07 października 2018

Wszystko rozpada się / Świat się rozpada


„Wszystko rozpada się”

(„Świat się rozpada”)


Chinua Achebe



Autor/ właśc. Albert Chinụalụmọgụ Achebe (ur. 16 listopada 1930 w Ogidi, Nigeria, zm. 21 marca 2013 w Bostonie, USA) – nigeryjski pisarz, poeta, krytyk i nauczyciel akademicki. W 2007 nagrodzony The Man Booker International Prize. Pisał w języku angielskim, tematyką jego powieści była Afryka, a zwłaszcza problemy społeczne, polityczne i kulturowe, tuż po odzyskaniu niepodległości. Zwany był „ojcem” nowoczesnej literatury afrykańskiej. Był najczęściej tłumaczonym pisarzem afrykańskim.

Tłumaczenie/ Jolanta Kozak

Tematyka/ Książka opowiada o życiu Okonkwy z plemienia Ibo, przywódcy i lokalnego mistrza zapasów w fikcyjnej nigeryjskiej wiosce Umuofia. Dzieli się na 3 części: pierwsza opisuje jego rodzinę i dotychczasowe życie, zwyczaje i społeczeństwo Ibo, a dwie dalsze mówią o wpływie brytyjskiego kolonializmu i chrześcijańskich misjonarzy na tę społeczność.

Główny motyw/ Nigeria przedkolonialna, ok. roku 1895. Okonkwo chce być silnym mężczyzną, gdyż jego ojciec ma wiele słabości. Okonkwo buduje własne bogactwo, jest odważny i potężny, ma 3 żony, jest jednym z przywódców wioski. Jego problemy zaczynają się, gdy dla pokazania swej męskości zabija przybranego syna, zakładnika z innej wioski. Wkrótce przypadkiem zabija z broni syna najstarszego mężczyzny w wiosce, Ezendu, i zostaje wygnany na 7 lat. W tym czasie w Umuofii pojawiają się biali kolonizatorzy. Po powrocie Okonkwo wchodzi z nimi w konflikt, on i inni przywódcy niszczą kościół chrześcijański, za co są ukarani chłostą. Okonkwo zabija potem białego wysłannika pragnącego zapobiec powstaniu. Wieś nie udziela mu wsparcia zbrojnego. Nie chcąc być sądzony, wiesza się, co jest potępiane wśród Ibo.


Cytaty z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Zawsze powtarzał, że widok ust nieboszczyka przypomina mu, jaką głupotą jest nie najeść się w życiu do syta”.

„Starzy ludzie powiadają, że słońce najpierw świeci na tych, co stoją, a dopiero później na tych, co przed nimi klęczą”.

„Ale Okonkwo działał z zapałem opętańca. Bo też istotnie opętany był lękiem przed godnym pogardy życiem ojca i jego haniebną śmiercią”.

„Wyrocznia powiedziała mu: >Twój zmarły ojciec chce, żebyś mu poświęcił kozę <. A wiecie, co on odpowiedział Wyroczni?. Odpowiedział tak: >Zapytaj się mojego zmarłego ojca, czy za życia miał na własność, chociaż kurę <”.

„(…) bo jak to powiadają: starej kobiecie zawsze nieswojo, jak słyszy przysłowie o suchych kościach”.

„Ale co w jednym miejscu jest dobre, to w innym jest złe”.



               „Wszystko rozpada się” lub w innym tłumaczeniu „Świat się rozpada” to pierwsza i najsłynniejsza powieść Chinui Achebe, napisana w reakcji na mało przychylny obraz Afrykańczyków, prezentowany w kanonicznych angielskich tekstach, takich, jak „Jądro ciemności” Josepha Conrada czy „Mister Johnson” Joyce’a Cary’ego. Sprzedano ponad 8 milionów egzemplarzy tej książki i przełożono ją na ponad 30 języków. Opowiada o historycznej tragedii, jaką było przybycie Brytyjczyków do ziemi Igbo we wschodniej Nigerii. W pierwszej części autor prezentuje złożoną i dynamiczną lokalną kulturę i religię, dziewiczą i nieskażoną przez cywilizację europejską. Część druga opisuje zmiany społeczne spowodowane przez pierwszych osadników i chrześcijańskich misjonarzy. Część ostatnia koncentruje się na problemie milczenia Afryki, będącym bezpośrednią konsekwencją brytyjskich rządów kolonialnych. Na tym tle opowiedziane zostają losy głównego bohatera, Okonkwo. „Wszystko rozpada się” to powieść antykolonialna. Znaleźć tu można liczne przykłady milczenia Afrykanów lub ich nieobecności, ukazanych, jako kontrast dla angielskiej obecności i wymowności. Jednak pomimo tych aktów uciszenia, dzieło to wskazuje inny kierunek: protestując przeciwko kolonializmowi, czci radosną hałaśliwość nieskolonizowanego świata ludu Igbo. Kultura Igbo to kultura mówiona- pełno tu obrzędów, przysłów, przypowieści, dyskusji, plotek i rozmów, nad którymi górują wszechobecne zachodnioafrykańskie „mówiące bębny”.

                  Autor uważał, że zadanie pisarza zależy od stanu, w jakim znajduje się jego kraj, i tylko, jeśli jego ludzie mają się dobrze, może pozwolić sobie na większą swobodę. Sam Achebe nigdy nie skorzystał z takiego przywileju. Jego debiutancka powieść "Wszystko rozpada się" ukazała się w 1958 r. w brytyjskiej oficynie Williama Heinemanna i natychmiast została uznana za pierwszą prawdziwą powieść afrykańską. Na czym polegała jej prawdziwość? Nigdy wcześniej do świadomości zachodniego czytelnika nie przebił się obraz Afryki stworzony przez mieszkańca tej ziemi. Zachód oglądał ten kontynent -żyjących na nim ludzi, ich języki i obyczaje - własnymi oczami. Łatwo się domyślić, że była to perspektywa uwzględniająca tylko jeden- imperialny- punkt widzenia. Achebe zrozumiał, że walka z kolonializmem będzie skuteczna tylko wtedy, gdy uda się rozmontować fundamenty zachodniego sposobu myślenia. Nie wystarczą interwencje międzynarodowych organizacji niosących pomoc, nie wystarczy zaangażowanie polityczne postępowych rządów. Trzeba zmienić świadomość ludzi, a najlepszym środkiem do tego celu jest literatura.

                Bohater książki „Wszystko rozpada się” Okonkwo był szeroko znany w dziewięciu wioskach, a nawet dalej. Sławę zawdzięczał solidnym osobistym osiągnięciom. Jako osiemnastoletni młodzieniec okrył chwałą rodzinną wioskę, powalając Amalinzego „Kota”. Amalinze był wielkim zapaśnikiem, przez siedem lat niepokonanym przez nikogo od Umuofii po Mbaino. Nosił przydomek „Kot”, ponieważ jego grzbiet nigdy nie dotknął ziemi. Tego właśnie człowieka Okonkwo obalił w walce, o której starzy ludzie zgodnie mówili, że była najzajadlejszą od czasu, gdy założyciel ich osady zmagał się z duchem puszczy przez siedem dni i siedem nocy. To było przed wielu laty, dwudziestu albo i więcej, a od tamtego czasu sława Okonkwo rozprzestrzeniała się jak pożar buszu. Okonkwo był wysoki i potężny, a krzaczaste brwi i szeroki nos nadawały mu bardzo srogi wygląd. Miał ciężki oddech; powiadano, że gdy spał, jego żony i dzieci w chatach obejścia słyszały, jak sapie. Kiedy szedł, ledwo muskał ziemię stopami- wyglądał, jakby stąpał na sprężynach, jakby miał zaraz rzucić się na ofiarę. I bywało, dość często, że rzucał się na innych. Lekko się jąkał, więc kiedy wpadał w złość i nie mógł się wysłowić, używał pięści. Nie miał cierpliwości do nieudaczników. Nie miał cierpliwości do swojego ojca.

                 Unoka, bo tak miał na imię ojciec Okonkwo, umarł przed dziesięciu laty. Za życia był leniwy, niezaradny i całkiem niezdolny do myślenia o jutrze. Gdy trafiły mu się jakieś pieniądze, co zdarzało się rzadko, zaraz kupował tykwy wina palmowego, skrzykiwał sąsiadów i urządzał zabawę. Zawsze powtarzał, „że widok ust nieboszczyka przypomina mu, jaką głupotą jest nie najeść się w życiu do syta”. Unoka był, rzecz jasna, zadłużony, każdemu sąsiadowi winien był pieniądze. Unoka był biedny, a jego żona i dzieci ledwo miały, co jeść. Ludzie wyśmiewali się z niego, że jest obibokiem, i zarzekali się, że nie pożyczą mu ani kauri, bo nigdy nie oddaje. Ale Unoka jakoś zawsze umiał jeszcze raz pożyczyć i powiększyć swoje długi. Unoka zmarł, nie przyjąwszy w życiu żadnego tytułu, w dodatku ciężko zadłużony. Czy można się, więc dziwić, że syn, Okonkwo, wstydził się ojca? Całe szczęście, że jego lud zwykł oceniać mężczyznę wedle wartości własnej, a nie wartości ojca. Po Okonkwo widać było, że jest stworzony do wielkich rzeczy. Był jeszcze młody, a już zdobył sławę wielkiego zapaśnika w dziewięciu wioskach. Jako zamożny rolnik, miał dwie spiżarnie pełne jamsów i właśnie poślubił trzecią żonę. W dodatku szczycił się dwoma tytułami i opinią nadzwyczajnej waleczności w dwóch wojnach plemiennych. Tak, więc, choć młody, Okonkwo już stał się jednym z najważniejszym ludzi swoich czasów. Wśród jego ludu szanowano, co prawda, wiek, ale czczono osiągnięcia. Jak to mawiali starzy: „dziecko, które samo umyło ręce, może jeść z królami”. Okonkwo od dawna „sam mył ręce”, dlatego jadł z królami i ze starszyzną. Z tego też powodu dostał pod opiekę młodego skazańca, poświęconego wiosce Umuofia przez jej sąsiadów dla uniknięcia wojny i rozlewu krwi. Nieszczęsny młodzik zwał się Ikemefuna.

                 Okonkwo rządził w domu twardą ręką. Jego żony, szczególnie najmłodsza, żyły w ustawicznym lęku przed ognistym temperamentem głowy rodziny, tak samo zresztą ich małe dzieci. Możliwe, że w głębi duszy Okonkwo nie był okrutnikiem. Ale całe jego życie zdominował lęk, lęk przed porażką i słabością. Ten lęk był w nim głębiej zakorzeniony niż lęk przed złymi i kapryśnymi bogami, przed magią, przed puszczą, przed siłami przyrody, złowieszczymi, o czerwonych zębiskach i szponach. Lęk Okonkwo był większy niż te wszystkie lęki. Nie pochodził z zewnątrz, lecz wypływał z jego wnętrza. Był to lęk przed samym sobą obawa, aby się nie okazać podobnym do ojca. Już, jako mały chłopiec Okonkwo brzydził się ojcowskim nieudacznictwem i słabością, wciąż pamiętał, jak bardzo go zabolało, gdy towarzysz zabawy powiedział o jego ojcu: „agbala”. Właśnie w ten sposób Okonkwo dowiedział się, że „agbala” to nie tylko inna nazwa kobiety, ale epitet dla mężczyzny, który nie pozyskał żadnych tytułów. Dlatego Okonkwo oddał się władzy jednej pasji: nienawidzić wszystkiego, co jego ojciec, Unoka, kochał. Jedną z takich rzeczy była łagodność, inną- bezczynność. Przy takim ojcu jak Unoka Okonkwo nie miał takiego startu w życiu, jak wielu innych młodych mężczyzn. Nie odziedziczył ani spiżarni, ani nawet młodej żony. Jednak pomimo tych niedogodności, jeszcze za życia ojca zaczął kłaść podwaliny pod swoją dostatnią przyszłość. Odbywało się to powoli i z wielkim trudem. Ale Okonkwo działał z zapałem opętańca. Bo też istotnie „opętany” był lękiem przed godnym pogardy życiem ojca i jego banalną śmiercią.
                       
                   Kiedy zakładnik Ikemefuna trafił do wioski, starsi klanu postanowili, że przez jakiś czas pozostanie pod opieką Okonkwo. Nikt jednak nie sądził, że potrwa to aż trzy lata. Wyglądało to tak, jakby zapomniano o chłopcu, ledwie decyzja zapadła. Z początku Ikemefuna bardzo się bał. Raz czy dwa próbował uciec, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać. Wspominał matkę i trzyletnią siostrę, i gorzko płakał. Nwoye żona Okonkwo była dla niego bardzo dobra i traktowała go jak własne dziecko. On jednak stale pytał tylko: „Kiedy pójdę do domu?”. Ikemefuna chorował przez trzy targowe tygodnie, a gdy wyzdrowiał, zdawało się, że przezwyciężył swój wielki strach i smutek.

                   Ikemefuna był z natury żywym chłopcem i domownicy lubili go coraz bardziej, zwłaszcza dzieci. Syn Okonkwo, Nwoye, dwa lata młodszy od Ikemefuny, nie odstępował go na krok, bo starszy chłopiec zdawał się wiedzieć i umieć wszystko. Potrafił zrobić fujarkę z pędu bambusa, a nawet ze słomianej trawy. Znał nazwy wszystkich ptaków i zestawiał sprytne pułapki na drobne gryzonie z buszu. Wiedział, z którego drzewa ściąć gałąź na najmocniejszy łuk. Nawet sam Okonkwo bardzo polubił chłopca- co, oczywiście, ukrywał. Okonkwo nigdy nie zdradzał swoich uczuć, chyba, że chodziło o uczucia gniewu. Okazywanie uczuć było oznaką słabości; jedyną rzeczą wartą okazywania była siła. Traktował, więc Ikemefunę tak, jak traktował wszystkich- twardą ręką. Nie ulegało jednak wątpliwości, że lubi chłopca. Czasami, kiedy udawał się na walną wioskową naradę lub na zbiorowe święto przodków, pozwalał Ikemefunie iść ze sobą, jak synowi, i nieść swój stołek oraz worek z koziej skóry. Ikemefuna zaś zwracał się do niego „ojcze”. Przez trzy lata mieszkał Ikemefuna w domostwie Okonkwo, a starszyzna Umuofii jakby o nim zapomniała. Rósł szybko, niczym „młody pęd krzewu” w porze deszczowej. Całkowicie wtopił się w nową rodzinę. Okonkwo radował się w duchu rozwojem syna i wiedział, że to była zasługa Ikemefuny. Lecz pewnego dnia do Okonkwo przyszedł Ezeudu, najstarszy mężczyzna z okolicy. W swoim czasie był wielkim, nieustraszonym wojownikiem, więc szanowano go teraz wielce w całym klanie. Był także wysłannikiem „wyroczni” Umuofia, która zdecydowała, aby chłopca zabić tylko, dlatego, że nazywa Okonkwo swoim „ojcem”. Na drugi dzień z samego rana grupa starszych ze wszystkich dziewięciu wiosek stawiła się w domu Okonkwo i zabrała chłopca poza wioskę. Szli, więc mężowie zbrojni w osłonięte pochwami maczety. Po chwili padły ciosy, Ikemefuna przeszył zimny dreszcz lęku i krzyknął do Okonkwo: „Mój ojcze, zabili mnie!”. Zaślepiony lękiem, Okonkwo chwycił maczetę i zadał decydujący śmiertelny cios. Bał się, żeby go nie uznali za słabeusza.

                     Najgorsze do Okonkwo miało dopiero nadejść. Podczas plemiennego pogrzebu, kiedy bębny i tańce rozszalały się jeszcze bardziej ogniście, właśnie wtedy z samego centrum delirycznej orgii podniósł się agonalny krzyk i wrzask przerażenia, jakby ktoś rzucił czar. Wszystko umilkło. Pośrodku zbiorowiska leżał chłopiec w kałuży krwi. Był to szesnastoletni syn zmarłego, który wraz z rodzonymi i przyrodnimi braćmi wykonywał tradycyjny pożegnalny taniec na cześć ojca. Strzelba Okonkwo wypaliła znienacka i żelazny odłamek przeszył serce chłopca. Zapanował zamęt, jakiego jeszcze nie znała historia Umuofii. Zabicie członka rodzimego klanu było zbrodnią przeciwko bogini ziemi, więc winowajca musiał zbiec przed klanem. Zbrodnia ta miała dwie odmiany: męska i żeńską. Okonkwo popełnił żeńską, gdyż zadziałał niechcący. Wolno mu było powrócić do klanu po siedmiu latach.

                    Tej samej nocy spakował wszystkie swoje najcenniejsze rzeczy w toboły do niesienia na głowie. Jego żony szlochały głośno, a dzieci płakały wraz z nimi. Ledwie zaświtało, wielki tłum odzianych w wojenne stroje mężczyzn przypuściło szturm na obejście Okonkwo. Podpalili jego chaty, rozwalili czerwony mur, pozabijali zwierzęta, zburzyli stodołę. Tak mściła się bogini ziemi, oni byli tylko jej wysłannikami. Nie mieli w sercach nienawiści do Okonkwo. Wśród nich był też jego największy przyjaciel, lecz rytuał nakazywał zniszczyć to, co spowodowało śmierć chłopca.

                       To na wygnaniu Okonkwo dowiedział się, że do wioski przybyli misjonarze. Wznieśli swój kościół, pozyskali garstkę wiernych. Młody Kościół w Mbancie przeżył u swojego zarania parę kryzysów. Początkowo klan uważał za oczywiste, że Kościół nie przetrwa długo. On jednak trwał, i stopniowo rósł w siłę. Krążyły także pogłoski, że biały człowiek przyniósł ze sobą nie tylko religię, ale i rządy. Siedem lat to długa nieobecność we własnym klanie. Nie zawsze czekało na człowieka miejsce, które opuścił. Zaraz po odejściu zajął je ktoś inny. Klan był niczym jaszczurka, która traci ogon, lecz szybko odrasta jej nowy. Okonkwo był oburzony na nową religię, lecz wielu mężczyzn i kobiet w Umuofii nie podzielało jego oburzenia na nowe porządki. To prawda, że biały człowiek przyniósł bałamutną religię- ale też pobudował sklep: nagle olej palmowy i ziarno stały się towarem wysokiej wartości i do wioski zaczęły napływać duże pieniądze. Pobudowano także szkołę, do której zgłaszało się coraz więcej uczniów. A misjonarze nagradzali ich za to podkoszulkami i ręcznikami. Powrót Okonkwo do ojczystej ziemi nie był aż tak wielkim wydarzeniem, jak sam Okonkwo sobie życzył. Mieszkańcy skupili swoją uwagę na lokalnym Kościele i profitach, jakimi Kościół ich obdarowywał. Okonkwo zaczął się buntować przeciwko Kościołowi i nowym rządom białego człowieka. Jego buntownicze działania doprowadzą go do tragedii.

                     Pisarstwo Achebego wyrasta z jego biografii. Dorastał w regionie Nigerii zamieszkanym przez lud Igbo w schrystianizowanej rodzinie (jego ojciec, jako jeden z pierwszych przyjął chrześcijaństwo od anglikańskich misjonarzy). Od najmłodszych lat obserwował spory religijne między bliższą i dalszą rodziną (ta ostatnia pozostała przy tradycyjnych wierzeniach). Edukację zawdzięczał szkołom założonym w Afryce przez Europejczyków. Studiując zachodnią literaturę, wierzył jeszcze, że pomyślny rozwój Nigerii zależy od szybkości, z jaką przebiegać będzie jej akulturacja. Szybko jednak przyszło otrzeźwienie, które Achebe zawdzięczał nie tylko wyjątkowej przenikliwości i inteligencji, ale także działalności publicznej (przez lata pracował, jako dziennikarz radiowy).

Przez całe życie krytykował kolonializm, analizując każdy jego aspekt, ujawniając każdą nikczemność najeźdźców i szukając lekarstwa na wywoływane przez nich choroby społeczne. Podkreślał, że za stan Afryki odpowiada cały zachodni świat - również ci, którzy nie realizowali bezpośrednio kolonizatorskiego projektu. Krwawe rządy europejskich potęg, które uczyniły z Afryki antropologiczno-ekonomiczne laboratorium, nie byłyby możliwe bez milczącego przyzwolenia milionów Europejczyków. Zło czynili nawet ci, którzy przybywali do Afryki z zamiarem pomocy (w ich przekonaniu) zacofanym społecznościom. Dlatego najważniejszym zadaniem Afrykanów - tłumaczył Achebe - jest zidentyfikowanie wroga i rozpoznanie jego prawdziwego imienia.  Opowiadał przy tej okazji anegdotę popularną wśród Igbo. Stado ptaków zostało zaproszone na ucztę w niebie. Gdy dowiedział się o tym żółw - osobnik nieprzyjemny i złośliwy - zaczął zabiegać o to, by ptaki zabrały go ze sobą. Zgodziły się, choć niechętnie. Aby uczcić zgodę między gatunkami, żółw zaproponował, aby wszyscy wybrali dla siebie nowe imiona, które będą symbolizować to przymierze. Ptaki uznały pomysł za osobliwy, ale od tej pory zwracały się do siebie z namaszczeniem: jeden nazwał się Mistrzem Nieba, drugi Strumieniem Światła, kolejny Błyskiem Słońca... Żółw wybrał sobie najdziwniejsze imię: Wy Wszyscy. Gdy dotarli do bram nieba, żółw wysunął się przed szereg i zapytał, dla kogo przygotowano wspaniałe potrawy. Gospodarz odpowiedział: "Dla was wszystkich, oczywiście".

              Dobrze mieć tę opowieść w pamięci, kiedy usłyszy się często w ostatnich dniach powtarzaną na Zachodzie opinię, zgodnie, z którą pisarstwo Achebego jest... dla nas wszystkich.

                 

                        


30 września 2018

Przypadkowa


„Przypadkowa”


Ali Smith




Autorka/ (ur. 24 sierpnia 1962 w Inverness) – szkocka pisarka, dramaturg, dziennikarka, wykładowca akademicki, członek Royal Society of Literature, odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego.

Tłumaczenie/ Agnieszka Andrzejewska

Tematyka/ Amber jest prawdą, która przeraża i leczy zarazem. „Id est”, powiedzonko powracające z denerwującą regularnością przez większą część powieści, zdaje się tu uzyskiwać nowe znaczenie. Sprawdza się świetnie, jako manieryzm budujący postać dwunastoletniej Astrid, jest jednak zarazem manieryzmem wiele mówiącym, grą słów odsyłającą nas wprost do kategorii psychoanalitycznych: „id est”, to jest, „id jest”. Czy zatem Amber to metafora nieświadomości każdego z bohaterów? I czy jako metafora pozbawiona jest realności? Pytanie o to, w jakim sensie twory wyobraźni, sposoby, w jaki przedstawiamy świat są rzeczywiste powraca wielokrotnie w powieści Smith. Do najbardziej ujmujących należy scena, w której Amber szkicuje dziewczynkę rysującą swoją matkę. Matka ma karykaturalne proporcje, kulki zamiast rąk i kreskę zamiast ust, ale na następnym rysunku Amber rysunkowa matka odbiera swą rzeczywistą córeczkę ze szkoły. Jak pisze autorka: „matka naprawdę pojawia się w tym kształcie w prawdziwym świecie, i to jest śmieszne”. Czy myśl, że kaprysy naszego umysłu, czy naszej podświadomości mogłyby ożyć i nas ocalić jest absurdalna? Odpowiedzią jest mistrzowska konstrukcja postaci Amber, która staje się szczególnie uderzająca, kiedy uświadomimy sobie, że jej funkcja w powieści jest podwójna. Jest ona motorem fabuły i zarazem kluczem do jej metaforycznego odczytania.

Główny motyw/ Czterdziestodwuletnia Eva Smart, pisarka, która osiągnęła sukces artystyczny i finansowy tworząc alternatywne historie życia osób poległych w czasie II wojny światowej, ma problem z kolejną książką i z mężem - dr Michael Smart - drugi mąż Evy, nauczyciel akademicki na wydziale anglistyki, zdradza ją ze studentkami, co ona od lat toleruje. Smartowie mają szesnastoletniego syna - Magnusa - pasjonata matematyki, filozofii i filmu oraz dwunastoletnią Astrid, zafascynowaną dokumentowaniem rzeczywistości za pomocą kamery. Astrid nie jest lubiana, koleżanki jej dokuczają; z kolei Magnus wplątał się w straszliwą aferę w szkole: był współtwórcą żartu - fotomontażu twarzy jednej z uczennic z ciałem modelki z pisma pornograficznego i rozesłania go pocztą elektroniczną do kilkudziesięciu osób, żart ten spowodował samobójstwo tej uczennicy. Cała rodzina wynajmuje na wakacje dom w Norfolk, na odciętej od świata prowincji. Astrid nudzi się tam śmiertelnie; Magnus rozpamiętuje wypadek i jest pogrążony w letargu: nie myje się, prawie nie je i nie śpi, wtedy niespodziewanie w ich domu pojawia się Amber - młoda kobieta około trzydziestki - i oznajmia, że zepsuł jej się samochód. Dziewczyna zostaje z nimi, hipnotyzując wszystkich swym magnetycznym wdziękiem.

 Cytaty z książki charakteryzujący problematykę utworu:
 „Nic nie dzieje się bez przyczyny”.
„(…) więcej byłoby pożytku z badań nad rzeczami, które dzieją się teraz, niż nad ludźmi zmarłymi; więcej niż pół wieku temu”.
„Ćmy już tak mają, jak ćma do płomienia, są genetycznie zaprogramowane, by dążyć do światła, oczywiście one postrzegają każde światło jako światło miłości. Gdy pijane płyną w powietrzu w jego kierunku, to dlatego że sądzą, z powodu tych swoich genów, że znalazły Uberćmę, tę jedyną ćmę na całym świecie im przeznaczoną. A przy czystym nocnym niebie próbują nawet wzlecieć aż do księżyca, jeśli jest w pełni”.
„Jednak jako koncept banał jest niezwykle atrakcyjny. Wszak to nic innego jak prawda spowita oparem przesady, jak obiekt oglądany przez mgłę, coś, co czeka na ponowne oględziny, powtórne przeżycie”.
„Czy czasami nie potrzeba kogoś obcego, żeby rodzina uświadomiła sobie, że jest rodziną?”.
„Czas się nie liczy w takiej chwili”.
„Ludzie to tylko cienie (…)”.
„Są rzeczy, których nie można wypowiedzieć na głos, bo z wiedzą o nich jest człowiekowi ciężko. Są rzeczy, od których nie da się uciec, gdy już się je wie. Wszelka wiedza jest bardzo trudna”.
„(…) jak mówi psychologia, gdy małe dzieci zostają osierocone, czują się osierocone już na zawsze”.



                   Rodzina Smartów spędza nudne wakacje w pobliżu Norfolk. Do momentu, kiedy zjawia się obca kobieta, Amber, wprowadzając zamęt i zamieszanie w wyizolowane życie wewnętrzne każdego z członków rodziny; odsłaniając także związki i relacje, o których dawno już zapomnieli. Na początku książki każda z postaci uświadamia sobie, że zabrnęła w swego rodzaju ślepą uliczkę- tylko dzięki obecności Amber znajdują sposób na rozpoczęcie swych opowieści. W powieści narratorem jest po kolei każdy domownik (a także tajemnicza obca), opisując, w jaki sposób bystra i żywa Amber naruszyła delikatną równowagę rodzinnego życia, niszcząc wszelkie bariery i zmuszając Smartów, by przyjrzeli się swej sytuacji z różnych punktów widzenia. Kobieta zaprzyjaźnia się z 12-letnią Astrid i przekonuje ją, by zaczęła patrzeć na świat bez pomocy obiektywu kamery wideo, która tylko zniekształca rzeczywistość. Oczarowuje ojca rodziny, rozwiązłego wykładowcę Michaela, ale nie oddaje mu się i w ten sposób jedynie odsłania jego poczucie braku wiary w siebie. Rzuca także nowe światło na barierę ochronną, którą zbudowała wokół siebie dotknięta niemocą twórczą pisaka Eve. Lecz najbardziej magiczny wręcz seksualny wpływ wywiera na nastoletnim Magnusie. Chłopak jest bliski popełnienia samobójstwa, (o czym jego rodzina nie wie), kiedy Amber uwodzi go tym samym- ratuje. W opowieści, które przedstawia „Przypadkowa”, wpleciona jest historia filmu, jednak postać Amber, która została poczęta w kinie, zawsze jest lekko rozmazana.

                 Książka rzuca światło na niewidzialne pęknięcia, które pod wpływem czasu pojawiają się w każdym, nawet najmocniejszym związku. Powieść koncentruje się na problematyce ukrytej tożsamości i niewidocznego życia wewnętrznego. Tematyce oszustwa, które być może ma swoje źródło właśnie w literaturze. Narracja książki skupiona jest na pięciu głównych bohaterach: Amber, Astrid, Magnusie, Michaelu i Eva. Struktura powieści jest na tyle interesująca, ponieważ przedstawia cztery różne wersje życia rodziny: każdy z członków rodziny ma swój własny początek, środek i koniec w trzech częściach powieści o nazwie odpowiednio „początek”, „środek” i „koniec”. Lokalizacja sprawia, że każda osoba staje się centrum narracji na przemian, wzmacnia to wizerunek ich, jako osobnych bohaterów z ich problemami etycznymi i tajemnicami, o których nie wiedzą inni członkowie rodziny. Rozdziały dotyczące Amber są znacznie krótsze i znacznie różnią się od pozostałych części narracji; ona jest jedyną postacią, której narracja opowiedziana jest przez narratora pierwszej osoby. Te sekcje skupiają się głównie na kinie, a tym samym przekazują ideę, że Amber nie jest zwykłą kobietą, ale bardzo tajemniczą, może nawet nierealną. Autorka, aby bardziej skomplikować czytelnikowi interpretację książki, porównuje postać Amber z Alhambrą, średniowiecznym hiszpańskim pałacem. Jeśli Smartowie mają swoje sekrety, to tajemnicza Amber ma ich o wiele więcej. Wydaje się, że wie więcej o Smartach niż powinna. Do tego każdy członek rodziny Smarts ma swoje etyczne problemy, które należy wziąć pod uwagę, natomiast w przypadku Amber problematyka etyczna znajduje się wręcz na granicy prawa. Dzięki pięciu bohaterom istnieje, zatem pięć różnych tajemnic i etycznych wymiarów.

                     „Przypadkowa” zadaje ważne i trudne pytania dotyczące roli tajemnicy i moralności w naszym życiu. Książkę można również odczytać, jako badanie wymiarów przypadkowości: jaką rolę pełnią przypadkowe spotkania i jaki mają związek z rozwojem życia danej osoby? Niewiadomą, której czytelnik musi stawić czoła, jest postać Amber, trzydziestoparoletniej kobiety, która wkracza pewnego wakacyjnego dnia w życie czteroosobowej rodziny, by bezpowrotnie je odmienić. Kim jest Amber? Skąd przybyła i czemu zawdzięcza swój diabelski, nieodparty urok? Czy aby na pewno jest realna, a jeżeli tak, to, w jakim sensie? W kilkustronicowym fragmencie na końcu pierwszej części książki Amber mówi o sobie tak, jakby była postacią z filmu, czy wręcz - wieloma postaciami z wielu różnych filmów. Można dowolnie długo zabawiać się identyfikowaniem konkretnych odniesień do historii kina, ale i bez tego jedno staje się pewne: Amber jest fikcją, rolą do odegrania, znakiem czegoś innego. Kiedy to wiemy, mnóstwo drobnych, precyzyjnie skonstruowanych elementów układanki zaczyna wskakiwać na swoje miejsce. Ta lekko „zużyta” trzydziestolatka, może starsza, opalona niczym autostopowiczka, ubrana jak na uliczną demonstrację, jedna z tych dorosłych kobiet zdecydowanych za wszelką cenę pozostać dziewczynami, feministka z lat osiemdziesiątych, wciąż zaangażowana politycznie w dość nieoczywisty sposób realizuje pragnienie któregoś z pozostałych bohaterów. I nie chodzi tylko o to, że ostatecznie jej ingerencja wychodzi im na dobre, odsłaniając ukryte patologie i głęboką dysfunkcyjność rodzinnego układu, w który są uwikłani. Diabeł tkwi w szczegółach. Niszcząc na przykład kamerę video należącą do Astrid, Amber nie robi nic, czego Astrid sama nie chciałaby zrobić. Kolejnym szczegółem wartym odnotowania jest nieokiełznana prawdomówność Amber. Jej słowa są często tak szokujące, że otoczenie nie bierze ich na poważnie, a jednak Amber nie kłamie ani nie żartuje. Jest ona głosem tego, co niejawne. Jej słowa i działania, choć są gwałtem zadanym woli i świadomości bohaterów, mają moc uzdrawiającą.

                   Niejednoznaczny tytuł powieści odzwierciedla różnorodność obecną w postaciach, ich sposób zachowania, ich tajemnice oraz hierarchię wartości. Imiona bohaterów również ujawniają coś ze swojego kompleksu tożsamości: jako inteligentne, są zarówno jasne, jak i roztropne, a z drugiej strony cierpią na bolesne problemy osobiste. Aspekt mitologiczny jest już obecny przy pierwszym imieniu: Eva, której pierwszy mąż nazywał się Adam, Eva założyła rodzinę - zwróćmy uwagę na biblijną aluzję - i nadała swoim dzieciom imiona północnych bogów lub świętych. Imię Amber też ma wiele znaczeń, które omówimy troszkę później.

                  Amber jest prawdą, która przeraża i leczy zarazem. „Id est”, powiedzonko powracające z denerwującą regularnością przez większą część powieści, zdaje się tu uzyskiwać nowe znaczenie. Sprawdza się świetnie, jako manieryzm budujący postać dwunastoletniej Astrid, jest jednak zarazem manieryzmem wiele mówiącym, grą słów odsyłającą nas wprost do kategorii psychoanalitycznych: „id est”, to jest, „id jest”.

Czy zatem Amber to metafora nieświadomości każdego z bohaterów? I czy jako metafora pozbawiona jest realności? Pytanie o to, w jakim sensie twory wyobraźni, sposoby, na jakie przedstawiamy świat są rzeczywiste powraca wielokrotnie w powieści Smith. Do najbardziej ujmujących należy scena, w której Amber szkicuje dziewczynkę rysującą swoją matkę. Matka ma karykaturalne proporcje, kulki zamiast rąk i kreskę zamiast ust. Ale na następnym rysunku Amber rysunkowa matka odbiera swą rzeczywistą córeczkę ze szkoły. Jak pisze autorka: „matka naprawdę pojawia się w tym kształcie w prawdziwym świecie, i to jest śmieszne”. Najśmieszniejsze, co Astrid widziała w całym swoim życiu. Jakie to komiczne, że matka może w rzeczywistości wyglądać jak ta z dziecięcego rysunku. Przykład pozoru rzeczywistości.
                         
                 Chociaż rodzina Smartów wydaje się być „rozszczepiona” i dysfunkcyjna, istnieje jednak coś, co mają ze sobą wspólnego: tajemnice. To połączenie pozostaje jednak sekretem dla samych bohaterów. Astrid, mimo że jest najmłodsza w swojej rodzinie, udaje się jej zachować w tajemnicy dwa główne sekrety. Jej sekrety dotyczą budowy tożsamości i poszukiwania własnego miejsca w rodzinie i szkolnej społeczności. Martwi ją samotność: cierpi w szkole zastraszanie i tęskni za swym biologicznym nieobecnym ojcem. Oba sekrety są także w istocie cudze: byłych przyjaciółek Astrid lub jej ojca. W ten sposób Astrid została postawiona w roli bezradnej ofiary. I chociaż Astrid, która planuje powiedzieć komuś o swoich zmartwieniach, nie zdołała tego zrobić, bo nikt jej nie chciał słuchać. Sekrety pokazują w Astrid rozdziały, jak gdyby przypadkowo; mimo że oba stanowią poważne zagrożenie dla integralności jej własnego obrazu. Szkolne zastraszanie nie jest jedyną rzeczą, którą Astrid postanawia zatrzymać dla siebie. Astrid również dużo myśli o swoim ojcu: trzyma listy miłosne, które rodzice pisali do siebie w okresie narzeczeństwa  i czyta je ponownie. Innymi słowy, Astrid próbuje, potajemnie, zachować swoją rodzinę zjednoczoną poprzez pielęgnowanie miłości, jaką niegdyś mieli wobec siebie jej rodzice. Powód, dlaczego ona wcześnie rano wstaje, by sfilmować wschody słońca, odnosi się także do czegoś, co czytała w tych listach. Tak, więc sekretna tęsknota Astrid za ojcem objawia się w jej tajnym projekcie konkretyzacji miłosnych obietnic ojca wobec matki. Rodzice Astrid nie są już małżeństwem, Astrid czuje, że jej tożsamość została podzielona na dwie części: ona jest zarówno Astrid Berenski, jak i Astrid Smart. Obaj mężczyźni, którzy nadali jej nazwisko są od niej odlegli: pierwszy fizycznie a drugi emocjonalnie.

                   Sekret Magnusa różni się od jego siostry: odnosi się do pojedynczego incydentu, który nieodwołalnie zmienia jego życie. Co więcej, Magnus nie jest ofiarą podobną do Astrid, ale znęca się również, choć w mniej lub bardziej przypadkowy sposób. Pokazuje dwóm innym chłopcom, jak używać Photoshopa, aby zmienić fotografię dziewczyny, w której jeden z nich się podkochuje. Umieścili twarz dziewczyny z portretu szkolnego wraz ze zdjęciem nagiej kobiety zaczerpnięte ze strony pornograficznej i przesłali je pocztą elektroniczną do wszystkich osób w ich szkole. Wkrótce po wysłaniu e-maila dziewczyna popełnia samobójstwo. Magnus jest sparaliżowany poczuciem winy, które nie pozwala mu porozumieć się z innymi kolegami. Tak, więc sekret Magnusa to incydent, który na zawsze zmienił jego życie. Ponieważ Magnus nie może żyć z tą tajemnicą, jego narracja skupia się na możliwości przyznania się do winy.

                         Tajemnicą Michaela jest niewierność: ciągle ma romanse ze swoimi studentkami. Tajemnicę Michaela można scharakteryzować, jako sekret poliszynela. Co ciekawe Michael nie zdaje sobie z tego sprawy, jednak wielu jego znajomych zna jego sekret, przynajmniej namiastkę tego, co jego żona zna od lat. Kiedy tajemnica Michaela zostaje w końcu ujawniona, tak naprawdę Michael jest ogromnie zaskoczony i zszokowany. Historia romansów Michaela w ciekawy sposób omawia granice tajności. Kłamstwo w samym centrum jego życia rodzinnego i zawodowego, jego niewierność, ujawnia inny aspekt sekretu. Niektóre tajemnice można ukrywać dość łatwo, nie mówiąc nikomu o nich, ale inne sekrety potrzebują ciągłych kłamstw, aby pozostały sekretami. W przeciwnym razie, tak jak w przypadku sekretów Michaela mogą stać się patologicznymi tajemnicami. Istnieje też element zdrady własnej; jego seryjne cudzołóstwa są, między innymi, sposobem na udawanie spełnionego życia i zapominaniem o swoich problemach małżeńskich.

                  Postać Eve różni się od reszty członków rodziny tym, że jej sekrety są trudniejsze do określenia. Nie jest: produktywnym pisarzem, kochającą matką ani szczęśliwą żoną. Poświęca godziny swojego życia na wyobrażanie sobie życia dawno zmarłych ludzi, którzy nigdy nie mieli szansy na szczęśliwe życie. Eva umiejętnie ukrywa swój życiowy kryzys i w przeciwieństwie do swoich dzieci, nigdy nie składa pełnego wyznania swoich tajemnic Amber lub komukolwiek innemu. Eva nie jest zadowolona ze swojej pracy, a przy tym akceptuje niewierność męża i ich nieco nieszczęśliwe małżeństwo. Udawanie, że wszystko jest w porządku, sprawia, że Eva jest nieszczęśliwa a to, że zachowuje swoje niezadowolenie z życia tylko dla siebie jej nie pomaga. Zatem postać Eve, podobnie jak innych Smartów, wskazuje na to, że tłumienie problemów może być bardzo trudne psychologicznie. Eva jest jedyną postacią, której sekret, przynajmniej, jeśli jest rozumiany głównie, jako kryzys pisarski, zamiast pełnego nieszczęścia z jej życia, pozostaje tajemnicą nawet po wizycie Amber. Członkowie rodziny nie są świadomi niezadowolenia Eve z jej życie. Astrid rozpoznaje groźny ton w głosie Eve, kiedy rozkazuje Amber wynieść się z ich domu, a później ostrzega Astrid, aby nigdy o niej nie wspominać.

                Tajemnica Amber składa się zarówno z jej sekretnej tożsamości, jak i z sekretnych powodów jej działań. Postać Amber można odczytywać, jako enigmatyczną tajemnicę; postać, która opiera się ostatecznym odczytom, ale oferuje wiele możliwości interpretacji. Ważną częścią tajemnicy Amber jest to, że można ją interpretować, jako mającą wiele osobowości - lub nawet dwie różne postacie, Amber i Alhambra. Co więcej, skutki tajemnicy Amber są głębokie i bardzo złożone. Złożoność sposobu, w jaki Amber jest tajemnicą, zaczyna się od jej imienia, które ma wiele znaczeń. Bursztyn jest czymś, co zachowuje pewne rzeczy - takie jak historia, przeszłość. Amber to wewnętrzy głos każdego z członków rodziny Smartów, ktoś, kto próbuje się do nich „dodzwonić”, wdziera się do ich świadomości. Książka „Przypadkowa” jest przykładem tego jak wydziedziczone „podosobowości” dają o sobie znać w relacjach rodzinnych. Taką najczęściej wydziedziczaną „podosobowością” (a przy tym jedną z najcenniejszych, najbliższych naszej najgłębszej istoty) jest „wewnętrzne dziecko”. Zwłaszcza to bezbronne, opuszczone… Nie chcemy być słabi, bezbronni, porzuceni. A chyba każdy z nas kiedyś tego doświadczył… Czy myśl, że kaprysy naszego umysłu, czy naszej podświadomości mogłyby ożyć i nas ocalić jest absurdalna? Odpowiedzią jest mistrzowska konstrukcja postaci Amber, która staje się szczególnie uderzająca, kiedy uświadomimy sobie, że jej funkcja w powieści jest podwójna. Jest ona motorem fabuły i zarazem kluczem do jej metaforycznego odczytania.

            Powieść Ali Smith „Przypadkowa” doskonale demonstruje zjawisko polifonii narracyjnej: w utworze słyszymy przenikające się głosy pięciu różnych osób, które odpowiadają za swego rodzaju symetrię struktury fabularnej.  Zaproponowana przez Smith struktura narracyjna wymaga użycia w przekładzie „Przypadkowej" pięciu różnych, odmiennie nacechowanych stylów.  Podjęcie się tłumaczenia tej powieści oznacza także konieczność zmierzenia się z wieloma innymi problemami natury językowej: przekładem gry słów, wieloznaczności, zawiłości składniowych oraz intertekstualności obecnej tu na wielu poziomach.

23 września 2018

Juda nieznany


„Juda nieznany”


Thomas Hardy




Autor/ (ur. 2 czerwca 1840 w Higher Bockhampton k. Dorchester, zm. 11 stycznia 1928 w Dorchester) – angielski pisarz i poeta, przedstawiciel nurtu naturalistycznego. Jego postaci literackie zmagają się ze swoimi pasjami i sytuacjami życiowymi. Utwory Hardy’ego, których akcja w większości rozgrywa się w półmitycznym hrabstwie Wessex, odznaczają się swoistymi poetyckimi opisami i nasycone są fatalizmem.

Tłumaczenie/ Ewa Kołaczkowska

Tematyka/ Thomas Hardy przedstawia w swej powieści ponurą wizję dwóch jednostek sprzeciwiających się całemu światu i regułom, które nim rządzą. Pisząc o prawie małżeńskim, daje wyraz przekonaniom, wyrażonym niegdyś przez Denisa Diderota, że prawo cywilne powinno być wyrazem praw natury. Ukazuje zmaganie się wybitnego intelektu i czysto ludzkich instynktów z ciasnymi, przestarzałymi formami. W sposób dobitny i brutalny przestawia ogólny pogląd na to, że jednostka prędzej czy później musi się poddać grupie - inaczej zostanie przez nią wykluczona lub unicestwiona.

Główny motyw/ Juda nieznany” jest ostatnim wielkim dziełem autora. Bohaterowie owej historii to tytułowy Juda - człowiek żądny wiedzy i pragnący rozwijać się duchowo wbrew przeciwnościom, jakie stawia mu jego niska pozycja społeczna, oraz Sue — nauczycielka, kobieta wykształcona, mająca plany i zamierzenia, różniąca się od swoich rówieśnic tym, że ciasno jej wśród przyjętych konwenansów. Spotykają się, kiedy mężczyzna jest już żonaty z Arabellą - prostą wiejską dziewczyną, którą poślubił pospiesznie i bez miłości. Ich małżeństwo okazało się fiaskiem i rozpadło zaledwie po kilku miesiącach. Odzyskawszy wolność, Juda wyjeżdża z rodzinnej wioski do miasteczka uniwersyteckiego z zamiarem podjęcia studiów. Załamuje się, gdy jeden z wielkich i wspaniałych profesorów odradza mu wyłamywanie się z własnej klasy i zaleca trzymanie się fachu kamieniarza, który zapewni mu materialny byt. Sue rozumie jego ambicje i marzenia, ma podobne cele - młodzi zaczynają spędzać ze sobą dużo czasu, co ściąga na nich uwagę małomiasteczkowej społeczności.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Magiczna nić braterstwa połączyła życie chłopca z życiem ptaków. Jakkolwiek marny i żałosny był ten ptasi żywot, ogromnie przypominał jego własny”.
„Ta słabość charakteru, jak by to można określić, nasuwała przypuszczenie, że Juda był jednym z ludzi zrodzonych do wielu cierpień, zanim zapadająca nad ich niepotrzebnym życiem kurtyna oznajmi koniec wszelkiego bólu”.
„Logika natury zbyt jest przerażająca, aby ją brać pod uwagę. Jego poczucie harmonii zakłócał fakt, że litość dla jednej grupy stworzeń stanowi okrucieństwo dla innej”.
„Bardziej warto kochać kobietę niż kończyć uniwersytet, być pastorem, ba! Nawet papieżem!”.
„To, co w nocy wyglądało na doskonałe i bez skazy, przy świetle dziennym stało się rzeczywistością mniej lub więcej wadliwą”.
„Wszystko jest lepsze niż te wieczne kościelne ozdoby!”.
„Ale również oczywisty był fakt, że człowiek nie może żyć samą pracą; Juda w każdym razie potrzebował czegoś, co by mógł kochać”.
„Bardzo mi takie życie odpowiada. (…) Życie poza zasięgiem wszelkich praw z wyjątkiem grawitacji i kiełkowania”.
„Kochasz naukę, ale nie masz ani pieniędzy, ani możliwości, ani stosunków. Toteż łokciami zepchnęli cię z drogi synowie milionerów”.
„To jest miejsce zaludnione fetyszystami i ludźmi zapatrzonymi w widma”.
„(…) niektóre rzeczy trzeba brać na wiarę. Życie nie jest dostatecznie długie, aby wszystko ułożyć w euklidesowe pewniki (…)”.
„Jak silny musi być wstręt u kobiety, jeśli przewyższa strach przed pająkami!”.
„Ludzie pobierają się, bo nie mogą oprzeć się siłom natury, chociaż wiele osób wie doskonale, że przyjemność trwającą miesiąc kupują za cenę całego zmarnowanego życia”.
„Miłość posiada swoje ciemne zasady moralne, z chwilą gdy wchodzi w grę rywalizacja (…)”.
„Był uosobieniem starości przebranej za młodość, ale tak nieudolnie, że właściwa jego natura wyglądała przez wszystkie szczeliny”.
„Ale nawet piekarz musi trzymać się konwenansów, aby zyskać klientów”.
„Ale dlaczego prawem natury jest wzajemna rzeźnia?”.
„Tak, do końca moich dni będą tu obcym!”.
„Życie składa się z samych kłopotów, przeciwności i cierpień”.
„Coś poza nami powiada nam: >Nie będziesz<. Najpierw mówiło: >Nie będziesz się uczyć<. Potem mówiło: >Nie będziesz pracować!<. A teraz mówi: >Nie będziesz kochać!<”.
„(…) zamysłem natury, prawem natury i racją bytu jest radość doznawania dzięki instynktom, jakich ona nam dostarcza-instynktom, które cywilizacja podjęła się zniweczyć!”.
„Trudno kobiecie utrzymać cnotę, gdy naokoło jest tylu młodych mężczyzn!”.
„Kiedy w pobliżu kręci się kochanek, połowiczne małżeństwo powinno być dopełnione”.
„W dzisiejszych czasach wesela całkiem są podobne do pogrzebów”.
„Czas i okoliczności, które rozszerzają horyzonty większość mężczyzn, zacieśniają prawie niezmienne poglądy kobiet”.


                  „Juda nieznany” to najbardziej tragiczna i eksperymentalna powieść Hardy’ego, poświęcona tematowi pragnienia i wyobcowania. Gdy główny bohater książki Juda Fawley zostawia za sobą wiejskie Marygreen i Alfredston dla wież uniwersyteckiego Christminster City, decyduje się na przejście ostatnich czterech mil na piechotę. Fizycznie pokonuje odległość dokładnie wymierzoną jedynie nadzieją i ambicją lub też przepięknym entuzjazmem kogoś, kto nie wie, jakie przeszkody na niego czekają. Gdy kamieniarz Juda wkracza do miasta, wnosi ze sobą swe klasowe pochodzenie i jego historię. Przepełnia go uniesienie, gdy odczytuje monumentalne stronice architektury budynków kolegiów, czyniąc to oczami rzemieślnika. Stopniowo jego pochodzenie zawęża granice jego ambicji.

                 Kiedy Juda Fawley był chłopcem odznaczał się wątłą budową, jednak bez postoju mógł przydźwigać do chaty swojej ciotki dwa wiaderka wypełnione po brzegi wodą. Przyjechał na wychowanie do staruszki z Mellstock, z południowego Wessexu. Jego ojciec dostał dreszczy, które wkrótce sprowadziły na niego śmierć. Staruszka zabrała chłopca na wychowanie do siebie. Juda odganiał ptaki z pola farmera Trouthama. Robota -jak twierdziła staruszka –powstrzymała chłopca od psich figlów. Chłopak wręcz szalał za książkami, a ciotka i sąsiedzi żartowali sobie, że małego Judę powinien ktoś zabrać do Christminster i zrobić z niego uczonego. Juda nie przykładał się do pracy, można powiedzieć, że nawet ją sabotował. Zamiast odganiać ptaki kołatką zaczął im współczuć. Czemu miałby je odpędzać? Coraz wyraźniej przybierały postać miłych przyjaciół, jedynych jego przyjaciół, o których mógł powiedzieć, że się nim cokolwiek interesują, bo przecież ciotki nie obchodził, jak to często zaznaczała. Juda przestawał kołatać i ptaki w spokoju mogły dzióbać to, co pozostało na polu. Tak jak on, zdawały się żyć w świecie, który wcale ich nie potrzebował. Magiczna nic braterstwa połączyła życie chłopca z życiem ptaków. Jakkolwiek marny i żałosny był ten ptasi żywot, ogromnie przypominał jego własny. Odrzucił kołatkę, jako podłe i odrażające narzędzie, obelgę dla ptaków i dla niego samego, skoro był im przyjazny. Nagle poczuł dotkliwe uderzenie w pośladki, kołatka posłużyła za narzędzie kary. Juda ocknął się w tej samej chwili, co ptaki i jego zdumionym oczom ukazał się właściciel pola we własnej osobie; czerwoną, błyszczącą gębę pochylał nad drącym chłopcem i bił go rozhuśtaną kołatką. Juda został dotkliwie pobity a do tego wyrzucony z pracy. Z tą mroczną myślą w głowie nie miał ochoty pokazywać się we wsi. Chociaż farmer Troutham skrzywdził go przed chwilą, Juda był chłopcem, który sam nie potrafił zrobić krzywdy jakiemukolwiek stworzeniu. Ta słabość charakteru, jak to określali mieszkańcy z jego wsi, nasuwała przypuszczenie, że Juda „był jednym z ludzi zrodzonych do wielu cierpień, zanim zapadająca nad ich niepotrzebnym życiem kurtyna oznajmi koniec wszelkiego bólu”.

                 Juda pobity i wystraszony szedł sam w stronę domu, pogrążony w tak głębokiej zadumie, że z czasem zapomniał o strachu. Tak jakby nagle dorósł. Tęsknił do jakiegoś oparcia, do przedmiotu miłości, tęsknił do miejsca, które mógłby zwać cudownym, gdzie mógłby poczuć się bezpiecznie. Czy takim miejscem stanie się miasto Christminster (autor opisuje Oksford używając nazwy Christminster), jeśli tam kiedyś dotrze? Czy okaże się ono zakątkiem, gdzie wolny od lęku przed farmerami, przed trudnościami czy śmiesznością, będzie mógł czuwać i czekać, i przedsięwziąć coś wielkiego jak żyjący w dawnych czasach mężowie, o których słyszał i czytał w książkach? Juda pomyślał, że za wszelką cenę musi dostać się do Christminster, do miasta gdzie „rośnie drzewo wiedzy”.

                  Przez następne trzy cztery lata na wioskowych uliczkach i bocznych drogach w pobliżu Marygreen można było spotkać dziwaczny pojazd i osobliwy wehikuł, powożony również w sposób dziwaczny i osobliwy. To Juda rozwoził chleb po wsiach a przy okazji czytał książki i uczył się języków: łaciny i greki. Juda postarał się, aby jego obecność jak najmniej obciążała starą ciotkę, pomagając jej w miarę możliwości, i w rezultacie interesy małej wioskowej piekarni znacznie się rozwijały. Niezwykły był ostatecznie nie tyle sam środek lokomocji, co sposób, w jaki Juda kierował nim na swym szlaku. Wnętrze wózka stanowiło, bowiem miejsce edukacji, jaką chłopak pobierał drogą „ prywatnej nauki”. Gdy tylko koń poznał trasę i domy, gdzie miał się zatrzymać, chłopak, usadowiony na froncie, przerzucał lejce przez ramię, otwartą książkę wyznaczoną na ten dzień przytwierdzał przemyślanym sposobem za pomocą rzemyka uwiązanego do budy, na kolanach rozkładał słownik i zagłębiał się kolejno w łatwiejsze ustępy starożytnych autorów.  
                   
                W Alfredston mieszkał pewien skromny kamieniarz i gdy Juda znalazł zastępstwo do małego ciotczynego przedsiębiorstwa, ofiarował temu człowiekowi swoje usługi za groszową pensję i naukę zawodu. U niego miał możliwość wyuczenia się podstaw obróbki kamienia. Po jakimś czasie przeniósł się do architekta, specjalisty od budowy kościołów w tym samym mieście, i pod jego kierunkiem wprawił się w odnawianiu zniszczonych ozdób kamiennych w kilku okolicznych kościołach. Nie zapominał, że rzemiosło to stanowi podstawę utrzymania jedynie w trakcie przygotowania się do zakrojonych szerzej poczynań, do których, jak sobie pochlebiał, lepiej się nadaje; niemniej pochłaniało go ono. I tak skończył i przekroczył dziewiętnasty rok życia.

                 W drodze do Christminster poznaje Arabellę Dawn, córkę hodowcy świń. Dziewczyna razem z innymi kobietami myje świńskie mięso po uboju i zwraca na siebie uwagę Judy, rzucając w niego świńskim penisem (pizzle). Juda, zainteresowany jej urodą, odrzuca „pocisk”, po czym oboje wdają się w romantyczną pogawędkę, podczas gdy świński penis wisi na poręczy pobliskiego mostka. Kilka dni później Arabella uwodzi Judę i wkrótce biorą ślub. Niewiele ich łączy poza początkową fizyczną namiętnością. Podświadomie Juda wiedział aż nadto dobrze, że Arabella nie jest wiele warta, jako „okaz rodu kobiecego”. Po jakim czasie Arabella oznajmiła Judzie, że jest w ciąży. Wobec zwyczaju panującego na wsi wśród rzetelnych młodych mężczyzn, którzy posunęli się tak daleko w intymnych stosunkach z kobietą, jak on, to, niestety, uczynił, gotów był spełnić bez wahania swoja obietnicę i ponieść wszelkie konsekwencje. Dla własnego uspokojenia podtrzymywał w sobie zaufanie do Arabelli. Niemniej Arabella z pewnym niepokojem patrzyła na zbliżający się dzień, kiedy przy naturalnym biegu rzeczy przyjdzie jej wyjaśnić, że wznieciła „alarm” bez podstaw. Oznajmiła Judzie, że nie jest w ciąży. Gdy Juda obudził się następnego ranka, wydawało mu się, że patrzy na świat innymi oczami. Po kłótni Arabella zostawiła Judę, zabrała meble i wyprowadziła się z domu. Kiedy Juda przechodził ulicą w Alfredston i tam pewnego dnia zobaczył w jakimś oknie wystawowym małą kartkę z ręcznie wypisanym ogłoszeniem o wyprzedaży mebli, wśród różnorodnej kolekcji garnków, uprzęży, wałków do ciasta, mosiężnych lichtarzy, luster i innych przedmiotów złożonych w głębi sklepu, zauważył niewielką ramkę z fotografią, która okazała się jego własną podobizną. Z plotek dowiedział się, że Arabella wystawiła wszystkie meble i przedmioty na sprzedaż, ponieważ chce wyjechać do Australii.

             Upłynęło blisko trzy lata od czasu zerwania prostackiego pożycia z Arabellą. Teraz rozpoczynał się nowy, godny uwagi etap w jego życiu. Oczami wyobraźni widział przed sobą przedstawicieli nauk ścisłych i filologów, mężów o zamyślonych twarzach. Będąc w Christminster Juda spotyka swoją kuzynkę, Sue Brighthead, kobietę o androginicznej urodzie i niebanalnej inteligencji, która dzięki swoim wysiłkom w walce o równouprawnienie płci staje się ówczesną „feministką”. Juda i Sue zakochują się w sobie, jednak Sue woli poślubić dawnego nauczyciela Judy, Phillotsona. Małżeństwo okazuje się nieporozumieniem i po rozstaniu z Phillotsonem Sue zamieszkuje z Judą. Mają dwoje dzieci, które giną zamordowane przez, jak się okazuje dziecko Judy i Arabelli, o którego istnieniu Juda nie wiedział. Wkrótce jednak umiera w samotności, nie dożywszy trzydziestki i zmarnowawszy życie, niedaleko murów kolegium, w którym tak bardzo pragnął się uczyć. Znalawszy jego martwe ciało, Arabella postanowiła, że nikomu o tym nie powie aż do rana, żeby nie stracić okazji do zabawy w towarzystwie przyjaciół Judy podczas odbywającego się właśnie w miasteczku festynu.

               Spróbujmy jednak zanalizować książkę. Fakt, że jako mechanizm pełnej tragizmu intrygi zostało użyte prawo małżeńskie, a także to, że pisząc o życiu rodzinnym Thomas Hardy starał się wykazać, że, jak powiedział kiedyś Diderot, „prawo cywilne powinno być wyrazem praw natury”. Hardy uważał, że powinna istnieć możliwość rozwiązania małżeństwa z chwilą, gdy staje się ono okrucieństwem dla którejś ze stron, bo wtedy przestaje być właściwie małżeństwem i teoretycznie, i moralnie. Zagadnienie to wydawało mu się dobrym założeniem dla fabuły tragedii opowiedzianej dla niej samej, aby przedstawić szczegóły zawierające wiele prawd powszechnych, nie bez nadziei, że da się w nich odnaleźć pewne arystotelesowskie, oczyszczające cechy. Jeśli chodzi o sceny z życia małżeńskiego, pomimo że uderzyły w sedno sprawy i pomimo przeraźliwych „krzyków” krytyków książki, sakrament małżeństwa nadal cieszył się powodzeniem i ludzie wstępowali w związki małżeńskie, które nie zawsze zasługują na nazwę prawdziwego małżeństwa. Następnie ktoś dokonał odkrycia, że książka „Juda nieznany” jest książką moralną- powściągliwą w ujęciu trudnego tematu- tak jakby autor nie utrzymywał przez cały czas, że to właśnie stanowiło jego intencję. Wobec tego wiele osób zdjęło z niego „klątwę” i ataki ucichły.

                  Nieudane małżeństwo Judy z dziewczyną, której nie kochał, i niekonwencjonalny związek z niezależną i zaburzoną psychicznie (prawdopodobnie chorowała na zaburzenie typu borderline) kuzynką Sue prowadzą do tragedii, a reakcja Judy na nią jest znamienna.  Połączona z rozpaczą, cierpieniem, gniewem i dumą, jest przepełniona poczuciem wyobcowania, tym bardziej bolesnego, że niewypowiedzianego. Otrzymawszy zakaz dostępu do „świata wiedzy”, ale świadomość, że taki świat istnieje, Juda Fawley jest podwójnie wygnany, wyrwany przez swe ambicje ze swoich korzeni społecznych i spętany przez te korzenie, gdy próbuje zrealizować swe pragnienia. Kiedy otrzymał wiadomość od jednego z rektorów uczelni: „ośmielam się stwierdzić, że będziesz miał o wiele większe szanse powodzenia w życiu pozostając w obrębie własnej sfery i trzymając się swego zawodu niż obierając inny kierunek. I takie postępowanie Panu zalecam”, Juda się załamał. Ta nieludzko rozsądna rada do ostateczności rozjątrzyła Judę. Wiedział, że to prawda. A jednak, po dziesięciu latach ciężkiej pracy, „policzek” wydawał się ciężki do zniesienia. Juda w amoku i pod wpływem alkoholu napisał na murze miasta cytat z Księgi Hioba: „Też ci ja mam serce jako i wy, anim jest podlejszy niźli wy; bo któż tego nie wie, co wy wiecie?”. Kiedy Juda wytrzeźwiał próbował racjonalizować swoje życie. Czy przyczyna działała machinalnie jak lunatyk, a nie z rozmysłem jak mędrzec? Przy ujmowaniu warunków ziemskich w ramy nie wzięto chyba pod uwagę takiego rozwoju uczuć wśród stworzeń podległych tym warunkom, jaki został osiągnięty przez myślącą i wykształconą ludzkość. Ale nieszczęście sprawia, że przeciwstawne siły wydają się antropomorficzne. I teraz te wyobrażenia przekształcały się raz w Arabelle a raz w Sue. Czy Juda nie miał wyboru i musiał podporządkować się tym siłą? Cały odwieczny gniew „potęgi” zwrócił się przeciw niemu, i musiał się poddać. Nie miał wyboru. Walka przeciwko przeznaczeniu jest bezcelowa i skazana na porażkę. Juda przeżywał w tym miejscu swoją tragedię, komedię oraz farsę, przeżywając rzeczywiste zdarzenia w najbardziej intensywny sposób. Pozbawiony celu, zarówno w dziedzinie intelektu, jak i serca, nie był zdolny do pracy. Z okrutną uporczywością nękała go myśl, że wskutek jego związków z Arabellą i Sue, utracił jedyne pragnienie, jakie miał: pragnienie zdobycia wiedzy i ukończenia uniwersytetu.

                   Thomas Hardy zgodził się na okrojenie kilku rozdziałów książki przed publikacją, w znacznej mierze usuwając w ten sposób powody ewentualnych kontrowersji. Scena rzucania świńskim penisem została znacznie zmodyfikowana w obawie, że jej nieprzychylne przyjęcie mogłoby zaważyć na sprzedaży książki. Książka była przez lata poddawana cenzurze i „opluwana” przez autorytety religijne. Biskup Howe z Wakefirld oświadczył, że spalił swój egzemplarz powieści, i namawiał innych Anglików, by uczynili podobnie. Biskup krytykował zwłaszcza „niesmaczną scenę”, gdy Arabella zwraca na siebie uwagę Judy, oraz zabójstwo dzieci Judy i Seu. Trzeba pamiętać, że w żadnym kraju pruderia czytelników nie wpływała równie paraliżująco na politykę wydawniczą, jak to miało miejsc w Anglii XIX wieku.

22 września 2018

Myszy i ludzie


„Myszy i ludzie”


John Steinbeck




Autor/ (ur. 27 lutego 1902 w Salinas, zm. 20 grudnia 1968 w Nowym Jorku) – amerykański pisarz i dziennikarz, laureat nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 1962 roku.
Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Ta krótka, niespełna 150-stronicowa książka, zawiera w sobie spory ładunek emocji. Rzecz dzieje się w USA I poł. XX wieku. Jest to historia dwóch najemnych robotników, których los złączył ze sobą i którzy razem poszukują pracy. Jeden z nich, człowiek o olbrzymich muskułach, ale "o bardzo małym rozumku" ciągle wpędza swojego "opiekuna" i siebie w tarapaty. Tak też się dzieje, gdy przybywają na kolejną farmę, na której rozgrywa się opowieść. Żeby nie zdradzać do końca fabuły, powiem tylko, że jest pisana specyficznym językiem (bohaterami są ludzie prości). Jest to także historia o przyjaźni, o marzeniach, o tym, że czasem by być szczęśliwym, człowiek potrzebuje myszy do pogłaskania (jakkolwiek głupio by to brzmiało). Historia, która nie ma happy endu i kończy się wielką, wyciskającą łzy tragedią.

Główny motyw/ Głównymi bohaterami są George i Lennie. To robotnicy, którzy właśnie zatrudnili się w nowej pracy. Już od początku akcji obserwujemy specyficzne traktowanie Lennie'ego przez George'a. Wydaje się, że nim rządzi, mówi, co ma robić, czego nie. Lennie, bowiem jest ograniczony umysłowo. Jest po prostu dużym dzieckiem, które chce wszystko dotknąć, co mu się podoba. Łatwo zapomina, co się do niego mówi i całkiem podporządkowuje się George'owi. Traktuje go jak swego opiekuna, któremu stara się być za wszelką cenę posłuszny. Lennie patrzy na świat oczami dziecka, jest bardzo naiwny, ufny, jednocześnie otwarty na innych ludzi. Dysponuje ogromną siłą fizyczną, co, jak się okazuje, przysparza mi trochę problemów.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Tacy jak my, co to pracują na ranczach, to najbardziej samotni goście na świecie. Nie mają rodziny. Nie mają własnego kąta. Przychodzą na rancho, zarobią trochę forsy, a potem idą do miasta i przepuszczają wszystko. I zanim się obejrzysz, już zasuwają na inne rancho. Nie mają żadnej przyszłości ani planów”.
„Może na tym przeklętym świecie ludzie boją się siebie”.
„(...)spryciarz rzadko bywa porządnym człowiekiem”.
„Człowiek musi mieć kogoś bliskiego. Dostaje fioła, jak nikogo nie ma.(…) Nieważne, kim jest ten drugi, byle tylko był. (…) Mówię ci, człowiek z tej samotności może się rozchorować!”.
„My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje (...). Ja mam ciebie, a ty masz mnie”.

   

                        Tytuł książki „Myszy i ludzie” prawdopodobnie najbardziej znanego dzieła Steinbecka nawiązuje do jednego z wersów wiersza Roberta Burnsa „Do myszy”; w którym marzenia człowieka zostały przyrównana do biologicznych potrzeb myszy, co wskazuje bezpośrednio tragizm historii zawartej w książce. „Myszy i ludzie” to opowieść o dwóch mężczyznach, wielkim i infantylnym Lenniem oraz niedużym i sprytnym George’u, którzy wędrując w poszukiwaniu pracy z jednego rancho na drugie, marzą, że pewnego dnia dorobią się własnej farmy. Mimo dzielącej ich różnicy możliwości intelektualnych są dobrymi przyjaciółmi, dzieląc to samo marzenie o własnej ziemi, na której Lennie mógłby hodować króliki. W trakcie tych wędrówek George często wścieka się na ograniczonego Lenniego i traci do niego cierpliwość, jednak nie porzuca dziecinnego „olbrzyma”. Wie, że Lennie nieuchronnie napytałby sobie „biedy”, wplątując się w sytuacje, z których sam nie potrafiłby się uwolnić, dlatego musi nieustannie mieć na niego oko.

                Obaj bohaterowie cieszą się, że dostali pracę na rancho, jednak George musi jak zwykle przedstawiać Lenniego w lepszym świetle, żeby wydawał się zdolniejszy i bardziej inteligentny, niż jest w rzeczywistości. Syn szefa, Curley, tyranizuje dziecinnego Lenniego, który zaczyna odczuwać sympatię do ślicznej młodej żony swojego prześladowcy. Jednak żona Curleya nie traktuje Lenniego uczciwie i dla zabawy przekomarza się z nim, nie zdając sobie sprawy z tego, jak poważnie postrzega jej zalotne zachowania. Lennie widzi w niej coś podobnego do miękkiego puszystego szczeniaka, jakiego miał kiedyś, i pragnie głaskać jej miękkie włosy, tak jak kiedyś głaskał miękkie futerko pieska. Gdy Lennie podchodzi do żony Curleya, żeby ją pogłaskać po włosach, kobieta wpada w panikę i zaczyna wyrywać się i krzyczeć. Lennie pragnie ją uciszyć i zasłania jej usta ręką, ale nie potrafi kontrolować swojej siły i skręca jej kark. Gdy George orientuje się, co się stało, Lennie płacząc, przeprasza go, że ją skrzywdził, tak jak kiedyś skrzywdził szczeniaka. George doskonale rozumie, że robotnicy z rancho pod wodzą Curleya nie będą mieli dla Lenniego litości, każe mu się, więc szybko spakować, ponieważ muszą odejść. Chwilę później, gdy obaj siedzą na brzegu rzeki, George zabija Lenniego strzałem z pistoletu, żeby oszczędzić mu bardziej przerażających cierpień z rąk tłumu.

                     „Myszy i ludzie" to opowieść o tęsknocie za życiem w harmonii z naturą, a także o rządzących światem nierównościach i podziałach na lepszych i gorszych. Ci drudzy, reprezentowani w książce przez Smalla czy niedołężnego starca, nie mają szans na normalne funkcjonowanie, bo nikt nie upomina się o ich prawa. "Myszy" pokazują iluzoryczność american dream - niczym nieuzasadnionej wiary w to, że marzenia mogą kształtować rzeczywistość. Steinbeck pyta również o granice przyjaźni, która z serdecznej zażyłości zmienia się w krwawą jatkę. W tej trudnej do jednoznacznej interpretacji powieści pisarz łączy ważny temat z socjologiczną obserwacją, nie uderzając przy tym w publicystyczne tony.

                    Wszystkie powieści Steinbecka można sklasyfikować, jako powieści społeczne traktujące o problemach ekonomicznych pracy na wsi, lecz zawsze w jego książkach możemy odnaleźć pewien rodzaj hołdu dla ziemi, co nie zawsze zgadza się z jego rzeczowym, socjologicznym podejściem. Powodzenie książki uzasadnione jest oryginalnością i sensacyjnością tematyki, polega ona na połączeniu realistycznych scen z życia najemnych robotników rolnych z surrealistycznym obrazem niedorozwiniętego umysłowo „olbrzyma” Lenniego i ożywieniu fragmentów opisowych o niedwuznacznej wymowie społecznej, a więc i odpowiednio rozległej treści, z majakami i odruchami chorego umysłu, w których grozie zawarty jest również pewien ładunek treści społecznych. Oddziałuje on głównie na drogę procesu skojarzeniowego przez wytyczenie bliżej niesprecyzowanego związku między osobistą tragedią Lenniego i wegetacją środowiska, do którego należy. W przyćmionej świadomości Lenniego rodzą się pragnienia takie same, jak pragnienia jego współtowarzyszy: marzy o tym, by kiedyś osiąść na własnym kawałku ziemi i zamieszkać we własnym domu. Są to tęsknoty, których ani on, ani żaden inny robotnik rolny nigdy zrealizować nie potrafi.

                „Myszy i ludzie” są powieścią trzech płaszczyzn: utopijnej, krytyki społecznej i psychologicznej. Motywy utopijne zawarte są w niespełnionych snach Lenniego, ich powiązania literackie wskazują na odległą genealogię; wywodzą się z doktryny socjalizmu utopijnego Charlesa Fourier, która w Stanach Zjednoczonych doczekała się realizacji w postaci sławnej Brook Farm (1841-47) w stanie Massachusetts. W eksperyment ten było zaangażowanych wielu wybitnych pisarzy amerykańskich, wśród nich również Nataniel Hawthorne, który upamiętnił go krytycznie w powieści „Romans Doliny Radości”. Nie ulega wątpliwości, że tradycja zrzeszeń spółdzielczych wzorowanych na doktrynę Fouriera wywarła znaczny wpływ na koncepcje społeczne Steinbecka. W wyobraźni Lenniego obraz rancha musi się zredukować do wymiarów dostępnych jego umysłowości. Lennie każe swemu przyjacielowi i opiekunowi George’owi, powtarzać wciąż od nowa bajkę, którą zna na pamięć, o małej farmie, którą nabędą, gdzie będą mieli kurczęta, tłuste masło, króliki i piec. Opowieść ta towarzyszy mu także na chwilę przed śmiercią, którą zadaje mu dobroczynnie George, by w ten sposób ocalić go przed samosądem rozwścieczonego tłumu.
                         
Bardziej realny kształt planowi nabycia farmy nadaje George; ale dopiero wówczas, gdy do udziału w nim dopuścili starego, jednorękiego robotnika Candy’ego, zamiar George’a i Lenniego zatraca cechy prywatnych planów i upodabnia się do wizji społeczności spółdzielczej Fouriera. Nie znaczy to wcale, że stał się on przez to bardziej realny. Zgorzkniały przez krzywdę swego życia stary Murzyn Crocks z brutalną szczerością pozbawia ich wszelkich złudzeń: „Jesteście niepoczytalni…Widziałem setki ludzi, którzy wędrowali po drogach i zatrzymywali się na ranchach z zawiniątkami na plecach i tą samą przeklętą nadzieją w głowie. Setki ich: przychodzili, odchodzili i szli dalej, i każdy z tych potępieńców miał mały kawałek gruntu w głowie. I nigdy żaden z nich, przeklętych przez Boga, nic nie dostał.- Tak samo jak nieba, każdy chce małego kawałka ziemi. Czytałem wiele książek: nikt nigdy nie dostaje nieba i nikt nigdy nie dostaje ziemi. Ona jest tylko w ich głowach, cały czas o niej mówią, lecz ona jest tylko w ich głowach”.

                Wprawdzie okoliczności niecodzienne i nieprzewidziane pokrzyżowały plany Lenniego, George’a i Candy’ego, ale potwierdziły one tylko precyzję, z jaką działają ogólne prawa społeczne. Po śmierci Lenniego George, wbrew namowom Candy’ego, rezygnuje z zamiaru nabycia farmy; wie, że teraz, tak samo jak inni robotnicy rolni, zarobione przez miesiąc pieniądze straci w ciągu jednej nocy w domu publicznym i w szynku, aż, jak to powiedział Crooks, tak samo jak innych wyniosą go któregoś dnia w trumnie zbitej z desek. W opisach szarzyzny wegetacji robotników rolnych zawarte są elementy krytyki społecznej: część opisowa nie jest jednak szczególnie obszerna, co wynikało z konieczności podporządkowania tematu prawidłom formy dramatycznej; dla tych samych względów rozbudowany jest dialog i charakterystyka. Z punktu widzenia problematyki społecznej zawartej w „Myszach i ludziach”, najciekawsze są postacie Candy’ego i Crooksa; są oni krańcowymi przykładami rzeczywistości wspólnej wszystkim pracownikom rolnym, w ich losie już się spełniło to, co stanowi potencjalną groźbę dla innych. Jeden z nich zdyskwalifikowany przez kalectwo, drugi przez rasę, obaj na równi z racji wieku i z tejże racji obdarzeni bogatym doświadczeniem życiowym, które ich sądom nadaje rangę prawd ogólnych, wywołują oni sytuacje, które muszą się spełnić, a których ich własny los jest po części ilustracją. Osamotnienie Crooksa wynika stąd, że jest Murzynem izolowanym od innych robotników, ale oni również, choć mieszkają we wspólnej izbie, wieczory spędzają na grze w karty, niedziele w domu publicznym, oszukując w ten sposób tylko własną bezdomną samotność. Szczęściem Candy’ego było to, że utracił rękę przy pracy, korzystał, więc z łaskawego chleba na farmie Curley’a; gdyby nie kalectwo musiałby współzawodniczyć w walce o byt z młodymi- bez szans powodzenia. „Jutro starości”, które spełniło się w życiu Crooksa i Candy’ego, w filozoficznej goryczy jednego i w panicznej, bezsilnej chęci ucieczki drugiego, stwarza najbardziej pesymistyczne akcenty w książce Steinbecka.

                 Tragedia Lenniego jest w sensie ścisłym tragedią choroby, budzi ona współczucie mimo czynu, jaki popełnił, bo widome jest, że dokonał go wbrew własnej intencji. Wprawdzie nieuzasadnione byłoby doszukiwanie się istnienia bezpośrednich związków przyczynowych miedzy upośledzonym umysłowo Lenniem i akcentami krytyki społecznej w „Myszach i ludziach”, faktem jednak pozostaje, że scalają się one w jedność nastroju ogólnego, którego udokumentowaniem w sferze czynu jest „gwałt”. „Gwałt” znaczy całą drogę życia Lenniego, „gwałtem” reaguje otoczenie, „gwałtem” też jest śmierć, jaką ponosi. Odwoływanie się do argumentu przemocy nadaje obrazowi środowiska cechy prymitywne, a indywidualne odchylenia psychiczne sugerują, że jest ono również niezdrowe. Tak jest według wszelkiego prawdopodobieństwa intencja tezy Steinbecka i jest ona osią przecięcia się płaszczyzny krytyki społecznej i psychologicznej. Jest to zresztą jedna z najbardziej symptomatycznych cech literatury amerykańskiej okresu międzywojennego, a także i wcześniejszego.

                 Zamiłowanie Steinbecka dla różnego typu odchyleń psychicznych nie ogranicza się wyłącznie do Lenniego. Psychopatą jest mały eks-bokser, syn właściciela farmy, który od dnia ślubu ustawicznie trzyma rękę w rękawiczce napełnionej wazeliną. Niecodzienna jest przyjaźń między Lenniem a George’m, trwa ona w ponurych okolicznościach ich wspólnego życia i tylko ona wnosi wartości pozytywne w potępieńczy świat egoizmu, samotności i bezcelowości. Jest ona pełna poświęcenia ze strony George’a i pełna oddania ze strony Lenniego. Lennie wyzwolił u George’a instynkt opiekuńczy, który także dla George’a był dużym oparciem moralnym, gdyż konieczność opieki nad Lennim wprowadziła dyscyplinę i ład w jego życie. U Lenniego zaś zrodziła się zależność i przywiązanie nieporadnego dziecka, która wyrażała się w uczuciu strachu przed gniewem George’a. Obdarzony niespotykaną siłą fizyczną „olbrzym” Lennie bał się panicznie gniewu drobnego George’a. W ten sposób tworzyli jedność ducha i ciała. Kiedykolwiek George na krótką bodaj chwilę tracił Lenniego z pola widzenia, popełniał on czyny, które kwalifikowałyby się, jako zbrodnicze, gdyż Lennie nie miał zdolności kontroli własnego postępowania. Lubił czuć aksamitną miękkość zwierzęcej sierści, ale jego potężne dłonie działały automatycznie, niedorozwinięty mózg nie miał nad nimi kontroli, toteż Lennie dusił myszki, które ustawicznie pieścił. Gładkość sukni kobiecej działała na niego podobnie. Z poprzedniego miejsca pracy musieli uciec po kryjomu w obawie przed samosądem, który groził Lenniemu oskarżonemu o usiłowanie gwałtu. Na farmie Carley’a, do której trafili, spełnił się ostatecznie los Lenniego, a pośrednio także i George’a. Synowa Carley’a, wulgarna dziewczyna miejska, źle się czuła w nowym wiejskim środowisku, nienawidziła męża, więc Lennie, który sprowokowany przez nikogo, do bójki zgruchotał mu dłoń, zafascynował ją swoją siłą. Kokietowała go ustawicznie, lecz Lennie pamiętał o przestrogach i unikał jej, aż poczuł gładkość jej sukni i stracił kontrolę woli. Chciał ją pogłaskać, jak to czynił z myszami, a gdy wystraszona kobieta usiłowała krzyczeć i wyrwać się z jego rąk, zatkał jej usta i zupełnie nieświadomie złamał jej kręg szyjny. Potem jak tropione zwierzę ukrywał się w zaroślach i tam czekał na George’a. Drżał w obawie przed wymówkami George’a, ale George zupełnie się nie gniewał, na prośbę Leniego znowu opowiadał o farmie i królikach- w przyrodzie także panowała absolutna cisza- a kiedy George usłyszał zbliżający się pościg, „kulą miłosierdzia” ocalił Leniego przed zemstą.

                Steinbeck bardzo ciekawie przedstawia aspekt „żony Curley’a” (autor umieścił w książce mnóstwo ciekawych feministycznych elementów), przewijający się non stop motyw potrzeby bliskości i co ciekawe „żona Curley’a” nie ma imienia. Cały czas jest nazywana „żoną Curley’a”, jest jego własnością. Curley posiada farmę, robotników, konia, krowy i żonę. Ogromny wpływ na losy bohaterów ma właśnie kobieta, która w męskim świecie szuka swojego miejsca.

                 Powieść „Myszy i ludzie” zdobyła wątpliwy zaszczyt, zajmując drugie miejsce na liście najczęściej wycofywanych pozycji z programów nauczania w szkołach publicznych w latach dziewięćdziesiątych XX- wieku. Zdaniem przeciwników książki w powieści występują prymitywni bohaterowie, którzy mówią wulgarnym językiem, a ich doświadczenia stanowią smutny dowód niedostatków amerykańskiego systemu społecznego. Jednak, kiedy ją przeczytamy, to zobaczymy w niej historię braterstwa i obraz brutalnych realiów świata, w którym nie ma miejsca na pielęgnowanie idealistycznej więzi łączącej bohaterów. Wyjątkowy związek George’a i Lenniego zbliża się do ideału, ale jest niezrozumiały dla reszty społeczności. Ludzie nie potrafią ogarnąć prawdziwej przyjaźni, zamiast tego „kopią dołki” pod sobą i wykorzystują słabości swych bliźnich. Jednak prawdziwy tragizm powieści zasadza się na tym, że w opisie śmierci amerykańskiego snu ujawnia się jego nierealność: marzenie pozostaje tylko marzeniem.  U Steinbecka wszędzie występuje walka człowieka ze światem, który jest „dziki, najeżony, rozczochrany” czeka tylko na sposobność, aby wtargnąć i zniszczyć każde szczęście, każde pragnienie ładu i spokoju. Człowiek musi mieć się przez każdą chwilę życia na baczności. Musi być zawsze w defensywie.