28 listopada 2017

Brzemię rzeczy utraconych



„Brzemię rzeczy utraconych” 

Kiran Desai


Autorka/ (ur. 3 września 1971) – indyjska pisarka, pisząca w języku angielskim i mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. Zdobywczyni Booker Prize i National Book Critics Circle w 2006 za powieść "Brzemię rzeczy utraconych" (The Inheritance of Loss). Jest córką pisarki Anity Desai.

Tłumaczenie/ Jerzy Kozłowski

Tematyka/ Jest to książka o wszechogarniającym wpływie Zachodu i ludziach, którzy nie mogąc znaleźć swojego miejsca w świecie, stają się emigrantami we własnym kraju. O zderzeniu wyobrażeń z rzeczywistością, stereotypach i poszukiwaniu akceptacji. W swojej powieści Desai pokazuje w ciepły i zarazem gorzki sposób losy zwykłego człowieka, które nierozerwalnie łączą się z losami jego kraju. Kiran Desai – hinduska pisarka od lat żyjąca w Ameryce. Jej debiut „Zadyma w dzikim sadzie” skupił uwagę krytyków, ale dopiero „Brzemię rzeczy utraconych” uczyniło ją sławną. W 2006 roku, jako najmłodsza kobieta w historii, otrzymała za tę książkę prestiżową nagrodę The Man Booker Prize.

Główny motyw/ Osierocona przez rodziców szesnastoletnia Sai mieszka w miasteczku w Himalajach, w domu dziadka, emerytowanego sędziego. Pod czujnym okiem jego kucharza przeżywa pierwszą miłość. W tym samym czasie syn kucharza, Bidźu, w Nowym Jorku śni swój amerykański sen, który szybko przemienia się w pełen rozgoryczenia koszmar. Ich losy ukazane są na tle społecznych i politycznych przemian w postkolonialnych Indiach. To lata osiemdziesiąte XX wieku, czas zamieszek o podłożu narodowościowym, konfliktów wewnętrznych targających Indiami. Dla Sai i Bidźu -  także czas poszukiwania własnej tożsamości.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „Czy spełnienie można odczuwać tak głęboko jak stratę? Romantycznie uznała, że miłość na pewno zamieszkuje przestrzeń pomiędzy pożądaniem a spełnieniem, brak, nie zaspokaja. Miłość jest cierpieniem, tęsknotą, azylem, wszystkim wokół niej prócz samego uczucia”.

„Poniżenie człowieka dumnego jest rzeczą straszną”.

„[...]bo tak jak to już z losem bywa, przydziela ubogim więcej wypadków, za które nie można nikogo winić”.

„Skrócone dzieciństwo, przedłużona starość”.

„[...] nie ma nic gorszego niż służba rodzinie, z której nie można być dumnym, 
która sprawia zawód, przynosi wstyd i przez którą człowiek wychodzi na głupca”.

„[...] pieniądze to nie wszystko. Jest jeszcze ta prosta radość wynikająca z tego, że się kimś opiekujemy, a ktoś opiekuje się nami”.

„Zaangażowanie w życie innych ludzi daje człowiekowi liczne drobne okazje podkreślenia własnego znaczenia”.

„Nie ma nic złego w tym, że ktoś chce sobie sprawić trochę przyjemności [...]”.

„Czym jest kraj, jeśli nie wyobrażeniem o nim?”.

„W świecie istnieją przyjemności- intensywne, drobne przyjemności, które wszak tworzą poczucie wszechogarniającej przestrzeni”.

„Człowiek nie dorównuje zwierzęciu ani jedną swoją cząstką. Życie ludzkie jest śmierdzące, zepsute, a tymczasem istnieją stworzenia piękne, które wiodą na ziemi łagodny żywot, nie czyniąc nikomu nic złego. To my powinniśmy umierać”.
  

                 Ta wielopokoleniowa opowieść rozgrywa się w Indiach i Nowym Jorku, a unosi się nad nią duch brytyjskiej, kolonialnej przeszłości, rzucając swe cienie na teraźniejszość. Osierocona nastolatka, Sai, mieszka w Kalimpong ze swym dziadkiem, emerytowanym sędzią, który skończył Uniwersytet Cambridge. Sai jest zaniedbywana emocjonalnie, ale pomaga jej kucharz, którego syn Bidźu jest imigrantem w Nowym Jorku. Postacie Sędziego i Bidźu dają czytelnikowi możliwość wglądu w odmienne doświadczenia emigrantów, w grę, bowiem wchodzą tu zarówno klasa społeczna, jak i lokalizacja historyczna i geograficzna. Bohaterom wpojono silne przekonanie o odwiecznej wyższości świata zachodniego. Poczucie wewnętrznego wygnania, jakiego doświadcza Sędzia, jest efektem upokarzającego uczucia, które rodzi się z zetknięcia z kolonializmem. Będzie ono wiecznie w nim podsycać nienawiść do własnej kultury. Przeżycia Bidźu, związane z kulturową dyslokacją w obrębie nowojorskiej podklasy są równie destrukcyjne. Lokalne napięcia etniczne nabiorą dodatkowego dramatycznego wymiaru, kiedy Sai wda się w romans (z góry skazany na przegraną) ze swym korepetytorem Gjanem, który dołączy do nepalskich powstańców.
                 Autorka Kiran Desai w książce „Brzemię rzeczy utraconych” przedstawia także różnice społeczne i ekonomiczne panujące w Indiach. Kucharz, ojciec Bidźu posiadał tylko kilka ubrań powieszonych na sznurku, jedną żyletkę i resztkę taniego brązowego mydła, koc, tekturową walizkę z metalowymi zamkami, z której częściej korzystał Sędzia, a która teraz zawierała dokumenty kucharza, listy polecające, jakie pomogły mu zdobyć pracę u Sędziego, listy z Ameryki od Bidźu, papiery po procesie przeprowadzonym w jego wiosce aż w Uttar Predesu w sprawie pięciu drzew mango, które stracił na rzecz brata. A w elastycznej satynowej kieszeni wewnątrz walizki znajdował się popsuty zegarek, którego naprawa kosztowałaby za dużo, lecz mimo wszystko był zbyt cenny, żeby go wyrzucić – kucharz liczył na to, że uda mu się go sprzedać na części.
                    Na ścianie wisiały dwie fotografie- na jednej widniał on z żoną w dniu ślubu, na drugiej Bidźu ubrany do podróży przed wyjazdem. Były to zdjęcia ludzi biednych, tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na zmarnowanie ujęcia, gdy bowiem na całym świecie ludzie pozowali z zapamiętaniem, jakiego rasa ludzka nie widziała, tutaj stali sztywno jak do zdjęć rentgenowskich. Sai pstrykała kiedyś kucharzowi fotkę aparatem wujka Potty’ego, podkradała się do niego, kiedy siekał cebulę, i ze zdziwieniem spostrzegła, że poczuł się głęboko urażony. Pobiegł przebrać się w najlepsze ubranie, czystą koszulę i spodnie, a następnie ustawił się przed oprawionymi w skórę rocznikami „National Geographic”, które, jak sądził, będą stanowiły odpowiednie tło. Żona kucharza zmarła siedemnaście lat temu, kiedy Bidźu miał pięć lat, poślizgnęła się na drzewie, zrywając liście dla kozy, i spadła. Wypadek, mówiono, i nie można winić nikogo prócz losu, „bo tak jak to już z losem bywa, przydziela ubogim więcej wypadków, za które nikogo nie można winić”. Bidźu był ich jedynym dzieckiem.

           Kucharz prowadził „lukratywne”, czarnorynkowe interesy. Był drobnym ogniwem w nielegalnym procederze rozprowadzania dodatkowego alkoholu i paliwa przeznaczonego dla wojska. Do jego schowanej w dżungli chaty zjeździły wojskowe ciężarówki w drodze do oficerskiej kantyny. Stał w zaroślach i czekał. Pojazdy zatrzymywały się i szybko wyładowywano skrzynki – whisky teacher’s, Old Monk, gilby’s, gymkhana; zanosił je do swojej chaty, a później przekazywał handlarzom w mieście, którzy alkohol sprzedawali. Wszyscy dostawali jakąś działkę, kucharz tylko odrobinę w owym łańcuchu, pięćdziesięciu rupii, stu rupii; kierowcy ciężarówek większe sumy; mężczyźni z mesy jeszcze więcej; największa zaś działka trafiała do majora Alu. To wszystko kucharz robił dla syna Bidźu, ale także dla siebie, pragnął, bowiem nowoczesności: tosterów, elektrycznych golarek, zegarków, aparatów fotograficznych, kolorów jak w filmach rysunkowych. W nocy jego sny pisane były niefreudowskimi symbolami, które wciąż dręczyły innych ludzi, lecz nowoczesnymi kodami, śnił o cyfrach telefonu znikających, nim zdąży je wybrać, o zniekształconych telewizorach. Przekonał się, „że nie ma nic gorszego niż służba rodzinie, z której nie można być dumnym, która sprawia zawód, przynosi wstyd i przez którą człowiek wychodzi na głupca”. Ależ się pysznili, inni kucharze i pokojowe, stróżowie i ogrodnicy z okolicy, opowiadając, jak dobrze są traktowani przez swoich pracodawców- pieniądze, wygody, nawet dożywotnie pensje na specjalnych rachunkach bankowych.

         

Kucharz złapał się na tym, że kłamie- rywalizacja była tak zażarta. Kłamał głównie na temat przeszłości, ponieważ teraźniejszość można było zbyt łatwo zweryfikować. Rozpuszczał plotki o minionej świetności Sędziego, a co za tym idzie własnej, krążyły, więc po całym targu rozpalone przez niego i podsycane. Według plotek Sędzia to były urzędnik państwowy, zamożny właściciel ziemski, który rozdał rodzinie majątek, bojownik o wolność, który porzucił szalenie intratne stanowisko w sądzie, ponieważ nie chciał skazywać braci – nie mógł, nie przy jego patriotycznym zapale, posyłać do więzienia członków Kongresu lub tłumić demonstracje. Człowiek tak porywający, lecz rzucony na kolana, przywiedziony do ubóstwa i stoicyzmu rozpaczą po śmierci żony, żony będącej oddaną i religijną matką, tego rodzaju kobietą, że na myśl o niej Hindusom uginają się nogi w kolanach. Kucharz nigdy nie poznał żony Sędziego, utrzymywał natomiast, że wiadomości te przekazane mu zostały przez starszą służbę, i z czasem w końcu sam zaczął wierzyć w wymyśloną przez siebie cudowną historię.   
                    Dziadek Sai, Sędzia był bardziej jaszczurzy niż ludzki. Jego suczka Mutt bardziej ludzka niż psia. Sędzia był wysuszoną postacią, ubierał się w białą koszulę i czarne spodnie ze sprzączką z boku. Ubrania były wystrzępione, lecz czyste, wyprasowane przez kucharza, który wciąż wszystko prasował- piżamy, ręczniki, skarpety, bieliznę i chusteczki do nosa. Twarz Sędziego wydawała się nieuchwytna, sprawiało to coś, co wyglądało jak biały puder na ciemnej skórze – a może to była tylko skroplona para? Zalatywało też od niego słabym antybiotycznym zapachem wody kolońskiej, nieco za dalekim od perfum, a za bliskim płynu konserwującego. W linii jego twarzy, szerokim bezwłosym czole, zakrzywionym nosie, wysuniętym podbródku, braku ruchu, braku ust, nieruchomym spojrzeniu było coś więcej niż tylko cień podobieństwa do gada. Wydawało się, że jak inni sędziwi starcy nie podróżuje w czasie do przodu, lecz cofa się w odległą przeszłość. Wraca do czasów prehistorycznych, zamyślony nad nieskończonością, przypominając zapatrzone w ocean stworzenie z Galapagos.
Przeszłość Sędziego nie była tak różowa jak przedstawiał ją w swoich plotkach na targach kucharz. Ojciec Sędziego prowadził skromną działalność polegającą na werbowaniu fałszywych świadków do sądu. (Kto by pomyślał, że jego syn po latach zostanie sędzią?). Szkolił biednych, zdesperowanych łotrów na fałszywych świadków. Był dumny z możności wpływania na tor sprawiedliwości i zmiany jego kierunku, przekuwania prawdy w fałsz i fałszu w prawdę; nie miał wyrzutów sumienia. Matka Sędziego była zjawą na mrocznym podwórzu. W rzeczywistości sędzia Patel urodził się w rodzinie należącej do kasty chłopskiej, w rachitycznej konstrukcji pod palmowym dachem rojącej się od szczurów. Krowy muczały mu do ucha, kobiety przemierzały pola bawełny w drodze po wodę z mulistej rzeki. Nad wejściem do szkoły Sędzia, co rano widział powieszony portret królowej Wiktorii. Żabia twarz królowej fascynowała go i był pod wielkim wrażeniem tego, że tak brzydka kobieta może dzierżyć władzę. Właśnie tam, pod tym portretem, w obecności tego brodawkowego oblicza narodziła się fascynacja sędziego Anglią. Oto z nędznego rodu Patelów zrodziła się inteligencja, która wydawała się na wskroś nowoczesna w swej chłonności. Jego siostry rzecz jasna wszystkiego zostały pozbawione, żeby on mógł dostać wszystko, co najlepsze, od miłości po jedzenie.
                  Sai wnuczka Sędziego miała szesnaście lat, ale bez wątpienia wyglądała na młodszą, dlatego, że wiodła życie tak wolne od trosk, a starszą, dlatego, że cały czas spędzała z emerytami. Sai lubiła dotrzymywać towarzystwa kucharzowi w kuchni, szczególnie, kiedy snuł swoje kłamliwe opowieści. Sai była sierotą. To było spokojne popołudnie w Moskwie, rodzice Sai pan i pani Mistry przechodzili przez plac do Towarzystwa Podróży Międzyplanetarnych. Ojciec Sai mieszkał w tym mieście, odkąd wybrano go spośród pilotów Indyjskich Sił Powietrznych, jako potencjalnego kandydata do udziału w programie Interkosmos. „Romans” indyjsko-radziecki dobiegał właśnie końca i wyczuwało się już zapach wyschniętego bukietu w kontaktach między naukowcami, które przechodziły z łatwością w łzy i nostalgię za pachnącym różami okresem, kiedy narody te zabiegały dopiero o swe względy. Konkurencja była zacięta. W chwili, gdy pan Mistry dzielił się z żoną przekonaniem, że zostanie wybrany z grona kosmonautów, by stać się pierwszym w historii Hindusem uwolnionym z więzów przyciągania ziemskiego, los zdecydował inaczej i zamiast przeszyć stratosferę w tym życiu, w tej skórze, i ujrzeć świat takim, jakim widzieli go bogowie, pan Mistry przeniósł się do innej wizji zaświatów, gdy trafił razem z żoną pod miażdżące kiła miejscowego autobusu obciążonego trzydziestoma niezniszczalnymi kobiecinami z prowincji, które jechały dwa dni, żeby sprzedać na bazarze swoje produkty. Zginęli, zatem pod ciężarem cudzoziemców, pośród skrzynek z drewnianymi matrioszkami.
             Prezentowana przez tę książkę pesymistyczna wizja wielokulturowej przyszłości przetykana jest jednak humorem. Kiran Desai bada kolonialną historię i postkolonialne napięcia, wykorzystując komiczne dialogi. Zmieniająca się wrażliwość czasów współczesnych jest ukazana poprzez zabawną wyższość osób uczęszczających na zajęcia poświęcone lekturze Jane Austen, które porównują BBC z CNN oraz drwin z kraju, gdzie na etykiecie dżemu widać Smuckers, a nie „Oficjalny dostawca Jej Królewskiej Mości”. W swojej powieści- zasadniczo poświęconej tęsknocie i przynależności- Kiran Desai ze sporą dozą sympatii i ogromną delikatnością oddaje niuanse charakterów swoich niedoskonałych bohaterów.
             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz