28 września 2024

Co dzień zawdzięcza nocy

 

„Co dzień zawdzięcza nocy”

Yasmina Khadra

Autor/ właśc. Mohammed Moulessehoul (ur. 10 stycznia 1955 w Kenadsa) – algierski pisarz, tworzący w języku francuskim, mieszkający na emigracji we Francji. Moulessehoul, oficer armii algierskiej, przybrał jako pseudonim imiona swojej żony, chcąc uniknąć problemów z cenzurą wojskową. Anonimowość umożliwiła mu publikowanie własnych tekstów oraz pomogła uniknąć problemów podczas toczącej się w Algierii wojny domowej. Moulessehoul wyjawił swą prawdziwą tożsamość dopiero w 2001 r., po wystąpieniu z wojska i udaniu się na emigrację do Francji.

Tłumaczenie/ Bożena Sęk

Tytuł oryginału/ fr „Ce que le jour doit à la nuit”

Tematyka/ „Europejczycy niewiele rozumieją z tego, co się dzieje w świecie. Są zamknięci w bańce własnego dobrobytu. Zatracili wolną wolę, pozwalają sobą manipulować mediom i politykom” – powiedział kiedyś Yasmina Khadra. Bohaterowie książki Khadry miotają się między Arabią i Europą, islamem i chrześcijaństwem, muzułmańskim tradycjonalizmem a zachodnią nowoczesnością. Nie wiedzą, czy być Algierczykami czy Francuzami. „Arabowie to lenie, nie odrabiają lekcji" - mówią w „Co dzień zawdzięcza nocy" francuscy uczniowie o arabskich kolegach. W książce widzimy jak rasistowska pogarda Europejczyków z kolonialnych czasów, wpajana już małym dzieciom, wpływa na dzisiejsze relacje Zachodu i chrześcijaństwa z islamem. Zachód zapomniał, że świat islamu wiele wniósł do cywilizacji. Wystarczy zajrzeć do podręcznika historii: medycyna, algebra, architektura, administracja, służba zdrowia, oftalmologia, literatura, astronomia. To, że gdzieś Arabowie się zagubili, nie wynika ani ze strachu przed kimkolwiek, ani z religii, ani z mentalności.

Główny motyw/ Algieria, lata 30. XX wieku. Ojciec dziesięcioletniego Junusa, zrujnowany rolnik, oddaje syna na wychowanie bratu, aptekarzowi w Oranie. W wyniku zawirowań historycznych chłopiec wraz z przybraną rodziną ląduje w Río Salado, niewielkim miasteczku słynącym z winnic. Tam zaprzyjaźnia się  z trzema chłopcami różnych wyznań i narodowości, tam dorasta wśród rówieśników, tam staje się mężczyzną. Tam też  poznaje miłość swojego życia... Liryczna opowieść o niezniszczalnej przyjaźni, brzemieniu złożonej przysięgi, destrukcyjnej sile niespełnionej miłości.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(...) zryta koleinami dróżka wiodąca do naszej chaty zaczynała zanikać”.

„Poogryzane przez kozy pojedyncze rachityczne drzewa stały w swojej udręce niczym szubienice”.

„Nie zdawał sobie sprawy, jak śmiesznie wygląda ten jego upór, aby się nie godzić z faktami: że on tu nic nie poradzi, że żadna modlitwa, żaden cud nie przeszkodzi jego marzeniom ulecieć z dymem”.

„Zrozumiałem wtedy, że wszyscy święci odwrócili się od nas aż po dzień Sądu Ostatecznego i odtąd nieszczęście będzie naszym przeznaczeniem”.

„Otwierała się nowa karta, nas jednak na niej nie było”.

„Przez całe życie nie zapomniałem dnia, kiedy mój ojciec przeszedł na drugą stronę lustra”.

„Ludzie są wredni Isa. To jest w ich naturze. Nie ma co obrażać się o to”.

„Gdzie rządzą się ludzie, Bóg nie ma nic do gadania. Niesłusznie obwiniamy Go o krzywdy, do których sami doprowadzamy”.

„Ludzie wymyślili Boga, żeby odegnać swoje demony”.

„Miasta to przeklęte miejsca. Błogosławieństwo przodków w nich nie działa”.

„Bóg nie ma nic wspólnego z ludzką niegodziwością. Szatan też nie”.

„Trudno o coś bardziej przygniatającego niż nagła zmiana oblicza miasta”.

„W tym miejscu, którego niepodobna opisać, nędza przechodziła wszelkie pojęcie. Ludzie chodzące dramaty, dosłownie się rozmywali we własnym cieniu. Rzekłbyś potępieńcy usunięci z piekła bez sądu i bez uprzedzenia, po czym omyłkowo zesłani do tego kieratu: byli ucieleśnieniem wszystkich daremnych trudów na tym padole”.

„Czasy były ciężkie, miasto zaś, z oddali kuszące tyloma nadziejami, okazało się ostatecznie arcyłgarzem”.

„Życie ciągle nas czegoś uczy. Wydaje nam się, że dużo wiemy, tymczasem wiemy coraz mniej, tak bardzo świat się zmienia, a wraz z nim natura ludzi”.

„Iluż niewolników zbuntowało się przeciw imperium, po czym skończyło na krzyżu? Iluż królów myślało, że zmieni bieg historii, a potem zgniło w lochu?”.

„Jakiż osobliwy obrót rzeczy powoduje, że dobre intencje przeradzają się w zniewagę?”.

„Są takie dni, do których żadna pora roku się nie przyznaje. Przeznaczenie się ich wystrzega i demony także”.

„Do dzisiaj się zastanawiam, czy koniec końców świat nie składa się z samych pozorów”.

„Nie jesteśmy leniwi. Po prostu korzystamy z życia. Inaczej jest z ludźmi z Zachodu. Dla nich czas to pieniądz. A dla nas czas nie ma ceny. Nas potrafi uszczęśliwić filiżanka herbaty, im do szczęścia wiecznie czegoś brakuje. Ot, cała różnica, chłopcze”.

„Zwierzęta nie potrafią się skarżyć”.

„Są spojrzenia, które wiele mówią o rozpaczy człowieka (...)”.

„Jeśli chcesz płakać, płacz; jeśli chcesz mieć nadzieję, módl się, ale na litość, nie szukaj winnego tam, gdzie nie znajdziesz sensu swojego cierpienia”.

„Zostało gdzieś zapisane, że przyjdzie mi odchodzić, wiecznie odchodzić i wszędzie zostawiać cząstkę siebie”.

„Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że zwykły podmuch wiatru może zmienić bieg życia, byłbym może coś przedsięwziął. Ale w wieku siedemnastu lat człowiek się czuje zdolny spaść na cztery łapy, cokolwiek się przydarzy”.

„Nawet zwierzęta by się sprzeciwiały takiemu upadkowi”.

„Miłość zaślepia, Chris, a zazdrość wywołuje omamy”.

„Kto sypia z matką i jej córką, ten obraża bogów, ich świętych, anioły i demony”.

„Oczy mogą kłamać, spojrzenie nigdy”.

„Mówił zawsze, że jeśli dwie osoby się kochają, nie muszą się stosować do nakazów ani obawiać potępienia; że miłość zaspokaja pragnienie bogów i nie podlega negocjacjom, ponieważ każdy układ albo ustępstwo byłoby zamachem na to, co jest w niej najświętsze”.

„Miłość to żaden wstyd ani zbrodnia. Zbrodnia jest wtedy, gdy człowiek poświęca miłość choćby ze szczytnych pobudek”.

„Po cóż na świecie miałaby istnieć miłość, gdyby nie radziła sobie z urokami i świętokradztwem, gdyby musiała ulegać zakazom, gdyby nie podporządkowywała się swoim obsesjom, swojemu nieumiarkowaniu?...”.

„(...) kto przepuszcza koło nosa swoją prawdziwą życiową szansę, ten nie zazna pocieszenia, nawet jeśli mu przypadną w udziale wszystkie zaszczyty świata”.

„Kiedy człowiek nie potrafi zaradzić swojemu nieszczęściu, szuka winnego”.

„Człowiek uświadamia sobie, że coś jest nieodwracalne, dopiero kiedy to się stanie”.

„(...) kiedy człowiek nie widzi sensu w swoim nieszczęściu, szuka winnego (...)”.

„Składałem się z miłości i nienawiści wciśniętych w jedno opakowanie, uwięzionych w jednej powłoce”.

„W życiu jest jak w filmie: są aktorzy, którzy napędzają akcję, i są statyści, którzy zlewają się z dekoracjami. Występują, z tym że nikogo nie obchodzą”.

„Jeśli chcesz ze swojego życia uczynić ogniwo wieczności i zachować przytomność nawet pośród największego szaleństwa, kochaj...”.

„Życie to pociąg, który nie przystaje na żadnej stacji. Albo się wsiada w biegu, albo się patrzy, jak przejeżdża obok, a nie ma większej tragedii jak stacja widmo”.

„Każda epoka ma swój narkotyk”.

„Prawdziwy grób zmarłych jest w sercu żywych”.

„Wedle imamów i papieży jesteśmy odmienni, ale w oczach Pana nie ma między nami różnic”.

„Nie wiem, na czym polega miłość, którą̨ darzy się̨ własny kraj i nie potrzeba tego wiedzieć. Wystarczy czuć. Algieria jest emocją. Jest zarazem marzeniem i urojeniem, nadzieją i lękiem, modlitwą i pobożnym życzeniem. Jej dramat mnie zasmuca, jej niezłomność przywraca mnie do życia. Mój stosunek do ojczystego kraju przekracza ramy zdrowego rozsądku. Jestem w ciągłej gorączce, jak narkoman na głodzie szukający samego siebie wśród halucynacji” –napisał w jednym z listów Yasmin Khadra.

„Co dzień zawdzięcza nocy”, to jedna z najsmutniejszych historii miłosnych, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Czytelnik zobaczy w niej narodziny romantycznej miłości i trwałą głębię synowskiej miłości. Powieść Khadry przywodzi na myśl piękne pisarstwo Gabriela Garcii Marqueza, melancholijny smutek Pablo Nerudy i potężną narrację „Trylogii kairskiej” Nadżiba Mahfuza. Szczyt narracji tej historii następuje, gdy kobieta, która powinna być miłością życia Jonasa, oskarża go o potępienie. I rzeczywiście, smutna historia Jonasa jest historią niespełnionej miłości, na którą nigdy się nie odważył. Bolesne jest to, że czytelnicy stają się świadkami powolnego rozpadu jego życia. Historia rodem z najpiękniejszych baśni o miłości. Księżniczka i książę, którzy pomimo przeznaczenia nie mogą być razem. Próbują oszukać los, jak i własne uczucia. Walcząc każdego dnia o przeżycie, muszą zmierzyć się ze swoim samotnym odbiciem w lustrze. Przepiękna, uczuciowa i bardzo emocjonująca opowieść. Słodko-kwaśna jak prawdziwe życie. Yasmin Khadra opisuje także historię Algierii, która po wiekach ujarzmienia budzi się, zrywając łańcuchy kolonialne, krwawe ogniwo po krwawym ogniwie. To dzięki zdolności do tworzenia historii poprzez jednocześnie wznoszące się i opadające narracje, Khadra wykazuje prawdziwe mistrzostwo literackie.

Yasmin Khadra w książce „Co dzień zawdzięcza nocy” posługując się czarującą retoryką, zabiera nas w podróż przez czas, języki i kultury. Mówiąc dokładniej, narracja, której towarzyszy napięcie i wspaniałe krajobrazy utrzymane w dramatycznym tonie, pozwalają poznać przygody i losy nie tylko samych bohaterów powieści, lecz także języka i kultury francuskiej poza granicami kontynentalnej Francji. Sam tytuł książki jest metaforą, której zrozumienie wymagałoby kompetencji interpretacyjnych lub talmudycznego zmysłu. Co dzień może zawdzięczać nocy? Może należy zadać sobie pytanie: co Algieria zawdzięcza Francji? Co Jonas zawdzięcza Emilie?

W „Co dzień zawdzięcza nocy” Khadra oferuje nam wspaniałą powieść o kolonialnej Algierii w latach 1936-1962, rzucając nowe światło na problemy związane z miejscem spotkania różnych odniesień kulturowych, tożsamości, religii. Historia, a nawet polityka, tworzą tło dla miłosnego wątku powieści. Życie Jonasa, bohatera książki, odzwierciedla relacje francusko-algierskie od 1930 roku aż do dzisiaj. Bohater jest rozdarty wewnętrznie, jego algierskie pochodzenie i jego zachodnia (francuska) edukacja to obraz samej Algierii, rozdartej między dwoma kulturami. Khadra opisuje nam zaginiony świat, marzenia osadników, którzy do końca uparcie wpatrują się w głąb kolonialnej Afryki.

Akcja powieści rozgrywa się w Algierii od roku 1930 do 1962. Młody Younes jest zarówno głównym bohaterem powieści, jak i narratorem. Pierwsza część książki, opisuje historię jego nieszczęśliwego dzieciństwa i ukazuje mało chwalebny obraz kolonialnej Algierii. Oddany na wychowanie do swojego wuja, aptekarza zintegrowanego ze społecznością francuską, Younes staje się Jonasem, musi nosić w swoim wnętrzu podwójną tożsamość, która zaburzy jego życie, gdy chłopiec ma zaledwie dziewięć lat. Ojciec Yunesa po pożarze swoich upraw i utracie całego dobytku, zmuszony jest wraz z rodziną przenieść się na przedmieścia Oranu, do biednej dzielnicy Jenane Jato i tam zacząć nowe życie, które naprawdę nie zapowiada się ciekawie. Chłopiec jest przerażony zmianą i miejscem, tak innym od znanego dotychczas, w którym przyjdzie mu żyć razem z siostrą i rodzicami. „Jenane Jato: bez ładu ni składu wyrosłe pośród zarośli rudery, między którymi roiło się od skrzypiących dwukółek, żebraków, przekupniów, poganiaczy osłów walczących ze swoimi zwierzętami, woziwodów, szarlatanów wszelkiej maści i obszarpanej dzieciarni; brunatne chaszcze wyprażone słońcem, zapylone i zasmrodzone, wszczepione w granice miasta niczym złośliwy guz. W tym miejscu, którego niepodobna opisać, nędza przechodziła wszelkie pojęcie. Ludzie, chodzące dramaty, dosłownie się rozmywali we własnym cieniu. Rzekłbyś, potępieńcy usunięci z piekła bez sądu i uprzedzenia, po czym omyłkowo zesłani do tego kieratu; byli ucieleśnieniem wszystkich daremnych trudów na tym padole”. Rzeczywistość w Jenane Jato odmieni ich na zawsze, szczególnie ucierpi na tym ojciec. Niezwykle honorowy, ambitny i uczciwy człowiek zostanie pokonany przez rzeczywistość, która złamie mu serce i zmusi go do oddania chłopca na wychowanie swojemu bratu, aptekarzowi w Oranie.Ale niebieskie oczy Younesa i jego anielski wygląd pomagają mu zdobyć akceptację w tej dobrze sytuowanej prowincjonalnej społeczności. Jonas dorasta wśród młodych osadników i staje się ich nieoczekiwanym towarzyszem. Odkrywa z nimi radości życia i dzieli ich uprzywilejowane nastoletnie marzenia, że ani II wojna światowa, ani konwulsje arabskiego nacjonalizmu w pełnej ekspansji rosnącej arabskiej rewolucji tego nie zdołały zakłócić. Aż do dnia, kiedy do miasteczka wraca Emile, piękna młoda dziewczyna, która stanie się westalką naszych młodych przyjaciół. Narodzi się wielka historia miłosna, która wystawi na próbę braterskie przywiązanie czterech młodzieńców rozdartych między lojalnością, egoizmem i urazami, które wojna o niepodległość Algierii będzie w nich tylko pogłębiać”. 


Jednak ojciec Junusa, straciwszy ciężko zarobione pieniądze nie zniknie. Nie wiadomo, czy wyjechał, czy żyje, czy nadal jest w Jenane Jato? Czy może pojawia się w innych miastach, w których Junus (już dorosły) widzi czasem jego palto i jego cień? Próbuje go śledzić ulicami miasta, ale za każdym razem znika gdzieś w zaułkach uliczek Oranu. Yasmina Khadra skupia się bardzo na pokazaniu czasu dorastania młodego Junusa (Jonasa, tak będą na niego mówić w Rio Salado, mieście winnic, gdzie w końcu chłopak trafi). Będąc nastolatkiem i potem już dorosłym mężczyzną, nadal będzie jednak pamiętał twarze sąsiadów z Jenane Jato, twarze matki i siostry, a także nosił w sercu upór i uczciwość ojca. Algierska rewolta będzie dla Younes-Jonasa krwawa i bratobójcza. Czy pozwoli zniszczyć wyjątkową więź, która łączy go z przyjaciółmi? Na pewno los nie będzie w stanie odwrócić jego miłości do wuja i ciotki, którzy zaoferowali mu lepsze życie. Ale on sam nigdy nie zgodzi się na wyrzeczenie się algierskiego pochodzenia. Będzie zmuszony żyć pomiędzy radykalnymi wartościami dwóch ruchów (kolonistów i kolonizowanych), które będą się ze sobą konfrontować, aż do punktu ostatecznego rozłamu, który doprowadzi do niepodległości Algierii.  

Poprzez historię niemożliwej miłości pomiędzy Jonasem a młodą kobietą o imieniu Emilie, Khadra dostarcza nam pełną emocji opowieść, w której indywidualne losy ludzkie zderzają się z wielką historią dwóch narodów, gdy wzrost antagonizmów zniszczy wszystkie niuanse i złożoność ludzkich relacji, poddanych działaniu sił kolonialnej niesprawiedliwości.  W twórczości Yasmine Khadra odnajdujemy wspólne dla literatur postkolonialnych tematy, takie jak: podwójna kultura, konflikt pokoleń, konflikt tradycji i nowoczesności, wygnanie, problematyczny powrót do korzeni, poszukiwanie tożsamości, konfrontacja z rasizmem i stereotypami kulturowymi, alienacja i egzotyzacja „ja”. Te wszechobecne w literaturach postkolonialnych kwestie stanowią główną oś tematyczną utworów o inspiracji osobistej, autobiograficznej.

Po uzyskaniu przez Algierię niepodległości narracja przeskakuje o jakieś trzydzieści lat do czasów współczesnych, gdy Jonas podróżuje do Marsylii, aby odwiedzić Michela (syna Emilie) i jego starych przyjaciół z dzieciństwa. To, że autor pomija trzydzieści lat z życia bohatera, jest głębokim stwierdzeniem, że ten okres, w którym Jonas żeni się, ma dzieci i wnuki, jest wielką pustką po stracie swojej miłości. Chociaż autor wyjaśnia, że nie ma na to łatwej odpowiedzi, kończy powieść surowym stwierdzeniem o potędze synowskiej miłości, pozostawiając czytelnikowi ostatnie pożegnanie Jonasa z jego przyjacielem z dzieciństwa, Jeanem-Christophem: „Jesteśmy na świecie sami. Obejmujemy się mocno, jak ongiś chwytaliśmy swoje marzenia przekonani, że jeśli rozluźnimy uścisk, uciekną”. Autor proponuje czytelnikowi wezwanie do działania, by za wszelką cenę dążyć do miłości. Rzeczywiście, gdy historia dobiega końca, pozostaje nam zastanowienie się, co by było, gdyby Jonas zastosował się do napomnienia swojego wujka: „Mężczyzna sprowadza się tylko do niezręczności i błędów, myślnych rachub i fałszywych manewrów, lekkomyślnej brawury i porażki, kiedy kroczy ku swemu przeznaczeniu, nie uwzględniając na swej drodze kobiety... Oczywiście kobieta to nie wszystko, ale wszystko sprowadza się do niej... Rozejrzyj się wokoło, sięgnij do historii, przypatrz się, jak jest na całym świecie, i powiedz mi, czym są mężczyźni bez kobiet, czym są ich pragnienia i modlitwy, jeżeli nie do kobiet się odnoszą... Przed żadnym mężczyzną, ani przed bogatym jak Krezus czy ubogim jak Hiob, ani przed uciśnionym czy tyranem, horyzonty nigdy by się nie otworzyły, gdyby kobieta była do niego odwrócona plecami”.

„Co dzień zawdzięcza nocy” Yasmina Khadry to majestatyczna powieść o kolonialnej Algierii, burzliwym, namiętnym i rozdzierającym serce kraju. Na tle wojny o niepodległość i surowego, ale mistycznego krajobrazu, olśniewająca proza Khadry i doskonałe współczucie rzucają światło na straszliwą przepaść między kochankami, rodziną i przyjaciółmi, którzy kochali ten sam kraj. Uwięziony między dwoma światami, jej bohater, Jonas, jest życzliwym świadkiem doktryn, które dzielą ludzi i namiętności, które mogą ich ponownie zjednoczyć. Przed śmiercią Emilie zostawiła Jonasowi list, w którym napisała przeprosiny. List przekazał Jonasowi już 80-letniemu staruszkowi, Michael syn Emilie, który odwiózł Jonasa na lotnisko. Wreszcie na lotnisku w Marsylii rozgrywa się najważniejsza część książki, wspomnienia o miłości i przyjaźni, które zostały na zawsze w udręczonym sercu Jonasa: „Nastawiam ucha na niegdysiejsze dźwięki; już nie jestem sam. Szepty wirują pośród fragmentów wspomnień podobne do odprysków wokół stosu ruin; zaszyfrowane zdania, okaleczone wezwania, śmiechy i szlochy przemieszane, nierozerwalne... Słyszę jak Isabelle gra na pianinie – Szopena – widzę jej długie palce przebiegające po klawiszach z rzadką biegłością, szukam jej twarzy, którą wyobrażam sobie jako napiętą w ekstatycznym skupieniu; obraz nie chce się przesunąć, uparcie zatrzymał się na klawiaturze pianina, gdy dźwięki wybuchają w mojej głowie w balecie fajerwerków... Zza wzgórka wyłania się mój pies z brwiami ułożonymi w daszek nad melancholijnie patrzącymi ślepiami; wyciągam rękę, aby go pogłaskać; absurdalny gest, lecz wykonuję go. Przesuwam palcami po  kołdrze jak po sierści. Pozwalam, by to wspomnienie zapanowało nad oddechem, bezsennością, nad całym moim jestestwem. Dostrzegam naszą chatę na końcu znikającej drogi... Jestem wiecznym dzieckiem... Człowiek nie wraca do dzieciństwa, człowiek  z dzieciństwa nigdy nie wychodzi”.

Za pośrednictwem trudnych losów bohaterów Khadra przedstawia całą złożoność świata i natury człowieka, siłę przyjaźni, brzemię złożonej przysięgi, niszczącą, choć czarowną niezrównaną siłę miłości. Przesiąknięty fatalizmem narrator u kresu życia uświadamia sobie, że mimo wszystko człowiek jest panem swojego losu, tylko od niego zależy, czy przestanie „grawitować wokół szczęścia". „Krążę wokół otchłani, linoskoczek na ostrzu brzytwy, odurzony wulkanolog na skraju wrzącego krateru; stoję u bram pamięci, przed szpulami z niemającą końca taśmą, która archiwizuje ludzki żywot, przed mrocznymi obszernymi szufladami, gdzie zgromadzeni są zwykli bohaterowie, jakimi byliśmy, Camusowskie mity, którym nie potrafiliśmy nadać cielesnej postaci, wreszcie aktorzy i statyści, którymi byliśmy na przemian, genialni i groteskowi, piękni i potworni, przygięci pod brzemieniem drobnych podłostek, mężnych czynów, kłamstw, wyznań, złożonych przysiąg i odżegnywań, popisów siły i uników, pewności i wątpliwości – krótko mówiąc, nieokiełznanych złudzeń... Co zachować z tych roboczych kilometrowych taśm? Co odrzucić? Gdyby wyruszając w wielką podróż, przyszło człowiekowi wybrać tylko jedną chwilę ze swojego życia, na którą się zdecydować? Ze szkodą dla czego i dla kogo? A przede wszystkim, jak się odnaleźć pośród tylu cieni, tylu zjaw, tylu bohaterów…? Kim właściwie jesteśmy? Tymi, którymi byliśmy rzeczywiście, czy tymi, którymi chcieliśmy być? Krzywdami, któreśmy wyrządzili, czy tymi, których sami doznaliśmy? Spotkaniami, na których się nie stawiliśmy, czy tymi przypadkowymi, które zmieniły bieg naszego przeznaczenia? Kulisami, które nas ustrzegły przed próżnością, czy światłami rampy, które nam posłużyły jako stos? Wszystkim tym jesteśmy równocześnie, całym swoim życiem ze wzlotami i upadkami, z osiągnięciami i niepowodzeniami; jesteśmy także  wszystkimi upiorami, które nas nawiedzają... Jesteśmy kilkoma osobami w jednej, tak przekonującymi w odegranych rolach, że niepodobna poznać, która była ta prawdziwa, kim się staliśmy ostatecznie, która z nich przetrwa”. – podsumował swoje życie Jonas bohater powieści Yasmina Khadry.

 

 

 

 

 

05 września 2024

Mieć dokąd wrócić

 

„Mieć dokąd wrócić”

Robert Penn Warren

Autor/ (ur. 24 kwietnia 1905 w Guthrie, Kentucky, zm. 15 września 1989 w Stratton, Vermont) – amerykański pisarz, poeta i krytyk literacki. W 1947 zdobył Nagrodę Pulitzera za swoją najbardziej znaną książkę „All the King's Men” (wydanie polskie: „Gubernator”), która została kilkukrotnie zekranizowana: w 1949 (w Polsce pod tytułem Gubernator ) i w 2006 (tytuł polski: Wszyscy ludzie króla), a także w ZSRR w 1971 jako Вся королевская рать. W późniejszych latach zdobywał tę nagrodę jeszcze dwukrotnie - w 1958 za zbiór wierszy Promises: Poems 1954-1956, a w 1979 za Now and Then.

Tłumaczenie/ Cecylia Wojewoda

Tytuł oryginału/ an-us „A place to Come to”

Tematyka/ Wydawać by się mogło, że każdy z nas ma swoje życie, swoją przeszłość… i że ta przeszłość to coś, co już było, co jest za nami i pozostaje bez wpływu na teraźniejszość, nie mówiąc już o przyszłości. Wydawać by się również mogło, że jeśli nie podobało nam się to, jak wychowywali nas nasi rodzice, to wystarczy, że w przypadku swoich dzieci zrobimy coś po swojemu i wszystko będzie w porządku. Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest samoświadomość. Jeśli zrozumiemy swoje przeżycia i to, jak one wpłynęły na nasze życie, mamy wówczas szansę przerwać negatywne wzorce relacji rodzinnych, które samoistnie zataczając koło, toczą się z pokolenia na pokolenie. Robert Penn Warren w książce „Mieć dokąd wrócić” opisuje zmagania człowieka dotyczące tożsamości, kwitując to jednym zdaniem: „Nie wdając się jednak w gmatwające werbalizmy, kwestia, jaką poruszam, jest ważna dla nas wszystkich, wszyscy się mozolimy nad rozszyfrowaniem znaczenia naszego życia, a jedynym materiałem, jakim dysponujemy, jest nasza przeszłość. Może to się okazać kwestią życia i śmierci”.

Główny motyw/ „Mieć dokąd wrócić" to barwna historia prostego chłopca z małego miasteczka Dugton w stanie Alabama, który dzięki swym zdolnościom i wytrwałej pracy robi karierę naukową, zostaje wybitnym znawcą literatury. Mimo tego, a także i mimo licznych sukcesów miłosnych i towarzyskich przeżywa wewnętrzne rozterki i frustracje. Dla kariery wyparł się przeszłości i zerwał związki łączące go z rodzinnym Dugton, do którego odnosi się na przemian z ironicznym dystansem i sentymentalną nostalgią. W końcu jednak odkryje w sobie przywiązanie do dawnych ideałów, którego istnienia nie podejrzewał.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Właściwie jesteśmy tym, co się dzieje. I dopóki nie zrozumiemy, że są to jednocześnie różne i te same sprawy, nie wiemy nic o istocie życia. Tak twierdzę”.

„Można by w tym miejscu powiedzieć, że w mojej przeszłości nic się nie zmieniło, zmienił się tylko mój pogląd na nią”.

„Nie wdając się jednak w gmatwające werbalizmy, kwestia, jaką poruszam, jest ważna dla nas wszystkich, wszyscy się mozolimy nad rozszyfrowaniem znaczenia naszego życia, a jedynym materiałem, jakim dysponujemy, jest nasza przeszłość. Może to się okazać kwestią życia i śmierci”.

„Nie ma powodu wykpiwać czy kwestionować praw natury, a prawo natury, o którym tu mowa, jest takie, że najbogatszy chłopak w mieście dostaje najładniejszą dziewczynę”.

„Żołądek to najlepszy patriota”.

„Ameryka to tylko sejsmograf”.

„(…) na wypadek lawiny wolałem raczej być głazem niż zającem”.

„W końcu wszystko może stać się trybem życia (…)”.

„Były to tylko słowa, więc można je było wypowiedzieć. Ale nie umiera się za słowa. Umiera się za ich znaczenie”.

„Wszyscy poznaliśmy wielką nauczkę historii – ja z książek, oni z życia. Nauczka ta brzmi: większym błogosławieństwem jest zabić niż być zabitym”.

„Szkopuł w tym, że nie zawsze udawało mi się osiągnąć czystą, doskonałą obojętność głazu. Głaz absolutnie nie troszczy się o zasady geologii czy prawo ziemskiego przyciągania”.

„Jednakże miło było wiedzieć, że istnieje miejsce, do którego mógłbym wrócić”.

„Wszystkie kobiety są swatkami”.

„Ogarnia nas chęć, by w pustym domu krzyknąć: co to, na Boga, jest rzeczywistość? Ale dobrze przespana noc goi wszystko. Zawsze tak jest”.

„Sądząc z wyrazu twarzy patrzących - od dziewczęcego rumieńca do męskiego uśmieszku – jasne było, że żadne dalsze, wyjaśnienia nie są potrzebne, aby wykazać związek sztuki z życiem”.

„Innymi słowy, wiedziałem to, co muszą wiedzieć bohaterzy, święci, marksiści, zbrodniarze, artyści i obłąkani – co to znaczy utożsamić się ze swym losem”.

„Nawet miłość zakazana uprawiana nocą nabiera jakichś cech legalności”.

„Jednakże świat wychodzi cało z każdej pogardy, nawet pogardy kochanków”.

„Przecież, ta miłość była jak… jak oliwa do podsycania ognia. Czyli w końcu była ogniem!”.

„Jutro wrócę do seksu i polityki, które nigdy nie zawodzą, bo są nie tylko najtrwalszymi, ale i najzabawniejszymi sprawami na świecie”.

Robert Penn Warren modeluje życie głównego bohatera książki „Mieć dokąd wrócić” Jeda Tewksbury'ego, na utworze Johna Miltona „Raj utracony”. Co było wyjątkowego w dziele Miltona, tak specjalnego w tym utworze, że Warren ośmielił się zbudować na nim swoją książkę? Oprócz pięknej poezji, stosowania barwnych metafor i porównań, Milton był w stanie odświeżyć biblijną historię upadku Adama i Ewy. John Milton przemienił historię stworzenia człowieka i jego wygnania z raju w spektakularną akcję, która przez wiele stuleci była postrzegana jako nudna. Oto wszystko: historia miłosna Adama i filozoficzne myślenie o życiu, wierze i jego celu oraz opis wojny aniołów z demonami. Jednym z najczęściej omawianych bohaterów „Raju utraconego” Miltona jest Szatan. W przeciwieństwie do biblijnego oryginału, postać ta posiada cechy ludzkie. Jednocześnie jest niesamowicie potężny, inteligentny i próżny. Pragnąc władzy i samostanowienia, Szatan buntuje się przeciwko Bogu. Mimo porażki nie poddaje się i postanawia zemścić się na Stworzycielu, uwodząc Adama i Ewę. Jednak zemsta nie przynosi mu pełnej satysfakcji. Adam i Ewa są bohaterami, którzy znajdują się gdzieś pomiędzy absolutnym Dobrem a zbuntowanym Złem. W „Raju utraconym” nie są bezwładnymi zabawkami, ale mają prawo wyboru. Co więcej, w przeciwieństwie do Biblii, bohaterom tym nie wolno tylko jeść owoców Drzewa Wiedzy, ale zostali ostrzeżeni przed machinacjami Szatana. Z tego powodu ich popadnięcie w grzech wygląda na świadomą decyzję.

W postaci Jeda Tewksbury'ego, Warren odnalazł swojego idealnego bohatera. Książka „Mieć dokąd wrócić” jest doskonałą ilustracją ludzkich powrotów do „raju” dzieciństwa. W ten sposób bohater Warrena Jed musi wrócić do domu i do swojej matki, by podjąć decyzję o życiu poza miejscem dzieciństwa, bez swojej zakłamanej rodzicielki. W konsekwencji ten wędrowny syn stanu Alabama, stojąc po raz pierwszy jako młody mężczyzna w domu z swojego dzieciństwa, zaczyna rozumieć, na czym polega wyjście z „raju” adolescencji. Po wszystkich latach, nawet nie zdając sobie do tej pory sprawy, jak zwodnicze są złudzenia utrzymujące go przy życiu, zaczyna poszukiwania swojego prawdziwego, dawno zgubionego „ja”. Kiedy moc słów wynikająca z klasycznego wykształcenia zawodzi Jeda, próbuje uciec głęboko w swoją jaźń poprzez radość płynącą z seksu. Może mit o odejściu „pierwszych ludzi” z raju należałoby rozumieć jako opowieść nie o wygnaniu, lecz o dojrzałości? O wyzwalaniu się ludzkości ku prawdziwemu, odpowiedzialnemu i świadomemu człowieczeństwu, które bierze na siebie niełatwe obowiązki, ale i zna przysługujące mu prawa i możliwości? Książka „Mieć dokąd wrócić” przypomina puzzle złożone z setek kawałków, których chyba nie sposób spamiętać, ale które przecież układają się w pewnym momencie w wyrazisty i ostry obraz dziejów pewnego złudzenia, rozpoczynających się niezmąconą, chciałoby się powiedzieć: dziecięcą, wiarą, a kończących tak, jak się kończą dzieje wszystkich złudzeń dzieciństwa. Czy jednak Ogród Eden rzeczywiście rozpłynął się w niebycie? Kto wpisze w Google pytanie: „Gdzie znajdował się ziemski raj?”, może przeżyć spore zaskoczenie: „naukowe” dywagacje wokół tej kwestii wciąż rozpalają umysły. Jednak dla psychoanalityka raj nadal istnieje z wszystkimi postaciami opisanymi w Księdze Rodzaju - wężem, owocem, z drzewem poznania dobra i zła, Adamem, Ewą, Bogiem - tylko, że w ludzkiej podświadomości.  

Dzieciństwo Jeda Tewksbury'ego zaczyna się fatalnie. W całej miejskiej szkole miasteczka Dugton, w okręgu Claxford, w stanie Alabama, tylko on miał ojca, który zabił się pewnej nocy, gdy stojąc po pijanemu na koźle wozu, żeby się załatwić nad zad jednego z pary mułów, po pijanemu runął w dół na głowę, na szyję, kurczowo ściskając w garści penisa, i w takiej pozycji oraz w takim stanie upadł na drogę, a przednie i tylne lewe koła z idealną pozycją przetoczyły się przez jego nieprzytomną szyję. Padając nie wypuścił z ręki penisa. W niedzielę rano na długo przed nabożeństwem przyniesiono ciało do domu, pan Tutwayler, który akurat przejeżdżał koło miejsca wypadku swoim fordem, model 1928, natknął się na ciało i opowiedział niedzielnemu zgromadzeniu sąsiadów, w jakiej pozycji je znalazł i co trzymał nieboszczyk w swojej ręce. Jed, wówczas dziewięcioletni chłopiec, z dziecinną ciekawością kręcił się po sypialni, gdzie złożono ciało i gdzie kobiety usiłowały ukoić nie istniejącą pozornie boleść jego matki. Chłopiec jednak, choć po dziecinnemu i nie umiejąc sobie tego wytłumaczyć, wiedział, że matka nie jest w stanie szoku. Chyba że to był szok, jakiego doznawała chronicznie w każdy sobotni wieczór, a i w inne wieczory, kiedy jej mąż wracał do domu „zalany w pestkę”, skory do awantury. Chłopiec do śmierci ojca widywał go nieprzytomnego od pijaństwa i matkę siedzącą naprzeciw tego ciała, nie za blisko, wpatrzoną w nie; panowała taka atmosfera, jak kiedy wstrzymuje się oddech aż do zawrotu głowy i w każdej chwili może stać się coś strasznego.

Przez te wszystkie lata matka pracowała w fabryce konserw, jedynym zakładzie przemysłowym, który pomimo nęcących perspektyw zwolnienia od podatków i braku związków zawodowych udało się zwabić do Dugton przed drugą wojną światową. Znalazła pracę przy pierwszej próbie tego dnia, gdy pogrzebano jej męża. Matka chodziła do fabryki i z powrotem, w domu kręciła się przeważnie między kuchnią a łóżkiem. Jed chodził do szkoły, gdzie kpiono ze śmierci jego ojca, a szczególnie z pozycji ułożenia jego ciała ze sławną ręką trzymającą penisa. I tak dla małego niewinnego chłopca szkoła stała się udręką. Bo jak wiadomo, seksualność człowieka, związane z nim tabu należą do kontekstu życia i świata, jaki znamy.

Czy zapuściliście się kiedyś daleko w morze wzburzone po sztormie, kiedy wyrasta przed wami wielki bałwan, znosząc tony gładko ześlizgującego się, zielonoszarego, lodowatego płynnego marmuru, bo tak właśnie wygląda, kiedy spieniony po brzegach wystrzela wysoko w niezwykłe błękitne niebo? Tuż nad wami wznoszą się rozkołysane masy wód. Wiecie, że jeżeli porwą was, to opadając złamią wam kark? Ale kiedy zanurkujecie w te wody, przenikniecie je, zanurzycie się w ich głębinach, wślizgniecie się w sam środek drżącej ciemności, tylko tak możecie się uratować. Usłyszycie wówczas łomot morderczego ciężaru zwalającego się za wami. Nie, właściwie to nie jest łomot słyszalny, ale głębokie poruszenie nerwów, po których zapada cisza i dopiero wtedy naprawdę słyszymy głuchy szelest rozgniatanych morskich kamieni w paszczy skotłowanych wód. Tak oto Jed symbolicznie musiał zanurzyć się w otchłań kpin, szkolnych zaczepek i drwin. Jedyną ucieczką od przykrych wydarzeń z dzieciństwa była nauka, która przynosiła mu wiele radości. Uczył się pilnie, miał zdolności lingwistyczne, szczególnie do języków klasycznych. Kiedy się uczył, matka chodziła po domu i ciągle go napominała, że ma być kimś, ma zdobyć wykształcenie, ma ciężko pracować, nie pić alkoholu, nie palić papierosów, nie szwendać się bezczynnie po okolicy i wybić sobie z głowy dziewczyny i seks. Za wszelką cenę ma być przeciwieństwem swojego ojca.

I tak też się stało. Jed zakończył szkołę podstawową z wyróżnieniem, średnią z wynikami najlepszymi w szkole. Kończąc studia był zaawansowany w łacinie i grece, miał celujące stopnie z francuskiego i niemieckiego. Wobec tego, jego profesor napisał do Chicago z prośbą o przyjęcie go na studia doktoranckie. Pod koniec czerwca pojechał do Dugton, aby po raz ostatni zobaczyć matkę i miasteczko. W drodze miał trudności i na miejsce dotarł dopiero o trzeciej nad ranem w niedzielę. Na brzegu stołu, koło płyty kuchennej, gdzie dawniej jadali, stało coś, co z całą pewnością było na pół pustą butelką whisky. Na stole stały też dwie puste szklanki. Podszedł do lampki wiszącej na ścianie i obejrzał szklankę pod światło. Tak, na skraju było widać rozmazaną szminkę. Jed był oszołomiony ze zdumienia, ponieważ nigdy, przez całe życie nie widział matki z uszminkowanymi ustami. Obok leżała męska marynarka i słomkowy kapelusz. W oszołomieniu pomyślał w pierwszej chwili, że wszedł do innego domu. Kiedy się odwrócił, matka stała pijana z rozpuszczonymi długimi czarnymi włosami. Jed zdołał tylko powiedzieć: „Zdawało mi się, że nie bierzesz whisky do ust!”. 


W Chicago pomógł mu profesor Heinrich Stahlmann, który był niezwykle dobrym człowiekiem i który zastąpił mu ojca. Profesor Stahlmann zajął większą część życia Jeda. Wyznaczył mu program studiów. To on uważał, że powinien intensywnie studiować włoski, aby przygotować się do studiów nad Dantem, co niewątpliwie wywarło głęboki wpływ na życie Jeda. Uczył go szermierki i obycia w sprawach savoir-vivre. Ten chłopiec, który wychowany był na zieleninie gotowanej ze świńskim żołądkami, kukurydzianym chlebie, czarno nakrapianej fasoli, którego ojciec był przystojnym, lecz głupim analfabetą w roboczym kombinezonie, pod wpływem Heinrich Stanhlmanna został profesorem literatury klasycznej. To od profesora Stanhlmanna Jed usłyszał historię o lawinie, która spadając z góry, zabierała ze sobą wszystko, co spotkała na swojej drodze. Ostał się tylko głaz, który poddał się swemu losowi, zginął zając, który oszalały w panice nie wiedział gdzie umknąć. Na koniec tej opowieści profesor powiedział: „Szkopuł w tym, że nie zawsze udawało mi się osiągnąć czystą, doskonałą obojętność głazu. Głaz absolutnie nie troszczy się o zasady geologii czy prawo ziemskiego przyciągania”. Kilka dni po tym spotkaniu Jed znalazł profesora siedzącego na podłodze w bieliźnie. Głowa mu wisiała na piersi. Na cementowej podłodze komórki stała stara strzelba. Dziura znajdowała się dokładnie nad sercem. Profesor Heinrich Stanhlmann przed wojną mieszkał w Monachium. Nie mógł poradzić sobie z informacjami napływającymi z Europy o obozach zagłady. Nie mógł zrozumieć, że Buchenwald, jeden z pierwszych obozów niemieckich powstał koło Weimaru, miasta Goethego i Schilera, w miejscu, gdzie na wycieczki podmiejskie wyprawiał się autor „Fausta” i gdzie zachował się jeszcze „dąb Goethego”. Stamtąd rozciągał się widok na Góry Harzu, mityczne miejsce sabatów czarownic. Faust, bohater dramatu Goethego, zawiązywał pakt z diabłem, by poznać nie tylko niezbadane tajemnice, ale i zbudować dla ludzkości dzieło, które zapewni pełny rozwój jej cywilizacji. Buchenwald w tym miejscu stał się ponurym i przewrotnym symbolem demonicznego cyrografu, który zawarli Niemcy, by zapewnić sobie panowanie nad światem przez zniszczenie części ludzkości.

             W wielkiej grze w warcaby, w której Ameryka z morderczą niewinnością popychała i ciągnęła z miejsca na miejsce miliony swoich pionków, Jed Tewksbury został wysłany z Waszyngtonu w góry południowo-środkowych Włoch, dowiedziano się, bowiem, że dobrze mówi po włosku i niemiecku. W cudownie zmiennej, udręczonej, zalesionej czy jałowej okolicy, gdzie zależnie od pory roku prażyło słońce lub hulały śnieżne wichury, siedział przez jakiś czas w starym rumowisku, dawnej owczarni, razem z dwunastoma bezlitosnymi, zawszonymi straceńcami i starali się przesłuchiwać złapanych wcześniej oficerów SS. To właśnie tam Jed pierwszy i ostatni raz w swoim życiu zabił człowieka. Wojna się skończyła i wszyscy oni mieli, dokąd wrócić. Jed został zdemobilizowany i z powrotem wrócił do Chicago. Tam na uniwersytecie, na który wrócił po okropnościach wojny, stopniowo dochodził do równowagi psychicznej. Myślał wtedy, że potężna lawina kamieni z opowieści profesora Heinricha Stanhlmanna, jaką jest historia, może toczyć się jeszcze z wielkim hukiem, z którym już całkiem się oswoił, natomiast niewielkich rozmiarów głaz, zwany Jedem Tewksbury, zatrzymał się na własnym niewielkim rumowisku. Ale czy na pewno?

             Na uniwersytecie chicagowskim poznał uroczą Agnes Anderson. Była to kobieta na poziomie, choć robiła wszystko, by to zatuszować. Myśl, że ktoś go kocha, była mu nowa i miła. Nigdy dotąd, z wyjątkiem może luksusowego romansu z koleżanką ze szkoły, nie przyszło mu na myśl, że jakaś towarzyszka łoża kieruje się innymi względami niż zarobek i rozkosz. Naprawdę Jed rozkoszował się nowością tego przeżycia, do tego stopnia, że para pobrała się w małym kościele w rodzinnym miasteczku pani młodej - Ripley City. W ich nowym mieszkaniu w Chicago życie płynęło pięknie, spokojnie, w sposób zorganizowany. Agnes była słodka i kochająca, czule się Jedem opiekowała, smacznie gotowała i świetnie pamiętała, co lubią najbardziej. Ale raj nie może trwać wiecznie. Agnes zaczęła się skarżyć, że nie czuje się dobrze. Nie była zdrowa. Diagnoza brzmiała: rak macicy.

             Jego życie potoczyło się z mechaniczną regularnością między dwoma biegunami: łóżkiem szpitalnym, na którym leżała Agnes, i oświetloną przestrzenią pod lampą z zielonym abażurem, gdzie pióro przesuwało się po białym papierze. Można powiedzieć, że życie upływało mu pomiędzy jego odkryciami laboratoryjnymi i studiami nad teorią śmierci. W laboratorium zbierał wszystkie dostępne mu dane dotyczące procesu, podczas którego śmierć określała przyszły i teraźniejszy związek między Agnes Anderosn i Jedem Tewksburym. W studiach teoretycznych analizował koncepcję, że dla Dantego śmierć określała sens życia, że rdzeń dramatu Boskiej Komedii zawiera się w tej koncepcji. Agnes została pochowana w grobie rodzinnym na cmentarzu w Ripley City. Jej ojciec zdołał jakoś odprawić modły słabym, drżącym głosem. I jak na ich ślub, przyszło teraz całe miasteczko, ludzie milczeli w prażącym słońcu. Po pogrzebie Jed zaczął pisać dzieło swego życia, które zatytułował „Dante i metafizyka śmierci”. 

             Romanse, jak drzewa, ludzie i rewolucje, rozwijają się według praw natury, są w nich jasno określone stadia. Dewizą każdego romansu, legalnego czy zakazanego, jest carpe diem – lub też carpe noctem, zależnie od okoliczności. Łapać dzień – czy noc – żyć chwilą bieżącą, dbać o to, co ma znaczenie – nie ma przeszłości ani przyszłości. W tym stadium kochankowie mogą, i często to robią, opowiedzieć swoje życie, ale w zasadzie nie stanowi to afirmacji, lecz odżegnanie się od przeszłości z wszystkimi jej błędami, szaleństwami, rozpaczą, przelotnymi sukcesami – miłość wymazuje przeszłość aktem odkupienia. Kochankowie mogą też snuć plany na przyszłość, ale to planowanie jest jedynie usprawiedliwieniem następnej chwili ślepego uścisku, tak jak – teologicznie mówiąc – stworzenie nieśmiertelnej duszy na chwałę Boga ma zdezynfekować brud zwierzęcej kopulacji. Nawet małżeńska przysięga wierności na teraz i po wsze czasy jest tylko formalnym stwierdzeniem, że akt łączenia się – łączenia z tą tylko ukochaną osobą – jest wszystkim. Przysięga zwija po prostu całą przyszłość w kulkę i wciska ją w wilgotną, gorącą, ciemną szczelinę bezczasowości. I tak oto rozpoczął się romans Jeda Tewksbury'ego z zamężną koleżanką z czasów szkoły średniej Rozelle Hardcastle.

             Gdy umiera jeden z rodziców zaczynamy liczyć zgony, nawet nekrologi w gazetach. Tak długo, jak któryś z rodziców żyje, jesteśmy dziećmi otoczonymi mistyczną opieką, bo ojciec lub matka jest parasolem chroniącym od deszczu losu. Ale gdy odłoży się lub zamknie parasol, wszystko się zmienia, patrzymy na pogodę innym i bardziej przebiegłym okiem, kości bolą nas przy zmianie, wszelka radość jest podszyta ironią (nawet radość kochania dziecka, bo czujemy się tym parasolem czy piorunochronem, i wiemy, jak kruche są podobne urządzenia). Co więcej, po śmierci któregoś z rodziców zaczynamy dostrzegać w każdym zgonie ciężar „skończonej opowieści”, jak to ujmuje modlitewnik, odczuwamy przelotną potrzebę, aby to zdarzenie podsumować słownie dla samego siebie. Bohater książki „Mieć dokąd wrócić” Jed Tewksbury doczeka się jeszcze w swoim życiu syna, któremu będzie chciał pokazać „raj” z którego wyszedł w świat, i tak jak w „Raju utraconym” Johna Miltona Adam i Ewa usłyszeli przekleństwo: „Biada wam synom ziemi!”, tak wielokrotnie Jed usłyszał od życia. Opowieści o biednym chłopcu ze stanu Alabama można podsumować wierszem Thomasa Dylana „Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy”.

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,

Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

 

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy -

Bo nie rozszczepią słowami błyskawic -

Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy.

 

Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy

Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

 

Szaleni słońce chwytający w locie,

Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym;

Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy.

 

Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,

Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

 

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy

Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym.

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy

(Przełożył Stanisław Barańczak)