„Życie grobowe”
(Grave life)
Małgorzata Żerwe
Literatura faktu |
Autorka/ (ur. 13 III 1954 Lublin), artystka wizualna i dźwiękowa,
kuratorka wystaw, autorka reportaży artystycznych i społecznych, publicystka i
dziennikarka radiowa.
Tematyka/ Małgorzata Żerwe, znakomita dziennikarka i reportażystka
opublikowała książkę o nagrobkach z całego świata. W „Życiu grobowym”
(„Life in the Grave") prezentuje efekt swoich podróży po nekropoliach
kilkudziesięciu miast, wśród nich są: La Paz, Rio de Janeiro, Dublin,
Reykjavik, Atlanta, Paryż czy Gdańsk. O niektórych z odwiedzonych cmentarzy
pisze pod postacią literackich miniatur.
Główny motyw/ Artystka z równym staraniem docenia wysiłki o podniesienie
estetyki miejsc ostatniego spoczynku tych najbogatszych i tych najuboższych. Na
jej fotografiach możemy, więc zobaczyć żółty plastikowy kwiat zrobiony z
butelki po detergencie na meksykańskim cmentarzyku położonym na jednej z wysp
na Morzu Corteza czy nagrobek kierowcy w formie czerwonej ciężarówki w La Paz.
Małgorzata Żerwe nawiązuje do historii architektury, prezentując sarkofagi z
czasów rzymskich w prowansalskim Arles. Szuka związków miejsc i form
komemoracji ludzi, śladów ich zawodów, statusu społecznego, wysublimowania
estetycznego, na przykład w szwajcarskich rzeźbach nagrobnych przedstawiających
akty kobiece.
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„Jasne! Napijmy się piwa,
zanim przeminiemy z wiatrem i wylądujemy sześć stóp pod ziemią”.
„»Ciocia Bella zmarła w
wieku sześćdziesięciu trzech lat w lutym 1852 roku«. Cóż za odkrycie!
Niewolników chowano w bezimiennych i na pewno nie tak okazałych grobach”.
„Tu śpimy snem wiecznym, ja
i moja ukochana Bibi, kochająca towarzyszka przez czternaście lat. Razem za
życia, razem po śmierci”.
„Starzy Indianie nie
umierają, tylko znikają”.
„Tu ruskie żołnierze leżą”.
„Serce Twoje w dłoniach
miałem, serce Twoje całowałem. Niech Ci lekką będzie ziemia, pa, kochanie, do
widzenia!”
Na początku zacznijmy od biblijnej historii
dotyczącej Kaina i Abla. Historię tych dwóch braci można zawrzeć w kilku
zdaniach. Starszy z nich, Kain, był rolnikiem, zaś młodszy, Abel – pasterzem.
Odmienna kultura determinowała ich sposób wyrażania siebie wobec Boga: jeden
składał w ofierze plony ziemi, drugi zwierzęta. Harmonijnemu zróżnicowaniu
między nimi kładzie kres spojrzenie Kaina na relację jego młodszego brata z
Bogiem. To, że Abel cieszy się większą przychylnością Stwórcy, staje się
przyczyną zazdrości starszego z braci. Pan Bóg zwraca uwagę na jego twarz zdeformowaną
rozgoryczeniem, zdradzającą pierwsze oznaki nienawiści wobec krewnego. Mimo
pomocy ze strony Stwórcy, Kain nie potrafi zaakceptować inności brata i zabija
go. Ponowna rozmowa z Bogiem objawia tylko całkowite zamknięcie się bratobójcy
na innych, w tym również na Wszechmogącego, który, z powodu wzięcia w obronę
zamordowanego brata, zostaje uznany przez Kaina za osobistego wroga. Starszy
brat ucieka ostatecznie sprzed Bożego oblicza, zrywając swą relację z Bogiem
poszukującym cały czas jego dobra.
Stara legenda żydowska wyjaśnia późniejsze działanie Adama
dotyczące pochówku Abla, ponieważ do tego wydarzenia nie istniała na świecie
śmierć, nie było też tradycji i rytuału grzebania zwłok. Pies, który pilnował
trzody Abla za jego życia, także i po jego śmierci pozostał przy jego ciele i
czuwał nad nim. Adam i Ewa zaś usiedli i płakali, bolejąc po synu i nie
wiedzieli, co mają począć ze zwłokami, bo nie znali jeszcze grzebania umarłych.
Nadleciał kruk, co utracił małżonka, wygrzebał w ziemi dziurę, umieścił w niej
martwego ptaka i zakopał go przed oczyma Adama i Ewy. Rzekł więc Adam: „Jak
zrobił ten kruk, tak i ja zrobię”. I wziąwszy zwłoki Abla, wykopał grób w ziemi
i pogrzebał swojego syna. Bóg wynagrodził kruki za ich czyn. Jaką im dał
nagrodę? Ich pisklęta są białe, a ptaki dorosłe są czarne, dlatego ubrania
żałobników w tradycji judeochrześcijańskiej są koloru czarnego.
Na starożytnym cmentarzu, pogańskim albo chrześcijańskim, grób był
obiektem, który miał dokładnie wskazywać, gdzie złożono ciało (pamiętać przy
tym należy, że zwłoki niewolników i ludzi ubogich, którzy nie mieli paru groszy
na opłacenie stosu i grobu wyrzucano na śmietnisko). Na grobie znajdował się
napis obejmujący imię zmarłego, jego sytuację rodzinną, czasem jego stan i
zawód, wiek, datę śmierci. Informacjom tym często towarzyszyła podobizna.
Krótko mówiąc, widoczny grób miał jednocześnie informować, gdzie znajduje się
ciało, kim był zmarły, a wreszcie przypominać jego wygląd i cechy osobowości.
Grób wyznaczał, więc bardzo dokładnie miejsce kultu żałobnego oraz przekazywał
następnym pokoleniom pamięć o zmarłym. Starożytni bali się sąsiedztwa zmarłych
i trzymali ich z daleka od siebie. Szanowali groby po części, dlatego, że
obawiali się powrotu zmarłych; uprawiany przez nich kult grobów miał zapobiegać
„powrotom” zmarłych i nękaniu żywych. Pogrzebani albo spaleni, zmarli byli
nieczyści; znalazłszy się zbyt blisko, mogli skalać żywych. Te dwa obszary
należało tak odseparować, aby uniemożliwić wszelki ich kontakt, poza dniami
ofiar przebłagalnych. Regułę tę ustanawiało prawo Dwunastu Tablic: „Aby żaden
nie był pogrzebany albo spalony wewnątrz miasta", a powtarzał kodeks
Teodozjusza, który nakazywał usuwać z Konstantynopola wszelkie zwłoki. Dlatego
więc starożytne cmentarze zakładano zawsze poza miastami, wzdłuż dróg, jak via
Appia w Rzymie.
Muszę tutaj zaznaczyć, że tradycja oraz zagadnienia teologiczne
dotyczące roli i znaczenia cmentarza zdecydowanie się różnią: w judaizmie i
islamie niedopuszczalna jest ekshumacja zwłok. Pierwsza wzmianka o żydowskim
pochówku pojawia się na kartach Księgi Rodzaju, kiedy Abraham po śmierci swojej
żony Sary, zakupił skrawek ziemi, aby ją w niej pochować (Księga Rodzaju
23:2-20). W tradycji żydowskiej cmentarz powstaje już w chwili nabycia działki
z przeznaczeniem na cele grzebalne – uzyskuje swój status szczególny jeszcze
przed dokonaniem tam pierwszego pochówku. W judaizmie święte jest zarówno to,
co duchowe, jak i to, co fizyczne. Dusza jest źródłem świętości, podczas gdy
ciało jest naczyniem, które nosi w sobie świętość. Zgodnie z tradycją i prawem
żydowskim, ludzkie ciało jest święte nawet po śmierci i pozostaje takim aż do
Dnia Sądu Ostatecznego. Dlatego kości tych, którzy odeszli pozostają święte i
nienaruszalne. Tradycja mówi, że dusza i ciało pozostają połączone nawet po
śmierci, więc jeżeli narusza się kości tu, na ziemi, to naruszony zostaje także
spokój duszy w niebie. Ponieważ kości są święte, muszą być traktowane z
najwyższym szacunkiem. Ciała zmarłych muszą być pogrzebane w ziemi (co wyklucza
zarówno kremację, jak i pozostawienie ich ponad poziomem gruntu) i pozostać
nienaruszone. Dlatego ekshumacja jest w judaizmie ściśle zabroniona, z
wyjątkiem szczególnych i nadzwyczajnych przypadków. Idąc za starodawną
tradycją chrześcijańską, "Kościół usilnie zaleca, by ciała zmarłych
chowane były na cmentarzu lub w miejscu świętym” – czytamy w instrukcji
Kongregacji Nauki Wiary. Właśnie tak Kościół potwierdza wiarę w
zmartwychwstanie ciała - a także coś jeszcze. Przez pochowanie w ten sposób
Kościół uwydatnia „wysoką godność ludzkiego ciała, jako nierozłącznej części
osoby, której historię to ciało współdzieli”. Skoro Kościół katolicki tak
wielką wagę przypisuje do szacunku wobec ciała człowieka po jego śmierci, rodzi
się pytanie, w jaki sposób traktuje ekshumacje. Nie zabrania ich. Zgadza się na
ich przeprowadzanie (także na cmentarzach, którymi zarządza) na umotywowaną
prośbę osób uprawnionych do pochowania zwłok, na zarządzenie prokuratora lub
sądu, a także wtedy, gdy trzeba przenieść szczątki zmarłych w inne miejsce np.
z powodu likwidacji cmentarza. Kościół nie pozwala jednak na bezczeszczenie
szczątków ludzkich przy żadnej okazji.
Autorka powołuje się w swojej książce na sytuację, jaka miała (ma)
miejsce na cmentarzu w Gdańsku. Zmarli pochowani na tym cmentarzu przetrwali
początki nazizmu w Wolnym Mieście, wojnę światową, wejście i wyjście Armii
Czerwonej, potem kolekcjonerów złomu i kamiennych płyt, biesiady bezdomnych i
domnych, radosną twórczość grafficiarzy. Czasem w Zaduszki ktoś zapalał znicz
na miejscu ledwo widocznego grobu – kilka wytartych, pisanych gotykiem słów: ruhe
…gott …geb. 1863.. A potem teren ogrodzono i pojawiła się tablica
inwestora, wkroczyły koparki i dźwigi. Po drugiej stronie ulicy Nadmorski Dwór,
w zamkniętym osiedlu, już mieszkają szczęśliwcy. Deweloper zachęca przyszłych
nabywców zgrabnymi sloganami: „Wakacje na co dzień”, „Bliżej morza”, „Wyjątkowe
apartamenty”. U nich, za wysokim płotem, budowa jeszcze trwa. Widać tylko
dźwigi przenoszące betonowe konstrukcje. Podobno ma tam być teren rekreacyjny,
a deweloper postawi tablicę upamiętniającą. Podobno. „Czy oglądając horrory na
swych gigantycznych plazmach, nowi lokatorzy wyjątkowych apartamentów będą
wyobrażali sobie sequel »Nocy żywych trupów«?” - zadaje pytanie autorka,
Małgorzata Żerwe. Ja również pytam siebie: co nas odróżnia, ludzi
„cywilizowanych”, obywateli tzw. oświeconego Zachodu od innych? Szacunek dla
zmarłych? „Memento mori” – Pamiętaj, że umrzesz. „Non omnis moriar” (Horacy) –
Nie wszystek umrę. Czy owe cytaty już przestały nas czegoś uczyć?
Wobec faktu śmierci prędzej czy później musi stanąć każdy żyjący
człowiek. Wbrew temu powszechnemu prawu, znamienne jest przekonanie, że życie
ziemskie nie kończy się z ustaniem funkcji biologicznych ciała. Niemal każdy
człowiek ma wewnętrzne przekonanie o istnieniu życia pozagrobowego, które,
będąc dla niego może jeszcze odległą perspektywą, jest postrzegane zwykle jako
wielka tajemnica, przeniknięta ogromnym szacunkiem. Jest też pewna tajemnica i
ironia w historiach niektórych nagrobków i ich „właścicieli”. Na cmentarzu
Apalachicola w USA na Florydzie nie znajdziemy grobów rdzennych mieszkańców,
pochowano ich w rezerwacie. Tutaj nagrobki mają żołnierze Konfederacji czy
rozbitkowie ze statków, groby kupców i przemysłowców otaczają finezyjne wykute
kraty. Są włoskie nazwiska: Messina, Bruni, Gianfranco – pięknie
wykaligrafowane przez dziewiętnastowiecznego kamieniarza. Autorka, cofając się
w poszukiwaniu lepszej perspektywy, wpadła na pionową płytę. Na niej napis:
„AUNT BELLA, a faithfull servant of H.F. SIMMONS for over forty years.”,
„»Ciocia Bella« zmarła w wieku sześćdziesięciu trzech lat w lutym 1852 roku”.
Cóż za odkrycie! Niewolników chowano w bezimiennych i na pewno nie tak
okazałych grobach. Bezimiennych, bo prawo nie pozwalało, by uczyli się czytać i
pisać. Czasami krewni kładli w miejscu pochówku jakiś charakterystyczny kamień.
Państwo Simmons musieli być bardzo przywiązani do swojej służącej, skoro
zdecydowali się ją wyróżnić. Kupili lub dostali Bellę, jako dorosłą kobietę.
Więcej z nagrobka autorka nic nie odczytała. Ale odnalazła grób H.F, Simmonsów.
Był w opłakanym stanie, kamienna płyta przewróciła się frontem do ziemi i o
nich niczego już się nie dowiemy.
Na cmentarzu Vevey w Szwajcarii istnieje logo przedstawiające
człowieczka w meloniku i z laseczką. Pojawia się nie tylko na bramie cmentarza
– Chaplin króluje w całym Vevey. Tutaj, po opuszczeniu Hollywood, oskarżony o
sympatyzowanie z komunistami, aktor z czwartą żoną i dziećmi znalazł swój azyl.
Oona była o trzydzieści sześć lat młodsza od męża. Spoczywają we wspólnym
grobie obsadzonym bratkami. Trumnę Chaplina po dwóch miesiącach od pogrzebu
skradziono z cmentarza i zażądano od wdowy sześciuset tysięcy franków za jej
zwrot. Policja po kilku tygodniach namierzyła cmentarne hieny – dwóch
mechaników samochodowych, Bułgara i Polaka, który okazał się pomysłodawcą owego
niecnego występku. Po aresztowaniu wskazał policji miejsce zakopania trumny i
Charlie Chaplin mógł wrócić do swojego grobu z widokiem na Alpy. Trumnę na
wszelki wypadek przykrywa gruba betonowa płyta.
Wesoły Cmentarz w rumuńskiej miejscowości Săpânța to jeden z
najbardziej znanych w tej części Europy. Tutaj z nagrobków przemawiają zmarli:
opowiadają, jak żyli i jak umarli. Na obrazkach widzimy, jak doją krowy,
wypasają owce, ścinają drzewa, jadą traktorem etc., etc. Możemy się dowiedzieć,
że trzyletnia dziewczynka zginęła pod kołami czerwonego samochodu. Wesołe
nagrobki na Wesołym Cmentarzu są niebieskie, więc czerwień przyciąga wzrok. Z
daleka Małgorzata Żerwe zobaczyła czerwone majtki i wesołe czerwone botki
półnagiej, czarnowłosej anielicy. Z góry przyglądają się jej dwie męskie głowy.
Czyżby to był grób nierządnicy? Nic podobnego, z bliska botki okazały się
sercem, a tekst na nagrobku, przetłumaczony przez znajomą Rumunkę, dopowiedział
resztę: „Moje dzieciństwo było zbyt krótkie. Nie dane mi było żyć i zadbać o
rodziców. Musiałam odejść i opuścić moją siostrę. Droga siostro, jak długo żyć
będziesz, troszcz się o mój grób, połóż na nim kwiaty i nie zapomnij o mnie aż
do śmierci, bo byłam dobrą siostrą. Nie mogłyśmy być razem, ja musiałam
umrzeć”. A twarze dwóch mężczyzn, spoglądające z góry na półnagą dziewczynę –
do kogo należą? Czy spojrzenia rzucane z
grobowej płyty mogłyby należeć do tych, którzy nie mieli szans adorować zbyt
młodej dziewczyny za życia?
Aż trudno uwierzyć, że w Berlinie są aż 224 nekropolie – z tego
136 z nich należy do różnych wspólnot wyznaniowych. Ich mnogość wynika z tego,
że kiedy w XIX wieku były zakładane, znajdowały się poza rogatkami miasta.
Szczególną pozycję zajmuje wśród berlińskich nekropolii kirkut w Weissensee, we
wschodniej części miasta. Jeden ze starszych stołecznych cmentarzy: 115 tysięcy
grobów zajmuje powierzchnię 22 hektarów. Pierwszy pochówek odbył się tu w 1880
roku. Stare lipy, klony, dęby i topole wyznaczają przebieg alei. Nie jest zbyt
intensywnie pielęgnowany, bo tak nakazuje prawo religijne – dlatego zarasta
dziką zielenią. Przez to jest jednym z bardziej romantycznych miejsc. Czasami
aż trudno rozpoznać groby, gdzie leżą zasłużeni dla miasta obywatele: rabin
Martin Riesenhuber, kompozytor Lazarus Lewandowski, wydawcy Gottfried Bermann i
Samuel Fischer, gastronom Bertold Kempowski czy właściciel domu towarowego
Hermann Tietz. Jak to możliwe, że w byłej stolicy III Rzeszy zachował się tak
duży cmentarz? W kraju, gdzie powstała zbrodnicza ideologia, która nakazywała
zniszczenie narodu żydowskiego z jego dziedzictwem kulturowym i artefaktami.
Natomiast na terenie Polski nie zachowały się – z małymi wyjątkami – cmentarze
żydowskie. Płyty nagrobne zwane macewami (kamienne, szklane, drewniane), które
zawierały ogromny duchowy, artystyczny przekaz zniknęły, by posłużyć za
chodniki, zbudowano z nich stodoły, obory, koryta dla świń.
„Życie grobowe” - tak brzmi tytuł książki Małgorzaty Żerwe, która
nie jest albumem z fotografiami cmentarzy, ale książką do oglądania, czytania i
słuchania. Autorka długo szukała tego tytułu. Żaden, z tych, jakie wcześniej
przychodziły jej i wydawcy do głowy, nie był adekwatny. Bo ta książka nie ma
nic wspólnego z eschatologią, z życiem pozagrobowym. Jest ona wyrazem
fascynacji nekropoliami, którą przejawiała właściwie od dziecka. Wychowywała
się w Lublinie przy pięknym, wielkim cmentarzu... Niektóre groby autorka
opisała w postaci mikroreportaży. Są też historie nieopowiedziane
pozostawiające miejsce dla wyobraźni. Na przykład zdjęcie z Cmentarza
Osobowickiego we Wrocławiu, gdzie w jednym z grobów spoczywa „Unknown Biker”.
Tyle tylko możemy odczytać z tej tablicy. Ale dlaczego ten nieznany
motocyklista został pochowany w polskim grobie, z tą angielskojęzyczną
inskrypcją? Cóż, Małgorzata Żerwe nie stawiała sobie za cel wyjaśnienia każdej
takiej historii. Czytelnik, czy raczej oglądacz może ją sobie interpretować
dowolnie. Jest też w jej książce trochę miejsc, powiedzmy, stereotypowych.
Odwiedziła sławne cmentarze i groby sławnych ludzi. Piękne są grobowce na
cmentarzu w Atlancie, gdzie jest pochowana Margaret Mitchell, autorka
„Przeminęło z wiatrem”. Publikacja powstała, jak określiła to autorka, „ze
szwendania” po świecie, a zdjęcia pochodzą z krajów prawie całej Europy, obu
Ameryk i z południowej Afryki. Tak naprawdę to opowieść o świecie ukryta w
strefie pośredniej pomiędzy żywymi a umarłymi, pomiędzy przestrzenią
codzienności (miasta, wsi, pustkowia) a przestrzenią cmentarza. Jaki jest ten
świat, jakie jest życie (i towarzysząca mu śmierć)?