„Ludzkie dzieci”
P.D. James
Autorka/ urodziła się w Oksfordzie w roku 1920, zm. 27 listopada
2014 roku tamże. Wykształcenie zdobyła w Cambridge High School. Napisała 14
powieści, których bohaterem jest inspektor Adam Dalgliesh. Stworzyła także
postać prywatnej detektyw Cordelii Gray.
Tłumaczenie/ Maria Głębicka-Frąc
Tytuł oryginału/ an-gb „The Children of Men”
Tematyka/ Największą siłą „Ludzkich dzieci” – zarówno książki P. D. James,
jak i filmu Alfonso Cuaróna – jest bez wątpienia wyjściowy pomysł. Przyznać
należy jednak, że i autorka, i reżyser potrafili znakomicie go rozwinąć i,
dzięki temu, przedstawić wiarygodną wersję fantastycznego świata. Świata
mrocznego, ponurego, ale – co najbardziej przerażające – prawdopodobnego.
Główny motyw/ P.D. James napisała tę powieść w roku 1992, z punktu widzenia
72-letniej babci, która raczej już nie dożyje roku 2021, kiedy to akcja książki
się rozgrywa. I całe szczęście, książka bowiem roztacza wizję przyszłości, w
której tajemniczy kataklizm uczynił nasienie wszystkich mężczyzn bezpłodnym.
Powieść pokazuje umierający świat, w którym brak osób poniżej 26 roku życia,
zaś za kilkadziesiąt lat umrze ostatni człowiek. Książka pokazuje świat, w
miejscu tym buntują się tylko nieliczni, a większość ludzi pogodziła się z
życiem bez dzieci. Nieodwracalnie zniknęła tam potrzeba wolności, zastąpiona
przez starczy konformizm.
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„Jesteśmy rozwścieczeni i
zdemoralizowani nie tyle przez nieuchronnie zbliżający się koniec naszego
gatunku, nie tyle nawet przez niezdolność do zapobieżenia temu stanowi rzeczy,
ile przez porażkę w odkryciu przyczyny”.
„Powtarzam to sobie, ale czy
wierzę, kiedy przyjemność przychodzi teraz tak rzadko, a gdy już jest, tak
trudno odróżnić ją od bólu.
„Nie możemy doświadczyć
niczego prócz chwili obecnej, nie możemy żyć w żadnej innej sekundzie czasu
(…)”.
„Czasami się wydaje, że
natura w swej skrytej nieprzychylności pragnęła dobitnie ukazać nam to, co
utraciliśmy”.
„Jeśli dzieci są od
niemowlęctwa traktowane jak bogowie, jest wysoce prawdopodobne, że w życiu
dorosłym będą się zachowywać jak wcielone diabły”.
„(…) w prawie wszystkich
bliskich przyjaźniach istnieje podskórne mrowienie pociągu seksualnego”.
„Podniesienie spuszczonej
kraty, która strzeże zwieńczone blankami serce i umysł, wymagałoby czegoś
znacznie potężniejszego niż seksualna miłość”.
„Ostatecznie, gdyby życie
seksualne było zdeterminowane przez pierwsze młodzieńcze eksperymenty,
większość świata byłaby skazana na celibat. W żadnej innej dziedzinie ludzie
nie są bardziej przekonani, że spotka ich coś lepszego, jeśli tylko wytrwają”.
„(…) zawsze są sposoby na
unikanie, bez poczucia winy, zobowiązań miłości”.
„Dzieci zawsze są skłonne
wierzyć, że ponoszą winę za nieszczęścia dorosłych”.
„Świat śmiertelnie chorych
jest światem ni to żywych, ni martwych”.
„Przypuszczam, że ucieczka
na starość do własnego świata ma swoje zalety, choć nie wtedy, gdy to miejsce
jest piekłem”.
„Rola widza ma w sobie pewną
powagę i gwarantuje duże bezpieczeństwo, lecz w obliczu pewnych potworności człowiek
nie ma innego wyboru, jak wyjść na scenę”.
„Wszyscy umieramy samotnie.
Znosimy śmierć tak, jak kiedyś znieśliśmy narodziny. Nie można z nikim dzielić
ani jednego, ani drugiego doświadczenia”.
„Wielkoduszność jest cnotą
jednostek, nie rządów”.
„Chcesz, by ogród był
piękny, ale pod warunkiem, że smród gnoju nie trafi do twojego delikatnego
nosa”.
„Czy znasz kogoś, kto
kiedykolwiek zrezygnował z władzy, prawdziwej władzy?”.
„Świata nie zmieniają ludzie
pełni szacunku dla samych siebie, lecz ci, którzy są gotowi robić z siebie
głupców”.
„Nic skuteczniej niż śmierć
dziecka nie obnaża, bez możliwości okłamywania samego siebie, pustki nieudanego
małżeństwa”.
„Każda epoka ma swoje
okrucieństwo”.
„W każdym społeczeństwie są
malkontenci”.
„Każde miejsce, w którym
spoczywa dobry człowiek, jest święte”.
„Pierwszego stycznia 2021 roku, trzy minuty po północy, ostatni
człowiek urodzony na Ziemi zginął w publicznej burdzie na przedmieściu Buenos
Aires, w wieku dwudziestu pięciu lat, dwóch miesięcy i dwunastu dni. Jeśli
można było wierzyć doniesieniom, Joseph Ricardo zmarł tak, jak żył. Nigdy sobie
nie radził z zaszczytem, jeśli tak można to nazwać, bycia ostatnią istotą
ludzką, której urodziny zostały oficjalnie zarejestrowane, z zaszczytem w jego
przypadku niemającym żadnego związku z osobistymi zaletami czy talentem.
A teraz nie żył. Wiadomość dotarła do Wielkiej Brytanii i została podana w
radiowym programie informacyjnym”. Tak oto zaczyna się książka P. D. James
„Ludzkie dzieci”, skłaniająca czytelnika do refleksji.
I stało się tak. „A Bóg wiedział, że wszystko, co uczynił, było
bardzo dobre.” (Rdz. 1, 28, 30-31) …ale człowiek poddał się knowaniom Węża i
wyciągnął popędliwą rękę po zakazany owoc, lekceważąc Jego zaufanie i miłość.
Zapominając o biblijnym potopie, jął łamać pańskie przykazania, dopasowywać je
do siebie, uciekać przed nimi, w swej pysze ignorować nawet fundamentalne „nie
zabijaj” – o miłości do bliźniego już nie wspominając. I tak Bóg odebrał
ludzkości największy dar, jaki kiedykolwiek od niego otrzymała. Dar dawania
życia. Ludzkość stanęła na krawędzi zagłady, od roku 2008 na naszej planecie
nie urodziło się ani jedno dziecko. Co jest tego powodem? Zanieczyszczenie
powietrza? Eksperymenty genetyczne? A może to kara wymierzona przez samego
Boga, który niegdyś już „dotknął dziecko, które urodziła [królowi] Dawidowi
żona Uriasza, tak iż ciężko zachorowało. Dawid błagał Boga za chłopcem i
zachowywał surowy post. (…) W siódmym dniu dziecko zmarło” (2 Sm 12, 15-16,
18). Tak czy inaczej, winna jest ludzka pycha. „Pycha – to mój ulubiony
grzech”, mówi sam Szatan, John Milton, w „Adwokacie diabła”. Taki los
zgotowaliśmy sobie sami.
W książce „Ludzkie dzieci” autorka ukazuje, jakich
substytutów ludzkość musi używać, aby oderwać się od wszelkich dotkliwych
wspomnień o bolesnej stracie możliwości posiadania potomstwa. Dziecięce place
zabaw w parkach zostały zlikwidowane, obsiano je trawą i kwiatami niczym małe
zbiorowe mogiły. Zabawki spalono, z wyjątkiem lalek, które dla na wpół
oszalałych kobiet stały się namiastką dzieci. Szkoły dawno już przestały
funkcjonować, więc na głucho zabito je deskami albo przeobrażono w ośrodki
kształcenia dorosłych. Książki dla dzieci systematycznie usuwano z bibliotek.
Lalkarstwo, jako jedyny dział przemysłu zabawkowego, rozkwitało wraz z wyrobem
wózków przez dekadę, produkując lalki dla całego wachlarza kobiet
sfrustrowanych niemożnością zaspokojenia potrzeby macierzyństwa. Jedne były
tanie i kiczowate, inne zaś piękne, niezwykle starannie wykonane. Te droższe –
niektóre kosztowały znacznie powyżej dwóch tysięcy funtów – były dostępne w
różnych rozmiarach: noworodki, sześciomiesięczne niemowlęta, dzieci roczne i półtoraroczne,
mogące stać i chodzić, napędzane przez skomplikowane mechanizmy.
Seks stał się najmniej ważną ze zmysłowych przyjemności mężczyzn.
Można było mniemać, że – wolny od wyeliminowanego na stałe lęku przed ciążą i
mało erotycznej otoczki pigułek, prezerwatyw czy arytmetyki owulacji – seks
stanie się dziedziną nowych, pomysłowych rozkoszy. Stało się na odwrót. Nawet
tym mężczyznom i kobietom, którzy w normalnych okolicznościach nie chcieli się
rozmnażać, najwyraźniej brakowało pewności, że mogliby mieć dziecko, gdyby go
pragnęli. Seks zupełnie oddzielony od prokreacji stał się niemal bezsensowną
akrobatyką.
Na jednym z wykładów główny bohater oraz narrator Theo poznaje
kobietę, która kontaktuje go z podziemną organizacją ukrywającą jedyną ciężarną
kobietę na świecie, nadzieję na uratowanie ludzkości. To odkrycie przywraca mu
wolę życia. Theo przed laty wycofał się z polityki, choć należał do najbardziej
wpływowych osób w kraju, jako doradca dyktatora, który przyjął funkcję
„zarządcy Anglii" (demokracja upadła na początku XXI wieku). Perspektywa
pojawienia się na świecie pierwszego dziecka od ćwierćwiecza elektryzuje wielu
mężczyzn. Dyktator chce umocnić swoją władzę, przywódca rebeliantów chce
wykorzystać narodziny dziecka do wywołania rewolucji. Zanim jeszcze dziecko
przyszło na świat, mężczyźni już rywalizują między sobą o to, jak je
wykorzystać do swoich ambicji – nie interesując się zdaniem matki. Powieść
alegorycznie podkreśla to, że chociaż misterium ciąży, porodu i karmienia
piersią zawsze było domeną matek, mężczyznom i tak od tysiącleci nigdy nie
brakowało tupetu, by kobietom narzucać swoje poglądy na temat tego, jak powinno
wyglądać macierzyństwo.
Książka w mądry sposób oddaje ponurą strukturę moralną świata, w
którym zapewnianie potomności przestało mieć sens, a celem jest krótkoterminowy
komfort i rozrywka. Anglia jest rządzona przez dyktatorskiego naczelnika,
nadzorowana przez Państwową Policję Bezpieczeństwa. Uciążliwe starsze osoby są
wysyłane na „Wyciszenie”, ceremonie, formę masowego „samobójstwa”, podczas gdy
uchodźcy (młodzi z mniej zamożnych krajów) są importowani do wykonywania
brudnej pracy i przymusowo repatriowani, gdy są zbyt starzy albo chorzy, by
wykonywać jakąkolwiek pracę. Wyścig w poszukiwaniu naukowego lekarstwa na
bezpłodność zrodził nieufność między narodami. Sama nauka była postrzegana,
jako bóg, który zawiódł, co spowodowało, że w niektórych krajach nastąpił
powrót do starych mitów i przesądów. Omegowie (ostatni młodzi, którzy się
urodzili) oddają się rytualnej dzikości, która przeradza się w zabójstwa na tle
rytualnym.
Nie można zaprzeczyć, że koncepcja „Ludzkich dzieci” jest
fascynująca i jednocześnie wiarygodna, ponieważ naprawdę możemy doczekać takich
czasów. Naukowcy ostrzegają: spada jakość męskiego nasienia. Jak podaje
Światowa Organizacja Zdrowia, przez ostatnie 40-50 lat pogorszyła się ona aż o
50 procent. Plemniki coraz częściej zawierają zdeformowany materiał genetyczny,
zauważają lekarze. W związku z tym coraz więcej mężczyzn zmaga się z
niepłodnością. Problem jest poważny, bo nic nie wskazuje na to, by w
przyszłości sytuacja miała zmienić się na lepsze. Książka ma wiele dobrych
stron, jest dobrze napisana, często przejmująca i zawsze zachęca czytelnika do
zastanowienia się nad różnymi tematami – od eutanazji po imigrację. Najbardziej
zainteresował mnie sposób, w jaki autorka pokazała, jak pobłażliwość udzielana
ostatnim urodzonym dzieciom doprowadziła do eskalacji przestępczości i
brutalizacji ich zachowań społecznych. Moją uwagę zwróciło również to, jak
imigranci byli wykorzystywani do wypełniania luk w zatrudnieniu. Najbardziej
fascynujące było jednak spojrzenie na to, jak rychłe wyginięcie ludzkości
zmienia zachowania i poglądy społeczeństwa w ogóle.
Wolność od strachu zabezpiecza surowa kara dla łamiących prawo.
Drobni przestępcy, a nawet chorzy umysłowo są wygnani do kolonii karnej
założonej na Wyspie Man, gdzie nie ma żadnych rozsądnych, prawnych i moralnych
ustaleń dotyczących utrzymania więźniów, gdzie warunki życia przerodziły się w
anarchię i okrutną walkę o przetrwanie. Pomimo swojej brutalności, system ten
był ogólnie popularny wśród społeczeństwa, a starzejący się obywatele nie mieli
ochoty na jego zreformowanie lub zniesienie.
„Jesteśmy rozwścieczeni i zdemoralizowani nie na tyle przez
nieuchronnie zbliżający się koniec naszego gatunku, nie tyle nawet przez
niezdolność do zapobieżenia temu stanowi rzeczy, ile przez porażkę w odkrywaniu
przyczyny” – ten cytat z książki dość dobrze opisuje nasze zagubienie w
świecie. Zachodnia nauka i zachodnia medycyna nie przygotowały nas na skalę i
upokorzenie tej ostatecznej klęski. Przykład pandemii koronawirusa pokazuje
nam, jak łatwo wywołać na całym świecie ogromny lęk i bezradność.
Rozpowszechniający się wirus doprowadził do sytuacji, gdy ludzie zmuszeni byli
do rezygnacji z wychodzenia na zewnątrz, robili zapasy żywności i na bieżąco
śledzili wszystkie informacje. Dla części Polaków kwarantanna i koronawirus
przypominały stan wojenny – puste półki, kolejki w sklepach, żywność na kartki
i zamknięte granice. Wiele chorób zaczęło opierać się zdiagnozowaniu albo
leczeniu i jedna z nich opanowała cały świat. Nadaliśmy nazwy wirusom i
bakteriom, od których, niestety, nawet dzisiaj nie jesteśmy wolni; nękają nas
jak odwieczni wrogowie, toczący potyczki i powalający przypadkowe ofiary chyba
tylko w celu powiększenia naszej goryczy, bo przecież wiadomo, kto odniesie
ostateczne zwycięstwo. Zachodnia nauka była (jest!) naszym bogiem. W
różnorodności swojej potęgi chroniła, krzepiła, uzdrawiała, ogrzewała, karmiła
nas i bawiła, a my czuliśmy, że mamy prawo ją krytykować i od czasu do czasu
odrzucać, jak ludzie zawsze odrzucali swoich bogów, ale zawsze ze świadomością,
że pomimo naszego odstępstwa to bóstwo, nasz twór i nasz niewolnik, wciąż
będzie zapewniał nam środki przeciwbólowe, zapasowe serca, nowe płuca,
antybiotyki, ruchome koła i ruchome obrazy, drukarki 3D. Światło zawsze będzie
się zapalać po naciśnięciu kontaktu, a jeśli nie, znajdziemy przyczynę. Jednak niczego się nie nauczyliśmy. Nawet historia
idealnego lądu, jakim miała być Atlantyda, nie przyniosła potrzebnej refleksji.
Żyzna gleba tego utraconego raju i świetne warunki atmosferyczne zapewniały
obfite plony nawet dwa razy do roku, a duża ilość zwierzyny nie pozwalała
głodować. Mieszkańcy tego miasta na początku wiedli cnotliwe życie, byli
wrażliwi i skupiali się na rozwoju duchowym. W końcu jednak dobrobyt i
narastająca chciwość sprawiły, że pięli się coraz wyżej i wyżej w rozwoju
cywilizacyjnym, nie tylko duchowym. Jej zniknięcie z powierzchni Ziemi nie było
wystarczającym ostrzeżeniem dla pełnej pychy ludzkości.
Taką – niezwykle ponurą i nihilistyczną przyszłość, nakreśliła w
„Ludzkich dzieciach” Phyllis Dorothy James. Emanuje z tej wizji groza
powodowana przede wszystkim tym, że do zagłady naszej cywilizacji doprowadziliśmy
sami i to bez udziału technologii przyszłości, a raczej między innymi przez
nieodpowiednią politykę czy wypranie z moralności. W końcu w ukazanym w książce
problemie masowej bezpłodności odbija się głębokim echem przestroga przed
aborcją, czy eksperymentowaniem na ludzkich embrionach, sztucznym ingerowaniem
w to, co naturalne. To jednak zaledwie jeden z głównych problemów poruszonych w
książce. Świat przyszłości pogrążony jest, bowiem we wszelkiego rodzaju
wojnach, czy to religijnych, czy politycznych, a na pierwszy plan wysuwa się
bezgraniczny chaos, nad którym tym bardziej nie da się zapanować, im ludzkość
bardziej pozbawiona jest nadziei. Wielka Brytania, w której rozgrywa się akcja
książki, stała się państwem rządzonym przez totalitarny reżim, gdzie wszelkie
przejawy niesubordynacji są karane. Wbrew pozorom panuje tu jednak względny
spokój, dlatego ciągną tam tabuny imigrantów z różnych części świata.
Wydzielane są im getta, gdzie tłoczą się, jedni na drugich, toczeni przez
choroby i zarazę.
Słynny filozof i krytyk kultury, Slavoj Žižek, w jednym z wywiadów
powiedział: „Geniusz »Ludzkich dzieci« polega na tym, że spoglądamy na naszą własną rzeczywistość, jako
na rzeczywistość alternatywną, umowną, dzięki czemu dostrzegamy o wiele
wyraźniej kwestie, które, na co dzień nam umykają. Kryzys imigrancki, z którym
nie potrafi poradzić sobie współczesna Europa, to najbardziej oczywisty aspekt
profetyzmu »Ludzkich dzieci«". Książka zadaje także pytanie: czy moralność zależy od
religii? Jedna z przejmujących scen w powieści przedstawia kotkę rodzącą
kocięta. Właścicielka zwierząt zabiera maleństwa i zaczyna je chrzcić. Ta
potrzeba duchowości, religijności, transcendencji jest w człowieku ogromna.
Zagadnienie, czy Bóg objawił nam moralność, czy też istnieje jakaś powszechna
moralność ponadwyznaniowa, interkonfesjonalna, było zagadnieniem
charakterystycznym dla XVIII wieku, zagadnieniem rozstrzyganym na ogół zgodnie
z drugą ewentualnością. Konfucjusz bez odwoływania się do Boga ukształtował
moralność Chin, które cieszyły się w dobie Oświecenia wielkim moralnym
prestiżem. Toteż Locke wierzył, że można rządzić się słusznymi normami
moralnymi nie dostąpiwszy światła prawdziwej wiary. Analizując przy okazji
dyskusji nad książką „Ludzkie dzieci” wpływ wiary na nasz poziom moralny,
widzimy, że nie musi być on taki oczywisty. Pominęliśmy ewentualne wpływy
ujemne, tj. pasywa, dające się zauważyć przede wszystkim tam, gdzie panuje
przymus i nietolerancja. Te sprawy są nazbyt dobrze znane, żeby je tu
przypominać.
Narracja apokaliptyczna w książce Phyllis Dorothy James pokazuje
także, że taka wizja rodzi się wewnątrz świadomości kryzysu, ożywiana
perspektywą końca dziejów. Funkcją apokaliptyczności jest nadawanie sensu
obecnej chwili, tu i teraz, poprzez umiejscowienie człowieka „w samym środku”
problemu. Warunki życia w każdej kulturze wywołują jakieś obawy, które mogą
wynikać z zagrożeń zewnętrznych (katastrofa żywiołowa, ofensywa ze strony
wroga), z określonych układów społecznych (wrogość wynikająca z tłumienia
niesprawiedliwości, frustracji) czy z tradycji kulturowych (pogwałcenie tabu),
niezależnie od ich pierwotnego źródła. Człowiek może tym obawom ulegać, ale
może także przyjąć założenie, że są one narzucone każdemu obywatelowi danej
kultury, i że w zasadzie nie można ich uniknąć. A zatem nieokreślony niepokój,
będący przeżyciem związanym z samym faktem istnienia, w sposób naturalny
wpisany jest w egzystencję każdego człowieka. Zarówno lęk, jak i strach są
reakcjami emocjonalnymi na niebezpieczeństwo, któremu towarzyszą doznania
somatyczne. Powieść jest stylizowana na antyutopię, w której bohaterowie
chcieli walczyć z systemem, a przede wszystkim z Zarządcą stojącym na czele
państwa. To właśnie próby wprowadzenia demokratycznych rządów były motorem
napędowym buntowników. Sprzeciwiali się także przymusowym samobójstwom
najstarszych mieszkańców, a gdzieś na samym końcu żądali lepszego traktowania
„Tymczasowych” – ludzi spoza Anglii, sprowadzanych w celu wykonywania
najtrudniejszych zajęć, którym starzejące społeczeństwo nie było w stanie
sprostać.
A teraz zastanówmy się nad tym czy świat i nasze życie nie
zmierzają do katastrofy? Na co dzień chyba nie zdajemy sobie sprawy, iż
wszystko, co robimy, robimy po to, by coś po sobie zostawić. Jaki sens jest w
zarabianiu pieniędzy, gdy nikt ich po nas nie odziedziczy? Po co wymyślać nowe
rzeczy, gdy nikt z nich nie skorzysta? Rozwój nauki, nauka sama w sobie,
miłość, seks, wszystko traci dla nas sens.