„4321”
Paul Auster
Tłumaczenie/ Maria
Makuch
Tytuł oryginału/ an-us „4321”
Tematyka/ Paul
Auster snuje opowieść o kruchości życia, o dorastaniu w czasach, które
rozbijają złudzenia w proch. Czasami trudno się zorientować, czy to jeszcze
pełne chaosu lata sześćdziesiąte, czy może celowo podstawione przez pisarza
lustro odbijające naszą własną współczesność. Poszczególne ścieżki życia
Fergusonów bywają łudząco do siebie podobne, tak podobne, że można się czasami zagubić
i tylko drobny szczegół wydobędzie
czytelnika z gąszczu fergusonowych labiryntów.
To takie próby naprawiania błędów, przeżywanie na nowo rozczarowań,
przechodzenie ścieżek tragedii, większych i mniejszych radości. A w tym
wszystkim mieni się sam pisarz, bo Auster zaklął w Fergusonie samego siebie na
tyle, na ile twórca może sobie na to pozwolić bez zbędnych sentymentów. Kilka
wspomnień, garść przemyśleń, komentarz względem osobistej przestrzeni,
współczesnej sytuacji społeczno-politycznej i amerykańskiej, a w zasadzie
nowojorskiej rzeczywistości.
Główny motyw/ 3
marca 1947 roku na świat przychodzi Archibald Isaac Ferguson – chłopak, który
będzie mógł przeżyć swoje życie cztery razy. Cztery różne ścieżki, cztery różne
doświadczenia, inny cykl wspomnień. Każdy z czterech Fergusonów inaczej
zapamięta swoje dzieciństwo, przeżyje inną młodość, pozna innych przyjaciół i
tylko nieliczni pozostaną niezmienną stałą w jego światach: rodzice, których życiorysy będą
się przekształcać wraz z życiem syna oraz jego kuzynka a zarazem
dziewczyna, największa miłość, czyli niejaka Amy Schneiderman. A wokół nich
rozdygotana Ameryka, krajobraz wzlotów i upadków, wraz z nieuchronnymi zmianami
nadciągającymi na horyzoncie.
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) nie wszystkie
małżeństwa z miłości okazują się udane (…)”.
„Ferguson nie miał jeszcze
pięciu lat, ale już wtedy rozumiał, że świat składa się z dwóch sfer,
widzialnej i niewidzialnej, i że rzeczy, których nie widzi często są bardziej
realne niż te przez niego widziane”.
„(…) między wieloma innymi
rzeczami, jakimi świat obdarował go za życia, był to według określenia matki ten medal, który ma dwie
strony”.
„No tak, wszystko było
możliwe i jedna wersja wydarzeń nie oznacza, że nie jest możliwa inna”.
„Świat przestał być
rzeczywisty. Wszystko w nim było złą
kopią tego, co powinno być naprawdę, i nic, co się w nim działo, nie powinno
się było dziać”.
„W Ameryce podobno jest
demokracja, a on żyje w jakiejś dyktaturze i ma już tego dosyć, dosyć, całkowicie
dosyć”.
„Wczoraj steki, dzisiaj
hamburgery”.
„Wiek dojrzewania łaknie
dramatów, najszczęśliwiej żyje się wtedy in
extremis (…)”.
„Prawda była taka, że
zdrowe, normalne dziewczyny go nie interesowały”.
„W tym świecie chłopcy
zdobywali pozycję na dwa sposoby: zostają mistrzami sportu albo mistrzami
intrygi”.
„Zagrożenie, rozpacz i
nienawiść, mocny dowód na to, że ludzie racjonalnie myślący nie są dopuszczani
do urządzania wszechświata (…)”.
„Nie chodzi o to, że dwoje
ludzi decyduje się żyć razem pod jednym dachem, jest to także początek długiego
ścierania się odmiennych charakterów i choć mąż często ma ostatnie słowo,
prawdziwą władzę sprawuje żona”.
„(…) choć raz w życiu
rzeczywistość i jej wyobrażenia stały się identyczne (…)”.
„Jedyną pewną rzeczą na
tym świecie, chłopcze, jest gówno”.
„Ferguson był jeszcze
bardzo młody, ale miał już na tyle doświadczenie, by wiedzieć, że najgorsze
koszmary czasem się sprawdzają – bracia okradają braci, prezydenci giną od kul
zabójców, samochody wpadają na drzewa (…)”.
„Ludzie mają różne skazy –
skazy charakteru, skazy fizyczne, skazy umysłu – które zazwyczaj prowadzą do
izolowania się od innych (…)”.
„Męskość jest pełna sprzeczności,
odkrył Ferguson. Serce masz złamane, a gonady się domagają, abyś o sercu
zapomniał”.
„Boga nie ma nigdzie,
powiedział do siebie, ale życie jest wszędzie, śmierć jest wszędzie, a żywi i
umarli łączą się ze sobą”.
Na pewnym etapie życia każdy dochodzi
do przykrej refleksji, że nawet, jeśli faktycznie jesteśmy kowalami własnego
losu, możemy go wykuwać tylko na jednym kowadle, choćby te pozostałe
nieustannie rozpalały nadzieje i oczekiwania. A gdyby tak można było przeżyć
życie cztery razy, wciąż mając wprawdzie ten sam zestaw narzędzi, ale jednak
dokonując różnych wyborów i poddając się działaniu „efektu motyla”?
Korzystając z
pisarskiej supermocy, tę przyjemność zafundował sobie i nam Paul Auster, aż
czterokrotnie puszczając w ruch życie Archiego Fergusona, którego postać nietrudno powiązać z samym autorem. Równoległe
przedstawienie czterech wersji losów bohatera z jednej strony zmusza do
czujności i sprawnego przeskakiwania z jednego kontekstu w kolejny, a z drugiej
pozwala na bieżąco obserwować, jak Archie jest coraz silniej kształtowany przez
dotychczasowe doświadczenia. Naturalne uwarunkowania dają
o sobie znać w każdym przypadku, jednak to pozornie błahe wydarzenia,
przypadkowe spotkania i codzienne wybory decydują o tym, gdzie i z kim znajdzie
się za tydzień, miesiąc czy rok.
„4321” to także
okazja, by zanurzyć się w burzliwych dla Stanów Zjednoczonych latach 60.
ubiegłego wieku i spojrzeć na protesty studenckie, narodziny kontrkultury czy
walkę o prawa afrykańskiej mniejszości – a jakże – z
kilku różnych perspektyw. Paul Auster był
dotychczas dla mnie autorem powieści, które wprawdzie cieszą, ale nie
zostawiają po sobie głębszego śladu. Tym razem jest inaczej: „4321” wciąż daje dużo przyjemności, ale epicki rozmach,
osadzenie wszystkich czterech historii głęboko
w amerykańskich realiach najbardziej ekscytującej dekady ubiegłego stulecia
oraz znakomicie zbudowane postacie nie dadzą o sobie łatwo zapomnieć.
Według domowej
legendy dziadek Fergusona pieszo wyruszył z rodzinnego Mińska z wszytymi w
podszewkę marynarki stoma rublami i przemieszczając się na zachód przez
Warszawę i Berlin, dotarł do Hamburga. Potem
wykupił bilet na statek o nazwie The Empress of China, który w czasie
gwałtownych zimowych sztormów pokonał Atlantyk i pierwszego dnia dwudziestego
wieku wpłynął do portu Nowego Jorku. Na Ellis Island, oczekując na
przesłuchanie przez urzędnika imigracyjnego, zagadnął do innego rosyjskiego
Żyda. Ten powiedział mu: „Zapomnij o nazwisku Reznikoff. Tu będzie ci ono na
nic. Musisz mieć nowe nazwisko na nowe życie w Ameryce, żeby miało dobre
amerykańskie brzmienie”. Ponieważ w 1900 roku angielski był dla Isaaca
Reznikoffa językiem jeszcze nieznanym, poprosił swojego doświadczonego ziomka o
radę. „Mówi im, że jesteś Rockefeller”, powiedział ów człowiek. „Z czymś takim
na pewno dobrze ci pójdzie”. Minęła jedna godzina, potem druga i kiedy
dziewiętnastoletni Reznikoff usiadł, by przesłuchał go urzędnik migracyjny,
zapomniał nazwiska, które doradził mu tamten człowiek. „Nazwisko?”, spytał
urzędnik. Stukając się nerwowo po czole, skołowany imigrant wyrzucił w jidysz: Ich hob fargessen! (Zapomniałem!). I w
ten sposób Isaac Roznikoff rozpoczął nowe życie w Ameryce jako Ichabod
Ferguson.
Jego wnuk, znany
po prostu jako Ferguson, urodził się w powojennej Ameryce pełnej możliwości,
tak dojrzałej, że jedno życie nie wystarczy. Zamiast tego Ferguson będzie żył
przez cztery równoległe życia - kwartet bildungsromanski: Czterech różnych
chłopców z tymi samymi rodzicami, tymi samymi ciałami i tym samym materiałem
genetycznym, ale każdy mieszka w innym domu, w
innym mieście, ze swoim własnym zestawem
okoliczności. Jak groźnie wskazuje tytuł książki „4321”, tylko jeden z nich
dożyje dorosłości, ale który chłopiec i dlaczego? W związku z tym życie
Fergusona odbija się echem - orbity są różne, ale galaktyka jest taka sama. W każdym
życiu Ferguson podąża ku dorosłości, dorastając na przedmieściach New Jersey i
w kakofonicznym Nowym Jorku. Jego matka go uwielbia, a sukcesy (lub porażki)
jego ojca rozbrzmiewają echem. W każdym życiu kocha i jest kochany przez
promienną Amy Schneiderman, przyrodnią siostrę i kuzynkę. W każdym życiu
tworzy: raz pisze książkę, innym razem jest dziennikarzem, a w innym wcieleniu
krytykiem.
To, jak
doświadczanych jest czterech Archibaldów
4321, będzie w dużej mierze zależało od apetytu czytelnika, który ma możliwość nieustannej analizy, ponieważ motorem powieści są szczegóły.
Dobrym tego przykładem jest opis, jak dorastający chłopiec porzucił swe
dotychczasowe zainteresowania na rzecz ekscytowania się kobietami. I tak,
zazwyczaj pochłonięty bieżącymi wydarzeniami Archibald przestał poświęcać im
jakąkolwiek uwagę, odkąd swoje myśli skierował wyłącznie w stronę dziewczyn,
powziąwszy całkowitą pewność, że nie są to tylko zwykłe zauroczenia, ale
wielkie miłości. Z tego właśnie powodu największy od zakończenia drugiej wojny
światowej kryzys międzynarodowy, jakim był incydent zbrojny w Zatoce
Świń na Kubie, niosący groźbę konfliktu nuklearnego i końca rodzaju ludzkiego,
pozostał przez niego niezauważony.
W książce można zauważyć
rolę przypadku, który decyduje o naszym losie: kto ma żyć - a kto umrzeć, kto
odniesie sukces - a dla kogo to, co wygląda na porażkę, może być genezą
późniejszej, większej nagrody. Sam Auster często śledził to zainteresowanie
przypadkiem w przełomowym momencie swojego dzieciństwa, najpierw, kiedy jako
11-latek, przebywając na letnim obozie, był świadkiem śmierci przyjaciela,
który został zabity uderzeniem pioruna. (Ten moment jest wielokrotnie
powtarzany w „4321”). Później, gdy zainspirowała go pomyłka
z nazwiskiem dziadka Arichiego, który przybył do Ameryki w poszukiwaniu
lepszego świata. Wreszcie,
gdy Paul Auster dostał od polskiego wydawcy przedwojenną książkę
telefoniczną Warszawy. Ten sprezentował ją autorowi, bo występowało w niej
nazwisko Auster - być może krewny dziadka pisarza, który wyemigrował do USA?
Chociaż w całym tekście są echa z życia Austera, sama waga szczegółów historycznych broni przed zarzutem solipsyzmu: jest tam „Zimna wojna”, egzekucja małżeństwa Rosenbergów, zamach na JFK, zamordowanie Martina Luthera Kinga, pobór młodzieży na wojnę do Wietnamu, masakra w My Lai, strzelanina w stanie Kent - ta powieść rozgrywa się w scenerii najważniejszych dla Ameryki wydarzeń XX wieku!
Nowa
ekspansywność znajduje odzwierciedlenie w zdaniach, które biegną, wręcz
naturalnie płyną, radośnie same z siebie i
niechętnie się zatrzymują by „odpocząć”. Relacje między tym, co prywatne, a
tym, co publiczne, są starannie przywołane przez obrazy z życia bohaterów,
świat konfliktów politycznych łączy się z małą kropką w środku jednostki, która
powoduje osobiste waśnie postaci.
Kiedy
przestajemy czytać, by odpocząć od powieści,
trudno sobie przypomnieć, o którym to Fergusonie czytaliśmy: o 1, 2, 3 czy o 4? - który złamał rękę, spadając z drzewa, stracił dwa palce w wypadku
samochodowym, jeszcze w szkole otworzył własną gazetę, pierwszy raz uprawiał
seks tego samego dnia, w którym dokonano zamachu na JFK, odwiedził prostytutkę
imieniem Julia, został uwiedziony przez homoseksualnego studenta wesołego
Andy’ego, utknął w windzie podczas przerwy w dostawie prądu lub wszedł do
mieszkania swojego dziadka akurat w tym czasie kręcącego film porno? - Czy to ma znaczenie? - Niewielkie. Czytając, jesteśmy
zanurzeni w powieści. Ale trudno jest powstrzymać poczucie straconej okazji.
Jeśli Auster miał w planie wymyślić cztery różne życia jednej postaci, to po co
je tak upodabniał do siebie? Skąd ta nawracająca obsesja na punkcie sportu
(baseball i koszykówka), filmów i Paryża?
Ta sama pogoń za karierą pisarską? Dlaczego nie wysłał swojego bohatera
w zupełnie inne miejsce, czy to do Chin, czy na linię produkcyjną samochodów?
Albo na wojnę do Wietnamu? Nie chodzi o to, że Auster nie może myśleć o niczym
więcej niż swojej własnej doczesności (sympatia, z jaką rysuje pomniejsze
postacie, dowodzi, że można tak płynnie i lekko prowadzić narrację), istotne
jest to, że to DNA bohatera wydaje mu się jego przeznaczeniem. Natura triumfuje
nad wychowaniem. Bogaci czy biedni, hetero lub homoseksualiści, mieszczuchy czy
prowincjusze, Fergusoni mają więcej ze sobą wspólnego niż to, co mogłoby ich dzielić. Zresztą czwórka na końcu książki łączy
się z powrotem w jedną postać.
Paul Auster w
książce „4321” zadaje podświadomie czytelnikowi pytanie o sens życia, jako
„odniesienie do”. Człowiek nie tylko jest w świecie, ale ma świat. To, że
człowiek ma świat, nie oznacza, że się z nim
identyfikuje, lecz że się do niego jakoś odnosi. Dlatego o sensie życia możemy
sensownie mówić dopiero wtedy, gdy określona istota żywa ma świadomość bycia
naprzeciw czegoś, z czym nie jest identyczna. Coś, co jest przez istotę żywą
odczuwane jako stojące naprzeciw niej, jest dla niej przedmiotem, światem.
Pytanie o sens życia jako „odniesienie do”, jako świadomość „bycia naprzeciw”,
jest ufundowane w jakimś pierwotnym dystansie człowieka wobec otaczającej go
rzeczywistości. Świadomość siebie „tu” i świadomość przedmiotu, względnie
świata „tam”, zmusza nas do określenia jakiejś pozycji, do wyjaśnienia
odniesienia między moim „ja” a światem, do zajęcia jakiegoś stanowiska wobec
świata. Słowo „stanowisko” nie jest tu jednak najlepsze. Wskazuje ono bowiem na
coś statycznego, na jakiś raz na zawsze ustalony sposób myślenia.
Tymczasem nasz stosunek do świata nie jest statyczny,
lecz procesualny. Zdaniem filozofa Paula Tiedemanna nasz stosunek do świata nie
jest podobny do ustawienia mebli w jakimś pokoju, ale przypomina wzajemne
odniesienia odtwórców różnych ról w sztuce teatralnej. Zamiast „stanowiska”
powinniśmy raczej mówić o „roli”, którą gramy wobec świata, a także o „roli”,
którą w tym spektaklu życia pozwalamy grać samemu światu. W zależności od
kreacji, jaką proponuje człowiek i jaką także pozwala tworzyć światu, różnie
kształtuje się owa gra ról. To, że istnieje wiele wariantów, w których może być
wystawiany dramat życia, oznacza, że mamy tu do czynienia z otwartością
człowieka na zmieniające się perspektywy sensu. Jak przyznaje Auster w jednym z
wywiadów, podobnie jak piętnastoletnim Fergusonem, nim także wstrząsnęła proza
Dostojewskiego, a dostarczona bohaterowi przez ojczyma lista stu
fundamentalnych tytułów (pióra Homera, Szekspira, Cervantesa, Montaigne’a i
innych), zdaniem pisarza, stanowi niezbędny klucz do zrozumienia historii
świata i naszego w nim miejsca. „Nadal podążał dwiema drogami, jakie wyobraził
sobie, będąc czternastoletnim chłopcem, nadal szedł trzema drogami z Lazlem
Flute’em i stale, od początku własnego świadomego życia, towarzyszyło mu
uporczywe uczucie, że rozdroża i drogi równoległe, te wybierane i nie
wybierane, wszystkie są uczęszczane przez tych samych ludzi w tym samym czasie,
widzialni ludzie i ludzie cienie. Świat, jako taki nie może być niczym więcej
niż ułamkiem świata, gdyż na to, co rzeczywiste, składa się także to, co mogło
się wydarzyć, że jedna droga nie jest ani lepsza, ani gorsza od żadnej innej
drogi, lecz męka uwięzienia w jednym ciele polega na tym, że musisz tkwić tylko
na jednej drodze, mimo że mógłbyś być na innej, zmierzając do całkiem innego
miejsca. (…) ‘Boga nie ma nigdzie, powiedział do siebie,
ale życie jest wszędzie, śmierć jest wszędzie, a żywi i umarli łączą się ze
sobą’ ”.
Istotne,
że w życiach Fergusona jest kilka elementów niezmiennych. Choć ma szansę na
więcej, niż jedną inicjację, z więcej niż jedną osobą, to pewnikiem pozostaje
jego miłość do Amy Schneiderman. Nawet, jeśli sam bohater nie zawsze jest
heteronormatywny. Czasem wspólne wydają się też niektóre elementy życiorysu,
takie jak podróż do Francji, ale ważniejsze jest, że nie zmienia się tu
historyczne tło. Jeśli więc los odmienia w danym momencie życie bohatera, to
dotyczy to tylko jego oraz tych, których przyjdzie mu spotkać. U Austera ukochany
prezydent Fergusona ginie zawsze. Zawsze też nadejdą mroki makkartyzmu czy
wojna w Wietnamie. Niezmienna jest jeszcze jedna rzecz – za każdym razem
otrzymujemy opowieść o wrażliwym chłopaku, inteligentnym i utalentowanym,
wkraczającym w dorosłość z wszelkimi tego trudnościami, niepokojami i
nadziejami.
Archie Ferguson
i Artie Federman – bliźnięta, nie bliźnięta, bratnie dusze, alternatywne
życiorysy? A może to osobowość wieloraka?
Zaburzenie to charakteryzuje obecność u jednego człowieka co najmniej dwóch niezależnych
i różniących się od siebie osobowości, które naprzemiennie wpływają na
zachowanie chorego. A oto przykłady cytatów z książki „4321” Paula Austera,
które mogą sugerować objawy takiej właśnie choroby: To nie był chwilowy problem, zdał sobie teraz sprawę, to był problem
wieczny. Nigdy żadnego rodzeństwa, a ponieważ Ferguson postanowił się z tym nie
pogodzić, wypracował własną drogę do wyjścia z impasu, wynajdując sobie
wymyślonego brata (…) Swojego nowo narodzonego brata nazwał John (…) Ferguson pilnował
się, by przy innych nigdy głośno się do niego nie odezwać, ponieważ John był
jego tajemnicą i nikt nie powinien się był o nim dowiedzieć, nawet jego ojciec
i matka (…).
Nazywał się Federman, Art Federman,
znany wszystkim, jako Artie, a ponieważ Artie Federman brzmiał bardzo podobnie
jak Archie Ferguson, chłopcy często żartowali, że są dawno zaginionymi braćmi
bliźniakami, których rozdzielono tuż po urodzeniu (…).
Chciał wprowadzać zamęt i zbijać z
tropu, wywoływać ataki śmiechu i okrzyki przerażenia, łamać serca, zatruwać
umysły i zatracać się w szalonym tańcu z własnym sobowtórem w parze (…). Czuł,
jakby został uwięziony w ciele kogoś obcego, i nie był w stanie sam się
rozpoznać, patrząc w lustrze na swoją twarz, dotyczyło to także jego myśli, jakie
go nachodziły, ponieważ były to także myśli kogoś obcego.
Jest
jeszcze inna teoria dotycząca książki Paula Austera. Może autor w „4321” opisał
teorię „światów równoległych? Zakładała ona, że wszystko, co się może wydarzyć,
na pewno będzie miało miejsce w którejś z odnóg rzeczywistości. Innymi słowy: każdy
wybór, którego dokonujemy w życiu, posiada swoje przeciwieństwo, które musi się
wydarzyć we wszechświecie równoległym. Jako pierwszy do tej hipotezy poważnie
podszedł brytyjski fizyk David Deutsch. Stworzył on własną interpretację
mechaniki kwantowej, która zakładała, że przestrzeń jest wypełniona
nieskończoną ilością wszechświatów, w których robimy to samo, co w naszym
wszechświecie lub podejmujemy wybory alternatywne. Identyczni, lecz różni,
czterej chłopcy tych samych rodziców, te same ciała i ten sam materiał
genetyczny, ale każdy mieszka w innym domu, w innym mieście, we własnym
środowisku. Ich historia toczy się w taki czy inny sposób zależnie od
środowiska, w miarę rozwoju akcji chłopcy zaczynają się różnić: pełzają,
idą lub pędzą swoją drogą przez dzieciństwo, młodość i wczesny wiek męski jako
coraz bardziej odmienne postacie, każdy na swojej ścieżce, a jednak wszyscy
wciąż są jedną osobą, trzy wyobrażeniowe wersje samego siebie, a potem wrzucony
na dodatek jako Numer Cztery on sam, autor książki - lecz szczegóły opowieści na tym
etapie były mu wciąż jeszcze nieznane.
Teoria
wieloświatów jest
świetnie ukazana w izraelskim serialu „Grób” z 2019 roku w reżyserii
Omrii Givona. Potężne trzęsienie ziemi odsłania grób, w którym znajdują się
trzy szkielety. Zostaje podjęte w tej sprawie śledztwo, które wykazuje, że kody
genetyczne zmarłych pokrywają się z DNA trzech żyjących osób. Dochodzenie
przynosi jednak więcej pytań niż odpowiedzi.
„4321”
to na pewno powieść monumentalna, ogromna, pełna literackich pyszności. Można
zatracić się w prawdziwym literackim kunszcie, który zobaczycie w tej książce.
To nie jest lektura lekka (dosłownie i w przenośni), na jeden wieczór, ale na
wiele, wiele wieczorów, które sprawią, że zimne dni wydadzą się cieplejsze, a zbyt ciepłe trochę chłodniejsze. Jej rozmiary na pierwszy rzut
oka powalą, ale i też potrafią zauroczyć, jeśli tylko nie boicie się dużych
wyzwań. Prawdziwa literatura piękna na naprawdę wysokim poziomie, który mnie
osobiście zachwycił, a powieść to po prostu życie. „Życie i cała reszta”, jak
powiedziałby Woody Allen. A dokładniej, życie i detale na nie wpływające. Nie
trzeba wiele, by zmieniła się cała
nasza egzystencja. Jak powiedział trener Fergusona Martino: „Jedyną pewną
rzeczą na tym świecie, chłopcze, jest gówno. Codziennie tkwimy w nim po kostki,
ale czasem, jak zaczyna nam sięgać do kolan lub do pasa, musimy się z niego
wygrzebać i iść dalej”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz