„Krwawy
południk”
Cormac McCarthy
Autor/
Cormac McCarthy urodził się w 1933 roku w
Stanach Zjednoczonych. Jego prawdziwe nazwisko to Charles Joseph McCarthy Jr.,
pochodził z katolickiej, irlandzkiej rodziny. Uważany jest za jednego z
czterech najważniejszych pisarzy amerykańskich, określany jako następca
Williama Faulknera — stawia się go obok twórców takich jak
Philip Roth, Don DeLilo czy Thomas Pynchon. McCarthy rzadko używał
interpunkcji, zastępując nawet większość przecinków „i”,
aby utworzyć polisyndetony. McCarthy zmarł w swoim domu w Santa Fe 13 czerwca
2023 roku w wieku 89 lat. Stephen King powiedział, że McCarthy był „być może
największym amerykańskim powieściopisarzem moich czasów...”.
Tłumaczenie/
Robert Sudół
Tytuł oryginału/ en-us Blood
Meridian, or the Evening Redness in the West
Tematyka/
„Krwawy południk” zaczyna się jak
klasyczna powieść inicjacyjna. Oto młody bohater z głupiego, zagubionego
dziecka staje się świadomym swojego losu okrutnikiem. I gdy już nam się wydaje,
że mamy w ręku klucz do opowieści McCarthy’ego, ten szybko porzuca historię o
dojrzewaniu na rzecz panoramy rodzących się w bólach i rzece krwi Stanów
Zjednoczonych. Akcja książki toczy się bowiem w połowie XIX wieku, gdy
bezwzględne gangi łowców skalpów polowały na Indian, ci zaś mordowali w odwecie
bezbronnych pionierów.
Główny
motyw/ Głównym bohaterem „Krwawego południka”
jest bezimienny włóczykij „Dzieciak”. Poznajemy go, gdy w wieku 14 lat ucieka z
domu i trafia do gangu bezwzględnych łowców skalpów dowodzonego przez
psychopatycznego mordercę, „Sędziego”. McCarthy to mistrz zmiany sposobu
opowiadania. Naturalistycznie przedstawione okrucieństwo ustępuje miejsca
poezji rodem z „Boskiej komedii” Dantego. Dawno nie czytałem tak doskonale
skomponowanej i przemyślanej powieści. Nie ma tu zbędnych słów, scen i postaci.
Jest za to historia, którą interpretować można na wiele sposobów, a mimo to
zdaje się wciąż nieuchwytna.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„A
wiesz, co się dzieje z narodem, który nie potrafi się rządzić? Otóż to.
Zjawiają się inni, którzy będą rządzić za niego”.
„Gniew
boży na razie jest uśpiony. Zakryty został milion lat przed nastaniem człowieka
i tylko w mocy człowieka jest go obudzić. Piekło nie zapełniło się jeszcze
nawet w połowie”.
„Płoty
z kości wytaczały ten skrawek zakurzonej ziemi, śmierć wydawała się jedyną
cechą krajobrazu”.
„Ołtarze
wywrócono, splądrowano tabernakulum, a wielki śpiący Bóg Meksykanów został
wygnany ze swego złotego kielicha”.
„Tutaj,
poza ludzkim osądem, każde przymierze było kruche”.
„Opatrzność
mierzy i rozdziela dary wedle własnego uznania”.
„Ale
gdzieś w dziele stworzenia ten świat musi się stykać z tym drugim”.
„Ale
żaden człowiek nie zdoła zmieścić świata na kartkach książki”.
„Bo
to od śmierci ojca syn ma tytuł i śmierci tej jest spadkobiercą w większej
mierze niż jego majątku”.
„Prawda
o jednym człowieku, powiedział sędzia, to prawda o innych”.
„Ale
człowiek, który postanawia wywlec nić porządku z wielkiego gobelinu, na mocy
tego postanowienia stanie się panem świata, a stając się nim, będzie mógł
kształtować swój los na własnych warunkach”.
„Prawda
o świecie, rzekł, polega na tym, że wszystko jest możliwe”.
„Wojna
była zawsze. Zanim nastał człowiek już czekała na niego”.
„Ludzi
boga i ludzi wojny łączą dziwne powiązania”.
„On
jest nikim, powiedział dzieciak. Sam tak mówiłeś. Że ludzie zrobieni są z ziemi
i prochu”.
„Ludzi
nie łączy wspólny chleb powszedni, ale wspólni wrogowie, rzekł”.
Na
początku chciałbym wyjaśnić, że mam nietypowy stosunek do przemocy. Z jednej
strony odczuwam głęboki wstręt, gdy dowiaduję się o brutalnych morderstwach na
świecie, z drugiej zaś dostrzegam estetyczny potencjał przemocy przedstawionej
w fikcji literackiej. Szczególnie wtedy, gdy jest ona kreślona z wielką wprawą
przez autora świadomego jej dydaktycznych możliwości. Takimi rękami dysponował
Cormac McCarthy, który stworzył brutalne arcydzieła literackie, takie jak „To
nie jest kraj dla starych ludzi”, „Droga” czy „Krwawy południk” – właśnie o tej
ostatniej książce jest ta recenzja.
„Krwawy
południk” to obok „Drogi” i tak zwanej „trylogii pogranicza” jedno z
najsłynniejszych dzieł McCarthy’ego. The New York Times uznał tę powieść
za jedną z 25 najlepszych amerykańskich książek ostatnich dekad, a Harold Bloom
umieścił ją wśród najwybitniejszych utworów prozatorskich XX wieku. W pełni
zasłużenie.
Ten
epicki fresk o dzikim zachodzie zachwyca rozmachem, a jednocześnie niezwykłą
dbałością o szczegół. Jak to często bywa u McCarthy’ego, niepokoi, bo jego
świat daleki jest od czarno-białych podziałów znanych z klasycznych westernów.
Jeśli trzymać się tej kolorystycznej metafory, w „Krwawym południku” próżno
szukać bieli – wszystko zdaje się tonąć w mroku. Cóż, nie da się ukryć, że
poczucie humoru i ironia w książkach McCarthy’ego nie istnieje. To bardzo poważny pisarz, czasem nawet
zbyt poważny, autor prozy, którą niegdyś określano mianem „męskiej”; literacki
uczeń nie tylko Melville’a i Faulknera, ale również Conrada. „Krwawy południk”
można przecież postrzegać jako kolejną wersję tematów podjętych w „Jądrze
ciemności” (1902) – mamy tu podróż do źródeł zła, próbę uchwycenia sensu owego
enigmatycznego i przerażającego horroru Kurtza[1], które stale nam się wymyka,
kiedy się tylko do niego zbliżamy. „Krwawy południk” nie jest czystą fikcją – McCarthy
oparł się na historii gangu niejakiego Johna Glantona, który grasował w połowie
XIX wieku na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. Dotarł do wielu historycznych
źródeł, przez co ta paraboliczna opowieść o istocie zła, w której krytycy
dostrzegają wątki manichejskie i gnostyczne, jest także powieścią historyczną,
rewizjonistycznym spojrzeniem na heroiczny okres historii Stanów Zjednoczonych,
w którym amerykański ekspansjonizm zamieniał się w ideologię. Wtedy to zrodziła
się filozofia „oczywistego przeznaczenia” – czyli przekonanie o misji
cywilizacyjnej, jaką pod opieką opatrzności miało pełnić nowo powstałe państwo
amerykańskie. John Joel Glanton przybył na Południowy Zachód z Tennessee jako
złoczyńca ścigany przez prawo. Walczył w rewolucji teksaskiej i wojnie
amerykańsko-meksykańskiej w mundurze Strażnika Teksasu. Słynął z brutalności.
Nie uznawał autorytetu dowódców. Uciekł przed sądem wojskowym. Jego kobieta
została zamordowana i oskalpowana przez Apaczów. Glanton uformował bandę.
Dostał zlecenie od meksykańskich władz na oczyszczenie pogranicza z Apaczów.
Gang Glantona mordował, gwałcił, skalpował, rabował na rozległym terytorium
dzisiejszego Południowego Zachodu i północnego Meksyku. Jego ofiarami padały
osady Apaczów, ale też innych pokojowych, niezbrojnych ludów. Później
Meksykanów. Później Amerykanów. Żołnierz imieniem Samuel Chamberlain przez
jakiś czas jechał z bandą Glantona. Spisał relację. Sto trzydzieści lat później
Cormac McCarthy zamieszkał w teksaskim El Paso na granicy USA i Meksyku.
Jeździł po pograniczu. Przeprawiał się przez Rio Grande do Chihuahua, Sonory,
Coahuila. Przeczytał zapiski Chamberlaina.
Centralną postacią jest przyboczny Glantona, sędzia Holden. Potężny brutal, człowiek biegły w licznych językach, w naukach ścisłych, biologii, antropologii, w Piśmie Świętym, w dyplomacji, w rysunku, muzyce, tańcu, jeździectwie i strzelectwie. Morderca i gwałciciel dzieci. Potrafi wyczarować proch jak Szatan w „Raju utraconym” Miltona. Przywodzi na myśl Kurtza z „Jądra ciemności”. Obok niego jest bezimienny nastolatek, zwany w powieści „dzieciakiem”, który ucieka z domu w Tennessee i po długiej tułaczce trafia do Teksasu. Pewien swojej zwierzęcej siły i zwinności urządza burdę w lokalnej spelunce, czym zwraca uwagę mężczyzn rekrutujących ochotników do oddziału flibustierów, rozformowanych żołnierzy, którzy tropią Indian na ziemiach pogranicza. Chłopak zaciąga się do oddziału i rusza z nim na wojenną ścieżkę. Wkrótce grupa zostaje rozbita i zmasakrowana przez Komanczów – dzieciak cudem przeżywa. Aresztowany w meksykańskim miasteczku Chihuahua, spotyka niejakiego Toadvine'a, faceta, z którym wcześniej wdał się w bójkę pod teksańską knajpą. Toadvine i dzieciak podają się za doświadczonych łowców skalpów – dzięki temu zostają przyjęci do słynnej bandy Glantona. Owa zbieranina psychopatów, straceńców, życiowych rozbitków i przypadkowych amatorów męskich przygód otrzymuje od miejscowego gubernatora licencję na zabijanie Apaczów pustoszących okoliczne wioski – gubernator płaci grubymi dolarami od każdego zebranego skalpu. Pod wodzą Johna Joela Glantona, byłego żołnierza, obecnie gotowego na wszystko najemnika, oraz demonicznego sędziego Holdena, bezwłosego olbrzyma o szerokich horyzontach i sadystycznym usposobieniu, banda rozpoczyna dzieło zniszczenia...
Czytelnik
„Krwawego południka” w pierwszym rozdziale poznaje chłopaka i sędziego Holdena.
Rozdział ostatni (przed epilogiem) kończy się opisem odrażającego morderstwa
popełnionego na „dzieciaku”, wówczas już dorosłym, przez przekonanego o swojej
demonicznej nieśmiertelności sędziego. Morderstwo ma być odebraniem chłopakowi
autonomii. Sędzia, któremu dzięki olbrzymiej wiedzy, licznym talentom,
przebiegłości i okrucieństwu udaje się uwieść, podporządkować lub unicestwić
każdego, kogo spotka na swej drodze, nie może pogodzić się z tym, że chłopak
nie chce zrzec się swojej autonomii, o której stanowi fundamentalna niezgoda na
pogardę i nienawiść sędziego okazywaną wszystkiemu, co istnieje. Co prawda jako
członek gangu kapitana Johna Glantona, wynajmowanego do zbrojnych akcji na
terenie stanów Teksas, Chihuahua, Nowy Meksyk i Arizona, chłopak uczestniczy w
rzeziach, lecz nigdy nie morduje dla przyjemności. Tymczasem masakry są na
porządku dziennym i giną w nich – bez różnicy – Meksykanie, Indianie (Apacze i
Komancze), żołnierze armii USA, samozwańczy stróże prawa, cywilni Teksańczycy,
strażnicy leśni i policjanci stanowi, członkowie gangów i poszukiwacze złota.
Postawa sędziego, któremu zabijanie sprawia przyjemność, budzi z czasem głęboki
sprzeciw chłopaka. Gdy chłopak trafia do więzienia, nie ulega podszeptom
sędziego, który proponuje mu wykupienie z aresztu; niedawny członek gangu,
teraz przychodzący do więzienia w majestacie prawa, wzbudza w więźniu odrazę.
Sędzia zawsze lokuje się na szczycie hierarchii: sprawuje władzę, kontroluje
wiedzę i dysponuje środkami materialnymi. Chłopak natomiast po ucieczce z
więzienia wiedzie surowe i znojne życie wędrownego kowboja, posłusznego
bezlitosnym regułom pogranicza. Sędzia stwarza pozory, odgrywając człowieka
szanowanego i zarazem budzącego trwogę, który mógłby uchodzić za filar
społeczeństwa, natomiast „dzieciak” nieustannie ściera się z oporem
materialnego świata, w którym żyje. Jest pozbawiony czułostkowości, a szacunek
dla materialności istnienia decyduje o autonomii chłopaka. Sędzia Holden
maskuje swoją brutalność inteligencją: zna się na filozofii, prawie, językach i
naukach ścisłych. Jednak jego prawdziwa natura, niezależnie od tego, jak bardzo
stara się ją ukryć, jest krwawa i odrażająca. Sędzia Holden jest ciekawy
świata. W swoim notatniku zapisuje nazwy i informacje o przedmiotach,
artefaktach, eksponatach archeologicznych, roślinach i zwierzętach, dodając do
notatek ilustracyjne szkice. Ale nie zadowala go rola kolekcjonera, który
buduje mikrokosmos jako model makrokosmosu. Odwzorowawszy obraz
(przedstawienie) przedmiotu w notatniku, będącym rodzajem tekstowego gabinetu
osobliwości, sędzia niszczy opisywaną rzecz: „Niemal w każdym osłoniętym
miejscu kamień pokrywały pradawne malowidła, sędzia więc szybko stanął pośród
nich, odrysowując co wyraźniejsze w swoim zeszycie, by zabrać wizerunki ze
sobą. Przedstawiały ludzi, zwierzęta i łowy, zdarzały się też dziwaczne
ptaszyska i tajemne mapy, i wytwory fantazji tak wybujałej, że usprawiedliwiały
cały strach i wszystko inne, co przepełnia człowieka. Malowideł tych – z
których część zachowała żywe kolory – były setki, a jednak sędzia chodził
między nimi z dużą pewnością siebie, kopiując tylko te, które były mu
przydatne. Gdy skończył, zostało jeszcze trochę światła, wrócił więc na półkę i
posiedział tam chwilę, wpatrzony w rysunki na skale. Potem wstał i kawałkiem
odłupanego rogowca starł malowidło, aż nie pozostał po nim żaden ślad prócz
świeżych rys na kamieniu. Wziął zeszyt i wrócił do obozu”. Sędzia gra rolę
demiurga kreującego makrokosmos poprzez rozstrzyganie o istnieniu lub
nieistnieniu rzeczy. Materialna autonomia przedmiotu lub osoby przeczy
demiurgicznej potędze sędziego. W rozmowie przy ognisku bohater stwierdza:
„Wolność ptaków to dla mnie zniewaga. Zamknąłby wszystkie w ogrodzie
zoologicznym”, „Skoro coś istnieje na tym świecie bez mojej wiedzy, istnieje
bez mojej zgody”.
Na
pierwszy rzut oka wydaje się, że „Krwawy południk” przejawia konserwatywne
spojrzenie na naturę ludzką w odniesieniu do cywilizacji – przemoc zestawiona z
kulturą. Brutalne pogranicze, będące scenerią powieści, leży poza granicami
cywilizacji, gdzie króluje dzikość. Gwałtowne, dionizyjskie impulsy zostają
wyzwolone tam, gdzie kultura traci swoje ograniczenia. Mężczyźni mogą tam
zabijać, gwałcić, torturować i popełniać wszelkie możliwe akty szaleństwa.
Jedynym ograniczeniem tego szaleństwa jest obecność wroga, który jest równie
brutalny. To właśnie taka natura ludzka jest ukazana jako pierwotna. Gmach
naszej nowoczesnej, miejskiej cywilizacji zdaje się jedyną barierą chroniącą
nas przed takim upodleniem. Jest to konserwatywna wizja kultury w duchu Nowych
Humanistów: jedynie wyrafinowanie kultury stoi na straży przed anarchią,
podczas gdy ludzka natura pozostaje ponadczasowo brutalna.
Jednym
z trzech epigrafów McCarthy'ego, otwierających książkę, jest cytat: „Clark,
który poprowadził zeszłoroczną wyprawę do regionu Afar w północnej Etiopii, i
Tim D. White, jego kolega z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, również
stwierdzili, że powtórne oględziny znalezionej wcześniej w tym regionie
skamieniałej czaszki sprzed trzystu tysięcy lat wskazują na oskalpowanie” (The
Yuma Daily Sun, 13 czerwca 1982 roku). Jednak takie odczytanie „Krwawego
południka” jest zbyt uproszczone. Na innym poziomie książkę można interpretować
z zupełnie odmiennego punktu widzenia. Sędzia, postać przywodząca na myśl Iago
Szekspira, wieloryba Melville’a czy pułkownika Kurtza z „Jądra ciemności”
Conrada, jest najbardziej uczoną, wykształconą i cywilizowaną postacią w
powieści. Poliglota i znawca wielu dziedzin nauki, w tym paleontologii i
chemii, przenosi jednak deprawację na zupełnie nowy poziom. Za każdym razem,
gdy gang Glantona odwiedza nowe miasto, ginie małe dziecko, co wyraźnie
sugeruje pedofilię sędziego. W ten sposób staje się on literacką personifikacją
„dialektyki oświecenia” Adorna i Horkheimera, odpowiednią dla epoki nuklearnej.
Najdalej w połowie XX wieku stało się jasne, że optymistyczne oświeceniowe
przepowiednie postępu nie spełniły się. Na powierzchnię wypłynęły wielkie
rozbieżności: Kant obiecywał „wieczny pokój”, a zamiast niego pojawił się
Auschwitz, Marksowi marzyło się „królestwo wolności”, a pojawił się „Archipelag
GUŁag”. Cóż zatem sprawiło, że rzeczywistość nie pokrywała się z piękną teorią
Oświecenia? To pytanie zajmowało wówczas wielu myślicieli, w pierwszej linii
głównych pionierów tak zwanej „teorii krytycznej”, Maxa Horkheimera i Theodora
W. Adorno. Zagłada nie jest jednym z wielu przykładów okropności wojny czy też
potworności ludzkiej natury, krwawych konfliktów i rzezi, lecz stanowi okno na
nowoczesną cywilizację. Sędzia z „Krwawego południka” dowodzi, że materializm i
racjonalizm nie stanowią lekarstwa na szaleństwo, lecz raczej ścieżkę
prowadzącą ku nihilizmowi. McCarthy podkreśla to w dialogach, z których jeden
mógłby pochodzić wprost od Nietzschego: „Prawo moralne jest wynalazkiem
ludzkości mającym na celu odczarowanie potężnych na rzecz słabych. Prawo
historyczne obala ją na każdym kroku. Pogląd moralny nigdy nie może być
udowodniony jako dobry lub zły przez żadną ostateczną próbę”.
Czy
więc „Krwawy południk” prezentuje konserwatywne postrzeganie natury ludzkiej w
odniesieniu do cywilizacji, czy może jest wyrazem romantycznej krytyki postępu
naukowego? McCarthy, jako powieściopisarz, nie oferuje jednoznacznego
stanowiska etycznego. Powieść jest ambiwalentna i ironiczna. Nawet etyka
sędziego, której nie należy utożsamiać z poglądami autora, jest pełna
sprzeczności. Sędzia, choć momentami wydaje się uosobieniem barbarzyństwa
nowoczesności, łączy racjonalizm z atawistyczną tendencją ku przednowoczesności.
Jako wykwalifikowany tancerz, sędzia postrzega życie jako kosmiczny taniec, w
którym wojna nadaje życiu sens, często w niewytłumaczalny sposób łączy to, co
kosmologiczne, z tym, co naturalne. Być może właśnie w tym tkwi filozoficzne
stanowisko „Krwawego południka” – przypominające podejście Jacques’a Derridy,
który podważa binarność metafizyczno-fizyczną. A może i nie.
Cormac McCarthy w „Krwawym
południku” kreuje wizję piekła, która wykracza poza tradycyjne wyobrażenia
religijne. Piekło McCarthy’ego to przestrzeń świecka, gdzie krajobraz staje się
metaforą ludzkiej natury i jej destrukcyjnych skłonności. Jest to pustynia bez
kresu, przestrzeń, gdzie wszystko, co żywe i martwe, wpisuje się w mroczny
spektakl niekończącej się walki. Piekło to nie tylko miejsce, ale stan bycia –
przerażający portret naszej kondycji, gdzie zniszczenie jest nieodłączną
częścią istnienia.
Centralnym
punktem narracji jest wojna – pierwotna, nieuchronna i wieczna. Sędzia Holden,
jedna z najbardziej diabolicznych postaci literatury, postrzega ją jako zasadę
rządzącą światem, transcendentny porządek, który istniał przed człowiekiem i
będzie istnieć po nim. W swoim złowieszczym monologu, w rozdziale siedemnastym,
kreśli filozofię wojny jako odwiecznego „handlu”, w którym ludzkość jest
zarówno twórcą, jak i uczestnikiem. Jego słowa wywołują niepokój, sugerując, że
wojna jest nie tylko nieunikniona, ale także w jakiś sposób integralna dla
naszej egzystencji. „Nie ma znaczenia, co ludzie myślą o wojnie, odparł sędzia.
Wojna przetrwa. Równie dobrze możecie zapytać ludzi, co myślą o kamieniu. Wojna
była zawsze. Zanim nastał człowiek, już czekała na niego. Wojna to rzemiosło
najwyższej rangi, czekające na swojego najznamienitszego rzemieślnika. Tak było
i tak będzie. Tak, nie inaczej”.
Krajobraz,
przez który wędrują bohaterowie, staje się odbiciem tych myśli – zrujnowane
przestrzenie, przypominające zgliszcza piekła, to jednocześnie scenografia i
świadectwo ludzkiej brutalności. Opis malpais – martwej ziemi wulkanicznej –
pełen jest obrazów przypominających dno piekła: zaschnięta lawa, popękana
niczym zaschnięta krew, bursztynowe szkło jak relikty zaginionych legionów,
przypomina ostateczne zniszczenie. „Nazajutrz przekroczyli na piechotę malpais,
prowadząc konie po jeziorze magmy, całym spękanym i czerwono-czarnym niczym
niecka zakrzepłej krwi, przemierzając tą złą krainę ciemnobursztynowego szkliwa
jak niedobitki jakiegoś szarego legionu gramolące się z ziemi przeklętej. (…)
Przebyli żużlową krainę spieczonego szlamu i popiołów wulkanicznych, niepojętą
jak wypalone dno piekła, i wspięli się po niskim łańcuchu jałowych granitowych
pagórków na nagi cypel, gdzie sędzia, orientując się wedle widocznych elementów
krajobrazu, wytyczył nową marszrutę”.
McCarthy
nie oferuje odpowiedzi ani ukojenia. Jego teleologia, skupiona na końcu, a nie
na początku, zdaje się sugerować, że ludzkość zmierza ku samozagładzie,
nieuchronnej i od dawna zaplanowanej. To pesymistyczna wizja świata, w którym
nie ma miejsca na odkupienie, a piekło nie jest miejscem, lecz doświadczeniem –
stanem, z którego nie ma wyjścia.
[1] W polskim przekładzie Anieli Zagórskiej słynne
ostatnie słowa Kurtza (ang. The Horror! The Horror!) brzmią „Zgroza!
Zgroza!”; Joseph Conrad, Jądro ciemności.