01 września 2024

Spotkajmy się w zielonej dolinie

 

„Spotkajmy się w zielonej dolinie”

Robert Penn Warren

Autor/ (ur. 24 kwietnia 1905 w Guthrie, Kentucky, zm. 15 września 1989 w Stratton, Vermont) – amerykański pisarz, poeta i krytyk literacki. W 1947 zdobył Nagrodę Pulitzera za swoją najbardziej znaną książkę „All the King's Men” (wydanie polskie: Gubernator), która została dwukrotnie zekranizowana: w 1949 (w Polsce pod tytułem „Gubernator”) i w 2006 (tytuł polski: „Wszyscy ludzie króla”).

Tłumaczenie/ Bronisław Zieliński

Język oryginału/ an-us „Meet Me in the Green Glen”

Tematyka/ Akcja rozgrywa się w Tennessee w 1950 roku i jest opowieścią o wtrącaniu się w czyjeś życie, niesprawiedliwości, uprzedzeniach, ksenofobii, morderstwach, samobójstwach i szaleństwie. Bohaterami są rolnik, samotna wiejska kobieta opiekująca się sparaliżowanym mężem, wędrowiec z Włoch, sędzia z małego miasteczka. Obrazy dominujące w powieści to ciemność, powódź i wpatrujące się gdzieś w dal błędne oczy oraz rzut abstrakcji w tożsamość, pamięć, szczęście i miłość, które łączą się ze sobą, a plon tego jest zdumiewający w swojej żywotności i mocy. Świadomość głównych bohaterów jest pusta, bezkształtna; żyją w z góry pojmowanym świecie tajemniczego piękna a zarazem i grozy.

Główny motyw/ Akcja książki rozgrywa się w zachodnim Tennessee, w latach pięćdziesiątych, a jej bohaterką jest kobieta czterdziestodwuletnia, która spędziwszy niemal pół życia na wiejskim odludziu jako opiekunka sparaliżowanego męża, odnajduje w sobie nagle zdolność do miłości. Rzeczywistość szybko rozwiewa jej sen o szczęściu i następuje tragiczny finał, w który uwikłani są czterej mężczyźni, podobnie jak Cassie, choć każdy na swój sposób, żyjący złudzeniami. Powieść cechuje typowa dla Penn Warrena wnikliwość psychologiczna oraz wrażliwość na kwestie moralne i społeczne.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nigdy jeszcze nie widział takiego miejsca, bo tutaj wydawało się, że wszystko , co się zdarzyło przedtem, nie zdarzyło się nigdy”.

„Mój drogi, ona posiada tę rzadką sztukę dawania mężczyźnie poczucia, że jest kochany dla siebie samego”.

„Bo, mój drogi, trzeba sztuki, by uzupełnić naturę (...)”.

„Sztuka jest wszystkim, a dobre kłamstwo jest warte milion faktów w każdym sądzie. Czy w każdym łóżku. Złudzenie jest jedyną prawdą”.

„Byłam młoda. Ale tylko przez krótki czas. A potem nagle już byłam stara. Nie było nic pośrodku. To, co większość ludzi ma między jednym a drugim, co mogłam mieć i ja – po prostu jakby ktoś to zdmuchnął”.

„Bo i jakże tamci, należący do realnego świata, mogliby kiedykolwiek wkroczyć w odosobnienie snu?”.

„Wiedział, że jeśli wyjdzie na świat, strach skoczy nań jak kot, który wskakuje na ramię od tyłu w ciemnościach”.

„Wiedziała to, bo zrozumiała nagle, czym było jej życie. Było odchodzeniem. Życie polegało na tym, że wszystko odchodziło od człowieka pozostawiając go w miejscu”.

„Jednakże teraz pojęła błyskawicznie, że niewiarygodne stało się rzeczą najwiarygodniejszą, i wiedziała, że jeśli rzeczywistość jest czymś nieuniknionym, chociażby nawet była niewiarygodna, to musi się w nią wierzyć”.

„Rozmyślała, jak ludzie potrafią płakać, jak łzy im ściekają po policzkach w owej błogości bycia sobą i posiadania czegoś do utracenia”.

„Sama była punktem stałym, od którego wszystko wiecznie odchodzi”.

„Jeżeli nie będzie nic czuła, to nic się nie zdarzy. A jeśli się nic nie zdarzy, nie będzie musiała nic czuć”.

„Przecież ja nigdy nie czułam się ładna... nigdy dotąd... a dziewczyna, powinna czuć się ładna... i strasznie jest być starą i nagle poczuć się ładną”.

„Wszystko było kłamstwem, które mówił samemu sobie”.

„Desperacja, matka odwagi”.

„To właśnie ostatecznie świadczyło, że jest to tylko sen, albowiem Leroy Lancaster odnosił zwycięstwa jedynie w snach”.

„(...) jeżeli się leży noc w noc w tym samym łóżku i wie, że dzień, który się przeżyło, jest taki sam jak ten, który przeżyje się jutro, i że ta noc będzie podobna do wszystkich innych nocy po dniach, które nadejdą, wówczas nie sypia się już tak dobrze”.

„Uciekał więc w pustą dal świata. Ale świat nie był pusty”.

„Ale groza polegała na tym, że nie było ucieczki od czegoś, tylko ku czemuś”.

„Sen jest kłamstwem, ale śnienie jest prawdą”.

             „Stuleciem Ameryki” nazwał w roku 1941 wiek dwudziesty Henry Luce, założyciel i wieloletni szef tygodnika „Time”. Choć użył tego zwrotu głównie po to, by zachęcić rodaków do wysiłku w wojnie, przewidział rosnący wpływ swojego kraju na resztę świata. Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone stały się nie tylko niekwestionowaną globalną potęgą militarną i ekonomiczną, lecz także atrakcyjnym wzorcem stosunków społecznych, stylu życia, sztuki, literatury i rozrywki.

             Kondycję literatury amerykańskiej w okresie po II wojnie światowej określa między innymi takie nazwisko jak Robert Penn Warren, należący do pokolenia twórców, które odmieniło oblicze literatury po obu stronach Atlantyku. Fabuła w większości książek Warrena polega przede wszystkim na poszukiwaniu przez idealistycznego narratora swojej tożsamości w atmosferze zamieszania lub niejasnych sytuacji życiowych. Poszukiwania te ostatecznie prowadzą do rozpoznania upadłego stanu świata, a co za tym idzie, „wrodzonej deprawacji” jaźni, by użyć sformułowania Victora Strandberga. Próbując przezwyciężyć poczucie wyobcowania spowodowane przez „walczące części psychiki”, typowy bohater Warrena przechodzi okres intensywnej autoanalizy, która idealnie prowadzi do niemal religijnego doświadczenia nawrócenia, odrodzenia i mistycznego uczucia jedności z Bogiem. To z kolei otwiera drzwi do dalszej wiedzy, nie tylko o sobie, ale także o świecie. Chociaż poszukiwanie tożsamości nie zawsze kończy się sukcesem, „pragnienie odtworzenia pierwotnego szczęścia [które istniało przed Upadkiem człowieka] jest zdaniem Warrena jedną z najgłębszych obsesji ludzkości”. Dlatego, jak to interpretują znawcy literatury, celem pisarstwa Warrena jest „dostarczenie przeglądu ludzkiej kondycji i wyjaśnienie lub odzwierciedlenie zawiłości egzystencji w świecie, w którym wiara w Boga zanikła. Sam pisarz określał siebie jako „tęskniącego”, sugerując, że chociaż nie wierzy w Boga, wierzy, że człowiek musi wypracować własne kody, według których będzie interpretował swoje życie i otaczającą go rzeczywistość. Jego zdaniem człowiek musi stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością obdartą zarówno z dobrotliwych, jak i złych intencji Boga oraz z żałosnego błędu romantyków. Pomimo trudności, jakie człowiek może napotkać w swojej egzystencji, Warren nie radzi rozpaczy ani nie stwierdza, że życie nie jest warte przeżycia. Twierdzi, że konieczne jest poznanie wszelkich możliwych odpowiedzi. Chociaż życie nie zawsze jest łatwe i przyjemne, Warren uważa, że warto się poświęcić, aby nadać swemu życiu sens.

             Zaabsorbowanie Warrena czasem i tym, jak szybko upływają lata, jak czas wpływa na pamięć, ujawnia się w jego szerokim wykorzystaniu retrospekcji, aby zilustrować często ironiczny charakter relacji między przeszłością a teraźniejszością. Krytycy uważają również, że obfitość szczegółów tła w jego książkach świadczy niemal o obsesji na punkcie przemijania. „Spotkajmy się w zielonej dolinie” to książka o życiu przegranym przez wszystkich bohaterów. Z drugiej strony — jest to jednak melodramat. Chociaż pierwsza połowa zaczyna się powoli, głęboko osadzona w małym zaścianku Tennessee, gdzie życie jest nie tylko biedne, ale także leniwe i bezkształtne, nieszczęście kumuluje się niemal ekstrawagancko. Cassie mieszka samotnie w zrujnowanym domu ze zrujnowanym widmem starszego mężczyzny, za którego wyszła za mąż, Sunderlanda, który od dwunastu lat jest nieruchomy po wylewie i leży na łóżku sparaliżowany. Angelo Passetto, Sycylijczyk z kartoteką więzienną, zatrzymuje się podczas deszczu przed domem Cassie i wkrótce zaczyna dzielić z nią łóżko, przebiera ją z szarych koszul nocnych i wszechobecnych swetrów w czarne koronkowe majteczki i „robi z niej kobietę” — w rzeczywistości „sprawił, że poczuła się piękna". Kobieta zmęczona życiem poczuła, że może jeszcze kogoś pokochać i może być przez kogoś kochana, nie wytrzymuje wewnętrznego napięcia. Sunderland, jej mąż, zostaje zadźgany nożem w łóżku. Jest zbrodnia, musi być też i kara. Proces sądowy doprowadza do egzekucji Angelo Passetto, mimo że Cassie, umieszczona w zakładzie psychiatrycznym, przyznaje się, że to ona popełniła tą zbrodnię. Tragedia i przemoc ciągną się aż do ostatecznego kroku — samobójstwa. I pomimo przejścia do codziennej rutyny mieszkańców Tennessee, powietrze jest gęste od straty, żalu i porażki. 


             Po upływie jakiegoś czasu ludzie przestali mówić o procesie. Po podnieceniu wywołanym egzekucją rozmawianie o nim stało się nieprzyjemne. Po pierwsze, jeżeli wyznanie tej „wariatki” było prawdą, stracono spośród nich wszystkich niewinnego człowieka. Możliwe, że nie był niewinny, jeżeli idzie o jego sentyment do „czarnuchów”, a zatem sam niewiele lepszy od „czarnucha”. Ale czy to wystarcza, żeby posłać człowieka na egzekucję? Można go było przecież zastrzelić w „obronie własnej”, można było zlinczować, jeżeli ludzie by się rozjątrzyli, ale egzekucja to jednak coś innego. Wiąże się z tym, czym jest prawo. Niemiło było rozmawiać na ten temat. Mieszkańcy przyłapywali się na mówieniu rzeczy, co do których nie byli zbyt pewni, szczególnie że w nie wierzyli, bez względu na to, po której stronie się opowiadali i co mówili. Winny czy niewinny – o tym niewygodnie było mówić także z innego względu. Było to nieprzyjemne. Było przykre. Przykro było wyobrazić sobie siebie samego sparaliżowanego, uwięzionego w sobie jak Sunderland mąż Cassie, tak jakby się było własną trumną, i pomyśleć, że ktoś nas dźwiga ostrożnie i pakuje nam nóż w plecy. Przykro było myśleć, że ten młody facet – ten Sycylijczyk – leżał w nocy z tą kobietą w rozpadającym się domu, kiedy w drugim pokoju był sparaliżowany jej mąż. I właśnie takie przykre uczucie sprawiało, że ludziom było nie w smak rozmawiać o procesie. Ale rzecz dziwna, to przykre uczucie kazało im pamiętać, nawet jeśli nie rozmawiali. Rozmyślali o tym wieczorami przed zaśnięciem. Albo też ktoś się budził przed świtem i zaczynał o tym myśleć. Mężowie mogli wracać do domu ze sklepu czy biura i nagle pomyśleć, że ich żony są coraz starsze i bezkształtne, a kiedy wchodzili do swoich domów, kobiety patrzyły na nich jak na obcych. Albo też uświadamiali sobie, że sami są starzy, i nagle zastanawiali się, co też się dzieje w głowach ich żon. Albo też, będąc kobietą, można było siedzieć w pokoju z okiennicami pozamykanymi przed upałem letniego popołudnia i zastanawiać się, że ta „wariatka” Spottwood dostała z życia coś, czego się nigdy nie miało, i wtedy przychodził żal, jak i poczucie straty i spóźnienia, bólu, na który nie miało się nazwy. Tak więc z tego żalu, nienazwanego smutku, nieokreślonej winy, z potrzeby odkupienia wszystkiego i zapomnienia o czymś popełnia się zbrodnię.

             Terminy, których C.G.Jung używa za Freudem do opisania natury Jaźni to świadomość i nieświadomość. Warren posługuje się innym terminem, który należy rozumieć w nieco szerszym znaczeniu – dwoistość życia. Dla Junga, piszącego w latach 30. XX wieku, człowiek sam, bez pomocy tradycyjnych fundamentów społecznych musi stawiać czoła problemowi swoich subiektywnych procesów emocjonalnych. Warren natomiast, pisząc swoje powieści kilka lat po publikacji Junga, próbuje zwrócić bohaterów ku sobie, lecz oni jakby zaślepieni skrzywdzeniem przez los szukają spełnienia poza sobą. Te dwie różnice samodzielności można łatwo zobaczyć w książce Warrena „Spotkajmy się w zielonej dolinie”. Niezwykłym osiągnięciem Warrena jest ciągłe kreowanie dramatu odkrywania siebie, w którym biorą udział bohaterowie. Z konieczności budują mosty między obrazem a abstrakcją, między rzeczami wyczuwalnymi a rzeczami przemyślanymi. Warren pozwala nam obserwować narodziny walki pojęć, ciała, które staje się słowem. W tym momencie przychodzi mi na myśl obraz „Dziewczyna w oknie” Salvadora Dali. Książka „Spotkajmy się w zielonej dolinie” zaczyna się, gdy Cassie jak dziewczyna z obrazu Salvadora Dali patrzy przez okno i doświadcza bezruchu, jakby epizodu somnambulizmu między wnętrzem, a tym co dzieje się na zewnątrz. Podobnie będzie milczała podczas procesu i skazania jej kochanka Angelo Passetto, rozglądając się po sali sądowej, takiego uczucia czytelnik będzie doświadczał przez całą powieść.

             Milczenie w tej powieści nie tylko emanuje z bohaterów, ale jest również widoczne w konstrukcji narracji. Najbardziej zauważalnym brakiem w tekście jest oczywiście opis morderstwa Sundera Spottwooda, które nigdy nie jest bezpośrednio przedstawione na kartach książki. To kluczowe wydarzenie ma miejsce jakby w szczelinie między rozdziałami 8 i 9. Dla Cassie Spottwood, istniejącej tak jak ona w stanie inercji, niewidzialności i ciszy, język po prostu nie może pomieścić ani nawet wskazać jej uczuć. Jej próby opisania słowami swoich emocji i zrozumienia swojego życia są niezręczne i zawiłe. Jej słowa są rzadko rozumiane, a czasem nawet nie słyszane przez tych, z którymi próbuje się porozumieć. Nawet jej szczere przyznanie się do winy na sali sądowej zostaje odrzucone, jakby nigdy nic nie mówiła.

             Czym jest tytułowa zielona dolina? Rajem? Mit zastosowany w narracji biblijnej o ogrodzie w Eden poprzez właściwą sobie wieloznaczność i wielopoziomowość poznania dobrze pozwala ukazać to, co dla objawienia biblijnego jest najważniejsze, czyli transcendentną rzeczywistość, która wkroczyła w ludzką historię. Dlatego w interpretacji każdego fragmentu Księgi Rodzaju 2,4b – 3,24 należy ciągle pamiętać o jego całościowej strukturze teologicznej, którą tworzą dwie równorzędne linie tematyczne. Pierwszą z nich jest motyw stworzenia, który obejmuje świat, mężczyznę, rajski ogród, istoty żywe, a w końcu kobietę i kończy się ustanowieniem instytucji małżeństwa jako symbolu harmonii i doskonałego przymierza Boga z ludźmi i ludzi między sobą (Rdz 2,4b-24). Natomiast druga to pełna teologicznej symboliki rekonstrukcja epizodu dotyczącego pokusy, występku i jego skutków, w którym kolejno bohaterami są wąż, Ewa, Adam i Bóg, a jego zwieńczeniem jest wypędzenie ludzi z raju (Rdz 3,1-24). Na ścisłe powiązanie obu tych narracji wskazuje przede wszystkim wspólny dla nich wątek drzewa poznania dobra i zła (Rdz 2,9.17; por. 3,1-6.11-12), co dowodzi ich dopełniania się w aspekcie literackim, tematycznym oraz teologicznym. U podstaw biblijnej relacji o tak zwanym upadku może tkwić pewien prastary mit o zazdrości i zemście bogów, którego treści możemy się tylko domyślać.

             Cassie i Angelo spotkali się w zielonej dolinie, gdzie nie ma Boga. Nie mogli w tej dolinie być ze sobą, żyć i tworzyć związek, nie mogli się ze sobą zestarzeć, być pochowani obok siebie. Ich miłość wzbudzała w ludziach zazdrość, ponieważ przekroczyli to, co nie podoba się bogom. Ich historia pokazuje, że nie ma czynów obojętnych, a każdy z nich z czegoś wynika i jest zaczątkiem lub elementem spirali wydarzeń. Historia tych dwojga jest brzemienna w skutki, bo dotyka fundamentalnych praw wolności i odpowiedzialności. Każde przekroczenie naturalnych lub ustanowionych praw może się wiązać z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Tak samo wejście na nowe, obce terytorium, gdzie rządzą nieznane nam prawa, niesie ze sobą ryzyko. To koszt przekroczenia granic naszej świadomości. Chcemy dobrego, ale życie zwykle dołącza do tego złą stronę medalu, w tym wypadku nakłania do morderstwa.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz