„Nigdzie w Afryce”
Stefanie Zweig
Autorka/ (1932–2014) – niemiecka pisarka pochodzenia żydowskiego urodzona w
Głubczycach. W 1938 roku w obawie przed nazistowskimi represjami wobec Żydów
wraz z rodzicami opuściła Wrocław i wyjechała do Afryki. Dzieciństwo spędziła
na kenijskiej farmie. Uczęszczała do angielskiej szkoły z internatem. Swoje
dzieciństwo w Niemczech Zweig opisała później w książce Irgendwo in Deutschland
„Gdzieś w Niemczech”. Jej pierwszą powieścią, której fabuła rozgrywa się w
Afryce, była książka Ein Mund voll Erde, która opisuje dziewczęcą miłość do
chłopca z plemienia Kikuju. Książka „Nigdzie
w Afryce” została zekranizowana, a film pod tym samym tytułem otrzymał w
2003 Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Tłumaczenie/ Tomasz
Dziedziczak
Tematyka/ Holocaust. Nazistowski terror. Dramat
żydowskiej rodziny. Los emigrantów. Tęsknota. Rezygnacja z dotychczasowego
życia. Trudy dnia codziennego. Marzenia i wiara silniejsza niż strach.
To główne wątki autobiograficznej powieści Stefanie Zweig – „Nigdzie w Afryce”.
Główny motyw/ Rok 1938.
Walter Redlich, żydowski adwokat spod Wrocławia, emigruje do Kenii. Tuż przed
wybuchem wojny dołączają do niego żona z pięcioletnią córeczką. Afryka
początkowo wydaje się nieprzyjazna i trzeba czasu, aby ją poznać i zrozumieć.
Nie jest to łatwe, zwłaszcza dla Jettle, która traktuje wyjazd, jako stan
przejściowy i nie zamierza się przystosować. Problemów z zaadaptowaniem się nie
ma tylko mała Regina, która w przeciwieństwie do rodziców szybko przesiąka tym
miejscem. Zaprzyjaźnia się z tubylcami, rozumie przyrodę i otaczający ją świat.
Redlichowie nie potrafią uwolnić się od poczucia winy wobec bliskich, którzy
zostali w Niemczech lub w Polsce. I od tęsknoty za ojczyzną, za rodziną,
przyjaciółmi i zwyczajną pracą. Tutaj muszą walczyć z przyrodą i jej kaprysami,
z upałem, biedą i poniżeniem.
Cytat
z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Z domu do wychodka
idzie się trzy minuty. Przy rozwolnieniu krócej”.
„Nie rwij sobie
włosów z głowy, że nie kupiłaś lodówki. Zawiniemy mięso i masło w Twoją nową
sukienkę wieczorową i wywiesimy to wszystko w pełnym słońcu na wietrze.
Naprawdę tak tu się chłodzi produkty żywnościowe; co prawda nie w jedwabnej
materii, ale możemy spróbować. Będziesz miała poczucie, że ta suknia
przynajmniej na coś się przydaje”.
„Nie możesz sobie
nawet wyobrazić, ile znaczy czyjaś wizyta na farmie. Człowiek czuje się jak
umarły, którego wskrzesili do życia”.
„Naprawdę powinnaś
się nauczyć przestać przejmować się obelgami. Na to mogą sobie pozwolić jedynie
ludzie bogaci”.
„Nasze życie składa
się tylko z pożegnań”.
„Człowiek nie może
być tam, gdzie go nie rozumieją”.
„Tacy jak my nie mogą
wylewać łez. To cena, jaką musimy zapłacić za to, że uszliśmy z życiem”.
„Kto zobaczył śmierć,
nie chciał słuchać łopotu skrzydeł sępów”.
„Na tym kawałku ziemi
zapomnianym przez Boga można nauczyć się marzyć”.
„W każdym małym
kamieniu zaklęte są czary”.
„Mówiłem to już
często. Tylko ty tego nie słyszałaś. Ja nie zawsze mówię ustami”.
„A ja –odparł Walter
przygnębiony- dopiero teraz rozumiem, jak krótka była droga z Górnego Śląska do
Oświęcimia. To mi daje do myślenia”.
„Pierwsza miłość
nigdy nie jest prawdziwa. I dobrze”.
„Szanse ma się tylko
wtedy, gdy kraj chyli się ku upadkowi lub gdy się z niego podnosi”.
„To jest grzech.
Dobry Bóg nie wybacza, gdy wykorzystujemy zmarłych do swoich celów”.
Tuż przed wybuchem drugiej
wojny światowej prawie tysiące Żydów próbowało uciec z Niemiec w różne części
świata. Hitler jeszcze w latach 20. w swoim manifeście "Mein Kampf"
zapowiedział, co zamierza zrobić z Żydami. Od 1935 r. obowiązywały w Niemczech
ustawy norymberskie, które pozbawiły ich obywatelstwa, ochrony prawnej i
własności. Za Rassenschande, czyli zhańbienie rasy - np. intymne kontakty z
Żydami - groził obóz koncentracyjny. Zabroniono Żydom służyć w armii, wykonywać
zawodów inżyniera i nauczyciela, a lekarze mogli leczyć tylko pacjentów swojej
rasy.
Jest luty 1938 roku.
Młody żydowski adwokat, Walter Redlich, uciekając przed grozą prześladowań
antysemickich trafia do Brytyjskiej Afryki Wschodniej (tereny dzisiejszej
Kenii). Natychmiast zaczyna organizować emigrację żony Jettel i córki Reginy.
Udaje mu się ściągnąć najbliższą rodzinę, pozostali krewni jednak nie mogą już
opuścić Niemiec. Dzięki wpływowym przedstawicielom lokalnej gminy żydowskiej
dostaje pracę farmera, na nic lepszego nie może liczyć, a jego wykształcenie
nie ma już żadnego znaczenia. Nie zna języka angielskiego, więc opiekowanie się
farmą, w zamian za wikt i opierunek, jest i tak darem od losu. Wkrótce na
farmie Ol’ Joro Orok pojawia się Jettel i Regina. Dla całej rodziny zaczyna się
trudny proces adaptacji do nowej rzeczywistości, przeplatany lękiem o krewnych,
którzy zostali w Niemczech. Bezpieczny świat okazuje się fikcją i nie chodzi
tylko o działania państwa, ale również o postawę sąsiadów, znajomych,
współpracowników. Walter wciąż i wciąż zadaje sobie pytanie, czemu wyrzekła się
go ojczyzna?
Pierwszy do Afryki przyjechał Walter,
kilka miesięcy później dołączyła do niego żona Jettel i córeczka Regina. Kiedy
mała Regina wraz matką przybyły na farmę z samochodu wyciągnął ją murzyn Owuor
i wziął ją na ręce. Podrzucił dziewczynkę pod niebo, schwycił i przycisnął do
siebie. Jego ramiona były ciepłe i miękkie, zęby bielusieńkie, a twarz jaśniała
blaskiem ogromnych, okrągłych źrenic. Na głowie nosił wysoką ciemnoczerwoną
czapkę, która wyglądała jak odwrócone do góry dnem wiaderko. Przed wielką
podróżą Regina bawiła się takimi wiaderkami w piaskownicy. Przy czapce huśtał
się czarny pompon z frędzlami, a spod niej wymykały się malutkie czarne loczki.
Skóra murzyna miała wspaniały zapach miodu, co sprawiło, że mała dziewczynka
przestała się bać i poczuła się tak, jakby urosła. Szeroko otworzyła usta, by
móc jeszcze lepiej chłonąc te czary, które rozpraszały ból i zmęczenie
mieszkające w jej ciele. Najpierw poczuła, jak w ramionach Owuora staje się
coraz silniejsza, a potem odkryła, że jej język nauczył się fruwać. Po tak
miłym powitaniu można bez zastanowienia zakochać się w Afryce.
Dziewczynka z wrażenia rozwarła
oczy tak szeroko, że w jasnym świetle mogła ujrzeć migocące punkciki, które
przemieniły się w ognistą kulę i zniknęły. Jej ojciec położył swoją drobną,
białą dłoń na ramieniu matki. Teraz, kiedy Regina widziała, że znowu ma i
mamusię, i tatusia, przypomniała sobie o czekoladzie. Regina zobaczyła, że
tatuś chce chwycić ją za rękę, ale jej palce nie należały już do niej. Przykleiły
się mocno do koszuli Murzyna. W prezencie dostała małą sarenkę, która miała na
imię Suara, bo tak pierwszego dnia nazwał ją Owuor. Saura mieszkała w dużej
oborze, która znajdowała się za ich niewielkim domem. Ciepłym językiem
oblizywała palce Reginy, piła mleko z blaszanej miseczki i już po kilku dniach
mogła przeżuwać kolby kukurydzy. Każdego ranka dziewczynka otwierała drzwi
obory, a wtedy sarenka wyskakiwała i dokazywała pośród wysokich traw. Gdy nogi
sarenki stały się dłuższe od traw rosnących za kolczastymi drzewami, a Regina
poznała już imiona tylu krów, że mogła je wymienić tacie podczas dojenia, Owuor
przyniósł psa o białej sierści w czarne łaty. Psa nazwano Rummler na cześć
przewodniczącego komitetu powiatowego w Głupczycach. I tak oto cząstka Śląska
towarzyszyła im w Afryce.
Dla
Reginy Afryka była niczym kraina z bajki, natomiast Walterowi i Jettel zbyt
krótko dane było cieszyć się z tego, że na nowo się odnaleźli. Szybko powróciło
dręczące ich przygnębienie. Nie chcąc się przed sobą do tego przyznać,
cierpieli bardziej z powodu wzajemnej bliskości wymuszonej osamotnieniem na
farmie, niż z powodu tego osamotnienia. Nie byli przyzwyczajeni do życia tylko
we dwoje, jednak każdą godzinę dnia musieli spędzać razem, nie mogąc liczyć na
to, że ich świat zmieni się w jakikolwiek sposób. Plotkarska, małomiasteczkowa
atmosfera na Śląsku, z której podśmiewali się w pierwszych latach swojego
małżeństwa i która często ich irytowała, teraz w Afryce, gdy sięgali pamięcią
wstecz, wydawała się im pogodna i zajmująca. Tutaj nie było krótkich rozstań i
spotkań z przyjaciółmi, którzy pomagali zażegnać konflikty, jawiącej się im
dziś, jako nieszkodliwe utarczki. Walter
i Jettel kłócili się od dnia, w którym się poznali. Jego wybuchowy temperament
nie znosił najmniejszego sprzeciwu; ona miała pewność siebie kobiety, która
kiedyś była uderzająco pięknym dzieckiem, ubóstwianym przez swoją przedwcześnie
owdowiałą matką. Podczas długiego okresu narzeczeństwa spierali się o banały,
pogłębiając jeszcze swoją nieustępliwość i nie potrafiąc znaleźć wyjścia z
sytuacji. Dopiero w małżeństwie nauczyli się akceptować znaną im już kapryśną
grę małych potyczek i ożywczych pojednań, jako część swojej miłości.
Kiedy urodziła się Regina, a w
sześć miesięcy później Hitler doszedł do władzy, Walter i Jettel znajdowali w
sobie więcej oparcia niż przedtem, nieświadomi swojego osamotnienia w ich
domniemanym raju. Dopiero monotonny tryb życia w Rongai uzmysłowił im, co tak
naprawdę się wydarzyło. Przez pięć lat całą mocą młodości poddawali się
złudnemu wyobrażeniu posiadania ojczyzny, która przecież dawno się ich
wyrzekła. Teraz ogarnął ich wstyd, że byli tak krótkowzroczni i nie chcieli
widzieć tego, co wielu już zauważyło. Czas bez trudu rozprawił się z ich
marzeniami. W zachodnich Niemczech już pierwszego kwietnia 1933 roku bojkot
żydowskich sklepów pokazał, jak beznadziejna czeka ich przyszłość. Sędziów
pozbawiono urzędu, profesorów przepędzono z uniwersytetów, adwokaci i lekarze
stracili źródło utrzymania, kupcy swoje sklepy, a wszyscy Żydzi złudzenia,
które mieli na początku, że ten koszmar nie potrwa długo. Wtedy Żydzi z Górnego
Śląska dzięki konwencji genewskiej z 1922 roku ocaleli od losu, którego nie
potrafili zrozumieć.
Walter nie pojmował, że nie
uniknie losu wygnańca, kiedy zaczął prowadzić swoją praktykę w Głubczycach i
otworzył kancelarię notarialną. Mieszkańców Głupczyc pamięta- oczywiści z
wyjątkiem kilku, których mógł wymienić z nazwiska, i co stale też czynił w
Rongai-, jako ludzi tolerancyjnych i przyjaźnie nastawionych. Mimo nagonki na
Żydów rozpoczynającej się także na Górnym Śląsku, niektórzy z nich, a ich
liczba w pamięci Waltera stale się zwiększała, nie zrezygnowali z usług
żydowskiego adwokata. Z dumą, która z perspektywy czasu wydawała się mu równie
niegodna, jak zrozumiała, zaliczał się do wyjątków wśród innych przeklętych
przez los.
Jednak, kiedy wybuchła II
wojna światowa, konflikt pomiędzy Anglią i Niemcami rzucił nowe wyzwania także
w koloniach brytyjskich. Dla Brytyjczyków ważne było już tylko ochronić kraj i
kolonie przed ludźmi, którzy ze względu na swoje pochodzenie, język,
wychowanie, tradycję i lojalność mogliby okazać się bliżsi krajowi wroga niż
imigracji. „Autorytety” wiedziały, że muszą działać szybko i skutecznie, i na
początku były zadowolone z osiągniętych rezultatów. W ciągu trzech dni wszyscy
„wrodzy” cudzoziemcy z miast oraz nawet najbardziej oddalonych farm zostali
przekazani wojsku w Nairobi i poinformowani o tym, że odtąd nie mają już
statusu refugee [uchodźców], tylko Enemy Aliens „obywateli wrogiego
państwa”. Żołnierze wykonujący rozkaz wywiezienia mężczyzn z farm zadziałali
nieoczekiwanie szybko i radykalnie. Internowanych kobiet, a co dopiero dzieci,
nie można było umieścić w wojskowych barakach, ale i w tym przypadku znaleziono
rozwiązanie. Nie bacząc na weekendowe potrzeby farmerów z wyżyn, dla rodzin enemy aliens zarekwirowano dwa hotele:
bogaty w tradycje Norfolk i luksusowy New Stanley. Internowane kobiety były
oszołomione, gdy po drugiej i uciążliwej jeździe z farm trafiały do Nairobi. Personel
hotelu, którego nie przeszkolono na okoliczności zmian, jakie niosła ze sobą
wojna, przyjmował swoich gości z wielką radością, co do tej pory należało do
jego obowiązków. Do obydwu hoteli polecono zgłosić się również lekarzom, pielęgniarkom,
przedszkolankom i nauczycielom. Jettel już podczas jazdy, pocieszana i
uspokajana przez towarzyszki niedoli, pokonała lęk przed nieznaną przyszłością
i szok spowodowany nagłą rozłąką z Walterem. Nieoczekiwanie poczuła się
wyzwolona od samotności, a uwolnienie od monotonii życia na farmie przyjęła,
jako dobrodziejstwo. Była tak zafascynowana elegancją i ożywioną atmosferą
hotelu, że w pierwszej chwili, jak i inne kobiety, straciła z pola widzenia
przyczynę gwałtownej zmiany, jaka zaszła w jej życiu.
Także Regina była olśniona. W
Rongai odmawiała wejścia na platformę samochodu i musiano wciągać ja siłą.
Podczas jazdy tylko płakała i wołała Owuora, sarenkę Suarę i psa Rummlera,
jednak blask tylu świateł, kotary z niebieskiego aksamitu na wysokich oknach,
obrazy w złotych ramach i czerwone róże w srebrnych kielichach, do tego mnóstwo
ludzi i zapachów, które podniecały ją jeszcze mocniej niż to, co widziała,
natychmiast odwróciły jej uwagę od zmartwienia.
W hotelu podano główny posiłek.
Było to jedno z tych starannie skomponowanych menu, z których hotel Norfolk
słynął nie tylko w Kenii, ale i w całej Afryce Wschodniej. Dzień wcześniej
dostarczono homary z Mombasu, z wyżej położonych regionów – jagnięcinę, a z
Naivashy- fasole, seler i kartofle. Do mięsa podano sos miętowy, który uchodził
za legendarną specjalność hotelowej kuchni, owoce tropikalne, francuską
zapiekankę, herbatniki o delikatnym smaku i deskę serów. Z mężczyznami działo
się to samo, co z ich żonami. Internowanie wyrwało ich z samotności i
milczenia. Ich oszołomienie wyzwoleniem było ogromne. Starzy znajomi i
przyjaciele, którzy ostatni raz widzieli się jeszcze w Niemczech, spotkali się
znowu; towarzysze niedoli ze statku „wpadli sobie w ramiona”; cudzoziemcy
stwierdzali, że mają wspólnych przyjaciół. Dniami i nocami wymieniano się
swoimi doświadczeniami, nadziejami i pooglądali. Ci, którym udało się uciec,
dowiadywali się o takich cierpieniach, że ich własne okazywały się przy tamtych
mało znaczące. Uczyli się od nowa słuchania i wolno im teraz było mówić. To
było tak, jakby pękła tama. Po tylu dniach spędzonych na farmach jedynie w
towarzystwie kobiet i dzieci czy wręcz w pojedynkę, w poczuciu obowiązku
utrzymania się na tej pozycji i odsuwania od siebie strachu, każdy cieszył się,
że teraz może przebywać wśród mężczyzn. Już ta chwila wytchnienia mamiła
psychikę poczuciem uzdrawiającego bezpieczeństwa. To Walter ukuł nieustannie
potem cytowane powiedzenie: „Teraz Żydzi
znowu mają swojego króla, który o nich dba”.
Stefanie Zweig w książce „Nigdzie w Afryce” bardzo wnikliwie
przygląda się bohaterom powieści. Autorka dała głos każdemu z nich.
To fascynujące studium przypadku. Problemy małżeńskie, nieprzystosowanie,
holocaust, trudny patriotyzm, niemożność wyrzeczenia się własnych korzeni,
własnej tożsamości, dziecięce przeżycia – skomponowane zostały
z afrykańską przyrodą, codziennością i silnymi emocjami. Bohaterowie
książki sięgają do stłumionych obrazów z przeszłości, które dla ich skołatanych
dusz były jak źródło młodości. Mężczyźni jednak wcześniej niż kobiety stracili
dobry nastój. Zbyt szybko uświadomili sobie, że rozmowy w języku ojczystym i
wspomnienia nie zastąpią im ojczyzny, zrabowanego mienia, złamanej dumy i
godności oraz utraconej świadomości tego, kim są. Gdy w pospiechu zabliźnione
rany znów się otworzyły, bolały jeszcze bardziej niż przedtem. Kiedy w tym
samym czasie Redlichowie dali ogłoszenie do gazet o narodzinach ich syna otrzymali
z różnych stron świata listy z gratulacjami, które pisali Żydzi rozproszeni po
całym świecie a pochodzący ze Śląska. Za ich pośrednictwem ludzie, którzy od
czasu emigracji nie mieli już o sobie żadnych wieści, znowu się odnajdowali.
Wzmianki o starej ojczyźnie mogły wskrzesić osoby uważane za zmarłe. Otrzymali
też list o śmierci ojca Waltera zamordowanego na ulicy przez nazistów i o siostrze
w obozie w Bełżcu.
Od dnia, w którym po raz
pierwszy Walter wspomniał o powrocie do Niemiec, wiedział, że nie może liczyć
na zrozumienie Jettel. Od tego czasu coraz częściej błahe dyskusje przeradzały
się w walki pozbawione rozsądku i logiki, ale pełne goryczy. Wystarczyło tylko przypomnieć
sobie życie na farmie i już wiedział, że chce wrócić do Niemiec, jakkolwiek
męcząca byłaby to droga. Jettel myślała inaczej. Czuła się szczęśliwa pośród
ludzi, którym nienawiść do Niemiec wystarczała, by odbierać teraźniejszość,
jako jedyne błogosławieństwo, jakie przysługiwało ocalonym. Nie wymagała
niczego więcej niż pewności, że inni myślą tak samo jak ona; zawsze opierała
się zmianom. Jakże się broniła przed emigracją do Afryki w tamtym czasie, w
którym każdy dzień zwłoki groził śmiertelnym niebezpieczeństwem. „Nigdzie w Afryce”
to powieść, do której wraca się myślami długo po jej
przeczytaniu. Warto czytać ją fragmentami, bo bezsprzecznie skłania ona
czytelnika do przemyśleń. I choć nie jest lekką lekturą,
to warto po nią sięgnąć.
Stefanie Zweig w książce
opisała także wierzenia i zwyczaje ludów afrykańskich, walkę z szarańczą, pożar
buszu, szukanie wody i kopanie studni, leczenie malarii, zderzenie się
bohaterów z bezwzględnymi prawami przyrody, śmiercią i umieraniem tubylców pod
drzewem, baobaby, drzewa kiełbasiane, najróżniejsze gatunki palm, kwiaty,
jaszczurki przechadzające się po ścianie, stado małp nawiedzających werandę w
poszukiwaniu jedzenia, dziwne odgłosy nocnych zwierząt, słynne jezioro Turkana, gdzie
czytelnik może „tropić” faunę i florę owego miejsca. Na kartach książki
spotkamy się z plemionami Turkana i El Molo, żywiącymi się jedynie darami,
oferowanymi przez wody jeziora.
25 maja 2017
roku w Międzynarodowy Dzień Afryki, przed siedzibą
Muzeum Miejskiego w Żorach odsłonięty został wyjątkowy posąg,
upamiętniający Stefanie Zweig – związaną z miastem pisarkę, autorkę powieści „Nigdzie w Afryce”, która doczekała
się nagrodzonej Oscarem ekranizacji. Monument powstał w atelier Ablasi
Derme z Afryki Zachodniej. Upamiętniający Stefanie Zweig posąg został
wykonany w Burkina Faso, a cały projekt nadzorował Oussman Ilboudo.
Nad dziełem pracowało łącznie 12 artystów, którym przewodził Ablassi Derme.
Składa się on z czterech elementów, a inspiracją do jego
stworzenia była scena z książki „Nigdzie
w Afryce”, w której młoda Regina [Stefanie Zweig] idzie
do szkoły. Warto podkreślić, że projekt posągu został skonsultowany
z samą pisarką, podczas wizyty delegacji żorskiego muzeum w rodzinnym
domu Zweigów w niemieckim Frankfurcie w 2013 roku. W czasie pobytu na
Czarnym Lądzie to Żory były dla niej i jej rodziców najważniejszym miejscem na
ziemi. Z tutejszą rodziną Zweigowie
prowadzili obfitą korespondencję. Dziś dla historyków to nie tylko kopalnia
wiedzy o żorskich Żydach, ale przedstawienie miasta, jako wielkiej wartości dla
uciekinierów. Ojciec przyszłej pisarki pisał m.in. w liście do jej dziadka, że
nowo narodzone cielę na pamiątkę ochrzcił imieniem "Żory".
Korespondencja urywa się w 1941 roku, kiedy Zweigowie w Kenii otrzymali z Żor
pocztówkę. „Jesteśmy bardzo
podekscytowani, jutro wyjeżdżamy do Polski" - donosiła rodzina przed
wywózką do obozu Auschwitz. Dwa lata po wojnie rodzice wraz ze Stefanie
opuścili Kenię i osiedlili się w Niemczech. Ona sama pracowała później dla
frankfurckich gazet. Pisała też książki. Za najważniejszą z nich uważana jest
autobiograficzna powieść "Nigdzie w
Afryce". Na jej podstawie
powstał film pod takim samym tytułem, który w 2003 roku został nagrodzony
Oscarem w kategorii nieanglojęzycznej produkcji. W książce Żory wspominane są
aż dwadzieścia razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz