„Wybawienie”
Jussi Adler Olsen
Autor/ urodził się
02.08.1950 w Kopenhadze, jako Carl Valdemar (Jussi) Henry Adler-Olsen,
najmłodszy spośród czwórki dzieci i jedyny syn. Jako pięciolatek otrzymał
specjalne królewskie pozwolenie na posługiwanie się swoim oryginalnym imieniem
Jussi. Wiedzę na temat międzynarodowych spisków i chorób umysłowych zdobył w
trakcie studiów politologicznych, socjologicznych, medycznych i filmowych oraz
wcześniejszych doświadczeń ze szpitali psychiatrycznych, gdzie się „wychował” z
racji zawodu ojca.
Tłumaczenie/ Joanna Cymbrykiewicz
Tematyka/ Jussi
Adler-Olsen w książce „Wybawienie”
balansuje niebezpiecznie opisem, którego ksenofobiczne odcienie „zderzają się o
mur” szczęśliwej, homogenicznej niegdyś Danii, w której zarodku kłębią się
równie mroczne historie jak na ubogich, imigranckich przedmieściach większości
krajów. I jak sądzę wiele spośród tych uprzedzeń znajdzie swoje rozwiązanie w
kolejnych tomach z serii Departament Q. Autor w książkach o Departamencie Q
opisuje także dwuznaczne sytuacje, w które zamieszany jest jego asystent Assad,
którego detektyw Mørck podejrzewa, że może mieć coś wspólnego z aranżowanymi
małżeństwami czy zabójstwami honorowymi. My z kolei podejrzewany go o
konszachty z islamskimi terrorystami, a dwuznacznych sytuacji Adler-Olsen
pozostawił wystarczająco dużo, żeby pomieszać naszymi emocjami i przykuć uwagę
czytelnika.
Główny motyw/ W odległym
zakątku Szkocji na posterunku policji w Wick przez długi czas na parapecie
stała zapomniana butelka z ledwo czytelnym listem. Kiedy wiadomość w butelce w
końcu trafia do kopenhaskiego Departamentu Q, zajmującego się sprawami
szczególnej wagi, odsłaniają się przerażające zdarzenia z przeszłości. Carl
Mørck i jego asystent Assad odkrywają, że wołanie o pomoc, napisane ludzką
krwią, jest prawdopodobnie ostatnim znakiem życia dwóch chłopców, którzy wiele
lat temu zostali uprowadzeni. Dlaczego rodzice nie zgłosili ich zaginięcia? Czy
to możliwe, że jeszcze żyją? Nagle staje się jasne, że sprawca jest wciąż na
wolności…
Cytat z
książki charakteryzujący problematykę utworu:
„[…] dom nie powinien być
męczącym miejscem”.
„Złe przeczucia lubią się
sprawdzać […]”.
„Coś dziwnego dzieje się ze
zmysłem równowagi, kiedy człowiek zaledwie na parę sekund odetnie się zupełnie
od świata zewnętrznego”.
„Jeśli chciało się poznać
tajemnice innych ludzi, trzeba było zawsze zwracać uwagę na rzeczy, które się
odznaczały”.
„Jestem tym, czym uczynił mnie
Bóg”.
„[...] na rzeczywistość składa
się wiele rzeczy”.
„Rzeczywistość to też to, co się
jeszcze nie wydarzyło”.
„Niech mówi o życiu ten, kto
znajduje się w godzinie śmierci, ten, kto wie, że ona wnet nadejdzie, ten, kto widzi
nadciągającą ku sobie chwilę, w której wszystko przestanie istnieć”.
„W społeczeństwie multimedialnym
plotki z czasem rozchodzą się szybciej niż same wydarzenia”.
Wszyscy wiemy, jak wielką popularnością cieszą
się skandynawskie kryminały. Oprócz Stiega Larssona i jego trylogii "Millenium", są jeszcze
Henning Mankell z komisarzem Wallanderem, Jo Nesbø, Camilla Läckberg, Håkan
Nesser… Ta lista jest długa, ale znajdują się na niej właściwie jedynie pisarze
ze Szwecji i Norwegii. A co z Danią? O autorach z tego kraju nie jest może aż
tak głośno, jednak nie znaczy to, że Duńczycy nie piszą świetnych książek w tym
gatunku. Oprócz Sary Blædel i Michaela Katza Krefelda coraz większą
popularnością cieszy się też Jussi Adler-Olsen, a dokładnie jego seria o
Departamencie Q. Na podstawie tych powieści powstają bardzo udane filmy, według
niektórych wcale nieodbiegające tak bardzo od znanych produkcji pod szyldem
"Millenium". W Polsce wydano do tej pory trzy książki z tego cyklu
(ogółem jest ich siedem) – "Kobietę
w klatce", "Zabójców
bażantów" oraz "Wybawienie".
Wszystkie zostały zekranizowane.
Ale czym tak naprawdę jest ten Departament Q? W Polsce mamy jego
odpowiednik w prawdziwym życiu – jest nim Archiwum X, a więc zespół do spraw
niewykrytych zabójstw. To jednostka od spraw niemożliwych. Wraca do starych
niewyjaśnionych spraw kryminalnych i wykorzystując nowoczesne metody
kryminologiczne, próbuje dojść do prawdy. Niedawnym sukcesem mogło pochwalić się
krakowskie Archiwum X, z jego pomocą aresztowano sprawcę zabójstwa i
pozbawienia skóry studentki z przed 19-tu laty.
Należący do niego pracownicy Wydziałów Kryminalnych oraz Dochodzeniowo-Śledczych
zajmują się zbrodniami z przeszłości, śledztwami, które zostały umorzone. Dość
regularnie słyszymy o ich kolejnych sukcesach. Departament Q z powieści
Adlera-Olsena to bardzo podobna grupa, tyle, że dużo mniejsza. Jeden policjant
oraz pomocnik. Później dołącza też do nich sekretarka. Mało imponujące, prawda?
Departament Q jest, bowiem traktowany przez duńską policję jak zło konieczne.
Rząd przeznaczył na niego pieniądze, ale wśród policjantów tak naprawdę nikt
nie wierzy, że po latach może dojść do przełomu w którymkolwiek śledztwie.
Chodzi raczej o dopięcie formalności.
Do urządzonego w piwnicy Komendy Głównej biura gdzie sypie się na głowy
azbest skierowany zostaje Carl Mørck – genialny detektyw, który zmaga się
jednak z ogromnymi problemami osobistymi. Z wcześniejszych książek poznajemy
go, kiedy jego oddział wpada podczas akcji w zasadzkę. Część policjantów ginie,
najlepszy przyjaciel Mørcka zostaje sparaliżowany od szyi w dół, a on sam zmaga
się z ogromnym poczuciem winy i depresją. Żona go zostawiła, z nastoletnim
synem nie potrafi znaleźć kontaktu, w pracy jest totalnie nieprzydatny. Zamiast
go zwolnić, przełożeni dają jednak Mørckowi bezpieczną posadę w równie
nieprzydatnym jak on Departamencie Q. Do pomocy przydzielają mu syryjskiego
imigranta, Assada, który może i nieporadnie mówi po duńsku, ale ma całkiem
bystry umysł i kiedy trzeba, potrafi mocno przyłożyć. Mimo początkowej
niechęci, rozczarowany życiem detektyw dostrzega w nim dobrego partnera.
W opinii wielu czytelników
Adler-Olsen pisze coraz lepiej i każda kolejna książka jego autorstwa
prezentuje wyższy poziom. "Wybawienie",
trzeci tom z serii i ostatni, który wydano w Polsce, zbiera same pozytywne
recenzje. Historia jest rzeczywiście bardzo ciekawa i nie powiela motywów
prezentowanych we wcześniejszych częściach. Otóż pewnego dnia szkoccy rybacy
wyławiają butelkę, która prawdopodobnie zawiera list. Według lokalnych
przesądów, odczytywanie takich wiadomości przynosi pecha. Jeden z mężczyzn
postanawia jednak oddać butelkę na posterunek policji. Oficer, który ją
przyjmuje, stawia znalezisko na parapecie i jedzie do wezwania. Niestety ginie
w czasie akcji. Butelka z listem leży tam kolejnych kilka lat. Część osób
traktuje ją jak pamiątkę po policjancie, inni boją się ją otworzyć. Wreszcie
interesuje się nią pewna urzędniczka. Okazuje się, że w środku znajduje się list
napisany w obcym języku ludzką krwią. Przez dość długi czas butelka stała w
nasłonecznionym kącie parapetu. Nikt na nią nie zwrócił uwagi, nikt się nie
zatroszczył, że znajdującemu się w niej papierowi nie służy światło słoneczne i
skondensowana woda, która z czasem osadziła się na wewnętrznej ściance szkła.
Nikt nie raczył przeczytać paru na wpół rozmazanych liter, znajdujących się na
samym początku, i dlatego nikt się nie zastanowił, co też może oznaczać słowo „POMOCY!”.
Butelka trafiła ponownie w ludzkie ręce przy
okazji, kiedy pewien człowiek poczuł się niesprawiedliwie potraktowany z powodu
żałosnego mandatu za złe parkowanie, zalał Internet posterunku policji w Wick
potokiem wirusów. W takiej sytuacji dzwoniono zawsze po ekspertkę od
komputerów, Mirandę McCulloch. Posadzono ją w gabinecie, gdzie bliski łez
personel obsługiwał ją, jakby była królową. Ciągle pełne termosy z gorącą kawą,
otwarte na oścież okna i radio nastawione na Radio Scotland. Z powodu otwartych
okien i łopoczących firan dostrzegła butelkę już pierwszego dnia pracy. „Zgrabna buteleczka”- pomyślała i
zainteresowała się cieniem w jej wnętrzu. Miranda potrzymała ją pod światło.
Czy na kartce były litery? Trudno było to stwierdzić z powodu osadu
kondensacyjnego po wewnętrznej stronie. Miranda dała buteleczkę koledze
Douglasowi z Wydziału Technicznego, który potwierdził, że list był napisany
ludzką krwią i prawdopodobnie jest wołaniem o pomoc. Kiedy tylko Szkoccy
policjanci rozszyfrowali, że list jest napisany po duńsku, cała zawartość
została wysłana do Danii, do Departamentu Q w Kopenhadze.
Departamentowi Q długo zajmuje
dojście do pełnej treści wiadomości – przez tyle lat większość liter zrobiła
się nieczytelna. Wiadomo tylko, że autor listu, mający imię na literę P, został
porwany razem z bratem. Policjanci stwierdzają, że musieli być to mali chłopcy.
Nikt w ostatnich 20 latach nie zgłaszał jednak zaginięcia dzieci. List był
napisany z błędami, co wskazywało, że ten, kto go pisał nie znał jeszcze
ortografii, a więc było to dziecko lub jakiś imigrant uczący się dopiero tego
języka. Treść listu brzmiała: „POMOCY!.
Dnia. 6 lótego 1996 zostaliśmy óprowadzeni zabrano nas z pszystanku przy
Lautropvang w Ballerup- Mężczyzna ma 18. Wzrostu krótkie włosy……– Ma bliznę na
praw… Je… niebieską furgonetką. Tata i mama go znają- Fr.d…i na B– grosił nam…
on nas zamorduje-… agną…. W … T.. najp….jehalismy prawie przez godzinę…. Az
….nad wodą… B…z…z i Tu pachnie brzydko-….szy….. t …. ry…g… lat. P…….”.
Departament Q przystępuje do działania i z czasem odkrywa, że porwanym
jest Poul Holt uzdolniony osiemnastolatek z zespołem Aspergera. Nauczycielka
Poula powiedziała, że 16 lutego 1996 roku, chłopak był ostatni raz w szkole ze
swoim bratem, po czym już nigdy do szkoły nie wrócił. Kiedy nauczycielka
zadzwoniła do domu rodziny Holtów ojciec odpowiedział, że Poul skończył
osiemnaście lat i nie chce dłużej kontynuować nauki. Nauczycielka była tą
decyzją bardzo zdziwiona, ponieważ Poul Holt był w jej oczach najpewniejszym
kandydatem do Nagrody Nobla. Nauczycielka poinformowała policjantów, że chłopak
miał ścisły umysł, natomiast nie posiadał daru do przedmiotów humanistycznych.
Tłumaczyłoby to błędy ortograficzne napisane w liście o pomoc z butelki. Ciekawe
było też to, że rodzina zaginionych chłopców wyprowadziła się z Dani na północ
Szwecji. Rodzice ofiar Martin i Laila Holt byli Światkami Jehowy.
Tu dochodzimy do ważnej
informacji dotyczącej sprawcy i ofiar porwań. Sprawca „działa” w środowisku wspólnot
religijnych takich jak: Świadkowie Jehowy, Kościół Matki Boskiej, Dzieci Boże,
Kościół Zjednoczeniowy czy Misja Boskiej Światłości. Z książki dowiadujemy się,
że porywacz planuje następne porwanie. Chodzi na nabożeństwa do zboru Kościoła
Matki Bożej. Sprawia wrażenie szczerego, przyjezdnego i bogatego pod względem
duchowym. Dość przystojny mężczyzna, który przyciąga wzrok kobiet ze wspólnoty.
Po upatrzeniu dzieci na ofiary, włamuje się do mieszkań i sprawdza dokumenty
potwierdzające majętność rodziny. Jego następnymi ofiarami staną się Samuel i
Magdalena… Za każdym razem porwanie i morderstwo „działało”. Rodziny uciekały
się do wiary i zanurzały się w niej. Martwe dziecko opłakiwano, a żywych
strzeżono. Ich „kotwicą” była historia o próbach, którym został poddany
biblijny Hiob. W kręgach swoich wspólnot wyjaśnienie zniknięcia dziecka będzie
związane z wyklęciem. Morderca znakomicie potrafił wykorzystywać lęki, dosłowne
interpretowanie Biblii oraz nieufność do policji rodzin osób porwanych.
Jussi Adler Olsen opisuje profil psychologiczny przestępcy. Jest to
człowiek, który wychowywany był w środowisku „ortodoksyjnych” wspólnot
religijnych. Jego ojciec był surowym kaznodzieją a matka zimną, poddaną i
ubezwłasnowolnioną przez męża kobietą. Kiedy jej dzieci wymagały emocjonalnego
schronienia „odpychała” je mówiąc za każdym razem, że nie ma czasu, że w tej
chwili musi przeczytać „List do
Koryntian”. Chłopiec i jego siostra Eva wiedzieli, że nawet najmniejsze
zerknięcie w stronę wolności i innego życia stanowi prostą drogę do piekła.
Słyszeli o tym w zgromadzeniu, przy modlitwach przy stole i w każdym słowie
pochodzącym z czarnej księgi, która niezmiennie czekała w ojcowskiej kieszeni.
Szatan czaił się w wymianie spojrzeń. Szatan czyhał w uśmiechu i w każdym
dotyku. Kiedy chłopiec coś spsocił, gdy tylko spojrzał na zabawki innych dzieci
lub oglądał z wypiekami na twarzy film z Charlie Chaplinem ojciec karcił go
słownie: „Ty czarci pomiocie. Niech cię Szatan
zabierze, skąd pochodzisz. Niech ogień czyścowy osmali ci skórę i skaże cię na
wieczne męczarnie”. Za karę i
religijne nieposłuszeństwo ojciec „dopilnował”, żeby wszystkie rzeczy z jego
pokoju zostały wyniesione i ułożone w stos. Zabawki, książki, komiksy, obrazki
zwierząt, drobiazgi, które chłopiec nazbierał. Słoiki ze szczypcami krabów,
skamieniały jeżowiec i belemnit. Wszystko na zewnątrz i na stos. Przy stosie
ojciec wymierzał mu kary cielesne. Pomimo długich pręg na plecach i silnych
wybroczyn na karku, nie pisnął ani słowa. Jednak najtrudniej było mu
powstrzymać się od płaczu dziesięć minut później, kiedy na podwórzu polecono mu
podłożyć ogień pod wszystkie swoje skarby. Tak oto za sprawą źle pojmowanej
religijności i pobożności stworzono z chłopca „potwora” późniejszego zabójcę. Był
jeszcze młody, gdy zdał sobie sprawę, że potrafi kontrolować uczucia do tego
stopnia, by nie było ich widać. Życie w domu pastora przyspieszyło ten proces.
Tu nie żyło się w światłości Boga, ale w Jego cieniu. Tu uczucia najczęściej
interpretowano niewłaściwie. Radość brano za płytkość, a gniew za niechęć i
krnąbrność. Był karany za każdym razem, gdy go źle zinterpretowano. Dlatego
zachowywał emocje dla siebie. To się najbardziej opłacało. Od tej pory bardzo
mu to pomagało. Kiedy „dołowała” go niesprawiedliwość, a rozczarowania
wymierzały ciosy. Dlatego nikt nie wiedział, co w nim siedzi.
"Wybawienie" w nieco
mniejszym stopniu skupia się na grzebaniu w przeszłości. Ten rozpaczliwy list w
butelce staje się jedynie wskazówką do rozwikłania zagadki seryjnego mordercy,
którego sposób działania wymyka się jakimkolwiek regułom. Jego ofiarami są
tylko dzieci z rodzin należących do restrykcyjnych wspólnot religijnych. Kiedy
okazuje się, że znowu zaatakował, rozpoczyna się polowanie. Nikt nie wie jednak,
z jak niebezpieczną osobą będą mieli do czynienia. On sam mówi o sobie… "syn diabła".
Autor powieści znakomicie potrafi prowadzić wielotorową narrację.
Teraźniejszość miesza z przeszłością, a same śledztwa z wątkami społecznymi. W
przeciwieństwie do wielu innych skandynawskich autorów kryminałów, ma też
poczucie (czarnego) humoru. Choć Dania uchodzi za idealne miejsce do życia,
kraj, który co roku przewodzi w rankingach najszczęśliwszych obywateli,
Adler-Olsen pokazuje, że może być to sytuacja pozorna. Mieszka tam zaledwie 5,5
miliona ludzi, niektórzy żartują, że wszyscy powinni się tam znać. Owszem, z
widzenia – tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Pod przykrywką neutralnej
poprawności ludzie nie dostrzegają czających się w cieniu demonów. Bo po prostu
nie chcą ich widzieć. W książkach z cyklu Departament Q większość postaci jest
niejednoznaczna, skrywa w sobie zarówno ciemne, jak i jasne strony. Każdy z
oprawców ma za sobą historię, która ukształtowała to, kim dzisiaj jest.
Ludzka psychika nie ma przed
Adlerem-Olsenem tajemnic – jest synem znanego psychiatry i od dziecka wyczulany
był na takie kwestie. Pisarz wprost przyznaje, że dzieciństwo spędził na
terenie szpitali psychiatrycznych, w których pracował ojciec. On sam studiował
medycynę, socjologię oraz reżyserię filmową. Widać to w jego twórczości. Seria
o Departamencie Q to nie tylko kryminalne łamigłówki, godne najlepszych
hollywoodzkich thrillerów, ale też ciekawe społeczne obserwacje i analiza tego,
jak zwyczajni ludzie stają się źli do szpiku kości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz