08 stycznia 2025

Krwawy południk

 

„Krwawy południk”

Cormac McCarthy

Autor/ Cormac McCarthy urodził się w 1933 roku w Stanach Zjednoczonych. Jego prawdziwe nazwisko to Charles Joseph McCarthy Jr., pochodził z katolickiej, irlandzkiej rodziny. Uważany jest za jednego z czterech najważniejszych pisarzy amerykańskich, określany jako następca Williama Faulknera stawia się go obok twórców takich jak Philip Roth, Don DeLilo czy Thomas Pynchon. McCarthy rzadko używał interpunkcji, zastępując nawet większość przecinków  i”, aby utworzyć polisyndetony. McCarthy zmarł w swoim domu w Santa Fe 13 czerwca 2023 roku w wieku 89 lat. Stephen King powiedział, że McCarthy był „być może największym amerykańskim powieściopisarzem moich czasów...”.

Tłumaczenie/ Robert Sudół

Tytuł oryginału/ en-us Blood Meridian, or the Evening Redness in the West

Tematyka/ „Krwawy południk” zaczyna się jak klasyczna powieść inicjacyjna. Oto młody bohater z głupiego, zagubionego dziecka staje się świadomym swojego losu okrutnikiem. I gdy już nam się wydaje, że mamy w ręku klucz do opowieści McCarthy’ego, ten szybko porzuca historię o dojrzewaniu na rzecz panoramy rodzących się w bólach i rzece krwi Stanów Zjednoczonych. Akcja książki toczy się bowiem w połowie XIX wieku, gdy bezwzględne gangi łowców skalpów polowały na Indian, ci zaś mordowali w odwecie bezbronnych pionierów.

Główny motyw/ Głównym bohaterem „Krwawego południka” jest bezimienny włóczykij „Dzieciak”. Poznajemy go, gdy w wieku 14 lat ucieka z domu i trafia do gangu bezwzględnych łowców skalpów dowodzonego przez psychopatycznego mordercę, „Sędziego”. McCarthy to mistrz zmiany sposobu opowiadania. Naturalistycznie przedstawione okrucieństwo ustępuje miejsca poezji rodem z „Boskiej komedii” Dantego. Dawno nie czytałem tak doskonale skomponowanej i przemyślanej powieści. Nie ma tu zbędnych słów, scen i postaci. Jest za to historia, którą interpretować można na wiele sposobów, a mimo to zdaje się wciąż nieuchwytna.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„A wiesz, co się dzieje z narodem, który nie potrafi się rządzić? Otóż to. Zjawiają się inni, którzy będą rządzić za niego”.

„Gniew boży na razie jest uśpiony. Zakryty został milion lat przed nastaniem człowieka i tylko w mocy człowieka jest go obudzić. Piekło nie zapełniło się jeszcze nawet w połowie”.

„Płoty z kości wytaczały ten skrawek zakurzonej ziemi, śmierć wydawała się jedyną cechą krajobrazu”.

„Ołtarze wywrócono, splądrowano tabernakulum, a wielki śpiący Bóg Meksykanów został wygnany ze swego złotego kielicha”.

„Tutaj, poza ludzkim osądem, każde przymierze było kruche”.

„Opatrzność mierzy i rozdziela dary wedle własnego uznania”.

„Ale gdzieś w dziele stworzenia ten świat musi się stykać z tym drugim”.

„Ale żaden człowiek nie zdoła zmieścić świata na kartkach książki”.

„Bo to od śmierci ojca syn ma tytuł i śmierci tej jest spadkobiercą w większej mierze niż jego majątku”.

„Prawda o jednym człowieku, powiedział sędzia, to prawda o innych”.

„Ale człowiek, który postanawia wywlec nić porządku z wielkiego gobelinu, na mocy tego postanowienia stanie się panem świata, a stając się nim, będzie mógł kształtować swój los na własnych warunkach”.

„Prawda o świecie, rzekł, polega na tym, że wszystko jest możliwe”.

„Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek już czekała na niego”.

„Ludzi boga i ludzi wojny łączą dziwne powiązania”.

„On jest nikim, powiedział dzieciak. Sam tak mówiłeś. Że ludzie zrobieni są z ziemi i prochu”.

„Ludzi nie łączy wspólny chleb powszedni, ale wspólni wrogowie, rzekł”.

Na początku chciałbym wyjaśnić, że mam nietypowy stosunek do przemocy. Z jednej strony odczuwam głęboki wstręt, gdy dowiaduję się o brutalnych morderstwach na świecie, z drugiej zaś dostrzegam estetyczny potencjał przemocy przedstawionej w fikcji literackiej. Szczególnie wtedy, gdy jest ona kreślona z wielką wprawą przez autora świadomego jej dydaktycznych możliwości. Takimi rękami dysponował Cormac McCarthy, który stworzył brutalne arcydzieła literackie, takie jak „To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Droga” czy „Krwawy południk” – właśnie o tej ostatniej książce jest ta recenzja.

„Krwawy południk” to obok „Drogi” i tak zwanej „trylogii pogranicza” jedno z najsłynniejszych dzieł McCarthy’ego. The New York Times uznał tę powieść za jedną z 25 najlepszych amerykańskich książek ostatnich dekad, a Harold Bloom umieścił ją wśród najwybitniejszych utworów prozatorskich XX wieku. W pełni zasłużenie.

Ten epicki fresk o dzikim zachodzie zachwyca rozmachem, a jednocześnie niezwykłą dbałością o szczegół. Jak to często bywa u McCarthy’ego, niepokoi, bo jego świat daleki jest od czarno-białych podziałów znanych z klasycznych westernów. Jeśli trzymać się tej kolorystycznej metafory, w „Krwawym południku” próżno szukać bieli – wszystko zdaje się tonąć w mroku. Cóż, nie da się ukryć, że poczucie humoru i ironia w książkach McCarthy’ego nie istnieje. To bardzo poważny pisarz, czasem nawet zbyt poważny, autor prozy, którą niegdyś określano mianem „męskiej”; literacki uczeń nie tylko Melville’a i Faulknera, ale również Conrada. „Krwawy południk” można przecież postrzegać jako kolejną wersję tematów podjętych w „Jądrze ciemności” (1902) – mamy tu podróż do źródeł zła, próbę uchwycenia sensu owego enigmatycznego i przerażającego horroru Kurtza[1], które stale nam się wymyka, kiedy się tylko do niego zbliżamy. „Krwawy południk” nie jest czystą fikcją – McCarthy oparł się na historii gangu niejakiego Johna Glantona, który grasował w połowie XIX wieku na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. Dotarł do wielu historycznych źródeł, przez co ta paraboliczna opowieść o istocie zła, w której krytycy dostrzegają wątki manichejskie i gnostyczne, jest także powieścią historyczną, rewizjonistycznym spojrzeniem na heroiczny okres historii Stanów Zjednoczonych, w którym amerykański ekspansjonizm zamieniał się w ideologię. Wtedy to zrodziła się filozofia „oczywistego przeznaczenia” – czyli przekonanie o misji cywilizacyjnej, jaką pod opieką opatrzności miało pełnić nowo powstałe państwo amerykańskie. John Joel Glanton przybył na Południowy Zachód z Tennessee jako złoczyńca ścigany przez prawo. Walczył w rewolucji teksaskiej i wojnie amerykańsko-meksykańskiej w mundurze Strażnika Teksasu. Słynął z brutalności. Nie uznawał autorytetu dowódców. Uciekł przed sądem wojskowym. Jego kobieta została zamordowana i oskalpowana przez Apaczów. Glanton uformował bandę. Dostał zlecenie od meksykańskich władz na oczyszczenie pogranicza z Apaczów. Gang Glantona mordował, gwałcił, skalpował, rabował na rozległym terytorium dzisiejszego Południowego Zachodu i północnego Meksyku. Jego ofiarami padały osady Apaczów, ale też innych pokojowych, niezbrojnych ludów. Później Meksykanów. Później Amerykanów. Żołnierz imieniem Samuel Chamberlain przez jakiś czas jechał z bandą Glantona. Spisał relację. Sto trzydzieści lat później Cormac McCarthy zamieszkał w teksaskim El Paso na granicy USA i Meksyku. Jeździł po pograniczu. Przeprawiał się przez Rio Grande do Chihuahua, Sonory, Coahuila. Przeczytał zapiski Chamberlaina.

Centralną postacią jest przyboczny Glantona, sędzia Holden. Potężny brutal, człowiek biegły w licznych językach, w naukach ścisłych, biologii, antropologii, w Piśmie Świętym, w dyplomacji, w rysunku, muzyce, tańcu, jeździectwie i strzelectwie. Morderca i gwałciciel dzieci. Potrafi wyczarować proch jak Szatan w „Raju utraconym” Miltona. Przywodzi na myśl Kurtza z „Jądra ciemności”. Obok niego jest bezimienny nastolatek, zwany w powieści „dzieciakiem”, który ucieka z domu w Tennessee i po długiej tułaczce trafia do Teksasu. Pewien swojej zwierzęcej siły i zwinności urządza burdę w lokalnej spelunce, czym zwraca uwagę mężczyzn rekrutujących ochotników do oddziału flibustierów, rozformowanych żołnierzy, którzy tropią Indian na ziemiach pogranicza. Chłopak zaciąga się do oddziału i rusza z nim na wojenną ścieżkę. Wkrótce grupa zostaje rozbita i zmasakrowana przez Komanczów – dzieciak cudem przeżywa. Aresztowany w meksykańskim miasteczku Chihuahua, spotyka niejakiego Toadvine'a, faceta, z którym wcześniej wdał się w bójkę pod teksańską knajpą. Toadvine i dzieciak podają się za doświadczonych łowców skalpów – dzięki temu zostają przyjęci do słynnej bandy Glantona. Owa zbieranina psychopatów, straceńców, życiowych rozbitków i przypadkowych amatorów męskich przygód otrzymuje od miejscowego gubernatora licencję na zabijanie Apaczów pustoszących okoliczne wioski – gubernator płaci grubymi dolarami od każdego zebranego skalpu. Pod wodzą Johna Joela Glantona, byłego żołnierza, obecnie gotowego na wszystko najemnika, oraz demonicznego sędziego Holdena, bezwłosego olbrzyma o szerokich horyzontach i sadystycznym usposobieniu, banda rozpoczyna dzieło zniszczenia... 


Czytelnik „Krwawego południka” w pierwszym rozdziale poznaje chłopaka i sędziego Holdena. Rozdział ostatni (przed epilogiem) kończy się opisem odrażającego morderstwa popełnionego na „dzieciaku”, wówczas już dorosłym, przez przekonanego o swojej demonicznej nieśmiertelności sędziego. Morderstwo ma być odebraniem chłopakowi autonomii. Sędzia, któremu dzięki olbrzymiej wiedzy, licznym talentom, przebiegłości i okrucieństwu udaje się uwieść, podporządkować lub unicestwić każdego, kogo spotka na swej drodze, nie może pogodzić się z tym, że chłopak nie chce zrzec się swojej autonomii, o której stanowi fundamentalna niezgoda na pogardę i nienawiść sędziego okazywaną wszystkiemu, co istnieje. Co prawda jako członek gangu kapitana Johna Glantona, wynajmowanego do zbrojnych akcji na terenie stanów Teksas, Chihuahua, Nowy Meksyk i Arizona, chłopak uczestniczy w rzeziach, lecz nigdy nie morduje dla przyjemności. Tymczasem masakry są na porządku dziennym i giną w nich – bez różnicy – Meksykanie, Indianie (Apacze i Komancze), żołnierze armii USA, samozwańczy stróże prawa, cywilni Teksańczycy, strażnicy leśni i policjanci stanowi, członkowie gangów i poszukiwacze złota. Postawa sędziego, któremu zabijanie sprawia przyjemność, budzi z czasem głęboki sprzeciw chłopaka. Gdy chłopak trafia do więzienia, nie ulega podszeptom sędziego, który proponuje mu wykupienie z aresztu; niedawny członek gangu, teraz przychodzący do więzienia w majestacie prawa, wzbudza w więźniu odrazę. Sędzia zawsze lokuje się na szczycie hierarchii: sprawuje władzę, kontroluje wiedzę i dysponuje środkami materialnymi. Chłopak natomiast po ucieczce z więzienia wiedzie surowe i znojne życie wędrownego kowboja, posłusznego bezlitosnym regułom pogranicza. Sędzia stwarza pozory, odgrywając człowieka szanowanego i zarazem budzącego trwogę, który mógłby uchodzić za filar społeczeństwa, natomiast „dzieciak” nieustannie ściera się z oporem materialnego świata, w którym żyje. Jest pozbawiony czułostkowości, a szacunek dla materialności istnienia decyduje o autonomii chłopaka. Sędzia Holden maskuje swoją brutalność inteligencją: zna się na filozofii, prawie, językach i naukach ścisłych. Jednak jego prawdziwa natura, niezależnie od tego, jak bardzo stara się ją ukryć, jest krwawa i odrażająca. Sędzia Holden jest ciekawy świata. W swoim notatniku zapisuje nazwy i informacje o przedmiotach, artefaktach, eksponatach archeologicznych, roślinach i zwierzętach, dodając do notatek ilustracyjne szkice. Ale nie zadowala go rola kolekcjonera, który buduje mikrokosmos jako model makrokosmosu. Odwzorowawszy obraz (przedstawienie) przedmiotu w notatniku, będącym rodzajem tekstowego gabinetu osobliwości, sędzia niszczy opisywaną rzecz: „Niemal w każdym osłoniętym miejscu kamień pokrywały pradawne malowidła, sędzia więc szybko stanął pośród nich, odrysowując co wyraźniejsze w swoim zeszycie, by zabrać wizerunki ze sobą. Przedstawiały ludzi, zwierzęta i łowy, zdarzały się też dziwaczne ptaszyska i tajemne mapy, i wytwory fantazji tak wybujałej, że usprawiedliwiały cały strach i wszystko inne, co przepełnia człowieka. Malowideł tych – z których część zachowała żywe kolory – były setki, a jednak sędzia chodził między nimi z dużą pewnością siebie, kopiując tylko te, które były mu przydatne. Gdy skończył, zostało jeszcze trochę światła, wrócił więc na półkę i posiedział tam chwilę, wpatrzony w rysunki na skale. Potem wstał i kawałkiem odłupanego rogowca starł malowidło, aż nie pozostał po nim żaden ślad prócz świeżych rys na kamieniu. Wziął zeszyt i wrócił do obozu”. Sędzia gra rolę demiurga kreującego makrokosmos poprzez rozstrzyganie o istnieniu lub nieistnieniu rzeczy. Materialna autonomia przedmiotu lub osoby przeczy demiurgicznej potędze sędziego. W rozmowie przy ognisku bohater stwierdza: „Wolność ptaków to dla mnie zniewaga. Zamknąłby wszystkie w ogrodzie zoologicznym”, „Skoro coś istnieje na tym świecie bez mojej wiedzy, istnieje bez mojej zgody”.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że „Krwawy południk” przejawia konserwatywne spojrzenie na naturę ludzką w odniesieniu do cywilizacji – przemoc zestawiona z kulturą. Brutalne pogranicze, będące scenerią powieści, leży poza granicami cywilizacji, gdzie króluje dzikość. Gwałtowne, dionizyjskie impulsy zostają wyzwolone tam, gdzie kultura traci swoje ograniczenia. Mężczyźni mogą tam zabijać, gwałcić, torturować i popełniać wszelkie możliwe akty szaleństwa. Jedynym ograniczeniem tego szaleństwa jest obecność wroga, który jest równie brutalny. To właśnie taka natura ludzka jest ukazana jako pierwotna. Gmach naszej nowoczesnej, miejskiej cywilizacji zdaje się jedyną barierą chroniącą nas przed takim upodleniem. Jest to konserwatywna wizja kultury w duchu Nowych Humanistów: jedynie wyrafinowanie kultury stoi na straży przed anarchią, podczas gdy ludzka natura pozostaje ponadczasowo brutalna.

Jednym z trzech epigrafów McCarthy'ego, otwierających książkę, jest cytat: „Clark, który poprowadził zeszłoroczną wyprawę do regionu Afar w północnej Etiopii, i Tim D. White, jego kolega z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, również stwierdzili, że powtórne oględziny znalezionej wcześniej w tym regionie skamieniałej czaszki sprzed trzystu tysięcy lat wskazują na oskalpowanie” (The Yuma Daily Sun, 13 czerwca 1982 roku). Jednak takie odczytanie „Krwawego południka” jest zbyt uproszczone. Na innym poziomie książkę można interpretować z zupełnie odmiennego punktu widzenia. Sędzia, postać przywodząca na myśl Iago Szekspira, wieloryba Melville’a czy pułkownika Kurtza z „Jądra ciemności” Conrada, jest najbardziej uczoną, wykształconą i cywilizowaną postacią w powieści. Poliglota i znawca wielu dziedzin nauki, w tym paleontologii i chemii, przenosi jednak deprawację na zupełnie nowy poziom. Za każdym razem, gdy gang Glantona odwiedza nowe miasto, ginie małe dziecko, co wyraźnie sugeruje pedofilię sędziego. W ten sposób staje się on literacką personifikacją „dialektyki oświecenia” Adorna i Horkheimera, odpowiednią dla epoki nuklearnej. Najdalej w połowie XX wieku stało się jasne, że optymistyczne oświeceniowe przepowiednie postępu nie spełniły się. Na powierzchnię wypłynęły wielkie rozbieżności: Kant obiecywał „wieczny pokój”, a zamiast niego pojawił się Auschwitz, Marksowi marzyło się „królestwo wolności”, a pojawił się „Archipelag GUŁag”. Cóż zatem sprawiło, że rzeczywistość nie pokrywała się z piękną teorią Oświecenia? To pytanie zajmowało wówczas wielu myślicieli, w pierwszej linii głównych pionierów tak zwanej „teorii krytycznej”, Maxa Horkheimera i Theodora W. Adorno. Zagłada nie jest jednym z wielu przykładów okropności wojny czy też potworności ludzkiej natury, krwawych konfliktów i rzezi, lecz stanowi okno na nowoczesną cywilizację. Sędzia z „Krwawego południka” dowodzi, że materializm i racjonalizm nie stanowią lekarstwa na szaleństwo, lecz raczej ścieżkę prowadzącą ku nihilizmowi. McCarthy podkreśla to w dialogach, z których jeden mógłby pochodzić wprost od Nietzschego: „Prawo moralne jest wynalazkiem ludzkości mającym na celu odczarowanie potężnych na rzecz słabych. Prawo historyczne obala ją na każdym kroku. Pogląd moralny nigdy nie może być udowodniony jako dobry lub zły przez żadną ostateczną próbę”.

Czy więc „Krwawy południk” prezentuje konserwatywne postrzeganie natury ludzkiej w odniesieniu do cywilizacji, czy może jest wyrazem romantycznej krytyki postępu naukowego? McCarthy, jako powieściopisarz, nie oferuje jednoznacznego stanowiska etycznego. Powieść jest ambiwalentna i ironiczna. Nawet etyka sędziego, której nie należy utożsamiać z poglądami autora, jest pełna sprzeczności. Sędzia, choć momentami wydaje się uosobieniem barbarzyństwa nowoczesności, łączy racjonalizm z atawistyczną tendencją ku przednowoczesności. Jako wykwalifikowany tancerz, sędzia postrzega życie jako kosmiczny taniec, w którym wojna nadaje życiu sens, często w niewytłumaczalny sposób łączy to, co kosmologiczne, z tym, co naturalne. Być może właśnie w tym tkwi filozoficzne stanowisko „Krwawego południka” – przypominające podejście Jacques’a Derridy, który podważa binarność metafizyczno-fizyczną. A może i nie.
             Cormac McCarthy w „Krwawym południku” kreuje wizję piekła, która wykracza poza tradycyjne wyobrażenia religijne. Piekło McCarthy’ego to przestrzeń świecka, gdzie krajobraz staje się metaforą ludzkiej natury i jej destrukcyjnych skłonności. Jest to pustynia bez kresu, przestrzeń, gdzie wszystko, co żywe i martwe, wpisuje się w mroczny spektakl niekończącej się walki. Piekło to nie tylko miejsce, ale stan bycia – przerażający portret naszej kondycji, gdzie zniszczenie jest nieodłączną częścią istnienia.

Centralnym punktem narracji jest wojna – pierwotna, nieuchronna i wieczna. Sędzia Holden, jedna z najbardziej diabolicznych postaci literatury, postrzega ją jako zasadę rządzącą światem, transcendentny porządek, który istniał przed człowiekiem i będzie istnieć po nim. W swoim złowieszczym monologu, w rozdziale siedemnastym, kreśli filozofię wojny jako odwiecznego „handlu”, w którym ludzkość jest zarówno twórcą, jak i uczestnikiem. Jego słowa wywołują niepokój, sugerując, że wojna jest nie tylko nieunikniona, ale także w jakiś sposób integralna dla naszej egzystencji. „Nie ma znaczenia, co ludzie myślą o wojnie, odparł sędzia. Wojna przetrwa. Równie dobrze możecie zapytać ludzi, co myślą o kamieniu. Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek, już czekała na niego. Wojna to rzemiosło najwyższej rangi, czekające na swojego najznamienitszego rzemieślnika. Tak było i tak będzie. Tak, nie inaczej”.

Krajobraz, przez który wędrują bohaterowie, staje się odbiciem tych myśli – zrujnowane przestrzenie, przypominające zgliszcza piekła, to jednocześnie scenografia i świadectwo ludzkiej brutalności. Opis malpais – martwej ziemi wulkanicznej – pełen jest obrazów przypominających dno piekła: zaschnięta lawa, popękana niczym zaschnięta krew, bursztynowe szkło jak relikty zaginionych legionów, przypomina ostateczne zniszczenie. „Nazajutrz przekroczyli na piechotę malpais, prowadząc konie po jeziorze magmy, całym spękanym i czerwono-czarnym niczym niecka zakrzepłej krwi, przemierzając tą złą krainę ciemnobursztynowego szkliwa jak niedobitki jakiegoś szarego legionu gramolące się z ziemi przeklętej. (…) Przebyli żużlową krainę spieczonego szlamu i popiołów wulkanicznych, niepojętą jak wypalone dno piekła, i wspięli się po niskim łańcuchu jałowych granitowych pagórków na nagi cypel, gdzie sędzia, orientując się wedle widocznych elementów krajobrazu, wytyczył nową marszrutę”.

McCarthy nie oferuje odpowiedzi ani ukojenia. Jego teleologia, skupiona na końcu, a nie na początku, zdaje się sugerować, że ludzkość zmierza ku samozagładzie, nieuchronnej i od dawna zaplanowanej. To pesymistyczna wizja świata, w którym nie ma miejsca na odkupienie, a piekło nie jest miejscem, lecz doświadczeniem – stanem, z którego nie ma wyjścia.

 

 


[1] W polskim przekładzie Anieli Zagórskiej słynne ostatnie słowa Kurtza (ang. The Horror! The Horror!) brzmią „Zgroza! Zgroza!”; Joseph Conrad, Jądro ciemności.

 

07 stycznia 2025

Droga

 

„Droga”

Cormac McCarthy

Autor/ Cormac McCarthy, pisarz amerykański, autor 10 powieści, laureat nagrody Pulitzera, często nazywany następcą Williama Faulknera. Charles Joseph McCarthy, Jr przyszedł na świat 20 lipca 1933 roku w Providence, w stanie Rhode Island. Cormac McCarthy to autor, którego twórczość cechuje mistrzowskie balansowanie na granicy gatunków literackich. Jego powieści, łączące w sobie elementy westernu, thrillera i dramatu, są nasycone atmosferą desperacji, przemocy, ale także głębokiej refleksji nad istotą człowieczeństwa. Jego książki są nie tylko bestsellerami, ale również zdobyły wiele prestiżowych nagród, w tym Nagrodę Pulitzera za powieść „Droga”. Zmarł 13 czerwca 2023, Santa Fe, Nowy Meksyk, Stany Zjednoczone.

Tłumaczenie/ Robert Sudół

Tytuł oryginału/ en-us The Road

Tematyka/ Książka McCarthy’ego to zgodnie z tytułem powieść drogi. Bohaterowie przemierzają rumowisko świata, mimo iż podróż wcale nie obiecuje czegoś lepszego. W gruncie rzeczy najważniejsza jest sama wędrówka, bo cóż robić innego, gdy wszystko wokół przypomina najgorszy koszmar. Zawsze można się łudzić, że za następnym wzgórzem zobaczymy scenerię przypominającą stare dobre czasy: słońce, kwiaty i ludzi – z irytującymi obsesjami i fobiami, ale w zasadzie znośnych, a nawet życzliwych. Czytelnik też tego wyczekuje, ale tak jak i bohaterom, również jemu nie będzie dany moment wytchnienia.

Główny motyw/ W „Drodze”, powieści, w której Cormac McCarthy opisuje podróż ojca i syna przez zniszczone w wyniku nieznanej katastrofy bezkresne przestrzenie Stanów Zjednoczonych, do ostatnich stron nie mówi o przyczynach tragedii. Nie ma tam wielkich eksplozji, pożarów czy potopu. Nie pojawia się żaden opis zniszczenia. Czytamy jedynie o tym, co pozostało: o wiecznie padającym deszczu i śniegu, niebie zasnutym warstwą ciemnych chmur, przejmującym zimnie, zalegających wszędzie hałdach popiołu, brudnej, zatęchłej wodzie, martwych zwierzętach, pustych ruinach domów i wyschniętych na wiór ludzkich trupach. Pośród tego wszystkiego krążą bezładnie nieliczne gromadki wygłodniałych kanibali i nasi bohaterowie – bezimienni i osamotnieni. Każdy dzień jest podobny do następnego. Poszukiwanie resztek jedzenia, miejsca, w którym można się bezpiecznie ukryć i kolejne etapy marszu na południe, gdzie być może da się jeszcze żyć.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu: 

„Pamiętaj, że to, co wpuszczasz do głowy, pozostaje w niej na zawsze, powiedział. Warto, byś się nad tym zastanowił. Ale czasem przecież coś zapominamy, prawda? Zapominamy to, co chcemy pamiętać, a pamiętamy to, o czym chcielibyśmy zapomnieć”. 

„Powiedział, że dla człowieka znajdującego się w niebezpieczeństwie właściwymi snami są sny o niebezpieczeństwie, a cała reszta to gnuśność i śmierć”. 

„Pytanie: Czym się różni to, czego nigdy nie będzie, od tego, czego nigdy nie było?”. 

„Przyszło mu do głowy, że być może w dziejach świata było więcej kary niż zbrodni, ale słabą czerpał z tego pociechę”. 

„Wszystkie rzeczy pełne wdzięku i piękna, które są bliskie sercu człowieka, mają wspólne źródło w cierpieniu. Rodzą się w żałości i popiele”. 

„Wcale nie ocaleliśmy. Jesteśmy żywymi trupami w horrorze”. 

„Mówi się, że kobiety śnią o niebezpieczeństwach zagrażających tym, którymi się opiekują, a mężczyźni  śnią o niebezpieczeństwach zagrażającym im samym”. 

„Czas dany na kredyt i świat dany na kredyt, i oczy na kredyt, by go nimi opłakiwać”. 

„Pomyślał, że każde przywołane wspomnienie jest niechybnie aktem przemocy wobec pierwowzoru”. 

„To, co zamierzasz we wspomnieniach, ma jeszcze swoją realność, znaną lub nie”. 

„Ludzie zawsze myślą o jutrze. Ja w to nie wierzyłem. Bo jutro nie myślało o nich. Nawet nie wiedziało, że są”. 

„Gdy umierasz, to tak, jakby umierali też inni”. 

„Boga nie ma, a my jesteśmy jego prorokami”. 

„Tam, gdzie ludzie nie mogą żyć, słabo wiedzie się również bogom”. 

„Mam nadzieję, że powiedziałeś nieprawdę, bo bycie w drodze z ostatnim bogiem byłoby straszne, więc mam nadzieję, że to nieprawda”. 

„Gdy wszyscy wreszcie umrzemy, zostanie już tylko śmierć, a wtedy jej dni też będą policzone”. 

„Ludzie oblewali wszystkie [węże] benzyną, żeby je spalić żywcem, nie mając innego leku na zło jak tylko zniszczyć to, co postrzegali jako jego wizerunek”. 

„Niewiele nocy przeleżał w mroku, kiedy to nie zazdrościł umarłym”. 

„(…) ich wędrówkę można zmierzyć jedynie za pomocą światła, które nieśli”. 

Cormac McCarthy to autor, którego książki dostarczają wyjątkowej satysfakcji czytelniczej, nawet jeśli jest to satysfakcja pełna smutku, gdyż zmuszają do refleksji nad naszym miejscem w pustym wszechświecie. McCarthy w swojej twórczości uchwycił pewien moment w dziejach ludzkości i literatury – poczucie końca, pustki i bezsensu, które są wszechogarniające i przytłaczające. „Droga” to epicka, nagrodzona Pulitzerem opowieść o człowieku, który stara się ocalić siebie i swojego syna w ponurym postapokaliptycznym świecie. Ojciec i syn (których imion nigdy nie poznajemy) wędrują na południe, próbując dotrzeć do wybrzeża. Przemierzają góry, gdzie wszystko jest wypalone, pokryte popiołem i okopconym śniegiem. Życie niemal zniknęło – poza garstką ocalałych, jest wieczny chłód, a słońce nigdy nie prześwituje przez zasłonę mgły.

Ojciec i syn żyją w tym postapokaliptycznym świecie od lat, jednak zostają zmuszeni do wyruszenia w drogę. Mężczyzna pcha przed sobą wózek sklepowy ze skromnym dobytkiem, przeszukuje puste domy w poszukiwaniu jedzenia, nocują z chłopcem w zimnych lasach na wilgotnych liściach. Nikomu nie mogą ufać – ludzie stali się dzicy i polują na innych ocalałych. Są całkowicie zależni od siebie nawzajem, jeśli chodzi o przetrwanie, co stanowi istotę tej historii. „Droga” opowiada o silnej więzi między ojcem a synem oraz o tym, jak daleko ojciec jest w stanie się posunąć, by chronić swoje dziecko w obliczu straszliwych przeciwności.

Czasem zastanawiałem się, czy ojciec postępuje słusznie. Czy utrzymując syna przy życiu, nie skazuje go na życie pozbawione radości i pełne nędzy? Może ta długa podróż symbolizowała jego niesłabnącą nadzieję, że gdzieś w zrujnowanym świecie jest miejsce, w którym mogliby żyć godnie? Chociaż źródło zniszczenia nie zostało ujawnione, wiele wskazuje na wojnę nuklearną, która pogrążyła świat w lodowatej, szarej zimie. McCarthy opisał ją tak sugestywnie, że podczas czytania nieraz zaskakiwało mnie, gdy po podniesieniu wzroku dostrzegałem promienie słońca wpadające przez okno. Prawie jestem pewien, że właśnie tak będzie wyglądał koniec świata.

Oto w „Drodze” jest świat po końcu naszego, świat, w którym nie ma już żadnej formy ludzkiego społeczeństwa, a więc żadnego projektu, kontraktu. Właściwie nie jesteśmy pewni, czy słowo „świat” jest tu w ogóle adekwatne. „Świat” to przecież pojemny termin, który zakłada rozległy, funkcjonującym zarówno historycznie, jak i synchronicznie system praktyk społecznych. Oto śledzimy losy ojca i syna, których egzystencja przypada na lata po bliżej nieokreślonej, choć definitywnie katastrofalnej, prawdopodobnie ekologicznej w charakterze tragedii, która unicestwiła biologiczną żywność planety Ziemia. Wyobraźmy więc sobie „życie” – życie ludzi – na tle postępującej, a właściwie już dokonanej śmierci planety. Śmierć, ta która działa w warstwie materialnej, zmieniając Ziemię powoli, lecz nieubłaganie w grudę nieożywionej materii, ma swoje dewastujące skutki dla ludzkości.

Mamy tu zatem opowieść osadzoną w samym sercu kondycji utraconego świata, być może katastroficzną, lecz zmuszającą do przemyślenia zarówno konwencji przedstawienia „katastrof” (często utożsamianych wyłącznie z apokalipsą), jak i samego gatunku powieści – rozumianego jako dzieło zajmujące się „przedstawieniem” świata. Trudno jednak uznać „Drogę” za powieść postapokaliptyczną w sensie napominania ekologicznego. Katastrofa, której skutki obserwujemy w fabule, wydaje się być wynikiem załamania ekosfery, prawdopodobnie związanym z działalnością człowieka.

Wyniki trzech badań opublikowanych w Nature i Nature Geoscience wskazują, że zarówno tzw. średniowieczne optimum klimatyczne (ocieplenie między X a XIII w.), jak i „mała epoka lodowcowa” (ochłodzenie z kulminacją w XVII w. w Europie Zachodniej) miały ograniczony zasięg i zmienny charakter. Współczesne globalne rekordy ciepła, bite rok po roku na całym świecie, nie mają analogii w historii klimatu. Analiza 700 próbek pobranych z drzew, lodowców i osadów wskazuje, że globalne ocieplenie nie jest elementem naturalnego cyklu klimatycznego. Jak zauważa prof. John Cook, autor bloga Skeptical Science analizującego argumenty w debacie klimatycznej, od 91 do 100% naukowców zgadza się, że wzrost temperatury to efekt działalności człowieka.

Według Ericha Auerbacha, niemieckiego romanisty i filologa, autora monumentalnego dzieła Mimesis – jednego z najważniejszych opracowań poświęconych zachodniemu realizmowi – historia „królów i generałów” odchodzi w zapomnienie, ustępując miejsca historii mas. To masy, często postrzegane jako „ślepe” i „nieme”, stają się kluczowym czynnikiem w kształtowaniu dziejów. Nie dostrzegają one często złożonej natury wydarzeń, w których uczestniczą, ani historycznych mechanizmów, które do nich doprowadziły. Niemniej jednak ich siła – napędzana mediami społecznościowymi – potrafi tworzyć alternatywną, czasem fałszywą rzeczywistość, czego boją się politycy.

Przykładem jest sprawa z Wielkiej Brytanii z lata 2024 roku: dziewczynki, które zginęły, nie zostały zamordowane przez imigranta, lecz przez obywatela urodzonego w Cardiff. Mimo szybkiego ujawnienia tego faktu, fale antyimigranckich protestów przetoczyły się przez kraj. Podobnie, teza o ludobójstwie rzekomo dokonywanym przez Izrael w Gazie, promowana przez RPA w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości, choć jawnie polityczna i oparta na wsparciu dla Hamasu, nie powstrzymała fali antyizraelskich protestów.

Jak to możliwe, że tak wielu ludzi wierzy w fałszywe informacje i podejmuje na ich podstawie działania polityczne? Ten sam mechanizm dotyczy mas, które negują zmiany klimatyczne. Niechęć do wyrzeczeń na rzecz ochrony klimatu była widoczna podczas protestów żółtych kamizelek we Francji sześć lat temu, a także w niedawnych protestach rolników. Ujawniała się również w wynikach ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego, gdzie zielone partie straciły poparcie na rzecz ugrupowań prawicowych, przedstawiających się jako obrońcy „zwykłych obywateli” przed wyrzeczeniami związanymi z polityką klimatyczną. 


Cóż jednak począć z miejscem takim, jakie oglądamy w „Drodze”, czyli miejscem wyrzuconym poza nawias czasu, historii, jakiegokolwiek „planu”? Oczywiście obecność – lub nieobecność – Boga jest jedną z tajemnic tej powieści. Zakładam jednak, że nawet jeśli Cormac McCarthy prowadzi tu namysł religijny – a wyraźnie tak jest – to wyjdzie on poza wizję Boga jako Absolutu i rozumnego sprawcy dziejów. Taki Bóg wydaje się niemożliwy od samego początku powieści – taki Bóg to projekt poprzedniego świata, który powieściowy ojciec pamięta tylko w snach, snom tym już nie ufając. Jak zatem ma działać „przedstawienie” i „realizm” tego miejsca?

McCarthy bada naturę i źródła ludzkich impulsów oraz intuicji moralnych, które prowadzą bezimiennych bohaterów do dalszego życia i zachowania postaw moralnych. W powieści „Droga” kierunkowskazami dla siebie są ojciec i syn, „jeden całym światem drugiego”, choć jak się okaże, to syn jest jej centrum etycznym, zwiastunem moralności w niemoralnym świecie, być może ostatnim dzieckiem urodzonym na tej ziemi. Ojciec czuje w sobie obowiązek chronienia syna, który jest dla niego kompasem moralnym. To, co jest charakterystyczne dla podtrzymania etyki w czasach, w których mało kto pamięta o moralności, to „stare historie o odwadze i sprawiedliwości”, jakie opowiada ojciec synowi. Opowiadanie historii spełnia w tym kontekście funkcję moralną. W tej powieści autor zadaje czytelnikom dużo więcej pytań: Czy nieobecność Boga w postapokaliptycznym świecie wpływa na jej kształt? Na gruncie jakiego konfliktu moralnego powieść jest skonstruowana? Jaki jest kodeks moralny dobrych ludzi, który reprezentują bohaterowie powieści? Czy ich wędrówka przez spustoszone przez kataklizm terytorium Ameryki ma jakikolwiek sens? Jaka jest racja bycia moralnym w niemoralnym świecie?

Bezdroża Drogi składają się z dwóch światów: moralnego heroizmu i nihilizmu. „Spopielone trupy skurczone do wielkości dziecka, siedzące na gołych sprężynach foteli. Dziesięć tysięcy marzeń zamkniętych w grobowcach ich zwęglonych serc. Szli dalej. Krocząc po martwym świecie jak szczury po kołowrotku. Noce śmiertelnie ciche i jeszcze śmiertelniej czarne”. Postapokaliptyczny świat to „jałowa, cicha, zapomniana przez Boga kraina”. Na nieobecność w niej Boga wskazuje rozmowa ojca i syna z napotkanym przypadkowo starcem o imieniu Ely[1] (jest to jedyne imię, jakie pojawia się w tym bezimiennym świecie), który mówi wprost: „Boga nie ma, a my jesteśmy jego prorokami”. Słowa te jednak stoją w pewnej sprzeczności z przekonaniami ojca, który już na samym początku powieści w następujący sposób określa swoją relację z dzieckiem: „Wiedział tylko, że dziecko to jego racja bytu. (...) Jeśli nie jest słowem Bożym, to Bóg nigdy nie przemówił”. Deklaracja ojca, choć wyrażona w sposób hipotetyczny, sugeruje, że albo jego syn jest słowem Boga, albo wszechświat jest pozbawiony Boga. Gdy ojciec pyta Eliego, co by powiedział na to, gdyby jego syn okazał się bogiem, starzec nie chce dopuścić do siebie takiej myśli: „Tam, gdzie ludzie nie mogą żyć, słabo wiedzie się również bogom. Przekonasz się. Najlepiej być samemu. Mam nadzieję, że powiedziałeś nieprawdę, bo bycie w drodze z ostatnim bogiem byłoby straszne”. Ostatni bóg oznaczałby istnienie ostatniej wartości lub ostatniej instancji odwoławczej, której śmierć byłaby równoznaczna ze śmiercią wartości.

Wyróżnia ich to, że na ciemnych i opustoszałych drogach niosą ogień, jednak nie dosłownie, lecz symbolicznie: „Ich wędrówkę można zmierzyć jedynie za pomocą światła, które nieśli”. Co oznacza ta metafora? Ogień może oznaczać dobro lub przynajmniej pragnienie bycia dobrym w świecie, w którym ludzie nie mają oporów przed pożeraniem siebie. Ogień jest również czymś, co podtrzymuje ich przy życiu: ogrzewa, chroni przed zimnem. Ogień jednak może być także rozumiany jako podstawa cywilizacji, choć w powieści McCarthy’ego jest to dwuznaczne: ogień spustoszył ziemię, spalił ją zostawiając martwą, a zatem może oznaczać równie dobrze destrukcję cywilizacji. Jednak w wypadku ojca i syna bardziej słuszna wydaje się pierwsza interpretacja. Tak jak Prometeusz wykradł Zeusowi ogień i podarował go ludzkości, tak bohaterowie „Drogi” podtrzymują się nawzajem zapewnieniem: „Bo my niesiemy ogień”. Niosą ogień, więc nic złego się im nie stanie i oni sami nie uczynią nic złego innym: „My nigdy nikogo nie zjemy, prawda?”, „bo my jesteśmy dobrzy ludzie (...). I niesiemy ogień”. Kiedy ojciec umiera, daje synowi ostatnie wskazówki: „Idź na południe. Rób wszystko tak, jak robiliśmy razem. (...) Musisz odnaleźć dobrych ludzi, ale nie wolno ci ryzykować. (...) Ty musisz nieść dalej ogień”. Kiedy chłopiec odpowiada, że nie wie, jak ma nieść ogień, nie wie, czy on jest prawdziwy, i nie wie, gdzie się znajduje, ojciec przerywa te wątpliwości: „Wiesz. Jest w tobie. Zawsze tam był. Widzę go”. Tylko dobrzy ludzie niosą ogień, dlatego ojciec motywuje syna, aby się nie poddawał po jego odejściu: „Jesteś najlepszym facetem na świecie. Zawsze byłeś. Gdy mnie zabraknie, i tak będziesz mógł ze mną rozmawiać. Będziesz mógł do mnie mówić, a ja będę mówił do ciebie”. Wiara w dobro i nadzieja na jego triumf pozostają w powieści McCarthy’ego do końca. „Kto odnajdzie tego małego chłopca? Dobro go odnajdzie. Zawsze tak było. I zawsze tak będzie”. Wydaje się, że odnalezienie rodziny, jaka zaopiekuje się chłopcem po śmierci ojca, jest wypełnieniem tych słów. Więź syna z ojcem – rozmowa z nim i pamięć o nim – są gwarancją, że na zgliszczach starego świata tli się nadzieja na powstanie nowego świata. Syn jest prorokiem nadziei, symbolem cywilizacji i etyki dobra, która będzie kontynuowana przez niesienie ognia dalej.

Jak pisze Erik Wielenberg, amerykański pisarz i profesor filozofii na Uniwersytecie DePauw w Greencastle w stanie Indiana, jedną z lekcji „Drogi” jest to, że pytanie, czy Bóg istnieje, nie jest tak ważne, jak mogłoby się wydawać, szczególnie z punktu widzenia moralności i sensu życia. Kodeks moralny dobrych ludzi jest prosty, łatwo rozpoznawalny i uniwersalny. Nie należy do jakiejś poszczególnej tradycji religijnej. Niezależnie od tego, czy Bóg istnieje, czy nie, i niezależnie od tego, czy potrafimy to uzasadnić, najbardziej wartościowym odniesieniem do drugiego jest miłość, i dobrym powodem za tym, aby być moralnym, jest to, że postępowanie moralne jest jedynym sposobem na osiągnięcie miłości, która dostarcza więzi z innymi. Za niemoralność płaci się cenę samotności[2]. Myślę, że w „Drodze”, powieści niezwykle mrocznej i przygnębiającej, dochodzi do niemal teologicznego ustawienia całkowitej niezależności form narracyjnych od wszelako pojętych dziejowych konieczności. Jako niecharakterystyczna powieść postapokaliptyczna, nieroszcząca sobie prawa do ekologicznego lamentu, „Droga” jest przede wszystkim przejmującym badaniem samego stanu utraty świata, utraty, która – takie jest wrażenie lekturowe – jest nam o wiele bliższa i współczesna, niż byśmy woleli sądzić, która działa na nas samych już dziś.

 

 

 


[1] Warto podkreślić, że słowo Eli znaczy po hebrajsku „Mój Bóg” i pojawia się w charakterystycznej biblijnej frazie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” („Eli, Eli, lema sabachthani?”, zob. Mt 27, 46–47).

[2] Wielenberg E.J. (2010), God, Morality, and Meaning in Cormac McCarthy’s ‘The Road’, „Cormac McCarthy Journal” 8, s. 1–16 https://journals.tdl.org/ cormacmccarthy/index.php/cormacmccarthy/article/view/2234 [01.10.2014].