„Tysiąc akrów”
Jane Smiley
Autorka/ (26 września
1949 r.) Los Angeles, Kalifornia, Stany Zjednoczone. Nagroda
Pulitzera w kategorii fikcja literacka.
Tłumaczenie/ Tomasz Lem
Tematyka/ Autorka
stworzyła piękne postacie, bardzo skrajne charaktery. Dodała do tego konflikty,
grzechy i tajemnice, doprawiła scenerią szeleszczącą kukurydzą, pachnącą świeżo
zaoraną ziemią i czystym wiejskim powietrzem. Całość przyprawia o dreszcze. Nie
bez powodu książka ta zdobyła dwa prestiżowe wyróżnienia, nagrodę Pulitzera i
National Book Critics Circle Award.
Główny motyw/ Wśród
bezkresnych równin stanu Iowa, na rozległej farmie o powierzchni tysiąca akrów,
mieszka rodzina Cooków. Sędziwy Laurence, zmęczony kilkudziesięcioletnią pracą
na roli, postanawia podzielić posiadłość pomiędzy trzy dorosłe córki. Jednak
najmłodsza z nich, rozpoczynająca karierę prawniczą Caroline, przyjmuje z
rezerwą ojcowską propozycję. Opór dziewczyny wyzwala tłumione przez lata
pretensje, żale i wzajemną niechęć. Odżywa wstydliwie skrywana straszliwa
tajemnica. Spokojne życie zmienia się w prawdziwe piekło...
Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Cóż, zawsze
uważałem, że rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, bo tak miało być, i że
istnieje tak wiele zewnętrznych i wewnętrznych sił łączących się przy każdym
wydarzeniu, że ich wypadkowa jest jak los, jak przeznaczenie”.
„To marzenie każdej
kobiety- znaleźć mężczyznę, który dostrzeże piękno tam, gdzie inni go nie
widzą”.
„Nic nie doświadcza
człowieka bardziej niż śmierć matki”.
„W telepatii tkwi
jeden szkopuł; linia przeważnie jest zepsuta…”.
„Otrzymałam kolejną
lekcję nauki o podstępności ludzkiej powierzchowności; nauki, która trwa całe
życie”.
„Ojciec posiadał dar
mówienia rzeczy, na które nie było odpowiedzi”.
„Nikt nie jest w
stanie pomóc umierającemu człowiekowi”.
„(…) dzieciństwo jest
niczym sen, który zaczyna się i kończy zupełnie niespodziewanie”.
„Jego wizerunek
składał się z mnóstwa chwil naszej codzienności (…)”.
„Na prowincji śmieci
mają tendencję do przyciągania innych śmieci”.
„To dziwne, że te
same wydarzenia potrafią przeobrazić się w kilka zupełnie odmiennych historii”.
„Ludzie mają sekrety
wtedy, gdy inni nie chcą poznać prawdy”.
„To przeszłość uległa
zmianie, nie przyszłość”.
Przychodzi taki czas, że
dorosłe już dzieci w pewnym momencie zbierają się na odwagę i przypominają
rodzicom o krzywdach, których doznali w dzieciństwie albo upominają się o
szacunek dla swoich wyborów. Liczą na to, że ich krzywda zostanie w końcu
uznana, że zostaną przez tych rodziców wreszcie przyjęci - ze swoim żalem,
złością, poczuciem opuszczenia. Im już nie chodzi o słowo
"przepraszam", ale o akceptację i zrozumienie ich życiowych wyborów.
Często tylko zerwanie więzi jest dla takich
osób rodzajem ratunku. Nie w sensie życia, chociaż i tak się dzieje. Ale w sensie ochrony elementarnej
godności, szacunku do siebie, poczucia własnej wartości, a przede wszystkim -
kondycji psychicznej. Osoby, które decydują się na ten krok, mówią, że kontakt
z rodzicem, który bez przerwy ich odrzuca, powoduje chaos emocjonalny. One nie
wiedzą, co mają myśleć, kto ma rację czy mają prawo tak się czuć. Po takim
kontakcie czują się wręcz "chore" i muszą długo dochodzić do siebie.
Larry Cook jest surowym i
despotycznym patriarchą rodu, właścicielem ponad czterystu hektarów ziemi i
trzech domów. Najpierw dziadek, potem ojciec i wreszcie Larry ciężko pracowali,
aby tysiąc akrów podmokłego gruntu w Iowa zamieniło się w kwitnącą farmę. Po
przedwczesnej śmierci żony Larry samotnie wychował trzy córki - najstarszą
Ginny, Rose i najmłodszą Caroline. Ginny i jej mąż Ty Smith, podobnie jak Rose
z mężem Peterem Lewisem oraz dwójką dzieci mieszkają na farmie. Najmłodsza
Caroline opuściła wieś, skończyła studia prawnicze i pracuje w mieście, jako
adwokat. Pewnego dnia starzejący się Larry, aby uchronić córki przed podatkiem
spadkowym, postanawia przekazać im farmę w formie darowizny. Rozparcelowana
ziemia wkrótce zaczyna dzielić członków rodziny. Do głosu dochodzą długo
skrywane urazy, mroczne tajemnice i skrywana do tej pory rywalizacja między
siostrami. Tłumione pod powłoką nienagannych relacji skryte pragnienia prowadzą
do całkowitego rozpadu rodziny.
Narratorką książki „Tysiąc akrów” Jane Smiley jest
najstarsza córka Laurenc’e Cooka- Ginny. To ona jest główną „obserwatorką”
życia rodzinnego na ich farmie. Jej pradziadkowie Sam i Arabella Daviesowie,
pochodzili z zachodniej Anglii, krainy górzystej, gdzie uprawa roli dawała
mizerne wyniki. Gdy wiosną 1890 roku przybyli do hrabstwa Zebulon i przekonali
się, że połowa ziemi, którą kupili (nie wdziawszy jej przedtem), co roku przez
kilka miesięcy znajduje się dwie stopy pod wodą, a jej pozostała część
konsystencją przypominała gąbkę. Kiedy byli blisko zrezygnowania z upraw na tej
podmokłej ziemi, poznali człowieka o nazwisku John Cook, którego nie zraziła
zalana ziemia. Cook pracował w sklepie, jako sprzedawca, ale był oczytany,
interesował się wynalazkami w przemyśle i nowymi technikami uprawy roli.
Przekonał pradziadków Ginny, aby resztę oszczędności przeznaczyli na osuszenie
swojej ziemi. Cook miał wtedy szesnaście lat, sprzedał pradziadkowi bohaterki
dwie pary wideł, kilka łopat, przyrządy geodezyjne, dreny wyrabiane w
miejscowej cegielni oraz kalosze. John Cook rzucił pracę w sklepie i wraz z
Samem ruszyli osuszać bagna. Plan Johna odniósł sukces. W porównaniu z Anglią
zbiory okazały się obfite. W rok później, jeszcze przed żniwami, John, Arabella
i Sam na południowym krańcu farmy wybudowali dwuizbowy dom. Tak też powstał rodzinny mit o ziemi i
założycielach największej farmy w hrabstwie. Ich ziemia była rodowym skarbem,
czczona niczym bogini, to od niej zależało w takiej formie „bycie lub nie bycie
rodziny” Cook.
Ziemię pod stopami małej Ginny
a później już dorosłej kobiety trudno było odróżnić od czarnoziemów, o których
uczyła się w szkole, ziemię tę stworzył magiczny układ drenów, a jej ojciec
Larry mówił o nich z radością graniczącą z uwielbieniem. Dreny w niemal
czarodziejski sposób tworzyły dobrobyt, umożliwiając uzyskiwanie większej
ilości plonów coraz lepszej, jakości, z roku na rok, bez względu na pogodę.
Położenie drenów i wykopanie studni i zbiorników zajęło Johnowi i Samowi ( a
potem jej ojcu) dwadzieścia pięć lat, jedno pokolenie. I choć większość ziemi
wyglądała jak dar natury, a może Boga, wcale tak nie było. Rodzina jeździła do
kościoła, aby oddać Mu cześć, nie po to, by Mu dziękować. Kiedy poszła do
pierwszej klasy i dzieci powiedziały jej, że ich rodzice są farmerami, po
prostu nie uwierzyła. Kiwnęła głową, bo nie chciała być niegrzeczna, ale
głęboko w sercu miała świadomość, że ci inni farmerzy to oszuści, i jako
farmerzy, i jako ojcowie. Jej młodzieńcza dusza za wzorzec w obydwu kategoriach
uznawała jedynie Laurence’a Cooka. Wiara, że do tej kategorii mogą zaliczyć się
także inni, graniczyła ze złamaniem pierwszego przykazania.
Większość
spraw związanych z życiem na farmie sprowadzała się do zachowywania pozorów i
robienia dobrego wrażenia na sąsiadach. Farmerzy szybko przenoszą wnioski
wynikające z obserwacji farmy na jej właściciela. Farmer idący do kawiarni jest
sobą, ale zarazem jest także uosobieniem swojej farmy, mijanej przez innych
bywalców kawiarni w drodze do miasteczka. Wygląd farmy był kwestią charakteru.
Farmerzy lubili rozmawiać o pogodzie, szczęściu, które im dopisywało, rosnących
cenach i nowych rozporządzeniach wprowadzonych przez rząd, ale rozmawiając
miedzy sobą nigdy się nie usprawiedliwiają a broń Boże nigdy się nad sobą nie
użalają. Dobry farmer znakomicie radzi sobie z hodowlą zwierząt i maszynami,
pracuje bez wytchnienia i w tym samym duchu wychowuje swoje dzieci. Biedna
farma jest dowodem osobistej porażki jej właściciela. Pierwsze wspomnienie
Ginny związane z ojcem to strach, by spojrzeć mu prosto w oczy. Był zbyt duży,
miał głos zbyt niski. Gdy musiała do niego mówić, zwracała się do jego kurtki,
koszuli, butów… Gdy podnosił ją w górę i widziała jego twarz, kurczyła się
cała, a kiedy ją całował, jakoś to znosiła. Mieszkali na farmie, która z
pewnością należała do najlepiej utrzymanych. Największa farma, największy farmer.
I jedno pasowało do drugiego i stało się dla córek wzorcem porządku rzeczy. Zrozumienie ojca zawsze kojarzyło się jej z
cotygodniowym chodzeniem do kościoła i wysłuchiwaniem kazań pastora, który
udowadniał, że Bóg jest dobry, wszechwiedzący i tak dalej. Ojciec nie miał
pastora, nie miał nikogo, kto posklejałby dla nich te wszystkie kawałki, choćby
na chwilę. Matka dziewczynek umarła, zanim mogła go im przedstawić, jako zwykłego
człowieka, ze wszystkimi przyzwyczajeniami, dziwactwami, kaprysami, zanim
potrafiłaby go im na tyle pomniejszyć w ich oczach, aby córki mogły go
zrozumieć.
Po śmierci matki tylko
najmłodsza z córek Caroline potrafiła przeciwstawić się ojcu, a miała wtedy
tylko sześć lat. Nie była trudnym dzieckiem, nie sprawiała większych kłopotów.
Bawiła się lalkami, trzymała się z dala od świń, a nawet psów i kotów. Stosunki
miedzy siostrami układały się dobrze, Caroline przynosiła dobre stopnie była
ambitna i nawet udało się jej osiągną to, czego pragnęła; nie została żoną
farmera ani nawet farmerem, wyjechała do miasta i została prawnikiem.
Pewnego dnia, kiedy cała
rodzina zebrała się w komplecie trzy córki ze swoimi mężami, ich ojciec
oświadczył, że postanowił utworzyć spółkę. Przepisze całą ziemię na swoje
córki. Zbudują nowy zbiornik na nawóz, silos na paszę i wielką chlewnię.
Spojrzał na córki i zięciów a byli nimi Ty, Pete i Frank i oznajmił: „Cholera jasna, jestem już na to za stary.
(…) W każdym razie, gdybym jutro umarł, mielibyście do zapłacenia siedemset czy
osiemset tysięcy dolarów podatku spadkowego”. Wszyscy byli zaskoczeni tą
decyzją, ale również zadowoleni, wreszcie młode pokolenie „weźmie ster w swoje
ręce”. Tylko Caroline była niezadowolona, przecież nie na to kończyła studia,
aby teraz „grzebać” w ziemi. Ojciec obrzucił ją piorunującym spojrzeniem. Ale
potem wszyscy wstali i rozeszli się w milczeniu z poczuciem, że wydarzyło się
coś ważnego. Duma ich ojca – a zawsze był drażliwy- została głęboko urażona.
Nie było sensu tłumaczenie mu, że Caroline ma jakieś uzasadnione wątpliwości. „Tatusia” łatwo było urazić, ale równie
łatwo dawało się potem udobruchać, jeżeli właściwe słowa wypowiadało się tonem
dostatecznie skruszonym. Wszystkie córki ( Ginny, Rose i Caroline) za swoje
docinki i przewracanie oczami musiały później odgrywać swoje role. Po każdej
kłótni zastanawiały się, co jest właściwe, a co nie, usiłując dociec, kto kogo
i za co powinien przeprosić, kto powinien to zrobić jako pierwszy i jakimi
słowami należało wyrazić skruchę. Ale Caroline była zawsze niewinna i uparta, a
może po prostu „nieczuła” na te sprawy.
Ojciec nagle się zmienił.
Ginny czuła, że ojciec przekazując im farmę tak naprawdę nie chce się pogodzić
z jej „utratą”, z „utratą” wpływu na wszelkie decyzje dotyczące prowadzenia
gospodarstwa. Stał się nieuprzejmy wręcz chamski. Przestał pomagać w nawet drobnych
pracach w domu i w polu. Po pijanemu jeździł samochodem i spowodował wypadek.
Chodził po sąsiadach i oczerniał swoje córki, że chcą go zniszczyć i zagarnąć
całą ziemię dla siebie. Podczas spotkania u pastora, który chciał pomóc
rodzinie i wyjaśnić wszystkie plotki krążące po hrabstwie, ojciec krzyczał do
Ginny: „Ty bezpłodna kurwo!”. Ginny
od samego początku czuła, że przepisanie własności jest sprawą delikatną. Z
czasem okazało się, że ojciec skłóca córki i zięciów między sobą. Stosunek
Caroline do całej sprawy stał się dziwny- to mieszanina lojalności i
intryganctwa. Ojciec odsłaniał pomału swoją prawdziwą naturę. Śmierć matki w
żadnym stopniu nie wpłynęła na ojca, wręcz przeciwnie usiłował pokazać światu,
że nic go nie może złamać. Iluzja, którą Ginny próbowała sobie sama zaszczepić,
że wszystko skończy się dobrze, podczas gdy wszystko wskazywało na to, że
będzie akurat odwrotnie szybko „topniała” z dnia na dzień. To dziwne
zastanawiała się Ginny, że „te same
wydarzenia potrafią przeobrazić się w kilka zupełnie odmiennych historii”.
Z jednej strony miała historie z ojcem, różne incydenty były dowodem jego coraz
bardziej dziwnego zachowania. Była to historia wciągająca, przerażająca i
trzymająca w napięciu, a do tego pełna ukrytych znaczeń, bo ojciec nigdy nie
zdradzał motywów swojego postępowania. Była to historia, którą sąsiedzi śledzili
z upodobaniem, na każdym kroku doszukując się wskazówek, aby dociec, co się
naprawdę za tym kryje, gotowi posłużyć się swoją pamięcią i wyobraźnią, aby
wyjaśnić niezrozumiały bieg wydarzeń. Z drugiej strony historia romansu Ginny z
niewidzianym od lat sąsiadem Jessem Clarkiem, dodająca kolorytu, bogactwa i
wyrazistości każdej chwili jej życia.
Ginny pod wpływem
narastającego stresu zaczęła sobie przypominać wspomnienia z dzieciństwa. Miała
czternaście lat, była w dziewiątej klasie, był sobotni wieczór i kładła się
spać. Usiadła, żeby zdjąć rajtuzy, i kiedy z prawej nogi zsuwała pomarszczoną
bawełnianą nogawkę, zdała sobie sprawę, że jej noga jest zgrabna i wygląda tak,
jak piszą w tygodnikach. Wtedy do jej pokoju przyszedł ojciec i odbył z nią
stosunek. Udawała, że śpi, ale wiedziała, że stanął w drzwiach i powoli zbliża
się do niej. Powtarzał: „Bądź cicho,
dziewczynko, nie musisz się bronić”. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek
się przed nim broniła, ale on zawsze, w każdej sytuacji był czujny i doszukiwał
się znamion oporu. Pamiętała jego ciężar, kolano, które wcisnęło się pomiędzy
jej nogi. W bladym świetle widziała, że miał na sobie jasną koszulę a na nogach
skarpetki. Zapamiętała mnóstwo zapachów: whisky, papierosowy dym, słodkie i
gorzkie zapachy farmy. Zapamiętała też swoją strategię, polegającą na zupełnym,
całkowitym bezwładzie. W rozmowie z siostrą Rose, Ginny dowiedziała się, że
siostra też była molestowana przez ojca. Należały do „niego”, mógł z nimi
robić, co chciał, tak samo jak robił, co chciał, ze stawem, domami, świniami,
maszynami i plonami.
Ginny nie wiedziała, jak
opisać stan, w jakim znalazł się jej umysł po nocnej rozmowie z Rose. Można by
powiedzieć, że przestała być sobą. Najważniejszą cechą nowego stanu nie było jednak
to, co robiła, ale to jak czuła się w nowej skórze. Był to stan umysłu, w
którym wiele rzeczy „wiedziała”, a „przekonanie” przestało być pojęciem
abstrakcyjnym, dotyczącym wartości moralnych czy stanu świadomości.
Najważniejsza była teraz świadomość, że dobrze „poznała” wszystkich członków
rodziny. Przez trzydzieści sześć lat „pływali” sobie wokół niej wykonując skomplikowane
ewolucje, których znaczenia tylko się domyślała, bo „woda” była mętna. A teraz
wszystko stało się jasne i przejrzyste. Każdego
z nich widziała ze wszystkich stron naraz. Oto ojciec, któremu wszystko w życiu
przeszkadzało a szczególnie jego własne córki, które molestował od wczesnego
dzieciństwa. Ojciec, który przygniatał je nie tylko swoim ciałem, ale swoim
nadętym „ja”. A oto siostra Caroline, która udaje dziewczynę z miasta. Od
początku nie chciała mieć z farmą i rodziną nic do czynienia. Nawet nie
zaprosiła swojej rodziny ze wsi na swój ślub w mieście. Wodziła po wszystkim
oczami, kalkulowała, wyrachowana jak zawsze. Fascynowało ją jak, znakomicie
poznała swoją siostrę Rose. Udawała „świętą” małżonkę a także zdradzała swojego
męża z Jessem Clarkiem. Jej szwagrowie, skryci za swoimi fałszywymi uśmiechami,
czekali tylko na okazję, obserwowali, przyglądali się i oceniali, gdzie
uderzyć, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, aby przejąć farmę.
Ginny po wszystkich
wydarzeniach, które spotkały jej rodzinę, została zmuszona do refleksji, że
choć utraciła farmę i całe związane z nią dobro i zło, jej dziedzictwo jest w
niej, trwa w każdej z komórek, obok DNA znajdują się molekuły gleby,
pestycydów, amoniakatu, oleju napędowego i pyłków roślin oraz molekuły pamięci:
orzeźwiająca kąpiel w rzece w letnie popołudnie; egzotyczny zapach ubrań w
garderobie matki; ostra woń mokrych krzaków pomidorów; ból towarzyszący
uderzeniom pasa ojca; dreszcz oczekiwania na szkolny autobus. Wszystko to pozostało
w niej na zawsze. Powiedzmy, że każda z osób, które straciła z oczu,
pozostawiła jej coś po sobie, i że ma świadomość tego dziedzictwa, gdy myśli o
którejś z nich. Kiedy myśli o nich, widzi też zamkniętą pętlę trucizn. Kiedy
przypomina sobie siostry widzi złość. Skrucha przypomina jej o ojcu, który jej
nigdy nie okazał. Jej ciało także jej o nim przypomina, o molestowaniu i
wykorzystaniu seksualnym. I kiedy przypomina sobie ten świat, przypomina sobie
siebie z przeszłości, teraz już przeszłości martwej, która także pozostawiła
jej coś po sobie. Nie może powiedzieć, że przebaczyła ojcu, ale potrafi
wyobrazić sobie to, o czym on wolał na zawsze zapomnieć – bodziec w postaci
niewysłowionego popędu, który „zmusił” go do gwałtów na własnych córkach.
Książka została zekranizowana w
1997 roku w reżyserii Jocelyn Moorhouse. Główne role zagrały takie gwiazdy jak Michelle
Pfeiffer, Jessica Lange, Colin Firth.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz