„Droga do Indii”
Edward M. Forster
Autor/ (ur. 1 stycznia 1879 w Londynie, zm. 7 czerwca 1970 w Coventry) –
angielski prozaik, eseista i krytyk literacki.
Tematyka/ Forster
przedstawia społeczne, kulturowe i psychologiczne aspekty zetknięcia się dwu
odmiennych światów i postaw życiowych, konfliktów na tle rasowym między
ludnością hinduską i brytyjskimi kolonizatorami. Po mistrzowsku kreśli portrety
zarówno Anglików, jak i Hindusów. Stworzył też
niezwykłej urody opisy tego egzotycznego kraju.
Główny motyw/ Indie,
wczesne lata 20. Brytyjczycy i Hindusi żyją obok siebie, ale nie jest to
harmonijne współistnienie. Anglicy traktują tradycję gospodarzy jak turystyczną
rozrywkę, a historię tego niezwykłego narodu pomniejszają i marginalizują. Zainteresowana
hinduską sztuką i krajobrazem starsza pani Moore podczas wizyty w meczecie
zwraca uwagę na przystojnego lekarza, Aziza Achmeda. Aziz urodził się i
dorastał w Indiach, ale mówi czystą angielszczyzną, nosi się jak Europejczyk,
jest świetnie wykształcony. Na pani Moore robi to duże wrażenie. Aziz zgadza
się zostać przewodnikiem dla niej i jej przyszłej synowej, Adeli Quested. Adela
jest narzeczoną brytyjskiego sędziego, a tym samym ważną figurą w mieście. Aziz
zabiera obie kobiety na zwiedzanie zapierających dech w piersiach jaskiń. To,
co rzekomo wydarzy się w jednej z nich, złamie jednak całe jego życie. Wkrótce
obiecujący lekarz, symbol nowoczesnych Indii, zostanie oskarżony o gwałt i
trafi do aresztu, gdzie przekona się, że brytyjskie prawo zawsze będzie
przeciwko Hindusom.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) czy jest rzeczą możliwą
przyjaźnić się z Anglikiem”.
„(…) lepsza nawet poligamia, niż
żeby kobieta miała umrzeć nie zaznawszy radości, które Bóg jej przeznaczył”.
„W rzeczy samej, moneta, za
którą kupuje się samą prawdę, nie została jeszcze wymyślona”.
„(…) życie nigdy nie daje nam
tego, czego chcemy, w chwili, którą uważamy za odpowiednią. Owszem, przygody
się zdarzają, ale nie we właściwym czasie”.
„Nikt nie może powiedzieć, że
choć trochę zna ten kraj, dopóki nie przeżył w nim dwudziestu lat”.
„Trzeba pamiętać jednak o pewnej
ważnej rzeczy, a mianowicie, że żadna z obecnych tu osób się nie liczy. Ci, co
się liczą, nie przychodzą”.
„Owe leciutkie tchnienie krytyki
stało się kamieniem obrazy (…)”.
„(…) nie znała ani jednego
uprzejmiejszego zwrotu, a z czasowników tylko tryb rozkazujący”.
„Cóż znaczy nieszczęście, kiedy
wszyscy razem jesteśmy nieszczęśliwi?”.
„Okazuje się, że można stworzyć
Indie w Anglii, podobnie jak można stworzyć Anglię w Indiach”.
„Ale w Indiach nie sposób
niczego zidentyfikować, samo pytanie powoduje, że dana rzecz znika albo roztapia
się w niej”.
„(…) jeżeli człowiek nie jest
absolutnie uczciwy, jaki sens ma istnienie?”.
„Anglia włada Indiami dla ich
dobra”.
„(…) każda wzmianka, że powinien
się ożenić, zawsze wywołuje u kawalera radykalne sądy i zdenerwowanie”.
„Każdy może podróżować bez
bagażu, póki nie ma żony i dzieci”.
„Życie jest przeważnie tak
nudne, że nic o nim nie można powiedzieć, a książki i opowieści, które
chciałyby je przedstawić jako interesujące, są zmuszone do przesady, żeby
usprawiedliwić własne istnienie”.
„(…) całe stulecia zbliżeń
cielesnych, a przecież człowiek nie jest bliższy zrozumienia człowieka”.
„(…) w ciągu tych dwudziestu
pięciu lat przekonywałem się codziennie, że wszelkie próby zażyłości
towarzyskiej między Anglikami i Hindusami prowadzą do katastrofy. Stosunki
towarzyskie, tak. Uprzejmości, jak najbardziej. Zażyłość- nigdy!”.
„(…) wszystkie złe wiadomości
opierają się na plotkach”.
„Jaki jest pożytek ze związków
między ludźmi, jeśli każdy coraz mniej do nich wnosi? Uważam, że wszyscy
powinniśmy wrócić na pustynię na całe stulecia i starać się odnaleźć w sobie
dobro”.
„Wychowano mnie na uczciwego
człowieka. Cały kłopot, że ta uczciwość nie prowadzi do niczego”.
„Niezliczone są możliwości
cywilizacji”.
„Jest sto siedemdziesiąt
milionów Hindusów na tym sławetnym półwyspie i oczywiści któryś z nich wszedł
do groty. Bo naturalnie winowajcą jest Hindus, ani przez chwilę nie wolno nam w
to wątpić”.
„Miłość nie ma wartości
dowodowej, o czym powinien wiedzieć każdy adwokat”.
„Nie można mieć jednocześnie
dwóch pożądanych możliwości, nawet w świecie ducha”.
„Twoja niesprawiedliwość jest
gorsza od mojego materializmu”.
„Kiedy o człowieku, który
naprawdę nie żyje, mówi się jak gdyby był przy życiu, do rozmowy wkrada się coś
niezdrowego”.
„(…) ludzie nie umierają
naprawdę, póki inni nie uznają ich za zmarłych”.
„Zresztą małżeństwo jest jednym
wielkim absurdem. Zaczyna się i trwa z tak bardzo drobnych powodów. Z jednej
strony wspierają je racje towarzyskie, z drugiej teologiczne, ale ani jedno,
ani drugie nie stanowi małżeństwa, prawda?”.
„(…) wszystkie osobiste związki,
na których usiłujemy się oprzeć w życiu, są przelotne”.
„Zawsze powstają trudności,
kiedy dwie osoby nie myślą o sprawach płci w tym samym momencie, zawsze są
wzajemne pretensje i niespodzianki, nawet jeśli obie strony należą do tej samej
rasy”.
„(…) to tylko jeden z tych na
pół ożywionych stworów, które usiłują zepchnąć na dalszy plan prawdziwe życie”.
Jak
wygląda modelowy Brytyjczyk – przedstawiciel najbardziej imperialnego narodu
świata? Jest elegancki, otoczony „kolorową” służbą, zadziera nosa i ma… oczy
dookoła głowy. Bo za wiktoriański „holokaust” w koloniach mógł zapłacić własną
krwią. Nie było w dziejach świata imperium większego niż brytyjskie. W
szczytowym okresie obejmowało prawie jedną czwartą lądów i jedną piątą ludności
na Ziemi. A perłą w brytyjskiej koronie były Indie – strategicznie położone,
ludne i pełne bogactw. Brytyjczycy wprowadzali w Indiach pocztę, telegraf i
koleje. Jednocześnie ignorowali miejscowe przekonania i ambicje. Hindusi
skarżyli się, że przybysze niszczą świątynie hinduistyczne i muzułmańskie pod
pretekstem budowy dróg, albo, że nadmiernie promują chrześcijaństwo i naukę języka
angielskiego.
Ostatnia powieść Edwarda Morgana Forstera „Droga do Indii” to jego najwybitniejsze
dzieło. Malując postacie Brytyjczyków w Indiach, jako osoby pełne uprzedzeń i
karykaturalnie nudne, Forster nie stosuje bynajmniej subtelnej parodii, co było
charakterystyczne dla innych jego dzieł na przykład w książce „Pokój z widokiem”. Tłem tego
liberalnego studium stosunków anglo-hinduskich jest ziejąca otchłań
tajemniczych jaskiń Marabar. Osoby odwiedzające jaskinie nigdy nie są pewne,
czego doświadczyły podczas pobytu w tym dziwnym miejscu (o ile cokolwiek się
wydarzyło). Adela Quested, Brytyjka, która niedawno przybyła do Indii, schodzi
do jaskiń w towarzystwie hinduskiego doktora Aziza, a to, co zajdzie później
między nimi, nigdy nie zostanie wyjaśnione. Chociaż Brytyjczycy przyjmują, że
Adela została zaatakowana przez Aziza, ona sama nigdy tego nie potwierdzi. Co
więcej, w spektakularny sposób wycofuje zarzuty przed sądem, czym ściąga na
siebie potępienie ze strony współrodaków. Nawet odwołanie oskarżenia nie
zmienia sytuacji Aziza, co stanowi przykład nieokreśloności, jaka charakteryzuje
modernistyczną estetykę Europy.
Jeśli nie liczyć Grot
Marabarskich- odległych o dwadzieścia mil od miasta Czandrapur -gdzie rozgrywa
się akcja książki- miasto nie wyróżniało się niczym nadzwyczajnym. Raczej
obrzeżone przez rzekę Ganges niż omywane jego falami, ciągnęło się dwie mile
wzdłuż brzegu, prawie nie do odróżnienia od nieczystości, jakimi rzeka tak
szczodrze szafowała. W dzielnicy nadbrzeżnej brak było stopni ułatwiających
kąpiel, bo tak się składało, że Ganges w tym miejscu nie był święty; prawdę
mówiąc, nie było tu w ogóle dzielnicy nadbrzeżnej, do tego bazary zasłaniały
rozległą, zmienną panoramę rzeki. Ulice były nędzne, świątynie nijakie i
chociaż było trochę ładnych domów, były ukryte w ogrodach lub śródmiejskich
zaułkach, które odstraszały swym brudem wszystkich prócz specjalnie
zaproszonych gości. Czandrapur nigdy nie było duże ani piękne, ale dawno, dawno
temu leżało na szlaku między Indiami Górnymi, wówczas cesarskimi oraz morzem, i
te ładne domy pochodziły właśnie z tego okresu. Ów zapał do ozdabiania miasta
przygasł w osiemnastym wieku, zresztą nigdy nie odznaczał się różnorodnością.
Na bazarach nie było malowideł i prawie nie było rzeźb. Wszystko, na czym
spoczywało oko, było tak przyziemne, tak monotonne, że kiedy Ganges wpływał do
miasta, można było odnieść wrażenie, że spłucze całą tę narośl z powrotem do
ziemi… Domy się waliły, ludzie od czasu do czasu tonęli, a ich ciała się
rozkładały, ale ogólny zarys miasta trwał i trwał, pęczniejąc w jednym miejscu,
kurcząc się w innym, niby jakaś nisza albo niezniszczalna forma życia.
Główny bohater książki Aziz był
niewysokim mężczyzną, delikatnej budowy, ale w rzeczywistości bardzo silnym.
Niemniej jednak chodzenie męczyło go, jak męczyło każdego w Indiach, z
wyjątkiem nowo przybyłych. Było coś wrogiego w tej ziemi. Aziz lubił spacery i
zawsze tą samą trasą kierował się z dzielnicy rządowej w stronę meczetu. Zawsze
lubił ten meczet. Był pełen wdzięku, jego rozplanowanie sprawiało mu
przyjemność. Na dziedzińcu- wchodziło się tam przez zrujnowaną bramę- stał tu zbiornik
ze świeżą i bieżącą czystą wodą do ablucji, jako że stanowił część rurociągu
zaopatrującego miasto. Ze swojego miejsca, w którym Aziz wypoczywał widział
wnętrze trzech arkad; ich mrok rozświetlała mała wisząca lampa i księżyc.
Front- w pełnym blasku księżyca- zdawał się z marmuru, a dziewięćdziesiąt
dziewięć imion Boga na fryzie odbijało swą czernią tak samo, jak fryz odcinał
się bielą na tle nieba. Rywalizująca między tym dualizmem i walką cieni we
wnętrzu sprawiała Azizowi przyjemność, starał się nadać całości symboliczne
znaczenie jakiejś prawdy o religii czy miłości. Meczet, przez to, że zyskał
jego aprobatę, wyzwalał w nim wyobraźnię. Świątynia innego wyznania, hinduska,
chrześcijańska czy grecka, znudziłaby go szybko i nie zdołałby w nim obudzić
wrażliwości na piękno. Tu oto był islam, jego ojczyzna, coś więcej niż wiara,
więcej niż okrzyk bojowy, więcej, o wiele więcej… islam, postawa wobec życia,
zarówno subtelna, jak trwała, dom dla jego ciała i jego myśli.
Aziz siedział na niskim murze,
który zamykał dziedziniec z lewej strony. Po prawej stronie, w klubie,
miejscowi Anglicy zorganizowali amatorską orkiestrę. Gdzie indziej jacyś
wyznawcy hinduizmu uderzali w bębenek- wiedział, że to oni, bo rytm nie był mu
bliski- a inni lamentowali nad czyimiś zwłokami- wiedział, czyje to zwłoki, po południu,
jako lekarz sam wydał świadectwo zgonu. Były też sowy, poczta Pendżabu… a
kwiaty pachniały tak cudownie w ogrodzie zawiadowcy stacji. Jednakże meczet-to
jedno coś znaczyło, więc powrócił do niego od splątanych wezwań nocy i
przyozdobił go treściami, jakie nigdy nie powstały w zamyśle budowniczego. Pewnego
dnia- marzył- on także zbuduje meczet, mniejszy od tego, ale doskonały w
kształcie, aby wszyscy przechodzący obok odczuwali tę samą błogość, którą on
odczuwał w tamtej chwili.
Kiedy Aziz tak siedział i
„medytował” wydawało mu się, że jedna z kolumn drgnęła, a potem w świetle
księżyca ukazała się Angielka. Nagle ogarnęła go wściekłość i zawołał: „Proszę pani, to jest meczet, pani w ogóle
nie ma tu prawa wstępu. Powinna pani była zdjąć pantofle. To święte miejsce
muzułmanów”. Kobieta zaczęła się
grzecznie tłumaczyć, że weszła do meczetu bez butów i nie miała zamiaru nikogo
obrazić. Zaczęli ze sobą rozmawiać, Aziz opowiadał jej historię tego miejsca.
Tak oto „narodziła się” znajomość między nimi a później przyjaźń. Aziz, kiedy
był w dobrym nastroju, uważał Anglików za „instytucję” komiczną i cieszył się,
że go nie rozumieli. Ale było to rozbawienie emocjonalne i nerwowe, które
przypadek lub upływ czasu mogły zniweczyć, coś innego niż rzeczywista wesołość,
jaką osiągnął wśród tych, którym ufał.
W ciągu miłych, pracowitych dni
dochodziły do niego niezbyt jasne wiadomości o przyjęciu, które wydać miał
zarządca, a także o tym, że według jego znajomych wszyscy powinni na nie pójść.
Jego kolega, doktor Panna Lal, wpadł w uniesienie na myśl o tej perspektywie i
nalegał, żeby pojechali na przyjęcie razem jego nową dwukółką. Takie
załatwienie sprawy odpowiadało im obu. Azizowi oszczędzało upokarzania jazdy na
rowerze, podczas gdy doktor Panna Lal, człowiek lękliwy i już niemłody,
zapewniał sobie w ten sposób kogoś, kto potrafi zapanować nad koniem. Panował
nad nim sam, ale nie zanadto, i bał się samochodów oraz nieznanego sobie
zakrętu prowadzącego na teren klubowy. Ale kiedy nadszedł czas, Aziza opanowała
nagle niechęć i postanowił nie jechać. Po pierwsze, ostatnio wykonana praca
dała mu uczucie niezależności, pełni sił. Po drugie, tak się złożyło, że w tym
dniu przypadała rocznica śmierci jego żony. Umarła w niedługi czas po tym, jak
się w niej zakochał; nie kochał jej z początku. Pod wpływem pojęć zachodnich
niechętnie patrzył na związek z kobietą, której nigdy przedtem nie widział; co
więcej, kiedy ją zobaczył, rozczarowała go i spłodził pierwsze dziecko z czysto
zwierzęcego popędu. Zmiana nastąpiła po urodzeniu dziecka. Ujęła go jej miłość
do niego, jej lojalność, która zawierała w sobie coś więcej niż pokorę. Była
inteligentna, a jednak miała pewien staroświecki wdzięk. Rozkosz zmysłowa- cóż,
nawet gdyby ją miał- uległaby stępieniu w ciągu roku, a w zamian zyskał coś, co
zdawało się coraz silniejsze, im dłużej żyli ze sobą. Została matką syna… a
dając mu drugiego syna zmarła. Otworzywszy szufladę wyjął fotografię żony.
Wparował się w nią i łzy trysnęły mu z oczu. „Jaki ja jestem nieszczęśliwy!” –pomyślał. Ale ponieważ był
naprawdę nieszczęśliwy, do owej litości nad samym sobą przyłączyło się szybko
inne uczucie: zapragnął przypomnieć sobie żonę- i nie mógł. Aziz pod wpływem
emocjonalnych wspomnień postanowił wybrać się na herbatę do swojego
angielskiego przyjaciela Cyryla Fildinga, tam spotykał nieznajomą, z którą
rozmawiał przy meczecie, a była nią pani Moore.
„Życie jest przeważnie tak nudne, że nic o nim nie można powiedzieć, a
książki i opowieści, które chciałyby je przedstawić jako interesujące, są
zmuszone do przesady, żeby usprawiedliwić własne istnienie” – napisał w
książce Edward Morgan Forster, po czym „krok po kroku” zaczął „rozpędzać” akcję
swojej opowieści. Tak się zdarzyło, że pani Moor i panna Adela Quested jej
przyszła synowa od dwóch tygodni nie miały żadnych intensywnych przeżyć. Adela
wierzyła, ze cała idea przyjazdu do Indii jest doniosła i interesująca, a jeśli
odczuwała znudzenie, obwiniała z całą surowością samą siebie i zmuszała swoje
usta do entuzjastycznych wypowiedzi. Była to jedyna nieszczerość w tej skądinąd
szczerej dziewczynie, a w istocie był to intelektualny protest jej młodości.
Teraz dręczyła się szczególnie, bo zarówno przebywała w Indiach, jak i
zaręczyła się, a ta podwójna okoliczność powinna uwznioślić każdą chwilę jej
życia. Podczas herbaty u pana Fildinga panie zaproponowały Azizowi odwiedziny w
jego domu. Aziz nie wiedział jak wybrnąć z tej – dla niego niewygodnej-
propozycji, ponieważ mieszkał bardzo ubogo, czego bardzo się wstydził. Dla
uniknięcia spotkania w swoim domu zaproponował wyprawę do Grot Marabarskich. Groty
opisać nietrudno. Tunel mierzący osiem stóp długości, pięć wysokości, trzy
szerokości prowadził do kolistej komory o średnicy około dwudziestu stóp. Ten
układ powtarzał się raz po raz w całej grupie wzgórz i to było wszystko, to
były Grota Marabarskie. Ujrzawszy te groty turysta wracał do Czandrapuru
niepewny, czy było to przeżycie ciekawe, czy nudne, czy też w ogóle jakieś
przeżycie. Niełatwo o nich rozmawiać albo posegregować w pamięci, bo schemat
zawsze był taki sam i żadna rzeźba, nic, choćby gniazdo pszczół czy nietoperzy,
nie odróżnia jednej groty od drugiej. Nie wiązało się z nimi nic, absolutnie
nic, a ich sława-bo miały sławę- nie była uzależniona od mowy ludzkiej. Ciemne
to groty. Nawet, gdy otworem były skierowane ku słońcu, bardzo mało światła
przenikało przez wejściowy tunel do kolistej komory. Tylko ściany grot były
dobrze wypolerowane natomiast boki tunelu pozostawały szorstkie. Miejscowa
wieść niosła, że są liczniejsze niż te, które można było zwiedzać, „tak jak zmarli są liczniejsi od żywych”.
Po ciekawej podróży
pociągiem do Grot Marabarskich, podczas której Aziz zorganizował dla kobiet
atrakcję w postaci słonia indyjskiego, wreszcie nadszedł ów moment zwiedzania. Niespodziewanie
dochodzi tam do incydentu, w wyniku, którego panna Quested oskarża Aziza o
próbę gwałtu. McBryde, okręgowy nadinspektor policji, był najrozumniejszym i
najbardziej wykształconym urzędnikiem w Czandrapurze. Miał sporo z cynika, ale
nic z tyrana; nigdy nie tracił panowania nad sobą ani nie stawał się brutalny,
więc przyjął Aziza „uprzejmie”, nieomal go uspokajał. Niestety Aziz, jako
Hindus jest bez szans, staje przed sądem, w mieście wybuchają zamieszki. Proces
staje się symboliczną walką o wyzwolenie Indii spod brytyjskiego jarzma. Rozprawa
sądowa o gwałt to główny wątek powieści. Przyjaźń między Azizem a życzliwymi mu
Brytyjczykami, Panią Moore i Cyrylem Fildingiem, stanowi o prawdziwej sile tej
książki. Uzmysławia ona, że współżycie i zgoda ponad podziałami
narodowymi(centralna idea twórczości Forstera) są realne. Niektórzy uznają
powieść za wyraz sympatii dla początków kampanii narodowościowej w Indiach,
inni z kolei wytykają Forsterowi egzotyczne fantazjowanie w sposobie
przedstawiania Hindusów.
Krytyka często pomija aspekt
społeczny w analizie książki Edwarda Morgana Forstera, gdzie przyjaźń zostanie
zarzucona ze względu na warunki polityczne. W „Drodze do Indii” nie może ona zaistnieć w sferze publicznej. U
Forstera przymiotem warunkującym przyjaźń jest intelektualna uczciwość. Przyjął
on ten ideał od George’a Edwarda Moore’a, filozofa, którego postać została
przywołana w „Drodze do Indii” zupełnie
otwarcie- w nazwisku bohaterki, pani Moore a także poprzez zawoalowane
odniesienia do jego filozofii. Książka stanowi skomplikowany zapis stosunków
międzyludzkich kształtujących się w brytyjskich Indiach, stosunków
uwarunkowanych poprzez podziały społeczne, rasowe, kastowe i religijne. Akcenty
w powieści rozłożono w taki sposób, że trudno jednoznacznie stwierdzić, które
postaci są powieściowym katalizatorem Forsterowskiej filozofii relacji. Czy
jest to doktor Aziz, który przeżywa fascynacje nowym przyjacielem Cyrylem
Fieldingiem, doświadcza traumatycznych przeżyć wskutek niesłusznego oskarżenia-
areszt, sąd, triumfalne uwolnienie- i w końcu wyjeżdża rozczarowany
(niesłusznie) Fieldingiem, do królestwa Mau? Czy bohaterem jest Fielding,
brytyjski nauczyciel college’u, który zaprzyjaźnia się z Azizem, a gdy ten
zostaje oskarżony i aresztowany, jednoznacznie opowiada się po jego stronie,
znosząc ostracyzm ze strony społeczności brytyjskiej- i który po procesie
udziela schronienia Adeli, mimo iż to od niej wyszło mylne oskarżenie
mobilizujące klub brytyjski przeciw Hindusom? Postawę Fieldinga wyjaśnia
pozornie szokujące dla wielu Brytyjczyków zwierzenie, które Forster zawarł w
1938 roku w eseju, „W co wierzę”. Forster wyznaje tam: „Gdybym miał wybierać
między zdradą swojego kraju a zdrada przyjaciela, to mam nadzieję, że miałbym
odwagę zdradzić swój kraj”. Przypadek powieściowego Fieldinga uwalnia to
wyznanie z odium niewierności: istotnie lepiej zdradzić kraj niż przyjaciela-jeśli
ten został niesłusznie oskarżony. Czy wreszcie bohaterką jest Adela Quested,
Brytyjka, która przyjeżdża do Indii w towarzystwie matki swojego narzeczonego
pani Moor, by „poznać” ten kraj i przekonać się jednocześnie, czy faktycznie
(nie) chce wyjść za mąż za Ronny’ego? Adela przyjmuje zaproszenie Aziza na
piknik w pobliżu Grot Marabarskich, ulega halucynacji w dusznej pieczarze lub
może jest faktycznie napastowana przez przewodnika, który później znika, a wina
spada na nieświadomego Aziza. Ostatecznie jednak nie jest ważne, co wydarzyło
się w grocie, lecz co nastąpiło później: Adela przyznaje w końcu, że Aziz jest
niewinny i uznaje swój błąd. Czy wreszcie postacią centralna jest pani Moore,
która po incydencie w grotach popada w apatię podszytą niechęcią do Adeli i
Ronny’ego z powodu oskarżenia Aziza, którego zdążyła już zaakceptować, jako
swojego przyjaciela? To właśnie jej postać przywołuje filozofa podziwianego
przez Forstera i grupę artystów z Bloomsbury.
Droga do Indii jest zarazem
dla bohaterów powieści podróżą w głąb, ku poznaniu samych siebie, bowiem
nieistotne z pozoru wydarzenie zmienia ich losy na zawsze... Tytuł może mylący
- nie jest to literatura dla turystów. Pokazuje Indie pod panowaniem
brytyjskim, które ani nie są piękne ani tajemnicze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz