„Rybacy
Chigozie Obioma
Autor/ urodził się
w 1986 roku w Akure w Nigerii. Mieszkał na Cyprze, w Turcji, a obecnie w
Stanach Zjednoczonych, gdzie wykłada na wydziale literatury i pisania
kreatywnego na Uniwersytecie Stanu Nebraska w Lincoln. „Rybacy” to jego pierwsza powieść.
Tłumaczenie/ Sebastian Musielak
Tematyka/ W losach bohaterów książki „Rybacy” czytelnik
dostrzeże Afrykę we wszystkich jej sprzecznościach – ekonomicznych,
społecznych, religijnych. Opowiedziana z punktu widzenia najmłodszego z braci,
budząca trwogę historia nie opuszcza miasta Akure, a jednocześnie niesie
uniwersalne przesłanie. Każe zadawać pytania o to, do kiedy myślenie magiczne –
właściwe nam wszystkim – wzbogaca życie, a od kiedy odbiera nam poczucie
odpowiedzialności i sprawia, że stajemy się ślepi. W debiutanckiej książce
Obiomy pobrzmiewają echa dawnych mistrzów opowieści, ale wzbogaca je nowy,
nieustraszony ton. To przypowieść o dorastaniu i braterstwie, w którym
bezinteresowna miłość goi rany.
Główny motyw/ Bracia
Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin porzucają szkołę i zostają rybakami. Ich ojciec
wyjechał do miasta za pracą, a troska o rodzinę spadła na ramiona matki, okryte
kwiecistą wrappą. Bracia wyzwalają się spod rodzicielskiej opieki i coraz
częściej widuje się ich nad okrytą złą sławą rzeką. Pewnego popołudnia
spotykają tam miejscowego szaleńca. Ten zdradza im, że jedno z rodzeństwa
wkrótce zanurzy się w krwawym strumieniu i nigdy z niego nie wyjdzie. Od tego
dnia Ikenna, najstarszy z braci, zaczyna oddalać się od rodziny, staje się
coraz bardziej krnąbrny, tajemniczy, a w końcu okrutny. Spotkanie z szaleńcem
przemieni – w tragiczny, ale też zbawczy sposób – życie członków nigeryjskiej
rodziny.
Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Kiedy bogowie chcą
kogoś zniszczyć, rzucają na niego szaleństwo”.
„Gromkie
>>amen<< zamierało powoli, rozpływając się po ogromnym cmentarzu,
którego językiem urzędowym jest cisza”.
„(…) po fakcie
wszystko nam się zawsze wydaje oczywiste (…)”.
„Bo jak coś tonie, to
nie wypływa od razu na powierzchnię”.
„(…) prośby
zdesperowanej kobiety trzeba spełniać, nawet gdy wydają się absurdalne”.
„Rodzice nie powinni
grzebać własnych dzieci! Powinno być odwrotnie!”.
„Z czasem się
dowiedziałem, że rzeczy, w które człowiek uwierzy, utrwalają się w jego umyśle-
a rzeczy trwałe bywają niezniszczalne”.
„(…) wszystko, co się
dzieje w świecie rzeczywistym, w świecie duchowym wydarzyło się już dawno”.
„Ktoś powiedział
kiedyś, że koniec większości rzeczy jest często podobny do początku, i choć
niekiedy podobieństwo okazuje się nikłe, to jednak bezsporne”.
„(…) kto próbuje
zobaczyć przyszłość, ten nie zobaczy nic: równie dobrze mógłby zaglądać komuś
do ucha”.
„Ktoś powiedział, że
matka, której umiera dziecko, sama częściowo umiera”.
Do wielu sytuacji życiowych
podchodzimy już z pewnym nastawieniem umysłowym,
– czyli z naszymi oczekiwaniami, ukrytymi teoriami osobowości, efektami
spostrzegania społecznego, stereotypami, – co powoduje, że ze strony innych
ludzi spodziewamy się określonych zachowań. Istnieje bardzo wiele zjawisk
opisujących spostrzeganie społeczne, czy relacje międzyludzkie. Jednym z nich
jest samospełniające się proroctwo,
które ma szereg konsekwencji – czasami dysfunkcjonalnych i powodujących
stygmatyzację… Samospełniające się proroctwo
działa tak, że przekonania na temat innej osoby sprawiają, że podejmuje ona
działania, które spełniają początkowe oczekiwania. Według Philipa Zimbardo,
klasyka psychologii, samospełniające się proroctwo to oczekiwania, które mogą
zmieniać nasze zachowanie w taki sposób, że uzyskujemy to, czego oczekiwaliśmy.
Powieść młodziutkiego
debiutanta, emigranta, który porzucił Afrykę dla USA, to potencjalny
bestseller. „Rybaków” nominowano do
Bookera w 2015 r. i sprzedano już do kilkunastu krajów. To
opowieść o czterech braciach, konflikcie między nimi, tragicznej śmierci.
Szalony Abulu przepowiada, że najstarszy z chłopców zginie z ręki
któregoś z młodszych braci. Pogrążony w lęku o własne życie
Ikenna zaczyna się odsuwać od rodziny, podejrzewając braci o spiskowanie.
Jednocześnie jednak to on swoim chłodem i złośliwymi atakami prowokuje ich
odwet. Chigozie Obioma snuje powolną opowieść o życiu rodzinnym,
o braterstwie, o dorastaniu do zemsty, ale także o opowiadaniu
i konstruowaniu świata poprzez historię. W postkolonialnej opowieści
zderza się europejski kult indywidualności i nigeryjskie wyobrażenie
o życiu we wspólnocie. Relacja między braćmi starszymi i młodszymi,
stosunek do rodziców, miejsce młodych w społeczeństwie, obowiązki wobec
zmarłych krewnych nie przypominają w żaden sposób zachowań rodzin
europejskich. Zarazem jednak Obioma przepisuje na nowo i splata
w jedno historię o Kainie i Ablu oraz historię Makbeta. Miłość
i braterskie oddanie prowadzą w paradoksalny sposób do tragedii całej
rodziny, autor pozostawia otwarte pytanie o determinację naszego losu –
czy sami ściągamy na siebie fatum, czy też los musi się spełnić mimo walki,
którą z nim podejmujemy? A także o to, kto pada ofiarą owego
fatum: ci, którzy giną czy ci, którzy muszą żyć dalej?
Bracia Ikenna, Boja, Obembe
i Benjamin zostali rybakami w styczniu 1996 roku, kiedy ich ojciec wyjechał z
Akure w zachodniej Nigerii, gdzie chłopcy spędzili całe swoje dotychczasowe
życie. Ikenna, który miał wówczas prawie piętnaście lat i był dla swoich
młodszych braci wyrocznią niemal we wszystkim, wysunął przypuszczenie, że ich
ojca gdzieś przenoszą. Odpowiedź przyszła następnego dnia rano, gdy ich ojciec
oznajmił, że musi wyjechać do pracy w mieście Yola. Tamten ranek, kiedy ojciec
opuszczał dom był ostatnim dniem spędzonym wspólnie przez całą rodzinę, którą
do tamtej pory tworzyli. Do tego momentu wszystko miało swój czas i miejsce:
codziennie rano ojciec wychodził do pracy, matka miała na targowisku sklepik z
warzywami i zajmowała się ich szóstką, która- prawie jak wszystkie dzieci w
Akure- chodziła do szkoły. Życie biegło naturalnym rytmem.
Omi-Ala była rzeka przeklętą.
Mieszkańcy miasta Akure porzucili ją już dawno, tak jak dzieci porzucają matkę.
A przecież była to niegdyś czysta rzeka, która dawała pierwszym osadnikom rybę
i wodę pitną. Otaczała Akure, meandrując przez miasto niczym wąż, i jak wiele
rzek w Afryce, Omi-Ala była niegdyś bogiem- ludzie ja czcili. Wznosili jej
świątynie i zabiegali o wstawiennictwo i pomoc. Wszystko to się zmieniło, gdy z
Europy przybyli koloniści ze swoją Biblią, która wbiła klin między wyznawców
Omi-Ala i swojego boga; od tamtej pory ludzie z Akure, teraz głównie
chrześcijanie, zaczęli ją postrzegać, jako miejsce przeklęte. Rzeka stała się
źródłem mrocznych opowieści. Pokalane gniazdo.
Bracia po wyjeździe ojca z domu zignorowali
ostrzeżenia matki i zabobony mieszkańców miasta i zaczęli chodzić nad rzekę
łowić ryby. Tylko raz złowili rybę nadającą się na sprzedaż. Salomon wyciągnął
tę wielgachną rybę, największą, jaką widzieli w Omi-Ali, i potem Ikenna udał
się z nią na pobliski targ; po pół godzinie wrócił z piętnastoma naira. To był
dla chłopców radosny dzień. Mieli wreszcie własne pieniądze. Od tamtej pory
chłopcy łowili jeszcze z większym zapałem. Nie przeszkadzał im smród
zarośniętej rzeki, nic nie robili sobie z owadów, które wieczorami unosiły się
chmarami nad brzegiem, i z obrzydliwego widoku alg i liści tworzących mapę
zarazków i zgnilizny. Jednak pewnego razu ich życie i ich świat zmieniły się
podczas jednej z takich wypraw nad rzekę. Bo wtedy właśnie czas zaczął mieć
znaczenie- nad rzeką, gdzie stali się rybakami.
Od samego początku chłopcy
wiedzieli, że na mapie marzeń ich ojca w ogóle nie ma łowienia ryb. Zaczęli się
martwić dopiero wtedy, kiedy matka zagroziła, że powie wszystko ojcu, czym
roznieciła w ich sercach palący lęk przed jego sprawiedliwym gniewem. Była
przekonana, że nakłoniły braci do tego złe duchy, które trzeba wypędzić
porządną chłostą, choć dobrze wiedziała, że woleliby raczej, żeby słońce spadło
na ziemię i spaliło ją razem z synami, jeśli to mogłoby ich uchronić od kary. Kiedy
w sobotnie popołudnie ojciec przyjechał do domu i zatrąbił przy bramie
wjazdowej, jak to miał w zwyczaju, i wjechał na podwórze, nie powitał go
radosny chór głosów jego synów. Ikenna stwierdził, że lepiej będzie, jak
zostaną w swoich pokojach, udając, że śpią, bo jeśli wybiegną ojciec od razu
wymierzy im kary za naruszenie zakazu chodzenia nad rzekę. Jednak matka
wszystko opowiedziała ojcu ze szczegółami. Kara była nieuchronna…
Po karze chłosty wymierzonej
przez ojca, bracia postanowi się zemścić na kobiecie, która opowiedziała ich
matce o tym, że chodzą nad rzekę na ryby. Chłopcy ukradli kobiecie koguta, Boja
z nożem w ręce zaniósł koguta we wcześniej upatrzone miejsce. Ikena
przytrzymywał ptaka, nic nie robiąc sobie z jego głośnych protestów. Nie mogli
się nadziwić, z jak niezwykłą łatwością ich brat operuje nożem: rzezał
pomarszczoną szyję koguta, jak gdyby robił to już nie raz i nie dwa, jak gdyby
było mu pisane jeszcze go kiedyś użyć. Kogut podrygiwał i szarpał się, ale
trzymali go wszyscy mocno. Z odciętej głowy koguta zaczęły tryskać strugi krwi.
Boja przerzucił martwego koguta przez ogrodzenie kobiety, ptak wywinął w powietrzu
kilka salt, sikając krwią, kiedy zniknął po drugiej stronie, chłopcy poczuli,
że dopełniła się zemsta. Tylko Benjamin czuł, że obecność jakiejś „siły” nim
dominuje. Przemknęło mu przez myśl, że to może przybył jakiś anioł stróż, który
chciał ich ostrzec, lecz oni go nie „słyszeli”.
Ta ulotna wizja i przeczucie była jednak zbyt daleko, aby mogła być
zauważona.
Pewnego razu zaraz po zakończeniu
łowienia ryb, chłopcy zobaczyli nad brzegiem rzeki szaleńca Abulu. Na ziemi u
stóp mangowca ujrzeli mężczyznę leżącego na macie z suchych liści; głowę miał
wspartą na zerwanej z drzewa, zielonej jeszcze gałęzi. Dookoła niego walały się
odpady rozmaitych rozmiarów i barw w różnym stadium rozkładu. Na początku
myśleli, że to jakiś trup, jednak to był wariat Abulu, ten zwariowany lokalny
„prorok”. Abulu często wałęsał się po ulicach Akure i dobrze znany był całej
okolicy. Gdy chłopcy tak na niego patrzyli, wariat uniósł w górę ramiona i
trzymał je bez ruchu w majestatycznym geście, który napełnił braci nabożnym lękiem. Abulu usiadł i znieruchomiał jak przyklejony
do ziemi, patrząc wprost przed siebie. Chłopcy nie mogli oderwać oczu od tej
niesamowitej postaci. Był cały upaćkany, od stóp do głów. Kiedy skoczył z ziemi
jak sprężyna, miazga z rozkładających się owoców i liści przylgnęła mu do
pleców i nóg w grubych plackach. Pod podbródkiem miał świeżą bliznę, wargi maił
suche i popękane, a rozczochrane włosy sterczały mu jak dredy. Zęby-prawie
wszystkie czarne jak węgle- przywodziły na myśl połykaczy ognia z cyrku, którzy-
jak wówczas sądzili- palą sobie usta w środku. Wariat leżał przed chłopcami
zupełnie nagi, jeśli nie liczyć przewieszonego przez ramię łacha, który sięgał
zaledwie do pasa; z gęstej kępy włosów łonowych zwisał bezwładnie jak kawałek
sznurka żylasty penis. Nogi aż pękały od nabrzmiałych żylaków. Abulu krzyknął
za uciekającymi chłopcami: „Ikenna,
będziesz spętany jak ptak w dniu swojej śmierci!”. Ikenna, będziesz niemy. Ikenna,
będziesz sparaliżowany (…). Twój język będzie wisiał jak u głodnej bestii i już
nie wróci do ust. (…) Ikenna, umrzesz śmiercią koguta!”. Chłopcy uciekli
zasłaniając sobie rękoma uszy, aby nie słyszeć „proroctw” tego zwariowanego i
chorego człowieka. Abule krzyczał dalej, lecz warkot zbliżającego się samolotu
zamienił jego głos w rozpaczliwy jęk, a gdy samolot przelatywał tuż nad nimi-
Abulu „połknął” resztę słów wariata jak wąż boa. Ostatnie zdanie, jakie chłopcy
usłyszeli brzmiało: „Ikenna, będziesz
pływał w rzece czerwonej, lecz nigdy już z niej nie wyjdziesz”.
Kilka
tygodni od tego spotkania Ikenna przeszedł metamorfozę. Jego życie zmieniało
się z dnia na dzień coraz bardziej- odciął się od braci. I choć nie był już dla
nich nieosiągalny, to okropne ślady, jakie zaczął pozostawiać po sobie w całym
domu, odcisnęły trwałe piętno na ich rodzinnym życiu. Ikenna potargał kalendarz
z M.K.O partii politycznej, który był ich największym skarbem. Ten kalendarz ze
zdjęciem przyszłego prezydenta Nigerii z chłopcami podczas kampanii wyborczej
stanowił nieoceniony symbol: ich tarczą, był świadectwem ich powiązań z
historią Nigerii. Matka siedziała i nie mogła się nadziwić, co też się stało z
Ikenną. Bardzo się martwiła, bo jeszcze niedawno był to ukochany pionier, który
torował braciom drogę przez świat i otwierał przed nimi wszystkie drzwi.
Prowadził ich, osłaniał i był dla nich jak światło pochodni w ciemności.
W pierwszych dniach metamorfozy
Ikenny wszyscy mieli nadzieję, że ręka, która zacisnęła się na jego sercu,
szybko rozluźni uchwyt. Ale dni mijały i Ikenna oddalał się od rodziny coraz
bardziej. Mniej więcej tydzień później uderzył Boję po zażartej kłótni. Nieuprzejmie
zwracał się do matki, a przecież tak bardzo ją kochał. Z nich wszystkich to
właśnie on najbardziej ją przypominał, odziedziczył po niej karnację o barwie
tropikalnego mrowiska. W tej części Afryki kobiety przybierają często imię
swojego pierwszego dziecka. Dlatego też ich matkę wołano często nie Adaku, ale
Mama Ike. Ikenna miał największy udział w czułościach, jakimi ich matka
zasypywała swoje dzieci. To w jego łóżeczku wszyscy bracia po kolei spali.
Odziedziczyli też po nim koszyczki z lekarstwami i przyborami do pielęgnacji
niemowląt.
Dłużej takiej atmosfery matka
nie mogła tolerować, zebrała chłopców w pokoju i wymusiła na nich, aby
opowiedzieli, co się stało z ich bratem Ikenną. Chłopcy zdali relację ze
spotkania z „prorokiem” Abulu i o przepowiedni, którą im wykrzyczał nad
rzeką. W tym wymiarze swojego obłąkania-
mimo całego zamieszania, jakie wywoływał – Abulu był niegroźny: nie robił
nikomu krzywdy- pomyślała matka. W drugim jednak jego szaleństwo było wprost
niesamowite i spadało na niego nagle; gdy Abulu grzebał w śmietniku, tańczył do
niesłyszanej muzyki albo był zajęty jednym ze swoich powszechnych dziwactw –
jakby wysysał go jakiś świat ze snu. Nigdy jednak nie opuszczał mieszkańców
miasteczku na dobre, przebywał, więc w obu rzeczywistościach na raz, jedna nogą
w tej, a drugą w tamtej, niczym nieproszony mediator między dwoma królestwami.
Wieści, które przynosił stamtąd, były adresowane do ludzi z naszego świata. Burzył
spokój duchów i dolewał oliwy do ognia, rujnując życie wielu ludziom. Ludzie go
nienawidzili, uważali, bowiem, że nosi na końcu języka pełny spis człowieczych
nieszczęść. Jego język był jak skorpion. Przepowiednie Abulu wzbudzały lęk
przed mrocznym fatum. Z początku nikt nie zwracał uwagi na te „proroctwa”, lecz
kilka zapowiedzianych przez wariata wydarzeń ostatecznie pogrzebało
przypuszczenie, że w grę wchodzi zwykły zbieg okoliczności. Z czasem jego wizje
zaczęto postrzegać, jako nieunikniony wyrok, a jego samego jak- nie
przymierzając – „operatora telegrafu
Przeznaczenia”.
Wszelkie wysiłki matki
zmierzające do uzdrowienia jej syna Ikenny spełzły na niczym. Proroctwo Abulu
było, bowiem jak rozwścieczona bestia: wpadła w amok i zaczęła demolować jego
umysł z szaleńczą furią, zrywając ze ścian obrazy, burząc ściany, opróżniając
kredensy i przewracając stały- aż wszystko, co Ikenna zdążył w życiu poznać i
sobie przyswoić, rozpadło się w drobny mak. Lęk przed śmiercią przepowiedzianą mu
przez Abulu uwięził go w surowej, zamkniętej klatce- to ona stała się na zawsze
jego światem i poza nią nie istniało już nic.
Czy ten lokalny Homo sacer
przepowiadając nastolatkom, że najstarszy z nich padnie ofiarą
bratobójstwa uruchomił samospełniającą się przepowiednię? Na skutek serii
nieszczęśliwych zdarzeń w każdym z chłopców zachodzi dziwna
metamorfoza. Kiełkuje w nich gniew, budzą się demony. Gesty i słowa
przestają być zrozumiałe. Wywołują zdziwienie, a czasem i lęk.
Irracjonalny strach odczuwany przez młodzieńców staje się zaraźliwy, rozluźnia
więzi rodzinne, niszczy zaufanie społeczne – fundament kolektywistycznie
nastawionych Afrykanów. Spirala nienawiści i śmierci nakręca się szybko,
prowadząc do tragicznego zakończenia.
W trumnie ciało Ikenny miało
kształt wydłużonej elipsy. Przypominało ptasie jajo, gdyż Ikenna w istocie był
bezbronnym wróblem: delikatnym ptaszkiem, który nie potrafił napisać własnego
losu- i ktoś go napisał za niego. Jego chi-
osobiste bóstwo, które w wierzeniach ludu Igbo każdy człowiek nosi w sobie-
było słabe. Należał do kategorii efulefu,
nieodpowiedzialnych strażników, którzy dla własnych spraw porzucili opiekę
nad chłopcem. To, dlatego Ikenna w swoim krótkim życiu doświadczył tylu
niebezpieczeństw i przeżył tak wiele tragedii. Benjamin, podczas pogrzebu brata
patrząc na ciało Ikenna przypomniał sobie „Atlas zwierząt”, w którym wyczytał,
że większość orłów składa tylko dwa jaja, i młode orlęta, ledwie się wyklują,
są często zabijane przez starsze osobniki- zwłaszcza, gdy brakuje pożywienia,
ujawnia się, jak to napisano w książce, „syndrom Kaina i Abla”.
„Rybaków” Chigozie Obioma da się, zatem odczytać, jako Bildungsroman, opowieść
o dorastaniu w warunkach kryzysu, tudzież przeniesioną w realia
afrykańskie wersję przypowieści o Kainie i Ablu – sagę rodzinną
ze zbrodnią, szaleństwem i zemstą w tle. Jednym
z historycznych punktów odniesienia do narracji książki są czasy
przed uzyskaniem niepodległości. Przybycie Europejczyków stało się
początkiem nieszczęść Ibo: „wszystko się
zmieniło, gdy z Europy przybyli koloniści ze swoją Biblią,
która wbiła klin między wyznawców Omi-Ali [bóstwo rzeki przepływającej
przez Akure] i swojego boga; od tamtej pory ludzie z Akure,
teraz głównie chrześcijanie, zaczęli ją postrzegać, jako miejsce przeklęte.
Pokalane gniazdo”.
Owo
„pokalane gniazdo” rodzi zachowania dewiacyjne, czego przykładem jest postać wioskowego
wariata Abulu. Przebywa w dwóch rzeczywistościach naraz – „jedną nogą w tej, a drugą
w tamtej, niczym nieproszony mediator między dwoma królestwami. Wieści,
które przynosił stamtąd, były adresowane do ludzi z naszego świata”. Postać
„stracha na wróble”, według autora stanowi personifikację władz
kolonialnych, jego ofiary zaś uosabiać mają ludność Nigerii. Zgodnie z tą
interpretacją, samospełniająca się przepowiednia oznacza wytyczenie sztucznych
granic państwa. Uwierzenie przez dzieciaki w słowa domorosłego profety nie
stanowi jednak aktu świadomej konwersji kolonialnej, w większym stopniu
dowodzi łatwowierności i naiwności autochtonów. Decyzję
o zamordowaniu wariata rozumieć należy, jako dramatyczną próbę wyzwolenia („gdybyśmy tego nie zrobili, nasi bracia
nigdy by nam nie wybaczyli i nigdy nie bylibyśmy wolni”),
przełamania dyskursu kolonialnego. Poniesienie kary za śmierć szaleńca
symbolizuje akceptację konsekwencji, jakie wiążą się z niepodległością,
zmierzenie się z własnym losem.
Książka Chigozie Obioma „Rybacy”, choć napisana jest łatwym i
przyswajalnym językiem jest trudna, bo to jest książka także o tym, że
niewiele wiemy o afrykańskiej tradycji, o mitach, polityce, duchach oraz o tym,
że przed losem i fatum nie da się uciec, a przepowiednia ma wielką moc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz