„Słońce
też wschodzi”
Ernest Hemingway
Autor/
Pisarz, dziennikarz, sportowiec, myśliwy.
Urodził się w Chicago, jako drugie z szóstki dzieci. W 1917 roku rozpoczął
pracę dla dziennika Kansas City Star. Rok później zgłosił się na ochotnika jako
kierowca ambulansu na włoskim froncie, gdzie został ciężko ranny, ale
odznaczony za swoją służbę. Te doświadczenia posłużyły za inspirację dla jego
powieści „Pożegnanie z bronią”. Powrócił do Stanów w 1919 roku i w 1921 ożenił
się z Hadley Richardson, pierwszą z czterech żon. W 1922 r. był reporterem w
czasie wojny grecko-tureckiej, po czym zrezygnował z dziennikarstwa na rzecz
poświęcenia się pisarstwu. Podczas swojego pobytu w Paryżu znalazł się pod
wpływem modernistów. Jako pisarz rozpoczynający karierę po Wielkiej Wojnie,
jego styl i koncepcje literackie kształtowały się w reakcji i opozycji do wojny
oraz złożonemu stylowi XIX-wiecznych pisarzy. Hemingway uważał, że motywy
pisarza nie powinny być częścią tekstu, ale znajdować się „pod powierzchnią” -
nazwał to „teorią lodowca”. Jego styl był zwięzły, pozbawiony ozdobników,
rzadko korzystał ze zdań złożonych. To ekonomiczne wykorzystanie języka wywarło
silny wpływ na literaturę XX wieku.
Tłumaczenie/
Bronisław Zieliński
Tytuł
oryginału/ an-us The sun also rises
Tematyka/ Kontrowersyjny
debiut portretuje traumy i nadzieje straconego, amerykańskiego pokolenia, które
próbuje odnaleźć się w powojennej rzeczywistości (po pierwszej wojnie
światowej). Aspirujący młodzi artyści, skupieni wokół paryskich kawiarni,
spędzają czas na zabawie i romansach. Gdzieś pomiędzy kolejnymi kieliszkami
wypitego alkoholu obnażają przed nami swoje lęki i szukają - antidotum na nie. Bohaterowie
Hemingwaya są skonstruowani zwięźle i prosto, co stanowi o ich sile — to nie
skomplikowane koncepty psychologiczne, lecz zdewastowane egzystencją proste
dusze, napędzane obsesją widoczną na pierwszy rzut oka.
Główny
motyw/ W epigrafie książki „Słońce też wschodzi”
(1926) Ernest Hemingway napisał: „Wszyscy jesteście straconym pokoleniem”.
Pierwotnie zostało to powiedziane przez jego przyjaciółkę, pisarkę Gertrudę
Stein, aby opisać grupę pisarzy, którzy tworzyli w okresie powojennym.
Przeżywszy okropności pierwszej wojny światowej, czuli się niezdolni do
połączenia się z przedwojennymi wartościami i przekonaniami. Książka „Słońce
też wschodzi” opowiada historię grupy amerykańskich i brytyjskich emigrantów,
którzy wybierają się na festiwal San Fermin w Pampelunie. Fabuła jest prosta,
ale powieść dogłębnie bada złożoną rzeczywistość uczuć odczuwanych w okresie
powojennym.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„W
szkole wojskowej, gdzie przygotowywał się do studiów w Princeton i był bardzo
dobrym graczem skrzydłowym drużyny piłkarskiej, nikt nie obudził w nim
świadomości rasowej. Dopiero w Princeton dano mu odczuć, że jest Żydem, a zatem
czymś odmiennym od innych”.
„Wszystkie
kraje wyglądają dokładnie tak samo jak w kinie”.
„W
robocie dziennikarskiej, w której do najistotniejszych zasad postępowania
należy stwarzanie pozorów, że nigdy się nie pracuje, jest rzeczą bardzo ważną
wynaleźć takie zręczne sposoby ucieczki”.
„Nie
można uciec od samego siebie przenosząc się z miejsca na miejsce. To nic nie
daje”.
„Ale
czy nie płacimy w życiu za wszystko, co robimy?”.
„Ogromnie
łatwo jest być twardym za dnia, ale w nocy to zupełnie inna sprawa”.
„To
wino jest za dobre na toasty, droga pani. Nie należy łączyć wzruszeń z takim
winem. Zatraca smak”.
„Tak
się powinno robić. Podróżować, dopóki człowiek jest młody”.
„Wiecie,
jakie są panie. Jeżeli człowiek zabierze butelczynę albo skrzynkę piwa, zaraz
myślą, że to już piekło i zatracenie”.
„Ale
to jest dowód potęgi Kościoła katolickiego. Szkoda, że panowie nie jesteście
katolicy. Wtedy na pewno dostalibyście obiad”.
„Cohn
miał zdumiewającą zdolność do tego, że powodował ujawnienie się w każdym
najgorszych cech”.
„-A
jakim sposobem zbankrutowałeś? – zapytał Bill. -Na dwa sposoby – odpowiedział
Mike. -Stopniowo, a potem nagle”.
„-On
ją nazywa Kirke – rzekł Michael. -Twierdzi, że przemienia mężczyzn w
świnie”.
„Przede
wszystkim trzeba być zakochanym w kobiecie, żeby mieć podstawę przyjaźni”.
„Chciałbym
jedynie wiedzieć, jak żyć na tym świecie. Może jeżeli ktoś się dowie, jak
trzeba żyć, znajdzie odpowiedź, o co w ogóle chodzi”.
„Zabawne,
jak człowiek obojętnieje na krew”.
„A
więc to tak. Tak się dzieje. Najpierw wyprawia się kobietę z jednym mężczyzną.
Potem przedstawia się jej drugiego po to, żeby z nim wyjechała. A teraz jedzie
się samemu, żeby sprowadzić ją z powrotem. I kończy się telegram
serdecznościami”.
„Słońce
też wschodzi” to najważniejsza powieść powojenna Ernesta Hemingwaya z roku
1926. W tej powieści Hemingway koncentruje się na sztuczności i desperacji
życia, które było konsekwencją traumy spowodowanej I wojną światową. Zajmuje
się powojennym rozczarowaniem, moralnym nieporządkiem, wszechobecnym cynizmem i
niewiarą w ustalone wartości. Hemingway sportretował ludzi straconych dla
świata, pogubionych, przegranych wskutek udziału w I wojnie światowej i
wykolejenia emocjonalnego w związku z tym, że po tak silnych przeżyciach trudno
im było wrócić do normalności. Sam tytuł jest nawiązaniem do epigrafu będącego
fragmentem biblijnej Księgi Koheleta: „Pokolenie przychodzi i pokolenie
odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi, i na
miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi.” (Koh 1:6). Centrum
narracji jest Paryż, zatłoczony, drogi i bezbożny. Ale jeśli jesteś młody,
(jeśli jesteś) zdrowy, jeśli masz pieniądze i (jeśli) dołączają do ciebie
przyjaciele, Paryż jest nieporównywalnie genialny. Jednak Miasto Świateł bardzo
szybko traci swój blask. Model nowoczesnego miasta, paryskie oświecenie,
pozostawiło ówczesnym ludziom zbezczeszczone świątynie i Panteon dla zmarłych.
I nikt się do ciebie nie uśmiecha, chyba że próbuje zdobyć twoje pieniądze.
Chociaż nigdy się o tym nie mówi, wojna rzuca ponury cień na książkę,
przypominając wszystkim zaangażowanym, że życie jest całkowicie daremne, a
śmierć całkowicie nieunikniona. Bóg umarł na polach śmierci pod Sommą. Karabiny
maszynowe, jak się okazało, nie były w stanie odróżnić markiza od nisko
urodzonego szeregowca. Ograniczenia małżeństwa, które zawsze były tylko cnotą
klasy robotniczej, teraz wydawały się osobliwe w odrzuconym świecie. Ale z
drugiej strony nie ulega również wątpliwości, że „Słońce też wschodzi” jest
powieścią o kilku płaszczyznach znaczeniowych i dlatego istnieje pewna
dowolność w odczytaniu jej naczelnej intencji. Powieść składa się z trzech
ksiąg, będących trzema aktami dramatu. Akt pierwszy rozgrywa się w Paryżu,
spełnia rolę ekspozycji, na jej treść składają się, obok obrazu środowiska,
życiorysy trzech głównych bohaterów: Jake’a, Brett i Cohna. W księdze drugiej
Jake i Bill dużo jedzą, mocno piją, łowią ryby, czasem czytają. Księga trzecia
jest finałem.
Głównym
bohaterem i narratorem jest amerykański dziennikarz Jake Barnes. Kocha on z
wzajemnością Angielkę, lady Brett Ashley. Ale romansu nie będzie – ich miłość musi pozostać niespełniona z
powodu ran, jakie odniósł na wojnie. On wydaje się pogodzony z losem, stara się
nie myśleć o swoim kalectwie. Ona się miota i sypia z kim popadnie. Oboje ostro
piją, podobnie jak ich towarzystwo złożone z pisarzy, artystów, arystokratów i
obiboków. Najpierw w Paryżu, później w Hiszpanii, dokąd udają się łowić ryby i
oglądać walki byków podczas Sanfermines w Pampelunie. Jake Barnes, jak
jego koledzy, jest gwałtownie odarty z wiary w sens życia. Poharatany przez
pocisk, nie może współżyć z pociągającą go lady Brett Ashley, która odwzajemnia
jego uczucia i sygnalizuje cierpiętnicze gesty, ale trafia w ramiona innych
mężczyzn. Jake nie skarży się i nie filozofuje, w powojennym chaosie szuka
prawd najprostszych: „Chciałbym jedynie wiedzieć, jak żyć na tym świecie. Może
jeżeli ktoś się dowie, jak trzeba żyć, znajdzie odpowiedź, o co w ogóle
chodzi”.
„Słońce też wschodzi” zaczyna się od dość niepochlebnego przedstawienia przez Jake'a Barnesa jednego ze swoich kolegów, Roberta Cohna. To właśnie na kartach tej powieści Hemingway próbuje uporać się z własnym antysemityzmem, przynajmniej poprzez swoje fikcyjne postacie. Jake Barnes ocenia Cohna biorąc pod uwagę jego żydowskość. Cohn jest określany jako „Żyd” od pierwszych stron. Jake omawia nawet nos Cohna, stwierdzając, że spłaszczenie go przez boks „niewątpliwie wyszło na dobre jego nosowi”. W powieści „Słońce też wschodzi” motyw antysemityzmu pojawia się wielokrotnie. Robert Cohn spotyka się z kilkoma antysemickimi uwagami w całej powieści, co ma na niego negatywny wpływ, ponieważ jest traktowany inaczej i często pogardzany. Robert Cohn pochodził z jednej z najbogatszych rodzin żydowskich w Nowym Jorku, uczęszczał do Princeton i został mistrzem boksu wagi średniej. Bycie Żydem chodzącym do Princeton sprawiło, że Cohn czuł się zgorzkniały, onieśmielony i gorszy. Narrator tej powieści, Jake, który chodził do szkoły z Cohnem, mówi, że Cohn tak naprawdę nie lubił boksu, ale używał go, „ażeby przeciwdziałać poczuciu niższości i onieśmielenia (…)”.
Kolejnym
centralnym punktem powieści jest motyw „tajemniczej rany” Jake'a Barnesa,
ponieważ główny bohater powieści to postać wykastrowana z powodu odniesionych
ran wojennych (wiemy, że Jake Barnes na froncie włoskim stracił penisa). Innymi
słowy, Jake Barnes był człowiekiem zranionym w genitalia w taki sposób, że jego
popęd seksualny pozostawał nienaruszony, ale jego zaspokojenie było niemożliwe.
Sugerowałoby, że tematem powieści Hemingwaya jest bezpłodność współczesnego
świata. Uważam, że tajemnicza rana Jake'a Barnesa jest emblematyczną
reprezentacją woli, z jej dwoma aspektami: nieskończoną zdolnością do tworzenia
pragnień i niemożnością znalezienia trwałej satysfakcji, sprzeczność w samym
sercu ludzkiego cierpienia. Odwołując się do bardziej realistycznej symboliki,
na przykład do Schopenhauera, który dosadnie stwierdza, że „genitalia są
właściwym ośrodkiem woli, a zatem przeciwnym biegunem mózgu,
reprezentującego poznanie, tj. drugą stroną świata, świat jako przedstawienie.
Tamte są zasadą zachowania życia, zapewnienia wiecznego życia czasu, i tę ich
właściwość Grecy czcili w postaci fallusa, Hindusi jako lingam – są to zatem
symbole potwierdzenia woli życia. Natomiast poznanie daje możliwość usunięcia
pragnień, wyzwolenia przez wolność, przezwyciężenia i zniszczenia świata”.[1]
Walki
byków to rytuały związane z raną Jake'a. Byk jest symbolem seksualności, siły i
witalności. Dostrzegamy to podczas ranienia i zabijania zwierząt przez
toreadorów. Samo istnienie jest nieustannym cierpieniem i jest po części
żałosne, po części przerażające. Tradycją tragedii jest bez wątpienia
cierpienie, które bohaterowie powieści „Słońce też wschodzi” zadają sobie
nawzajem. Postacią najbardziej odpowiedzialną za prowokowanie do wzajemnych
niechęci jest Brett, z jej niestabilnością emocjonalną i strategiami, które
stosuje, aby prowokować pożądanie i wściekłą zazdrość u otaczających ją
mężczyzn. Robert Cohn porównuje ją do czarownicy Kirke: „On ją nazywa Kirke –
rzekł Michael. -Twierdzi, że przemienia mężczyzn w świnie”.
Kolejną
ważną cechą w „Słońce też wschodzi” to tematy zbrodni i kary, winy i pokuty,
grzechu i zbawienia. Bohaterowie, gdy dążą do swoich pragnień, pasji lub
ambicji, narażają się na poczucie winy. Katastrofa spada na nich jako kara lub
zadośćuczynienie. Obrazy brudu i czystości są podstawową strukturą powieści,
poczynając od kontrastu między Francją a Hiszpanią: „Przejechaliśmy granicę
hiszpańską. Był tam niewielki potok i most; po jednej stronie stali hiszpańscy
karabinierzy w napoleońskich kapeluszach z lakierowanej skóry i z krótkimi
karabinkami na plecach – a po drugiej tłuści, wąsaci Francuzi w kepi na
głowach”. Francja jest skorumpowanym, brudnym krajem, w którym kupuje się za
pieniądze wszystko. Hemingway wydaje się niemal tęsknić za światem
przednowoczesnym. W końcu wielu modernistycznych pisarzy było dość
konserwatywnych. A nawet gdyby chciał przywrócić cesarza, wydawało się, że nie
ma drogi powrotnej do 1913 roku. Rozwiązaniem, które odkrył Hemingway, w
najlepszym razie niedoskonałym, była Hiszpania.
Tak
jak pocisk artyleryjski na froncie zachodnim zmusił Jake’a Barnesa do
opuszczenia okopów, tak też trauma zmusza go do wyjazdu z dusznego od emocji
Paryża. Barnes, Brett i przyjaciele (którzy prawie wszyscy byli partnerami
seksualnymi Brett) udają się do Hiszpanii, aby wziąć udział w festiwalu San
Fermin, i w ekstrawaganckiej walce byków. Autor skrupulatnie opisuje granice
pomiędzy Francją a Hiszpanią, aby czytelnik zrozumiał, że jest to podróż nie
tylko geograficzna, ale także polityczna, duchowa i czasowa. Natychmiast po
przekroczeniu granicy z Hiszpanią Barnes wysiada ze swojego szybkiego pociągu –
pełnego wagonów restauracyjnych i drogich butelek wina – i wskakuje na dach
wiejskiego autobusu, dzieląc się strumieniami wina ze wspólnych bukłaków z opalonymi
baskijskimi tubylcami. Hiszpańska wieś jest błogo zacofana, miejscowi hojni w
wino i serdeczność, a letnie słońce uśmiecha się nieustannie. Wiejska wioska
rybacka ożywia jedną z form przednowoczesnego życia: sielankową, idylliczną,
pogodną. Następnie spotyka się ze swoimi przyjaciółmi w stolicy regionu,
Pampelunie. Stare miasto, wciąż zakorzenione w tradycji i wspólnotowych
strukturach przednowoczesnego społeczeństwa, (Pampeluna) daje wgląd w świat
miniony, świat wczorajszy, w którym instytucje społeczne nadal rządzą, a
sąsiedzi wciąż mają poczucie wspólnoty.
Gdy
tubylcy i miłośnicy walk byków zbierają się podczas festiwalu San Fermin,
powieść pędzi ku drugiej części. W żarliwej Pampelunie rzekomo katolickie
święto San Fermin zmienia się w pogańską ekstazę. Wino leje się strumieniami
bez przerwy w niemal bachicznym obrzędzie, fantastyczne fajerwerki eksplodują
nad głowami i nikt nigdy nie śpi. Pijane z wyczerpania – i alkoholu – i
napędzane czystą adrenaliną, całe miasto kołysze się i eksploduje w napadach
namiętności w rytm tętentu kopyt. Miłośnicy korridy, chcąc naśladować swoich
bohaterów matadorów, gonią paradujące byki po ulicach. Niektórzy umierają z
powodu stratowania lub zranienia rogiem byka. Tłumy gapiów przechodzą do Plaza
de Toros, aby następnie oglądać walki byków; wiwatują, gdy młodzi gladiatorzy zabijają
byka za bykiem na arenie.
Pampeluna to wrota prowadzące z
przednowoczesnego świata, którą Hemingway próbuje zachować dla nas jak w
bursztynie. Pampeluna upija się do szalonego uniesienia krwią i winem. Ale sami
matadorzy to ponura grupa ludzi. Wiedzą, że wkrótce mogą umrzeć. A jednak,
dzień po dniu, walka za walką, wracają na arenę, a wszystko to dla chwilowej
chwały. Ale nawet do tego zapomnianego zakątka świata wdziera się współczesny
świat. Karczmarz, przyjaciel Jake'a, pragnie chronić niczego nieświadomego
19-letniego Pedro Romero, najpiękniejszego, najbardziej bohaterskiego,
najbardziej walecznego torreadora, przed światem zewnętrznym. Kiedy amerykański
ambasador w Hiszpanii zaprasza Romero na kolację – z zamiarem skorumpowania go,
zarobienia na jego talencie ogromnych pieniędzy, a następnie porzucenia
go jak każdy inny tani produkt – karczmarz ukrywa zaproszenie przed Romero.
Niepokój przed nadchodzącą burzą kapitalizmu, która grozi zniszczeniem
wszystkich starych sposobów życia, przejawia się w intensywnym, gwałtownym
antysemityzmie bohaterów powieści. Robert Cohn jest złożoną postacią, Hemingway
przedstawia go jako człowieka, który musi znosić dużo agresji, aby zaskarbić
sobie sympatię czytelnika. Dowiadujemy się, że Cohn został genialnym bokserem,
tylko dlatego, aby bronić się przed nieustanną agresją w szkole
Princeton. Ale Cohn ostatecznie pełni w powieści rolę antagonisty do
którego prowadzi kilka antysemickich tropów, z których nie najmniej ważnym jest
pożądliwy żydowski złoczyńca, próbujący ukraść żonę innego mężczyzny. Jake i
jego towarzysze podróży obawiając się szybko zbliżającej się kapitalistycznej
przyszłości, przekierowują swoje lęki na społeczeństwo, które nieokiełznane
wybuchy antysemityzmu kierują przeciwko Cohnowi. I tu dochodzimy do ostatniego,
najbardziej zapadającego w pamięć przesłania powieści. Wydaną w 1926 roku
książkę czyta się teraz jak współczesną Kasandrę, desperacko wykrzykującą
ostrzeżenia przed tym, co ma nadejść. Już za siedem lat od jej wydania czarne
koszule Mussoliniego staną się absolutnym rozwiązaniem dla rozwiązłego świata.
W 10 roku swoich rządów faszyści Franco, żywiąc się egzystencjalnym lękiem
przed jutrem, który przenika historię Hemingwaya, powstaną, by zmusić Hiszpanię
do reakcyjnego odwrotu. W pewnym sensie Franco zagra rolę pierwszego męża lady
Ashley, zmuszając Hiszpanię do porzucenia nowoczesności na rzecz paskudnej,
prymitywnej tyranii. Ale czy Hemingway naprawdę był antysemitą? Czy
zastanawiał się może ktoś z czytelników, czy mistrz pióra Karol Dickens jest
antysemitą, kiedy przedstawił życie Żyda Fagina z „Oliwera Twista”? A może obaj
pisarze, Dickens i Hemingway, opisali problematykę stereotypów etnicznych w
swoich poruszających, złożonych powieściach o ludziach nękanych przez
uprzedzenia i wykluczenie?
Bohaterowie
niczym rewolucyjni kultyści rozumu, kłaniający się służalczo przed stworzonymi
przez siebie idolami, przyjaciele Barnesa na emigracji recytują jak mantrę
swoje rytualne afirmacje: Jak ci się podoba Paryż? Czyż nie jest to po prostu
uroczy? Wiecznie spłukani i moralnie zbankrutowani bohaterowie powieści „Słońce
też wschodzi” zdradzają, flirtują i tańczą w nocnych klubach – wszystko, by
upić się na tyle, aby nie dopadła ich plaga wspomnień. Wszyscy zdradzają
wszystkich i wszyscy czekają na sfinalizowanie swoich rozwodów, aby móc przejść
do następnego taniego romansu. W świecie, w którym nie ma moralnego centrum,
kłótnie małżeńskie stają się banałem. Robert Cohn, chudy i wielkogłowy
konkurent Jake'a, wyrzuca swoją byłą żonę z domu, mimo że nie stać go nawet na
200 funtów, aby wysłać ją z powrotem do Anglii. Arystokracja straciła wszelką
godność i znaczenie, czego uosobieniem jest postać hrabiego Mippipopolousa,
którego nazwisko musi być Hemingwayowską wersją dowcipu. Grecki hrabia (czy
naprawdę jest hrabią? Kto wie? Kogo to obchodzi?) jest grubym kapitalistą,
który jest właścicielem sieci sklepów ze słodyczami w Stanach. Jest całkowicie
szczęśliwy, że może odgrywać rolę rogacza, płacąc za randki i intymne tańce
Lady Brett i Jake'a, podczas gdy on tylko się na to patrzy i zapija się na śmierć.
Zaraz po pierwszym spotkaniu z Mippipopolousem, Jake Barnes przechodzi obok
ogromnego posągu marszałka Neya, zwykłego generała, który wymordował
wystarczająco dużo ludzi, aby Napoleon nazwał go księciem. Gruby rogacz do tego
towarzystwa po prostu nie pasuje. Dwukrotnie rozwiedziona, Brett zdobyła tytuł
szlachecki poprzez małżeństwo z marynarzem, dziewiątym baronem Ashley. Oszalały
z powodu wojny, pierwszy mąż Brett zmuszał ją co noc, zawsze pod groźbą użycia
broni, do spania z nim na gołej podłodze zamiast w łóżku. Nieprzywiązani ani do
Kościoła, ani do państwa – to historia ateistycznych emigrantów (porzucili
nawet wspólnotę swoich ojczystych języków!) – stracone pokolenie przedziera się
przez Paryż, bez żadnej nadziei na lepsze jutro. Pozbawieni
jakiegokolwiek ugruntowania, starają się zamiast tego znaleźć afirmację (a może
uzasadnienie dla istnienia) w miłości. Kiedy okazuje się, że śmiertelni
kochankowie nie są w stanie zapewnić absolutnego sensu, nieustannie się
rozwodzą i przenoszą do następnego kochanka, w nadziei na znalezienie celu w
kolejnym towarzyszu łóżka. Ale przecież, jak dobrze wiemy, definicja szaleństwa
to robienie w kółko tego samego, oczekując, że coś się zmieni.
Śledząc
bezsensowne życie Jake'a i jego przyjaciół w Paryżu i w Hiszpanii, można
zrozumieć, dlaczego ruchy absolutystyczne, takie jak faszyzm i komunizm, były
tak atrakcyjne dla tamtego pokolenia (obserwujemy obecnie, że dla współczesnego
pokolenia także wydają się atrakcyjne). W obecnych czasach także można
zaobserwować atrakcyjność kultu jednostki i internetowych teorii spiskowych,
które dostarczają wszechogarniającej odpowiedzi – bez względu na to, jak
absurdalnej, okropnej czy nieludzkiej – na problemy współczesności. Biorąc pod
uwagę cały szum wokół oświeceniowych myślicieli, takich jak intelektualista
Steven Pinker, którzy upierają się, że świat wciąż pędzi naprzód w nową erę
wolności, równości i braterstwa, niezwykłe jest to, jak współczesne jest przesłanie
książki „Słońce też wschodzi”. Odkładając na bok slang, Hemingway mógł napisać
tę historię wczoraj.
Co
najmniej 87 obecnych lub byłych kandydatów do Kongresu w ostatnim cyklu
wyborczym otwarcie poparło QAnon[2]. Senator Perdue w Georgii prowadził
antysemickie reklamy przeciwko swojemu żydowskiemu przeciwnikowi, próbując
przedstawiać obraz żydowskiej, demokratycznej kliki w Senacie, kontrolującej
Waszyngton. Pod nieobecność Boga i jedności narodowej świecki fundamentalizm
próbuje wypełnić pustkę po utraconych kolejny raz wartościach. Wszystko się
rozpada. Centrum polityczne, jak się wydaje, może nie wytrzymać naporu
dochodzących do głosu dwóch skrajnych przeciwności: skrajnej lewicy i skrajnej
prawicy. Ku naszemu przerażeniu po raz kolejny przypomina się nam, że
przeszłość nigdy nie jest martwa. To nawet nie jest przeszłość.
[1] Schopenhauer, „Świat jako wola i przedstawienie”.
[2] QAnon (określany również jako Q) –
anonimowa osoba lub grupa osób rzekomo mająca dostęp do silnie strzeżonych
tajemnic państwowych Stanów Zjednoczonych, która od października 2017 r.
poprzez serwisy internetowe pozwalające na anonimowe umieszczanie wiadomości
ujawniać ma informacje o rzekomo dziejącej się „za kulisami” niewidzialnej
wojnie pomiędzy administracją Donalda Trumpa wspieraną przez Siły Zbrojne
Stanów Zjednoczonych, a tajemniczą ogólnoświatową rozproszoną grupą
przestępczą, jakoby korumpującą i podporządkowującą sobie instytucje państwowe
USA oraz innych państw świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz