07 czerwca 2021

Wyznaję

 

„Wyznaję”


Jaume Cabré


Autor/ (ur. 30 kwietnia 1947 w Barcelonie) – kataloński pisarz, filolog i scenarzysta. Ukończył filologię katalońską na Uniwersytecie Barcelońskim, obecnie jest wykładowcą i nauczycielem na uniwersytecie w Lleidzie.

Tłumaczenie/ Anna Sawicka

Tytuł oryginału/ ca „Jo confesso”

Tematyka/ Od początku widać, że jest to rzecz imponująca – niemal 800 stron, kilkaset lat akcji, wielu bohaterów, wiele języków i odwołań do literatury i filozofii, a wszystko to powiązane w precyzyjną układankę z sensacyjnym wątkiem w tle. Cabré napisał misterną opowieść o roli przeznaczenia w życiu, o wychodzeniu temu przeznaczeniu naprzeciw, o małości ludzkich działań i o tym, że w konfrontacji z szeroko rozumianym złem wciąż jesteśmy bezsilni i biernie się mu poddajemy. To książka o ludzkim okrucieństwie i okrucieństwie czasów, w jakich przyszło żyć tym, którzy powinni poznawać życie w innej epoce, na innej płaszczyźnie, w inny niż wyznaczony im sposób.

Główny motyw/ Poznajemy historię hiszpańskiej rodziny, do której trafiają niezwykle cenne skrzypce. Ojciec Feliks był kolekcjonerem sztuki i zdobył je od ukrywającego się faszysty, lekarza z Auschwitz. Syn Feliksa Adrian odziedziczył po ojcu pasję kolekcjonerską i łatwość nauki języków. Kształcony na skrzypka wirtuoza, został wykładowcą uniwersyteckim zajmującym się problemem zła. Cała powieść opowiada o różnych przejawach zła. Przenosimy się do klasztoru, w którym inkwizytor torturuje heretyka, uczestniczymy w scenie kamienowania niewinnej kobiety, jesteśmy w obozie koncentracyjnym. Elementami łączącymi poszczególne sceny z historii są tu przedmioty, które ma w swoim posiadaniu Adrian: medalik, skrzypce i szmatka żydowskiej dziewczynki z Auschwitz. W tle pojawiają się wielkie teksty i postaci kultury – Adorno, Celan, Levi. Imię Adriana przywołuje oczywiście „Doktora Faustusa” Tomasza Manna.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem”.

„Ten gabinet to mój świat, moje życie, moje uniwersum, w którym jest wszystko poza miłością”.

„Ale są takie zakamarki duszy, które pozostają nieznane, bo nie da się poznać do końca drugiego człowieka, choćby nie wiem co”.

„(…) ludzie nie mieszkają w kraju, mieszkają w języku”.

„Zawieranie odpowiednich znajomości to sztuka”.

„W ich domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją wydarzeń”.

„Aż trudno uwierzyć, jakie niewiarygodne tragedie potrafią się wykluć z całkiem niewinnych myśli”.

„Innym razem to tak jak nigdy”.

„(…) myślałem wtedy, że dotknąłem nieba, nie mając nawet pojęcia o piekle, które było na wyciągnięcie ręki”.

„Nie wiedziałem, co było gorsze: matka, która nigdy na ciebie nie spojrzy, czy matka, która cię oskarża”.

„Bardzo trudno jest być dzieckiem, które udaje dorosłego (…)”.

„Nigdy nie byłem w odpowiednim wieku na cokolwiek. Albo byłem za młody, albo jestem za stary”.

„(…) rzeczywistość nigdy nie nadąża za pragnieniem (…)”.

„Myślę, że w życiu odbywamy drogę w jedną stronę, a potem wracamy do początków. Kiedyś przychodzi czas na powrót do korzeni. O ile śmierć nie stanie na przeszkodzie”.

„(…) ludzie w jarzmie dyktatury uczą się wyrażać treści między wierszami i między oklaskami, za pomocą niewinnych gestów (…)”.

„(…) chciałem powiedzieć, oddałbym pół życia, ale dzisiaj takie powiedzenie w moich ustach nie ma najmniejszego sensu”.

„Nie urodziliśmy się po to, żeby być szczęśliwi”.

„Dobry futerał nie kryje złego instrumentu”.

„Ale często mówił, że ocalenie życia może być gorsze od śmierci”.

„W jednej kwestii Eurypides miał rację: rozum ludzki nie potrafi przezwyciężyć irracjonalnej siły pierwotnych emocji”.

„Gdybym teraz mógł zacząć życie od nowa, zacząłbym od szukania szczęścia, a następnie, gdyby to było możliwe, chroniłbym je pancerzem i już niczego bym nie pragnął przez całe życie”.

„Dla prawdziwej wiary heretyk jest tysiąc razy bardziej niebezpieczny niż poganin”.

„Są takie chwile, że nawet przyzwoici ludzie cieszą się z czyjejś śmierci”.

„Wszystko w życiu i w opowiadaniu tak się zaczyna, kochana Saro, od niegroźnego ziarenka piasku, na które nie zwraca się uwagi”.

„Czym innym jest przedmiot, czym innym jego wartość”.

„I powiedział książkom bądźcie płodne i mnóżcie się, abyście uczyniły sobie dom poddanym”.

„Piekło zawsze jest gotowe, żeby wcisnąć się do jakiegoś zakątka naszej duszy”.

„Goethe ostrzegał: jeżeli jakieś postaci próbują w wieku dojrzałym zrealizować marzenia młodości, szykują sobie zgubę”.

„Dla kogoś, kto nie poznał czy nie rozpoznał szczęścia w stosownym czasie, później, żeby nie wiem jak się wysilał, nie ma już szans. Miłość odnaleziona w wieku dojrzałym to w najlepszym wypadku czuła powtórka dawnych szczęśliwych chwil”.

„Wtedy zrozumiał, że ten człowiek jest niereformowalny i że będzie się potykał na tym samym kamieniu przez całe życie, nieskończenie wiele razy”.

„Kiedy człowiek zakosztuje piękna artystycznego, jego życie się zmienia. (…) po przeczytaniu Prousta nie jesteś już tym samym człowiekiem”.

„Człowiek niszczy człowieka, ale także komponuje Raj utracony. Tak, to nie do pojęcia”.

„Są sprawy, których nie da się rozwiązać nawet za pomocą odrobiny miłości”.

„Dzieła sztuki wywodzą się z nieskończonej samotności, mawiał Rilke”.

„Zbrodnia bez powodu jest czymś najbardziej nieludzkim, co można sobie wyobrazić”.

„Jeżeli mogę czynić zło, bo taką mam ochotę, i nic się nie dzieje to znaczy, że ludzkość nie ma przyszłości”.

„Zabijać w imię Boga czy w imię przyszłości to to samo. Kiedy pojawia się ideologiczne usprawiedliwienie, znika empatia i współczucie. Zabija się na zimno, bez najmniejszego zaangażowania sumienia. To coś jak bezinteresowna zbrodnia psychopaty”.

„Niczym od ziarenka piasku dramat może się zacząć również od niewinnego gestu bez znaczenia”.

„W moim wieku zacząłem rozumieć, że ważniejszy niż same rzeczy jest entuzjazm, który w nie wkładamy”.

„(…) wszystko wywodzi się z głębokiego poczucia braku satysfakcji, jakie ogarnia duszę człowieka”.

„W naszym życiu pojawiło się na ziemi stłuczone szkło i w każdej chwili można było się skaleczyć”.

„Pomyślałem o Szymborskiej, która mówiła, że choć kolejny dzień zapowiada się słonecznie, tym, którzy ciągle żyją, przyda się jeszcze parasol”.

              

            Głównym tematem powieści Jaume Cabré, ukrytym za rozpasaną narracją, jest zło, jakie od stuleci, ba, od zawsze przenika ludzki świat i to w taki sposób, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę z jego obecności. Zło atakuje zawsze i wszędzie i niszczy co może, wykorzystuje ludzkie słabości, kryje się za religijnym integryzmem oraz ideologicznym doktrynerstwem, rozpala rasowe uprzedzenia i zastępuje nienawiścią miłość. Jaume Cabré opowiada o tym wszystkim portretując zło w najrozmaitszych jego wcieleniach. Począwszy od ludzkiej zawiści, która jest niejako punktem startowym snutej przez narratora opowieści, poprzez niegodziwości inkwizycji, a także barbarzyństwo hitlerowców, aż po zwyczajną chciwość i skądinąd szlachetną pasję kolekcjonerską, która prowadzi zaślepionych nią ludzi poza obszar obowiązywania elementarnych zasad etycznych. W takim świecie pojawiają się miłość i przyjaźń jako znaki dobra i moralnego ładu. Miłość jednak upada podcięta przez zło ukryte w napisanym nie wiadomo przez kogo liście. Pisarz nie gasi jednak swoim czytelnikom tego ostatniego światełka w ciemności – miłość udaje się bohaterom uratować, ale po krótkim i szczęśliwym wzlocie została ona wystawiona na straszne próby. Nic więc dziwnego, że w takim świecie ludzie muszą cierpieć z powodu niemożliwości spełnienia swoich marzeń. Jednym z nich (pomijając miłosne uwikłania) jest utalentowany i wybitny skrzypek, który cierpi, bo chce być pisarzem, ale w dziedzinie literatury utalentowany jest średnio i nie osiąga żadnych sukcesów, choć finałowe przekroczenie norm może to zmienić. Z kolei znakomity myśliciel, autor cenionych prac naukowych przez całe dorosłe życie ubolewał, że nie został skrzypkiem, bo uświadomił sobie, że nie dysponuje odpowiednimi zdolnościami i przestał ćwiczyć.

            Bohaterem najbardziej współczesnej części historii jest wybitny humanista, znający kilkanaście języków, piszący mistrzowskie rozprawy, starający się zgłębić istotę zła. Poznajemy go jako małego chłopca, którego rodzice podejmują decyzje mające zaważyć na całym jego życiu. Matka chce, żeby został skrzypkiem, ojciec zamierza wychować go na wybitnego humanistę. A ponieważ to ojciec rządzi, więc syn zaczyna się uczyć kolejnych języków. Przychodzi mu to z wyjątkową łatwością, a na dodatek uwodzi go świat, w którym żyje ojciec, kolekcjonujący stare rękopisy i handlujący antykami. Te stare przedmioty przemawiają do niego, a my poznajemy dzięki temu ich historie. Młodzieniec przesiąka pasją ojca i przejmuje po nim kolekcjonerską obsesję. Gdy ojciec chłopca ginie w tajemniczych okolicznościach, matka postanawia postawić na swoim i skrzypce znowu mają stać się najważniejsze w życiu naszego bohatera. Wie on już jednak dobrze, że nigdy nie zostanie naprawdę doskonałym skrzypkiem, a jego przeznaczenie jest zgoła odmienne.

Tak naprawdę to właśnie osiemnastowieczne skrzypce stają się główną osią tej historii. Poznając ich dzieje (zaczynamy w czasach, gdy nie były jeszcze skrzypcami, a drzewem rosnącym sobie spokojnie gdzieś w lesie), obserwujemy równocześnie różne oblicza ludzkiej niegodziwości - od tych najprostszych, codziennych (zazdrość, zawiść, uraza, uprzedzenia, nienawiść...), poprzez barbarzyństwo inkwizycji, aż po holokaust. Wolny od niegodziwości nie jest też nasz bohater (ze skrzypiec ojca, zdobytych bardzo nieuczciwie, nie chce zrezygnować nawet w imię miłości życia), ani jego wierny przyjaciel skrzypek, który za wszelką cenę chce zostać uznanym pisarzem. Dodam jeszcze, że nawet najbardziej przejmująca scena książki okazuje się w końcu zręczną mistyfikacją...

Bohater książki „Wyznaję” Adrian Ardèvol, syn barcelońskiego antykwariusza, zamiast miłości otrzymuje od ojca przytłaczające intelektualne wymagania. Trudno wyjaśnić, o czym jest ta powieść, bo jest o wszystkim. Jest w niej pasja do wiedzy, piękna, miłości, a nawet zła i zdrady, upływu historii, poczucia winy, relacji ojciec-syn, i nauki języków obcych... Najbardziej uderzające w sposobie jej napisania jest to, że daje ona czytelnikowi poczucie bycia jednocześnie we wszystkich miejscach i okresach historycznych w ciągu 600 lat- zdanie może zaczynać się w XVI wieku, a kończyć w XXI wieku. Postać, jak w przypadku średniowiecznego inkwizytora Nicolau Eimeric, może nagle zostać przekształcona w nazistowskiego zbrodniarza Rudolfa Hössa. Wzajemnie przenikają się również etapy życia bohaterów, od dzieciństwa do starości. Adrian dorasta w gabinecie swojego ojca wśród przedmiotów, które mają swoje własne życie. Są to oryginalne rękopisy średniowiecznych tekstów, japońskie antyki, kaiken, przedmioty badań naukowych, a nawet skrzypce. Wśród skarbów Feliksa Ardèvol, których Adrian nie może nigdy dotknąć, znajdują się XVIII-wieczne skrzypce wykonane przez mistrza rzemiosła Lorenza Storioniego.  Każdy przedmiot w sklepie i gabinecie miał swoją własną historię produkcji i własności, a historia tych skrzypiec i sposób, w jaki weszły one w posiadanie Feliksa, przenosi czytelnika do ich początków, począwszy od Jachiama z Muredów w średniowieczu, który posadził drzewa i obrobił drewno, z którego skrzypce są wykonane.  Podróż tych skrzypiec przez wieki to historia dobra i zła, walki o zadośćuczynienie za zbrodnie, które są niewybaczalne, oraz nieprzejednanej religijności i mitu ludowego, gdy jest on używany do utrwalania zła, takiego jak hiszpańska inkwizycja i nazistowskie ludobójstwo. Adrian traci miłość swojego życia z powodu tych skrzypiec, traci przy tym spokój ducha, tak jak mnich w klasztorze kilka wieków wcześniej... Skrzypce nie są zwykłym przedmiotem, co zresztą podkreślane jest wielokrotnie w powieści. Jeżeli jakiś przedmiot, bowiem posiada swoje imię, oznacza to, że żyje. A skrzypce, które należały do rodziny Ardèvol swoje imię posiadają i noszą je, wydaje się z dumą – Vial, czyli pierwsze skrzypce Storioniego. Vial, czyli nazwisko zabójcy. Przenoszony z rąk do rąk, znaczony krwią wielu, którzy usilnie pragnęli go zatrzymać, uwodzący swoim niskim brzmieniem. W czasach, kiedy Ziemia zaczynała być coraz bardziej okrągła skrzypkowie byli przyzwyczajeni do gry w małych, kameralnych salach, jednak z biegiem lat, kiedy muzyka przestawała być hobby tylko dla nielicznych koneserów, miejsca, w których występowali skrzypkowie, musiały być coraz większe. Stradivarius jest delikatniejszym instrumentem, Storioni jest bardziej szorstki, ale jego dźwięk jest zawsze doskonały. Budowniczy instrumentów muzycznych tacy jak Stradivarius, Amati czy Guarneri tworzyli je dla konkretnego skrzypka, a Lorenz Storioni tworzył instrumenty zupełnie inaczej, przy budowie myślał tylko o dziele, przystosowywał właściciela do skrzypiec, instrument nie należał do skrzypka, to muzyk należał do instrumentu.  

Powieść „Wyznaję” to wyznanie chłopca, utalentowanego i niekochanego, cóż jednak z tego, że urodzony był w rodzinie wysokiej burżuazji katalońskiej, pod koniec lat czterdziestych XX wieku, skoro musiał ukrywać mroczną przeszłość a przy tym próbował sobie wytłumaczyć, dlaczego zło, otacza jego rodzinę od samego początku jej istnienia. Jest to faustowska opowieść o stałej obecności zła w świecie i historii ludzkości, którą może uosabiać: piętnastowieczny kataloński inkwizytor lub lekarz w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. I to o wiele więcej, bo historia ta w mistrzowski sposób przechodzi przez historię cywilizacji Zachodu i „wrasta” w życie, w niezliczoną ilość bohaterów, co zmusiło autora do umieszczenia indeksu tak, aby czytelnik mógł się odnaleźć, jeśli się w niej zgubi. Jest to również portret duszy obsesyjnego kolekcjonera, ale w zasadzie książka „Wyznaję” jest powieścią o złu.

Cremona, Pardác/Predazzo, Paryż, Rzym, Auschwitz, klasztor Santa Maria del Burgal w Gironie, wyimaginowana muzułmańska wioska, Tybinga, Barcelona... Średniowieczny inkwizytor, mnich, chłop pachnący drewnem, lutnik, kompozytor, ksiądz, który stracił wiarę i stał się partyzantem, córka z nieprawego łoża, morderca, oficer SS, udręczony lekarz, ocalały, który stracił rodzinę... Skrzypce, złoty medal, sklep z antykami, rękopis w języku aramejskim, kilka figurek, zabawek, współczesny palimpsest... Ucieczka i kara w XIV wieku, morderstwo w XVIII wieku, staż na katolickim uniwersytecie przed i w czasie I wojny światowej, eksperymenty w obozie zagłady podczas drugiej wielkiej wojny, życie w kłamstwie, zdradzie i nielegalnym wzbogacaniu się w okresie powojennym w Hiszpanii... „Wyznaję” to powieść o życiorysach wielu ludzi, osobista i zbiorowa analiza zła, jako autentyczny, trwały element ludzkiej duszy. Zło w swoim czystym, wolnym stanie, bez przyczyny ideologicznej, towarzyszyło Adrianowi przez całe jego życie. Zło jest stałą w równaniu, a “X” w tym równaniu nie zostaje oczyszczone przez miłość, przebaczenie, odkupienie lub przyjaźń. Zło trwa, ponieważ pamięć bohaterów jest rozbita na kawałki i nigdy nie znika. A poczucie winy jest bezpośrednią tego konsekwencją: poczucie winy raz przyjęte, innym razem odrzucone, raz po raz zapomniane lub z kolei zapamiętane na tyle by zmusić bohatera do autoanalizy.  

Trudno jest recenzować powieść, która ma złożoną, ale nie gęstą fabułę, która porusza się praktycznie sama, ze stylem narracyjnym zrywającym z linearnością i która od początku wchodzi w przemienność głosów narracyjnych, czasów, gatunków... Formalnie jest to autobiografia, wyznanie, list miłosny, który otwiera się na inne głosy i w którym pierwsza osoba staje się trzecią, a bohater, który opowiada swoją historię, staje się z kolei bohaterem któremu teraźniejszość ustępuje miejsca przeszłości, aby stać się innym scenariuszem jego życia, w tym samym rozdziale lub nawet w tym samym zdaniu. Cabré bawi się hybrydyzacją, jako strukturą narracyjną i to właśnie ta hybrydyzacja sprawia, że tekst jest jedną z najbardziej oryginalnych powieści, jakie kiedykolwiek czytałem. Kończy się powieść i przychodzi emocjonalny „sierociniec”, uczucie porzucenia, pozostawienia po sobie literackiego i życiowego doświadczenia, osobistego i jednocześnie zbiorowego.

Adrian spędza swoje akademickie życie zgłębiając naturę zła, nie spodziewając się, że w swoim własnym życiu będzie musiał zmierzyć się z jego międzypokoleniowymi konsekwencjami, które dotykają w szczególności jego rodzinę.  Na początku czytelnik również tego nie dostrzega, ponieważ naszą uwagę i współczucie skupiamy na dzieciństwie Adriana oraz na trudnościach związanych w kształtowaniu jego relacji z rodzicami. Jego matka, zimna, odległa i pragmatyczna kobieta, pozostawia go w samotnej grze, pełnej niechcianych pytań. Bo w domu rodziny Ardèvol wszystkie sprawy załatwiało się szeptem i najbardziej donośnym dźwiękiem, jaki dało się słyszeć, poza ćwiczeniami portamento małego Adriana, był stukot wysokich obcasów, kiedy matka wkładała buty przed wyjściem z domu. Matka zawsze sprawiała wrażenie męczennicy, osoby zdominowanej, dyskretnej, która nigdy na nikogo, poza swoim synem, nie podnosiła głosu. W tym domu do zwierzeń służył papier, a rozmawiano ze sobą tylko wtedy, kiedy już naprawdę nie dało się uniknąć bezpośredniej konfrontacji twarzą w twarz. Tajemniczy wypadek kończy życie enigmatycznego ojca, wypełniając świat Adriana poczuciem winy, sekretami i głęboko niepokojącymi tajemnicami, których odkrycie zajmuje mu lata.

Ojciec Adiana, Félix Ardévol, pragmatyczny i chciwy do granic możliwości człowiek, niedyskretny kochanek, zły mąż i jeszcze gorszy ojciec; osoba oddana tylko swojej działalności, swojemu majątkowi i swoim pieniądzom. Ale jest to także człowiek bardzo inteligentny, który marnuje swoją mądrość. Symbolem jego zmarnowanych szans są półki pełne książek, starożytnych cennych przedmiotów, które zabierają nas z powrotem, poprzez dygresje, do przeszłości, gdzie ludzkość była wystawiana na próby, które zakończyły się indywidualnym lub zbiorowym szaleństwem; wojny, rewolucje, eksterminacja i barbarzyństwo. Sklep z antykami Felixa Ardévola jest, więc drzwiami do mądrości i wiedzy, ale także tunelem, który zabiera Adriana w przeszłość poprzez przedmioty, których dotyka. A potem jest pamięć, ta, którą bohater traci, albo wspomnienia, te, które bohater spisuje, bo jedyną ucieczką od utraty pamięci, od choroby na Alzehimera, jest pisanie, budowanie opowieści, historii; o tajemnicach ojca i rodziny, której członkowie ledwo się znają. Adrian za pomocą wspomnień, odtwarza historię swojego życia, tak jak samo życie ta rzeczywistość ubarwiona jest fikcją, która nadaje także naszej egzystencji barw i kolorów.

 Ambitna, potężna i głęboko poruszająca, ta wspaniała powieść ukazuje wielkie życiowe problemy i bada związek między winą a przebaczeniem, między złem a odkupieniem, a przede wszystkim między miłością a bólem. Poza tym, co mogę powiedzieć? Że struktura powieści zbudowana jest z perfekcyjnego rusztowania, że można czuć zapachy, dotykać i poznawać wszystkie przedmioty, widzieć dokładnie otoczenie, miejsca i krajobrazy, w których rozgrywa się powieść. Że jesteśmy w stanie zakochać się w skrzypcach i bohaterach, którzy żyją z nami nawet po skończeniu czytania tej powieści. Że jest to interesująca książka, a czytanie jej to czysta przyjemność. Że jest w tej książce mnóstwo poczucia winy, miłości i tajemnicy. To, jacy jesteśmy, zawdzięczamy w dużym stopniu wszystkim ludziom, którzy pojawili się w naszym życiu. Że jest znakomicie opowiedziana – w oryginale w języku katalońskim. Książka mówi także o przyczynowo – skutkowości naszego życia. Jak podsumował to sam bohater powieści: „Czy zauważyłaś, że całe nasze życie to nieodgadniony zbieg okoliczności? Z milionów plemników ojca tylko jeden zapładnia odpowiednie jajeczko. To, że ty się urodziłaś, że urodziłem się ja, to naprawdę niezwykły zbieg okoliczności. Moglibyśmy przyjść na świat, jako milion różnych ludzi, innych niż ty czy ja. Przypadkiem jest również to, że oboje lubimy Brahmsa. Że w twojej rodzinie było tylu zmarłych i że tak niewielu twoich krewnych przeżyło. Wszystko jest przypadkiem. Gdyby tor naszych genów, a potem naszego życia, na jednym z miliona możliwych zakrętów skierował się w inną stronę, nie powstałyby te słowa, nie wiadomo, dla kogo zapisane. Coś strasznego!”.

 

 

 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz