„Rubio”
William Wharton
Autor/ William Wharton urodził się w Ameryce w rodzinie robotniczej, tam
spędził pierwsze lata swego życia i odebrał wykształcenie, ale większość
swojego dorosłego życia spędził we Francji. Jego prawdziwe nazwisko brzmi
Albert DuAime, a przodkowie przybyli do Ameryki właśnie z Francji. W 1943 r.
ukończył Upper Darby High School. W czasie II wojny światowej zgłosił się
ochotniczo do armii amerykańskiej i walczył na terenie Europy. W czasie
ofensywy w Ardenach odniósł rany i został wysłany do Ameryki. Do końca życia
nie odzyskał pełnej sprawności. Renta inwalidzka pozwoliła mu na podjęcie
studiów – ukończył wydział sztuk pięknych na University of California w Los
Angeles, zdobył także doktorat z psychologii.
Tłumaczenie/ Zbigniew Batko
Tytuł oryginału/ an-us „Rubio”
Tematyka/ Mężczyzna po 30/40. może być sexy. Jeśli tylko dba o siebie i nie
wyhodował brzuszka, to ciało powinien mieć całkiem do rzeczy. Ewentualna
siwizna na skroniach może być nawet atutem, bo pozwala mieć nadzieję, że ten
facet przestał już być (totalnym) chłopcem, posiada trochę doświadczenia i
można z nim porozmawiać na różne tematy i nawet oddać się pod jego opiekę.
Zmarszczki, gdy się już pojawią, dodają męskości – zwłaszcza, jeśli za młodu
miał „zbyt gładką” buzię. Dla wielu, szczególnie młodych, kobiet jest to wyznacznik,
że mają do czynienia z dojrzałym mężczyzną, a to obiecuje z kolei, że ma on im
więcej do zaoferowania niż tylko silne męskie ramię. Kobiety mogą wówczas
zakładać, że może wie coś więcej o uczuciach i partnerstwie, i o tym, że w życiu
nie są ważne pieniądze i seks, tylko samorealizacja i miłość. Czy zatem
tytułowy Rubio okaże się dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną, tak jak go
widzi młoda hiszpańska dziewczyna Dolores?
Główny motyw/ Trzydziestotrzyletni Amerykanin, porzucony przez żonę i dopiero co
rozwiedziony, udaje się do Hiszpanii, by odzyskać równowagę emocjonalną.
Przemierza cały kraj i w końcu na skraju półwyspu znajduje samotnię, w której
ma nadzieję dojść z sobą do ładu. Z pasją remontuje zrujnowany dom na wzgórzu,
w czym znajduje ukojenie. Z czasem zżywa się z hiszpańską rodziną, która nazywa
go Rubio, „blondyn”, i traktuje jak swego. Rubio jest w Hiszpanii, a nie w Ameryce.
Tu sprawy nie układają się tak prosto, jak by chciał. Czy naprawdę umie nie
tylko brać, ale i dawać szczęście?
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„Jak można być
nieszczęśliwym, żyjąc w tak pięknym miejscu?”.
„Po dwudziestu sześciu
latach wykonywania cudzych poleceń trudno wziąć własne sprawy w swoje ręce”.
„Boże, jak trudno czasem
pozbyć się pewnych natrętnych myśli! Krążą obsesyjnie wokół jednej sprawy i nic
nie można na to poradzić”.
„Jest to jedna z najlepszych
stron życia: być z kimś i czerpać z tego radość graniczącą ze szczęściem”.
„(…) jeżeli można się
zakochać, to można się też odkochać. Ale czasami bywa to bardzo trudne”.
„(…) może miłość jest czymś,
czego wszyscy pragną, a nikt nie osiąga? Może to pustka, której nie można
wypełnić? Jak pojęcie Boga?”.
„(…) seks musi nieuchronnie
zakłócić relacje pomiędzy kobietą i mężczyzną”.
„Dawanie siebie wzajemnie
rozkoszy jest rozkoszą największą”.
„Szczęście wydaje się czymś
nieosiągalnym, dopóki się go nie zazna”.
Nie jest łatwo pisać w Polsce o twórczości Williama Whartona.
Pozorne bogactwo materiałów jest w przypadku tego pisarza złudne, ponieważ
publikacje dzielą się w ogromnej części na panegiryki i krytyki totalne. W obu
przypadkach teksty te służą przede wszystkim wyrażeniu osobistego stosunku
autorów do jego pisarstwa – niezwykle rzadko posuwają się oni przy tym do próby
obiektywnego opisu czy analizy. Czytelnicy Whartona także dzielą się na dwa
antagonistyczne obozy – miłośników i zażartych wrogów. Niewątpliwie znakomita
większość krytyków należy do obozu drugiego. Twórczość Williama Whartona
funkcjonuje zatem często jako synonim wszelkiego zła w literaturze, sam zaś
Wharton obarczany jest odpowiedzialnością za zjawiska negatywne: od spadku
zainteresowania literaturą polską poprzez spadek sprzedaży książek innych
autorów aż po postępującą amerykanizację społeczeństwa. Wharton był wielbiony
przez polskich czytelników. Lata dziewięćdziesiąte były czasem jego największej
popularności w Polsce. Odwiedził Polskę dziesięć razy, gościł w ponad
trzydziestu miastach, w niektórych kilkakrotnie. Na spotkania z nim
przychodziły tysiące czytelników.
Na amerykańskim rynku Wharton radził sobie nieco gorzej. Jego
proza jest bardzo osobista, skupiona na znaczeniu podstawowych emocji: miłości,
tęsknoty, gniewu, żałoby. Tymczasem w amerykańskiej literaturze lata 90. to
okres triumfu tzw. brat pack, grupy cynicznych pisarzy wyśmiewających wszelkie
moralizatorstwo, jak Bret Easton Ellis czy Chuck Palahniuk. W Polsce z lat 90.
cynizm sprzedawał się gorzej niż w Ameryce i chyba gorzej niż w Polsce XXI
wieku. Woleliśmy wtedy czytać proste i wzruszające opowieści z pasją,
przekonujące o tym, jak wielką wartość mają ludzkie życie, uczucia, rodzina.
Teraz się chyba zmieniliśmy, jako czytelnicy – ale czy to dobrze?
Analizując biografię i całą twórczość Williama Whartona, dochodzi
się do wniosku, że pisze on o wieloaspektowości życia, trudnych decyzjach,
reakcjach człowieka na tragedię, ale przede wszystkim o codzienności, która nie
musi być szara ani rutynowa, z której można czerpać pełnymi garściami. Postacie
z jego książek świadomie przeżywają to, co je spotyka i czego są autorami,
korzystają z talentów i oddają się pasji, pomimo tego, że nie zawsze jest ona
opłacalnym zajęciem.
Wśród wielu książek Whartona jedna ma szczególny charakter:
„Rubio”, opowiadająca o romansie nastolatki z dojrzałym mężczyzną. Powieść
Whartona opowiada o trzydziestotrzyletnim Amerykaninie, który porzucony przez
żonę szuka równowagi emocjonalnej w hiszpańskiej „pustelni”. Z czasem
zaprzyjaźnia się z hiszpańską rodziną, która nazywa go Rubio, blondyn, i
traktuje jak swego. Mężczyzna, choć wydawało mu się, że nie jest zdolny do
miłości, namiętnie i z wzajemnością zakochuje się w hiszpańskiej
siedemnastolatce. Miejscem akcji książki jest mała wioska w Hiszpanii niedaleko
Malagi. Tam główny bohater zauważa stary walący się dom i postanawia go kupić i
wyremontować. Przy okazji chodzi do wiejskiego fryzjera, senora Ramosa, i tak
zaprzyjaźnia się z jego hiszpańską rodziną oraz zakochuje się w jego 17-letniej
córce Dolores. Uczucie wybucha z taką siłą, jakiej tytułowy Rubio (blondyn)
jeszcze nigdy nie zaznał. Zapomina tylko, że jest na hiszpańskiej prowincji,
gdzie sprawy nie układają się tak prosto, jak w Ameryce.
Przez większą część książki obserwujemy bohatera próbującego
własnymi siłami wyremontować stary dom. Jeździ samochodem po potrzebne
narzędzia i materiały budowlane na Gibraltar. Kupuje osła (nazywa go Jozue),
który służy mu do przewożenia piachu, żwiru i kamieni. Rubio korzysta z
zaproszeń seniora Ramosa na rodzinne kolacje – nie ma w tym nic dziwnego,
ponieważ Hiszpanie swoją miłość dzielą, więc pomiędzy życie i jedzenie oraz
rodzinę – i tam pada propozycja pracy dla Dolores. Dziewczyna ma pomóc Rubio w
prowadzeniu domu. Można by kolokwialnie powiedzieć, że „wrzucono młodą kurkę do
klatki z głodnym lisem”. Wyobraźmy sobie dojrzałego mężczyznę, w którego domu
„kręci się” hiszpańska młoda piękność. Nie ma chyba w tym nic dziwnego, że
traci on bez pamięci głowę dla młodej dziewczyny. Jest to zjawisko stare jak
świat. Trzeba zaznaczyć, że Dolores zaręczona jest z młodym Hiszpanem,
Antoniem, który jest w wojsku i regularnie pisze do niej miłosne listy, w
których snuje plany na wspólną przyszłość. Hiszpańska prowincja nie różni się
niczym od prowincji w Polsce, wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Nie
będziemy zdziwieni, kiedy w książce „ktoś życzliwy” wysyła list do Antonia o
rzekomym romansie Dolores z Amerykaninem. Chłopak ucieka z wojska z bronią, aby
przeprowadzić prywatne „śledztwo” w tej sprawie.
W książce pada bardzo ważne pytanie w sprawie remontu starego domu
zadane „blondynowi” przez Dolores: „Po co robisz to wszystko, Rubio? Pochłania
to cały twój czas. Nie rozumiem tego. Czy twoje życie polega na budowaniu domu
dla siebie? Jaki masz cel?”. Rubio zaczyna się zastanawiać nad swoim
życiem, szczególnie, kiedy zauważa, że w wyobraźni Dolores są już małżeństwem.
Poczuł, że zachowuje do niej z rezerwę, kręci, lawiruje. Co z nim jest nie tak,
że nie potrafi stawić czoła takim sytuacjom? Czy rzeczywiście jest
„patologicznie nieszczery wobec własnych emocji”, jak to określiła jego była
żona Gerry? Po pierwsze, Rubio zastanawia się nad efektami swoich
dotychczasowych wyborów i działań. Po drugie, zaczyna do niego docierać, że
jego ciało się zmienia, nie jest już tak niezawodne i sprawne, w związku z czym
zmieniają się również jego możliwości. Uświadamia sobie, że nie
uniknie podjęcia decyzji, czy ma kontynuować tę ścieżkę, czy raczej rozmontować
system, w którym do tej pory funkcjonował: „Po dwudziestu sześciu latach
wykonywania cudzych poleceń trudno wziąć własne sprawy w swoje ręce” – pomyślał
Rubio. Mężczyzna zaczyna rozumieć, że ścieżka zawodowa, którą szedł, wypaliła
się, zaczyna więc spokojnie poszukiwać innego sposobu na życie. I robi to w
sposób, który jest histerycznym zerwaniem czy paleniem mostów, nie uwzględnia
relacji, w których żyje. Taki rodzaj przewartościowania to klasyczny „kryzys”
wieku średniego. Widzi, że nie ma prostej recepty. Zaczyna marzyć równocześnie
o dwóch różnych życiowych światach. Czasem czuje wielkie pragnienie posiadania
własnego potomstwa – przypomina mu o tym mała siostra Dolores, Tia – ale
system, w którym do tej pory funkcjonował, absolutnie mu na to nie pozwalał.
Zastanawia się nad związkiem z Dolores. Pożądana przez niego dziewczyna
sprawia, że Rubio musi zmienić swoje nastawienie do życia, zmienić także swoje
plany. Jak to osiągnąć? Odpowiedź jest ciągle jedna i ta sama: bliskość. A
bliskość to nic innego jak dialog autentyczności. Innym rodzajem obrony przed
dostrzeżeniem przemijalności życia jest po prostu fantazja o wolności, dlatego
wybrał na zamieszkanie dom na hiszpańskiej prowincji, ale wiemy, że dom
symbolizuje rodzinę, symbolizuje go młoda seksowna Dolores. A jak wiemy
pożądanie niezaspokojone, bywa traktowane, jako źródło cierpienia. Może się
trzeba trochę zestarzeć, żeby docenić sam fakt jego istnienia? Trzeba dojrzeć
do tej świadomości, ponieważ wymaga ona autorefleksji, której na ogół brak
młodym ludziom. Konieczna jest analiza własnych przeżyć, zastanowienie się nad
ich treścią i umiejętność ich nazwania. Tymczasem człowiek ma często kłopot z
odróżnieniem pożądania od podniecenia. I tak Rubio zaczął wpadać w błędne koło
w rozumowaniu swoich pragnień.
Ja używam słowa „kryzys” w rozumieniu zmiany. Zmiana jest pewną
informacją, że określony stan przestaje spełniać swoje funkcje, ponieważ
zmieniły się warunki. Kryzys wieku średniego jest momentem, w którym mężczyzna
zaczyna się konfrontować ze swoimi słabymi stronami, i to na bardzo różnych
poziomach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby jeszcze nie to pożądanie, ostatnie
akty udowadniania sobie swoich samczych ambicji. A kiedy taka dziewczyna, jak
Dolores wyznaje mu miłość i dochodzi jeszcze do tego pikantna różnica wieku, urzeka piękno młodego ciała, to wszystko działa niczym lont z
krótkim zapłonem. Otóż to, w tym sedno sprawy. Tuż przed rozwodem była żona
bohatera, Gerry, powiedziała mu, że nie sądzi, aby mógł kochać jakąkolwiek
kobietę, bo nie potrafi żadnej tak naprawdę poznać; że kobiety są dla niego
jakimś innym „gatunkiem” stworzeń. Uważał, że kochał swoją żonę, ale ona miała
rację – nie potrafił nawet określić, na czym polega miłość. Nie miał o tym
pojęcia.
Pierwszy raz spotkałem w literaturze tak subtelny opis śpiącej
dziewczyny. Autor pokazał w kilku krótkich zdaniach swój literacki kunszt. To
niewątpliwa korzyść bycia mężczyzną, patrzeć na śpiącą kobietę i zatracić się
do granic pożądania. To stan najbardziej odległy od samotności, jej absolutne
zaprzeczenie: „Rozpuszczone włosy układają się na poduszce jak czarna aureola”.
„Pod jej oczami księżyc maluje głębokie cienie, usta ma rozchylone, oddycha
równo, głęboko”. „Między zębami lśni jej srebrzyście cienka niteczka śliny,
nozdrza poruszają się miarowo. Trudno uwierzyć, że to nieskazitelnie piękne
stworzenie ulegnie kiedyś procesowi starzenia i umrze”.
William Wharton obrał ciekawą drogę w prowadzeniu czytelnika po
kartach swojej powieści. Przez większość część książki mamy szczegółowe opisy
remontowania domu, wesołe spotkania przy kolacji. Do czasu. Sytuacja się
zmienia prawie przy końcu książki, kiedy Rubio i Dolores jadą na górski spacer
w Sierra Nevada. Tam w jednej z jaskiń natrafiają na zagryzioną przez wilki
ciężarną kozicę. Wyglądała na świeżo zabitą; wnętrzności walały się w pyle,
jasnobrązową sierść pokrywała zakrzepła krew. Jest to moment, od którego
zaczyna się dramat. Napięcie pod koniec gwałtownie wzrasta, po czym Wharton
funduje nam niespodziewanie dreszczowiec. Ostatnie strony powieści pokazują,
jak nie do końca przemyślane decyzje mogą zakłócić sielankowy obraz wsi i
niewinnej miłości.
Niektórzy czytelnicy nie lubią książek Whartona. Myślę, że to
zależy od gustu, upodobań, oczekiwań, charakteru człowieka... To, czy dana
książka się spodoba, czy nie. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć. Powieści Whartona
należy czuć sercem. Nie wiem, dlaczego, ale tylko w taki sposób przypadły mi do
gustu – choć też nie wszystkie, czego również nie potrafię wyjaśnić. Uważam, że
książki są wartościowe, wcale nie płytkie. Może to zależy od naszych oczekiwań,
od tego, co chcemy w nich znaleźć? Mnie osobiście kilka z nich dało do myślenia
– o życiu, o rodzinie, o śmierci. W swoich najlepszych książkach opisuje
niezwykłe historie z dużym wyczuciem psychologii bohaterów. Bardzo to sobie w
nich cenię. Wharton trafia do czytelników przystępnym językiem, autentycznością
bohaterów, realnością miejsc, zwięzłą fabułą, zaskakującymi wtrąceniami.
Wreszcie odrobiną miejsca na wyobraźnię i interpretację. Życie Whartona nie
rozpieszczało go od najmłodszych lat, a i potrafiło dotkliwie zranić, zarówno
psychicznie, jak i fizycznie. Udział w wojnie, z której wyniósł trwałe
inwalidztwo, całkowite unicestwienie w pożarze pierwszego domu, tragiczna
śmierć córki, zięcia i dwóch wnuczek, to dużo jak na jednego człowieka.
Po pióro sięgnął w latach czterdziestych, traktując pisanie, jako
swoistą terapię – by uporać się z wojennymi koszmarami, potem pisał dla dzieci,
rodziny, przyjaciół. W końcu zaczął swoje powieści wydawać. Pisał o swoim
własnym życiu, takim, jakim było na poszczególnych etapach - raz lepszym, innym
razem gorszym. I to jest chyba siłą jego opowieści - są autentyczne. Niektóre z
nich mogą wydawać się nieco nużące, bo kogo obchodzi na przykład przycinanie
desek i wbijanie gwoździ, ale za to są szczere. William Wharton tworzył psychologiczne
powieści, w których bohaterem było zawsze jego alter ego. Przekazywał w nich
wyjątkową filozofię życiową, którą warto poznać.