22 kwietnia 2018

Tysiąc akrów


„Tysiąc akrów”


Jane Smiley




Autorka/ (26 września 1949 r.) Los Angeles, Kalifornia, Stany Zjednoczone. Nagroda Pulitzera w kategorii fikcja literacka.

Tłumaczenie/ Tomasz Lem

Tematyka/ Autorka stworzyła piękne postacie, bardzo skrajne charaktery. Dodała do tego konflikty, grzechy i tajemnice, doprawiła scenerią szeleszczącą kukurydzą, pachnącą świeżo zaoraną ziemią i czystym wiejskim powietrzem. Całość przyprawia o dreszcze. Nie bez powodu książka ta zdobyła dwa prestiżowe wyróżnienia, nagrodę Pulitzera i National Book Critics Circle Award.

Główny motyw/ Wśród bezkresnych równin stanu Iowa, na rozległej farmie o powierzchni tysiąca akrów, mieszka rodzina Cooków. Sędziwy Laurence, zmęczony kilkudziesięcioletnią pracą na roli, postanawia podzielić posiadłość pomiędzy trzy dorosłe córki. Jednak najmłodsza z nich, rozpoczynająca karierę prawniczą Caroline, przyjmuje z rezerwą ojcowską propozycję. Opór dziewczyny wyzwala tłumione przez lata pretensje, żale i wzajemną niechęć. Odżywa wstydliwie skrywana straszliwa tajemnica. Spokojne życie zmienia się w prawdziwe piekło...
 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Cóż, zawsze uważałem, że rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, bo tak miało być, i że istnieje tak wiele zewnętrznych i wewnętrznych sił łączących się przy każdym wydarzeniu, że ich wypadkowa jest jak los, jak przeznaczenie”.
„To marzenie każdej kobiety- znaleźć mężczyznę, który dostrzeże piękno tam, gdzie inni go nie widzą”.
„Nic nie doświadcza człowieka bardziej niż śmierć matki”.
„W telepatii tkwi jeden szkopuł; linia przeważnie jest zepsuta…”.
„Otrzymałam kolejną lekcję nauki o podstępności ludzkiej powierzchowności; nauki, która trwa całe życie”.
„Ojciec posiadał dar mówienia rzeczy, na które nie było odpowiedzi”.
„Nikt nie jest w stanie pomóc umierającemu człowiekowi”.
„(…) dzieciństwo jest niczym sen, który zaczyna się i kończy zupełnie niespodziewanie”.
„Jego wizerunek składał się z mnóstwa chwil naszej codzienności (…)”.
„Na prowincji śmieci mają tendencję do przyciągania innych śmieci”.
„To dziwne, że te same wydarzenia potrafią przeobrazić się w kilka zupełnie odmiennych historii”.
„Ludzie mają sekrety wtedy, gdy inni nie chcą poznać prawdy”.
„To przeszłość uległa zmianie, nie przyszłość”.


                 Przychodzi taki czas, że dorosłe już dzieci w pewnym momencie zbierają się na odwagę i przypominają rodzicom o krzywdach, których doznali w dzieciństwie albo upominają się o szacunek dla swoich wyborów. Liczą na to, że ich krzywda zostanie w końcu uznana, że zostaną przez tych rodziców wreszcie przyjęci - ze swoim żalem, złością, poczuciem opuszczenia. Im już nie chodzi o słowo "przepraszam", ale o akceptację i zrozumienie ich życiowych wyborów.  

                 Często tylko zerwanie więzi jest dla takich osób rodzajem ratunku. Nie w sensie życia, chociaż i tak się dzieje. Ale w sensie ochrony elementarnej godności, szacunku do siebie, poczucia własnej wartości, a przede wszystkim - kondycji psychicznej. Osoby, które decydują się na ten krok, mówią, że kontakt z rodzicem, który bez przerwy ich odrzuca, powoduje chaos emocjonalny. One nie wiedzą, co mają myśleć, kto ma rację czy mają prawo tak się czuć. Po takim kontakcie czują się wręcz "chore" i muszą długo dochodzić do siebie.    

                    Larry Cook jest surowym i despotycznym patriarchą rodu, właścicielem ponad czterystu hektarów ziemi i trzech domów. Najpierw dziadek, potem ojciec i wreszcie Larry ciężko pracowali, aby tysiąc akrów podmokłego gruntu w Iowa zamieniło się w kwitnącą farmę. Po przedwczesnej śmierci żony Larry samotnie wychował trzy córki - najstarszą Ginny, Rose i najmłodszą Caroline. Ginny i jej mąż Ty Smith, podobnie jak Rose z mężem Peterem Lewisem oraz dwójką dzieci mieszkają na farmie. Najmłodsza Caroline opuściła wieś, skończyła studia prawnicze i pracuje w mieście, jako adwokat. Pewnego dnia starzejący się Larry, aby uchronić córki przed podatkiem spadkowym, postanawia przekazać im farmę w formie darowizny. Rozparcelowana ziemia wkrótce zaczyna dzielić członków rodziny. Do głosu dochodzą długo skrywane urazy, mroczne tajemnice i skrywana do tej pory rywalizacja między siostrami. Tłumione pod powłoką nienagannych relacji skryte pragnienia prowadzą do całkowitego rozpadu rodziny.

                   Narratorką książki „Tysiąc akrów” Jane Smiley jest najstarsza córka Laurenc’e Cooka- Ginny. To ona jest główną „obserwatorką” życia rodzinnego na ich farmie. Jej pradziadkowie Sam i Arabella Daviesowie, pochodzili z zachodniej Anglii, krainy górzystej, gdzie uprawa roli dawała mizerne wyniki. Gdy wiosną 1890 roku przybyli do hrabstwa Zebulon i przekonali się, że połowa ziemi, którą kupili (nie wdziawszy jej przedtem), co roku przez kilka miesięcy znajduje się dwie stopy pod wodą, a jej pozostała część konsystencją przypominała gąbkę. Kiedy byli blisko zrezygnowania z upraw na tej podmokłej ziemi, poznali człowieka o nazwisku John Cook, którego nie zraziła zalana ziemia. Cook pracował w sklepie, jako sprzedawca, ale był oczytany, interesował się wynalazkami w przemyśle i nowymi technikami uprawy roli. Przekonał pradziadków Ginny, aby resztę oszczędności przeznaczyli na osuszenie swojej ziemi. Cook miał wtedy szesnaście lat, sprzedał pradziadkowi bohaterki dwie pary wideł, kilka łopat, przyrządy geodezyjne, dreny wyrabiane w miejscowej cegielni oraz kalosze. John Cook rzucił pracę w sklepie i wraz z Samem ruszyli osuszać bagna. Plan Johna odniósł sukces. W porównaniu z Anglią zbiory okazały się obfite. W rok później, jeszcze przed żniwami, John, Arabella i Sam na południowym krańcu farmy wybudowali dwuizbowy dom.  Tak też powstał rodzinny mit o ziemi i założycielach największej farmy w hrabstwie. Ich ziemia była rodowym skarbem, czczona niczym bogini, to od niej zależało w takiej formie „bycie lub nie bycie rodziny” Cook.

                 Ziemię pod stopami małej Ginny a później już dorosłej kobiety trudno było odróżnić od czarnoziemów, o których uczyła się w szkole, ziemię tę stworzył magiczny układ drenów, a jej ojciec Larry mówił o nich z radością graniczącą z uwielbieniem. Dreny w niemal czarodziejski sposób tworzyły dobrobyt, umożliwiając uzyskiwanie większej ilości plonów coraz lepszej, jakości, z roku na rok, bez względu na pogodę. Położenie drenów i wykopanie studni i zbiorników zajęło Johnowi i Samowi ( a potem jej ojcu) dwadzieścia pięć lat, jedno pokolenie. I choć większość ziemi wyglądała jak dar natury, a może Boga, wcale tak nie było. Rodzina jeździła do kościoła, aby oddać Mu cześć, nie po to, by Mu dziękować. Kiedy poszła do pierwszej klasy i dzieci powiedziały jej, że ich rodzice są farmerami, po prostu nie uwierzyła. Kiwnęła głową, bo nie chciała być niegrzeczna, ale głęboko w sercu miała świadomość, że ci inni farmerzy to oszuści, i jako farmerzy, i jako ojcowie. Jej młodzieńcza dusza za wzorzec w obydwu kategoriach uznawała jedynie Laurence’a Cooka. Wiara, że do tej kategorii mogą zaliczyć się także inni, graniczyła ze złamaniem pierwszego przykazania.
                     
                 Większość spraw związanych z życiem na farmie sprowadzała się do zachowywania pozorów i robienia dobrego wrażenia na sąsiadach. Farmerzy szybko przenoszą wnioski wynikające z obserwacji farmy na jej właściciela. Farmer idący do kawiarni jest sobą, ale zarazem jest także uosobieniem swojej farmy, mijanej przez innych bywalców kawiarni w drodze do miasteczka. Wygląd farmy był kwestią charakteru. Farmerzy lubili rozmawiać o pogodzie, szczęściu, które im dopisywało, rosnących cenach i nowych rozporządzeniach wprowadzonych przez rząd, ale rozmawiając miedzy sobą nigdy się nie usprawiedliwiają a broń Boże nigdy się nad sobą nie użalają. Dobry farmer znakomicie radzi sobie z hodowlą zwierząt i maszynami, pracuje bez wytchnienia i w tym samym duchu wychowuje swoje dzieci. Biedna farma jest dowodem osobistej porażki jej właściciela. Pierwsze wspomnienie Ginny związane z ojcem to strach, by spojrzeć mu prosto w oczy. Był zbyt duży, miał głos zbyt niski. Gdy musiała do niego mówić, zwracała się do jego kurtki, koszuli, butów… Gdy podnosił ją w górę i widziała jego twarz, kurczyła się cała, a kiedy ją całował, jakoś to znosiła. Mieszkali na farmie, która z pewnością należała do najlepiej utrzymanych. Największa farma, największy farmer. I jedno pasowało do drugiego i stało się dla córek wzorcem porządku rzeczy.  Zrozumienie ojca zawsze kojarzyło się jej z cotygodniowym chodzeniem do kościoła i wysłuchiwaniem kazań pastora, który udowadniał, że Bóg jest dobry, wszechwiedzący i tak dalej. Ojciec nie miał pastora, nie miał nikogo, kto posklejałby dla nich te wszystkie kawałki, choćby na chwilę. Matka dziewczynek umarła, zanim mogła go im przedstawić, jako zwykłego człowieka, ze wszystkimi przyzwyczajeniami, dziwactwami, kaprysami, zanim potrafiłaby go im na tyle pomniejszyć w ich oczach, aby córki mogły go zrozumieć.

                    Po śmierci matki tylko najmłodsza z córek Caroline potrafiła przeciwstawić się ojcu, a miała wtedy tylko sześć lat. Nie była trudnym dzieckiem, nie sprawiała większych kłopotów. Bawiła się lalkami, trzymała się z dala od świń, a nawet psów i kotów. Stosunki miedzy siostrami układały się dobrze, Caroline przynosiła dobre stopnie była ambitna i nawet udało się jej osiągną to, czego pragnęła; nie została żoną farmera ani nawet farmerem, wyjechała do miasta i została prawnikiem.

                Pewnego dnia, kiedy cała rodzina zebrała się w komplecie trzy córki ze swoimi mężami, ich ojciec oświadczył, że postanowił utworzyć spółkę. Przepisze całą ziemię na swoje córki. Zbudują nowy zbiornik na nawóz, silos na paszę i wielką chlewnię. Spojrzał na córki i zięciów a byli nimi Ty, Pete i Frank i oznajmił: „Cholera jasna, jestem już na to za stary. (…) W każdym razie, gdybym jutro umarł, mielibyście do zapłacenia siedemset czy osiemset tysięcy dolarów podatku spadkowego”. Wszyscy byli zaskoczeni tą decyzją, ale również zadowoleni, wreszcie młode pokolenie „weźmie ster w swoje ręce”. Tylko Caroline była niezadowolona, przecież nie na to kończyła studia, aby teraz „grzebać” w ziemi. Ojciec obrzucił ją piorunującym spojrzeniem. Ale potem wszyscy wstali i rozeszli się w milczeniu z poczuciem, że wydarzyło się coś ważnego. Duma ich ojca – a zawsze był drażliwy- została głęboko urażona. Nie było sensu tłumaczenie mu, że Caroline ma jakieś uzasadnione wątpliwości. „Tatusia” łatwo było urazić, ale równie łatwo dawało się potem udobruchać, jeżeli właściwe słowa wypowiadało się tonem dostatecznie skruszonym. Wszystkie córki ( Ginny, Rose i Caroline) za swoje docinki i przewracanie oczami musiały później odgrywać swoje role. Po każdej kłótni zastanawiały się, co jest właściwe, a co nie, usiłując dociec, kto kogo i za co powinien przeprosić, kto powinien to zrobić jako pierwszy i jakimi słowami należało wyrazić skruchę. Ale Caroline była zawsze niewinna i uparta, a może po prostu „nieczuła” na te sprawy.

                    Ojciec nagle się zmienił. Ginny czuła, że ojciec przekazując im farmę tak naprawdę nie chce się pogodzić z jej „utratą”, z „utratą” wpływu na wszelkie decyzje dotyczące prowadzenia gospodarstwa. Stał się nieuprzejmy wręcz chamski. Przestał pomagać w nawet drobnych pracach w domu i w polu. Po pijanemu jeździł samochodem i spowodował wypadek. Chodził po sąsiadach i oczerniał swoje córki, że chcą go zniszczyć i zagarnąć całą ziemię dla siebie. Podczas spotkania u pastora, który chciał pomóc rodzinie i wyjaśnić wszystkie plotki krążące po hrabstwie, ojciec krzyczał do Ginny: „Ty bezpłodna kurwo!”. Ginny od samego początku czuła, że przepisanie własności jest sprawą delikatną. Z czasem okazało się, że ojciec skłóca córki i zięciów między sobą. Stosunek Caroline do całej sprawy stał się dziwny- to mieszanina lojalności i intryganctwa. Ojciec odsłaniał pomału swoją prawdziwą naturę. Śmierć matki w żadnym stopniu nie wpłynęła na ojca, wręcz przeciwnie usiłował pokazać światu, że nic go nie może złamać. Iluzja, którą Ginny próbowała sobie sama zaszczepić, że wszystko skończy się dobrze, podczas gdy wszystko wskazywało na to, że będzie akurat odwrotnie szybko „topniała” z dnia na dzień. To dziwne zastanawiała się Ginny, że „te same wydarzenia potrafią przeobrazić się w kilka zupełnie odmiennych historii”. Z jednej strony miała historie z ojcem, różne incydenty były dowodem jego coraz bardziej dziwnego zachowania. Była to historia wciągająca, przerażająca i trzymająca w napięciu, a do tego pełna ukrytych znaczeń, bo ojciec nigdy nie zdradzał motywów swojego postępowania. Była to historia, którą sąsiedzi śledzili z upodobaniem, na każdym kroku doszukując się wskazówek, aby dociec, co się naprawdę za tym kryje, gotowi posłużyć się swoją pamięcią i wyobraźnią, aby wyjaśnić niezrozumiały bieg wydarzeń. Z drugiej strony historia romansu Ginny z niewidzianym od lat sąsiadem Jessem Clarkiem, dodająca kolorytu, bogactwa i wyrazistości każdej chwili jej życia.

                    Ginny pod wpływem narastającego stresu zaczęła sobie przypominać wspomnienia z dzieciństwa. Miała czternaście lat, była w dziewiątej klasie, był sobotni wieczór i kładła się spać. Usiadła, żeby zdjąć rajtuzy, i kiedy z prawej nogi zsuwała pomarszczoną bawełnianą nogawkę, zdała sobie sprawę, że jej noga jest zgrabna i wygląda tak, jak piszą w tygodnikach. Wtedy do jej pokoju przyszedł ojciec i odbył z nią stosunek. Udawała, że śpi, ale wiedziała, że stanął w drzwiach i powoli zbliża się do niej. Powtarzał: „Bądź cicho, dziewczynko, nie musisz się bronić”. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek się przed nim broniła, ale on zawsze, w każdej sytuacji był czujny i doszukiwał się znamion oporu. Pamiętała jego ciężar, kolano, które wcisnęło się pomiędzy jej nogi. W bladym świetle widziała, że miał na sobie jasną koszulę a na nogach skarpetki. Zapamiętała mnóstwo zapachów: whisky, papierosowy dym, słodkie i gorzkie zapachy farmy. Zapamiętała też swoją strategię, polegającą na zupełnym, całkowitym bezwładzie. W rozmowie z siostrą Rose, Ginny dowiedziała się, że siostra też była molestowana przez ojca. Należały do „niego”, mógł z nimi robić, co chciał, tak samo jak robił, co chciał, ze stawem, domami, świniami, maszynami i plonami.

                   Ginny nie wiedziała, jak opisać stan, w jakim znalazł się jej umysł po nocnej rozmowie z Rose. Można by powiedzieć, że przestała być sobą. Najważniejszą cechą nowego stanu nie było jednak to, co robiła, ale to jak czuła się w nowej skórze. Był to stan umysłu, w którym wiele rzeczy „wiedziała”, a „przekonanie” przestało być pojęciem abstrakcyjnym, dotyczącym wartości moralnych czy stanu świadomości. Najważniejsza była teraz świadomość, że dobrze „poznała” wszystkich członków rodziny. Przez trzydzieści sześć lat „pływali” sobie wokół niej wykonując skomplikowane ewolucje, których znaczenia tylko się domyślała, bo „woda” była mętna. A teraz wszystko stało się jasne i przejrzyste.  Każdego z nich widziała ze wszystkich stron naraz. Oto ojciec, któremu wszystko w życiu przeszkadzało a szczególnie jego własne córki, które molestował od wczesnego dzieciństwa. Ojciec, który przygniatał je nie tylko swoim ciałem, ale swoim nadętym „ja”. A oto siostra Caroline, która udaje dziewczynę z miasta. Od początku nie chciała mieć z farmą i rodziną nic do czynienia. Nawet nie zaprosiła swojej rodziny ze wsi na swój ślub w mieście. Wodziła po wszystkim oczami, kalkulowała, wyrachowana jak zawsze. Fascynowało ją jak, znakomicie poznała swoją siostrę Rose. Udawała „świętą” małżonkę a także zdradzała swojego męża z Jessem Clarkiem. Jej szwagrowie, skryci za swoimi fałszywymi uśmiechami, czekali tylko na okazję, obserwowali, przyglądali się i oceniali, gdzie uderzyć, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, aby przejąć farmę.

               Ginny po wszystkich wydarzeniach, które spotkały jej rodzinę, została zmuszona do refleksji, że choć utraciła farmę i całe związane z nią dobro i zło, jej dziedzictwo jest w niej, trwa w każdej z komórek, obok DNA znajdują się molekuły gleby, pestycydów, amoniakatu, oleju napędowego i pyłków roślin oraz molekuły pamięci: orzeźwiająca kąpiel w rzece w letnie popołudnie; egzotyczny zapach ubrań w garderobie matki; ostra woń mokrych krzaków pomidorów; ból towarzyszący uderzeniom pasa ojca; dreszcz oczekiwania na szkolny autobus. Wszystko to pozostało w niej na zawsze. Powiedzmy, że każda z osób, które straciła z oczu, pozostawiła jej coś po sobie, i że ma świadomość tego dziedzictwa, gdy myśli o którejś z nich. Kiedy myśli o nich, widzi też zamkniętą pętlę trucizn. Kiedy przypomina sobie siostry widzi złość. Skrucha przypomina jej o ojcu, który jej nigdy nie okazał. Jej ciało także jej o nim przypomina, o molestowaniu i wykorzystaniu seksualnym. I kiedy przypomina sobie ten świat, przypomina sobie siebie z przeszłości, teraz już przeszłości martwej, która także pozostawiła jej coś po sobie. Nie może powiedzieć, że przebaczyła ojcu, ale potrafi wyobrazić sobie to, o czym on wolał na zawsze zapomnieć – bodziec w postaci niewysłowionego popędu, który „zmusił” go do gwałtów na własnych córkach.

                   Książka została zekranizowana w 1997 roku w reżyserii Jocelyn Moorhouse. Główne role zagrały takie gwiazdy jak Michelle Pfeiffer, Jessica Lange, Colin Firth.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz