają pojazdy, szturmują bramy i drzwi, wlewają się w swojej wściekłości aż na najwyższe piętra domów, jak tysiące zdziczałych wołów miażdżą wagony metra pod ziemią, a owce rozdzierają nas na sztuki ostrymi zębami. Nie mogę się pogodzić z faktem, że nigdy to nie nastąpi; że nigdy nie zadrżymy przed nimi, właśnie przed nimi wszystkimi.”

Tak, bezbronność zwierzęcych niewolników boli, podobnie jak obojętność ludzi, którzy mogliby być ich obrońcami i z tysiąca powodów nie chcą, ale czy powinna boleć nieumiejętność zemsty? Obrona i zemsta to co innego. Zemsta zaciera różnicę między katem i ofiarą. Obrona jest prawem krzywdzonego. Czy marzymy o tym, żeby Żydzi zbudowali obozy koncentracyjne, gazowali i palili ciała milionów Niemców i Niemek, nie wyłączając ich dzieci?

Byk, który broniąc się przed śmiercią na arenie kaleczy lub zabija człowieka, jest w tym całkowicie usprawiedliwiony. Byk, któremu przypisuje się zdolność do okrucieństwa, to ofiara krzywdzącej manipulacji wizerunkiem. Wielu oburza fakt, że niektóre psy przedstawia się jako z natury niebezpieczne, bo należą do „agresywnej rasy”, co piętnuje zarówno psy, jak i ich opiekunów. W obronie tych zwierząt pokazuje się zdjęcia psa słodko śpiącego obok ludzkiego niemowlaka, bo przecież „to kłamstwo, że to urodzeni potencjalni mordercy.” Dlaczego nie oburza nas manipulacja odwrócenia ról?

„Nie, psy nie porzucą bezbronnych ludzi, bo im się znudzili czy dlatego, że wyjeżdżają w długą podróż. Konie nie dosiądą dżokejów i nie zbudują torów z przeszkodami, na których łamie się kończyny. Świnie nie będą szukać noża, żeby poderżnąć gardło rzeźnikowi, wrzucić go do oparzarki, rozebrać na części, przehandlować i zajadać się, zapominając skąd wzięło się mięso. Krowy nie będą gwałcić kobiet, żeby te rodziły dzieci o delikatnych, jadalnych ciałach i miały laktację, którą zapakuje się w karton z napisem „prosto od kobiety” i spożytkuje się na rzecz cieląt. Zwierzęta nie są w stanie zachować się tak podle jak ludzie. A może tworzenie takich wizerunków to wyraz bezsilności? Wszyscy nieobojętni mają prawo ją odczuwać na widok braku sprawiedliwości. Większość zwierzęcej krzywdy nie jest karana. Nie jest nawet karalna. Przeciwnie, jest wynagradzana: poczuciem wygody i smaku, dobrobytem (jak dziwnie brzmi to słowo w kontekście totalnego zła wyrządzanego zwierzętom), nie mówiąc o możliwości zbudowania wysokiego statusu społecznego i karier przez tych, którzy tą krzywdą zarządzają.” (Dariusz Gzyra – działacz społeczny, publicysta, weganin. „Krytyka Polityczna 4 LUTEGO 2015”).

            Zacząłem ten tekst od artykułu Dariusza Gzyra, ponieważ poruszył mnie rozdział z książki Eliasa Canettiego „Głosy Marrakeszu”, który dotyka okrucieństwa wobec starych wielbłądów na placu targowym w Marrakeszu. W wielu miejscach ustawiono prowizoryczne zagrody, w których tłoczyły się wystawione na sprzedaż zwierzęta. Każde z nich można było dokładnie obejrzeć, kupić, a później załadować na przyczepę tuktuka lub przywiązać do bagażnika motoru i zawieźć do domu. Bardzo często w tej ostatniej drodze towarzyszył ofierze nie tylko nowy właściciel, ale również gromada dzieci, dla których czas spędzony na targu był idealną okazją do zabawy, oraz rzeźnicy, których z daleka wyczuwały przerażone wielbłądy: nic nie może równać się dzikiej gonitwie i błagalnym głosom zwierząt prowadzonych na rzeź.

            Czytając te krótkie opowiadania przemierzamy wąskie uliczki miasta, widzimy ślepca wkładającego monetę do ust, słyszymy głos szalonej kobiety i czujemy zapach świeżego chleba. Czujemy Marrakesz tak, jak pisarz poczuł to miasto. Canetti, nie rozumiejąc języka tubylców, słuchał głosu miasta i nasiąkał jego melodią. Głosy to właściwie za mało powiedziane, ponieważ z każdej relacji Canettiego wyłania się natychmiast obraz, a wraz z nim często także zapach i smak. Ta książka działa na zmysły i na wyobraźnię! Noblista z 1981 r., Elias Canetti, trafił do Marrakeszu w 1954 r. właściwie przypadkiem – jako osoba towarzysząca ekipie filmowej. Wrażenia z pobytu opisał w sposób „naiwny” – nie przygotowywał się, nie studiował książek, nie próbował uczyć się języka. Opisał m.in. karawanę wielbłądów przeznaczonych do rzeźni, żebraków, ulicznych opowiadaczy i pisarzy. Suk z całym bogactwem faktur, kolorów i zapachów, na który towary spływają wprost z warsztatów rzemieślników, przeciwstawił pustce nowoczesnego życia z jego produktami jednorazowego użytku. „W podróży akceptuje się wszystko, oburzenie zostaje w domu. Patrzy się, słucha, zachwyca się najstraszniejszymi rzeczami, bo są nowe. Dobrzy podróżnicy są bez serca.” 


            Elias Canetti nie miał ambicji reportera ani nie stroił się w szaty zadumanego moralisty. Z premedytacją nie pogłębiał lektur na temat miejsca do którego przybył, i sądząc po charakterze relacji, należy mu w tym względzie absolutnie wierzyć. Przyjął punkt widzenia zafascynowanego i zdziwionego obcym dla niego światem przechodnia, przybysza niemającego pretensji do zgłębiania i wytrwałego komentowania kulturowych różnic, a także ludzkiego indywidualnego i zbiorowego egoizmu. By naprawdę odczuć obcość, należy pozostać obcym, co paradoksalnie pozwoli odkryć częstokroć zaskakujące punkty wspólne – oto zamysł pisarza. Był więc Canetti podróżnikiem nieograniczającym się do – choćby i najbardziej urokliwych czy zaskakujących – impresji. Podróżnik „musi być bez serca” – pisze, i nie jest to w ustach tego subtelnego humanisty zamierzona przewrotność, umyślnie podkreśla sprzeczność prowadzącą do szybkiego i błyskotliwie zwycięskiego przezwyciężenia, ale raczej jedynie celny opis twórczej metody. Canetti w książce „Głosy Marrakeszu” pisał: „Hobbes. Z grona filozofów nie związanych z żadną religią tylko ci potrafią wywrzeć na mnie wrażenie, których myśli są wystarczająco radykalne. Hobbes jest jednym z nich. W tej chwili ma dla mnie szczególne znaczenie. Tylko nieliczne z jego myśli uważam za słuszne. Tłumaczy wszystko egoizmem, i choć zna tłum (wspomina o nim dość często), nie ma nic do powiedzenia na jego temat. Ja natomiast pragnę pokazywać właśnie, jak bardzo złożony jest egoizm, jak to, nad czym on panuje, właśnie wcale się nad nim nie wiąże. Wywodzi się z odmiennych, niż on obszarów natury ludzkiej, tych właśnie, których Hobbes nie dostrzega.”

            Canettiego nie interesowały łatwe triumfy. Owa przejęta przez niego metoda zakładała konieczny dystans i nieuleganie sentymentalnym powrotom, które mogą skutecznie zaburzyć proces pilnej obserwacji. Twórca założył zatem z góry, że nie rozpozna obcego świata w całej jego złożoności. Za to z pełną uwagą wpatrzył się w jego powierzchnię, będąc świadomym zarówno swych ograniczeń, jak i tego, że być może ujrzy tam to, co właśnie on mógłby ujrzeć. Tak dzieje się z mężczyzną opisanym na wstępie: „Poczułem do niego niepohamowaną miłość” – relacjonował narrator. Czyż nie odkrył w nim własnej tęsknoty za ojcem (rodzic Canettiego zmarł wcześnie i niespodziewanie) i za odnalezieniem się choćby w wielce niedoskonałej (rodzinie Dahanów daleko od ideału) wspólnocie rodzinnej i etnicznej, a także pokusy, by stać się częścią ortodoksyjnej, kierującej się czytelnymi regułami, przynajmniej w porównaniu z nim samym, społeczności. Jednak po dłuższym zastanowieniu autor zwraca się do oświeceniowych reguł życia: „Potrafią brać Boga do ust niby chleb. Mogą – gdy mają ochotę – wymieniać go, wzywać i interpretować. Rozgryzają jego imię, połykają jego ciało. A do tego jeszcze mówią, że nie ma dla nich nic  bardziej dostojnego. Podejrzewam wielu modlących się o to, że usiłują wytargować od Boga wiele rzeczy, zanim ktoś inny to zrobi, nie zamierzając przekazać ich dalej. Śmieszny jest przy tym fakt, że wszyscy pragną tego samego, a mianowicie – zaspokojenia najbardziej pospolitych życiowych potrzeb, i modlą się wspólnie. Również i pod tym względem podobni są do gromady żebraków, która rzuca się niby natrętny i bezczelny rój na jednego obcego. Nie potrafiłbym się modlić, nawet gdybym umiał. Modlitwa wydawała mi się zawsze wyjątkowo bezwstydnym naprzykrzaniem się Bogu, najbardziej obrzydliwym z grzechów. Wprowadziłbym po każdej modlitwie dłuższy okres pokuty.”

            Podążając dyskretnie podpowiadanym przez pisarza szlakiem, można zauważyć wiele kolejnych podobnych tropów. W opisach lęku przeczuwających śmierć wielbłądów i obojętnego stosunku arabskich kupców i rzeźników do przygotowywanych do rzezi zwierząt nietrudno dostrzec paralele do krwawych wydarzeń w Europie. Tym bardziej że informatorzy narratora wspominają swój udział w dwóch wielkich europejskich wojnach. Obojętność na cierpienie przy jego powszechności – to jest dla Canettiego doznanie uniwersalne, które stale napotyka. Tak jak i chęć życia, pomimo i ponad wszystko, irracjonalna i powszechna. Canetti wielokrotnie opisuje żywioł życia, który kołacze się w ludziach i zwierzętach do ostatniej chwili przed spodziewanym końcem. Jego uwagę przykuwa stary osioł przymuszany do udziału w jakichś niezrozumiałych dla Europejczyka widowiskach i z trudem trzymający się na nogach. W pewnym momencie zdumiony narrator zauważa, że zwierzęciu sterczy gigantyczny członek, potężniejszy niż kij, którym je bito. „Każdemu uciemiężonemu życzę rozkoszy w nędzy” – pisze wtedy poruszony Canetti. Te ziemskie rozkosze mogą być różnego rodzaju. Silny, acz dyskretny erotyzm jest siłą, której zresztą sam ulega, obserwując niedostępne dla niego kobiety, a także z pewnym spokojnym przerażeniem odkrywając podłość, jaka kryje się za związanym z kolonializmem i religijnymi zakazami utajonym seksualnym handlem.

            Z rodzajem spokojnego żalu, ledwie powstrzymującej nostalgii opowiada Canetti o dwóch dziedzinach dawnych rozkoszy, które Europa jeszcze wówczas nie do końca straciła, lecz proces ich utraty wydawał mu się nie do zatrzymania. Jedna z nich to religijna żarliwość, jaką zauważa wśród miejscowych kupców, a zwłaszcza wśród żebraków, bynajmniej ich nie idealizując, lecz dostrzegając w ich nawykowych modlitwach refleks potężnej duchowej tradycji. Tradycji, wypływającej z — pomimo wszystko — bliskiego europejskiemu źródła metafizycznej tęsknoty. Jak w opisywanym w zakończeniu przypadku „człowieka – brązowego tobołka”. Autor z wielką subtelnością ukazał powikłany splot tego, co duchowe z tym, co cielesne. Wola przetrwania, wola życia łączy się dla niego z reguły z perspektywą głodu wieczności. I znowu mamy w książce porównanie do dzieł słynnego malarza Hieronima Boscha. „U Boscha zdumiewa barwna nijakość zakochanych. Barwne bogactwo jego zwierząt i owoców, fantastyczne wynalazki twórców skalnych i studni krystalicznych, twory, w których umieszcza pary zakochanych, męki piekielne wymyślone przez niego – wszystko to, w porównaniu z bladymi, zawsze do siebie podobnymi postaciami ludzkimi, ma w sobie coś rozwiązłego, bujnego, jest przebogate i bez dna. Nigdy dotąd żywioł tłumu i egalitaryzm człowieka nie znalazł w sztuce tak przekonującego wyrazu. Ludzie, skoro tylko są nadzy, stają się na jego obrazach jak gdyby odbiciem lustrzanym. Ubrani mają różne twarze, nadzy natomiast podobni są do Adama i Ewy. (…) Nawet w systemie kar piekielnych nic nie wiąże się z brzemiennością. Miłość żyje sama dla siebie; wyrzucona poza świat wartości i cen, wypreparowana ze świata następstw.”

            Wreszcie zastał w Maroku Canetti jeszcze jedną wspaniałość, chyba dla niego największą: sztukę snucia opowieści, wręcz budzącą jego zazdrość wymieszaną z dumą. Jednak owa trudno uchwytna pomimo kulturowych podziałów wspólnota ludzkich doświadczeń być może jest tylko intelektualną iluzją, mrzonką, którą europejski twórca przywiózł w obce miejsce wraz ze sobą. O randze pisarstwa Eliasa Canettiego świadczy i to, że w pełni zdawał sobie sprawę z takiej ewentualności. Być może ludzie nie potrafią pokonać dzielących ich barier z lęku. Canetti tym razem przywołuje postać biblijnego proroka Jonasza. „Jonasz odzwierciedla dwie istotne cechy proroka [pisarza także, dopisek autora]: strach przed tym urzędem, który gna go aż do żołądka wieloryba; i gniew, że jego proroctwo się nie spełnia. Ta druga właściwość jest u proroków szczególnie odrażająca i niebezpieczna. Zmuszeni są pragnąć tego, co najgorsze, skoro już zostało przez nich przepowiedziane. Traktują pogróżki Boga bardziej serio, aniżeli on sam. Prorokiem być niełatwo; traktuje się go serio tylko w chwili, gdy sprawdza się jego przepowiednia, i dlatego nie może on zrezygnować z tej chwili. Wydzierają prorokowi jego triumf. Bóg oszukuje go, zaś prorok, który opowiada o najbardziej przerażających wydarzeniach, umie znieść wszystko prócz uczucia śmieszności. I dlatego mniemanie, według którego uosabia on w swoisty sposób to zło, o którym opowiada, przyczyniając się zarazem do jego sprowadzania, nie jest całkiem wyssane z palca. Gdyby dało się go zmusić do innej przepowiedni, niejedno mogłoby się inaczej potoczyć. I dlatego ludzie usiłują wywrzeć na niego nacisk.”

            Elias Canetti bez cienia ostentacji podjął taki wysiłek. W czasach, gdy często relacje z ciągle obcymi, choć tak na pozór bliskimi światami budzą przerażenie lub krótkotrwałe zatroskanie ludzi Zachodu, postawa Canettiego wydaje się aktualna. Cóż z tego, że nie śmiał on sobie wyobrażać ludzi takimi, jakimi są naprawdę? Jako „władca papieru” był w stanie sprawić, że zostali ocaleni w jego spojrzeniu.

            

 

07 czerwca 2025

Uległość

 

„Uległość”

Michel Houellebecq

Autor/ Michel Houellebecq, naprawdę nazywa się Michel Thomas, od urodzenia do piątego roku życia mieszkał w Algierii ze swoją babcią ze strony matki, potem rodzice oddali go pod opiekę drugiej babci, mieszkającej we Francji. To właśnie jej nazwisko panieńskie stało się w przyszłości jego pseudonimem literackim. Szkolny outsider długo szukał swojego miejsca w życiu. Studiował rolnictwo, a w ramach studenckich praktyk odwiedził Polskę, gdzie bardzo mu się spodobało. Po szkole rolniczej kontynuował edukację w szkole filmowej. Do czasu debiutu literackiego w 1994 r. pracował w ministerstwie rolnictwa, a potem w niższej izbie parlamentu francuskiego jako informatyk. Z tych doświadczeń obszernie czerpał, opisując w swoich książkach francuskich urzędników. W tym też czasie pisarz zawarł pierwszy związek małżeński – w 1980 r. (jego owocem jest syn Étienne), ale zupełnie nie sprawdził się w roli męża i ojca.

Tłumaczenie/ Beata Geppert

Tytuł oryginału/ fr Soumission

Tematyka/  Książka „Uległość” Houellebecqa trafiła na swój czas. Europa już od kilku dobrych lat żyje w strachu przed islamem: Francuzi – w dużej mierze w obawie przed imigrantami pochodzącymi z Maghrebu i Zachodniej Afryki – zwrócili się ku Frontowi Narodowemu, który bije rekordy popularności; w Niemczech w siłę rośnie antymuzułmańska Pegida; po zamachu na żydowską szkołę w Tuluzie oraz w odpowiedzi na setki antysemickich incydentów, znad Sekwany wyjechało do Izraela kilkanaście tysięcy francuskich Żydów. Do tego wszystkiego należy dodać antymuzułmańskie i antyimigranckie nastroje w Szwajcarii, Belgii czy Holandii. Któż na zachodzie Europy nie wydałby dziś z ciekawości 20 euro na powieść głośnego pisarza, który w przewrotny sposób opisuje islamizację Francji?

Główny motyw/ Świat roku 2022 przedstawiony w „Uległości” to wciąż ten sam świat, który zamieszkują Michel i Bruno z „Cząstek elementarnych” i Jed Martin z „Mapy i terytorium”. Miejsce, w którym wszystkie współczesne projekty emancypacyjne – od rewolucji przemysłowej, przez rewolucję polityczną, aż po rewolucję obyczajową – przeradzają się w swą własną karykaturę, nie oferując człowiekowi nic ponad monotonną konsumpcję, fasadową demokrację i rozkosz płatnego seksu. W takim świecie zanurzony jest też François, główny bohater i jednocześnie narrator „Uległości” – 44-letni samotny wykładowca Sorbony specjalizujący się w twórczości Huysmansa. Czas odmierzają mu sezonowe romanse ze studentkami i powolny rytm roku akademickiego.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) literaturę łatwo oskarżyć o wszelkie grzechy.”

„U mężczyzn miłość nie jest niczym innym jak wdzięcznością za otrzymaną rozkosz (…).”

„Ale czy to wystarczy, żeby życie miało sens? I dlaczego w ogóle życie ma mieć sens? Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszej potrzeby sensu. Zgodnie ze swoim rozumowaniem żyją, bo żyją, ot i wszystko; zapewne umierają, bo umierają, i na tym się kończy ich analiza.”

„Wielu ludzi interesuje się polityką i wojną, ale ja niezbyt sobie ceniłem te źródła rozrywki; pewnie szkoda, ale byłem równie upolityczniony jak ręcznik kąpielowy.”

„Mit Kasandry pokazuje, że pesymistyczne przepowiednie wciąż się spełniają; wyglądało na to, że centrolewicowi dziennikarze są równie zaślepieni jak Trojanie.”

„Ludzie żyjący w określonym systemie społecznym prawdopodobnie nie potrafią sobie wyobrazić punktu widzenia tych, którzy niczego od systemu nie oczekując, planują jego zniszczenie.”

„Ludzie uwielbiają, kiedy ich się słucha, o czym wiedzą wszyscy śledczy, wszyscy pisarze, wszyscy szpiedzy.”

„(…) przecież niełatwo całe życie zamknąć w trzydziestokilogramowym bagażu.”

„Sama idea ojczyzny nie wystarczy, musi być połączona z czymś silniejszym, z mistyką wyższego rzędu.”

Najwyraźniej zwykła chęć życia już nie wystarczała, aby nadal przeciwstawiać się cierpieniom i kłopotom, które znaczą drogę życiową przeciętnego mieszkańca Europy Zachodniej; nie potrafiłem żyć dla samego siebie, a dla kogóż innego miałbym żyć?”

„Nietzsche ze swoim węchem starej dziwki miał w sumie rację: chrześcijaństwo jest religią kobiecą.”

„Prawda jest taka, że większość ludzi nie zastanawia się nad tymi zagadnieniami, które uważają za zbyt filozoficzne; zaczynają o nich myśleć, dopiero gdy stają w obliczu jakiejś tragedii: ciężkiej choroby, śmierci bliskiej osoby.”

„Czy nie jest odrobinę śmieszne, gdy cherlawa istota, żyjąca na anonimowej planecie, usytuowanej na odległym odgałęzieniu zwyczajnej galaktyki, wstaje na tylne łapki i proklamuje: >Bóg nie istnieje<.”

„(…) cywilizacje nie giną zamordowane, lecz umierają śmiercią samobójczą.”

„I Freud doskonale to zrozumiał, podobnie jak Tomasz Mann: skoro dwa najbardziej rozwinięte, najbardziej cywilizowane narody świata, francuski i niemiecki, mogły sobie zgotować tak bezsensowną rzeź, Europa jest już martwa.”

„Islam to jedyna religia, która zabroniła używania przekładów dla celów religijnych, bowiem Koran w całości opiera się na rytmie, rymach, refrenach, asonansach.”

„(…) przeszłość zawsze jest piękna, przyszłość zresztą również, tylko teraźniejszość zadaje ból, który nam towarzyszy jak ropiejący wrzód między dwiema nieskończonościami beztroskiego szczęścia.”

„(…) jeśli gatunek ludzki jest zdolny do jakiejkolwiek ewolucji, zawdzięcza to jedynie intelektualnej elastyczności kobiet.”

Francuski tytuł książki „Soumission” oznacza uległość. Ale nie chodzi tylko o to jak sprawnie, bez protestów, islam zawładnął Francją i Europą. Wcześniej ludzie Zachodu też pozostawali w niewoli upadłych mitów o demokracji, szczęściu jednostki czy spełnionym życiu. Wybierając republikę islamską, porzucili tylko jedno zniewolenie na rzecz innego: rozpaczliwą pustkę zamienili na uporządkowaną wygodę. Bo człowiek według Houellebecqa chce przede wszystkim ładu, spokoju i poczucia bezpieczeństwa; reszta to kilka zbankrutowanych idei.

Reprezentantem tej chorej cywilizacji jest narrator powieści François, renomowany profesor literatury na paryskiej Sorbonie, wypalony i zmęczony życiem czterdziestolatek. To on opowiada nam o wydarzeniach, które – inaczej, niż chciałoby się myśleć – Francją wcale nie wstrząsnęły, lecz przyniosły jej ukojenie. François to właśnie zombi Zachodu. Żyje samotnie, nie ma przyjaciół, tylko luźnych znajomych, ale rozmowy z nimi uważa za ciężar. Od lat nie ma wieści od swych już rozwiedzionych rodziców, nic go nie obchodzą ci „egoistyczni baby boomers”, a i oni nie pragną z nim kontaktu. Zresztą w całej powieści nikt się nikim specjalnie nie interesuje, co w pisarstwie Houellebecqa nie jest nowe. Wszystkie jego powieści można opatrzyć stemplem: Uwaga, samotność! Toteż François, żyjąc w odosobnieniu, znajduje wytchnienie, czy raczej pozór życia, w lekturze Jorisa-Karla Huysmansa, dekadenckiego pisarza, który nawrócił się na katolicyzm, oraz w seksie. Co rok wiąże się z jakąś studentką i rozstaje się z nią na zakończenie roku, na trwalsze związki nie ma ochoty. Traktuje kobiety jak erotyczne używki. Ale ciało, choć dostarcza mu seksualnych przyjemności organizujących życie, bo to jedyne pożądanie, jakie odczuwa, jest też źródłem utrapień. Ciało go męczy, bo tu grzybica, a tam hemoroidy, i nieco brzydzi, więc nawet ta jedyna realna część egzystencji okazuje się mizerna. Swą mizantropię François rozciąga także na siebie. „Nie byłem w stanie żyć dla siebie, a dla kogoś innego nie miałem jak” – wyznaje.

François ma gdzieś politykę. Demokracja z rządzącą na przemian lewicą i republikańską prawicą to dla niego „podział władzy między rywalizującymi gangami”. Jak przyznaje, czuje się równie upolityczniony jak „ręcznik w łazience”. Toteż jego opowieść o politycznej rewolucji, podana w formie dziennika, pozornie niedbałych, lecz przekazujących intensywność zdarzeń zapisków, jest beznamiętna, jakby sprawozdawał wydarzenia na odległym kontynencie. Dowiadujemy się więc, że podczas drugiej kadencji prezydenta socjalisty Francja upadła. Jest coraz więcej nędzy, bezrobocia i przestępczości, mnoży się zbrojna przemoc, zwłaszcza między muzułmanami a skrajnymi obrońcami rdzennej francuskiej tożsamości. Jakieś Kasandry wieszczą nieszczęście, ale znużone stałym napięciem publiczność i media przestają na to reagować. Nic dziwnego zatem, że w wyborach prezydenckich w 2022 r. do drugiej tury przechodzi Marine Le Pen, szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, oraz Mohammed Ben Abbes, przywódca Bractwa Muzułmańskiego, głoszący program umiarkowanej teokracji. To właśnie on dogaduje się z partiami upadłej republiki i zwycięża. Francuzi oddychają z ulgą, nawet okazują entuzjazm, wszak spada przestępczość i zmniejsza się bezrobocie, oraz gładko dostosowują się do nowego reżimu.

Podstawą nowego ustroju jest patriarchalna rodzina, niemal jak niegdyś w Europie, tyle że poligamiczna. A gospodarka ma się opierać na małych rodzinnych przedsiębiorstwach. Nowy prezydent nie jest wrogiem zjednoczonej Europy, przeciwnie – marzy mu się Unia Islamska w miejsce Unii Europejskiej. A te jego marzenia nabierają realności, bo jak się dowiadujemy z powieści, muzułmanie rządzą już w Belgii i współrządzą w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Holandii. Tam też nie słychać o protestach. Ta rzeczywistość nie napawa François wstrętem. Przygląda się jej najpierw z ciekawością, a potem, gdy nowy reżim zaczyna go uwodzić, z pewną nadzieją na przezwyciężenie duchowej i egzystencjalnej pustki. Próbował tego wcześniej, konfrontując się z figurą Madonny w Rocamadour. Ale bez powodzenia, bo choć Madonna miała moc, którą czuł przez chwilę, to stracił z nią kontakt: „zostałem ja – ciało słabe i uszkodzone”. Przeżycia metafizyczne okazały się w jego przypadku niedościgłym mirażem. Toteż nie metafizyka zbliża go do nowej rzeczywistości ani nawet nie obietnice zawodowych zaszczytów. Wciąga go to, że stanie się panem kobiet. „Szczytem szczęścia jest poddaństwo: człowieka Bogu, kobiety mężczyźnie” – kusi go świeży dygnitarz, niegdyś jego uniwersytecki kolega. Co wprowadza nas w klimat „Biesów” Dostojewskiego: władza ma być fundamentalnym spoiwem społecznym. I w takie szczęście płynące z władzy nad kobietami, nad ich duszami i ciałami, François jest gotów uwierzyć.

„Ale trafne jest też zestawienie >Uległości<, zwłaszcza zawartej w powieści temperamentnej publicystyki, z nie mniej pamfletowym pisarstwem Marksa. Bo potężna jest siła rażenia Houellebecqowskiego słowa skierowanego przeciw współczesności, elitom uniwersyteckim, konformistycznym, zainteresowanym jedynie własnymi karierami, czy politykom. I co ważniejsze, w >Uległości< historia zdaje się wieść nas nieuchronnie do nowego trwałego porządku. Tyle że zamiast walk klasowych, prowadzą do niego antagonizmy między światem świeckim a religijnym. I jest tak jak u Marksa: stare upada, nowe króluje, zaś umarłej przeszłości nikt nie okrywa żałobą. Ale właściwie co króluje? Houellebecq, niczym wytrawny politolog, daje nam spójny obraz nowych zasad. Szkolnictwo staje się religijne, głównie islamskie. Ale także katolicy, a nawet ortodoksyjni Żydzi, mogą mieć swe szkoły. Bo wrogiem jest laicyzm, a nie inne religie. Na uniwersytetach prawo do nauczania mają tylko muzułmanie, stąd liczne konwersje świeckich intelektualistów. Kobiety mogą studiować, choć zachęca się je, by uczyły się na kursach gospodarstwa domowego. Skłania się je też do porzucania pracy w zamian za wysokie zasiłki. Oczywiście muszą się ubierać według ortodoksyjnych islamskich reguł.[1] 


Wywody poświęcone zmianom systemu i bezproblemowej kolaboracji Francuzów to wyborny pamflet literacko-polityczny. Część recenzentów porównuje „Uległość” do pisarstwa Orwella, zwłaszcza do „Roku 1984”, antyutopii ukazującej totalitarne społeczeństwo. Zresztą sam Houellebecq podsuwa taki trop. „Kto kontroluje dzieci, kontroluje przyszłość” – to, jak czytamy, podstawa nowego reżimu przypominająca Orwellowską formułę: „Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”. Ale porównanie z Orwellem kuleje. Brytyjski pisarz widzi słabość wolności, lecz wierzy w jej wartość i w to, że jej pragnienie trwa w ukryciu. Bohater Houellebecqa wolność uznaje za majak. O ile społeczeństwem Orwellowskim rządzą przemoc i strach, o tyle to Houellebecqowskie kieruje się pragnieniem ładu i wygody. Co w przeciwieństwie do demokracji nowy reżim zapewnia.

Podobnie jak wszystkie powieści Houellebecqa, „Uległość" czyta się w dużej mierze jak fabularyzowany esej, wygłaszany w długich, zakrapianych alkoholem dialogach po obiedzie. Tematy są znane: seks, miłość, socjologia, metafizyka, religia, Nietzsche, późnokapitalistyczna rozpacz, nie wspominając o zwiotczeniu ciała („Brak erekcji z jednej strony, sucha pochwa z drugiej”). Jak zawsze, pojawiają się drollowe, ballardowskie peany na cześć dóbr konsumpcyjnych („Obiady z mikrofalówki były niezawodnie mdłe, ale ich kolorowe, radosne opakowania reprezentowały prawdziwy postęp (...) poczucie uczestnictwa w zbiorowym doświadczeniu, rozczarowujące, ale egalitarne, utorowało drogę do częściowej akceptacji”).

Jedni nazywają „Uległość" satyrą, inni dystopią. Czy jest to krzyk ostrzegawczy, bliska rzeczywistość, której należy się obawiać, czy też koncepcja najciemniejszych lęków ignorantów? Prawda leży gdzieś pośrodku. Sam Houellebecq, z którym przeprowadzono obszerny wywiad po publikacji powieści w dniu masakry w redakcji Charlie Hebdo, powiedział we wrześniowym wywiadzie dla „The Guardian": „Rolą powieści jest dostarczanie rozrywki czytelnikom, a strach jest jedną z najbardziej zabawnych rzeczy, jakie istnieją”. Twórczość Houellebecqa jest emblematyczna – jest powtórką – napędzanych strachem nagłówków, które sprzedają czasopisma i gazety oraz utrzymują telewizory nastawione na 24-godzinny komentarz do wiadomości. Destylując tradycyjny histeryczny język wiadomości do bardzo wiarygodnego i przyziemnego życia swojego narratora, Houellebecq zmusza swoich czytelników do zastanowienia się nad wpływem historii, które opowiadamy sobie codziennie. Strach jest potężną uwodzicielką, a Houellebecq, opisując oderwane od rzeczywistości, akademickie życie, rozumie, że najpotężniejszym sposobem odkrywania czegoś jest umieszczenie tego w kontekście zwyczajności. „Uległość” jest zakorzeniona w historii na tyle współczesnej, że jest wiarygodna, choć wydarzenia polityczne są drugorzędne w stosunku do drobiazgowych szczegółów i bezsilności życia François. Jest otoczony kadrą akademików i pracowników rządowych, ludzi, którzy chętnie wyjaśniają mu działania rządu, religię i zmiany polityczne. Chociaż niektóre z tych przemówień graniczą z jawnym demaskatorstwem, są pomocne w kontekstualizacji niepokojów w świecie, które otaczają bohatera. François odczuwa zmiany społeczne, ale tylko jako niedogodności. „Ogarnęło mnie uczucie, że wszystko zniknie” – mówi w pewnym momencie, ale kiedy siły stabilizujące w jego życiu – dziewczyna lub praca – znikają, myśli tylko o tym, z kim będzie uprawiał seks. „Byłem dokładnie tam, gdzie chciał mnie muzułmański kandydat” – mówi – „w stanie swobodnie unoszących się wątpliwości. Nic z tego nie tylko nie brzmiało przerażająco, ale też nic z tego nie brzmiało szczególnie nowo”. François, który nie jest szczególnie zainteresowany historią, który nie jest szczególnie związany z żadnym innym narodem ani żadnymi innymi bezpośrednimi konsekwencjami przewrotu politycznego, jest dla Houellebecqa odpowiednikiem niespostrzegawczych mas. W jego życiu nie chodzi o nic szczególnie fascynującego, a mimo to przechodzi przez zmiany, ponieważ nie mają one na niego wystarczającego wpływu. Jego życie, zarówno przed, jak i po wyborach, pozostaje prawie takie samo.

Nie sposób jednak mówić o „Uległości” bez odniesienia się do traktowania kobiet w świecie patriarchalnym. Chociaż twierdzenie, że relacja damsko-męska jest przykładem relacji mężczyzny z Bogiem, nie jest niczym nowym, w świetle lekceważącego i uprzedmiotawiającego zachowania François – i stale rosnącej skłonności do wykorzystywania kobiet – jest to bardziej złowrogi argument. Do czasu, gdy dochodzi do tej rozmowy, pod koniec powieści, François używa kobiet tylko w służbie swoich najniższych potrzeb. Houellebecq wyraźnie chce, abyśmy rozważyli, w jaki sposób François wykorzystuje kobiety w kontekście nowego prawa religijnego – prawa, które konsekwentnie i bez subtelności podporządkowuje sobie kobiety. Chociaż „Uległość” przedstawia momentami mroczny obraz ludzkości i sceptyczny pogląd na ustanowioną religię i rząd, prowokacyjne dzieło Houellebecqa zadaje ważne pytania, nawet jeśli obraża. „Uległość” to rodzaj powieści, która skłania czytelnika do krytycznego myślenia.

Bliżej Houellebecqowi do tradycji literatury francuskiej. Jakby Balzac czy Zola albo Maupassant zostali przetrawieni przez Céline’a. Bo „Uległość” z rozmachem demaskuje współczesny świat. Ale Balzac, ukazując okropieństwa kapitalistycznej Francji, pokazując świat obojętny na los jednostki, w którym przetrwać mogą jedynie silni i cwani, upajał się zarazem rodzącą się mocą kapitalizmu. Takiej fascynacji nie czuli już Zola ani Maupassant, opowiadając o kryzysie człowieczeństwa, bezwzględnym wyzysku czy awansie szumowin do elit politycznych i medialnych. Tyle że oni wierzyli w podstawowe wartości, w sens etycznych zasad i z tej perspektywy opisywali rzeczywistość. Trzeba było lekcji Céline’a, by uznać, że to perspektywa fałszywa, bo świat jest z wartości wyzuty. Są tylko instynkty przetrwania, resentymenty i koszmar egzystencji. Jak u Houellebecqa.

Żeby było jasne, celem Houellebecqa nie jest krytyka islamu. Zamiast tego mamy w książce do czynienia z wyczerpanymi, wylewnymi, krótkowzrocznymi europejskimi klasami gadającymi – intelektualistami, politykami i dziennikarzami. Przez cały czas Houellebecq – podobnie jak jego narrator – zachowuje przerażający dystans i samozadowolenie, co stawia jego krytykę społeczną w niejednoznacznym świetle. Pisze z wyraźną aprobatą: „Dla Francuzów intelektualista nie musiał być odpowiedzialny.” Ale najbardziej wywrotowym aspektem „Uległości” może być paralela, jaką Houellebecq rysuje między „uległością kobiet wobec mężczyzny [...] oraz islamską ideę podporządkowania się człowieka Bogu”. Omawiając siłę erotycznej powieści „Historia O” Dominique Aury, muzułmański prozelityzm przypisany jest „szokującej i prostej idei, która nigdy nie została tak dobitnie wyrażona, że szczyt ludzkiego szczęścia tkwi w najbardziej absolutnym poddaniu” – całkowite poddanie się odnajduje również w sposobie, w jaki islam interpretuje świat. „Oszałamiająca, a zarazem prosta myśl, nigdy dotychczas niewyrażona z taką mocą, że szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna uległość. Miałbym pewne opory przed zaprezentowaniem tej myśli swoim współwyznawcom, którzy mogliby ją uznać za bluźnierczą, ale ja dostrzegam wyraźny związek między bezwzględną uległością kobiety wobec mężczyzny jak w >Historii O< a uległością człowieka wobec Boga, o której mówi islam. Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat jako taki, używając języka Nietzschego”. Ateistyczny materializm i surowość wolnego rynku seksualnego oferują jedynie smutek i brak sensu, podczas gdy polityczny islam zapewnia cel, stabilność, ciężarówki saudyjskich i katarskich pieniędzy, wiele żon dla mężczyzn i życie wypełnione spełnioną uległością dla kobiet. „Muzułmańskie żony są bez wątpienia uległe i oddane, zostały przecież tak wychowane, żeby mężczyźnie dać rozkosz (…)”. „(…) w najmniejszym stopniu nie  kryłem wówczas wrażenia, jakie zrobiły na mnie uroda Aiszy i paszteciki na ciepło Maliki”. Czego tu nie kochać?

 


[1] Marek Belin „Kontynent żywych trupów”, Magazyn książki do czytania Nr 1 (16) Marzec 2015.

Polecam również:

„Unicestwianie” Michel Houellebecq

Książki i Psychoanaliza: Wyniki wyszukiwania: Unicestwianie