10 grudnia 2020

Tully

 

„Tully”


Paullina Simons

Autorka/  (ur. 1963 w Leningradzie, ZSRR, jako Paullina Handler) – amerykańska pisarka rosyjskiego pochodzenia. W wieku 10 lat wyemigrowała razem z rodziną do Stanów Zjednoczonych.

Tłumaczenie/ Teresa Sośnicka

Tytuł oryginału/ ang-us “Tully”

Tematyka/ Jest to opowieść o prozie życia tak zwyczajnego, że dzień po dniu zadającego sercu i duszy rany. „Tully” jest dowodem na dojrzałość, jaką osiągnęła autorka zarówno w sferze poruszanych zagadnień, jak i operowania słowem oraz konstruowania swoich bohaterów. Tully to dziewczyna pochodząca z dysfunkcyjnej rodziny, po odejściu ojca wychowywana przez apodyktyczną matkę, zbyt często sięgającą po przemoc jako środek wychowawczy. Zaniedbywane dziecko, będące świadkiem traumatycznych wydarzeń, szybko wyrasta na buntowniczą nastolatkę, a rodząca się w niej kobiecość staje się dla niej zagrożeniem.

Główny motyw/ Stany Zjednoczone, lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Tully Makker wywodząca się z rozbitej patologicznej rodziny, panicznie stara się odnaleźć w świecie. Skrzywdzona przez najbliższych na każdym możliwym gruncie, nie ufa i nie potrafi się przywiązać do nikogo. Jest zamknięta w sobie, nieprzystępna i uważa, że nie zasługuje na nic innego niż to, co ma. Kocha jedynie swoją najbliższą przyjaciółkę, Jennifer, której rodzice starają się jej pomóc, i która koniec końców porzuca ją w straszliwy sposób.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nieczęsto się zdarza, żeby matka i córka były do siebie aż tak niepodobne.”

„Dziewczętom zwykle podobają się chłopcy, którzy są w typie ich ojców (…).”

„Posiadanie matki nie zawsze jest dobrodziejstwem, wierz mi.”

„Pragnę stać się kobietą, która o niczym nie śni.”

„Znam wielu ludzi, którzy się kochają, nie wiedząc o tym.”

„Poskramiamy naszą miłość, jeśli nie mamy innego wyjścia.”

„A w sprawach serca nie można kierować się rozsądkiem.”

„Słodycz pierwszej miłości jest zabarwiona goryczą.”

„Myślę, że śmierć przeżyta w majaku sennym jest również śmiercią na jawie.”

„Na tym właśnie polega patologia małżeństwa. Zawsze myślimy, że jest na całe życie.”

„Po prostu nie potrafiła odróżnić nieba od piekła (…).”

„Jedyne, na czym mi zależy, to iluzja.”

„Dwóch facetów i jedna dziewczyna; ktoś musi być przegrany.”

„Tym, których kochamy, ciągle wyrządzamy przykrość. I sami wciąż jesteśmy na nie narażeni.”

„Nikt nie ma normalnego życia. Ani normalnego dzieciństwa.”

„To niewiarygodne, jak głęboko śmierć i życie są z tobą związane.”


             Złapałem się na tym, że przywołuję w pamięci wygłoszony dawno temu przez pewnego mężczyznę komentarz o dziwactwach ludzkiej rasy. Uderzyło go to, że przedstawiciele obu płci – choć od niepamiętnych czasów obserwują się nawzajem – nie są w stanie zrozumieć drugiej strony. Zastanawiam się, czy tej gorzkiej półprawdy nie zasila, przynajmniej częściowo, skłonność każdej z płci do projektowania na drugą własnych oczekiwań? Nic dziwnego, że w świecie, w którym nauczanie i pisanie książek to domena mężczyzn, ciągle nie potrafimy w pełni zrozumieć sytuacji kobiet. Nie twierdzę, że problemy kobiet są zaniedbywane, uważam raczej, iż sformułowano na ich temat fałszywe założenia, a kobiety na równi z mężczyznami gotowe są je uznawać. Założenia te mają jednak rozmaite źródła.

Choć może to brzmieć nietypowo, dla niektórych kobiet macierzyństwo staje się doskonałą okazją do realizacji perwersyjnych postaw wobec własnego potomstwa i do brania odwetu na swoich matkach. Powszechnie wiadomo, że normalny rozwój dziecka zależy przede wszystkim od dobrej opieki macierzyńskiej, która polega na tym, że matki czerpią wiele przyjemności z procesu opiekowania się dziećmi i wspierania ich tak, by wyrastały na niezależnych, pewnych siebie dorosłych o niepowtarzalnych cechach. Psychoanalityk Donald Woods Winnicott twierdzi, że „dzieci znajdują swe >prawdziwe self< dzięki wystarczająco dobrej opiece macierzyńskiej”. Jednak łatwiej to powiedzieć, niż wykonać, gdyż matki także są dziećmi swoich matek i miały swoje doświadczenia i traumy. O takich relacjach jest właśnie książka Paulliny Simons „Tully” - o patologicznym macierzyństwie, które uruchamia błędne koło przemocy wobec własnych dzieci. Ta książka to niezwykły przykład, jak źle traktowane dzieci próbują poradzić sobie z nadużyciami fizycznymi i psychicznymi, jakich doznały od własnym matek, i które powtarzane są z pokolenia na pokolenie.

Natalie Anne Makker, nazywana przez wszystkich „Tully”, nigdy nie miała dobrego życia. Nad jej dziecięcą, nastoletnią, a wreszcie dorosłą egzystencją zawsze wisiało piętno matki – kobiety zgorzkniałej, rozchwianej, agresywnej i nieprzejednanej. Trudna sytuacja domowa, brak osoby, od której można by uczyć się emocji oraz tragiczne wydarzenia związane z przyjaciółką ukształtowały psychikę tej młodej kobiety w znaczący sposób. Bo czy można w takim świecie zachować równowagę, gdy nie dopuszcza się do siebie absolutnie żadnej pomocy? Ciągnącą się przez kilkanaście lat historię życia niepokornej nastolatki, a później dojrzałej kobiety, cechuje stale otaczający bohaterkę mrok. Opowieść traktuje o jej życiu, nieosiągalnych pragnieniach, destrukcyjnych działaniach i sennych koszmarach. O ludziach, którzy przychodzą i odchodzą, którzy się od niej uzależniają.

Przez pryzmat doświadczeń Tully poznajemy historię wchodzenia w dojrzałe życie, odnajdywania własnej tożsamości, radzenia sobie z bagażem nieszczęśliwych uczuć i tragicznych wydarzeń, mozolnego i dramatycznego zarazem wyzwalania się spod wpływu przeklętej przeszłości. Genogram rodziny Tully odgrywa w powieści ważną, jeśli nie najważniejszą rolę. Hedda Makker - matka Tully, z domu Rust, urodziła się na przedmieściach Oklahoma City, w domu hodowcy świń. Jej rodzice, dziadkowie Tully, Bill i Martha Rustowie, pobrali się w 1936 roku. Bill został powołany do wojska. Rok później, szóstego sierpnia 1942 roku, na pięć tygodni przed terminem porodu, Martha urodziła córkę. Kiedy Bill wrócił z Pacyfiku w 1945 roku, zastał w domu nie tylko żonę, ale również trzyletnią córkę. Walka z Japończykami nie pozbawiła go umiejętności liczenia do dziesięciu. Skulona przy kanapie dziewczynka była świadkiem, jak bezlitośnie rozprawił się z Marthą, nie tylko używając przemocy fizycznej, ale też słownej. Na koniec, wyrzucił obie ze swojego domu. Martha z pokiereszowaną twarzą, złamanym nosem i krwawiącymi ustami z trudem dotarła razem z córką do najbliższego szpitala w Oklahoma City, gdzie matkę otoczono troskliwą opieką, a dziewczynkę umieszczono w pokoju pielęgniarek. Hedda była grubym, ponurym i zamkniętym w sobie dzieckiem, które niewiele mówiło. Przez większość czasu pozostawiano ją samą sobie. Martha opuściła szpital po siedemdziesięciogodzinnym pobycie – bez lekarskiego wypisu, bez adresu i bez córki. Jedna z pielęgniarek starała się wyjaśnić Heddzie, że mama odeszła, ale jedyną reakcją córki była posępna i wylękniona mina. W końcu wydobyła z niej, że tata hoduje świnie i nazywa się „Wust”. Po obdzwonieniu trzydziestu pięciu hodowli tuczników w okolicy Oklahoma City pielęgniarka natrafiła w końcu na Billa Rusta i osobiście odwiozła mu Heddę. Gdy jego wzrok spoczął na bękarcie żony, zacisnął pięść. Mała Hedda została sama z człowiekiem, który próbował zamordować jej matkę. Patrzył na nią z wściekłością, dlatego zrobiła jedyną rzecz, na jaką się mogła zdobyć trzyletnia dziewczynka – z wrzaskiem wybiegła z domu. Rzucił się za nią w pościg, a ta ugryzła go, gdy ją dogonił. Uderzył wtedy Heddę tak mocno, że straciła przytomność. 

Żywił ją i pozwolił mieszkać w małej sypialni. W ciągu dnia pracował w polu lub w zagrodzie, a wieczorami ubierał się i wychodził. Nieraz wracał dopiero następnego dnia i znajdował zamarłą z przerażenia dziewczynkę skuloną na podłodze za drzwiami swojego pokoju. Bill Rust unieważnił swoje pierwsze małżeństwo i gdy Hedda miała sześć lat, poślubił Sarah. Hedda zapamiętała ją jako tęgą i nieprzyjemnie pachnącą kobietę. Sarah miała czternastoletnią córkę, Lenę, tępą dziewczynę, która z trudem wymawiała słowa. I chociaż dzięki Lenie Hedda miała towarzystwo, to obecność wolno myślącej i mającej problem z wysławianiem się dziewczyny napawała ją wstrętem; Hedda stroniła od niej. Kiedy Sarah odkryła, że Hedda nie umie pisać ani czytać, wysłała ją do szkoły. Siedem lat zdobywania wiedzy było okresem cierpień, borykania się z nauką, dwukrotnego zimowania w tej samej klasie, nieustannych bójek na podwórzu szkolnym i braku przyjaciół. 

Hedda wyrosła na wysoką i postawną dziewczynę o zdrowym i mocnym wyglądzie. Miała zielone oczy, jasną cerę i długie jasnobrązowe włosy. Gdy skończyła piętnaście lat, wstała którejś nocy, spakowała do małej torby cały swój dobytek, wyjęła dwieście dolarów z kryjówki Billa Rusta pod podłogą w spiżarni i odeszła. Nie miała pojęcia, że na południe od jej rodzinnych stron znajduje się Teksas, a na północ – Kansas. Szła prawą stroną szosy, pozwalając, by los pokierował ją na miejsce przeznaczenia. Pokonała trzynaście kilometrów, zanim zlitował się nad nią kierowca jednej z ciężarówek. Dziesięć godzin później wysiadła przy alei Topeka, a pierwszą osobą, na którą się natknęła, gdy weszła do sklepu po wodę, był Henry Makker.

Henry miał dwadzieścia dwa lata i dopiero co awansował na zastępcę kierownika w zakładzie oczyszczania miasta. Od razu pomyślał, że ta dziewczynka, która weszła do sklepu będzie łatwą zdobyczą. Załatwił jej posadę w swoim zakładzie przy napełnianiu plastikowych butli roztworem do oczyszczania ścieków – pracę, którą Hedda wykonywała przez dwadzieścia cztery lata, aż do stycznia 1981 roku. Znalazł jej też pokój za dwa dolary tygodniowo, z którego korzystała przez miesiąc, zanim wprowadziła się do niego. Pobrali się w czerwcu 1959 roku. Pierwsze lata małżeństwa były dla nich bardzo radosne. Henry Makker był jedynym człowiekiem, którego Hedda kochała i wszystkim, co miała na świecie. Dlatego, gdy stwierdziła zimą 1960 roku, że jest w ciąży, pomyślała, że jej życie dobiegło końca. Jej rozpacz wynikała z dwóch powodów: po pierwsze, nie była obdarzona przez naturę szczególnie bystrym umysłem. Po drugie - przeżyła traumę, niewiele rozumiała z tego, co zaszło pomiędzy jej matką i ojcem. Wiedziała jedno: gdy Bill Rust dowiedział się o dziecku Marthy, wpadł we wściekłość, skatował żonę, a potem obie wyrzucił z domu. Hedda myślała, że Henry Makker zrobi z nią to samo.

Hedda rodziła dzieci, ale w zaskakujący sposób każde z nich umierało w swoich łóżeczkach. Za każdym razem lekarz stwierdzał tą samą przyczynę: „śmierć wieku niemowlęcego”. Po latach Tully, jako już dorosła kobieta będzie wyrywana ze snu koszmarem z dzieciństwa. Kiedy miała dwa lata, obudziła się niespodziewanie z mocnego snu, gdyż nie mogła oddychać. Próbowała krzyczeć, ale brakowało jej tchu, coś zaciskało się na jej twarzy. Wierzgała nogami, próbowała ruszyć się z miejsca, ale nie mogła. Usiłowała chwycić rzecz, która tamowała dostęp powietrza. Rozpoznała poduszkę, ale nie była w stanie jej ściągnąć z buzi. W końcu dała za wygraną i przestała się rzucać. Miała zawroty głowy; była zmęczona, ale nie odczuwała bólu. Nagle z oddali dobiegł ją głos ojca - pytał czy nie jest chora. Poduszka natychmiast została usunięta, a Tully, zachłystując się powietrzem, zaczęła wrzeszczeć. Zobaczyła matkę, która odwróciła się w stronę męża i zrugała go za to, że obudził dziecko. Tully krzyczała wniebogłosy. Ojciec podszedł do niej i wziął ją w ramiona.

Tully wracała często myślami do chwili, gdy po raz pierwszy usiadła w wannie wypełnionej wodą, z brzytwą w dłoni. Sądziła wtedy, że jej młode, pozbawione jeszcze biustu ciało, jest całkiem rozluźnione, ale gdy przykładała ostrze do nadgarstka, palce trzęsły się tak niezmiernie, że musiała zanurzyć je z powrotem na kilka minut w wodzie. Myślała wtedy, że przecinając nadgarstki straci przytomność i wykrwawi się na śmierć tak, jak starożytni Rzymianie.  W tym czasie przemoc ze strony matki narastała, Tully była maltretowana fizycznie i psychicznie. Jedynymi uczuciami, jakie Hedda okazywała córce przez wszystkie lata, była całkowita obojętność i niekontrolowana wściekłość. Dodatkowo Hedda umyła ręce w sprawie wujka Charliego w 1973 roku i nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Tully już wieku dwóch lat dowiedziała się, czym jest strach. A wraz ze strachem poznała nienawiść i nauczyła się milczeć.

Jako nastolatce Tully było wiecznie czegoś brak. Właśnie to uczucie, popchnęło ją do tańczenia w nocnych klubach i przesiadywania w wannie. Gdy zrezygnowała z występów, postanowiła wyjechać do Kalifornii. Początkowo z najlepszą przyjaciółką Jennifer, potem w żałobie i w pojedynkę. Ostatecznie została jej trudna do zidentyfikowania tęsknota oraz nieodparta potrzeba dążenia do wolności. „Powiedz mi Tully, kim chciałabyś być w przyszłości? (..) Pragnę stać się kobietą, która o niczym nie śni.”. Tully to wyjątkowo skomplikowana bohaterka. Egoistyczna osobowość, która w życiu kochała raz i która, choć temu zaprzecza, nie może poradzić sobie ze stratą. Nie podejmuje samodzielnych decyzji, pozwala by rzeczy po prostu się działy, a jej ruchy ograniczają się do wyrażania co jakiś czas protestu. Kieruje się chwilą i własnymi potrzebami, raniąc innych, ale jednocześnie wyrywając sobie kawałek serca. Historia Tully to świetnie zbudowana i rozwinięta powieść o nieprzepracowanej żałobie oraz granicach obojętności. „Nienawidzę cię! Nie odchodź!” - to jej motto życiowe, typowe dla osób z zaburzeniem osobowości z pogranicza.

Nie ma żadnej wątpliwości, że Paullina Simons w książce „Tully” świetnie opisała zaburzenie typu borderline. W historii osób z borderline powtarzają się przypadki odrzucenia, porzucenia, nagłego zerwania więzi, utraty opiekunów lub posiadania rodziców chłodnych, wycofanych, nieobecnych, albo bardzo krytycznie nastawionych - czyli takich, których pojawia się coraz więcej w naszej cywilizacji. Osoby z borderline, tak samo jak bohaterka książki Paulliny Simons, Tully, nie otrzymują odpowiedniego wsparcia od rodziców w procesie oddzielania się i zajmowania własnymi sprawami. Od wczesnego dzieciństwa matka znęcała się psychicznie i fizycznie nad Tully. W zdrowej relacji rodzic wie, że dziecko potrzebuje się oddzielić, a jednocześnie jest w stanie zapewnić je o swojej obecności i gotowości wsparcia, gdy będzie tego potrzebowało, bez zmniejszania naturalnej i zdrowej potrzeby niezależności. Osoby z zaburzeniami borderline podejmują próby niezależności, jednak towarzyszy temu ogromny lęk, że zostaną zupełnie opuszczone. I to powtarza się w ich dorosłym życiu. Dlatego często prowokują rozstania, konflikty, odchodzą pierwsze – z obawy przed byciem porzuconym. Badania pokazują, że część osób dotknięta tym zaburzeniem doświadczyła w dzieciństwie prześladowania, przemocy, niekiedy molestowania seksualnego. Pod uwagę brane są również przyczyny genetyczne i niekorzystny wpływ środowiska zewnętrznego.

23 lipca 2011 roku cały świat obiegła tragiczna wiadomość. Amy Winehouse została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu. Jedna z najbardziej niepokornych artystek naszych czasów odeszła w wieku 27 lat. To, co dotknęło Amy Winehouse, było prawdopodobnie zaburzeniem osobowości nazywanym borderline. Osobowość to pewien dominujący sposób postrzegania świata, przetwarzania rzeczywistości, bycia w relacjach. To konstrukt, który pozwala przewidzieć, jak w danej sytuacji ktoś się zachowa. Borderline oznacza problemy w sferze osobowości. Nie wiadomo, jak człowiek się zachowa, bo dominującą cechą tej osobowości jest niestabilność i chaos. I Amy Winehouse, i bohaterkę książki Paulliny Simons Tully charakteryzował ogromny lęk przed odrzuceniem. Ten lęk właściwie je konstruował. Obie kobiety nie kochały ot tak, po prostu. One swoich mężów, kochanków idealizowały. Chciały się z nimi zespolić, zlać w jedność, chciały, żeby ten ktoś rozumiał je we wszystkim, a jednocześnie bały się, że ten ktoś je pochłonie. Wydawały się interesujące, jedyne w swoim rodzaju, potrafiły uwodzić i na początku mogło być to naprawdę fantastyczne. Mężczyźni na pewno słyszeli z ich ust, że są najważniejsi na świecie, kobiety z borderline w nich wpatrzone nie chciały się z nimi rozstać. Mimo wielu niedoskonałości, a może nawet dzięki nim, kobiety z zaburzeniem borderline roztaczają wokół siebie magiczną aurę, która fascynuje otaczających je ludzi. One za to ogromnie cierpią i często nie wiedzą, dlaczego.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz