„Wyznaję”
Jaume Cabré
Tłumaczenie/ Anna Sawicka
Tytuł oryginału/ ca „Jo confesso”
Tematyka/ Od początku widać, że jest to rzecz
imponująca – niemal 800 stron, kilkaset lat akcji, wielu bohaterów, wiele
języków i odwołań do literatury i filozofii, a wszystko to powiązane w
precyzyjną układankę z sensacyjnym wątkiem w tle. Cabré napisał misterną
opowieść o roli przeznaczenia w życiu, o wychodzeniu temu przeznaczeniu
naprzeciw, o małości ludzkich działań i o tym, że w konfrontacji z szeroko
rozumianym złem wciąż jesteśmy bezsilni i biernie się mu poddajemy. To książka
o ludzkim okrucieństwie i okrucieństwie czasów, w jakich przyszło żyć tym,
którzy powinni poznawać życie w innej epoce, na innej płaszczyźnie, w inny niż
wyznaczony im sposób.
Główny motyw/ Poznajemy historię hiszpańskiej rodziny,
do której trafiają niezwykle cenne skrzypce. Ojciec Feliks był kolekcjonerem
sztuki i zdobył je od ukrywającego się faszysty, lekarza z Auschwitz. Syn
Feliksa Adrian odziedziczył po ojcu pasję kolekcjonerską i łatwość nauki
języków. Kształcony na skrzypka wirtuoza, został wykładowcą uniwersyteckim
zajmującym się problemem zła. Cała powieść opowiada o różnych przejawach zła.
Przenosimy się do klasztoru, w którym inkwizytor torturuje heretyka,
uczestniczymy w scenie kamienowania niewinnej kobiety, jesteśmy w obozie
koncentracyjnym. Elementami łączącymi poszczególne sceny z historii są tu
przedmioty, które ma w swoim posiadaniu Adrian: medalik, skrzypce i szmatka
żydowskiej dziewczynki z Auschwitz. W tle pojawiają się wielkie teksty i
postaci kultury – Adorno, Celan, Levi. Imię Adriana przywołuje oczywiście
„Doktora Faustusa” Tomasza Manna.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem”.
„Ten gabinet to mój świat, moje życie, moje uniwersum, w którym jest
wszystko poza miłością”.
„Ale są takie zakamarki duszy, które pozostają nieznane, bo nie da się
poznać do końca drugiego człowieka, choćby nie wiem co”.
„(…) ludzie nie mieszkają w kraju, mieszkają w języku”.
„Zawieranie odpowiednich znajomości to sztuka”.
„W ich domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją
wydarzeń”.
„Aż trudno uwierzyć, jakie niewiarygodne tragedie potrafią się wykluć z
całkiem niewinnych myśli”.
„Innym razem to tak jak nigdy”.
„(…) myślałem wtedy, że dotknąłem nieba, nie mając nawet pojęcia o piekle,
które było na wyciągnięcie ręki”.
„Nie wiedziałem, co było gorsze: matka, która nigdy na ciebie nie spojrzy,
czy matka, która cię oskarża”.
„Bardzo trudno jest być dzieckiem, które udaje dorosłego (…)”.
„Nigdy nie byłem w odpowiednim wieku na cokolwiek. Albo byłem za młody,
albo jestem za stary”.
„(…) rzeczywistość nigdy nie nadąża za pragnieniem (…)”.
„Myślę, że w życiu odbywamy drogę w jedną stronę, a potem wracamy do
początków. Kiedyś przychodzi czas na powrót do korzeni. O ile śmierć nie stanie
na przeszkodzie”.
„(…) ludzie w jarzmie dyktatury uczą się wyrażać treści między wierszami i
między oklaskami, za pomocą niewinnych gestów (…)”.
„(…) chciałem powiedzieć, oddałbym pół życia, ale dzisiaj takie powiedzenie
w moich ustach nie ma najmniejszego sensu”.
„Nie urodziliśmy się po to, żeby być szczęśliwi”.
„Dobry futerał nie kryje złego instrumentu”.
„Ale często mówił, że ocalenie życia może być gorsze od śmierci”.
„W jednej kwestii Eurypides miał rację: rozum ludzki nie potrafi
przezwyciężyć irracjonalnej siły pierwotnych emocji”.
„Gdybym teraz mógł zacząć życie od nowa, zacząłbym od szukania szczęścia, a
następnie, gdyby to było możliwe, chroniłbym je pancerzem i już niczego bym nie
pragnął przez całe życie”.
„Dla prawdziwej wiary heretyk jest tysiąc razy bardziej niebezpieczny niż
poganin”.
„Są takie chwile, że nawet przyzwoici ludzie cieszą się z czyjejś śmierci”.
„Wszystko w życiu i w opowiadaniu tak się zaczyna, kochana Saro, od
niegroźnego ziarenka piasku, na które nie zwraca się uwagi”.
„Czym innym jest przedmiot, czym innym jego wartość”.
„I powiedział książkom bądźcie płodne i mnóżcie się, abyście uczyniły sobie
dom poddanym”.
„Piekło zawsze jest gotowe, żeby wcisnąć się do jakiegoś zakątka naszej
duszy”.
„Goethe ostrzegał: jeżeli jakieś postaci próbują w wieku dojrzałym
zrealizować marzenia młodości, szykują sobie zgubę”.
„Dla kogoś, kto nie poznał czy nie rozpoznał szczęścia w stosownym czasie,
później, żeby nie wiem jak się wysilał, nie ma już szans. Miłość odnaleziona w
wieku dojrzałym to w najlepszym wypadku czuła powtórka dawnych szczęśliwych
chwil”.
„Wtedy zrozumiał, że ten człowiek jest niereformowalny i że będzie się potykał
na tym samym kamieniu przez całe życie, nieskończenie wiele razy”.
„Kiedy człowiek zakosztuje piękna artystycznego, jego życie się zmienia.
(…) po przeczytaniu Prousta nie jesteś już tym samym człowiekiem”.
„Człowiek niszczy człowieka, ale także komponuje Raj utracony. Tak,
to nie do pojęcia”.
„Są sprawy, których nie da się rozwiązać nawet za pomocą odrobiny miłości”.
„Dzieła sztuki wywodzą się z nieskończonej samotności, mawiał Rilke”.
„Zbrodnia bez powodu jest czymś najbardziej nieludzkim, co można sobie
wyobrazić”.
„Jeżeli mogę czynić zło, bo taką mam ochotę, i nic się nie dzieje to
znaczy, że ludzkość nie ma przyszłości”.
„Zabijać w imię Boga czy w imię przyszłości to to samo. Kiedy pojawia się
ideologiczne usprawiedliwienie, znika empatia i współczucie. Zabija się na
zimno, bez najmniejszego zaangażowania sumienia. To coś jak bezinteresowna
zbrodnia psychopaty”.
„Niczym od ziarenka piasku dramat może się zacząć również od niewinnego
gestu bez znaczenia”.
„W moim wieku zacząłem rozumieć, że ważniejszy niż same rzeczy jest
entuzjazm, który w nie wkładamy”.
„(…) wszystko wywodzi się z głębokiego poczucia braku satysfakcji, jakie
ogarnia duszę człowieka”.
„W naszym życiu pojawiło się na ziemi stłuczone szkło i w każdej chwili
można było się skaleczyć”.
„Pomyślałem o Szymborskiej, która mówiła, że choć kolejny dzień zapowiada
się słonecznie, tym, którzy ciągle żyją, przyda się jeszcze parasol”.
Głównym tematem powieści Jaume Cabré,
ukrytym za rozpasaną narracją, jest zło, jakie od stuleci, ba, od zawsze
przenika ludzki świat i to w taki sposób, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę z
jego obecności. Zło atakuje zawsze i wszędzie i niszczy co może, wykorzystuje
ludzkie słabości, kryje się za religijnym integryzmem oraz ideologicznym
doktrynerstwem, rozpala rasowe uprzedzenia i zastępuje nienawiścią miłość.
Jaume Cabré opowiada o tym wszystkim portretując zło w najrozmaitszych jego
wcieleniach. Począwszy od ludzkiej zawiści, która jest niejako punktem
startowym snutej przez narratora opowieści, poprzez niegodziwości inkwizycji, a
także barbarzyństwo hitlerowców, aż po zwyczajną chciwość i skądinąd szlachetną
pasję kolekcjonerską, która prowadzi zaślepionych nią ludzi poza obszar
obowiązywania elementarnych zasad etycznych. W takim świecie pojawiają się
miłość i przyjaźń jako znaki dobra i moralnego ładu. Miłość jednak upada
podcięta przez zło ukryte w napisanym nie wiadomo przez kogo liście. Pisarz nie
gasi jednak swoim czytelnikom tego ostatniego światełka w ciemności – miłość
udaje się bohaterom uratować, ale po krótkim i szczęśliwym wzlocie została ona
wystawiona na straszne próby. Nic więc dziwnego, że w takim świecie ludzie
muszą cierpieć z powodu niemożliwości spełnienia swoich marzeń. Jednym z nich
(pomijając miłosne uwikłania) jest utalentowany i wybitny skrzypek, który
cierpi, bo chce być pisarzem, ale w dziedzinie literatury utalentowany jest
średnio i nie osiąga żadnych sukcesów, choć finałowe przekroczenie norm może to
zmienić. Z kolei znakomity myśliciel, autor cenionych prac naukowych przez całe
dorosłe życie ubolewał, że nie został skrzypkiem, bo uświadomił sobie, że nie
dysponuje odpowiednimi zdolnościami i przestał ćwiczyć.
Bohaterem najbardziej współczesnej części
historii jest wybitny humanista, znający kilkanaście języków, piszący
mistrzowskie rozprawy, starający się zgłębić istotę zła. Poznajemy go jako
małego chłopca, którego rodzice podejmują decyzje mające zaważyć na całym jego
życiu. Matka chce, żeby został skrzypkiem, ojciec zamierza wychować go na
wybitnego humanistę. A ponieważ to ojciec rządzi, więc syn zaczyna się uczyć kolejnych
języków. Przychodzi mu to z wyjątkową łatwością, a na dodatek uwodzi go świat,
w którym żyje ojciec, kolekcjonujący stare rękopisy i handlujący antykami. Te
stare przedmioty przemawiają do niego, a my poznajemy dzięki temu ich historie.
Młodzieniec przesiąka pasją ojca i przejmuje po nim kolekcjonerską obsesję. Gdy
ojciec chłopca ginie w tajemniczych okolicznościach, matka postanawia postawić
na swoim i skrzypce znowu mają stać się najważniejsze w życiu naszego bohatera.
Wie on już jednak dobrze, że nigdy nie zostanie naprawdę doskonałym skrzypkiem,
a jego przeznaczenie jest zgoła odmienne.
Tak naprawdę to właśnie osiemnastowieczne skrzypce
stają się główną osią tej historii. Poznając ich dzieje (zaczynamy w czasach,
gdy nie były jeszcze skrzypcami, a drzewem rosnącym sobie spokojnie gdzieś w
lesie), obserwujemy równocześnie różne oblicza ludzkiej niegodziwości - od tych
najprostszych, codziennych (zazdrość, zawiść, uraza, uprzedzenia,
nienawiść...), poprzez barbarzyństwo inkwizycji, aż po holokaust. Wolny od
niegodziwości nie jest też nasz bohater (ze skrzypiec ojca, zdobytych bardzo
nieuczciwie, nie chce zrezygnować nawet w imię miłości życia), ani jego wierny
przyjaciel skrzypek, który za wszelką cenę chce zostać uznanym pisarzem. Dodam
jeszcze, że nawet najbardziej przejmująca scena książki okazuje się w końcu
zręczną mistyfikacją...
Bohater książki „Wyznaję” Adrian Ardèvol, syn barcelońskiego antykwariusza, zamiast miłości otrzymuje od ojca przytłaczające intelektualne wymagania. Trudno wyjaśnić, o czym jest ta powieść, bo jest o wszystkim. Jest w niej pasja do wiedzy, piękna, miłości, a nawet zła i zdrady, upływu historii, poczucia winy, relacji ojciec-syn, i nauki języków obcych... Najbardziej uderzające w sposobie jej napisania jest to, że daje ona czytelnikowi poczucie bycia jednocześnie we wszystkich miejscach i okresach historycznych w ciągu 600 lat- zdanie może zaczynać się w XVI wieku, a kończyć w XXI wieku. Postać, jak w przypadku średniowiecznego inkwizytora Nicolau Eimeric, może nagle zostać przekształcona w nazistowskiego zbrodniarza Rudolfa Hössa. Wzajemnie przenikają się również etapy życia bohaterów, od dzieciństwa do starości. Adrian dorasta w gabinecie swojego ojca wśród przedmiotów, które mają swoje własne życie. Są to oryginalne rękopisy średniowiecznych tekstów, japońskie antyki, kaiken, przedmioty badań naukowych, a nawet skrzypce. Wśród skarbów Feliksa Ardèvol, których Adrian nie może nigdy dotknąć, znajdują się XVIII-wieczne skrzypce wykonane przez mistrza rzemiosła Lorenza Storioniego. Każdy przedmiot w sklepie i gabinecie miał swoją własną historię produkcji i własności, a historia tych skrzypiec i sposób, w jaki weszły one w posiadanie Feliksa, przenosi czytelnika do ich początków, począwszy od Jachiama z Muredów w średniowieczu, który posadził drzewa i obrobił drewno, z którego skrzypce są wykonane. Podróż tych skrzypiec przez wieki to historia dobra i zła, walki o zadośćuczynienie za zbrodnie, które są niewybaczalne, oraz nieprzejednanej religijności i mitu ludowego, gdy jest on używany do utrwalania zła, takiego jak hiszpańska inkwizycja i nazistowskie ludobójstwo. Adrian traci miłość swojego życia z powodu tych skrzypiec, traci przy tym spokój ducha, tak jak mnich w klasztorze kilka wieków wcześniej... Skrzypce nie są zwykłym przedmiotem, co zresztą podkreślane jest wielokrotnie w powieści. Jeżeli jakiś przedmiot, bowiem posiada swoje imię, oznacza to, że żyje. A skrzypce, które należały do rodziny Ardèvol swoje imię posiadają i noszą je, wydaje się z dumą – Vial, czyli pierwsze skrzypce Storioniego. Vial, czyli nazwisko zabójcy. Przenoszony z rąk do rąk, znaczony krwią wielu, którzy usilnie pragnęli go zatrzymać, uwodzący swoim niskim brzmieniem. W czasach, kiedy Ziemia zaczynała być coraz bardziej okrągła skrzypkowie byli przyzwyczajeni do gry w małych, kameralnych salach, jednak z biegiem lat, kiedy muzyka przestawała być hobby tylko dla nielicznych koneserów, miejsca, w których występowali skrzypkowie, musiały być coraz większe. Stradivarius jest delikatniejszym instrumentem, Storioni jest bardziej szorstki, ale jego dźwięk jest zawsze doskonały. Budowniczy instrumentów muzycznych tacy jak Stradivarius, Amati czy Guarneri tworzyli je dla konkretnego skrzypka, a Lorenz Storioni tworzył instrumenty zupełnie inaczej, przy budowie myślał tylko o dziele, przystosowywał właściciela do skrzypiec, instrument nie należał do skrzypka, to muzyk należał do instrumentu.
Powieść „Wyznaję” to wyznanie chłopca, utalentowanego
i niekochanego, cóż jednak z tego, że urodzony był w rodzinie wysokiej
burżuazji katalońskiej, pod koniec lat czterdziestych XX wieku, skoro musiał
ukrywać mroczną przeszłość a przy tym próbował sobie wytłumaczyć, dlaczego zło,
otacza jego rodzinę od samego początku jej istnienia. Jest to faustowska
opowieść o stałej obecności zła w świecie i historii ludzkości, którą może
uosabiać: piętnastowieczny kataloński inkwizytor lub lekarz w obozie
koncentracyjnym w Auschwitz. I to o wiele więcej, bo historia ta w mistrzowski
sposób przechodzi przez historię cywilizacji Zachodu i „wrasta” w życie, w
niezliczoną ilość bohaterów, co zmusiło autora do umieszczenia indeksu tak, aby
czytelnik mógł się odnaleźć, jeśli się w niej zgubi. Jest to również portret
duszy obsesyjnego kolekcjonera, ale w zasadzie książka „Wyznaję” jest powieścią
o złu.
Cremona, Pardác/Predazzo, Paryż, Rzym, Auschwitz,
klasztor Santa Maria del Burgal w Gironie, wyimaginowana muzułmańska wioska,
Tybinga, Barcelona... Średniowieczny inkwizytor, mnich, chłop pachnący drewnem,
lutnik, kompozytor, ksiądz, który stracił wiarę i stał się partyzantem, córka z
nieprawego łoża, morderca, oficer SS, udręczony lekarz, ocalały, który stracił
rodzinę... Skrzypce, złoty medal, sklep z antykami, rękopis w języku
aramejskim, kilka figurek, zabawek, współczesny palimpsest... Ucieczka i kara w
XIV wieku, morderstwo w XVIII wieku, staż na katolickim uniwersytecie przed i w
czasie I wojny światowej, eksperymenty w obozie zagłady podczas drugiej
wielkiej wojny, życie w kłamstwie, zdradzie i nielegalnym wzbogacaniu się w
okresie powojennym w Hiszpanii... „Wyznaję” to powieść o życiorysach wielu
ludzi, osobista i zbiorowa analiza zła, jako autentyczny, trwały element
ludzkiej duszy. Zło w swoim czystym, wolnym stanie, bez przyczyny
ideologicznej, towarzyszyło Adrianowi przez całe jego życie. Zło jest stałą w
równaniu, a “X” w tym równaniu nie zostaje oczyszczone przez miłość,
przebaczenie, odkupienie lub przyjaźń. Zło trwa, ponieważ pamięć bohaterów jest
rozbita na kawałki i nigdy nie znika. A poczucie winy jest bezpośrednią tego
konsekwencją: poczucie winy raz przyjęte, innym razem odrzucone, raz po raz
zapomniane lub z kolei zapamiętane na tyle by zmusić bohatera do
autoanalizy.
Trudno jest recenzować powieść, która ma złożoną, ale
nie gęstą fabułę, która porusza się praktycznie sama, ze stylem narracyjnym
zrywającym z linearnością i która od początku wchodzi w przemienność głosów
narracyjnych, czasów, gatunków... Formalnie jest to autobiografia, wyznanie,
list miłosny, który otwiera się na inne głosy i w którym pierwsza osoba staje się
trzecią, a bohater, który opowiada swoją historię, staje się z kolei bohaterem
któremu teraźniejszość ustępuje miejsca przeszłości, aby stać się innym
scenariuszem jego życia, w tym samym rozdziale lub nawet w tym samym zdaniu.
Cabré bawi się hybrydyzacją, jako strukturą narracyjną i to właśnie ta
hybrydyzacja sprawia, że tekst jest jedną z najbardziej oryginalnych powieści,
jakie kiedykolwiek czytałem. Kończy się powieść i przychodzi emocjonalny
„sierociniec”, uczucie porzucenia, pozostawienia po sobie literackiego i
życiowego doświadczenia, osobistego i jednocześnie zbiorowego.
Adrian spędza swoje akademickie życie zgłębiając
naturę zła, nie spodziewając się, że w swoim własnym życiu będzie musiał
zmierzyć się z jego międzypokoleniowymi konsekwencjami, które dotykają w
szczególności jego rodzinę. Na początku czytelnik również tego nie
dostrzega, ponieważ naszą uwagę i współczucie skupiamy na dzieciństwie Adriana
oraz na trudnościach związanych w kształtowaniu jego relacji z rodzicami. Jego
matka, zimna, odległa i pragmatyczna kobieta, pozostawia go w samotnej grze,
pełnej niechcianych pytań. Bo w domu rodziny Ardèvol wszystkie sprawy
załatwiało się szeptem i najbardziej donośnym dźwiękiem, jaki dało się słyszeć,
poza ćwiczeniami portamento małego Adriana, był stukot wysokich obcasów, kiedy
matka wkładała buty przed wyjściem z domu. Matka zawsze sprawiała wrażenie
męczennicy, osoby zdominowanej, dyskretnej, która nigdy na nikogo, poza swoim
synem, nie podnosiła głosu. W tym domu do zwierzeń służył papier, a rozmawiano
ze sobą tylko wtedy, kiedy już naprawdę nie dało się uniknąć bezpośredniej
konfrontacji twarzą w twarz. Tajemniczy wypadek kończy życie enigmatycznego
ojca, wypełniając świat Adriana poczuciem winy, sekretami i głęboko
niepokojącymi tajemnicami, których odkrycie zajmuje mu lata.
Ojciec Adiana, Félix Ardévol, pragmatyczny i chciwy do
granic możliwości człowiek, niedyskretny kochanek, zły mąż i jeszcze gorszy
ojciec; osoba oddana tylko swojej działalności, swojemu majątkowi i swoim
pieniądzom. Ale jest to także człowiek bardzo inteligentny, który marnuje swoją
mądrość. Symbolem jego zmarnowanych szans są półki pełne książek, starożytnych
cennych przedmiotów, które zabierają nas z powrotem, poprzez dygresje, do
przeszłości, gdzie ludzkość była wystawiana na próby, które zakończyły się
indywidualnym lub zbiorowym szaleństwem; wojny, rewolucje, eksterminacja i
barbarzyństwo. Sklep z antykami Felixa Ardévola jest, więc drzwiami do mądrości
i wiedzy, ale także tunelem, który zabiera Adriana w przeszłość poprzez
przedmioty, których dotyka. A potem jest pamięć, ta, którą bohater traci, albo
wspomnienia, te, które bohater spisuje, bo jedyną ucieczką od utraty pamięci,
od choroby na Alzehimera, jest pisanie, budowanie opowieści, historii; o
tajemnicach ojca i rodziny, której członkowie ledwo się znają. Adrian za pomocą
wspomnień, odtwarza historię swojego życia, tak jak samo życie ta rzeczywistość
ubarwiona jest fikcją, która nadaje także naszej egzystencji barw i kolorów.
Ambitna, potężna i głęboko poruszająca, ta
wspaniała powieść ukazuje wielkie życiowe problemy i bada związek między winą a
przebaczeniem, między złem a odkupieniem, a przede wszystkim między miłością a
bólem. Poza tym, co mogę powiedzieć? Że struktura powieści zbudowana jest z
perfekcyjnego rusztowania, że można czuć zapachy, dotykać i poznawać wszystkie
przedmioty, widzieć dokładnie otoczenie, miejsca i krajobrazy, w których
rozgrywa się powieść. Że jesteśmy w stanie zakochać się w skrzypcach i
bohaterach, którzy żyją z nami nawet po skończeniu czytania tej powieści. Że
jest to interesująca książka, a czytanie jej to czysta przyjemność. Że jest w
tej książce mnóstwo poczucia winy, miłości i tajemnicy. To, jacy jesteśmy,
zawdzięczamy w dużym stopniu wszystkim ludziom, którzy pojawili się w naszym
życiu. Że jest znakomicie opowiedziana – w oryginale w języku katalońskim.
Książka mówi także o przyczynowo – skutkowości naszego życia. Jak podsumował to
sam bohater powieści: „Czy zauważyłaś, że całe nasze życie to nieodgadniony
zbieg okoliczności? Z milionów plemników ojca tylko jeden zapładnia odpowiednie
jajeczko. To, że ty się urodziłaś, że urodziłem się ja, to naprawdę niezwykły
zbieg okoliczności. Moglibyśmy przyjść na świat, jako milion różnych ludzi,
innych niż ty czy ja. Przypadkiem jest również to, że oboje lubimy Brahmsa. Że w
twojej rodzinie było tylu zmarłych i że tak niewielu twoich krewnych przeżyło.
Wszystko jest przypadkiem. Gdyby tor naszych genów, a potem naszego życia, na
jednym z miliona możliwych zakrętów skierował się w inną stronę, nie powstałyby
te słowa, nie wiadomo, dla kogo zapisane. Coś strasznego!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz