12 grudnia 2016

Diabły z Loudun



„Diabły z Loudun”

Aldous Huxley



Autor/(ur. 26 lipca 1894 w Godalming, zm. 22 listopada 1963 w Los Angeles) – angielski powieściopisarz, nowelista, eseista, poeta.

Tłumaczenie/ Bartłomiej Zborski

Tematyka/ Historia ta rozgrywa się na styku seksualności, religii i władzy. O tym, że nie znajdujemy spełnienia we własnym ja, a osobowość postrzegamy, jako zniewalającą klatkę, co prowadzi do prób wykraczania poza siebie czy też, mówiąc językiem Huxleya, do samotranscendencji. To także opowieść o tym jak prawo, ze słowem "Bóg" na sztandarach, pełni czysto instrumentalną rolę, a instytucje mające go strzec wykazują całkowitą dyspozycyjność wobec władzy.

Główny motyw/ Historia masowego opętania mniszek i związany z nią temat władzy szukającej w ideologii uzasadnienia dla swoich bezprawnych poczynań. Ten splot zabobonu, religijnej psychozy i politycznej intrygi stanowi gotowy materiał dla „ szatańskich” manipulacji, której ofiarami nie stały się tylko same nękane urszulanki, ale wskazany przez nie, jako sprawca całego zamieszania „czarownik”, proboszcz Urbain Grandier.



Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „… krzywoprzysięstwo jest większym grzechem niż cudzołóstwo”

„Należycie zalegalizowane kłamstwo, stało się teraz prawniczą prawdą”

„Wiara – znakomicie, lecz przecież nie można pozwolić, żeby świętość wkraczała w życie prywatne”

„Pozory czynienia dobra bywają głęboko zwodnicze”

„Chciwość i żądza władzy są niemal tak bezmierne jak cokolwiek innego na tym świecie”

„Dzieje spirytualizmu dobitnie dowodzą, że fałszerstwo, zwłaszcza fałszerstwo nabożne, świetnie daje się pogodzić z wiarą”

„Diabłu, nawet gdy mówi prawdę, nie można wierzyć”

„Bywały chwile, gdy nowa doktryna powodowała zakłopotanie i żenadę”

„W konkretnym czasie i konkretnym miejscu pewne myśli bywają nie do pomyślenia”

„…fałszywa teoria dotycząca jakiegoś aspektu natury ludzkiej (na przykład łącząca stany histeryczne z opętaniem) może wyzwolić w ludziach najgorsze instynkty i usprawiedliwić najbardziej szatańskie okrucieństwa”

„…istnieją diabły niewykształcone, ale również diabły wyedukowane”

„Należycie przymuszony diabeł musi wyznać prawdę”

„Cywilizację można określić- uwzględniając w tym kontekście jedną z jej cech- jako planowe i systematyczne pozbawianie jednostek pewnych okazji do barbarzyńskiego zachowania i postępowania”

„…>Bóg< stał się już tylko czczym słowem pozbawionym treści i znaczenia”



                 Od wczesnego Średniowiecza do końca wieku XVII kultura była przesycona irracjonalizmem. Nic dziwnego, że miało to swój wyraz w formie, jaką przybierają zaburzenia psychiczne. Nic też dziwnego, że irracjonalne myślenie nie jest obce współczesnym psychiatrom i psychoterapeutom (tym ostatnim być może szczególnie, ale to już całkiem inna historia). W końcu wszyscy jesteśmy kształtowani przez kulturę, w której żyjemy.
              
                  Pojęcie opętania ma długi, religijny “życiorys” i nic dziwnego, – bo ukuto je na długo zanim nauka wkroczyła na scenę badań nad ludzką psychiką. Choć zjawisko to jest dziś dość dobrze zbadane, wokół opętania wciąż pozostało żywych wiele mitów, które mogą okazać się szczególnie niebezpieczne, kiedy problem dotyczy ludzi myślących w kategoriach irracjonalnych.
        
                     Książka „Diabły z Loudun” Aldousa Huxleya przedstawia historię katolickiego księdza Urbaina Grandiera, który w 1634 roku został spalony na stosie we francuskim mieście Loudun. Zarzucono mu praktyki czarnoksięskie i doprowadzenia do opętania przez diabła zgromadzenia mniszek wraz z przeoryszą, siostrą Jeanne des Anges. Książka jednak wyjaśnia prawdziwą przyczynę męczeńskiej śmierci Grandiera. Ksiądz słynął z upodobania do uciech świata doczesnego, ze słabości do kobiet. Naraził się tym wielu osobistościom swojej epoki w tym kardynałowi Richelieu, który uknuł przeciw Grandierowi spisek.
                 
                           Wszystko jednak zaczęło się od tego, kiedy bohater krzepki młody humanista postanowił żyć pełnią życia. W rezultacie młody kapłan uznał, że jeśli żony i córki szlachciców darzą go ogromną miłosną estymą, nic nie stoi na przeszkodzie, aby z tych „darów” korzystać. Nic w tym dziwnego nie było, ponieważ Grandier był: „… czysty, schludny, przystojny i wykształcony młody mężczyzna o manierach szlachcica”. Swoje czyny w tym złamanie praw celibatu sam przed sobą tłumaczył sprytnym sylogizmem: „Przyrzeczenie wykonania niemożliwego nie jest wiążące” oraz „Kapłan nie przyjmuje celibatu z uwielbienia dla tego ciała, ale tylko po to, żeby zostać dopuszczonym do święceń”.  Pobożnisie należący do jego parafii uznali skłonności miłosne nowego proboszcza za najstraszliwszy skandal, jednak pobożnisie byli w mniejszości. Już sama popularność Grandiera wśród kobiet wystarczyła, żeby stał się on wysoce niepopularny wśród mężczyzn. Elementarna roztropność, w nie mniejszym stopniu niż zasady chrześcijańskie, nakazywała proboszczowi nieszczędzenie wysiłków, by wygaszać płonące wokół niego ogniska wrogości.
                   
                      Wszystkie „nieczyste” czyny uchodziły proboszczowi bezkarnie, nawet niechciane ciąże. Do czasu aż jedna z zakonnic przeorysza Jeanne des Anges zadłużyła się w wielebnym proboszczu. Grandier nie miał, bowiem powodów wynikających z jego profesji ani osobistych, by odwiedzać konwent. Odmówił także propozycji zostania spowiednikiem urszulanek.  Tego było już za wiele szczególnie dla kobiety, która cierpiała na „furor uterinus” – na chorobę z miłości. Upływały miesiące, upływały lata, a przeorysza nadal nie znajdowała sposobności do zmierzenia go spojrzeniem, któremu nic i nikt nie mógł się oprzeć. Tę chorobliwą nieodwzajemnioną miłość podsycały opowieści nawet najbardziej szacownych dam o jego swobodzie obyczajowej. W imaginacji jego parafianek miłosne poczynania Grandiera przybierały iście ponadnaturalne rozmiary.
                 

                            Decydującym wydarzeniem, które doprowadziło do zniszczenia proboszcza, a należących do długiej serii wypadków była zabawa w stylu halloween mniszek w udawanie duchów i poltergeistów. Po całej okolicy rozniosła się wieść, że klasztor urszulanek został nawiedzony przez diabły i duchy. Ten oto dość ryzykowny na ówczesne czasy chwyt miał przyciągnąć uwagę młodego proboszcza na klasztor i jego przeoryszę. „ Po pewnym czasie z nawiedzonego klasztoru zaczęły wyciekać pogłoski i wkrótce stało się powszechnie wiadome, że zacne siostrzyczki zostały opętane przez diabły, które to diabły obarczały winą za wszystko chochlikowatego Grandiera. Miejscowi protestanci, jak łatwo się domyślić, byli zachwyceni”. Jak wszystkim wiadomo w epoce fundamentalizmu pobożność oznaczała wiarę w osobowego diabła. Należy zaznaczyć, że pobożnym urszulankom udzieliło się tzw. „folie à deux”.
          
                         Upodlenie podczas egzorcyzmów, w którym poddano zakonnice, miało tylko podkreślić triumfalnie męski charakter roli egzorcystów. Ich bierność wzmacniała jedynie ich poczucie panowania nad nimi. Jako reprezentanci Boga mogli poczynać sobie wedle woli z tymi stworzeniami niższego rzędu – nakazywać im, by wyczyniały sztuczki, wprawiać je w konwulsje, traktować je brutalnie: „tak jakby były krnąbrnymi maciorami albo jałówkami; ordynować im lewatywy albo chłostę”.
                
                            Do sprawy proboszcza Grandiera nie przypadkowo przydzielono prokuratora Lauardemont, znanego z powiedzenia, że „wystarczą mu zaledwie trzy linijki napisane własnoręcznie przez jakiegokolwiek oskarżonego, by znaleźć powód do posłania takiego biedaka na szafot”. Zeznania obronne oskarżonego były ignorowane, ponieważ jak twierdził prokurator Laubardemont: „…Szatan jest z samej definicji Ojcem Kłamstwa, toteż jego świadectwo jest bezwartościowe”. Wyrok zapadł jednogłośnie. Ksiądz Grandier został skazany na śmierć. „W tamte upalne dni sierpniowe trzydzieści tysięcy nowo przybyłych – czyli niemal dwukrotnie więcej niż cała ludność miasta- współzawodniczyło o noclegi, posiłki i dobre miejsca na placu kaźni”. Po torturach i publicznym wyszydzeniu tego samego dnia proboszcz został spalony na stosie.  „Gdy ogień wygasł, kat rozrzucił cztery pełne szufle popiołów, każdą w inną stronę świata. A potem ruszył do przodu tłum. Parząc sobie palce, mężczyźni i kobiety przesiewali gorący, miękki pył, poszukując zębów, kawałków czaszki i miednicy oraz węgielków z charakterystycznymi ciemniejszymi smugami, pochodzącymi ze spalonego ciała. Niektórzy byli niewątpliwie zwykłymi łowcami pamiątek, większość jednak poszukiwała relikwii z przeznaczeniem na amulety przynoszące szczęście lub też zdolne zmienić uczucia niechętnej niewiasty – oraz na talizmany przeciw bólom głowy, zatwardzeniu albo też wrogim knowaniom”. Wszystko to działo się w epoce Kartezjusza i Newtona, logarytmów i geometrii. Duch nauki rozwijał się żywiołowo. Jednocześnie jednak równie żywiołowo rozwijał się duch szamaństwa i czarnoksięstwa, czarów i zabobonów.
                 
                       Jakie były prawdziwe przyczyny zainteresowania kardynała Richelieu tą nadzwyczajną sprawą? Podobnie jak współcześni Jego Eminencji musimy zadowolić się domysłami. Wydaje się pewne, że istotnym motywem było pragnienie osobistej zemsty. W roku 1618, gdy Richelieu był zaledwie biskupem „…, ów chłystek, proboszcz, okazał mu niegrzeczność". To prawda, zarzut ów był z gatunku tych, które nie znalazłyby uzasadnienia przed sądem. Diabły, czarodzieje i czarna magia mogły okazać się użyteczne do jeszcze innych celów. Gdyby udało się wywołać w narodzie przeświadczenie, iż Loudun stało się przyczółkiem regularnej inwazji piekieł, udałoby się zapewne wskrzesić we Francji inkwizycję. Ależ byłoby to wygodne.
                
                          Pytanie zasadnicze brzmi: Co chciał Aldous Huxley przekazać poprze książkę „Diabły z Loudun”? W wieku XX mieliśmy do czynienia z dwoma „manichejskimi” bałwochwalstwami: komunizmem i nazizmem. Choć często manichejskie w praktyce, chrześcijaństwo nigdy nie było manichejskie w dogmatach. Pod tym względem różni się od tych dwóch dyktatur, które były manichejskie nie tylko w uczynkach, lecz również w wierze i w teorii. W komunizmie i nazizmie chodziło o to, że to oni stoją po stronie „Światła” a inny po stronie „Ciemności”. To właśnie „inni” zasługują na karę i muszą zostać zlikwidowani. Albowiem ich „boskość” dostarczała uzasadnienia absolutnie wszystkiemu za pomocą najbardziej przemyślanych i okrutnych środków, jakimi dysponowały.  Bałwochwalczo utożsamiając Boga z interesem politycznym swej własnej sekty, skupiając myśli na mocach zła i poświęcając im swe wysiłki, dokładali starań, by sam Szatan mógł zatriumfować, ten sam Szatan, z którym jakoby walczyli.
                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz