„Zatracenie”
Osamu Dazai
Autor/ (jap. 太宰 治 Dazai Osamu), właśc. Shūji
Tsushima (jap. 津島 修治
Tsushima Shūji; ur. 19 czerwca 1909, zm. 13 czerwca 1948) – prozaik japoński,
przedstawiciel nurtu dekadenckiego. Był autorem pesymistycznych utworów, w
których poruszał problemy zubożałej arystokracji i inteligencji japońskiej. Do
najbardziej znanych jego dzieł należy powieść Shayō (Zmierzch 1947) oraz
opowiadania: Omoide (Wspomnienia, 1933), Dōke-no hana (Perły błazenady, 1935) i
Ningen shikkaku (Zatracenie, 1948).
Tłumaczenie/
Henryk
Lipszyc
Tytuł
oryginału/ ja
人間失格, Ningen Shikkaku
Tematyka/
„Zatracenie”
to bardzo przejmująca opowieść o braku umiejętności wpasowania się w
rzeczywistość, ramy okalające byt człowieka. To obraz cierpiącego mężczyzny,
któremu nikt nie potrafi pomóc, wszystko go drażni, nic go nie cieszy, a życie
traktuje jak wroga. To powieść o tym, że życie jest chorobą, na którą wciąż nie
ma leku – tak przynajmniej zdaje się wołać autor ze stron
swojego ostatniego dzieła. Krótko potem popełnił samobójstwo.
Główny
motyw/ „Japończycy
mają prawdopodobnie tak dużo słów na określenie samobójstwa, jak Eskimosi na
określenie śniegu”, pisała Phyllis I. Lyons we wstępie do monografii
poświęconej postaci Osamu Dazaia. W przypadku zwykłego samobójcy pytamy o jego
biografię. W przypadku samobójcy-pisarza – zaglądamy do jego dzieł. „Zatracenie” dość wiernie
oddaje jeśli nie nagie fakty z życia Dazaia, to przynajmniej jego rozterki i
wewnętrzne zmagania. Bohaterem tego krótkiego, trzyczęściowego utworu jest
Yozo, syn zamożnego właściciela ziemskiego z północy Japonii, zaangażowanego w
politykę i często odwiedzającego Tokyo. O dzieciństwie Yozo dowiadujemy się z
tzw. „Dziennika pierwszego”, choć jest wątpliwe, by małoletni bohater prowadził
dziennik. Są to raczej wspomnienia człowieka, który stoi u kresu życia i swoją
opowieść snuje właśnie z tej perspektywy. Yozo tylko z pozoru jest zwykłym
dzieckiem. W głębi duszy pozostaje na wskroś samotny. Jego życiem rządzą
poczucie wstydu i chorobliwy strach przed ludźmi, wszechogarniająca obawa o to,
że nie sprosta oczekiwaniom dorosłych.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Ludzie nie śmieją się z zaciśniętymi pięściami”.
„Już nawet portret pośmiertny ma w sobie więcej wyrazu, pozostawia
jakieś wrażenie”.
„(…) ogarnął mnie głęboki smutek na myśl o tym, jak żałośnie
przyziemnymi istotami są ludzie”.
„Ale zapewne ludzie już tacy są i lepsi nie będą”.
„Tymczasem z natury byłem dokładnym przeciwieństwem tego, co
rozumie się przez >łobuza<”.
„Wiadomo, światem rządzą koneksje”.
„Wydaje mi się, że życie ludzkie pełne jest przejawów jaskrawej,
jawnej nieszczerości, do tego stopnia, że oszukujący się nawzajem ludzie nie
zdają sobie nawet sprawy, że się oszukują, ani też, o dziwo, nie czują się z
tym źle”.
„(…) obaj należeliśmy do tego samego gatunku zagubionych osobników,
którym obce były zajęcia wypełniające ludziom życie”.
„(…) gdzieś w głębi człowieczeństwa kryje się coś upiornego, coś,
czego w kategoriach samej ekonomii nie da się wytłumaczyć”.
„Słyszałem, że niektórzy faceci grzeją sobie wodę do kąpieli, paląc
w piecu miłosne listy od kobiet”.
„Powiadają: >koniec pieniędzy – koniec romansu<”.
„Po prostu nie mogłem pojąć dziwnego zjawiska, że kobiety nie widzą
najmniejszego związku między tym, co robią, kiedy idą z kimś do łóżka, a tym,
co następuje potem, po obudzeniu się. Żyją nadal tak, jak gdyby za sprawą
całkowitej utraty pamięci żyły w dwóch różnych, oddzielonych od siebie
światach”.
„Wiem, że jestem lubiany, ale chyba zawsze brakowało mi zdolności
do kochania innych”.
„Mogłem wierzyć w piekło, ale nie umiałem uwierzyć, że istnieje
raj”.
„Czyż nie jest tak, że dwie osoby w ogóle się nawzajem nie
rozumieją? Że nawet jeśli uważają się za serdecznych przyjaciół, naprawdę nic o
sobie nie wiedzą? I tak przeżywają w tej nieświadomości całe życie, po czym
opłakują przyjaciela, gdy w gazecie przeczytają jego nekrolog”.
„Od tamtej pory nabrałem przekonania, przyjąłem wręcz jako dewizę,
że społeczeństwo to nic innego jak jednostka”.
„Trudne problemy świata ludzkiego oznaczają trudne problemy
jednostki”.
„Wydawało mi się zawsze, że piękno dziewictwa to po prostu jakiś
sentymentalne urojenia naiwnych poetów, ale to coś żywego, coś, co naprawdę
istnieje”.
„Żyje na świecie tak wielu na różny sposób nieszczęśliwych ludzi,
co ja mówię – wszyscy ludzie na świecie są nieszczęśliwi”.
„Zatracenie” to historia człowieka, który nienawidzi samego siebie i który nie ma nikogo, kogo mógłby winić za swoją tragedię, za własne złe wybory i niesprzyjające okoliczności. „Okiem kadrującym” w książce jest anonimowy narrator, który otrzymał trzy zdjęcia mężczyzny o imieniu Yozo i trzy notatniki napisane przez niego. W tych notatkach jest opis wczesnego dzieciństwa Yozo, jego dorastanie i dorosłość, opisy charakteryzują się suchą pogardą zarówno do siebie, jak i ludzi wokół niego. Yozo czuje się niezrozumiany przez ludzi, ponieważ sam ich nie rozumie. Czuje się wyobcowany oraz inny, od samego początku mówi, że nie uważa się za człowieka. Aby sobie z tym poradzić, rozwija w sobie osobowość klauna, który żartuje, chce, aby ludzie byli rozbawieni jego wybrykami, wtedy nigdy nie dostrzegą, co kryje się za maską żartownisia. Yozo charakteryzuje się kilkoma rzeczami, pierwszą z nich jest wielki strach przed ludźmi, drugą jest nienawiść do samego siebie. Błaznuje, ponieważ boi się, że ludzie zdadzą sobie sprawę, że nie jest człowiekiem jak reszta. Wszystko, co robi w całej powieści, wynika z tego, że jest tak mocno przerażony tym, że może być postrzegany, jako dziwoląg. Ten strach przejawia się jako lęk społeczny, niezdolność do powiedzenia ludziom „nie" lub spierania się z innymi oraz ogólny brak sprawczości, jeśli chodzi o dokonywanie dobrych wyborów.
Bycie błaznem było dla niego sposobem na przypodobanie
się ludziom. Sparaliżowany strachem przed drugim człowiekiem, nie mógł przestać
o nim myśleć. I oto dzięki błazeństwu udawało mu się znaleźć jakąś wątłą
nić łączącą go z ludźmi. Umizgiwał się z przylepionym do twarzy sztucznym
uśmiechem, a jednocześnie, zlany zimnym potem, czuł w głębi serca desperacki
lęk, jak gdyby ocierał się o skrajne niebezpieczeństwo. Jako dziecko nic nie
wiedział nawet o swoich najbliższych krewnych – ani czy im ciężko, ani jakie
mają poglądy. I już wtedy, przerażony, nie wiedząc, jak sobie poradzić w tej
nieznośnej sytuacji, opanował po mistrzowsku sztukę błaznowania. Mówiąc
inaczej, nie wiedzieć kiedy stał się dzieckiem, które nigdy nie mówiło prawdy.
Na wspólnych rodzinnych zdjęciach z tamtych czasów wszyscy mają poważne miny i
tylko twarz Yozo wykrzywiała się w dziwacznym uśmiechu. Ot, był to jeszcze
jeden przykład smutnej, młodzieńczej błazenady. Ani razu nie zdarzyło się, by
odpowiedział na uwagę kogoś z dorosłych. Nawet błahe upomnienie spadało na
niego jak grom z jasnego nieba i prawie odchodził od zmysłów ze strachu.
Przekonany, że w tych upomnieniach zawarta była jakaś odwieczna, nienaruszalna
ludzka prawda, nie śmiał się sprzeciwić, a skoro, myślał, że nie potrafi
sprostać wymogom płynącym z tych prawd, po prostu nie zasługiwał, by przebywać
wśród ludzi. Toteż nie umiał ani oponować, ani bronić się. Nabrał przekonania,
że kiedy ktoś go ruga , to na pewno wina jest po jego stronie, i przyjmując
pokornie te ataki, żył w strachu bliskim szaleństwa.
W nieustannym strachu przed ludźmi, bez odrobiny pewności siebie, chowając w sercu udrękę, skrywając melancholię i nieśmiałość, przyjął pozę beztroskiego optymisty i stopniowo doszedł do perfekcji w odgrywaniu roli błazeńskiego dziwadła. Byleby zabawić ludzi, mniejsza o to jak, i w ten sposób znaleźć się samemu poza ich tak zwanym „życiem”, a to, sądził, nikomu nie sprawiłoby chyba wielkiej różnicy. Żeby tylko nie narazić się swoją osobą, być nikim, być powietrzem, niebem – to pragnienie wzbierało w nim nieustannie. No i, najlepiej jak umiał, usłużnie zabawiał swoim błaznowaniem rodzinę, stawał na głowie, żeby rozbawić służących i służące, których rozumiał jeszcze mniej niż członków rodziny.
Co robi dziecko, które się boi? Zamyka się w sobie lub
skrywa swój lęk pod płaszczykiem wesołości. Yozo receptę na swój strach
znajduje w błazenadzie. Rozśmieszyć wszystkich, wszystko obrócić w żart, w coś
niepoważnego – oto strategia malucha. Głupkowata wesołkowatość pozwala ukryć
swoją rozpacz. Pozwala też powstrzymać się od podejmowania decyzji i od
wyrażania jednoznacznych sądów. „Jeśli coś mi się podobało – czytamy dalej w
«Dzienniku pierwszym» – nie umiałem tego powiedzieć, ale równie ciężkim przeżyciem
było przyjęcie tego, co mi się podobało. Ogarniał mnie wtedy nieopisany lęk. I
podchodziłem do tej rzeczy niepewnie, z wahaniem, jakbym miał zjeść coś
okropnie gorzkiego albo jakbym coś podkradał. Inaczej mówiąc, nie umiałem
dokonać najprostszego wyboru w rodzaju «czy to, czy tamto». Mam wrażenie, że
była to jedna z tych przypadłości, które złożyły się na to, co po latach
nazwałem «życiem przepełnionym wstydem»”. Wstydem, który wiąże usta, nawet
wówczas, gdy jak mały Yozo zostajesz wykorzystany seksualnie przez pokojówkę.
Pierwsza, najkrótsza część „Zatracenia” pozostawia w
ustach coś cierpkiego. Poczucie niesmaku, obrzydzenia nie tylko światem, w
którym Yozo przyszło żyć, ale również samym Yozo – chodzącą niepewnością,
lękiem i kłamstwem. Wszystko, co przydarza się mu później, jest konsekwencją
owego pierwotnego wyobcowania. Chłopiec dostaje się do szkoły oddalonej od
rodzinnego domu. Tam szkolny kolega Takeichi demaskuje jego fanfaronadę i bycie
na pokaz, ale jednocześnie pomaga mu odkryć w sobie talent malarski. Yozo maluje
ekspresyjne autoportrety w stylu Modglianiego, jednak ostatecznie nikomu z
wyjątkiem Takeichiego ich nie pokaże. Gdy w przyszłości zajmie się zawodowo
rysowaniem komiksów, nigdy nie wróci do stylu, który pozwolił mu wyrazić
siebie. Zawsze będzie krył się za konwencją, obowiązującą manierą. Po
przenosinach do tokijskiego liceum poznaje Horikiego, który uczy go palić, pić
sake i podrywać dziewczyny. „Nie trzeba było wiele czasu – stwierdza Yozo – bym
ja także pojął, że alkohol, papierosy i kobiety to całkiem niezły, choć
krótkotrwały, sposób na lęk przed ludźmi”. Wkrótce zaczyna chodzić do domów
publicznych. Wstępuje też do tajnego koła młodych komunistów. Pociąga go jego
nielegalny charakter, tak jak i wszystko to, co pozostaje na marginesie, w
cieniu, w którym można się skryć. Niedługo jednak zagrzewa miejsca między
komunistami. Powoli zaczyna się staczać. Wpada w alkoholizm, notorycznie się
zapożycza. Wdaje się w romans z zamężną kobietą i wraz z nią usiłuje odebrać
sobie życie, rzucając się do morza. W przeciwieństwie do swojej towarzyszki nie
umiera i wiedzie dalej nędzne życie z dodatkowym poczuciem winy. Próbuje wejść
w związek z młodą wdową z dzieckiem, lecz i tym razem zadanie go przerasta.
Ucieka, przez chwilę żyje z szefową baru w Kyobashi, jednej z dzielnic Tokyo, a
następnie poślubia młodą, niewinną sklepikarkę Yishiko. Przez moment udaje mu
się żyć bez picia, jednak gdy staje się świadkiem gwałtu na własnej żonie,
wraca do alkoholu i dodatkowo zostaje morfinistą, lądując na koniec w szpitalu dla
obłąkanych.
Czy sam Yozo jest obłąkany? Kim jest? Jaki typ
człowieka reprezentuje? I czy nadal jest człowiekiem? Sam Yozo pisze o sobie
per „śmieć”. „Utraciłem prawo do nazywania się człowiekiem. Definitywnie
przestałem już nim być”. Czy jest to również konstatacja Dazaia? Czy tak mógłby
o sobie powiedzieć? „Są ludzie, których strach przed innymi doprowadza do
stanu, w którym pragną ujrzeć na własne oczy coś naprawdę upiornie
przerażającego. Mają w sobie coś takiego, że im łatwiej poddają się emocjom, im
bardziej ulegają lękom, tym bardziej pragną, żeby burza, która nimi targała,
była jeszcze gwałtowniejsza. Ach, ci wszyscy malarze, poranieni i nękani przez
upiory zwane ludźmi, uwierzyli w końcu w zjawy, dojrzeli upiory w biały dzień,
w przyrodzie. I nie próbowali kamuflować ich wygłupem, lecz starali się
przedstawić je najwierniej, jak umieli, i śmiało, zdecydowanie, jak powiedział
Takeichi, malowali >upiory<. Tak, to będą moi przyszli sprzymierzeńcy
(…)” – podsumowuje w pewnym momencie Yozo.
Nasz los, choć nie cały, został wyrzeźbiony jeszcze
przed naszym urodzeniem. Większość ludzi nie rozumie, że nikt nie wybiera bycia
tu na Ziemi. Nie wybieramy rodziny, kultury ani środowiska, w którym się
urodziliśmy, a jednak nasze dziecięce lata odgrywają największą rolę w
kształtowaniu tego, kim staniemy się w przyszłości. Podczas gdy wszyscy mamy
zdolność do rozwoju i podejmowania własnych decyzji, na wiele sposobów nasze
ścieżki zostały wybrane dla nas przed naszym urodzeniem. Przez całe życie próbują
wmówić nam, że emocje czynią nas słabymi, ale także czynią nas ludźmi. Dla mnie
Oba Yozo jest podręcznikowym przykładem „złej wiary" Jeana-Paula Sartre'a.
Motywem przewodnim Sartre’owskiego egzystencjalizmu było poczucie absurdalności
jednostkowego istnienia – wyobcowania (obcości), wykorzenienia, samotności.
Yozo próbował dopasować się do formy społeczeństwa, jednak nie mogąc zrozumieć
innych ludzi, doszedł do wniosku, że to on nie jest człowiekiem. Człowiek, jak
widzi go Sartre, jest zawsze „bytem w sytuacji”, nieustannie konfrontującym się
z rzeczywistością zewnętrzną, światem rzeczy, a zarazem ze swoją własną
egzystencją i innymi ludźmi. „Zła wiara” jest w istocie „samookłamywaniem się”
(,„samo-negacją”), fałszowaniem rzeczywistości, zasłanianiem prawdy przed samym
sobą, celem usprawiedliwienia siebie i swoich działań. Yozo obawia się, że może
być nawiedzany przez duchy, w szczególności przez jego zmarłego kolegę z klasy
Takeichiego. Na pewno zdiagnozowano u niego PTSD. Przemoc, której doświadczył,
jako dziecko, na początku jest trudna do odczytania przez czytelnika. Kiedy był
już dorosły, relacje Yozo z kobietami były w najlepszym razie dysfunkcyjne, a
on często jest zjadliwie mizoginiczny.
Fakty mniej więcej się zgadzają. Tak jak Yozo, Dazai
pochodził z północy. Podobnie jak Yozo na krótko związał się z komunistami. Pił
dużo i zachłannie, walcząc pod koniec swojego krótkiego życia z alkoholizmem.
Nigdy nie ukończył studiów. Trzy razy próbował się zabić wraz z kobietą, z
którą aktualnie był. „W pierwszym przypadku kobieta umarła, w drugim przeżyła,
w trzecim oboje, Dazai i jego partnerka, umarli”. Żył na krawędzi. Był
outsiderem, który zupełnie świadomie dążył do autodestrukcji. Innym
wytłumaczeniem jest przedstawienie Dazaia i Yozo jako ofiar rodziny – jej
konserwatywnych, sztywnych reguł, które tłamszą jednostkę, dominującego ojca, a
później starszego brata, który choć pojawia się w „Zatraceniu” akcydentalnie,
odegrał dużą rolę w życiu autora, autorytarnie decydując o jego losie. Jednak,
jak pisze Phyllis I. Lyons, „jeśli brat Dazaia wywierał dużą presję na to, by
ten przerwał swoje lewicowe zaangażowanie i przez lata zakazywał mu wstępu do
rodzinnego domu, to wspomagał Dazaia nawet po tym, gdy ten nie miał
jakiegokolwiek prawa się tego spodziewać”. Rodzina Dazaia może i była konserwatywna,
ale nie ponad obowiązującą miarę. I była dość cierpliwa wobec jego późniejszych
wyczynów.
Ostatecznie jedyne w pełni przekonujące wytłumaczenie
skomplikowanego losu Dazaia, jego samobójczych myśli i autodestrukcyjnych
zachowań, kryje się w nim samym. Nie na zewnątrz, tylko wewnątrz. W głębi
pielęgnowanego skrycie przekonania, że to nie poszczególne elementy tego życia
skłaniają ludzi do samobójstwa, lecz że całe życie jest samobójstwem – jedną
wielką fikcją, w której nic nie jest prawdziwe, a każdy ludzki gest podszyty
jest fałszem. Siłą powieści Dasaia jest to, że podobnie jak czytelnik „Notatek
z podziemia”, podczas lektury „Zatracenia” mamy ochotę wykrzyczeć: „Niechże
pan, z łaski swojej, mówi o sobie tylko i o swoich niedolach w podziemiu, ale
niech się pan nie waży mówić: «my wszyscy»”. Wiemy bowiem doskonale, że nicości
może kiedyś doświadczyć każdy z nas.
Książka „Zatracenie” Osamu Dazai jest na wpół
autobiograficzną opowieścią opartą na głębokim poczuciu depresji i wyobcowania
autora. Wielu uważa ją za jego list samobójczy; Dazai i jego kochanka Tomie
Yamazaki utopili się wkrótce po jej publikacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz