08 stycznia 2025

Krwawy południk

 

„Krwawy południk”

Cormac McCarthy

Autor/ Cormac McCarthy urodził się w 1933 roku w Stanach Zjednoczonych. Jego prawdziwe nazwisko to Charles Joseph McCarthy Jr., pochodził z katolickiej, irlandzkiej rodziny. Uważany jest za jednego z czterech najważniejszych pisarzy amerykańskich, określany jako następca Williama Faulknera stawia się go obok twórców takich jak Philip Roth, Don DeLilo czy Thomas Pynchon. McCarthy rzadko używał interpunkcji, zastępując nawet większość przecinków  i”, aby utworzyć polisyndetony. McCarthy zmarł w swoim domu w Santa Fe 13 czerwca 2023 roku w wieku 89 lat. Stephen King powiedział, że McCarthy był „być może największym amerykańskim powieściopisarzem moich czasów...”.

Tłumaczenie/ Robert Sudół

Tytuł oryginału/ en-us Blood Meridian, or the Evening Redness in the West

Tematyka/ „Krwawy południk” zaczyna się jak klasyczna powieść inicjacyjna. Oto młody bohater z głupiego, zagubionego dziecka staje się świadomym swojego losu okrutnikiem. I gdy już nam się wydaje, że mamy w ręku klucz do opowieści McCarthy’ego, ten szybko porzuca historię o dojrzewaniu na rzecz panoramy rodzących się w bólach i rzece krwi Stanów Zjednoczonych. Akcja książki toczy się bowiem w połowie XIX wieku, gdy bezwzględne gangi łowców skalpów polowały na Indian, ci zaś mordowali w odwecie bezbronnych pionierów.

Główny motyw/ Głównym bohaterem „Krwawego południka” jest bezimienny włóczykij „Dzieciak”. Poznajemy go, gdy w wieku 14 lat ucieka z domu i trafia do gangu bezwzględnych łowców skalpów dowodzonego przez psychopatycznego mordercę, „Sędziego”. McCarthy to mistrz zmiany sposobu opowiadania. Naturalistycznie przedstawione okrucieństwo ustępuje miejsca poezji rodem z „Boskiej komedii” Dantego. Dawno nie czytałem tak doskonale skomponowanej i przemyślanej powieści. Nie ma tu zbędnych słów, scen i postaci. Jest za to historia, którą interpretować można na wiele sposobów, a mimo to zdaje się wciąż nieuchwytna.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„A wiesz, co się dzieje z narodem, który nie potrafi się rządzić? Otóż to. Zjawiają się inni, którzy będą rządzić za niego”.

„Gniew boży na razie jest uśpiony. Zakryty został milion lat przed nastaniem człowieka i tylko w mocy człowieka jest go obudzić. Piekło nie zapełniło się jeszcze nawet w połowie”.

„Płoty z kości wytaczały ten skrawek zakurzonej ziemi, śmierć wydawała się jedyną cechą krajobrazu”.

„Ołtarze wywrócono, splądrowano tabernakulum, a wielki śpiący Bóg Meksykanów został wygnany ze swego złotego kielicha”.

„Tutaj, poza ludzkim osądem, każde przymierze było kruche”.

„Opatrzność mierzy i rozdziela dary wedle własnego uznania”.

„Ale gdzieś w dziele stworzenia ten świat musi się stykać z tym drugim”.

„Ale żaden człowiek nie zdoła zmieścić świata na kartkach książki”.

„Bo to od śmierci ojca syn ma tytuł i śmierci tej jest spadkobiercą w większej mierze niż jego majątku”.

„Prawda o jednym człowieku, powiedział sędzia, to prawda o innych”.

„Ale człowiek, który postanawia wywlec nić porządku z wielkiego gobelinu, na mocy tego postanowienia stanie się panem świata, a stając się nim, będzie mógł kształtować swój los na własnych warunkach”.

„Prawda o świecie, rzekł, polega na tym, że wszystko jest możliwe”.

„Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek już czekała na niego”.

„Ludzi boga i ludzi wojny łączą dziwne powiązania”.

„On jest nikim, powiedział dzieciak. Sam tak mówiłeś. Że ludzie zrobieni są z ziemi i prochu”.

„Ludzi nie łączy wspólny chleb powszedni, ale wspólni wrogowie, rzekł”.

Na początku chciałbym wyjaśnić, że mam nietypowy stosunek do przemocy. Z jednej strony odczuwam głęboki wstręt, gdy dowiaduję się o brutalnych morderstwach na świecie, z drugiej zaś dostrzegam estetyczny potencjał przemocy przedstawionej w fikcji literackiej. Szczególnie wtedy, gdy jest ona kreślona z wielką wprawą przez autora świadomego jej dydaktycznych możliwości. Takimi rękami dysponował Cormac McCarthy, który stworzył brutalne arcydzieła literackie, takie jak „To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Droga” czy „Krwawy południk” – właśnie o tej ostatniej książce jest ta recenzja.

„Krwawy południk” to obok „Drogi” i tak zwanej „trylogii pogranicza” jedno z najsłynniejszych dzieł McCarthy’ego. The New York Times uznał tę powieść za jedną z 25 najlepszych amerykańskich książek ostatnich dekad, a Harold Bloom umieścił ją wśród najwybitniejszych utworów prozatorskich XX wieku. W pełni zasłużenie.

Ten epicki fresk o dzikim zachodzie zachwyca rozmachem, a jednocześnie niezwykłą dbałością o szczegół. Jak to często bywa u McCarthy’ego, niepokoi, bo jego świat daleki jest od czarno-białych podziałów znanych z klasycznych westernów. Jeśli trzymać się tej kolorystycznej metafory, w „Krwawym południku” próżno szukać bieli – wszystko zdaje się tonąć w mroku. Cóż, nie da się ukryć, że poczucie humoru i ironia w książkach McCarthy’ego nie istnieje. To bardzo poważny pisarz, czasem nawet zbyt poważny, autor prozy, którą niegdyś określano mianem „męskiej”; literacki uczeń nie tylko Melville’a i Faulknera, ale również Conrada. „Krwawy południk” można przecież postrzegać jako kolejną wersję tematów podjętych w „Jądrze ciemności” (1902) – mamy tu podróż do źródeł zła, próbę uchwycenia sensu owego enigmatycznego i przerażającego horroru Kurtza[1], które stale nam się wymyka, kiedy się tylko do niego zbliżamy. „Krwawy południk” nie jest czystą fikcją – McCarthy oparł się na historii gangu niejakiego Johna Glantona, który grasował w połowie XIX wieku na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. Dotarł do wielu historycznych źródeł, przez co ta paraboliczna opowieść o istocie zła, w której krytycy dostrzegają wątki manichejskie i gnostyczne, jest także powieścią historyczną, rewizjonistycznym spojrzeniem na heroiczny okres historii Stanów Zjednoczonych, w którym amerykański ekspansjonizm zamieniał się w ideologię. Wtedy to zrodziła się filozofia „oczywistego przeznaczenia” – czyli przekonanie o misji cywilizacyjnej, jaką pod opieką opatrzności miało pełnić nowo powstałe państwo amerykańskie. John Joel Glanton przybył na Południowy Zachód z Tennessee jako złoczyńca ścigany przez prawo. Walczył w rewolucji teksaskiej i wojnie amerykańsko-meksykańskiej w mundurze Strażnika Teksasu. Słynął z brutalności. Nie uznawał autorytetu dowódców. Uciekł przed sądem wojskowym. Jego kobieta została zamordowana i oskalpowana przez Apaczów. Glanton uformował bandę. Dostał zlecenie od meksykańskich władz na oczyszczenie pogranicza z Apaczów. Gang Glantona mordował, gwałcił, skalpował, rabował na rozległym terytorium dzisiejszego Południowego Zachodu i północnego Meksyku. Jego ofiarami padały osady Apaczów, ale też innych pokojowych, niezbrojnych ludów. Później Meksykanów. Później Amerykanów. Żołnierz imieniem Samuel Chamberlain przez jakiś czas jechał z bandą Glantona. Spisał relację. Sto trzydzieści lat później Cormac McCarthy zamieszkał w teksaskim El Paso na granicy USA i Meksyku. Jeździł po pograniczu. Przeprawiał się przez Rio Grande do Chihuahua, Sonory, Coahuila. Przeczytał zapiski Chamberlaina.

Centralną postacią jest przyboczny Glantona, sędzia Holden. Potężny brutal, człowiek biegły w licznych językach, w naukach ścisłych, biologii, antropologii, w Piśmie Świętym, w dyplomacji, w rysunku, muzyce, tańcu, jeździectwie i strzelectwie. Morderca i gwałciciel dzieci. Potrafi wyczarować proch jak Szatan w „Raju utraconym” Miltona. Przywodzi na myśl Kurtza z „Jądra ciemności”. Obok niego jest bezimienny nastolatek, zwany w powieści „dzieciakiem”, który ucieka z domu w Tennessee i po długiej tułaczce trafia do Teksasu. Pewien swojej zwierzęcej siły i zwinności urządza burdę w lokalnej spelunce, czym zwraca uwagę mężczyzn rekrutujących ochotników do oddziału flibustierów, rozformowanych żołnierzy, którzy tropią Indian na ziemiach pogranicza. Chłopak zaciąga się do oddziału i rusza z nim na wojenną ścieżkę. Wkrótce grupa zostaje rozbita i zmasakrowana przez Komanczów – dzieciak cudem przeżywa. Aresztowany w meksykańskim miasteczku Chihuahua, spotyka niejakiego Toadvine'a, faceta, z którym wcześniej wdał się w bójkę pod teksańską knajpą. Toadvine i dzieciak podają się za doświadczonych łowców skalpów – dzięki temu zostają przyjęci do słynnej bandy Glantona. Owa zbieranina psychopatów, straceńców, życiowych rozbitków i przypadkowych amatorów męskich przygód otrzymuje od miejscowego gubernatora licencję na zabijanie Apaczów pustoszących okoliczne wioski – gubernator płaci grubymi dolarami od każdego zebranego skalpu. Pod wodzą Johna Joela Glantona, byłego żołnierza, obecnie gotowego na wszystko najemnika, oraz demonicznego sędziego Holdena, bezwłosego olbrzyma o szerokich horyzontach i sadystycznym usposobieniu, banda rozpoczyna dzieło zniszczenia... 


Czytelnik „Krwawego południka” w pierwszym rozdziale poznaje chłopaka i sędziego Holdena. Rozdział ostatni (przed epilogiem) kończy się opisem odrażającego morderstwa popełnionego na „dzieciaku”, wówczas już dorosłym, przez przekonanego o swojej demonicznej nieśmiertelności sędziego. Morderstwo ma być odebraniem chłopakowi autonomii. Sędzia, któremu dzięki olbrzymiej wiedzy, licznym talentom, przebiegłości i okrucieństwu udaje się uwieść, podporządkować lub unicestwić każdego, kogo spotka na swej drodze, nie może pogodzić się z tym, że chłopak nie chce zrzec się swojej autonomii, o której stanowi fundamentalna niezgoda na pogardę i nienawiść sędziego okazywaną wszystkiemu, co istnieje. Co prawda jako członek gangu kapitana Johna Glantona, wynajmowanego do zbrojnych akcji na terenie stanów Teksas, Chihuahua, Nowy Meksyk i Arizona, chłopak uczestniczy w rzeziach, lecz nigdy nie morduje dla przyjemności. Tymczasem masakry są na porządku dziennym i giną w nich – bez różnicy – Meksykanie, Indianie (Apacze i Komancze), żołnierze armii USA, samozwańczy stróże prawa, cywilni Teksańczycy, strażnicy leśni i policjanci stanowi, członkowie gangów i poszukiwacze złota. Postawa sędziego, któremu zabijanie sprawia przyjemność, budzi z czasem głęboki sprzeciw chłopaka. Gdy chłopak trafia do więzienia, nie ulega podszeptom sędziego, który proponuje mu wykupienie z aresztu; niedawny członek gangu, teraz przychodzący do więzienia w majestacie prawa, wzbudza w więźniu odrazę. Sędzia zawsze lokuje się na szczycie hierarchii: sprawuje władzę, kontroluje wiedzę i dysponuje środkami materialnymi. Chłopak natomiast po ucieczce z więzienia wiedzie surowe i znojne życie wędrownego kowboja, posłusznego bezlitosnym regułom pogranicza. Sędzia stwarza pozory, odgrywając człowieka szanowanego i zarazem budzącego trwogę, który mógłby uchodzić za filar społeczeństwa, natomiast „dzieciak” nieustannie ściera się z oporem materialnego świata, w którym żyje. Jest pozbawiony czułostkowości, a szacunek dla materialności istnienia decyduje o autonomii chłopaka. Sędzia Holden maskuje swoją brutalność inteligencją: zna się na filozofii, prawie, językach i naukach ścisłych. Jednak jego prawdziwa natura, niezależnie od tego, jak bardzo stara się ją ukryć, jest krwawa i odrażająca. Sędzia Holden jest ciekawy świata. W swoim notatniku zapisuje nazwy i informacje o przedmiotach, artefaktach, eksponatach archeologicznych, roślinach i zwierzętach, dodając do notatek ilustracyjne szkice. Ale nie zadowala go rola kolekcjonera, który buduje mikrokosmos jako model makrokosmosu. Odwzorowawszy obraz (przedstawienie) przedmiotu w notatniku, będącym rodzajem tekstowego gabinetu osobliwości, sędzia niszczy opisywaną rzecz: „Niemal w każdym osłoniętym miejscu kamień pokrywały pradawne malowidła, sędzia więc szybko stanął pośród nich, odrysowując co wyraźniejsze w swoim zeszycie, by zabrać wizerunki ze sobą. Przedstawiały ludzi, zwierzęta i łowy, zdarzały się też dziwaczne ptaszyska i tajemne mapy, i wytwory fantazji tak wybujałej, że usprawiedliwiały cały strach i wszystko inne, co przepełnia człowieka. Malowideł tych – z których część zachowała żywe kolory – były setki, a jednak sędzia chodził między nimi z dużą pewnością siebie, kopiując tylko te, które były mu przydatne. Gdy skończył, zostało jeszcze trochę światła, wrócił więc na półkę i posiedział tam chwilę, wpatrzony w rysunki na skale. Potem wstał i kawałkiem odłupanego rogowca starł malowidło, aż nie pozostał po nim żaden ślad prócz świeżych rys na kamieniu. Wziął zeszyt i wrócił do obozu”. Sędzia gra rolę demiurga kreującego makrokosmos poprzez rozstrzyganie o istnieniu lub nieistnieniu rzeczy. Materialna autonomia przedmiotu lub osoby przeczy demiurgicznej potędze sędziego. W rozmowie przy ognisku bohater stwierdza: „Wolność ptaków to dla mnie zniewaga. Zamknąłby wszystkie w ogrodzie zoologicznym”, „Skoro coś istnieje na tym świecie bez mojej wiedzy, istnieje bez mojej zgody”.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że „Krwawy południk” przejawia konserwatywne spojrzenie na naturę ludzką w odniesieniu do cywilizacji – przemoc zestawiona z kulturą. Brutalne pogranicze, będące scenerią powieści, leży poza granicami cywilizacji, gdzie króluje dzikość. Gwałtowne, dionizyjskie impulsy zostają wyzwolone tam, gdzie kultura traci swoje ograniczenia. Mężczyźni mogą tam zabijać, gwałcić, torturować i popełniać wszelkie możliwe akty szaleństwa. Jedynym ograniczeniem tego szaleństwa jest obecność wroga, który jest równie brutalny. To właśnie taka natura ludzka jest ukazana jako pierwotna. Gmach naszej nowoczesnej, miejskiej cywilizacji zdaje się jedyną barierą chroniącą nas przed takim upodleniem. Jest to konserwatywna wizja kultury w duchu Nowych Humanistów: jedynie wyrafinowanie kultury stoi na straży przed anarchią, podczas gdy ludzka natura pozostaje ponadczasowo brutalna.

Jednym z trzech epigrafów McCarthy'ego, otwierających książkę, jest cytat: „Clark, który poprowadził zeszłoroczną wyprawę do regionu Afar w północnej Etiopii, i Tim D. White, jego kolega z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, również stwierdzili, że powtórne oględziny znalezionej wcześniej w tym regionie skamieniałej czaszki sprzed trzystu tysięcy lat wskazują na oskalpowanie” (The Yuma Daily Sun, 13 czerwca 1982 roku). Jednak takie odczytanie „Krwawego południka” jest zbyt uproszczone. Na innym poziomie książkę można interpretować z zupełnie odmiennego punktu widzenia. Sędzia, postać przywodząca na myśl Iago Szekspira, wieloryba Melville’a czy pułkownika Kurtza z „Jądra ciemności” Conrada, jest najbardziej uczoną, wykształconą i cywilizowaną postacią w powieści. Poliglota i znawca wielu dziedzin nauki, w tym paleontologii i chemii, przenosi jednak deprawację na zupełnie nowy poziom. Za każdym razem, gdy gang Glantona odwiedza nowe miasto, ginie małe dziecko, co wyraźnie sugeruje pedofilię sędziego. W ten sposób staje się on literacką personifikacją „dialektyki oświecenia” Adorna i Horkheimera, odpowiednią dla epoki nuklearnej. Najdalej w połowie XX wieku stało się jasne, że optymistyczne oświeceniowe przepowiednie postępu nie spełniły się. Na powierzchnię wypłynęły wielkie rozbieżności: Kant obiecywał „wieczny pokój”, a zamiast niego pojawił się Auschwitz, Marksowi marzyło się „królestwo wolności”, a pojawił się „Archipelag GUŁag”. Cóż zatem sprawiło, że rzeczywistość nie pokrywała się z piękną teorią Oświecenia? To pytanie zajmowało wówczas wielu myślicieli, w pierwszej linii głównych pionierów tak zwanej „teorii krytycznej”, Maxa Horkheimera i Theodora W. Adorno. Zagłada nie jest jednym z wielu przykładów okropności wojny czy też potworności ludzkiej natury, krwawych konfliktów i rzezi, lecz stanowi okno na nowoczesną cywilizację. Sędzia z „Krwawego południka” dowodzi, że materializm i racjonalizm nie stanowią lekarstwa na szaleństwo, lecz raczej ścieżkę prowadzącą ku nihilizmowi. McCarthy podkreśla to w dialogach, z których jeden mógłby pochodzić wprost od Nietzschego: „Prawo moralne jest wynalazkiem ludzkości mającym na celu odczarowanie potężnych na rzecz słabych. Prawo historyczne obala ją na każdym kroku. Pogląd moralny nigdy nie może być udowodniony jako dobry lub zły przez żadną ostateczną próbę”.

Czy więc „Krwawy południk” prezentuje konserwatywne postrzeganie natury ludzkiej w odniesieniu do cywilizacji, czy może jest wyrazem romantycznej krytyki postępu naukowego? McCarthy, jako powieściopisarz, nie oferuje jednoznacznego stanowiska etycznego. Powieść jest ambiwalentna i ironiczna. Nawet etyka sędziego, której nie należy utożsamiać z poglądami autora, jest pełna sprzeczności. Sędzia, choć momentami wydaje się uosobieniem barbarzyństwa nowoczesności, łączy racjonalizm z atawistyczną tendencją ku przednowoczesności. Jako wykwalifikowany tancerz, sędzia postrzega życie jako kosmiczny taniec, w którym wojna nadaje życiu sens, często w niewytłumaczalny sposób łączy to, co kosmologiczne, z tym, co naturalne. Być może właśnie w tym tkwi filozoficzne stanowisko „Krwawego południka” – przypominające podejście Jacques’a Derridy, który podważa binarność metafizyczno-fizyczną. A może i nie.
             Cormac McCarthy w „Krwawym południku” kreuje wizję piekła, która wykracza poza tradycyjne wyobrażenia religijne. Piekło McCarthy’ego to przestrzeń świecka, gdzie krajobraz staje się metaforą ludzkiej natury i jej destrukcyjnych skłonności. Jest to pustynia bez kresu, przestrzeń, gdzie wszystko, co żywe i martwe, wpisuje się w mroczny spektakl niekończącej się walki. Piekło to nie tylko miejsce, ale stan bycia – przerażający portret naszej kondycji, gdzie zniszczenie jest nieodłączną częścią istnienia.

Centralnym punktem narracji jest wojna – pierwotna, nieuchronna i wieczna. Sędzia Holden, jedna z najbardziej diabolicznych postaci literatury, postrzega ją jako zasadę rządzącą światem, transcendentny porządek, który istniał przed człowiekiem i będzie istnieć po nim. W swoim złowieszczym monologu, w rozdziale siedemnastym, kreśli filozofię wojny jako odwiecznego „handlu”, w którym ludzkość jest zarówno twórcą, jak i uczestnikiem. Jego słowa wywołują niepokój, sugerując, że wojna jest nie tylko nieunikniona, ale także w jakiś sposób integralna dla naszej egzystencji. „Nie ma znaczenia, co ludzie myślą o wojnie, odparł sędzia. Wojna przetrwa. Równie dobrze możecie zapytać ludzi, co myślą o kamieniu. Wojna była zawsze. Zanim nastał człowiek, już czekała na niego. Wojna to rzemiosło najwyższej rangi, czekające na swojego najznamienitszego rzemieślnika. Tak było i tak będzie. Tak, nie inaczej”.

Krajobraz, przez który wędrują bohaterowie, staje się odbiciem tych myśli – zrujnowane przestrzenie, przypominające zgliszcza piekła, to jednocześnie scenografia i świadectwo ludzkiej brutalności. Opis malpais – martwej ziemi wulkanicznej – pełen jest obrazów przypominających dno piekła: zaschnięta lawa, popękana niczym zaschnięta krew, bursztynowe szkło jak relikty zaginionych legionów, przypomina ostateczne zniszczenie. „Nazajutrz przekroczyli na piechotę malpais, prowadząc konie po jeziorze magmy, całym spękanym i czerwono-czarnym niczym niecka zakrzepłej krwi, przemierzając tą złą krainę ciemnobursztynowego szkliwa jak niedobitki jakiegoś szarego legionu gramolące się z ziemi przeklętej. (…) Przebyli żużlową krainę spieczonego szlamu i popiołów wulkanicznych, niepojętą jak wypalone dno piekła, i wspięli się po niskim łańcuchu jałowych granitowych pagórków na nagi cypel, gdzie sędzia, orientując się wedle widocznych elementów krajobrazu, wytyczył nową marszrutę”.

McCarthy nie oferuje odpowiedzi ani ukojenia. Jego teleologia, skupiona na końcu, a nie na początku, zdaje się sugerować, że ludzkość zmierza ku samozagładzie, nieuchronnej i od dawna zaplanowanej. To pesymistyczna wizja świata, w którym nie ma miejsca na odkupienie, a piekło nie jest miejscem, lecz doświadczeniem – stanem, z którego nie ma wyjścia.

 

 


[1] W polskim przekładzie Anieli Zagórskiej słynne ostatnie słowa Kurtza (ang. The Horror! The Horror!) brzmią „Zgroza! Zgroza!”; Joseph Conrad, Jądro ciemności.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz