„Tysiąc wspaniałych słońc”
Khaled
Hosseini
Autor/ur. 4 marca 1965 w Kabulu, Afganistan – amerykański
powieściopisarz i lekarz medycyny pochodzenia afgańskiego.
Tłumaczenie/ Anna Jęczmyk
Tematyka/ Wspaniała powieść! O życiu, o miłości, o szczęściu, o
przyjaźni, o Afganistanie... Jest to powieść z tych nielicznych, po
przeczytaniu, których dziękujemy Bogu za to, co mamy i chcemy lepiej żyć.
Niezwykła opowieść o niezwykłej przyjaźni dwóch kobiet, o tym, jaką siłę daje
miłość matki, o tym, że godność ludzka umiera ostatnia.
Główny motyw/ Kronika
trzydziestu lat historii Afganistanu i głęboko poruszająca opowieść o rodzinie,
przyjaźni, nadziei i ocaleniu dzięki miłości. Osią fabuły rozgrywającej się w
Afganistanie w ciągu ćwierć wieku, są dzieje dwóch kobiet, które zrządzeniem
losu poślubiły tego samego mężczyznę, despotycznego Rasheeda. Mariam ma
zaledwie 15 lat, kiedy zostaje wysłana do Kabulu, by zostać żoną szewca. Druga
bohaterka, ambitna i wykształcona Laila, w wyniku wybuchu bomby traci całą
rodzinę. Po traumatycznych przejściach dochodzi do siebie w domu Rasheeda i
Mariam. Stopniowo między kobietami rodzi się trudna przyjaźń.
Cytat z
książki charakteryzujący problematykę utworu:
„ Obce dzieci dostają lody. A ty
co dostajesz, Mariam? Opowieść o lodach”.
„ Tak jak igła kompasu zawsze
wskazuje północ, tak oskarżycielski palec mężczyzny zawsze znajdzie kobietę”.
„[…] jaka to niesprawiedliwość
zmuszać dziecko, by przepraszało za sposób, w jaki przyszło na świat”.
„Jaki sens ma posyłanie do
szkoły takiej dziewczynki jak ty? To jak polerowanie spluwaczki”.
„[…] Allah wszystko wybacza, ale
jest zasmucony tym, co uczyniła. On nie akceptuje odbierania życia, czyjegoś
ani własnego, albowiem Allah mówi, że życie jest święte”.
„[…] każdy płatek śniegu jest
westchnieniem pokrzywdzonej gdzieś na świecie kobiety”.
„[…] społeczeństwo nie ma szans
na sukces, jeśli kobiety nie są wykształcone”.
„[…] spośród wszelkich
trudności, które spotykają człowieka w życiu, nic nie stanowi gorszej kary niż
zwykłe czekanie”.
„[…] chłopcy traktują przyjaźń
tak samo jak słońce: jego istnienie jest niepodważalne, a jego blaskiem
najlepiej jest się po prostu cieszyć, a nie na nie patrzeć”.
„Widzicie, jednych rzeczy mogę
was nauczyć, innych uczycie się z książek. Ale są pewne rzeczy, które trzeba po
prostu zobaczyć i poczuć”.
„ Ale czas jest najbardziej
niemiłosierną bestią […]”.
„ […] Święty Koran zabrania
picia szarabu. Bo zawsze trzeźwy musi płacić za grzechy pijanego”.
„ […] miłość jest szkodliwym
błędem, a jej towarzyszka, nadzieja, podstępną iluzją”.
W 1967 roku dr William
Podlich postanowił zrobić sobie dwuletnią przerwę w dawaniu wykładów na
uniwersytecie stanowym w Arizonie i nawiązał współpracę z UNESCO, w ramach,
której zaczął uczyć w szkole wyższej dla nauczycieli w Kabulu. W czasie wolnym
dr Podlich zajmował się fotografią i to właśnie temu hobby zawdzięczamy niezwykłe
zdjęcia z tamtego okresu. Pamiętajmy, że miało to miejsce zaledwie 10 lat przed
inwazją ZSRR na Afganistan, przed wyniszczającymi wojnami był to kraj świecki,
rozwinięty i dość nowoczesny. Zdjęcia pokazują jak Afganistan przeżywał wtedy czas rozkwitu i rozwoju, połączony z
modernizacją i przejmowaniem wzorów z Europy Zachodniej i USA. Aż trudno
uwierzyć, że był to kraj tak nowoczesny, otwarty i świecki. Wojna z wojskami
radzieckimi była dopiero przed nim, kraj cieszył się spokojem. Tego Afganistanu
już dawno nie ma, można go zobaczyć tylko na zdjęciach dr. Williama Podlicha i
poczytać o nim we wspomnieniach. W tym czasie krajem rządził król Mohammad
Zaher Szah, któremu nie udało się jednak do końca zreformować kraju, a w
1973 r., korzystając z jego wyjazdu z kraju, jego kuzyn dokonał
bezkrwawego zamachu stanu i ogłosił koniec monarchii.
Okazuje się, że Afganistan był
kiedyś nowoczesnym państwem, gdzie zwyczaje takie jak noszenie chusty na głowie
przez kobiety było zwyczajem, tradycją, a nie nakazem religijnym, prawem surowo
egzekwowanym. Państwem, gdzie każdy, bez względu na płeć, mógł się kształcić i
wyjeżdżać za granicę. Sytuacja kobiet w Afganistanie drastycznie pogorszyła
się, kiedy w kraju wybuchła wojna. Pod panowaniem Talibów społeczeństwo uległo
radykalizacji. Reżim wyznaczał surowe zasady dla życia kobiet. To właśnie od
tamtej pory nie mogą wychodzić z domu bez męskiego opiekuna i burki, czyli
stroju, który osłania całą głowę i ciało.
Książka Khaleda Hosseiniego „Tysiąc wspaniałych słońc” ukazuje 30
lat z życia Mariam i Lajli, walkę Afgańczyków z Sowietami, spory wewnętrzne
między poszczególnym frakcjami, przejęcie rządów przez talibów, aż po
wypowiedzenie przez prezydenta Busha wojny zaraz po atakach na WTC. Z państwa
biednego, ale rozwijającego się, Afganistan zmieni się z kupkę ruin, a potem
dla całego świata zostaje „wylęgarnią” terroryzmu. Zdjęcia dr. Podlicha w
zestawieniu z książką Hosseiniego to „oksymoron” poznawczy, paradoks, sytuacja pozornie niemożliwa, w której współistnieją dwa wykluczające
się fakty.
Mariam
miała pięć lat, kiedy po raz pierwszy usłyszała słowo harami. Mariam nie rozumiała tego wtedy. Nie wiedziała, co oznacza
słowo harami – nieślubne dziecko,
bękart. Nie była też na tyle dorosła, by dostrzec niesprawiedliwość, nie
wiedziała, że to rodzice harami są
winni, a nie nieślubne dzieci, których jedynym grzechem jest, że się narodziły.
Ale mała Mariam domyślała się po sposobie, w jaki jej matka Nana wymawiała to
słowo, że harami jest czymś
obrzydliwym i wstrętnym jak „robak czy
czmychające spod nóg karaluchy”, które matka zawsze przeklinała i wymiatała
z domu. Później, kiedy Mariam była starsza, zrozumiała znaczenie tego słowa. To
przez sposób, w jaki Nana je wymawiała- a raczej nie tyle wymawiała, „ile wypluwała” –Mariam czuła się nim
dotknięta do żywego. Wtedy zrozumiała, co Nana miała na myśli: harami jest niechcianą rzeczą, a ona,
Mariam, jest nieślubnym dzieckiem, które nigdy nie będzie miało prawa do tego,
co mają inni ludzie: miłości, rodziny, domu, akceptacji.
Mariam
wyobrażała sobie jak mieszka jej ojciec Dżalil, który był bogaty, posiadał trzy
żony, dziewięcioro dzieci i kino w mieście Herat. I choć przez piętnaście lat
swojego życia mieszkała w lepiance niedaleko od Heratu, nigdy nie miała
sposobności zobaczyć „wielkiego świata” z opowieści jej ojca. Nigdy nie miała
zobaczyć z bliska słynnych minaretów, sadów owocowych, pól pszenicy oraz
wielkiego miasta. Ale zawsze, kiedy ojciec opowiadał, Mariam słuchała jak
zaczarowana. Rozpierała ją duma, że ma ojca, który wie takie rzeczy. „Jakie bogate kłamstwa!” – sarkała Nana
po wyjściu Dżalila z ich ubogiej lepianki – „Bogaty
mężczyzna, opowiadający bogate kłamstwa”. Matka za każdym razem ostrzegała
Mariam, żeby nie dawała się mu oczarowywać. Bo ten jej ukochany tata ich
zdradził. Wyrzucił je ze swojego wielkiego wspaniałego domu, jakby nic dla
niego nie znaczyły. Czasami Nana myślała i żałowała, karmiąc kurczaki przed
chatką, że jej ojcu zabrakło odwagi, by naostrzyć nóż i postąpić „honorowo”.
Tak byłoby lepiej dla Nany i jej córki Mariam. Przynajmniej jej córka nie
cierpiałaby, wiedząc, że jest tym, kim jest. Ale ojciec był tchórzem, brak mu
było serca, aby to uczynić.
Pewnego ranka
Mariam włożyła kremową sukienkę, bawełniane spodnie i wybrała się do Heratu do
swojego wyidealizowanego ojca Dżalila.
Matka próbowała ją zatrzymać, krzyczała: „Ależ ty jesteś głupia! Myślisz, że coś dla niego znaczysz, że jesteś mile widziana w jego domu?”. Lecz
Mariam nie chciała jej słuchać.
Niedobrze się jej robiło od bezustannego naciągania faktów dotyczących Dżalila.
Przecież jej ojciec jest wspaniałym mężem i ojcem dla wszystkich swoich żon i
dzieci, a jej obiecał, że zabierze ją do własnego kina na film o Pinokiu, o
chłopcu, który jest kukiełką i którego połknął wieloryb.
Miriam szła
przez hałaśliwe, zatłoczone miasto, wysadzone cyprysami bulwary, w strumieniu
pieszych, rowerzystów. Dotykała samochodów, których do tego dnia nigdy nie
widziała. Nikt na nią nie zwracał uwagi, nikt nie wytykał jej palcami jak
ostrzegała ją matka. Mariam z trudem mogła uwierzyć, że znalazła się w tym
miejscu. Serce biło jej mocno z podniecenia. Kiedy trafiła do domu ojca nikt
nie chciał z nią rozmawiać, Dżalilia nie zastała. Nie wpuszczono jej do domu.
Mariam czekała całą noc w ogrodzie. Rano szofer jej ojca zabrał ją do samochodu
i odwiózł do chatki za miasto. Po drodze kierowca przemawiał do niej
powściągliwym, uspokajającym tonem. Mariam płakała, były to łzy żalu, złości,
rozczarowania. Kiedy dotarli na miejsce zastali drzewo, którego podmuch wiatru
rozsuwał gałęzie jak kurtynę. Pod drzewem przewrócone krzesło. Sznur zwisający
z gałęzi. I wiszącą na nim Nanę.
Po tym
strasznym wydarzeniu ojciec Mariam i jego trzy żony postanowiły bez zgody
dziewczyny wydać ją szybko za mąż, aby pozbyć się „kłopotu”. Kandydat to Raszid
z Kabulu. Ma własny sklep i jest jednym z najbardziej wziętych szewców w
mieście. Robi buty dla dyplomatów, członków rodziny prezydenta. Ślub trwał
kilka minut, po czym małżonkowie tego samego dnia wsiedli do autobusu i wyjechali
do Kabulu. Raszid okazał się fałszywym, zakłamanym, despotycznym człowiekiem.
Pluł na kobiety tzw. „oświecone”, które ośmielały się same jeździć samochodem,
palić publicznie papierosy, malować usta i do tego bez wstydu pokazywały mu
swoje stopy, kiedy mierzyły u niego w sklepie buty. Według Raszida tak nie
postępują pobożne kobiety, dobre żony. Pod nieobecność męża Mariam znalazła w
szafce przy łóżku czasopisma z porozbieranymi kobietami. Na każdej stronie były
piękne kobiety, które nie miały na sobie żadnego ubrania. Mariam była oszołomiona.
Jak mogły się dać sfotografować w taki sposób? A więc tym zajmował się jej mąż,
kiedy nie przychodził do jej sypialni. Była rozczarowana, co z tym całym
mówieniem o honorze i własności, dezaprobacie Raszida dla klientek, które bądź,
co bądź pokazywały mu tylko stopy, aby dopasować buty? „Twarz kobiety – powiedział kiedyś- jest wyłącznie sprawą jej męża”. Skoro tak, to, dlaczego Raszid nie
widzi nic złego w oglądaniu intymnych części ciała czyichś żon i sióstr?!
Kiedy Mariam straciła dziecko podczas kąpieli w hammanie, Raszid
stał się jeszcze bardziej okrutny. Niełatwo było tolerować to, jak się do niej
zwracał, znosić, szyderstwa, obraźliwe słowa, przechodzenie obok niej jakby
była nikim. Nic mu nie smakowało, krytykował każde przyrządzone przez nią
danie. Pewnego dnia narzekał, że ryż jest za twardy. Raszid wyszedł na podwórko
zabrał garść piachu i kamieni, wszedł do domu, wsunął dwa palce w jej usta i
wcisnął twarde kamienie do jej ust. Kazał jej „żreć”. „Teraz już wiesz jak smakuje twój ryż. Teraz wiesz, co mi dałaś w tym
małżeństwie. Złe jedzenie, nic więcej”. A potem wyszedł, zostawiając ją
samą z kamykami, które wypluwała wraz z krwią i kawałkami dwóch złamanych zębów
trzonowych.
Kilka
domów dalej, sąsiadka Mariam Fariba urodziła córeczkę Lajlę – „Nocną Piękność”.
Mariam miała wtedy dziewiętnaście lat. Ojciec Lajli Babi był mądrym,
wykształconym człowiekiem. Kiedy dziewczynka wieczorami przychodziła do jego
pokoju, zawsze zastawała go pochylonego nad książką, z okularami
przekrzywionymi na czubku nosa. Wiedział, czym się różni stalaktyt od
stalagmitu i można było się od niego dowiedzieć, że odległość Słońcem a Ziemią
jest półtora miliona dłuższa od odległości między Kabulem a Ghazni. Babi często
powtarzał Lajli: „Wiem, że jesteś jeszcze
mała, ale chcę, żebyś już teraz to zrozumiała i zapamiętała –powiedział.- Małżeństwo może poczekać, ale wykształcenie
nie”. „I wiem, że kiedy skończy się ta wojna, Afganistan będzie potrzebować
ciebie tak bardzo jak swych mężczyzn, a może nawet bardziej. Ponieważ
społeczeństwo nie ma szansy na sukces, jeśli kobiety nie są wykształcone, Lajlo.
Nie ma szansy”. Każdego wieczoru po kolacji Babi pomagał Lajli w odrabianiu
lekcji i uczył ją nowych rzeczy. W istocie Babi uważał, że jedyna dobra robota,
którą zrobili komuniści- a przynajmniej starali się zrobić- dotyczyła pola
edukacji. A szczególnie wykształcenia kobiet. Lajla była zakochana w Tarighcie,
w chłopcu, któremu „mina pułapka” urwała nogę. Od tego wydarzenia Tarigh nosił
protezę. Dziewczyna uwielbiała jeść w jego domu. U Tarigha nikt nie jadł sam,
do stołu zawsze siadała cała rodzina. W trakcie tych posiłków zawsze toczyły
się wartkie rozmowy.
Pewnego dnia do
domu Lajli zapukał krępy mężczyzna, który przywiózł ze sobą smutne wiadomości.
Dwóch braci Lajli Nur i Ahmad zostało szahidami
– męczennikami. Walczyli po stronie mudżahedinów z wojskami sowieckimi. Ale
Lajla wiedziała, że jej przyszłość nie może równać się z przeszłością jej
braci. Już za życia usunęli ją w cień. A wraz ze śmiercią zupełnie ją wymazali.
Matka była teraz „kuratorem muzeum ich dokonań”, a ona, Lajla, zwykłym
„zwiedzającym”.
Walki różnych
frakcji politycznych w Afganistanie nie ustawały, większość mieszkańców
opuszczało Kabul i uciekało do obozów dla uchodźców w Pakistanie. Kabul także
opuścił ukochany Lajli Tarigh. Rodzice Lajli także spakowali najważniejsze
rzeczy i szykowali się do drogi, kiedy zabłąkana rakieta trafiła ich rodzinny
dom. Raszid znalazł dziewczynę i odkopał ją z pod gruzu. Z większości domu
został tylko popiół a rodzice Lajli zginęli na miejscu. Dziewczyna miała
niesamowicie dużo „szczęścia”, wyszła z tego nalotu ze stosunkowo niewielkimi
obrażeniami. Lajlą opiekowała się Mariam. Dziewczyna patrzyła na nią, jakby
czekała, aż Mariam przekaże jej odrobinę jakiejś mądrości, powie coś, co doda
jej odwagi. Ale jaką mądrość mogła zaoferować jej Mariam? Jakie słowa otuchy?
Mariam wciąż pamiętała dzień, w którym pochowali jej matkę, i pamiętała, jak
nikłe pocieszenie dały jej słowa Koranu. A potem, któregoś dnia, mniej więcej
miesiąc po wybuchu, który zabił rodziców Lajli, do drzwi zapukał pewien
człowiek z okrutną wiadomością… Od tego czasu życie Lajli miało się zmienić w
jedno pasmo wielkich życiowych nieszczęść.
Śmierć
rodziców, małżeństwo z Raszidem, masakry, rakiety, bicie, głód, cierpienie
dzieci, wszystko wydaję się w książce jak koszmar, dziwaczny przystanek w
podróży życia. Strona po stronie odkrywamy obraz kobiet
żyjących w świecie jednego mężczyzny, tyrana, który robił z nimi, co chciał, bo
miał ku temu prawo. Kobiet, które musiały znosić największe upokorzenia i
cierpienia. Khaled Hosseini bardzo obrazowo i przekonująco pokazał sytuację
afgańskich kobiet, zawsze skazanych na kaprysy mężczyzn, na przemoc fizyczną i
psychiczną, na dotkliwe kary. Usprawiedliwieniem dla ich oprawców są rzekome
nauki Koranu. Bohaterki powieści pokazują jak wiele może wytrzymać człowiek,
ile bólu może znieść by bronić drugiej osoby. Mimo tych przeciwności główne
bohaterki powieści nie poddają się. Ich siła oraz zdolność do poświęceń robią
na czytelniku ogromne wrażenie, wzruszają i na długo pozostają w pamięci. Niesamowita
książka, jedna z lepszych, jakie było mi dane przeczytać. Piękna i wzruszająca,
ale również przerażająca i okropnie smutna. Powieść o prawdziwej miłości,
poświęceniu, strachu i wojnie. Napisana pięknie i płynnie, sprawia, że ciągle
się do niej wraca, wstrząsa, nakłania do refleksji. Pozycja obok której nie
można przejść obojętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz