09 lutego 2019

Żydoptak


„Żydoptak”


Bernard Malamud




Autor/ (ur. 26 kwietnia 1914 w Nowym Jorku, zm. 19 marca 1986 w Nowym Jorku) - amerykański pisarz, prozaik i autor sztuk teatralnych. Malamud urodził się na Brooklynie w rodzinie rosyjskich Żydów. Jego utwory często rozgrywają się w żydowskich środowiskach Nowego Jorku, pisarz nie ogranicza się jednak jedynie do opisania tradycyjnych żydowskich zwyczajów i postaw na tle wielokulturowej społeczności. Interesuje go głównie jednostka i sposób realizacji jej ambicji oraz marzeń wobec oporu otoczenia. Jego proza, w pełni realistyczna i z pozoru oschła, zaskakuje ukrytym liryzmem.

Tłumaczenie/ Zbigniew Białas, Mariusz Brymora, Aneta i Adam Janiszewscy

Tematyka/ Książka stanowi wybór z utworów powstałych w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci. Życie amerykańskich Żydów nabiera tu osobliwych wymiarów magii i tajemnicy. Zwykły los odsłania swoją dziwność, w każdej codziennej czynności tli się szaleństwo.

Główny motyw/ Na przykład historia opisana przez Bernarda Malamuda w „Żydoptaku” to opowieści o asymilacji, prawdzie, ludzkiej naturze i nienawiści (antysemityzmie). Fabuła skupia się wokół Cohena, jego żony Edie, jego syna Mauriego i żydowskiego mówiącego ptaka. Cohen, Edie i Maurie to żydowska rodzina, która próbuje przyswoić sobie zwyczaje amerykańskiego społeczeństwa. Chociaż zrozumiałe jest, że ludzie dostosowują się i zmieniają, aby dopasować się do nowych lokalizacji i budować relacje z innymi ludźmi z różnych grup etnicznych i religii, osobiście uważam, że niesłuszne jest pozbycie się dziedzictwa, religii i kultury, by zadowolić innych. Autor pokazuje nam, w jaki sposób nadmierna asymilacja może być szkodliwa i może prowadzić do chaosu i skutkować nienawiścią. Postać Cohena skonstruowana przez Malamuda, jest przykładem tego jak nadmierna asymilacja przemienia się w nienawiść w stosunku do swojego „własnego" narodu żydowskiego, dążąc do tego, aby stać się prawdziwym Amerykaninem, Cohen traci miłość do swojego narodu żydowskiego i nie ma dla nich tolerancji ani akceptacji.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Kto myśli, ten żyje”.

„Jeśli córka Rothschilda zechciałaby pana poślubić, pytałby pan o jej wiek?”.

„Miłość przychodzi z odpowiednią osobą, nie wcześniej”.

„Dla nas miłością jest nasze życie, a nie kobiety”.

„Żałoba to trudny obowiązek. Gdyby ludzie o tym wiedzieli, byłoby mniej śmierci”.

„Najlepiej nie być zbyt mocno wierzącym, bo staje się to kłopotliwe”.

„Z wiary w siebie płyną pewne korzyści”.

„Duchowo i fizycznie: nie ma miłości po śmierci”.

„Nie jest doskonała, chociaż Bóg, który ją stworzył na swoje podobieństwo jest doskonały. Nie muszę chyba panu wyjaśniać, co to znaczy .- A co to znaczy?- Na swój sposób ona też jest doskonała”.

„Jak możemy być sobie obcy, skoro obaj wierzymy w Boga?”.

„Wątpimy w Boga i Bóg wątpi w nas. Taka już jest natura istnienia”.

„Sam Bóg ma kłopoty ze zrozumieniem ludzkich bolączek”.

„Przeszłość przeszkadza, jeśli jej się na to pozwala”.

     

                      Literatura żydowska, która powstała w diasporze pomimo istniejących w niej różnic, zarówno językowych, jak i kulturowych, posiada jedną wspólną cechę – odbijało świętość. Jeśli chodzi o warsztat literacki, to środkiem, przez który najczęściej ją artykułowano był symbol, bardzo mocno związany z ludzką egzystencją i nigdy nieginący z pola aktywności psychicznej człowieka. Fakt ten łączy się również z wielką popularnością symbolu, jako „języka”, w którym świętość objawia się najpełniej. Psychoanaliza wiąże go z ukrytymi konfliktami psychicznymi człowieka. Dla literaturoznawcy symbol tworzy pewną wizję świata i w ten sposób pomaga przekształcić tworzywo językowe w dzieło literackie. Natomiast historyk religii próbuje odnaleźć w symbolu elementy sakralne. Symbol odsyła do sedna bytu, odsłania i objawia Boga. Stąd też ścisła łączność symbolu z kultem, który poprzez święte czynności i święte słowa przywołują obraz Transcendencji. Symbole mogą być w pełni rozumiane tylko i jedynie przez odbiorców o mentalności podobnej do tej, którą ma nadawca, pochodzących z tego samego, co on kręgu kulturowego. W tym miejscu można zaryzykować stwierdzenie, iż literaturę żydowską odpowiednio pojmie wyłącznie Żyd.

                            W interesujący sposób dla owej symboliki organizuje przestrzeń Bernard Malamud w opowiadaniu „Anioł Levine”. Krawcowi Manischewitzowi, w chwili, gdy ma poważne problemy, objawia się anioł, który ku zdziwieniu bohatera jest Murzynem. Obiecuje on, że wybawi krawca z jego kłopotów, a gdy ten nie dowierza, odchodzi, mówiąc, że można go znaleźć w najbardziej podejrzanej dzielnicy miasta. Po pewnym czasie Manischewitz, zdesperowany swoją sytuacją, udaje się na poszukiwanie czarnego wysłannika nieba. Dowiaduje się, że ten rzeczywiście najczęściej przebywa w podrzędnej knajpie „Bella”, wypełnionej ludźmi z marginesu społecznego. To wpędza bohatera w kryzys religijny. Wprawdzie będąc pobożnym Żydem, powinien mieć świadomość sakralności całej przestrzeni z wszystkimi jej elementami, ale w tym konkretnym doświadczeniu egzystencjalnym ujawnia się, że jednak pewne obszary uważa za profanum – miejsca, gdzie Boga być nie może. Zasmucony odchodzi. Jednak niekończące się problemy zmuszają go do wznowienia poszukiwań anioła, i wtedy następuje moment najbardziej zaskakujący. Tam, gdzie poprzednim razem widział knajpę, teraz napotyka dom modlitwy, tyle, że anioła w nim nie ma. Odnajduje w innej knajpie, i to stamtąd przychodzi dla krawca i jego rodziny wybawienie. Ta stworzona przez Malamuda fabuła jest najprostszą wykładnią judaistycznej teorii ustanowionej przez Boga jednorodności świata. Tego typu konstrukcję przestrzenną w literaturze żydowskiej spotykamy również u Singera, Kafki, Mangera czy Schulza.

                         W związku z tym pobożny Żyd przeżywa swoje istnienie w obydwu wymiarach: biologicznej cykliczności i jednocześnie linearności. Takie traktowanie rzeczywistości czasowej przypomina koło toczące się po prostej. Kołem byłby tu czas cykliczny, prostą linearny, zaś współistnienie obydwu to ruch „pojazdu”, czyli pełne, sakralne przeżywanie czasu. Religijność naturalna (pierwotna) dzieli czas na sacrum i profanum (podobnie jak przestrzeń). Według Kabały żyjemy w czasie profanum. Czas sacrum to jedynie momenty poszukiwania kontaktu z Bogiem, które na krótko przerywają profanum. Mamy, więc znowu „pęknięcie”, tym razem czasu!

                         Akcja opowiadania „Żydoptak” odgrywa się w skromnym mieszkaniu w Nowym Jorku. Jest to historia czterech postaci: Cohena, jego żony Edie i syna Maurie oraz Schwartza, ptaka, który pewnego dnia wleciał do mieszkania rodziny Cohena. Główny bohater opowieści to wrona lub kruk, uważający się za żydowskiego ptaka. W opowiadaniu Schwartz (ptak) ma nadzieję znaleźć schronienie w mieszkaniu tej rodziny, ale Cohen, głowa domu, nie jest tak przyjazny dla Schwartza, jak reszta jego domowników. W tym opowiadaniu autor wykorzystuje alegorię ptaka, aby przedstawić szersze koncepcje, które przedstawione są w innych jego opowiadaniach. Dzięki postaci Żydoptaka autorowi udaje się przekazać tematy tożsamości, przesiedlenia, asymilacji i antysemityzmu. Jednakże i chociaż nie ma jednoznacznej odpowiedzi na zachowanie Cohena, podniesienie tej kwestii w ramach społeczności żydowsko-amerykańskiej ma wielką wartość. Otwiera drzwi do wielojęzycznego dyskursu o żydowskiej kulturze w Ameryce. Pokazuje złożone relacje między ludźmi w jednym społeczeństwie. Cohen, jak na ironię, traktuje Schwartza (ptaka), jako niechcianego gościa w jego domu i jego społeczności, chociaż on sam prawdopodobnie doświadczył imigracji poprzez osobiste doświadczenie lub jest potomkiem imigrantów.

                      Z jednej strony zapomniał o tym doświadczeniu i przeżywa swoje codzienne życie, jakby nie miał żadnego związku z żydowską imigracją w Ameryce. Z drugiej jednak strony doświadczenie to prześladuje go od momentu, w którym Schwartz wkracza w jego życie (mówi w języku jidysz, ma czarne upierzenie i odczuwa strach przed antysemityzmem). Nacisk na wielojęzyczny dyskurs w tym społeczeństwie jest cenny, ponieważ ujawnia poczucie ksenofobii i nienawiści do samego siebie w nowej kulturze amerykańskiej. Cohen nienawidzi Żydoptaka tak samo, jak nie znosi faktu, że ma związek z żydowską kulturą, i być może z tego powodu nie chce świadomie poradzić sobie z tym doświadczeniem.

                  Bernard Malamud w prostych i krótkich opowiadaniach koncentruje się na wszystkich szczególnie ważnych sytuacjach tematycznych i wszechobecnym, wielopostaciowym, jednoczącym symbolu, który utrzymuje historie razem: więzienie - fizyczne lub duchowe, działa jak zachęta do pozbycia się kryzysu. Inicjuje podróż każdego bohatera w poszukiwaniu samego siebie. Wędrujący Żydzi w tych opowiadaniach podróżują od ograniczających żądań przeszłości przodków judaizmu do nowych zasobów asymilacji w nowym świecie; od duszącej potrzeby chowania się, unikania innych, do izolacji społecznej spowodowanej brakiem komunikacji; od rozpaczy po desperację. Opowiadania stają się potężnym stwierdzeniem głoszącym konieczność transcendencji i potępiającym bezpłodność fałszywej „wolności", którą amerykańscy Żydzi dostali, jako iluzję cieszenia się, w czasach, kiedy antysemityzm nie jest już dla nich wrogiem, z którym należy walczyć. Dyskursy tworzone przez bohaterów sprowadzają się do słów, którym brakuje siły do komunikowania się; jednocześnie pozostawiają jęczące echo w obliczu rozwiązania tego, co w czasach starożytnych było namacalną rzeczywistością: teraz więzi z innymi są zerwane jak w opowiadaniu „Mój Syn, Morderca".

                      Bernard Malamud w swoich opowiadaniach przedstawił rodzaj postaci, która stanowi jeden z najbardziej kluczowych procesów nowej ery, mającą związek z osobistą tożsamością - eliminacją podmiotu, który może wiedzieć, kim jest. Mężczyźni i kobiety, którzy kiedyś byli w stanie tworzyć i budować, teraz zmienili się, zgodnie z malamudańskim poczuciem siebie, na istoty upokorzone, uwięzione zarówno w swoim własnym niewolnictwie pracy, jak i w świecie rzeczy, za których wytworzenie są odpowiedzialni. Bohaterowie z opowiadań Malamuda cierpią z powodu wszystkich nieszczęść i bólu spowodowanego zniszczeniem połączenia człowieka z jego naturalnym miejscem. Na poziomie społecznym, w sztuce, a nawet w osobistym związku człowieka z Naturą, niewiele pozostało z historycznego projektu współczesnego humanizmu. Porzucenie ojczyzny siłą, by rozpocząć nowe życie w obiecanym „amerykańskim raju", spowodowało w opowieściach Malamuda nowy typ obskurantyzmu, nową historyczną „Kryształową noc”, w której ból i upokorzenie spowodowane przez naciski  kapitalistycznego życia są legitymizowane pod nazwą postępu i nowoczesności – powstaje nowa zasada transcendencji stłumiona przez zbliżającą się potrzebę przetrwania.

                     W tych warunkach wyrasta pokolenie o seksualnej obsesji, będące wytworem niezdolności do miłości, które ożywa w opowiadaniach Malamuda. Miłość zamienia się w symulację, która wymaga konkretyzacji. Ale nawet, gdy zmaterializuje się seksualność, nie dopełnia ona osoby. Seksualność, miłość, sztuka, rodzina, społeczność i religia, realia pomyślane, jako długoterminowe zasoby ludzkiego wewnętrznego rozwoju, uległy dezintegracji, pozostawiając jedynie cień sugerujący ich wcześniejsze istnienie. Malamud stworzył w swojej książce cały spektakl oparty na wielkim teatrze amerykańskiego stylu życia w drugiej połowie XX wieku. Jego osobista „antyczna tragedia” (doświadczenie Holocaustu przez miliony Żydów) dowodzi ostatecznie, że pokonanie nicości w świecie, w którym człowiek jest zabłąkany, jest trudnym zadaniem. Bez pewnych wartości kształtujących słuszność takich pojęć jak transgresja, grzech czy cnota, wartości wymazane w masie świeckiego, głównego nurtu społeczeństwa, bez solidnego poczucia jaźni, człowiek nie ma poczucia kierunku.
                            
                        Malamudska koncepcja żydowsko-amerykańskiej tragicznej duszy obejmuje także indywidualny ból związany z kryzysem tożsamości. Ten ból i niepokój, jaki on wywołuje, to najbardziej fundamentalna rzeczywistość, którą jego krótkie opowiadania zawierają, jako krytyczną reakcję na niedostatek. Jednak amerykańskie życie w XX wieku obiecało Żydom dobrobyt i bezpieczeństwo, jako substytut „nowej cywilizacji", ale ból tobitwa” na obiektywne fakty, które ją powodują, i nie ma bólu bez buntu. Postaci Malamuda protestują, na swój własny sposób, przeciwko zagranicznemu „niewolnictwu”, stąd w bohaterach gorączkowa aktywność w poszukiwaniach nowych tożsamości. W opowiadaniu „Koń, który mówi” Malamud odkrywa trzy freudowskie kategorie odpowiadające trzem strefom psychicznym, które regulują ludzkie funkcjonowanie psychiczne - id, ego i superego - aby poddać je ostatecznemu pojedynkowi i znaleźć ostateczną odpowiedź na konflikt egzystencjalny autora.  W tej opowieści, zwierzęca część Abramowitza (konia) reprezentuje id, stajnia libido i źródło tego, co Freud nazwał zasadą przyjemności. Charakteryzuje się przytłaczającą witalnością, całkowicie obcą racjonalnemu porządkowi i jest ilustrowany tekstowo opisem potrzeb seksualnych konia. Zdolność zwierzęcia do mówienia odpowiada ego, czyli zdolności rozumowania psyche, która kontroluje niezbadane „zwoje” wewnątrz psychiki. Ten aspekt Abramowitza rządzi się zasadą rzeczywistości, w której postrzega swoją obecną sytuację, źródło jego nieprzerwanego procesu przesłuchiwania samego siebie - procesu odrzuconego przez jego właściciela Goldberga. Goldberg reprezentuje superego, obrońcę dumy, społeczną nad-poprawność i oczyszczone sumienie oraz impuls do doskonałości. Superego dąży do zasady moralności. Zadaniem ego jest utrzymanie równowagi pomiędzy nadmiernie instynktownymi siłami jednostki a jej skrajnie perfekcjonistycznymi pragnieniami.

                      W opowiadaniach „Magiczna beczułka” i „Wybór zawodu” Bernard Malamud opisuje z ironią poszukiwania przez bohaterów żony lub kochanki. W pierwszym opowiadaniu Leo Finkle po sześciu latach studiowania miał zostać rabinem, pewien znajomy doradził mu, że znacznie lepiej byłoby mu zdobyć kongregację, gdyby się ożenił. Od sześciu lat poświęcał się prawie wyłącznie studiom, więc, to było chyba zrozumiałe, nie miał czasu na kontakty towarzyskie i znajomości z młodymi kobietami. W związku z tym pomyślał, że lepiej się stanie, jeżeli uda się po radę do osoby w tych sprawach doświadczonej, zamiast samemu niezdarnie brnąć przez to wszystko. Umówił się na spotkanie z pośrednikiem matrymonialnym o nazwisku Salzman. Pośrednik zaproponował mu kilka cnotliwych i wykształconych kandydatek na żony, jednak Finkle bardzo marudził i żadna mu nie odpowiadała. Podczas kolejnego spotkania z teczki, w której były zdjęcia kandydatek wypadła na stół fotografia pewnej dziewczyny. Leo Finkle zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, jednak Salzman nie chciał go umówić z ową kobietą. Pod wpływem nacisków na pośrednika dostał adres dziewczyny. Okazało się, że jest to Stella córka Salzmana, prostytutka uliczna. Leo pojawił się niosąc mały bukiecik fiołków i róż. Stella stała przy lampie paląc papierosa. Czekała spięta i onieśmielona. Z daleka zauważył jej oczy- zupełnie podobne do oczu jej ojca- oczy, które wyrażały pełną rozpaczy niewinność. Bohater uosobił w niej swoje odkupienie. W drugim opowiadaniu „Wybór zawodu” Cronin przeżywał pełne cierpienia miesiące, odkąd odkrył, że jego żona Marge zdradza go z przyjacielem. Wykładał stylistykę i literaturę w małym mieście akademickim w północnej Karolinie. W semestrze wiosennym na jego wykładach z literatury pojawiła się nowa studentka, starsza od innych dziewczyna. Chociaż w gruncie rzeczy nie była ładna, to jednak twarz miała szczerą i ponętną. Nazywała się niezbyt czarująco- Mary Lou Miller. Nadal był nią zainteresowany, a ona od czasu do czasu czekała przy jego biurku po zajęciach i szła z nim w kierunku gabinetu. Po kilku takich wspólnych spacerach umówili się na „randkę”. Cronin zaprzyjaźnił się z malarzem George’em Getzem, docentem na Wydziale Sztuk Pięknych. Okazało się, że Mary spotyka się też z George’em i że jest jego muzą, którą maluje wieczorami w swojej pracowni. Co ciekawe Mary nie była zwykła studentką, kiedyś była prostytutką, ale obecnie nie pracowała już w tym zawodzie. Cronin z zazdrości o Mary prawie oszalał, do tego stopnia, że opowiedział docentowi artyście o przeszłości Mary. Po tym incydencie studentka znika z uczelni. Cornin po roku dostaje od niej pocztówkę z wyznaniem. Pisała, że wciąż jest na uczelni, specjalizującej się w pedagogice, i że ma nadzieję kiedyś uczyć, podkreśliła, że jest to zasługa profesora Cornina.

                  W opowiadaniach Bernarda Malamuda synagoga sąsiaduje z domem publicznym, sacrum można odnaleźć w profanum, a profanum w sacrum jak w opowiadaniu „Srebrna korona”, w którym rabin oszust sprzedawał nieuleczalnie chorym ludziom „cudowną” koronę, która według niego posiada moc uzdrawiania. Jednym z oszukanych okazał się Albert Gans, którego ojciec dogorywał w szpitalnym łóżku. Co ciekawe, Albert to nauczyciel biologii w szkole średniej, który z powodu choroby ojca stał się naiwny w kwestiach medycznych, szczególnie, kiedy okazało się, że córka rabina Lifschitza była upośledzona umysłowo. Rabin Lifschitz uzdrawiał innych a nie mógł uzdrowić własnej córki?! Finezja intelektualna, subtelna ironia, a zarazem dramatyczne obrazowanie losów zwykłych ludzi czynią z Bernarda Malamuda klasyka short story.

                  Malamud to mistrz krótkiej prozy; jego zbiory opowiadań należą do wybitnych osiągnięć nowelistyki amerykańskiej. Opowiadania mienią się różnymi barwami; przewagę mają utwory realistyczne, których bohaterami są najczęściej albo starzy, osamotnieni Żydzi, żyjący wspomnieniami i kapitulujący w obliczu dynamicznej Ameryki, albo młodzi, rozgorączkowani Żydzi, rozglądający się za jakimś miejscem dla  siebie  w  świecie,  zakompleksieni z powodu  pochodzenia.  Z drugiej strony w wielu tekstach pojawiają się elementy groteskowe, fantastyczne i surrealistyczne, na przykład gadający, inteligentny ptak, podający się za Żyda we wspomnianym wyżej Żydoptaku”, czy też czarnoskóry anioł-stróż w opowiadaniu „Anioł Levine”. Alegorycznym opowiadaniom Malamuda bliskie są żydowskie archetypy i żydowski folklor.

02 lutego 2019

Okruchy dnia


„Okruchy dnia”


Kazuo Ishiguro




Autor/ (ur. 8 listopada 1954 w Nagasaki) – brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2017.

Tłumaczenie/ Jan Rybicki

Tematyka/ Powieść nagrodzona Bookerem, najbardziej prestiżową brytyjską nagrodą literacką. Światowy rozgłos przyniosła jej ekranizacja z mistrzowskimi kreacjami Anthony’ego Hopkinsa i Emmy Thompson, wyróżniona 8 nominacjami do Oscarów. Pamiętnik, Stevensa, kamerdynera z Darlington Hall, który musi mierzyć się z nowymi czasami to perełka psychologiczno-społeczna. Jeśli chcemy poznać sposób myślenia przedstawiciela tej zanikającej już grupy zawodowej, angielskich kamerdynerów, powinniśmy przeczytać książkę Ishiguro (i oczywiście obejrzeć film). Fragmenty o „godności" kamerdynerów i rozmowa o niej z angielskimi wieśniakami to majstersztyk. Ishiguro świetnie pokazuje relacje w angielskim arystokratycznym domu: hierarchię nawet wśród służby, stosunek panów do swych podwładnych, niezwykły szacunek i oddanie kamerdynera dla swego pana. To szczególna symbioza.

Główny motyw/ Narratorem książki jest Stevens, angielski kamerdyner, który wierność wobec pracodawcy i wypełnianie obowiązków stawia ponad wszystko. Swoje dotychczasowe życie w całości podporządkował służbie u lorda Darlingtona. Po śmierci chlebodawcy nadal prowadzi jego dom. Podczas krótkiego urlopu wyrusza samochodem do Kornwalii, by namówić do powrotu dawną gospodynię pannę Kenton. Rozpamiętuje minione lata. Proces analizy jest bolesny i przypomina budzenie się z długiego snu. Drobiazgowy Stevens odkrywa, że cała jego egzystencja była w istocie jedynie namiastką prawdziwego życia i że bezpowrotnie utracił szansę na osobiste szczęście.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

 „Miałem zaszczyt widywać to, co w Anglii najlepsze, sir, w tych czterech ścianach”.

„Po raz pierwszy od wielu lat mogę się nie spieszyć i muszę przyznać, że to bardzo miłe uczucie”.

„Jest amatorem, a sprawy międzynarodowe nie są dziś zajęciem dla dżentelmenów amatorów”.

„Nie należy nigdy wierzyć gospodyniom, że nie chcą rodziny”.

„Nieraz mogłem się przekonać, że udział w życiu publicznym potrafi w bardzo krótkim czasie zmienić człowieka nie do poznania”.

„Inne wielkie narody wiedzą doskonale, że dla sprostania wyzwaniom każdy nowej epoki trzeba odrzucić stare metody, często i takie, które darzy się sporym sentymentem”.

„Tymczasem nie mogę nawet powiedzieć, że popełniałem własne błędy”.

„Tak już jest, że dla takich jak my nie ma większego wyboru, jak tylko pozostawić ostatecznie nasz los w rękach tych, którym służymy: wielkich panów, znajdujących się w samym centrum spraw tego świata”.



                       Powieść „Okruchy dnia” rozgrywa się w czasie, gdy brytyjski system klasowy powoli obumiera. Stevens, kamerdyner w Darlington Hall o 34- letnim stażu pracy, jest bardzo dokładny, sumiennie wykonuje swoje obowiązki i nie daje się ponieść żadnym emocjom. Ojciec Stevensa, który też był kamerdynerem, uczył go przede wszystkim godności. Stevens oddala od siebie wszystkie namiętności; jest skrupulatny w prowadzeniu domu. Cztery lata po śmierci lorda Darlingtona mężczyzna wyjeżdża, by spotkać się z poprzednią gospodynią, panna Kenton i namówić ją na powrót do pracy u nowego bogatego Amerykanina- nowego zarządcy. Farraday nowy właściciel jest w równym stopniu arogancki i poufały, co Stevens stateczny i oziębły. Panna Kanton była równie skrupulatna, jak Stevens, ale jej ciepło przeciwstawione było jego surowości. Obydwoje ujmująco sprzeczali się czasem o drobiazgi, dając wyraz wysublimowanym uczuciom. Kiedy panna Kanton stwierdza, że gdyby poślubiła Stevensa, jej życie ułożyłoby się lepiej, bohater, choć tego nie pokazuje, jest głęboko tym wyznaniem wstrząśnięty.

                      Podróż Stevensona do panny Kenton daje mu możliwość przemyślenia swej pracy i życia. Tęskni za czasami wystawności i godności i patrzy z melancholią na świat, który przestał istnieć, na świat, który znał i w którym miał swe miejsce. Świat ten zaczął być anachroniczny, a tradycja zdezaktualizowała się. W końcu staje twarzą w twarz z prawdą, że lord Darlington, choć był prawdziwym dżentelmenem, popierał nazistów. Stevens zawsze był lojalny, co uczyniło z niego samotnika. Odkrywa, że źle ulokował swe zaufanie i zupełnie zapomniał o uczuciach. Wreszcie -zbyt późno- ofiarowuje swe serce pannie Kenton, mimo że wcześniej ją ignorował. Powieść na przemian bawi i wzrusza. Kazuo Ishiguro bezlitośnie obnaża wady Brytyjczyków, czyniąc to jednak z niezmienną sympatią.

                    Brak wielkich emocji jest prawdopodobnie najlepszą odpowiedzią na powieść Ishiguro, która jest opowieścią o człowieku tak obciążonym prawością, że pozwala, by miłość jego życia „przeszła mu przez palce”. Efektem tej narracji jest eksponowanie postaci z życia wyższych sfer i ich podwładnych. Obsesyjnie rozpamiętywanie poczucia winy przez kamerdynera, Stevensa, ujawnia się w opowieści, jako gromadzenie emocji związanych z romantyczną porażką w stosunku do samotnej gospodyni, panny Kenton oraz z historyczno-polityczną porażką za współudział w polityce ustępstw lorda Darlingtona w stosunku do nazistów w Niemczech.

                       Kiedy Stevens przybywa do domu panny Kenton, odkrywa, że jest szczęśliwą żoną i niecierpliwie wyczekuje pierwszych wnuków. Stare prawdy ujawniają się podczas ich rozmowy. Pani Benn, –bo tak nazywa się panna Kenton po wyjściu za mąż- przyznaje, że w pewnym momencie darzyła uczuciem Stevensa, i była zrozpaczona, gdy nie zdołał ich odwzajemnić. Jak różne mogłoby być ich życie, gdyby Stevens znalazł odwagę, by zburzyć swoją profesjonalną fasadę? Zamiast być tylko kamerdynerem i gospodynią, mogli być także szczęśliwym małżeństwem. Mogliby razem pracować i skierować swoje życie w nowym kierunku i na nowo zdefiniować sens życia. To się nigdy nie zdarzy. Jest już za późno. Na zakończenie powieści Stevens powraca sam do Darlington Hall, aby przeżyć resztki swoich dni, jako kamerdyner.

                       Tragedia Stevensa nie polega tylko na tym, że przegapił okazję do miłości. Chodzi o to, że wybrał życie bez żadnych realnych możliwości, poza tymi, które dostarczyła mu praca, kamerdynera w Darlington Hall. Stevens pozwolił, by jego życie zostało całkowicie zdefiniowane przez jego zawodową rolę. Czyniąc to, nie mógł domagać się dla siebie głębszych możliwości - możliwości bycia autonomicznym twórcą znaczeń w swoim życiu. Często zapominamy, że możemy być twórcami życia. Definiujemy siebie poprzez nasze zadania i role. Chociaż możemy i znajdujemy znaczenie w profesjonalnych rolach, nie powinniśmy nigdy zapominać, że nie określają one naszego pełnego zakresu możliwości. Musimy być przygotowani, aby od czasu do czasu „zakłócać” samych siebie, aby dostrzec nieoczekiwane możliwości w codziennych wydarzeniach i przenosić nasze życie w nowe kierunki. Gdy przychodzi do egzaminów z historii, Ishiguro okazuje się zresztą mniej łaskawy dla narodów, a bardziej dla jednostek. Narody mają całe pokolenia na to, by odrobić najtrudniejsze lekcje. Człowiek nigdy nie ma tyle czasu. Niewłaściwy wybór, uwikłanie po złej stronie, ręce splamione krwią, umysł zatruty fałszywą wiarą – to kładzie się cieniem na całym życiu, podkopuje całą jego wartość. To przecież przypadek Stevensa z „Okruchów dnia”, tego doskonałego w każdym calu brytyjskiego kamerdynera jest fantastycznym przykładem.

                 Moglibyśmy pomyśleć, że „Okruchy dnia” opowiadają historię miłości. Miłości tchórzliwej i ograniczonej, takiej, w której kochankowie nigdy tak naprawdę się nie dotykają, a ich wzrok spoczywa na wszystkim dookoła, tylko nie na osobie, którą każdy z nich kocha. Być może wywnioskujemy, że książka opowiada historię domu i jego mieszkańców, gospodyń i służących, i o tym jak szlachcic lord Darlington szukał przyjaźni wśród nazistów w obliczu pasywności swojego kamerdynera, który był świadkiem zdrady ojczyzny przez swojego pana. Moglibyśmy stwierdzić to i dużo więcej, ponieważ bez wątpienia pozwala nam na to magia książek. Jednak „Okruchy dnia” mówią także o godności. Godności osoby, która jest jednocześnie narratorem oraz głównym bohaterem historii – pana Stevensa, kamerdynera w Darlington Hill.

                         Cała książka jest jednym wielkim mechanizmem obronnym, nieustanną próbą usprawiedliwienia. Mamy przed sobą osobę, której wykonywana praca przynosi poczucie godności i honor, jednak praca ta nie jest niczym więcej, jak obrazem najbardziej okrutnej i absolutnej usłużności, takiej, w której nie starcza miejsca na refleksję, wątpliwość, poznanie własnych emocji, a tym bardziej na miłość. Jednak nadchodzi moment, w którym wizerunek „wielkiego kamerdynera” się rozpada. Podczas kolacji jeden z gości lorda Darlingtona zadaje panu Stevensonowi serię pytań, aby udowodnić całkowitą ignorancję klas niższych. Bezpośredni atak na jego osobę sprawia, że lokaj jest o krok od porzucenia zranionego wewnętrznego ja, które, mimo że żyło w pancerzu nigdy nie pozbyło się godności. Mężczyzna, który dla służby innym odrzucił prawdziwą miłość.
                           
                    Bez wątpienia ciekawe jest to, jak zewnętrzny widz a nawet czytelnik, czytający książki takie jak „Okruchy dnia” od razu wie, w jaki sposób dany bohater jest manipulowany lub jak żmudnie oszukuje samego siebie, by usprawiedliwić każdy czyn, który w naszych oczach jest niewytłumaczalny. Jednak my również być może w podobny sposób oszukujemy siebie, zupełnie jak kamerdyner Stevens z Darlington Hall. 

                  Stevens działa pod silnym przekonaniem, że nie będzie krytykować ani kwestionować swojego przełożonego. Ta mentalność jest katastrofalna, jak wszyscy wiemy, tego tupu osobowości odnajdziemy w typowym bankierze z Wall Street, lub w Adolfie Eichmannie i jego osławionej obronie: „Po prostu wykonywałem rozkazy". Co najważniejsze, Stevens musi żyć zgodnie z tym przekonaniem, ponieważ gdyby okazało się, że jego pracodawca był niemoralny, oznaczałoby to, że Stevens również jest niemoralny. Akceptowanie grzechów lorda Darlingtona, a więc bycie w jakimś sensie współwinnym, jest nie do zaakceptowania - ponieważ, w przeciwieństwie do lorda Darlington, Stevens był zmuszony myśleć przez całe życie, że nie ma wyboru w żadnej sprawie, i że będąc pod opieką lorda, kieruje się wyższą wartością moralną swego bogatego dobroczyńcy.  Lord Darlington, sympatyzujący z nazistami, próbuje przywrócić Niemcom dawną wielkość i złamać postanowienia Traktatu Wersalskiego. Jego działania wciągną Anglię w wojnę, przez co zostanie znienawidzony przez opinię publiczną.

                    Ponieważ poczucie wartości Stevensa jest mu „powierzone” przez jego pracę, pozbywa się z wszelkiego rodzaju krytycznej myśli, introspekcji lub komentarza, jeśli chodzi o swoich pracodawców, a zatem jest oderwany od poczucia moralności. Weźmy ten niezapomniany przykład, kiedy Stevens rozmawia z oburzoną panną Kenton o zwolnieniu żydowskich pokojówek Ruth i Sarah tylko, dlatego, by „nie drażniły” swoją obecnością gości przybyłych z Niemiec: „Panno Kenton, muszę prosić, by pani nie unosiła się, by zachowywała się pani tak, jak tego wymaga pani stanowisko. Sprawa jest bardzo prosta.. Jeżeli jego lordowska mość chce, by zerwać te umowy o pracę, nie ma, o czym więcej mówić”. Lord Darlington jest opisywany przez różne postacie, jako prawdziwy stary dżentelmen. Po bitwie podczas I wojny światowej, Lord Darlington został zainspirowany do zaangażowania się w politykę i próby złagodzenia stosunków między Wielką Brytanią i Niemcami w latach 1920 i 1930, gdy naziści urastali w siłę. W trakcie powieści staje się jasne, że Darlington znajduje się w centrum historycznego ruchu „łagodzenia", a nawet z zadowoleniem przyjmuje współpracę z głównymi nazistowskimi postaciami. Jego posiadłość odwiedza nawet Joachim von Ribbentrop minister spraw zagranicznych III Rzeszy, wtedy ambasador Niemiec w Wielkiej Brytanii. Ponieważ Lord Darlington jest opisywany oczami Stevensa, trudno powiedzieć, na ile poddawał się nazistowskiej retoryce; czy na przykład jego antysemityzm był prawdziwą wiarą, którą posiadał, lub, jak twierdzi Stevens, czymś, co obejmowało tylko pewien okres w wyniku nikczemnego wpływu innych. Powieść wydaje się wyraźnie wyjaśniać, że lord Darlington, jako „dżentelmen", jest sympatyczny, uprzejmy podczas dyskusji, jednak jest bardziej naiwny niż zły, ale także zupełnie nie odpowiada wymogom politycznym tamtych czasów. Staje się rezultatem złej strony historii, Stevens stopniowo przyznaje się do siebie, że lord nie do końca był postacią krystaliczną.

                  Bardzo ważnym tematem książki poruszanym przez autora jest także stosunek syna do ojca. Ważnym aspektem związku Stevensa i jego ojca jest dystans emocjonalny między nimi. Jest to ukazane przez powściągliwość, z jaką Ishiguro opisuje Stevensa, kiedy słyszy o śmierci ojca i kiedy widzi jego ciało. Po usłyszeniu wiadomości od panny Kenton, że jego ojciec przed chwilą zmarł, Stevens po prostu odpowiada: „Rozumiem”. Kiedy panna Kenton pyta czy chce iść do pokoju ojca Stevens chłodno odpowiedział: „Teraz jestem bardzo zajęty, panno Kenton. Może za chwilkę”. Reakcja Stevensa jest bardzo sztywna i bez większych uczuć, a dialog Ishiguro w tym przypadku jest skąpy, absolutnie bez nadmiaru emocji. Niewielka reakcja Stevensa utrzymuje się, gdy jeszcze przed śmiercią ojca wchodzi do jego pokoju i mówi do niego: „Bardzo mi przykro, ale jesteśmy teraz niezwykle zajęci. Rano znowu porozmawiamy”. Stevens uruchamia w sobie pewnego rodzaju determinację, by uciec z wrodzoną sztywnością, „musi" budować poczucie, że mężczyzna nie używa wyższych emocji i umiejętnie dysponuje swoimi uczuciami. Używanie przez Ishiguro pozbawionego emocji, skróconego dialogu w reakcji Stevensa na chorobę i śmierć jego ojca jest jednym z aspektów, które przyczyniają się do jego prezentacji beznamiętnego związku miedzy tymi mężczyznami.

                     Czy Kazuo Ishiguro sportretował w osobie Stevensona schizoidalne zaburzenie osobowości, które charakteryzuje się długotrwałym wzorcem oderwania się od relacji społecznych? Osoba z zaburzeniami osobowości schizoidalnej często ma trudności z wyrażaniem emocji, może wydawać się, że brakuje jej intymności i unika bliskich relacji z innymi. Może często woli spędzać czas ze sobą, niż spotykać się z innymi lub być w grupie ludzi. James Stevenson jest typowym przypadkiem takiego zaburzenia osobowości. Nie może zrozumieć, dlaczego ludzie żartują lub bawią się w słowne gry.  Jego nowy pracodawca, Amerykanin o nazwisku Farraday, jest miłym człowiekiem, który lubił żartować i opowiadać dowcipy, więc tylko po to, by zadowolić swego pana Stevenson postanawia nauczyć się „przekomarzania się” w ramach swojej pracy! Nie miał osobistego życia. W trzech krytycznych wydarzeniach przywiązywał większą wagę do swojej pracy niż do relacji międzyludzkich. Kontynuował pracę, nawet, gdy umierał jego ojciec, wyrzucił z pracy dwie żydowskie pokojówki w Darlington Hall, ponieważ lord Darlington był zauroczony nazistowską ideologią Niemców, a na koniec, nigdy nie mógł odwzajemnić uczucia panny Kenton.

                   „Okruchy dnia” są tak silne, ale i delikatne, bardzo subtelne, a także jest to humorystyczne studium wewnętrznych represji bohatera. Autor analizuje w niej „fałszywą świadomość" człowieka zdyscyplinowanego, którego życie kontrolowane jest przez nieodpartą trój-jedność: jego ojca, jego pracę i uczucia panny Kenton. Jest to uderzająco oryginalna książka. Czytając ją, ma się niezwykłe poczucie kontroli przez autora. Każdy element jest dyskretnie przewidywany, a następnie uwalniany w odpowiednim miejscu. Język Stevensa tworzy kontekst, który pozwala Kazuo Ishiguro umieścić ogromną szarżę patosu w jednym tylko zdaniu. I w ściśle określonych granicach książka wydaje się nie popełniać żadnych znaczących błędów. Niektóre postacie, które Stevens spotyka podczas podróży na zachód, są nadmiernie parodystyczne. Ale nie ma powodu, aby sądzić, że nie jest to przez autora zamierzone.

                            Cicha, niemal niezauważalna tragedia człowieka przeciętnego – kamerdynera Stevensa – nie polegała, zatem jedynie na tym, że nie zauważył w porę przewinień chlebodawcy albo, że bezpowrotnie stracił szansę na miłość i, co ważniejsze, zrozumienie drugiej osoby, ale również na tym, że – jak niemal każdy Anglik – był pozbawiony możliwości wyrażenia uczuć. W ponurej buchalterii bilansu zysków i strat egzystencji Stevensa, największą przegraną była klęska idei. Ten szary człowiek podporządkował wszystkie siły witalne pragnieniu, aby być najlepszym służącym, nie dopuścić do żadnego, najmniejszego błędu i w pełni zasłużyć na zaufanie przełożonego. W pytaniu, – komu tak naprawdę służył Stevens, kryje się przewrotność i tragizm jego losu.  Podobny mechanizm funkcjonuje w wielu powieściach Kazuo Ishiguro: prowadzona najczęściej w pierwszej osobie spowiedź narratora, służy demistyfikacji nadrzędnego celu, jakim jest oczyszczenie się z winy. Taktycznie broniąc swoich racji, bohaterowie prozy Kazuo Ishiguro, mimowolnie ujawniają mroczne, niepokojące cechy osobowości. „Okruchy dnia", zostały zekranizowane w 1993 roku przez Jamesa Ivory. W rolach głównych wystąpili Anthony Hopkins i Emma Thomson.

27 stycznia 2019

Trawa śpiewa


„Trawa śpiewa”


Doris Lessing




Autorka/ (ur. 22 października 1919 w Kermanszahu, zm. 17 listopada 2013 w Londynie). Wczesne dzieciństwo spędziła w Kermanszahu w Persji. W latach dwudziestych XX wieku jej rodzina przeniosła się do Rodezji, gdzie jej ojciec, Alfred Cook Tayler, kupił farmę. W roku 1948 przeprowadziła się do Anglii. Była znana z krytycznych opinii o polityce wewnętrznej RPA okresu apartheidu. Uznanie zdobyła dzięki książkom psychologicznym i obyczajowym z życia kobiet. Ze względu na wymowę części swojej twórczości Doris Lessig stała się żywym symbolem marksizmu, feminizmu, antykolonializmu i sprzeciwu wobec apartheidu. Jest autorką ponad czterdziestu dzieł. Kilka jej książek należy do gatunku science-fiction. Nagroda Nobla w dziedzinie literatury (2007).

Tłumaczenie/ Joanna Puchalska

Tematyka/ „Trawa śpiewa" jest powieścią, obok której nie można przejść obojętnie. Fabuła oparta na retrospekcji opowiada historię życia małżeńskiego kobiety. Rzecz osadzona została w realiach egzotycznych dla polskiego czytelnika, a mianowicie w afrykańskiej kolonii brytyjskiej. Bohaterką jest Mary, córka brytyjskich emigrantów. To tragiczna opowieść o niespełnionych marzeniach, poświęceniu, które prowadzi do szaleństwa, w końcu – smutna konfrontacja potrzeb i pragnień jednostki z oczekiwaniami społeczeństwa. Uwaga autorki skupia się na pokazaniu zawiłości ludzkiej psychiki uwikłanej w skomplikowaną sieć zależności rodzinno-społecznych.

Główny motyw/ Pewnego ranka na werandzie domu ubogiego białego farmera – gdzieś na skraju veldu, południowoafrykańskiego pustkowia – nowo przyjęty zarządca znajduje zwłoki gospodyni. Zabójca, czarny służący Turnerów, nie stara się nawet specjalnie ukryć, a po schwytaniu bez oporów przyznaje się do zbrodni. Morderstwo nie budzi w okolicy szczególnego wzburzenia – wydaje się, „jakby stało się coś, czego właściwie należało się spodziewać”, bo przecież „tubylcy są niedobrzy i mogą zrobić straszne rzeczy”, a Turnerów, zwłaszcza Mary, nikt z sąsiadów nie lubił: „to nienormalne, żeby się ciągle izolować. (…) A w dodatku jak oni żyją!”. Tylko młody Tony Marston, nowicjusz dopiero, co przybyły z Anglii, zdobywa się na głębszą refleksję nad sytuacją, która doprowadziła do tragedii, i tylko jemu przychodzi do głowy, że „przyczyn morderstwa należy upatrywać w przeszłości”.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) bat powinno się kupić wcześniej niż pług i bronę”.

„Do morderstwa trzeba dwojga, do morderstwa tego rodzaju”.

„(…) nawet nieszczęście może mieć dobre strony”.

„(…) rozczulanie się nad sobą jest niezdrowe (…)”.

„(…) w epoce naukowego podejścia do seksu trudno o coś bardziej żałosnego niż brak seksualnej ogłady”.

„Straszne, gdy w imię prawdy czy jakiejś innej abstrakcji zniszczy się czyjeś wyobrażenie o sobie”.

„(…) myślenie o kobietach, zwłaszcza o jednej kobiecie, jest równie niebezpieczne jak alkohol (…)”.

„Samotność, pomyślała, to pragnienie towarzystwa innych ludzi”.

„Bo nawet marzenia potrzebują iskierki nadziei, inaczej nie mają sensu”.

„Ludzie, którzy żyją swoimi sprawami- niezależnie od tego, czy z konieczności, czy z wyboru- i nie zaprzątają sobie tym głowy, co dzieje się u bliźnich, przeżywają niemałe zdziwienie, gdy przypadkiem okaże się, że inni sporo mówią na ich temat”.

„Nikt nie wierzy, że plotki wyrządzają krzywdę, poza tymi, którzy sami od nich ucierpieli”.

„Ale, z drugiej strony, czym jest szaleństwo, jeśli nie wycofaniem się w siebie, ucieczką od świata?”.


                        Doris Lessing jest autorką ponad 40 dzieł i najstarszą laureatką Nagrody Nobla. Debiutancka powieść noblistki „Trawa śpiewa”, napisana jeszcze w Afryce, choć opublikowana po przyjeździe do Europy, rozpoczyna się morderstwem dokonanym na żonie białego rodezyjskiego farmera przez afrykańskiego służącego. Powieść skupia się jednak na wydarzeniach poprzedzających tragedię, zatajonych przez społeczność białych farmerów. W ten sposób nieunikniona śmierć jest celem, ku któremu nieodwołalnie zmierza retrospektywna narracja. Już po pierwszych stronach książki czytelnik uświadamia sobie swą rolę świadka poruszającej historii ludzkich związków, której kolonialny system sprawiedliwości nie pozwoli ujrzeć światła dziennego.

                    Dick i Mary Turner są ogarnięci obłąkańczym pragnieniem siebie nawzajem, ale ich wzajemne wyobrażenia o sobie są fałszywe. Po ślubie pochodząca z miasta Mary rozpoczyna nowe życie na podupadającej farmie męża. Stopniowo, tracąc złudzenia, co do Dicka i swej przyszłości, popada w parnym upale sawanny na przemian w otępienie i histerię. Swą frustrację wyładowuje na czarnoskórych służących, z którymi ostatni, Moses, nawiązuje z nią nić porozumienia. Dobroć Mosesa narusza jednak święte kolonialne tabu- przedstawiciele odrębnych ras nie mogą zobaczyć w sobie kobiety i mężczyzny. Pożądanie i strach splatają się, więc nierozerwalnie, gdy Mary poddaje się władzy człowieka, który uosabia dla niej busz, nieustannie zagrażający odebraniem zagrabionej przez białych farmerów ziemi. Ten dominująco bolesny portret zrujnowanego życia łagodzą jedynie opisy surowego piękna afrykańskiego krajobrazu. „Trawa śpiewa” to jednoznaczne potępienie hipokryzji kolonialnego panowania, znanego dobrze pisarce z czasów młodości spędzonej w RPA. To także wiwisekcja kolonialnej mentalności i jej wypaczeń, jakimi ulegają zarówno kolonizatorzy, jak i kolonizowani.

                     Główną bohaterką powieści jest Mary, mieszkająca, jak i niegdyś sama autorka, w Rodezji. Niezbyt beztroskie dzieciństwo każe jej opuścić rodzinną farmę i przenieść się do miasta. Mary początkowo odnajduje się w nowym życiu: ma dobrą pracę, wielu znajomych, cieszy ją zdobyta wolność. Kiedy jednak słyszy rozmowę przyjaciółek, śmiejących się, że nigdy nie znajdzie męża, jej szczęście znika. Zaczyna podświadomie szukać mężczyzny, by wkrótce wyjść za pierwszego lepszego, farmera Dicka Turnera. Małżeństwo nie jest udane. Mary nie spełnia się na biednej, zaniedbanej plantacji, podobnej do tej, z której uciekła dawno temu.

                   Jak podała gazeta w artykule „Tajemnicza zbrodnia”: „Mary Turner, żona Richarda Turnera, farmera z Ngesi, wczoraj rano została znaleziona martwa na werandzie swojego domu. Do popełnienia zbrodni przyznał się zatrzymany wcześniej służący. Motyw pozostaje nieznany. Prawdopodobnie morderca chciał zrabować kosztowności”. Gazeta nie ujawniła wiele. Przy lekturze opatrzonego sensacyjnym nagłówkiem tekstu zwykli czytelnicy odczuwali zapewne lekką irytację, a także namiastkę satysfakcji; jakby potwierdzało to powszechnie panujące przekonanie, jakby stało się coś, czego właściwie należało się spodziewać. Gdy tubylcy kradną, mordują lub gwałcą, biali doznają takiego właśnie uczucia. Zanim jeszcze z powodu morderstwa Turnerowie stali się sławni, w okolicy mówiono o nich obojętnie i bez większego zaangażowania, jak to się zazwyczaj dzieje w wypadku dziwaków, wyrzutków i odludków. Turnerowie, którzy równie dobrze mogliby mieszkać na księżycu, tak mało ich sprawy dystryktu interesowały, byliby zdziwieni, dowiedziawszy się, że od lat dostarczają tematów do plotek okolicznym farmerom. Ludzi ciekawiło, dlaczego morderca się poddał. Dużej szansy na ucieczkę wprawdzie nie miał, ale… Mógł zbiec na wzgórza i schronić się tam na jakiś czas, albo przekraść się przez granicę na terytorium innego państwa. Bierne poddanie się karze było równoznaczne ze stwierdzeniem: „Zrobiłem źle i wiem o tym, dlatego mnie ukarzcie”. Dobrowolne poddawanie się karze należało do tradycji.

                     Pozostała część powieści opowiada o Mary i jej mężu Dicku, w jej długich, nudnych latach rozczarowania i frustracji, które doprowadziły do śmierci Mary. Była córką zwykłego kolejarza i kobiety, która z powodu złej sytuacji finansowej miała życie tak ciężkie, że ze zgryzoty umarła. Obarczona emocjonalnie nieobecnymi, wojowniczymi wobec siebie rodzicami, Mary zostaje posłana do szkoły z internatem, a następnie podejmuje się pracy w mieście jako sekretarka. W życiu Mary dopóki nie skończyła dwudziestu pięciu lat, nie wydarzyło się nic, co by zakłóciło jej spokojne życie, wtedy umarł ojciec. Zniknęło ostanie ogniwo łączące ją z dzieciństwem, którego wspomnienie było jej nienawistne. Nic już nie wiązało jej z ubogim domkiem, rykiem pociągów, kurzem i wiecznymi kłótniami rodziców. Nic a nic. Była wolna. Czesała się jak dziewczyna, ubierała się w dziewczęce sukienki w pastelowych kolorach i zachowywała się jak nieśmiała, naiwna nastolatka. Jednak wszystkie kobiety prędzej czy później doznają tej czasem niesprecyzowanej, lecz zawsze niebywale silnej presji wyjścia za mąż. Mary, która nie była specjalnie podatna ani na atmosferę, ani na to, co mówią inni, zetknęła się z tym zjawiskiem w sposób nagły i dość nieprzyjemny. Będąc u swojej zamężnej przyjaciółki, siedząc sama na werandzie, odwrócona tyłem do okna usłyszała jak koleżanki plotkują na jej temat. Była oszołomiona i oburzona; głęboko zraniły ją słowa przyjaciółek. W swojej naiwności tak nieświadoma była tego, jaka jest w relacjach z ludźmi, że do głowy by jej nie przyszło, iż mogą rozmawiać o niej za plecami. A to, co mówili…! „Nie ma już piętnastu lat. To śmieszne! Ktoś powinien jej zwrócić uwagę, żeby się tak nie ubierała”. „Dlaczego nie wychodzi za mąż? Musiała mieć mnóstwo okazji”. „Powinna wyjść za kogoś znacznie starszego. Najlepiej za pięćdziesięciolatka… Jeszcze zobaczycie, raz dwa poślubi kogoś, kto mógłby być jej ojcem”.

                       Incydent ten, w sumie błahy, którym by się w ogóle nie przejęła osoba mająca choćby najsłabsze pojęcie o świecie, dotknął Mary bardzo głęboko. Ona, która nigdy nie miała czasu myśleć o sobie, godzinami teraz przesiadywała w swoim pokoju, zastanawiając się nad tym co mówiły o niej koleżanki. Rozmyślając bez końca o przypadkiem usłyszanych słowach, doszła do wniosku, że musi coś z tym zrobić. Przestała przewiązywać włosy wstążką, po raz pierwszy w życiu zaczęła się zachowywać niezręcznie wobec mężczyzn. Tkwiące w jej świadomości ziarenko pogardy dla nich, które chroniło ją przed seksem równie skutecznie, jakby była szpetna, znikło, a wraz z nim dotychczasowa swoboda. Wtedy poznała Dicka Turnera. To mógł być zresztą każdy mężczyzna, wystarczyło, by traktował ją jak ósmy cud świata. Bardzo tego potrzebowała. Odzyskanie poczucia wyższości nad mężczyznami, które w końcu przez tak wiele lat leżało u podstaw jej życia, było dla niej konieczne.
                        
                       Poznali się w kinie. On przyjechał na jeden dzień ze swojej farmy. W mieście bywał bardzo rzadko, tylko gdy musiał kupić coś, czego nie było w lokalnym sklepie, co się zdarzało raz, może dwa razy do roku. Tym razem przypadkiem spotkał znajomego, którego nie widział od lat, i ten namówił go na pozostanie na noc i wspólny wypad do kina. Dick był zdziwiony, że się na to zgodził, tak bardzo nie było to w jego stylu. Ciężarówka z ładunkiem, składającym się z worków ziarna i dwóch bron, wyglądała dość dziwnie pod kinem. Mary, widząc wtedy te obce dla niej rzeczy, uśmiechnęła się. Nie mogła się powstrzymać. Kochała miasto, czuła się w nim bezpiecznie, a wieś kojarzyła się jej z dzieciństwem ze względu na te małe osady, w których mieszkała. Dick nie znosił kina, kręcił się niespokojnie i nagle ujrzał Mary. Poproszono go, by odwiózł do domu dziewczynę, na którą ledwo spojrzał. Bez większego żalu rozstał się z nią pod dużym domem pełnym ludzi i światła. Po kilu dniach od ostatniego spotkania Dick oświadczył się zatem Mary sprawiającej wrażenie spokojnej, kobiecej i macierzyńskiej. Był pełen uwielbienia, pokory i wdzięczny, kiedy przyjęła jego oświadczyny. Dzięki specjalnej licencji pobrali się dwa tygodnie później.

                     Z czasem okazało się, że ich małżeństwo jest nieporozumieniem. Do tego Mary nie potrafiła dogadać się ze służącymi. Żaden kucharz nie zagrzał miejsc dłużej niż miesiąc, wciąż powtarzały się sceny i trwała wojna nerwów. Farma prowadzona przez Dicka także okazała się jednym wielkim bankructwem i nie dawała żadnych dochodów. Na początku zakupił pasiekę  i hodował pszczoły. Później świnie, indyki i króliki. Wpadł na pomysł założenia sklepu dla tubylców. Mary chora z przygnębienia, pomagała Dickowi układać towary, wzdrygając się, gdy dotykała tanich, pachnących chemią materiałów albo koców. Dick kupił dwadzieścia tanich rowerów, było to dość ryzykowne posunięcie, ponieważ w takim upale guma długo nie wytrzymywała. Pomyślała o pięćdziesięciu funtach straty na rowerach. Pragnienie ucieczki stało się jednak z czasem tak przemożne, że w końcu przeważyło obawę przed tym, co powiedzą ludzie. Pomału, pomału, przez kilka tygodni przekonywała siebie, że wystarczy wsiąść do pociągu, i wrócić do miasta, do cudownego, beztroskiego życia, do którego była stworzona. Zacznie wszystko od nowa.

                         Pewnego dnia, gdy służący przyniósł ze stacji worek z zapasami, wzięła do przejrzenia tygodnik i jak zwykle otworzyła od razu na ogłoszeniach. Okazało się, że firma, w której tyle lat pracowała, poszukuje stenotypistki. Kiedy Dick pojechał na pole, ubrała się, spakowała walizkę i zostawiła mu krótki list, powiadamiając, że wyjeżdża do swojej dawnej pracy. Kiedy weszła do biura zobaczyła, że wszystkie pracujące tam kobiety są od niej młodsze co najmniej o 15 lat. Szef powiadomił ją, że posada jest już zajęta i że mu przykro. Tyle lat tu pracowała, a teraz nie chcą jej przyjąć. Zrozumiała, że posada wcale nie jest zajęta i że on ją po prostu zbywa. Po powrocie do pokoju hotelowego spojrzała w lustro. Zobaczyła, że nie jest już tak świeża jak kiedyś, że na jej twarzy można było wyczytać zmęczenie i przygnębienie. Przeszukawszy starannie portmonetkę, znalazła pół korony i sześć pensów. Nie miała za co zapłacić za hotel. Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Dick i zabrał ją ze sobą na farmę do domu. Jej ucieczka była autentyczna, choć zakończyła się w sposób, jaki chłodno kalkulująca kobieta łatwo mogłaby przewidzieć.

                     Od momentu ucieczki od męża Mary pogrążała się w coraz większym przygnębieniu. W ciągu dnia nerwowo chodziła po domu, nie mogąc usiedzieć na miejscu. W nocy nie spała. Sama czynność spożywania posiłku stanowiła dla niej problem. Wszystkie czynności wykonywała mechanicznie. Zdarzały jej się napady złości i gniewu, do tego stopnia, że gdy Dick zachorował na malarię Mary, kontrolując tubylców przy pracy w polu, jednego z nich uderzyła batem, raniąc mu twarz. Tym człowiekiem był Moses, który kilka miesięcy później zostanie u nich w domu służącym. Kiedy przybył do ich domu Mary fascynowało jego rosłe ciało i szerokie ramiona. Był dobrym służącym, najlepszym, jakiego dotąd miała. Chodziła w ślad za nim, szukając niedociągnięć, ale rzadko udało się jej coś znaleźć. Po jakimś czasie przyzwyczaiła się do niego, a wspomnienie bata opadającego z jej ręki na jego twarz przybladło. Z czasem Moses zaczął się także opiekować Mary. Wiedział, że jego „pani” zapada na jakąś chorobę psychiczną. Robił jej śniadania i wyręczał ją w różnych jej domowych obowiązkach. Nawiązała się między nimi nowa relacja, w której Mary czuła się bezradna i podporządkowana. Przy służącym czuła dziwny niepokój i przez cały czas nie opuszczała jej świadomość obecności Mosesa w domu blisko niej. Jednak jej stan się pogarszał na tyle, że zaczęła widzieć Mosesa tam, gdzie go nie było. Sąsiad Turnerów Charlie Slatter, widząc jak Dick nie radzi sobie z farmą do tego, mając świadomość choroby Mary, zaproponował im dość duże pieniądze za ziemię i doradził przeprowadzkę do miasta. Turnerowie się zgodzili i dwa dni przed opuszczeniem farmy oznajmili Mosesowi, że już u nich nie pracuje. Kilka godzin później Mary została znaleziona martwa na werandzie swojego domu. Dlaczego zginęła? Czy zabił ją Moses? Dlaczego? Czy między Mary a jej służącym powstała jakaś więź i Moses poczuł się zdradzony?

                     Pęknięć w rzeczywistości ukazywanej przez Lessing w książce „Trawa śpiewa” jest więcej. Najgłębsze są te, które dotykają podstaw funkcjonowania człowieka w świecie. Przebiegają na linii pomiędzy tym, co indywidualne i zbiorowe, własne i obce, prymitywne i cywilizowane. Rozpięte są na antynomiach kobiecości i męskości, wolności i zniewolenia, normalności i szaleństwa. Pęknięcia te pojawiają się we wszystkich książkach Lessing. Autorka znakomicie operuje zarówno mikro-, jak i makroskalą. Bierze pod lupę historie pojedynczych ludzi, przygląda się małym grupom społecznym: rodzinie, mieszkańcom komuny, środowisku Anglików w jednej z prowincji afrykańskich, społeczności czarnoskórych służących, członkom klubu sportowego w afrykańskim mieście, innym razem snuje opowieść o próbie przywracania kosmicznej harmonii czy o początkach ludzkości. Obie te skale mają taką samą rangę, obdarzone są przez pisarkę taką samą uwagą. Ważnym tematem jej książek jest czas. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są pretekstem do rozważań na temat kondycji człowieka. Przeszłość jawi się jako mityczne „kiedyś", gdy jedynym podziałem były odkrywane dopiero kategorie kobiecości i męskości. Bohaterowie książek Doris Lessing funkcjonują zatem w świecie pełnym przeciwieństw, wyborów, niewygodnych konfrontacji. Trawi ich permanentny niepokój. Są w stanie nieustannego pobudzenia, głodni uczuć, wrażeń, wiedzy. To poszukiwacze, którzy walczą o siebie, o swoją wewnętrzną przestrzeń, duszę, indywidualność, wolność. Niepokój jest tym, co pulsuje w twórczości Lessing.

                      „Trawa śpiewa" to afrykańska historia opowiedziana od końca, zaczyna się bowiem morderstwem dokonanym na białej kobiecie przez jej czarnoskórego służącego. Zdradzając już na wstępie zakończenie, Lessing przesuwa środek ciężkości na psychologię bohaterów i relacje pomiędzy nimi. Napięcie nie wynika z przebiegu wydarzeń, ale z akcji wewnętrznej postaci. Mary Turner walczy o władzę nad samą sobą, choć wydaje jej się, że walczy o władzę nad Mosesem, czarnoskórym służącym. Moses walczy o władzę nad samym sobą, choć wydaje mu się, że walczy o władzę nad Mary, żoną Dicka Turnera, właściciela farmy. Dick Turner walczy o władzę nad samym sobą, choć wydaje mu się, że walczy o ideały. Lessing przenikliwie opisała węzeł, jaki powstał w konsekwencji zapętlenia indywidualnych pragnień i rozczarowań z „interesami" społeczności czarnych i białych mieszkańców afrykańskiej prowincji.

19 stycznia 2019

Zimna Góra


„Zimna Góra”


Charles Frazier




Autor/ (ur. 4 listopada 1950 w Asheville) - amerykański pisarz. W 1973 uzyskał dyplom University of North Carolina. Otrzymał tytuł magistra na Appalachian State University w latach 70., i doktorat na University of South Carolina w 1986. Jego pierwszą powieścią była wydana w 1997 „Zimna Góra”.

Tłumaczenie/ Zdzisława Lewikowa

Tematyka/ Wspaniała historia o miłości w czasie amerykańskiej wojny domowej. Niezwykła opowieść o wojennej odysei Inmana, żołnierza konfederatów, który dezerteruje, aby powrócić do swej ukochanej Ady. Fabuła powieści, odwołująca się do wzorca „Odysei”, choć opowiada o minionym świecie, głęboko porusza człowieka naszych czasów. Nieprzerwanie od chwili wydania, książka jest na listach bestsellerów.

 Główny motyw/ XIX wiek, wrażliwa Ada zamieszkuje z ojcem w Karolinie Północnej. W dziewczynie zakochuje się z wzajemnością cieśla Inman. Gdy wybucha wojna secesyjna, zaciąga się on do armii konfederatów. Żegna się z ukochaną, która obiecuje na niego czekać. Pod jego nieobecność umiera ojciec Ady. Ona nie radzi sobie z prowadzeniem gospodarstwa, więc farma popada w ruinę. O względy przymierającej głodem dziewczyny stara się okrutny Teague, który zajmuje się tropieniem i zabijaniem dezerterów. W trudnych chwilach Adę wspiera sąsiadka Sally, i pomagająca jej w gospodarstwie Ruby. Tymczasem Inman zostaje ciężko ranny i trafia do szpitala. Otrzymuje rozpaczliwy list od ukochanej, która błaga, by wrócił w rodzinne strony. Świadomy konsekwencji swojej decyzji, ucieka z wojska i rusza w drogę. Chce dotrzeć do domu, nie dając się złapać ani zabić. Na swojej drodze napotyka wiele przeszkód. Książka została zekranizowana a Renée Zellweger za rolę Ruby otrzymała Oscara. Obraz był nominowany do tej nagrody także w 6 innych kategoriach.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nie lubił bezdusznego oblicza współczesności; teraźniejszość nieustannie go zdumiewała. Gdy zaś wybiegał myślami w przyszłość, jawił mu się świat, z którego wszystko, co uważał za ważne, zostało dokładnie wymiecione lub z własnej woli odeszło”.

„Wszystkie okropności, z jakimi się ostatnio spotykał, dokonywały się ludzkimi rękami, więc już niemal zapomniał o tym, że istnieją jeszcze inne nieszczęścia”.

„(…) to dobrze, iż wojna jest tak straszna, bo inaczej za bardzo byśmy ją polubili”.

„Jaką cenę płaci poszkodowany, gdy nie ma kogo obwinić za swoją szkodę? Na kim ma się mścić, jeśli nie na sobie samym?”.

„Nie kochać bowiem świata było bardzo łatwo. Aby go nienawidzić, nie trzeba się było wiele wysilać, wystarczy rozejrzeć się dookoła”.

„(…) jakie to dziwne uczucie: znaleźć uznanie we własnych oczach”.

„Żyjemy w chorym świecie”.

„Zepsute i bezwstydne kobiety są fascynujące”.

„Nie wszyscy, na których psy szczekają, są złodziejami”.

„Nikt z nas, nie jest w stanie odwrócić biegu wydarzeń. Byłoby za proste wymazać z przeszłości to, co nam nie pasuje, i zastąpić czymś innym”.

„Dawno już bowiem doszedł do wniosku, że spekulowanie, co dzień przyniesie, nie ma większego sensu. Popełnienie błędu było nieuniknione. Z doświadczenia wiedział, że rozważanie o nadchodzącym dniu w żadnym wypadku nie przyczynia się rozproszenia obaw”.

„Uważam, że żenić się z kobietą, dlatego że jest piękna, to nonsens. Zupełnie tak, jakby chciał pan zjeść ptaka, bo ładnie śpiewa; zresztą błąd dość powszechnie popełniany…”.

    

                           Inman, bohater powieści Charlesa Fraziera „Zimna góra", jest dezerterem. Pod koniec 1864 roku, kiedy wyzdrowiał i nabrał sił w wojskowym lazarecie, po zagłębieniu się w absurd i okropność wojny secesyjnej, postanawia zbiec. Bohater początkowo wierzy w słuszność sprawy Południa, ale z czasem, gdy zaczyna być świadkiem kolejnych koszmarów wojny, stopniowo przechodzi głęboką przemianę.  W końcu jest przekonany, że najważniejszą wartością jest miłość do kobiety, do której za wszelką cenę chciałby powrócić. Wyrusza, więc w podróż do domu na głębokim południu. Konflikt militarny dobiega końca. Ten amerykański „Ulisses” i tak był już po przegranej stronie, był jednym z niewielu, którzy przeżyli oblężenie fortyfikacji. Myślał, że jego „Troja” to najwyraźniej nie do zdobycia posterunek konfederacki w Petersburgu w stanie Wirginia, jednak inżynierowie Unii wykopali długi, głęboki tunel pod fortyfikacjami, napełnili go materiałami wybuchowymi i doprowadzili do jednej z największych masakr w czasie wojny.

                       Inman został ciężko ranny podczas walk o Petersburg. Kiedy dwaj najbliżsi towarzysze zerwali z niego odzież i zobaczyli ranę na szyi, sądzili, że wkrótce umrze. Powiedzieli mu uroczyście: „Żegnaj, spotkamy się w lepszym świecie!”. Tymczasem Inman wciąż żył. Zabrano go do przyfrontowego lazaretu, ale i tam lekarze nie wierzyli, że przetrzyma. Zaliczyli go do umierających i położyli na łóżku polowym z dala od innych, aby spokojnie czekał na śmierć. Nie myślał jednak rozstawać się z tym światem. Po dwóch dniach, z braku miejsca, odesłano go do zwykłego szpitala w stanie, z którego pochodził. Po cierpieniach, jakich doznał najpierw w lazarecie, a potem w czasie podróży pociągiem na południe, gdy umieszczono go w wypełnionym rannymi towarowym wagonie, Inman uwierzył swoim przyjaciołom i lekarzom, którzy twierdzili, że umrze. W szpitalu lekarze, obejrzawszy go, powiedzieli, że niewiele mogą pomóc. Być może przeżyje- takiej pewności jednak nie mieli. Dali mu szmatkę i niewielką miskę z wodą, żeby sam próbował czyścić sobie ranę. Wkrótce okazało się, że rana sama się oczyszcza. Zanim zaczęła się zabliźniać, wypluła z siebie przeróżne rzeczy. Szyja zaczęła się wreszcie goić. Miał jednak za sobą trudne tygodnie, kiedy nie mógł obrócić głowy ani utrzymać w ręce książki.

                      „Penelopa” Inmana to Ada, piękna córka lokalnego pastora w Zimnej Górze, małym miasteczku na wzgórzu w Północnej Karolinie. Wychowała się w Charlestonie i na skutek nalegań ojca otrzymała wykształcenie znacznie przekraczające granice dopuszczalne dla kobiet. Była mu intelektualną towarzyszką, a przy tym pełną życia, wesołą i troskliwą córką. Wbito jej do głowy wiedzę z dziedziny sztuki, polityki i literatury i przygotowano do prowadzenia dyskusji w obronie swoich poglądów. Nie mogła jednak przypisywać sobie żadnych szczególnych talentów ani zdolności. Dobrze opanowała język francuski i łacinę, liznęła greki, a ponadto nieźle sobie radziła z wyszywaniem i haftem. Całkiem dobrze grała na fortepianie, ale daleko jej było do wirtuozerii. Miała niewielkie zdolności malarskie: potrafiła dość precyzyjnie namalować jakiś widoczek czy martwą naturę, posługując się kredką albo wodnymi farbami. No i była dość gruntownie oczytana.

                    Przyjechała w te strony sześć lat temu wraz z ojcem, który miał nadzieję, że ostre górskie powietrze zahamuje postęp choroby trawiącej jego płuca. Pluł bowiem krwią tak intensywnie, że w ciągu dnia potrafił przemoczyć sześć chusteczek. Wierzył w zbawienny wpływ ruchu na świeżym powietrzu. Bez zwłoki zaczął organizować przeprowadzkę. Ada początkowo sceptycznie odnosiła się do tej perspektywy. Wszyscy bowiem znajomi w Charlestonie wmawiali jej, że tereny górskie to dzika kraina zapomniana przez Boga, gdzie wiecznie pada, a mężczyźni, kobiety i dzieci rosną w atmosferze nędzy i występku.

                   W ciągu pierwszych tygodni po przyjeździe wielebny Monroe wraz z Adą odwiedzał wszystkich swoich aktualnych i potencjalnych parafian. Rzeczywiście, ludzie ci wydawali się Adzie nieco dziwni. Jednak największą porażkę w swojej działalności misyjnej poniósł Monroe latem. Miało to związek z Esco i Sally Swangerami: pewien parafianin doniósł pastorowi o ich porażającej wręcz ignorancji. Oboje małżonkowie uważali Biblię za coś w rodzaju księgi wiedzy tajemnej i używali jej do czarnoksięskich praktyk. Na przykład upuszczali Biblię na podłogę, patrząc, na której stronie się otworzy. Potem na chybił trafił celowali w nią palcem i zgadywali, co oznacza słowo, które w ten sposób wskazali. Wróżbę tę traktowali jak wyrocznię i postępowali odpowiednio do niej, jakby otrzymali instrukcję od samego Pana Boga.
                    
                   Inman chodził do kościoła wyłącznie po to, by spotkać Adę. Ada i jej ojciec zbyt długo zachowywali się jak naiwni nowicjusze w kraju, w którym się osiedlili. Dla rodzin mieszkających w tych stronach sposób bycia Ady i jej ojca stanowił komiczne widowisko. By w nim uczestniczyć, wystarczyło siedzieć na ganku i patrzeć, jak przejeżdżają obok dwukołowym powozem albo obserwować Adę, kiedy spaceruje na łonie natury, przechadzając się wzdłuż drogi nad rzeką. Wszyscy się zgadzali, że dziewczynie nie brak urody, śmieszyły ich natomiast jej stroje, uszyte według mody panującej w mieście. Plotka głosiła, że Ada wszędzie chodzi z notatnikiem i ołówkiem. Czyżby była tak pozbawiona pamięci, że jeśli nie zapisze w notesie, to gotowa zapomnieć o tym, co jeszcze przed chwilą wydawało się jej ważne? 

                  Wstydliwy Inman wymienił z nią jeden, pełen namiętności pocałunek w dniu, w którym jego pułk wyruszył na wojnę trzy lata wcześniej. Podczas gdy w szpitalu dochodzi do siebie po straszliwej ranie na szyi, otrzymuje list od Ady deklarujący jej miłość oraz prośbę, aby jak najszybciej wrócił do domu. Przyjmuje to, jako rozkaz i rozpoczyna swoją desperacką podróż do swojej „Itaki”. Poprzez setki mil niebezpiecznego, zdewastowanego kraju przemierza lasy, rzeki i góry narażając się na pewną śmierć, jeśli zostanie aresztowany, jako dezerter.

                      Praktycznie w każdym punkcie podróży, Inman, aby przeżyć musi uciekać się do przemocy. Tak jak Odyseusz, bohater „Odysei” Homera Inman spotyka na swojej drodze przeróżnych ludzi. Pewnego razu spotkał pastora, który uśpił dziewczynę, która była z nim w ciąży, aby utopić ją w pobliskiej rzece. Inman uniósł swój wielki rewolwer i zmusił pastora do zwierzeń. Pastor był zaręczony z inną kobietą a z tą spłodził dziecko. Gdyby go przyłapano, wygnano by go z hrabstwa. Jego Kościół był niezwykle surowy. Przywoływano do porządku członków kongregacji za tak małe przewinienia, jak to, że grano w domu na skrzypcach.  Inman postanowił położyć dziewczynę z powrotem do łóżka, jakby nic się tej nocy nie wydarzyło. Wrócili do miasteczka, zaniósł dziewczynę do domu, położył na łóżku a kiedy się zbudziła powiedział jej: „Nie myśl, że pastor przemawia w imieniu Boga. Nikt z ludzi nie jest w stanie tego uczynić. Spróbuj teraz znowu zasnąć, a rano, gdy się zbudzisz, niech ci się zdaje, że ci się przyśniłem, i we śnie mój głos ci nakazał, żebyś z pastorem zerwała. On nie ma dobrych zamiarów wobec ciebie. Weź to pod rozwagę!”. Wyszedł z chaty i wrócił do pastora przywiązanego wcześniej do drzewa. Pogrzebał w plecaku, po czym wyjął pióro, atrament i papier. Po prostu w krótkiej notatce ujął to, czego się dowiedział o niedoszłym morderstwie pastora na dziewczynie i nienarodzonym dziecku. Kiedy skończył, nadział kartkę papieru na gałąź drzewa na wysokości głowy pastora, lecz poza jego zasięgiem. Przed wojną Inman nie należał do ludzi szukających zwady, nie był skory do bitki. Ale w momencie, gdy się zaciągnął do wojska, nie miał nic przeciw walce i dobrze sobie w niej radził.

                 Powrót do Zimnej Góry, trwał kilka lat, przez co bohater jest świadkiem tego, jak społeczność załamuje się z powodu biedy i głodu. Wymogi wojny i działań Gwardii Narodowej oraz mściwego grona strażników ścigających dezerterów skutkuje głęboko zakorzenionymi urazami oraz wyzwala w ludziach podłe instynkty. Przewodzi im brutalny malkontent Teague, który wierzy, że on i jego rodzina są prawdziwymi właścicielami całego obszaru, a co za tym idzie, sugeruje, że Ada też do niego należy. Tymczasem Ada widzi, jak po śmierci jej ojca majątek podupada. Z pomocą przychodzi jej tajemnicza dziewczyna -Ruby.

                    Ruby potrafiła przewidzieć nadejście zimy równie bezbłędnie jak niedźwiedź, który gromadzi zapasy tłuszczu przez zapadnięciem w sen. Roztaczała, więc przed Adą perspektywy prac, które będą musiały wykonać, aby przeżyć zimę. Monolog Ruby naszpikowany był samymi czasownikami oznaczającymi najbardziej męczące czynności: orać, sadzić, okopywać, ścinać, wekować, karmić, zabijać… Dawniej nie brudziła się pracą w ogródku, bo pastor zawsze najmował kogoś do tej roboty. Adę interesował tylko produkt finalny- jedzenie od momentu, kiedy je stawiano na stole. Dopiero Ruby brutalnie sprowadziła dziewczynę z obłoków na ziemię. Potrafiła zmusić ją do pracy nawet wtedy, kiedy Ada nie miała na to ochoty. Za swoje pierwsze zwycięstwo Ruby uznała to, że Adzie udało się samodzielnie ubić masło, a drugie- że przestała zabierać ze sobą książkę, idąc z motyką w pole. Na odpoczynek dziewczęta miały czas dopiero wtedy, kiedy pozmywały naczynia po kolacji i odstawiały je na miejsce. Siadywały razem na werandzie i Ada czytała na głos, dopóki się nie ściemniło. Oczywiście Ruby nie miała nigdy w ręku książki, ale Ada uznała, że najwyższy czas zapoznać ją z klasykami literatury. W tym celu najpierw opowiedziała Ruby, kim byli starożytni Grecy, a potem zaczęła czytać jej utwory Homera.

                        „Zimna Góra" pokazuje Amerykę w trudnym i przełomowym dla niej okresie. Jednocześnie książka jest o wielkim uczuciu. Problem jednak polega na tym, że poza kilkoma retrospekcjami, nasi bohaterowie nie mają okazji by tę miłość w jakiś szczególnie ujmujący sposób pokazać. To bardziej traktat o trwaniu i wytrwałości. Jakby dwie różne historie, Inmana i Ady. Emocjonalnie niewiele z tego wynika. Całość wypełniają mniej lub bardziej dramatyczne epizody, a koniec może być tylko jeden. Charles Frazier nie zajmuje się roztrząsaniem przyczyn wojny, nie jest tu ważne, która strona ma rację (bo nie ma chyba żadna). Nieważny jest kolor munduru - niezależnie od pochodzenia i poglądów politycznych, uczestnicy wojny dopuszczają się czynów strasznych. Książka „Zimna Góra” jest zatem swego rodzaju rozliczeniem, ale niekoniecznie z wojną secesyjną, raczej z wojną w ogóle. Inman na zło i okrucieństwa napatrzy się nie tylko w bitwach, ale też w swojej drodze do domu. Spotka nie tylko tych, którzy są przez nią ugodzeni (na przykład Sarę, która straciła męża i nie ma, za co żyć), ale też tych, którzy z wojny korzystają i za nic mają życie innych (jak ci, którzy wydają dezerterów). Wojna jest zła - i wydaje się, że wiemy to wszyscy. A jednak, czy przed wielkimi konfliktami młodzi mężczyźni nie jechali na front tak ochoczo, jakby czekała ich wspaniała przygoda? Czy nie słyszeliśmy wiele razy o wojennym honorze i bohaterstwie? Jak wiele jest tego na wojnie, a jak wiele strachu, bólu, brudu, okrucieństwa, nienawiści i bezsensownych śmierci? Czy nie wpaja się następnym młodym pokoleniom, że wojna to tak naprawdę fajna przygoda? Równolegle z wątkiem wędrówki Inmana obserwujemy przemianę jego ukochanej, Ady, z damy posiadającej tylko niepraktyczne umiejętności w pewną siebie farmerkę. Ujęło mnie bogactwo języka, jakim posługuje się autor. Wszystkie postacie są pełnowymiarowe, mają własne historie, własne życie, charaktery. Najbardziej zapada w pamięć kobieta hodująca kozy w leśnej pustelni, oraz wychowująca niemowlaka młoda wdowa Sara, tak biedna, że je z misek wydrążonych z dyni.

                          Autor książki Charles Frazier wychował się w Blue Ridge Mountains w Północnej Karolinie. Tam pamięć wydarzeń wojny secesyjnej była ciągle żywa. Opowieści o tamtych dramatycznych wydarzeniach przekazywano z pokolenia na pokolenie. Szczególnie zafascynowała Fraziera historia W.P. Inmana, jednego z jego przodków, który odbył pełną niebezpieczeństw wędrówkę – liczącą ponad 300 mil – ze szpitala wojskowego w Wirginii w rodzinne strony. Frazier był zdania, że taka perspektywa w opisie wojny secesyjnej i jej skutków była stosunkowo rzadka w amerykańskiej literaturze. Jak wiadomo, piśmiennictwo na jej temat jest niesłychanie bogate, lecz główna jego część to szczegółowa i wyczerpująca rekonstrukcja działań wojennych, zwłaszcza krwawych bitewnych starć. Frazier podkreślał, że nie interesowały go dylematy ani decyzje słynnych dowódców, ale los zwykłych ludzi, zagubionych w okrutnym wojennym tumulcie, walczących o przetrwanie i często– pod wpływem brutalnych wydarzeń– przewartościowujących cały dotychczasowy światopogląd.