10 czerwca 2018

Nigdzie w Afryce


„Nigdzie w Afryce” 

Stefanie Zweig




Autorka/ (1932–2014) – niemiecka pisarka pochodzenia żydowskiego urodzona w Głubczycach. W 1938 roku w obawie przed nazistowskimi represjami wobec Żydów wraz z rodzicami opuściła Wrocław i wyjechała do Afryki. Dzieciństwo spędziła na kenijskiej farmie. Uczęszczała do angielskiej szkoły z internatem. Swoje dzieciństwo w Niemczech Zweig opisała później w książce Irgendwo in Deutschland „Gdzieś w Niemczech”. Jej pierwszą powieścią, której fabuła rozgrywa się w Afryce, była książka Ein Mund voll Erde, która opisuje dziewczęcą miłość do chłopca z plemienia Kikuju. Książka „Nigdzie w Afryce” została zekranizowana, a film pod tym samym tytułem otrzymał w 2003 Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Tłumaczenie/ Tomasz Dziedziczak

Tematyka/ Holocaust. Nazistowski terror. Dramat żydowskiej rodziny. Los emigrantów. Tęsknota. Rezygnacja z dotychczasowego życia. Trudy dnia codziennego. Marzenia i wiara silniejsza niż strach. To główne wątki autobiograficznej powieści Stefanie Zweig –Nigdzie w Afryce.

Główny motyw/ Rok 1938. Walter Redlich, żydowski adwokat spod Wrocławia, emigruje do Kenii. Tuż przed wybuchem wojny dołączają do niego żona z pięcioletnią córeczką. Afryka początkowo wydaje się nieprzyjazna i trzeba czasu, aby ją poznać i zrozumieć. Nie jest to łatwe, zwłaszcza dla Jettle, która traktuje wyjazd, jako stan przejściowy i nie zamierza się przystosować. Problemów z zaadaptowaniem się nie ma tylko mała Regina, która w przeciwieństwie do rodziców szybko przesiąka tym miejscem. Zaprzyjaźnia się z tubylcami, rozumie przyrodę i otaczający ją świat. Redlichowie nie potrafią uwolnić się od poczucia winy wobec bliskich, którzy zostali w Niemczech lub w Polsce. I od tęsknoty za ojczyzną, za rodziną, przyjaciółmi i zwyczajną pracą. Tutaj muszą walczyć z przyrodą i jej kaprysami, z upałem, biedą i poniżeniem.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Z domu do wychodka idzie się trzy minuty. Przy rozwolnieniu krócej”.
„Nie rwij sobie włosów z głowy, że nie kupiłaś lodówki. Zawiniemy mięso i masło w Twoją nową sukienkę wieczorową i wywiesimy to wszystko w pełnym słońcu na wietrze. Naprawdę tak tu się chłodzi produkty żywnościowe; co prawda nie w jedwabnej materii, ale możemy spróbować. Będziesz miała poczucie, że ta suknia przynajmniej na coś się przydaje”.
„Nie możesz sobie nawet wyobrazić, ile znaczy czyjaś wizyta na farmie. Człowiek czuje się jak umarły, którego wskrzesili do życia”.
„Naprawdę powinnaś się nauczyć przestać przejmować się obelgami. Na to mogą sobie pozwolić jedynie ludzie bogaci”.
„Nasze życie składa się tylko z pożegnań”.
„Człowiek nie może być tam, gdzie go nie rozumieją”.
„Tacy jak my nie mogą wylewać łez. To cena, jaką musimy zapłacić za to, że uszliśmy z życiem”.
„Kto zobaczył śmierć, nie chciał słuchać łopotu skrzydeł sępów”.
„Na tym kawałku ziemi zapomnianym przez Boga można nauczyć się marzyć”.
„W każdym małym kamieniu zaklęte są czary”.
„Mówiłem to już często. Tylko ty tego nie słyszałaś. Ja nie zawsze mówię ustami”.
„A ja –odparł Walter przygnębiony- dopiero teraz rozumiem, jak krótka była droga z Górnego Śląska do Oświęcimia. To mi daje do myślenia”.
„Pierwsza miłość nigdy nie jest prawdziwa. I dobrze”.
„Szanse ma się tylko wtedy, gdy kraj chyli się ku upadkowi lub gdy się z niego podnosi”.
„To jest grzech. Dobry Bóg nie wybacza, gdy wykorzystujemy zmarłych do swoich celów”.



                     Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej prawie tysiące Żydów próbowało uciec z Niemiec w różne części świata. Hitler jeszcze w latach 20. w swoim manifeście "Mein Kampf" zapowiedział, co zamierza zrobić z Żydami. Od 1935 r. obowiązywały w Niemczech ustawy norymberskie, które pozbawiły ich obywatelstwa, ochrony prawnej i własności. Za Rassenschande, czyli zhańbienie rasy - np. intymne kontakty z Żydami - groził obóz koncentracyjny. Zabroniono Żydom służyć w armii, wykonywać zawodów inżyniera i nauczyciela, a lekarze mogli leczyć tylko pacjentów swojej rasy.

                         Jest luty 1938 roku. Młody żydowski adwokat, Walter Redlich, uciekając przed grozą prześladowań antysemickich trafia do Brytyjskiej Afryki Wschodniej (tereny dzisiejszej Kenii). Natychmiast zaczyna organizować emigrację żony Jettel i córki Reginy. Udaje mu się ściągnąć najbliższą rodzinę, pozostali krewni jednak nie mogą już opuścić Niemiec. Dzięki wpływowym przedstawicielom lokalnej gminy żydowskiej dostaje pracę farmera, na nic lepszego nie może liczyć, a jego wykształcenie nie ma już żadnego znaczenia. Nie zna języka angielskiego, więc opiekowanie się farmą, w zamian za wikt i opierunek, jest i tak darem od losu. Wkrótce na farmie Ol’ Joro Orok pojawia się Jettel i Regina. Dla całej rodziny zaczyna się trudny proces adaptacji do nowej rzeczywistości, przeplatany lękiem o krewnych, którzy zostali w Niemczech. Bezpieczny świat okazuje się fikcją i nie chodzi tylko o działania państwa, ale również o postawę sąsiadów, znajomych, współpracowników. Walter wciąż i wciąż zadaje sobie pytanie, czemu wyrzekła się go ojczyzna?

                Pierwszy do Afryki przyjechał Walter, kilka miesięcy później dołączyła do niego żona Jettel i córeczka Regina. Kiedy mała Regina wraz matką przybyły na farmę z samochodu wyciągnął ją murzyn Owuor i wziął ją na ręce. Podrzucił dziewczynkę pod niebo, schwycił i przycisnął do siebie. Jego ramiona były ciepłe i miękkie, zęby bielusieńkie, a twarz jaśniała blaskiem ogromnych, okrągłych źrenic. Na głowie nosił wysoką ciemnoczerwoną czapkę, która wyglądała jak odwrócone do góry dnem wiaderko. Przed wielką podróżą Regina bawiła się takimi wiaderkami w piaskownicy. Przy czapce huśtał się czarny pompon z frędzlami, a spod niej wymykały się malutkie czarne loczki. Skóra murzyna miała wspaniały zapach miodu, co sprawiło, że mała dziewczynka przestała się bać i poczuła się tak, jakby urosła. Szeroko otworzyła usta, by móc jeszcze lepiej chłonąc te czary, które rozpraszały ból i zmęczenie mieszkające w jej ciele. Najpierw poczuła, jak w ramionach Owuora staje się coraz silniejsza, a potem odkryła, że jej język nauczył się fruwać. Po tak miłym powitaniu można bez zastanowienia zakochać się w Afryce.

              Dziewczynka z wrażenia rozwarła oczy tak szeroko, że w jasnym świetle mogła ujrzeć migocące punkciki, które przemieniły się w ognistą kulę i zniknęły. Jej ojciec położył swoją drobną, białą dłoń na ramieniu matki. Teraz, kiedy Regina widziała, że znowu ma i mamusię, i tatusia, przypomniała sobie o czekoladzie. Regina zobaczyła, że tatuś chce chwycić ją za rękę, ale jej palce nie należały już do niej. Przykleiły się mocno do koszuli Murzyna. W prezencie dostała małą sarenkę, która miała na imię Suara, bo tak pierwszego dnia nazwał ją Owuor. Saura mieszkała w dużej oborze, która znajdowała się za ich niewielkim domem. Ciepłym językiem oblizywała palce Reginy, piła mleko z blaszanej miseczki i już po kilku dniach mogła przeżuwać kolby kukurydzy. Każdego ranka dziewczynka otwierała drzwi obory, a wtedy sarenka wyskakiwała i dokazywała pośród wysokich traw. Gdy nogi sarenki stały się dłuższe od traw rosnących za kolczastymi drzewami, a Regina poznała już imiona tylu krów, że mogła je wymienić tacie podczas dojenia, Owuor przyniósł psa o białej sierści w czarne łaty. Psa nazwano Rummler na cześć przewodniczącego komitetu powiatowego w Głupczycach. I tak oto cząstka Śląska towarzyszyła im w Afryce.

                Dla Reginy Afryka była niczym kraina z bajki, natomiast Walterowi i Jettel zbyt krótko dane było cieszyć się z tego, że na nowo się odnaleźli. Szybko powróciło dręczące ich przygnębienie. Nie chcąc się przed sobą do tego przyznać, cierpieli bardziej z powodu wzajemnej bliskości wymuszonej osamotnieniem na farmie, niż z powodu tego osamotnienia. Nie byli przyzwyczajeni do życia tylko we dwoje, jednak każdą godzinę dnia musieli spędzać razem, nie mogąc liczyć na to, że ich świat zmieni się w jakikolwiek sposób. Plotkarska, małomiasteczkowa atmosfera na Śląsku, z której podśmiewali się w pierwszych latach swojego małżeństwa i która często ich irytowała, teraz w Afryce, gdy sięgali pamięcią wstecz, wydawała się im pogodna i zajmująca. Tutaj nie było krótkich rozstań i spotkań z przyjaciółmi, którzy pomagali zażegnać konflikty, jawiącej się im dziś, jako nieszkodliwe utarczki.  Walter i Jettel kłócili się od dnia, w którym się poznali. Jego wybuchowy temperament nie znosił najmniejszego sprzeciwu; ona miała pewność siebie kobiety, która kiedyś była uderzająco pięknym dzieckiem, ubóstwianym przez swoją przedwcześnie owdowiałą matką. Podczas długiego okresu narzeczeństwa spierali się o banały, pogłębiając jeszcze swoją nieustępliwość i nie potrafiąc znaleźć wyjścia z sytuacji. Dopiero w małżeństwie nauczyli się akceptować znaną im już kapryśną grę małych potyczek i ożywczych pojednań, jako część swojej miłości.

             Kiedy urodziła się Regina, a w sześć miesięcy później Hitler doszedł do władzy, Walter i Jettel znajdowali w sobie więcej oparcia niż przedtem, nieświadomi swojego osamotnienia w ich domniemanym raju. Dopiero monotonny tryb życia w Rongai uzmysłowił im, co tak naprawdę się wydarzyło. Przez pięć lat całą mocą młodości poddawali się złudnemu wyobrażeniu posiadania ojczyzny, która przecież dawno się ich wyrzekła. Teraz ogarnął ich wstyd, że byli tak krótkowzroczni i nie chcieli widzieć tego, co wielu już zauważyło. Czas bez trudu rozprawił się z ich marzeniami. W zachodnich Niemczech już pierwszego kwietnia 1933 roku bojkot żydowskich sklepów pokazał, jak beznadziejna czeka ich przyszłość. Sędziów pozbawiono urzędu, profesorów przepędzono z uniwersytetów, adwokaci i lekarze stracili źródło utrzymania, kupcy swoje sklepy, a wszyscy Żydzi złudzenia, które mieli na początku, że ten koszmar nie potrwa długo. Wtedy Żydzi z Górnego Śląska dzięki konwencji genewskiej z 1922 roku ocaleli od losu, którego nie potrafili zrozumieć.

                  Walter nie pojmował, że nie uniknie losu wygnańca, kiedy zaczął prowadzić swoją praktykę w Głubczycach i otworzył kancelarię notarialną. Mieszkańców Głupczyc pamięta- oczywiści z wyjątkiem kilku, których mógł wymienić z nazwiska, i co stale też czynił w Rongai-, jako ludzi tolerancyjnych i przyjaźnie nastawionych. Mimo nagonki na Żydów rozpoczynającej się także na Górnym Śląsku, niektórzy z nich, a ich liczba w pamięci Waltera stale się zwiększała, nie zrezygnowali z usług żydowskiego adwokata. Z dumą, która z perspektywy czasu wydawała się mu równie niegodna, jak zrozumiała, zaliczał się do wyjątków wśród innych przeklętych przez los.

                   Jednak, kiedy wybuchła II wojna światowa, konflikt pomiędzy Anglią i Niemcami rzucił nowe wyzwania także w koloniach brytyjskich. Dla Brytyjczyków ważne było już tylko ochronić kraj i kolonie przed ludźmi, którzy ze względu na swoje pochodzenie, język, wychowanie, tradycję i lojalność mogliby okazać się bliżsi krajowi wroga niż imigracji. „Autorytety” wiedziały, że muszą działać szybko i skutecznie, i na początku były zadowolone z osiągniętych rezultatów. W ciągu trzech dni wszyscy „wrodzy” cudzoziemcy z miast oraz nawet najbardziej oddalonych farm zostali przekazani wojsku w Nairobi i poinformowani o tym, że odtąd nie mają już statusu refugee [uchodźców], tylko Enemy Aliens „obywateli wrogiego państwa”. Żołnierze wykonujący rozkaz wywiezienia mężczyzn z farm zadziałali nieoczekiwanie szybko i radykalnie. Internowanych kobiet, a co dopiero dzieci, nie można było umieścić w wojskowych barakach, ale i w tym przypadku znaleziono rozwiązanie. Nie bacząc na weekendowe potrzeby farmerów z wyżyn, dla rodzin enemy aliens zarekwirowano dwa hotele: bogaty w tradycje Norfolk i luksusowy New Stanley. Internowane kobiety były oszołomione, gdy po drugiej i uciążliwej jeździe z farm trafiały do Nairobi. Personel hotelu, którego nie przeszkolono na okoliczności zmian, jakie niosła ze sobą wojna, przyjmował swoich gości z wielką radością, co do tej pory należało do jego obowiązków. Do obydwu hoteli polecono zgłosić się również lekarzom, pielęgniarkom, przedszkolankom i nauczycielom. Jettel już podczas jazdy, pocieszana i uspokajana przez towarzyszki niedoli, pokonała lęk przed nieznaną przyszłością i szok spowodowany nagłą rozłąką z Walterem. Nieoczekiwanie poczuła się wyzwolona od samotności, a uwolnienie od monotonii życia na farmie przyjęła, jako dobrodziejstwo. Była tak zafascynowana elegancją i ożywioną atmosferą hotelu, że w pierwszej chwili, jak i inne kobiety, straciła z pola widzenia przyczynę gwałtownej zmiany, jaka zaszła w jej życiu.

              Także Regina była olśniona. W Rongai odmawiała wejścia na platformę samochodu i musiano wciągać ja siłą. Podczas jazdy tylko płakała i wołała Owuora, sarenkę Suarę i psa Rummlera, jednak blask tylu świateł, kotary z niebieskiego aksamitu na wysokich oknach, obrazy w złotych ramach i czerwone róże w srebrnych kielichach, do tego mnóstwo ludzi i zapachów, które podniecały ją jeszcze mocniej niż to, co widziała, natychmiast odwróciły jej uwagę od zmartwienia.

              W hotelu podano główny posiłek. Było to jedno z tych starannie skomponowanych menu, z których hotel Norfolk słynął nie tylko w Kenii, ale i w całej Afryce Wschodniej. Dzień wcześniej dostarczono homary z Mombasu, z wyżej położonych regionów – jagnięcinę, a z Naivashy- fasole, seler i kartofle. Do mięsa podano sos miętowy, który uchodził za legendarną specjalność hotelowej kuchni, owoce tropikalne, francuską zapiekankę, herbatniki o delikatnym smaku i deskę serów. Z mężczyznami działo się to samo, co z ich żonami. Internowanie wyrwało ich z samotności i milczenia. Ich oszołomienie wyzwoleniem było ogromne. Starzy znajomi i przyjaciele, którzy ostatni raz widzieli się jeszcze w Niemczech, spotkali się znowu; towarzysze niedoli ze statku „wpadli sobie w ramiona”; cudzoziemcy stwierdzali, że mają wspólnych przyjaciół. Dniami i nocami wymieniano się swoimi doświadczeniami, nadziejami i pooglądali. Ci, którym udało się uciec, dowiadywali się o takich cierpieniach, że ich własne okazywały się przy tamtych mało znaczące. Uczyli się od nowa słuchania i wolno im teraz było mówić. To było tak, jakby pękła tama. Po tylu dniach spędzonych na farmach jedynie w towarzystwie kobiet i dzieci czy wręcz w pojedynkę, w poczuciu obowiązku utrzymania się na tej pozycji i odsuwania od siebie strachu, każdy cieszył się, że teraz może przebywać wśród mężczyzn. Już ta chwila wytchnienia mamiła psychikę poczuciem uzdrawiającego bezpieczeństwa. To Walter ukuł nieustannie potem cytowane powiedzenie: „Teraz Żydzi znowu mają swojego króla, który o nich dba”.

                 Stefanie Zweig w książce „Nigdzie w Afryce” bardzo wnikliwie przygląda się bohaterom powieści. Autorka dała głos każdemu z nich. To fascynujące studium przypadku. Problemy małżeńskie, nieprzystosowanie, holocaust, trudny patriotyzm, niemożność wyrzeczenia się własnych korzeni, własnej tożsamości, dziecięce przeżycia – skomponowane zostały z afrykańską przyrodą, codziennością i silnymi emocjami. Bohaterowie książki sięgają do stłumionych obrazów z przeszłości, które dla ich skołatanych dusz były jak źródło młodości. Mężczyźni jednak wcześniej niż kobiety stracili dobry nastój. Zbyt szybko uświadomili sobie, że rozmowy w języku ojczystym i wspomnienia nie zastąpią im ojczyzny, zrabowanego mienia, złamanej dumy i godności oraz utraconej świadomości tego, kim są. Gdy w pospiechu zabliźnione rany znów się otworzyły, bolały jeszcze bardziej niż przedtem. Kiedy w tym samym czasie Redlichowie dali ogłoszenie do gazet o narodzinach ich syna otrzymali z różnych stron świata listy z gratulacjami, które pisali Żydzi rozproszeni po całym świecie a pochodzący ze Śląska. Za ich pośrednictwem ludzie, którzy od czasu emigracji nie mieli już o sobie żadnych wieści, znowu się odnajdowali. Wzmianki o starej ojczyźnie mogły wskrzesić osoby uważane za zmarłe. Otrzymali też list o śmierci ojca Waltera zamordowanego na ulicy przez nazistów i o siostrze w obozie w Bełżcu.

               Od dnia, w którym po raz pierwszy Walter wspomniał o powrocie do Niemiec, wiedział, że nie może liczyć na zrozumienie Jettel. Od tego czasu coraz częściej błahe dyskusje przeradzały się w walki pozbawione rozsądku i logiki, ale pełne goryczy. Wystarczyło tylko przypomnieć sobie życie na farmie i już wiedział, że chce wrócić do Niemiec, jakkolwiek męcząca byłaby to droga. Jettel myślała inaczej. Czuła się szczęśliwa pośród ludzi, którym nienawiść do Niemiec wystarczała, by odbierać teraźniejszość, jako jedyne błogosławieństwo, jakie przysługiwało ocalonym. Nie wymagała niczego więcej niż pewności, że inni myślą tak samo jak ona; zawsze opierała się zmianom. Jakże się broniła przed emigracją do Afryki w tamtym czasie, w którym każdy dzień zwłoki groził śmiertelnym niebezpieczeństwem. „Nigdzie w Afryce” to powieść, do której wraca się myślami długo po jej przeczytaniu. Warto czytać ją fragmentami, bo bezsprzecznie skłania ona czytelnika do przemyśleń. I choć nie jest lekką lekturą, to warto po nią sięgnąć.

                  Stefanie Zweig w książce opisała także wierzenia i zwyczaje ludów afrykańskich, walkę z szarańczą, pożar buszu, szukanie wody i kopanie studni, leczenie malarii, zderzenie się bohaterów z bezwzględnymi prawami przyrody, śmiercią i umieraniem tubylców pod drzewem, baobaby, drzewa kiełbasiane, najróżniejsze gatunki palm, kwiaty, jaszczurki przechadzające się po ścianie, stado małp nawiedzających werandę w poszukiwaniu jedzenia, dziwne odgłosy nocnych zwierząt, słynne jezioro Turkana, gdzie czytelnik może „tropić” faunę i florę owego miejsca. Na kartach książki spotkamy się z plemionami Turkana i El Molo, żywiącymi się jedynie darami, oferowanymi przez wody jeziora.

                 25 maja 2017 roku w Międzynarodowy Dzień Afryki, przed siedzibą Muzeum Miejskiego w Żorach odsłonięty został wyjątkowy posąg, upamiętniający Stefanie Zweig – związaną z miastem pisarkę, autorkę powieści „Nigdzie w Afryce”, która doczekała się nagrodzonej Oscarem ekranizacji. Monument powstał w atelier Ablasi Derme z Afryki Zachodniej. Upamiętniający Stefanie Zweig posąg został wykonany w Burkina Faso, a cały projekt nadzorował Oussman Ilboudo. Nad dziełem pracowało łącznie 12 artystów, którym przewodził Ablassi Derme. Składa się on z czterech elementów, a inspiracją do jego stworzenia była scena z książki „Nigdzie w Afryce”, w której młoda Regina [Stefanie Zweig] idzie do szkoły. Warto podkreślić, że projekt posągu został skonsultowany z samą pisarką, podczas wizyty delegacji żorskiego muzeum w rodzinnym domu Zweigów w niemieckim Frankfurcie w 2013 roku. W czasie pobytu na Czarnym Lądzie to Żory były dla niej i jej rodziców najważniejszym miejscem na ziemi.  Z tutejszą rodziną Zweigowie prowadzili obfitą korespondencję. Dziś dla historyków to nie tylko kopalnia wiedzy o żorskich Żydach, ale przedstawienie miasta, jako wielkiej wartości dla uciekinierów. Ojciec przyszłej pisarki pisał m.in. w liście do jej dziadka, że nowo narodzone cielę na pamiątkę ochrzcił imieniem "Żory". Korespondencja urywa się w 1941 roku, kiedy Zweigowie w Kenii otrzymali z Żor pocztówkę. „Jesteśmy bardzo podekscytowani, jutro wyjeżdżamy do Polski" - donosiła rodzina przed wywózką do obozu Auschwitz. Dwa lata po wojnie rodzice wraz ze Stefanie opuścili Kenię i osiedlili się w Niemczech. Ona sama pracowała później dla frankfurckich gazet. Pisała też książki. Za najważniejszą z nich uważana jest autobiograficzna powieść "Nigdzie w Afryce". Na jej podstawie powstał film pod takim samym tytułem, który w 2003 roku został nagrodzony Oscarem w kategorii nieanglojęzycznej produkcji. W książce Żory wspominane są aż dwadzieścia razy.

                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz