08 kwietnia 2018

Rybacy


„Rybacy

Chigozie Obioma




Autor/ urodził się w 1986 roku w Akure w Nigerii. Mieszkał na Cyprze, w Turcji, a obecnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada na wydziale literatury i pisania kreatywnego na Uniwersytecie Stanu Nebraska w Lincoln. „Rybacy” to jego pierwsza powieść.

Tłumaczenie/ Sebastian Musielak

Tematyka/ W losach bohaterów książki „Rybacy” czytelnik dostrzeże Afrykę we wszystkich jej sprzecznościach – ekonomicznych, społecznych, religijnych. Opowiedziana z punktu widzenia najmłodszego z braci, budząca trwogę historia nie opuszcza miasta Akure, a jednocześnie niesie uniwersalne przesłanie. Każe zadawać pytania o to, do kiedy myślenie magiczne – właściwe nam wszystkim – wzbogaca życie, a od kiedy odbiera nam poczucie odpowiedzialności i sprawia, że stajemy się ślepi. W debiutanckiej książce Obiomy pobrzmiewają echa dawnych mistrzów opowieści, ale wzbogaca je nowy, nieustraszony ton. To przypowieść o dorastaniu i braterstwie, w którym bezinteresowna miłość goi rany.

Główny motyw/ Bracia Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin porzucają szkołę i zostają rybakami. Ich ojciec wyjechał do miasta za pracą, a troska o rodzinę spadła na ramiona matki, okryte kwiecistą wrappą. Bracia wyzwalają się spod rodzicielskiej opieki i coraz częściej widuje się ich nad okrytą złą sławą rzeką. Pewnego popołudnia spotykają tam miejscowego szaleńca. Ten zdradza im, że jedno z rodzeństwa wkrótce zanurzy się w krwawym strumieniu i nigdy z niego nie wyjdzie. Od tego dnia Ikenna, najstarszy z braci, zaczyna oddalać się od rodziny, staje się coraz bardziej krnąbrny, tajemniczy, a w końcu okrutny. Spotkanie z szaleńcem przemieni – w tragiczny, ale też zbawczy sposób – życie członków nigeryjskiej rodziny.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Kiedy bogowie chcą kogoś zniszczyć, rzucają na niego szaleństwo”.
„Gromkie >>amen<< zamierało powoli, rozpływając się po ogromnym cmentarzu, którego językiem urzędowym jest cisza”.
„(…) po fakcie wszystko nam się zawsze wydaje oczywiste (…)”.
„Bo jak coś tonie, to nie wypływa od razu na powierzchnię”.
„(…) prośby zdesperowanej kobiety trzeba spełniać, nawet gdy wydają się absurdalne”.
„Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci! Powinno być odwrotnie!”.
„Z czasem się dowiedziałem, że rzeczy, w które człowiek uwierzy, utrwalają się w jego umyśle- a rzeczy trwałe bywają niezniszczalne”.
„(…) wszystko, co się dzieje w świecie rzeczywistym, w świecie duchowym wydarzyło się już dawno”.
„Ktoś powiedział kiedyś, że koniec większości rzeczy jest często podobny do początku, i choć niekiedy podobieństwo okazuje się nikłe, to jednak bezsporne”.
„(…) kto próbuje zobaczyć przyszłość, ten nie zobaczy nic: równie dobrze mógłby zaglądać komuś do ucha”.
„Ktoś powiedział, że matka, której umiera dziecko, sama częściowo umiera”.

  

                    Do wielu sytuacji życiowych podchodzimy już z pewnym nastawieniem umysłowym, – czyli z naszymi oczekiwaniami, ukrytymi teoriami osobowości, efektami spostrzegania społecznego, stereotypami, – co powoduje, że ze strony innych ludzi spodziewamy się określonych zachowań. Istnieje bardzo wiele zjawisk opisujących spostrzeganie społeczne, czy relacje międzyludzkie. Jednym z nich jest samospełniające się proroctwo, które ma szereg konsekwencji – czasami dysfunkcjonalnych i powodujących stygmatyzację… Samospełniające się proroctwo działa tak, że przekonania na temat innej osoby sprawiają, że podejmuje ona działania, które spełniają początkowe oczekiwania. Według Philipa Zimbardo, klasyka psychologii, samospełniające się proroctwo to oczekiwania, które mogą zmieniać nasze zachowanie w taki sposób, że uzyskujemy to, czego oczekiwaliśmy.

                      Powieść młodziutkiego debiutanta, emigranta, który porzucił Afrykę dla USA, to potencjalny bestseller. „Rybaków” nominowano do Bookera w 2015 r. i sprzedano już do kilkunastu krajów. To opowieść o czterech braciach, konflikcie między nimi, tragicznej śmierci. Szalony Abulu przepowiada, że najstarszy z chłopców zginie z ręki któregoś z młodszych braci. Pogrążony w lęku o własne życie Ikenna zaczyna się odsuwać od rodziny, podejrzewając braci o spiskowanie. Jednocześnie jednak to on swoim chłodem i złośliwymi atakami prowokuje ich odwet. Chigozie Obioma snuje powolną opowieść o życiu rodzinnym, o braterstwie, o dorastaniu do zemsty, ale także o opowiadaniu i konstruowaniu świata poprzez historię. W postkolonialnej opowieści zderza się europejski kult indywidualności i nigeryjskie wyobrażenie o życiu we wspólnocie. Relacja między braćmi starszymi i młodszymi, stosunek do rodziców, miejsce młodych w społeczeństwie, obowiązki wobec zmarłych krewnych nie przypominają w żaden sposób zachowań rodzin europejskich. Zarazem jednak Obioma przepisuje na nowo i splata w jedno historię o Kainie i Ablu oraz historię Makbeta. Miłość i braterskie oddanie prowadzą w paradoksalny sposób do tragedii całej rodziny, autor pozostawia otwarte pytanie o determinację naszego losu – czy sami ściągamy na siebie fatum, czy też los musi się spełnić mimo walki, którą z nim podejmujemy? A także o to, kto pada ofiarą owego fatum: ci, którzy giną czy ci, którzy muszą żyć dalej?

                      Bracia Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin zostali rybakami w styczniu 1996 roku, kiedy ich ojciec wyjechał z Akure w zachodniej Nigerii, gdzie chłopcy spędzili całe swoje dotychczasowe życie. Ikenna, który miał wówczas prawie piętnaście lat i był dla swoich młodszych braci wyrocznią niemal we wszystkim, wysunął przypuszczenie, że ich ojca gdzieś przenoszą. Odpowiedź przyszła następnego dnia rano, gdy ich ojciec oznajmił, że musi wyjechać do pracy w mieście Yola. Tamten ranek, kiedy ojciec opuszczał dom był ostatnim dniem spędzonym wspólnie przez całą rodzinę, którą do tamtej pory tworzyli. Do tego momentu wszystko miało swój czas i miejsce: codziennie rano ojciec wychodził do pracy, matka miała na targowisku sklepik z warzywami i zajmowała się ich szóstką, która- prawie jak wszystkie dzieci w Akure- chodziła do szkoły. Życie biegło naturalnym rytmem.

                  Omi-Ala była rzeka przeklętą. Mieszkańcy miasta Akure porzucili ją już dawno, tak jak dzieci porzucają matkę. A przecież była to niegdyś czysta rzeka, która dawała pierwszym osadnikom rybę i wodę pitną. Otaczała Akure, meandrując przez miasto niczym wąż, i jak wiele rzek w Afryce, Omi-Ala była niegdyś bogiem- ludzie ja czcili. Wznosili jej świątynie i zabiegali o wstawiennictwo i pomoc. Wszystko to się zmieniło, gdy z Europy przybyli koloniści ze swoją Biblią, która wbiła klin między wyznawców Omi-Ala i swojego boga; od tamtej pory ludzie z Akure, teraz głównie chrześcijanie, zaczęli ją postrzegać, jako miejsce przeklęte. Rzeka stała się źródłem mrocznych opowieści. Pokalane gniazdo.

                Bracia po wyjeździe ojca z domu zignorowali ostrzeżenia matki i zabobony mieszkańców miasta i zaczęli chodzić nad rzekę łowić ryby. Tylko raz złowili rybę nadającą się na sprzedaż. Salomon wyciągnął tę wielgachną rybę, największą, jaką widzieli w Omi-Ali, i potem Ikenna udał się z nią na pobliski targ; po pół godzinie wrócił z piętnastoma naira. To był dla chłopców radosny dzień. Mieli wreszcie własne pieniądze. Od tamtej pory chłopcy łowili jeszcze z większym zapałem. Nie przeszkadzał im smród zarośniętej rzeki, nic nie robili sobie z owadów, które wieczorami unosiły się chmarami nad brzegiem, i z obrzydliwego widoku alg i liści tworzących mapę zarazków i zgnilizny. Jednak pewnego razu ich życie i ich świat zmieniły się podczas jednej z takich wypraw nad rzekę. Bo wtedy właśnie czas zaczął mieć znaczenie- nad rzeką, gdzie stali się rybakami.

               Od samego początku chłopcy wiedzieli, że na mapie marzeń ich ojca w ogóle nie ma łowienia ryb. Zaczęli się martwić dopiero wtedy, kiedy matka zagroziła, że powie wszystko ojcu, czym roznieciła w ich sercach palący lęk przed jego sprawiedliwym gniewem. Była przekonana, że nakłoniły braci do tego złe duchy, które trzeba wypędzić porządną chłostą, choć dobrze wiedziała, że woleliby raczej, żeby słońce spadło na ziemię i spaliło ją razem z synami, jeśli to mogłoby ich uchronić od kary. Kiedy w sobotnie popołudnie ojciec przyjechał do domu i zatrąbił przy bramie wjazdowej, jak to miał w zwyczaju, i wjechał na podwórze, nie powitał go radosny chór głosów jego synów. Ikenna stwierdził, że lepiej będzie, jak zostaną w swoich pokojach, udając, że śpią, bo jeśli wybiegną ojciec od razu wymierzy im kary za naruszenie zakazu chodzenia nad rzekę. Jednak matka wszystko opowiedziała ojcu ze szczegółami. Kara była nieuchronna…
                 
Po karze chłosty wymierzonej przez ojca, bracia postanowi się zemścić na kobiecie, która opowiedziała ich matce o tym, że chodzą nad rzekę na ryby. Chłopcy ukradli kobiecie koguta, Boja z nożem w ręce zaniósł koguta we wcześniej upatrzone miejsce. Ikena przytrzymywał ptaka, nic nie robiąc sobie z jego głośnych protestów. Nie mogli się nadziwić, z jak niezwykłą łatwością ich brat operuje nożem: rzezał pomarszczoną szyję koguta, jak gdyby robił to już nie raz i nie dwa, jak gdyby było mu pisane jeszcze go kiedyś użyć. Kogut podrygiwał i szarpał się, ale trzymali go wszyscy mocno. Z odciętej głowy koguta zaczęły tryskać strugi krwi. Boja przerzucił martwego koguta przez ogrodzenie kobiety, ptak wywinął w powietrzu kilka salt, sikając krwią, kiedy zniknął po drugiej stronie, chłopcy poczuli, że dopełniła się zemsta. Tylko Benjamin czuł, że obecność jakiejś „siły” nim dominuje. Przemknęło mu przez myśl, że to może przybył jakiś anioł stróż, który chciał ich ostrzec, lecz oni go nie „słyszeli”.  Ta ulotna wizja i przeczucie była jednak zbyt daleko, aby mogła być zauważona.

              Pewnego razu zaraz po zakończeniu łowienia ryb, chłopcy zobaczyli nad brzegiem rzeki szaleńca Abulu. Na ziemi u stóp mangowca ujrzeli mężczyznę leżącego na macie z suchych liści; głowę miał wspartą na zerwanej z drzewa, zielonej jeszcze gałęzi. Dookoła niego walały się odpady rozmaitych rozmiarów i barw w różnym stadium rozkładu. Na początku myśleli, że to jakiś trup, jednak to był wariat Abulu, ten zwariowany lokalny „prorok”. Abulu często wałęsał się po ulicach Akure i dobrze znany był całej okolicy. Gdy chłopcy tak na niego patrzyli, wariat uniósł w górę ramiona i trzymał je bez ruchu w majestatycznym geście, który napełnił braci nabożnym lękiem.  Abulu usiadł i znieruchomiał jak przyklejony do ziemi, patrząc wprost przed siebie. Chłopcy nie mogli oderwać oczu od tej niesamowitej postaci. Był cały upaćkany, od stóp do głów. Kiedy skoczył z ziemi jak sprężyna, miazga z rozkładających się owoców i liści przylgnęła mu do pleców i nóg w grubych plackach. Pod podbródkiem miał świeżą bliznę, wargi maił suche i popękane, a rozczochrane włosy sterczały mu jak dredy. Zęby-prawie wszystkie czarne jak węgle- przywodziły na myśl połykaczy ognia z cyrku, którzy- jak wówczas sądzili- palą sobie usta w środku. Wariat leżał przed chłopcami zupełnie nagi, jeśli nie liczyć przewieszonego przez ramię łacha, który sięgał zaledwie do pasa; z gęstej kępy włosów łonowych zwisał bezwładnie jak kawałek sznurka żylasty penis. Nogi aż pękały od nabrzmiałych żylaków. Abulu krzyknął za uciekającymi chłopcami: „Ikenna, będziesz spętany jak ptak w dniu swojej śmierci!”. Ikenna, będziesz niemy. Ikenna, będziesz sparaliżowany (…). Twój język będzie wisiał jak u głodnej bestii i już nie wróci do ust. (…) Ikenna, umrzesz śmiercią koguta!”. Chłopcy uciekli zasłaniając sobie rękoma uszy, aby nie słyszeć „proroctw” tego zwariowanego i chorego człowieka. Abule krzyczał dalej, lecz warkot zbliżającego się samolotu zamienił jego głos w rozpaczliwy jęk, a gdy samolot przelatywał tuż nad nimi- Abulu „połknął” resztę słów wariata jak wąż boa. Ostatnie zdanie, jakie chłopcy usłyszeli brzmiało: „Ikenna, będziesz pływał w rzece czerwonej, lecz nigdy już z niej nie wyjdziesz”.

                 Kilka tygodni od tego spotkania Ikenna przeszedł metamorfozę. Jego życie zmieniało się z dnia na dzień coraz bardziej- odciął się od braci. I choć nie był już dla nich nieosiągalny, to okropne ślady, jakie zaczął pozostawiać po sobie w całym domu, odcisnęły trwałe piętno na ich rodzinnym życiu. Ikenna potargał kalendarz z M.K.O partii politycznej, który był ich największym skarbem. Ten kalendarz ze zdjęciem przyszłego prezydenta Nigerii z chłopcami podczas kampanii wyborczej stanowił nieoceniony symbol: ich tarczą, był świadectwem ich powiązań z historią Nigerii. Matka siedziała i nie mogła się nadziwić, co też się stało z Ikenną. Bardzo się martwiła, bo jeszcze niedawno był to ukochany pionier, który torował braciom drogę przez świat i otwierał przed nimi wszystkie drzwi. Prowadził ich, osłaniał i był dla nich jak światło pochodni w ciemności.

W pierwszych dniach metamorfozy Ikenny wszyscy mieli nadzieję, że ręka, która zacisnęła się na jego sercu, szybko rozluźni uchwyt. Ale dni mijały i Ikenna oddalał się od rodziny coraz bardziej. Mniej więcej tydzień później uderzył Boję po zażartej kłótni. Nieuprzejmie zwracał się do matki, a przecież tak bardzo ją kochał. Z nich wszystkich to właśnie on najbardziej ją przypominał, odziedziczył po niej karnację o barwie tropikalnego mrowiska. W tej części Afryki kobiety przybierają często imię swojego pierwszego dziecka. Dlatego też ich matkę wołano często nie Adaku, ale Mama Ike. Ikenna miał największy udział w czułościach, jakimi ich matka zasypywała swoje dzieci. To w jego łóżeczku wszyscy bracia po kolei spali. Odziedziczyli też po nim koszyczki z lekarstwami i przyborami do pielęgnacji niemowląt.

                 Dłużej takiej atmosfery matka nie mogła tolerować, zebrała chłopców w pokoju i wymusiła na nich, aby opowiedzieli, co się stało z ich bratem Ikenną. Chłopcy zdali relację ze spotkania z „prorokiem” Abulu i o przepowiedni, którą im wykrzyczał nad rzeką.  W tym wymiarze swojego obłąkania- mimo całego zamieszania, jakie wywoływał – Abulu był niegroźny: nie robił nikomu krzywdy- pomyślała matka. W drugim jednak jego szaleństwo było wprost niesamowite i spadało na niego nagle; gdy Abulu grzebał w śmietniku, tańczył do niesłyszanej muzyki albo był zajęty jednym ze swoich powszechnych dziwactw – jakby wysysał go jakiś świat ze snu. Nigdy jednak nie opuszczał mieszkańców miasteczku na dobre, przebywał, więc w obu rzeczywistościach na raz, jedna nogą w tej, a drugą w tamtej, niczym nieproszony mediator między dwoma królestwami. Wieści, które przynosił stamtąd, były adresowane do ludzi z naszego świata. Burzył spokój duchów i dolewał oliwy do ognia, rujnując życie wielu ludziom. Ludzie go nienawidzili, uważali, bowiem, że nosi na końcu języka pełny spis człowieczych nieszczęść. Jego język był jak skorpion. Przepowiednie Abulu wzbudzały lęk przed mrocznym fatum. Z początku nikt nie zwracał uwagi na te „proroctwa”, lecz kilka zapowiedzianych przez wariata wydarzeń ostatecznie pogrzebało przypuszczenie, że w grę wchodzi zwykły zbieg okoliczności. Z czasem jego wizje zaczęto postrzegać, jako nieunikniony wyrok, a jego samego jak- nie przymierzając – „operatora telegrafu Przeznaczenia”.

                   Wszelkie wysiłki matki zmierzające do uzdrowienia jej syna Ikenny spełzły na niczym. Proroctwo Abulu było, bowiem jak rozwścieczona bestia: wpadła w amok i zaczęła demolować jego umysł z szaleńczą furią, zrywając ze ścian obrazy, burząc ściany, opróżniając kredensy i przewracając stały- aż wszystko, co Ikenna zdążył w życiu poznać i sobie przyswoić, rozpadło się w drobny mak. Lęk przed śmiercią przepowiedzianą mu przez Abulu uwięził go w surowej, zamkniętej klatce- to ona stała się na zawsze jego światem i poza nią nie istniało już nic.

                 Czy ten lokalny Homo sacer przepowiadając nastolatkom, że najstarszy z nich padnie ofiarą bratobójstwa uruchomił samospełniającą się przepowiednię? Na skutek serii nieszczęśliwych zdarzeń w każdym z chłopców zachodzi dziwna metamorfoza. Kiełkuje w nich gniew, budzą się demony. Gesty i słowa przestają być zrozumiałe. Wywołują zdziwienie, a czasem i lęk. Irracjonalny strach odczuwany przez młodzieńców staje się zaraźliwy, rozluźnia więzi rodzinne, niszczy zaufanie społeczne – fundament kolektywistycznie nastawionych Afrykanów. Spirala nienawiści i śmierci nakręca się szybko, prowadząc do tragicznego zakończenia.

                  W trumnie ciało Ikenny miało kształt wydłużonej elipsy. Przypominało ptasie jajo, gdyż Ikenna w istocie był bezbronnym wróblem: delikatnym ptaszkiem, który nie potrafił napisać własnego losu- i ktoś go napisał za niego. Jego chi- osobiste bóstwo, które w wierzeniach ludu Igbo każdy człowiek nosi w sobie- było słabe. Należał do kategorii efulefu, nieodpowiedzialnych strażników, którzy dla własnych spraw porzucili opiekę nad chłopcem. To, dlatego Ikenna w swoim krótkim życiu doświadczył tylu niebezpieczeństw i przeżył tak wiele tragedii. Benjamin, podczas pogrzebu brata patrząc na ciało Ikenna przypomniał sobie „Atlas zwierząt”, w którym wyczytał, że większość orłów składa tylko dwa jaja, i młode orlęta, ledwie się wyklują, są często zabijane przez starsze osobniki- zwłaszcza, gdy brakuje pożywienia, ujawnia się, jak to napisano w książce, „syndrom Kaina i Abla”.

                „Rybaków” Chigozie Obioma da się, zatem odczytać, jako Bildungsroman, opowieść o dorastaniu w warunkach kryzysu, tudzież przeniesioną w realia afrykańskie wersję przypowieści o Kainie i Ablu – sagę rodzinną ze zbrodnią, szaleństwem i zemstą w tle. Jednym z historycznych punktów odniesienia do narracji książki są czasy przed uzyskaniem niepodległości. Przybycie Europejczyków stało się początkiem nieszczęść Ibo: „wszystko się zmieniło, gdy z Europy przybyli koloniści ze swoją Biblią, która wbiła klin między wyznawców Omi-Ali [bóstwo rzeki przepływającej przez Akure] i swojego boga; od tamtej pory ludzie z Akure, teraz głównie chrześcijanie, zaczęli ją postrzegać, jako miejsce przeklęte. Pokalane gniazdo”.

Owo „pokalane gniazdo” rodzi zachowania dewiacyjne, czego przykładem jest postać wioskowego wariata Abulu. Przebywa w dwóch rzeczywistościach naraz – „jedną nogą w tej, a drugą w tamtej, niczym nieproszony mediator między dwoma królestwami. Wieści, które przynosił stamtąd, były adresowane do ludzi z naszego świata”. Postać „stracha na wróble”, według autora stanowi personifikację władz kolonialnych, jego ofiary zaś uosabiać mają ludność Nigerii. Zgodnie z tą interpretacją, samospełniająca się przepowiednia oznacza wytyczenie sztucznych granic państwa. Uwierzenie przez dzieciaki w słowa domorosłego profety nie stanowi jednak aktu świadomej konwersji kolonialnej, w większym stopniu dowodzi łatwowierności i naiwności autochtonów. Decyzję o zamordowaniu wariata rozumieć należy, jako dramatyczną próbę wyzwolenia („gdybyśmy tego nie zrobili, nasi bracia nigdy by nam nie wybaczyli i nigdy nie bylibyśmy wolni”), przełamania dyskursu kolonialnego. Poniesienie kary za śmierć szaleńca symbolizuje akceptację konsekwencji, jakie wiążą się z niepodległością, zmierzenie się z własnym losem.

                      Książka Chigozie Obioma „Rybacy”, choć napisana jest łatwym i przyswajalnym językiem jest trudna, bo to jest książka także o tym, że niewiele wiemy o afrykańskiej tradycji, o mitach, polityce, duchach oraz o tym, że przed losem i fatum nie da się uciec, a przepowiednia ma wielką moc.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz