18 lipca 2024

Boża inwazja

 

„Boża inwazja”

Philip K. Dick

Autor/ Philip K. Dick zalicza się do grona pisarzy powieści science fiction, którzy znacząco wpłynęli na rozwój tego gatunku literackiego. Jest określany „Dostojewskim w wersji science fiction”. Choć od początku swojej twórczości był znany i ceniony w świecie literackim, do końca życia pozostał anonimowym autorem dla szerszej publiczności. Jego twórczość została zauważona i doceniona dopiero w latach 90. XX wieku. Łączył elementy klasycznej prozy i fantastyki z rozważaniami filozoficznymi i teologicznymi. Sławę przyniosła mu opublikowana w 1962 roku powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku". Kultowy film „Łowca androidów" był adaptacją jego powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Dick w swoich książkach dosyć poważnie zastanawiał się, co to właściwie znaczy być człowiekiem. Nie jest tajemnicą, że większość swoich książek napisał pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. The Divine Invasion

Tematyka/ Autor w książce „Boża inwazja” przedstawia swoje rozważania na temat istoty Boga, boskości i Jego natury. W tej powieści nieważne staje się pytanie na temat wiary, oraz to, czy Bóg istnieje, czy nie. Philip. K Dick nie wątpi o tym ani przez chwilę. Istotą rozważań staje się kim ON jest dla siebie samego, kim jest dla ludzkości. Jaka jest Jego rola dla życia światów i milionów istnień na nich żyjących. Warstwa fabularna jest płaszczem, pod którym kryją się kolejne rozważania filozoficzno-teologiczne autora, dotyczące walki Boga z Szatanem, Dobra ze Złem, Tworzenia z Chaosem, a także charakterystyczne dla jego twórczości poszukiwanie granicy rzeczywistości i ułudy. Na pytanie Ziny „Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”, Bóg-Emmanuel odpowie kilka chwil później: „Nie można budować świata na życzeniach (…). Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości”. Jak więc jest naprawdę: to człowiek zbudował zło swojego świata, czy też można zwalić całą odpowiedzialność na Boga lub fałszywego Demiurga? „W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu” – rzeknie Rybys.

Główny motyw/ Kontynuacja wątków poruszanych w książce „Valis”. Przenosimy się w nieokreśloną, niezbyt odległą przyszłość. Na jednej ze skolonizowanych przez ludzkość planet mieszka pod specjalną kopułą Herb Asher, wielbiciel talentu niejakiej Lindy Fox, pieśniarki sławnej w całej Galaktyce. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że z jego światem jest „coś” nie w porządku (motyw, jak nietrudno zauważyć, bardzo dla Dicka typowy). Jednocześnie poznaje Rybys, chorą kolonistkę z sąsiedniej kopuły, i zostaje przez nieznane siły zobowiązany do odwiedzenia jej. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna spodziewa się dziecka. Herb i Rybys udają się na Ziemię. Tam rodzi się ich przybrany syn, w rzeczywistości nowe wcielenia boskiego posłańca. Jednak dorastający chłopczyk, choć świadom swej natury, nie za bardzo wie, z jaką misją został zesłany na świat i nie za dobrze umie się odnaleźć w rzeczywistości. Z pomocą przychodzi mu tajemnicza wszechwiedząca dziewczynka Zina, która pozwala mu „przypomnieć sobie” o boskim pochodzeniu. Z czasem rozpętuje się bezkompromisowa walka dobra ze złem, w którą wciągnięci zostają wszyscy bohaterowie. Fabułę komplikuje fakt, że „tak naprawdę” (a przynajmniej w zaznaczonej na samym początku „rzeczywistości obiektywnej”) Asher leży półżywy w czymś w rodzaju ubikowskiego moratorium i śni o życiu kolonisty, zaś towarzyszący mu wszędzie i ciągle temat muzyczny z nie lubianej opery jest w istocie sygnałem radiowym odbieranym przez jego mózg, a nadawanym za pośrednictwem położonej w pobliżu moratorium radiostacji. Podobnych niejasności i przykładów wzajemnie przenikających się światów w „Bożej inwazji” jest dużo więcej.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Uroda wszechświata nie kryła się w gwiazdach, lecz w muzyce tworzonej przez ludzkie umysły, ludzkie głosy, ludzkie dłonie”.

„Odgrzewany sentymentalizm, czyli najgorszy rodzaj sentymentalizmu (…)”.

„Wszystkie stworzenia i gatunki, które przestały próbować wymarły”.

„Zawsze myślałem, że Boga spotyka się dopiero po śmierci”.

„Nikt już nie słyszy głosu Boga”.

„Wokół Ziemi jest teraz ustanowiona strefa. Strefa zła, która go (Boga) nie wpuszcza”.

„W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu”.

„Nie mam wiary ani nadziei, a on nie ma miłości, tylko siłę. Bóg jest przejawem siły, niczym więcej”.

„Jest coś nie w porządku, kiedy ktoś boi się małego dziecka”.[1]

„To dobry wszechświat, w którym zdychający brzydki kundel jest więcej wart niż klasyczna postać ze starożytnej Grecji”.

„Wzniosła sztuka jest dla tych, którzy ją przeżywają. Dla umierającego stworzenia ważniejszy jest łyk wody”.

„Jakież to tragiczne królestwo, zamyślił się. Jego mieszkańcy są więźniami, a ich największą tragedią jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy, myślą, że są wolni, bo nigdy nie byli wolni i nie wiedzą, co to znaczy być wolnym. Ten świat to więzienie i niewielu to zrozumiało”.

„Znam go i wiem, że stracił prawo do mojej miłości, utracił moją miłość przez swoją obojętność”.

„Ten świat, cała ta planeta, wszyscy jej mieszkańcy – wszystko tutaj jest pogrążone we śnie”.

„Bóg nie znajduje przyjemności w nieistnieniu”.

„Ja nie walczę o dobry świat ani o sprawiedliwy, ani piękny. Tu chodzi o samo istnienie wszechświata”.

„Żadne stworzenie nie potrafi sobie wyobrazić, nieistnienia, zwłaszcza własnego nieistnienia”.

„(…) śmierć istniała tu od zawsze, śmierć ma na tej planecie długą tradycję (…)”.

„Nawet diabeł może cytować Pismo Święte”.

„Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”.

„Marzenie przestało być dla niego marzeniem, stało się rzeczywistością aż do poziomu rozczarowań”.

„Świat, zbiorowo, zapomniał, zasnął. Trzeba mu przypomnieć”.

„Oskarżam cię o naruszenie swoich własnych praw biologicznych, o naruszenie porządku świata”.

„Jak mówi Elias, wszystko zostało powiedziane wieki temu i wszystko wydarzyło się wieki temu”.

„To jest prawdziwe prawo życia: wzajemna obrona”.

            Na powieść tę duży wpływ wywarła praca Dicka nad „Egzegezą”. Chciał napisać kontynuację „Valisa” i nawet pierwotnie nazwał ją „Valis Regained”. Ostatecznie powstała w dwa tygodnie w marcu 1980 roku. Początek powieści został zaczerpnięty z opowiadania „W okowach powietrza, w pajęczynie eteru”. „Bożą inwazję” opublikował ostatecznie w wydawnictwie Simon & Schuster w czerwcu 1981 roku.

            Powieść rozpoczyna się od chwili, kiedy chłopiec imieniem Emmanuel podejmuje naukę w szkole na Ziemi. Wie, że jego matka, Rybys Rommey, jest martwa, a ojczym, Herb Asher, leży w stanie śmierci klinicznej w kriogenicznej zawiesinie. Nie wie jednak, że umysł Herba żyje klarownymi marzeniami, w których przeżywa on powtórnie swoje ostatnie sześć lat, łącznie z okresem, gdy wiódł pustelnicze życie w odległym układzie słonecznym CY30-CY30B i gdzie objawiło mu się lokalne bóstwo, Jah, i powiedziało, że ma iść odwiedzić swoją śmiertelnie chorą sąsiadkę. Tą sąsiadką jest Rybys Rommey.

            W szkole do Emmanuela podchodzi tajemnicza, poważna dziewczynka imieniem Zina, która mówi mu, że musi się obudzić, by poznać swą prawdziwą tożsamość. Philip K. Dick ponownie wplata w powieść koncepcję dwóch bogów (biteizm): jeden jest wszechobecny na Ziemi, a drugi znajduje się w stanie, w którym zapomniał swej prawdziwej natury. Koncepcja ta pojawiła się wcześniej na  przykład w „Kosmicznych marionetkach”, ale to w „Bożej inwazji” znajdujemy pełne wytłumaczenie amnezji – odzyskiwania utraconych wspomnień i uświadomienia sobie swojego pochodzenia. W „Bożej inwazji” ponownie pojawia się także idea, że formą upływu czasu dla umysłu znajdującego się w kriogenicznej zawiesinie jest karmienie się wspomnieniami z przeszłości. Natomiast pomysł z małą dziewczynką, będącą manifestacją mądrości (Sofia) również nawiązuje do wcześniejszego utworu Dicka, „Valis”. W „Bożej inwazji” rolę tę odgrywa Zina. Jakby tego było mało, autor dodaje do tej mieszanki jeszcze kabalistyczną koncepcję Szechiny.

            W istocie, „Boża inwazja" opowiada w stylu science fiction o drugim przyjściu Mesjasza na Ziemię. Rybys to nowa Maria, jest dziewicą, ale poczęła Emmanuela i poślubiła Herba, nowego Józefa. Ponieważ jest to powieść Philipa K. Dicka, sprawy są bardziej złożone niż nam się wydaje, do tego z bardzo osobistym rozwinięciem tematów tej historii. Bóg Jah chce zaatakować Ziemię, ponieważ został wygnany z planety po upadku Masady. Jak pamiętamy z historii w I wieku n.e., Masada była rzymską strażnicą graniczną. W 66 roku n.e. została zdobyta przez zelotów, ugrupowanie polityczne walczące z Rzymianami. W ten sposób twierdza Masada stała się głównym punktem oporu wobec Rzymian. Oblężeniem twierdzy kierował w 73 roku n.e. Flawiusz Silwa, rzymski namiestnik Judei. Kiedy zeloci pod wodzą Eleazara Ben Jaira zrozumieli bezcelowość dalszej obrony przed naporem wojsk rzymskich, popełnili na szczycie Masady zbiorowe samobójstwo. Zapasy żywności pozostawili nietknięte, tak, żeby Rzymianie widzieli, że twierdza nie padła z powodu głodu czy braku wody. Łączna liczba obrońców pałacu-twierdzy Masada to 960 osób – taką liczbę podaje Flawiusz Silwa. Przeżyły jedynie dwie kobiety oraz pięcioro dzieci, które ukryte zostały w kanale. Bóg Jah musi powstrzymać Beliala, który próbuje zabić Emmanuela przed jego narodzinami i prawie mu się to udaje, przez co Manny doznaje uszkodzenia mózgu i nie pamięta swojej tożsamości. Aby pomóc dziecku, Bóg posyła Eliasa Tate'a, który w rzeczywistości jest prorokiem Eliaszem. Fabuła „Bożej inwazji" składa się z wielu dyskusji teologicznych. Philip K. Dick ponownie miesza elementy różnych religii, ale w tej powieści czerpie przede wszystkim z judaizmu, w tym z kabały. Aby jeszcze bardziej skomplikować historię, autor dodaje dziwne doświadczenia Herba Ashera, który ma świadome sny podczas przebywania w kriogenicznej zawiesinie, co sprawia, że autor w swoim stylu powtarza własną koncepcję na temat światów równoległych. 


            Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wypadek taksówki powietrznej zabija Rybys i pozostawia Herba w zawieszeniu kriogenicznym na dziesięć lat, podczas których Elias chroni Emmanuela. Dopełnia też starań, aby rząd Ziemi – dyktatura kontrolowana wspólnie przez Kościół katolicko-islamski pod wodzą kardynała Fultona Harmsa oraz Legata Naukowego (spadkobiercę Partii Komunistycznej) pod rządami Nicholasa Bulkowsky’ego – nie odkrył Emmanuela, zanim nie nadejdzie dzień jego triumfu. I tu zaczyna się robić dziwnie. W kriogenicznym zawieszeniu Herb słyszy pobliską stację radiową, której transmisje są odbierane przez jego kapsułę, gdy w kółko przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jego zawieszenia. Od czasu do czasu słyszy muzykę, nawet po tym, jak najwyraźniej jest rozmrożony. W ciągu 10 lat Emmanuel, który zapomniał, ale teraz pamięta o swojej tożsamości jako Boga, zaprzyjaźnił się z Ziną, która jest kolejnym wcieleniem różnych postaci. Dziewczynka pokazuje mu inną, lepszą iterację wszechświata, którą jest w stanie stworzyć. A co z Beliala’em, teraz przyjmującym wcielenie koźlęcia, i długotrwałym zauroczeniem Herba Ashera Lindą Fox, folkową artystką popową? Linda w dystopijnym uniwersum Emmanuela jest gwiazdą znaną z galaktyki dzięki unowocześnieniu pieśni na lutnię Johna Dowlanda z końca XVI wieku. W coraz lepszym uniwersum Ziny jest zmagającą się z problemami artystką, szukającą uznania. W tym miejscu muszę się na chwilę zatrzymać i napisać pewną ciekawostkę. (Co ciekawe) Philip K. Dick napisał „Bożą inwazję” w 1980 roku i przewidział pracę sztucznej inteligencji, potrafiącą stworzyć nieistniejącą postać. Wszyscy pamiętamy niedawne doniesienia mediów o Aitanie, modelce z Instagrama.  Pracuje jako modelka, bierze udział w reklamach i zamieszcza zdjęcia w bieliźnie na płatnej platformie. Powodzi jej się nieźle, bo miesięcznie średnio inkasuje ok. 3 tys. euro, ale jej możliwości zarobkowe są znacznie wyższe. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że ta osoba... nie istnieje. Została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. W książce Philip K. Dick opisał taką osobę, Lindę Fox, która jest piosenkarką. „Ona jest zbiorem osób, typem. Jest dźwiękiem, jaki wydaje sprzęt elektroniczny, bardzo skomplikowany sprzęt elektroniczny. (…) Właściwie to mi jej żal – powiedział Bulkowsky. Jakie to uczucie, zadał sobie pytanie, kiedy się nie istnieje? To sprzeczność w założeniu. Czuć to przecież istnieć. Może więc ona nie czuje. Bo to, że nie istnieje, jest faktem. Nie naprawdę. Kto jak kto, ale my to wiemy. My ją pierwsi wymyśliliśmy. (…) To system sztucznej inteligencji wynalazł ją, powiedział jej co ma śpiewać i jak. (…) Wielki Bałwan poprawnie odczytał emocjonalne zapotrzebowanie kolonistów i opracował formułę na zaspokojenie tych potrzeb. System sztucznej inteligencji prowadził na bieżąco sondaż, uzyskując sprzężenie zwrotne: kiedy potrzeby się zmieniały, zmieniała się Linda Fox”. Czytając ten fragment z „Bożej inwazji” odnosimy wrażenie, jakbyśmy czytali informacje z prasy współczesnej.

            U podstaw „Bożej inwazji” stoi (znowu) starożytna gnoza, choć już w nieco mniejszym stopniu niż w „Valisie”. Dick czerpie garściami z Kabały, filozofii judaizmu, a także z Tory. Mamy do czynienia z lekko zmodyfikowaną filozofią poprzedniej powieści i przedstawioną „w praktyce”, a nie poprzez cytaty z „Egzegezy” Konioluba Grubasa. Plazmatem[1] jest tu Elias Tate, prorok Eliasz, który jako Słowo Boże nawiedzał w najróżniejszych okresach czasu wybitne ludzkie jednostki. Tora, czyli inna postać Słowa Bożego, to kod wszechświata, czyli tak naprawdę całej rzeczywistości. Większość postaci w powieści to „awatary” ludzi i nadnaturalnych istot ze starożytnych pism. Dickowi w „Bożej inwazji” nie chodziło jednak o sam wykład na temat swojej „kosmogonii dwuźródłowej”, o której rozpisał się w „Egzegezie” i pokazywanie „na ludzikach” o co chodzi. Najważniejszym zagadnieniem powieści jest bowiem prawda o istocie Boga i rzeczywistości oraz teodycea[2]. „Nie można budować świata na życzeniach. Podstawa rzeczywistości jest szara, bo nie można w niej serwować zaspokajających pragnieniach fałszywych wizji, trzeba trzymać się tego, co jest możliwe: tak mówi prawo konieczności. Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości. Cokolwiek istnieje, istnieje, bo musi, bo nie może być inaczej” – pisze w „Bożej inwazji” Philip K. Dick.

Zina jest żeńskim aspektem Boga, Torą, Bożą Mądrością (Hagia Sophia), Słowem Bożym, Szechiną w najczystszej postaci. Bardzo dużą część powieści zajmują długie teologiczne dysputy Ziny i Emmanuela, w których dziewczynka próbuje w niebezpośredni sposób uświadomić Bogu, że bez niej nie jest Bogiem Prawdziwym. Dopiero gdy pod koniec powieści dochodzi do ich zjednoczenia, udaje się definitywnie pokonać Beliala, bez konieczności zniszczenia świata. Żeński pierwiastek Boga to romantyzm, eskapizm, radość i zamiłowanie do fikcji. To dlatego Zina wykreowała swój własny, kieszonkowy wszechświat, do którego zaprosiła Emmanuela. Chłopiec twierdzi, że jest jeden świat, ten stworzony przez Demiurga, zły i skalany. Powołuje się na Księgę Izajasza 45,6-7 „...aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego.  Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Uważa, że „realność” to najważniejsza cecha wszelkiego bytu, bo bez niej byt zanika. Świat Ziny to rzeczywistość życzeniowa, wymarzona, niekonieczna, przygodna – a więc nieprawdziwa. Ale Zina uważa, że te wszystkie „wymyślone światy”, wewnętrzne uniwersa wszystkich ludzi, sny i marzenia to też rzeczywistości: 

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę

Z nici złotego i srebrnego światła,

Ciemną i bladą, i błękitną szatę

Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,

Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,

Lecz biedny jestem: me skarby – w marzeniach,

Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy,

Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.” 

- cytując Williama Butlera Yeatsa, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że chłopiec musi w końcu przyznać rację dziewczynce. Ludzie mogą kreować rzeczywistość – ich pragnienia, wiara, miłość, nadzieja, marzenia i poświęcenie to moce, z którymi mogą stawić czoła napierającej, „złej” realności bytu.

W świetle idei tłumaczonej fabułą „Bożej inwazji”, wyjaśnienie jest proste. Wypadki samochodowe, cierpienie chorych na raka, całe to „zło” nie jest intencjonalne. To element natury wszechświata, jego niemal właściwość fizyczna, fluktuacje chaosu. Bóg nie ma na to wpływu. Jako byt zunifikowany, zbudowany z dwóch dopełniających się pierwiastków, jest po prostu symbolem dającym nadzieję, drogowskazem i motywatorem. Ale sama siła sprawcza, inicjatywa, umiejętność kreacji i czerpanie natchnienia, otuchy i pocieszenia z własnych „wewnętrznych światów” jest powinnością ludzką, nie boską. Philip K. Dick stawia w swojej powieści podobne pytania jak w książce „Valis”, na przykład dlaczego niczemu nie winny kot ginie pod kolami samochodu? (Należy nadmienić, że autor był miłośnikiem kotów. Powiedział, że „wszystkie koty na świecie są tak naprawdę jednym kotem”). Tradycja żydowska wyraźnie zabrania okazywania okrucieństwa wobec zwierząt. W języku hebrajskim nazywa się to tza'ar ba'alei chayim, biblijnym nakazem, aby nie zadawać „bólu żadnemu żywemu stworzeniu”. Czyżby Bóg sam łamał swój nakaz? Jednak Biblia wyraźnie naucza, że śmierć jest wrogiem każdego stworzenia. Dlaczego więc Bóg miałby celowo, od samego początku, stworzyć świat w stanie niedoskonałym? Niektórzy interpretatorzy Biblii twierdzą, że kiedy Biblia przekazuje, że Bóg nazwał pierwotne stworzenie „bardzo dobrym", miał na myśli tylko to, że istniało ono dokładnie tak, jak Bóg zaplanował (a nie, że było dosłownie doskonałe). Ale co oznacza ta odpowiedź? Czy oznacza to, że Bóg celowo zaprojektował śmierć, cierpienie i choroby w świecie ludzi i zwierząt? Jedna z wersji tłumaczy problem śmierci i cierpienia sugestią, że Adam i Ewa oraz przebywające tam zwierzęta nie byli narażeni na śmierć i cierpienie, ponieważ byli odizolowani od świata, który istniał niezależny, z innymi prawami przyrody niż Ogród Eden (który był w pewnym sensie rajską wyspą pośród skądinąd niebezpiecznego i krwawego świata). W Księdze Bereszit, znanej u chrześcijan jako Księga Rodzaju, napisane jest, że Bóg spacerował po ogrodzie i po prostu przyszedł w odwiedziny do Edenu. Wyraźnie jest zaznaczone „Gan be Edenגַּן־בְּעֵ֖דֶן ogród w Edenie; czyli ogród i Eden to dwa odmienne miejsca. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie…”. Podaję cytat w oryginale: 

וַֽיִּשְׁמְע֞וּ אֶת־ק֨וֹל יְהֹוָ֧ה אֱלֹהִ֛ים מִתְהַלֵּ֥ךְ בַּגָּ֖ן לְר֣וּחַ הַיּ֑וֹם וַיִּתְחַבֵּ֨א הָֽאָדָ֜ם וְאִשְׁתּ֗וֹ מִפְּנֵי֙ יְהֹוָ֣ה אֱלֹהִ֔ים בְּת֖וֹךְ עֵ֥ץ הַגָּֽן

(Rodz. 3,8). Adam i Ewa nie mieli kontaktu ze światem zewnętrznym, w którym panowały takie same warunki życia jakie panują współcześnie: z chorobami, niesprawiedliwością, złem i śmiercią. Dopiero kiedy zostali wygnani z ogrodu Eden, poznali czym jest prawdziwa rzeczywistość, która istniała wokół ich beztroskiego życia w Raju. Widzimy na tym przykładzie, że zasada entropii istniała od początku stworzenia świata. Dlaczego entropia ma znaczenie dla naszego życia? Oto kluczowa rzecz dotycząca entropii: zawsze rośnie w czasie. To naturalna tendencja rzeczy do utraty porządku. Życie pozostawione samo sobie zawsze będzie mniej zorganizowane. Zamki z piasku zostają zmyte. Chwasty opanowują ogrody. Starożytne ruiny rozpadają się. Samochody zaczynają rdzewieć. Ludzie stopniowo się starzeją. Z czasem nawet góry ulegają erozji, a ich precyzyjne krawędzie ulegają zaokrągleniu. Koty żyjące na wolności mogą wpaść pod rozpędzony pojazd. Nieuniknionym trendem jest to, że sprawy stają się mniej zorganizowane. Nie jestem pewny, czy takie wyjaśnienie śmierci niewinnych kotów zadowoliłoby Philipa K. Dicka.

            W „Bożej inwazji” Absolut jest wręcz namacalny, a postacie i wydarzenia są niezwykłe i niecodzienne. Bohaterowie stykają się z boskością i nieskończonością na każdym kroku, bezustannie one ich zajmują i wypełniają. Warto też wspomnieć, że w toku opowieści czytelnik dowiaduje się, iż w świecie powieści Partia Komunistyczna (Światopogląd Naukowy) jest zjednoczona z Kościołem chrześcijańsko-islamskim (sic!) „[…] w jeden megaaparat z dwiema głowami państwa, jak w starożytnej Sparcie”. Co charakterystyczne, gdy Bóg chce – zgodnie z tytułem książki – przylecieć na Ziemię, przedstawiciele Kościoła biorą go za Szatana. Dick-pisarz nie ukrywa swoich zapatrywań: Najwyższego należy szukać tuż obok, w drugim człowieku, nie zaś w bezdusznej, zbiurokratyzowanej instytucji.

Polecam również:

Philip K. Dick  „Człowiek z Wysokiego Zamku”

https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Cz%C5%82owiek+z+wysokiego+zamku

Philip K. Dick  „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”

 https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Trzy+stygmaty

 


[1] Aluzja do historii o faraonie i Mojżeszu oraz o Herodzie i Jezusie.

 

 

 



[1] Plazmat jest jednym z najsilniejszych ogniw łączących starożytny gnostycyzm ze współczesną odmianą literatury Philipa K. Dicka.

[2] Teodycea – gałąź teologii zajmująca się problemem, jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła.

11 lipca 2024

VALIS

 

„VALIS”[1]

Philip K. Dick

Autor/ Philip Kindred Dick (1928-1982) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury fantastycznej. Początkowo słabo znany wśród fanów właściwej science fiction, zaś odtrącany przez główny nurt literatury (tzw. mainstream) ze względu na etykietkę pisarza sci-fi, z czasem zdobył uznanie i poważanie jako protoplasta prozy łączącej elementy klasyczne z psychodelią i swoiście pojmowanym solipsyzmem. W twórczości pisarza dominuje kilka stałych, często powtarzających się motywów, do których z uporczywością powracał. Głównymi obsesjami Dicka były kwestie tożsamości i prawdziwości osoby ludzkiej. Na jego twórczość duży wpływ miały doświadczenia osobiste: śmierć siostry bliźniaczki w dzieciństwie, liczne (anegdotyczne wręcz) kłopoty z kolejnymi żonami, przyjmowanie używek oraz prawdopodobna (nigdy wyraźnie niestwierdzona) schizofrenia paranoidalna.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. Valis

Tematyka/ Nieważne już, czy Bóg istnieje, czy nie. Wszechświat zbudowany jest z losowych fluktuacji chaosu, które przypadkowo organizują się w byty, coraz bardziej uświadamiające sobie ten fakt. Życie jest zaciąganiem kredytu u wszechświata, który trzeba będzie kiedyś spłacić – na szczęście rezerwuar cząstek, stanowiący kapitał potrzebny do jego obsługi, zdaje się niewyczerpany. Skoro jednak zadłużamy się u entropii, najpotworniejszego z wszystkich lichwiarzy, to musimy jakoś uzasadnić samą potrzebę długu. Celowość, transcendencja, obietnica życia wiecznego, szukanie sensu życia, ciągłe próby integracji naszych „prywatnych kosmosów” z „kosmosem publicznym” – szukanie Boga i wyższej konieczności wydaje się najprostszą drogą.

Główny motyw/ Narratorem tej dziwacznej pod każdym względem, kultowej w kręgu miłośników SF powieści jest sam P. K. Dick, skrywający się pod pseudonimem Koniolub Grubas (ang. Horselover Fat). Jego przyjaciółka nieoczekiwanie i z niewiadomych powodów popełniła samobójstwo, co skłoniło bohatera do zastanowienia się nad sensem życia i śmierci, kwestią istnieniem boga oraz prawdziwym znaczeniem pojęć dobra i zła. W tych wysiłkach pomagają mu przyjaciele: żarliwy katolik David, negatywnie nastawiony do sprawy sceptyk Kevin oraz Sherri, dziewczyna umierająca na raka. Spotykają się regularnie i dyskutują, przy czym najczęściej zadawanym pytaniem jest logiczna sprzeczność istoty boskiej: skoro bóg jest tak wielki i tak dobry, jak się przyjmuje, dlaczego pozwala, by na świecie było tyle zła i niezasłużonego cierpienia? Wkrótce jednak Koniolub zaczyna odbierać dziwne sygnały z otaczającego świata, wydaje mu się, że jakaś kosmiczna obecność próbuje nawiązać z nim kontakt. Trafia do szpitala psychiatrycznego, angażuje się w pełen samopoświęcenia, masochistyczny związek ze śmiertelnie chorą Sherri. Niemal jednocześnie, najbardziej zdroworozsądkowy z całego towarzystwa Kevin, podczas przypadkowego wypadu do kina natrafia na film pod tytułem Valis, i zmusza przyjaciół do jego obejrzenia. Okazuje się, że produkcja ta nie tylko udziela odpowiedzi na większość zadawanych przez bohaterów pytań, ale i pozwala na bezpośredni kontakt ze współczesnymi Przyjaciółmi Boga. Wychodzi na jaw, że nowy (piąty z kolei, między innymi po Buddzie i Chrystusie) zbawiciel ma niedługo przyjść na świat…

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nie wiedział wtedy, że utrata zmysłów bywa czasami najwłaściwszą reakcją na rzeczywistość”.

„Jedną z największych łask Boga jest to, że trzyma nas w ciągłej niewiedzy”.

„Większość szaleństw można utożsamiać z dziwacznością i teatralnością”.

„Bóg w łaskawości swojej zasłania przed nami nie tylko przyszłość, ale i przeszłość”.

„Jestem z zawodu pisarzem science fiction i robię w fantazjach. Całe moje życie jest fantazją”.

„Kiedy człowiek szykuje się na tamten świat, nie przejmuje się drobiazgami”.

„Przejmowała się cenami narkotyków tak, jak normalne kobiety przejmują się ceną kawy”.

„Nie służymy ludziom dla siebie, to wszechświat podejmuje pewne decyzje i na podstawie tych decyzji jedni ludzie żyją, a inni umierają”.

„Chorzy umysłowo nie stosują zasady brzytwy Ockhama – wyjaśniania danej grupy faktów za pomocą najprostszej teorii. Oni ulatują w barok”.

„Bóg jednych ludzi leczy, a innych zabija”.

„Pewnie gdzieś tam wśród masy chłamu kryją się wszystkie tajemnice wszechświata”.

„Bóg albo jest bezsilny, albo głupi, albo mu gówno zależy. Albo wszystko naraz”.

„(…) wszechświat składa się z nieszczęść i nienawiści i w końcu każdego załatwi”.

„Dla niego kot jest symbolem wszystkiego we wszechświecie, czego nie rozumie”.

„Skończyła się epoka narkotyków i wszyscy rozglądali się za jakąś nową obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała się, dzięki Grubasowi, teologia”.

„Jak zauważył Platon, Dusza Świata zawiera element irracjonalny”.

„Nieskończone miłosierdzie Boże nie wykazuje żadnej logiki w kontekście rozważań praktycznych”.

„Teraz więc dowiedział się czegoś jeszcze na temat bycia wariatem: człowiek nie tylko ląduje za kratkami, ale jeszcze musi za to słono zapłacić. Można mu wystawić rachunek za to, że jest wariatem”.

„Za każdą istotą, która biega, lata, skacze czy pełza, podąża nemezis, przed nią nikt nie ujdzie, ona każdego w końcu dopadnie”.

„Wszechświat ma taki sens, jaki my mu nadajemy”.

„Nie upadliśmy z powodu błędu moralnego, upadliśmy z powodu błędu intelektualnego, polegającego na tym, że braliśmy świat zjawisk za rzeczywisty”.

„(…) biada komuś, kto nosi w sobie drugą osobowość głupią albo złą!”.

„Mówi się o snach, że są >kontrolowaną psychozą< albo, innymi słowy, psychoza jest snem, który dochodzi do głosu na jawie”.

„Czy nie jest oksymoronem powiedzenie >nie jestem sobą?<”.

„W środku irracjonalnego wszechświata rządzonego przez irracjonalny Umysł staje człowiek racjonalny (…)”.

„Najwięcej sensu ma to, co nie ma sensu (…)”.

„DNA. Pamięć genetyczna”.

„Wiara zachwiana przez odkrycie, że to, w co wierzyliśmy, rzeczywiście istnieje: oto paradoks pobożności”.

„Erupcja ze zbiorowej nieświadomości, jak uczył Jung, może wymazać indywidualne ego”.

„Trucizny w niewielkich dawkach są lekarstwami”.

„Ale to, co boskie, i to, co straszne, jest tak sobie bliskie”.

„Nie będziecie mieć innych bogów prócz siebie, czasy, w których wierzyliście w innych bogów, dobiegają kresu i kończą się na zawsze”.

„Nie mogąc zapełnić powstałej próżni rzeczywistością, zapełniłeś ją fantazjami”.

„W takim  razie prawdziwym imieniem religii jest śmierć”.

 Philip K. Dick żył w okresie obfitującym w wielkie wydarzenia, jak Wielki Kryzys, II wojna światowa, pierwsze loty w kosmos czy rewolucja informatyczna. Napisał kilkadziesiąt powieści, na których odcisnęły one wyraźne piętno. Czytelnik, gdy już wydaje mu się, że wie, na czym polega koncepcja książki, zostaje nagle dość brutalnie wyprowadzony z owego mniemania, a fabuła okazuje się nie tylko w absurdalny sposób zagmatwana, ale i pełna zwrotów akcji, logicznych niejasności i paradoksów. Zarówno tych typowych dla literatury SF, czyli czasoprzestrzennych, jak i ogólniejszych, ideowych. Wszystko to jest dodatkowo doprawione dużą dawką filozofii i często chaotycznie stopionych ze sobą fragmentów rozmaitych kultów, wierzeń i oficjalnych religii. A do tego wszystkiego przyprószone, z reguły z lekka, pewną wiedzą naukową. Wszechobecne są tu charakterystyczne dla stylu Dicka elementy, takie jak spisek, tajemnice, agencje rządowe, ludzie o zdolnościach paranormalnych, kosmici czy podróże kosmiczne (odbywające się prawie zawsze jedynie jako tło akcji i nie tłumaczone od strony technicznej). Wreszcie – nadnaturalna obecność, przejawiająca się to jako obca forma życia, to jako bóg tego czy innego rodzaju, to jako sygnał radiowy dochodzący wprost z nieba, czy też po prostu wrażenie ogólnego chaosu i rozkładu rzeczywistości. W kontekście tego wszystkiego tendencja Dicka do szukania spisków i dziur w całym, do nieco zaburzonego pojmowania rzeczywistości, wcale już nie dziwi.

Narratorem powieści „Valis” jest pisarz fantastycznonaukowy Phil Dick, który opisuje „szaleństwo” swojego przyjaciela Konioluba Grubasa. Grubas doświadczył szeregu silnych przeżyć, w wyniku których doszedł do przekonania, że jakiś obcy satelita przekazuje mu wiadomości z przestrzeni kosmicznej, i namówił grupę przyjaciół, żeby szukali dowodów jego istnienia. Grupa w końcu dociera do domu brytyjskiego muzyka rockowego, Erica Lamptona. Oglądają u niego film, który Lampton sfinansował. Wynika z niego, że inni mają podobne doświadczenia. Uświadamiają sobie, że dwuletnia córka Lamptona, Sophia, jest gnostycznym wcieleniem Świętej Mądrości (Hagia Sophia). Niestety, dziewczynka przypadkowo ginie. Grubas jednak się nie poddaje i wyrusza w podróż po świecie, by znaleźć następne wcielenie „Świętej Mądrości”. Książka „Valis”, oferuje nam bardzo osobiste (i dziwne!) spojrzenie na zawiłości umysłu Philipa K. Dicka. Jest on nastawiony na odkrycie prawdziwej natury religii i jej przejawów w prawdziwym świecie. „Valis” to teologia, która próbuje znaleźć wspólną płaszczyznę między różnymi religiami świata, sugerując istnienie siły wyższej, wysyłającej swoje przesłanie na Ziemię poprzez bogów i przywódców religijnych czy mistyków. To dopiero początek, ponieważ Dick oferuje wszelkiego rodzaju wyjaśnienia tego, co postrzegamy jako nasze wyobrażenie wszechświata, od informacji jako żywej plazmy, która przenika każdego człowieka, po toczącą się bitwę między siłami dobra a imperium zła, istniejącego od zarania dziejów.

Imię i nazwisko Koniolub Grubas ma zaszyfrowane znaczenie. „Koniolub” to po grecku fillpos, dick zaś po niemiecku oznacza „grubasa”. Koniolub Grubas i Phil Dick to jedna i ta sama osoba. Istotnie autor każe Grubasowi doświadczać wszystkich zjawisk z lutego i marca 1974 roku, których doświadczył sam autor. W rezultacie mamy autora (Philipa K. Dicka), który każe literackiemu (Philowi Dickowi) opisywać przeżycia innej postaci literackiej (Konioluba Grubasa), odzwierciedlające prawdziwe doświadczenia autora. Nic dziwnego, że koleżanka Dicka po piórze, Ursula La Guin, nazwała go „amerykańskim Borgesem”. Oparty na osobistych doświadczeniach, które przydarzyły się Dickowi w marcu 1974 roku, „Valis” jest czymś więcej niż tylko opowieścią science fiction. Oślepiło go wtedy rzekomo różowe światło wysłane przez Boga (lub jakąś inną skondensowaną twórczą energię), które poza zmianami w świadomości spowodowało zwiększenie zdolności poznawczych i poszerzenie zakresu wiedzy. Jakże zdziwić się musiał któregoś dnia, kiedy okazało się, że zamiast charakterystycznych zatłoczonych amerykańskich ulic widzi starożytny Rzym, nakładający się na obraz Kalifornii lat 70. W tym samym czasie w głowie pisarza rodziły się myśli w języku koine (określenie powszechnej formy języka greckiego, która zastąpiła klasyczny język starogrecki, używana do czasów późnoantycznych – ok. 300 p.n.e. – 300 n.e.). Ponadto ów promień przekazał mu informację o niewykrytej chorobie jego małego synka – Christophera, która okazała się prawdą. „Twój syn ma nierozpoznaną prawą przepuklinę pachwinową, która perforowała powłokę brzuszną i przedostała się do moszny” – usłyszał Dick podczas słuchania muzyki. Jest to złożony obraz wszechświata, który wydaje się pochodzić z umysłu obłąkanego pacjenta psychiatrycznego, mającego obsesję na punkcie pomagania ofiarom, które nie mogą pomóc same sobie i są zdeterminowane, aby popełnić samobójstwo. Pokręconą częścią powieści jest to, że w miarę upływu historii nabiera coraz większego sensu, wciągając czytelnika w szalony sposób myślenia. Podczas gdy w całej książce występują halucynacje urojeniowe, większość światopoglądu Dicka wywodzi się ze starożytnej mądrości i wierzeń religijnych. Nie dopatruję się w tym nic dziwnego, ponieważ prorok i szaleniec posiadają taką samą moc. Autor czerpał wiele poglądów z przedchrześcijańskiego mistycyzmu, greckiego gnostycyzmu oraz żydowskiej Kabały. Podobnie jak w przypadku innych powieści Dicka, czytelnik często zastanawia się, które części w książce są prawdziwymi doświadczeniami autora, a które są tylko jego literackimi fantazjami. „Valis” jest napisany w pierwszej osobie, gdy opowiada o Koniolubie Grubasie, swoim alter ego. Jego choroba psychiczna (schizofrenia paranoidalna) odgrywa główną rolę w tej powieści, reprezentując brak wiary Dicka w Boga. Dalej, w miarę rozwoju wydarzeń, zacierają się różnice między prawdą a fikcją, Dick omawia w ten sposób swoje wcześniejsze książki i karierę pisarską. 


Zasadnicza część powieści składa się w zasadzie z serii rozmów i wewnętrznych monologów na temat boskiej natury. Jest to odpowiedź na incydent z „różową wiązką światła", która kiedyś oślepiła autora, jak podczas nawrócenia Szawła z Tarsu, późniejszego św. Pawła. Wszystko to jest dość interesujące, ale tak naprawdę nie jest to powieść w normalnym tego słowa znaczeniu. Śledzimy wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości, głównie dotyczące konsekwencji samobójstw lub prób samobójczych bohaterów. Dopiero po około 180 stronach zaczyna się akcja powieści. „Valis” składa się w zasadzie z obszernej dyskusji filozoficzno-teologicznej na temat teorii, które obejmują między innymi takie tematy jak: wszechświat jako informacja; wszechświat jako hologram; kosmologia dwóch bóstw, w której niższy stwórca sieje spustoszenie na świecie, podczas gdy wyższe bóstwo próbuje go powstrzymać; ludzkość jako potomkowie rasy trójokich istot z Syriusza. Pojawiają się też dwie rzeczywistości: jedna to Rzym około 70 roku n.e., a druga to Stany Zjednoczone w roku 1974. Postrzeganie wszechświata jako „Czarne Żelazne Więzienie”, z którego nie możemy uciec. Wszystko to jest bardzo interesujące, raczej oszałamiające i ostatecznie (przynajmniej dla mnie) więcej niż pouczające. To teologia science fiction. Jak podkreślił narrator książki: „Skończyła się epoka narkotyków i wszyscy rozglądali się za jakąś nową obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała się, dzięki Grubasowi, teologia”.

Philip K. Dick zastanawia się nad możliwością istnienia istoty boskiej. Prawdziwe pytanie (tak jak ja to widzę) nie brzmi: „dlaczego są objawienia?”, tylko: „dlaczego jest ich tak mało?”. Kluczową koncepcją, mogącą dać odpowiedź na to pytanie, jest idea deus absconditus, boga ukrytego, utajonego albo nieznanego. Koncepcja ukrytej boskości użyta została po raz pierwszy w księdze Izajasza: „Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco!” (Iz 45,15). Teolodzy wyjaśniają, że istnienie Boga nie jest oczywiste, że Bóg niejako ukrywa się przed ludźmi i daje się poznać w sposób niedający całkowitej pewności. Stąd mówimy, że prawdziwy Bóg ma zwyczaj się ukrywać. Dwa i pół tysiąca lat minęło od czasu, gdy Heraklit napisał: „Ukryta struktura potężniejsza jest od jawnej”. Ciekawie także autor podnosi kwestię czasu. Czy jeżeli czas może się zmieniać w przestrzeń, to przestrzeń może się zmieniać w czas? Powołuje się na rumuńskiego historyka religii, religioznawcę, indologa, filozofa kultury Mircea Eliade, który twierdził, że przezwyciężenie czasu to podstawowy cel mitycznego rytuału i sakramentów. Na przykład Koniolub Grubas stwierdził, że mówi językiem używanym przed dwoma tysiącami lat, językiem, w którym pisał Paweł z Tarsu. Tutaj czas zmienia się w przestrzeń. Grubas opowiada o fenomenie związanym z jego spotkaniem z Bogiem: nagle krajobraz Kalifornii w roku 1974 zaczął się rozpływać i pojawił się krajobraz Rzymu w pierwszym wieku po Chrystusie. Doznał przez chwilę nakładania się obrazów, „jak to widuje się w filmie albo w fotografice”. Czy kiedyś istniał rzeczywisty czas, a także rzeczywisty świat, a teraz mamy fałszywy czas i fałszywy świat, rosnący niczym jakaś bańka mydlana i zmieniający wygląd, ale tak naprawdę statyczny? Czas święty jest  odwracalny, to uobecniony praczas mityczny, a święto religijne polega na aktualizowaniu jakiegoś sakralnego wydarzenia, które dokonało się w przeszłości mitycznej, „na początku”. Istnieje zatem   możliwość ciągłego odzyskiwania, powtarzania czasu mitycznego. Czas mityczny, to czas uświęcony przez bogów w trakcie ich dzieł, które święto aktualizuje. Człowiek żyjący w dwóch czasach (świętym i codziennym, świeckim) występuje pod aspektem czasu okrężnego, odwracalnego, dającego się określić jako rodzaj mitycznej teraźniejszości, w której człowiek włącza się na jakiś czas za pośrednictwem obrzędów. Potwierdził to Pascal, który napisał, że „Cała historia to jeden nieśmiertelny człowiek, który nieustannie się uczy”. (Dzisiaj powiedzielibyśmy, że się udoskonala, chociaż praktyka temu przeczy).

„Do najbardziej radykalnych poglądów religijnych znanych Zachodowi należy wiara, że jesteśmy różnymi postaciami Boga, które zstąpiły do tego świata-więzienia, dobrowolnie tracąc pamięć, tożsamość i nadprzyrodzone moce (zdolności), a wszystko to można odzyskać przez anamnezę (lub mistyczne zjednoczenie). (…) Uznawany jest on za Wielkie Bluźnierstwo: powielenie grzechu pierworodnego, o którym mowa w Pierwszej Księdze Adama i Ewy oraz w Księdze Rodzaju. Za tę pychę i ambicję (twierdzi ortodoksja) zostały nam nakazane nasz pierwotny upadek, banicja oraz kara, nasze wygnanie z pierwotnego domu, z rajskiego ogrodu, oraz nasze uwięzienie. (…) Przede wszystkim, jesteśmy tu dobrowolnie. Nie zgrzeszyliśmy i nie zostaliśmy ukarani; wybraliśmy to zejście. Dlaczego? Aby tchnąć boskość w najniższe warstwy stworzenia i tak powstrzymać jego rozkład – zapaść jego niższej dziedziny. (…) Mówiąc w języku tradycyjnym, niebo (górna dziedzina) i ziemia (dolna dziedzina) rozdzielały się, utrzymując życie w dolnej z dala od ich pierwotnego (górnego) odpowiednika. Można to postrzegać jako rozpad samego Boga (…) na dwie połowy, gdzie niższa postać wszechświata to Bóg wyrażony fizycznie w czasie i przestrzeni.” – zanotował swoje spostrzeżenia Philip K. Dick w swojej „Egzegezie” w 1978 roku. Gdyby Dick – ze swoimi pasjami, niepokojami i predylekcjami do stanów quasi-mistycznych – urodził się w innym stuleciu, zostałby zapewne herezjarchą (który niewątpliwie raczej wcześniej niż później wzbudziłby zainteresowanie inkwizycji…) Choć z drugiej strony trylogia „Valis” dowodzi, że nawet pod koniec życia nie pozbył się zdrowej dawki autoironii i dozy sceptycyzmu wobec własnych przemyśleń. Zagubiony w XX wieku w Kalifornii, której dorobek kulturalny (z kontrkulturą włącznie) oceniał ambiwalentnie, przebrał się za pisarza fantastycznonaukowego, świadomego przecież kostiumu. „Nie jestem powieścio­pisarzem, tylko beletryzującym filozofem, swoje zdolności pisarskie wykorzystuję jako narzędzie do wypowiadania mojego postrzegania świata” – pisał o sobie na rok przed śmiercią. „Filozofię” należy w jego przypadku rozumieć nie tyle jako miłość mądrości, ile miłość Boskiej Mądrości, tęsknotę do Światła, które – być może – dotknęło go w serii wizji z roku 1974. „To pojawiło się – w żywym ogniu, z błyszczącymi kolorami i zrównoważonymi wzorami – i uwolniło mnie od wszelkiej niewoli, wewnętrznej i zewnętrznej”[2] – notował w zachwyceniu.

W powieści „Valis” Philip K. Dick przygląda się naturze rzeczywistości i siłom odpowiedzialnym zarówno za jej tworzenie, jak i niszczenie. Moc stworzenia buduje sztuczne rzeczywistości, które następnie zostają rozbite wskutek wzrostu entropii, szaleństwa i biologicznego rozkładu. Główni bohaterowie powieści Philipa K. Dicka dążą do zespolenia oddzielonych fragmentów rzeczywistości i odkrycia prawdy dotyczącej świata, lecz zawodzą w swych staraniach. Ich rzeczywistości są bowiem zniszczone poza jakąkolwiek możliwością naprawy, a świat ogarnięty jest chaosem i brakiem racjonalności. W powieści „Ubik” kilka oddzielnych rzeczywistości składa jedno nieuporządkowane multiwersum, natomiast w „Valis” to główny protagonista tworzy własne, zachwiane rzeczywistości będące odpowiednikiem aspektów jego własnego umysłu. W chwili obecnej, gdy od momentu śmierci autora „Valis” mija niemal czterdzieści lat, jego dorobek wciąż nabiera znaczenia. Współcześnie mało kto pozwoliłby sobie – co podkreślają amerykańscy badacze – na nazwanie laureata Nagrody Hugo „tandetnym pisarzem” czy fabrykantem „śmieciowej” science fiction, wręcz przeciwnie – coraz częściej przyrównuje się go do największych talentów historii literatury, wymieniając w rzędzie takich niekwestionowanych znakomitości literackich jak: Herman Melville, Henry James, Walt Whitman, William Faulkner czy Thomas Pynchon – a to zaledwie niewielki wyimek korowodu uznanych sław. Z coraz większą atencją zajmująca się Dickiem krytyka literacka zdecydowanie częściej określa go dziś mianem „jednego z największych filozofów XX wieku”, wyraźnie stroniąc od szufladkowania w rejonach trywialnej literatury spod znaku pulp: „Dick, mimo etykietki autora tandetnej science fiction, jawi się jako jeden z poważniejszych myślicieli, którego twórczość dostarcza wielu istotnych informacji na temat współczesnej kultury ery cyfrowej” – konkluduje jedna ze współczesnych interpretatorek jego pisarstwa Lejla Kucukalic. [3]

 

 


[1] Vast Active Living Intelligence System (Rozległy Czynny Żywy System Informatyczny).

[2] Fragment tzw. Egzegezy: „pisanego przeważnie ręcznie dziennika, liczącego około ośmiu tysięcy stron”, w którym Philip Dick rozważał swoje doświadczenia z lutego i marca 1974 r. i komentował powstałą w ich wyniku powieść Valis.

[3] L. Kucukalic, Philip K. Dick: Canonical Writer of the Digital Age (Studies in Major Literary Authors), New York 2008.