02 grudnia 2018

Nie tylko pomarańcze


„Nie tylko pomarańcze”


Jeanette Winterson




Autorka/ (ur. 27 sierpnia 1959 r. w Manchesterze) – brytyjska pisarka i feministka, odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego. W dzieciństwie adoptowana przez bardzo religijną rodzinę, przygotowywana do roli misjonarki. W wieku szesnastu lat odnalazła się, jako lesbijka i z powodu miłości do swojej przyjaciółki uciekła z domu. Jej pierwsza, autobiograficzna powieść „Nie tylko pomarańcze” ukazała się w 1985 roku.

Tłumaczenie/ Waldemar Łyś

Tematyka/ „Nie tylko pomarańcze” to powieść autobiograficzna. Powieść o dzieciństwie i dojrzewaniu adoptowanej dziewczynki, której życie obraca się wokół kościoła i religii. Zaborcza matka, zdewociała, ortodoksyjna ewangeliczka najchętniej nie zaprowadziłaby dziewczynki nawet do szkoły, gdyby nie musiała tego zrobić, gdyż tam czyha na nią świat pełen grzechu, przed którym ona nie potrafi jej uchronić. W takiej atmosferze dorasta mała Jeanette, która na dodatek okazuje się... lesbijką.

Główny motyw/ Autorka mówi sama, że ta książka jest i zarazem nie jest jej autobiografią. Bohaterka powieści – adoptowane dziecko – wzrasta pod przemożnym wpływem matki, w atmosferze religijności graniczącej z dewocją. Matka obmyśliła już przyszłość dla swojej przybranej córki. Dziewczyna ma zostać misjonarką. Nadchodzi jednak okres dojrzewania i poznawania siebie, który zamienia się w pasmo dramatycznych odkryć i gorzkich rozczarowań. Młoda kobieta czuje, że jej życiowa droga będzie wyglądała zupełnie inaczej, niż myślała... W nowatorskiej, zaprawionej subtelną ironią powieści Jeanette Winterson z właściwym sobie mistrzostwem prowadzi czytelnika przez świat ludzkich obsesji i lęków. Odsłania to, co najbardziej prywatne i ulotne, a zarazem najbardziej delikatne.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Osobliwe, co też inni ludzie uważają za emocjonujące”.

„Niektórzy mówią, że jestem stuknięta, ale świat to coś więcej niż tylko to, co widać gołym okiem”.

„Na świecie istnieją kobiety. Na świecie istnieją mężczyźni. I istnieją bestie. Co powinno się zrobić, jeśli poślubi się bestię? Całowanie nie zawsze pomaga. A bestie są bardzo przemyślne. Przybierają taką postać jak twoja czy moja”.

„Jedyną rzeczą, co do której można mieć pewność, jest to, że wszystko to jest niesłychanie skomplikowane, jak splątany sznur”.

„Świadomość tego, w co należy wierzyć, miała swoje zalety. Zbudowała imperium i utrzymywała ludzi tam, gdzie ich miejsce, w jasnym królestwie sakiewki…”.

„Bardzo często historia jest sposobem na zadanie kłamu przeszłości”.

„Ludziom nigdy nie sprawia problemu pozbycie się przeszłości, gdy ta staje się zbyt trudna”.

„Jeśli jesteś dociekliwy, możesz nigdy nie powrócić do domu, jak wszyscy ci ludzie, którzy żyją sobie teraz z syrenami na dnie morza”.

„Tak więc przeszłość ponieważ jest przeszła, daje się kształtować tam, gdzie niegdyś była giętka”.

„Oto rada. Jeśli chcesz zachować własne zęby, przygotuj kanapki własnymi rękoma…”.

„Cóż takiego jest w intymności, co czyni ją tak bardzo niepokojącą?”.

„Czy miłość naprawdę może być sprawką demona?”.

„Koniecznie trzeba odróżnić fizykę od metafizyki”.

„Wyobrażałam sobie, że postrzegamy różne rzeczy w ten sam sposób, lecz cały czas żyłyśmy na różnych planetach”.

„Romantyczna miłość została rozcieńczona do postaci romansideł i sprzedana w tysiącach i milionach egzemplarzy”.

„(…) nie ma sensu przywiązywać się do rzeczy, które nie mają żadnego znaczenia”.

„Nie ma takiego wyboru, który nie oznaczałby straty”.

„Muszę jednak pamiętać, że nie wszystkie ciemne miejsca potrzebują światła”.


                      Pomysł psychiatrycznego leczenia religijnych fanatyków wzbudza spore kontrowersje. Czy nie jest tak, że dziś zbyt łatwo każdą ludzką odmienność uznajemy za „syndrom" czy „chorobę"? W XXI wieku granica między „normą" a psychiczną chorobą niebezpiecznie łatwo się zaciera... Zdaje się to potwierdzać opublikowany niedawno podręcznik, który zdecydowanie rozszerza katalog chorób. Każdą ludzką odmienność można drobiazgowo opisać i skatalogować, jako „syndrom” czy „chorobę”, dodając im taką czy inną naukową etykietkę, to powoduje, że katalog chorób się rozdyma. Czy fundamentalizm religijny to choroba psychiczna? – to pytanie coraz śmielej stawiają sobie psychiatrzy. Pracują oni nad potwierdzeniem takiej tezy, będąc coraz bliżej uznania zbyt radykalnych poglądów religijnych za rodzaj schorzenia, które kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego. Zdaniem dr Kathleen Taylor z Wydziału Psychologii, Anatomii i Genetyki Uniwersytetu w Oxfordzie już w najbliższej przyszłości wielu radykałów religijnych będzie można z ich poglądów po prostu... wyleczyć.

                 Warto byłoby zadać pytanie, kto będzie „mierzył” domniemany fanatyzm. Łatwo, bowiem wyobrazić sobie irańskich psychiatrów uznających za chorych psychicznie tych wszystkich, którzy odrzucają panujący w kraju islam.  Praktyki polegające na „leczeniu z poglądów” miały miejsce np. w historii USA, gdzie kilkadziesiąt lat temu zabieg lobotomii[1] aplikowano setkom tysięcy osób m.in. z powodu „krnąbrności kobiet”, homoseksualności czy komunizmu.

                Bohaterka książki Jeanette Winterson „Nie tylko pomarańcze”, Jeanette jest wesołą i buntowniczą sierotą, która zostaje adoptowana do fanatycznej ewangelicznej rodziny w ponurej, przemysłowej północnej Anglii, w której aplikuje się ponure biblijne motta i potrząsa się małym tamburynem dla Jezusa. Ale kiedy ta początkująca „misjonarka” osiąga pełnoletność i godzi się ze swoją niekonwencjonalną seksualnością, dziwna równowaga jej bogobojnego domu nagle się rozpływa. Naleganie Jeanette na słuchanie prawdy o jej własnym sercu i umyśle - i opowiadanie ich z dowcipem i pasją - tworzy niezapomnianą kronikę ekscentrycznego, poruszającego przejścia w dorosłość.

                   „Nie tylko pomarańcze”… to „niebezpieczna” powieść. Obnaża ona świętość życia rodzinnego, jako grę pozorów; ilustruje przykładem, że to, co Kościół nazywa miłością, jest w gruncie rzeczy psychozą; śmie ona również sugerować, że niedogodności, jakich w życiu doświadczają homoseksualiści, nie są wynikiem ich perwersji, lecz perwersji innych ludzi. Co gorsza, robi to z taką dawką humoru i lekkością, iż nawet ci nastawieni nieprzychylnie odkrywają, że nie sposób się z nią zgodzić. Na tym zawsze polegało doświadczenie powieści. Książka wywołała ożywioną dyskusję, która sprawiła, że ludzie znaleźli w niej inny punk widzenia na życie. Rzecz jasna, części z nich bardzo to było nie w smak, jednak wielu komentatorów nie ma wątpliwości, że podwójne- książkowe i ekranowe- wcielenie „Nie tylko pomarańczy” … obaliło znacznie więcej barier niż wzniosło.

                Książka Jeanette Winterson jest bardzo krzepiącą powieścią. Jej bohaterka żyje na obrzeżach życia. Jest biedna, wywodzi się z klasy robotniczej, musi jednak zmagać się z wielkimi problemami przekraczającymi granice klas, kultur i ras. Każdy w którymś momencie życia musi dokonać wyboru, czy chce pozostać w zastanym świecie, który może być bezpieczny, ale narzuca pewne ograniczenia, czy też przeć do przodu, często przekraczając granicę zdrowego rozsądku, ku własnemu miejscu, nieznanemu i niezbadanemu. W książce możemy odnaleźć postać poszukiwania własnej seksualności i indywidualności. Na pierwszy rzut oka wygląda to na przypadek jednostkowy: religijny dom i młoda dojrzewająca dziewczyna, której świat przewraca się do góry nogami, ponieważ zakochała się w innej młodej dziewczynie. W rzeczywistości jednak „Nie tylko pomarańcze”… są o uczuciach i konieczności wyboru, jakich nikt z nas nie jest w stanie uniknąć. Pierwsza miłość, poczucie straty, żal, wściekłość, a przede wszystkim odwaga, to motory napędzające narrację przez ograniczenia narzucone fabułą. Beletrystyka potrzebuje konkretów, kotwic, po to, by móc je przekraczać. Potrzebuje też wyważonych- poznawalnych i dotykalnych- bohaterów, po to, by móc przez nich przeniknąć prosto ku otwartej, uniwersalnej przestrzeni. Paradoks ów sprawia, że książka zarówno daje się łatwo czytać, jak i nabiera ponadczasowego wymiaru; z trudnego do zniesienia napięcia rodzi się harmonia. Książka jest krzepiąca nie, dlatego, iż podsuwa łatwe odpowiedzi, lecz dlatego, iż mierzy się z trudnymi problemami. Jak powiedziała sama autorka: „Kiedy człowiek nauczy się mówić o trapiących go problemach, stawia krok w kierunku ich rozwiązania. A kiedy człowiek odnajdzie swój głos, staje się słyszalny”.

               Jeanette jest narratorką powieści, która mieszka z matką i ojcem. Jej matka jest silną kobietą, która często szuka konfliktów i nigdy nie widzi świata z mieszanymi uczuciami. Jeśli chodzi o matkę Jeanette, jej świat zawiera wrogów (diabła, ślimaki i seks) i przyjaciół (Boga, ciocię May, powieści Charlotte Bronte i granulki na zwalczanie ślimaków). Jeanette dodaje, że na początku również pasowała do kategorii przyjaciół. Matka Jeanette bardzo chciała mieć dziecko, więc szukała podrzutka- adoptowała Jeanette. Jeanette relacjonuje dalej, że nie mogła sobie przypomnieć takiej chwili, kiedy by czuła, iż jest kimś wyjątkowym. Jej ojciec lubił oglądać zapasy, a matka lubiła „brać w nich udział”; nie miało znaczenia, z kim się potyka. Stała „w białym narożniku” i tylko to się liczyło. Nigdy nie słyszała o mieszanych uczuciach. Dla niej istnieli tylko przyjaciele lub wrogowie. Jeanette pojawiła się w tej rodzinie, by dołączyć do matki w walce z „resztą świata”. Jej matka zrobiła, więc najlepsze, co jej pozostało, i załatwiła sobie znajdę. W jej myśleniu nie istnieli Mędrcy, ponieważ matka nie wierzyła w istnienie mądrych mężczyzn. W każdą niedzielę jej matka wstawała wcześnie i aż do dziesiątej nie wpuszczała nikogo do saloniku. Było to jej miejsce modlitwy i medytacji. Ze względu na swoje kolana zawsze modliła się na stojąco, podobnie jak Napoleon Bonaparte ze względu na swój wzrost zawsze wydawał rozkazy z konia. Zawsze modliła się dokładnie w taki sam sposób. Najpierw dziękowała Bogu za to, że pozwolił jej doczekać kolejnego dnia, a potem dziękowała Bogu za to, że podarował światu kolejny dzień. Potem mówiła o swych wrogach, co było jej niemalże tak bliskie jak katechizm.

                        
                   Po wszystkich religijnych rytuałach jej matka przepytywała Jeanette z wiedzy o Biblii, później siedząc razem słuchały w radiu audycji World Service- religijnego show. Jeanette odnotowywała sukcesy i porażki misjonarzy z różnych krajów, a później składała matce sprawozdanie. Każdego południa Jeanette i jej matka wychodziły z psem na spacer. Jeanette zapamiętała pewien incydent, kiedy idąc przez bardzo podejrzaną dzielnicę miasta, spotkały pewną Cygankę, która chwyciła ją za rękę. Po przestudiowaniu dłoni powiedziała Jeanette, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Zgodnie z tą przepowiednią, Jeanette pomyślała o dwóch kobietach, które znała a nie były małżeństwem. Jeanette kupowała u nich w sklepie papierniczym swój ulubiony komiks, kobiety często dawały jej darmowy bananowy batonik. Pewnego razu owe kobiety zaproponowały, że zabiorą ją na plażę, matka Jeanette gwałtownie odmówiła i nie pozwoliła, od tego czasu chodzić Jeanette do ich sklepu. Później Jeanette podsłuchała, jak jej matka skarżyła się pastorowi, że te dwie kobiety zajmują się „nienaturalnymi namiętnościami". Jeannette wtedy nie rozumiała, co to oznaczało. Myślała, że ma to związek z batonikami.
                    Jeanette nie chodziła do szkoły, bo matka twierdziła, że jest to jedna wielka wylęgarnia zła. Dziewczynka nie miała pojęcia, co to oznacza, ale wiedziała, że jest to coś niedobrego, jak „nienaturalne namiętności”. Myślała o tym wszystkim w ubikacji. Wychodek znajdował się na zewnątrz i było to jedyne miejsce, do którego można było pójść samemu. Aż tu pewnego ranka, kiedy wstały wcześnie, by posłuchać radia, do skrzynki na listy wpadła gruba koperta. Matka pomyślała, że to list z podziękowaniami od tych, którzy wzięli udział w Krucjacie Uzdrawiania Chorych. Okazało się, że jest to urzędowe pismo, które informuje, że Jeanette musi uczęszczać do szkoły. Kiedy Jeanette straciła słuch i trafiła na operację do szpitala matka jej nie odwiedzała, ponieważ miała ważne obowiązki w kościele. Zamiast tego zostawiła Jeanette w szpitalu z dużą torebką pomarańczy.
                     Matka za cel swojego życia obrała sobie walkę z grzesznikami, konkretnie z sąsiadami, których nazywa „najbliższe drzwi”. Dorośli wysyłają Jeanette na lody, żeby nie słyszała bezbożnych dźwięków sąsiadów. Jeanette nie wie, co oznacza słowo rozpusta ani dlaczego jest tak głośno za ścianą, ale wie, że jest to grzech śmiertelny. Po powrocie Jeanette widzi, jak jej matka z innymi kobietami śpiewają hymn na rzecz „najbliższych drzwi”. Sąsiedzi reagują uderzając w ściany i rury. Ich niezadowolenie tak bardzo podoba się matce, że kobiety zaczęły śpiewać drugi werset jeszcze głośniej. Młody sąsiad wyskoczył prawie nago na podwórko, aby je uspokoić, ale matka Jeanette odpowiedziała radośnie karcąc go cytatami z pisma świętego.
                  Jeanette ma sny o związkach między kobietami i mężczyznami.  Zastanawia się nad bajką „Piękna i Bestia" i rozważa, czy wszyscy mężczyźni stają się książętami w noc poślubną, jak w tej bajce. Jednak zamiast chłopaka „swojego życia” Jeanette spotyka Melanie, w której się zakochuje. Od tej pory dziewczyny wszystko robiły razem, nawet Jeanette zostawała u niej na noc. Matka nie robiła żadnych uwag, ponieważ bała się, że chłopcy mogliby posunąć się za daleko w relacjach koleżeńskich, co mogłoby zaowocować niechcianą ciążą i piekielnym potępieniem. Mimo tego dziewczyny i tak zakosztowały „zakazanego owocu” pieszcząc się wieczorami do utraty przytomności.
                  Pewnej niedzieli Jeanette i jej matka poszły do kościoła. Na początku wszystko wydawało się normalne i przewidywalne. Od czasu do czasu matka posyłała jej piorunujące spojrzenie. W kościele śpiewano już pierwszy hymn. Dziewczyna usiadła obok panny Jewsbury, która szeptem powiedziała jej, by była spokojna. Jeanette doszła do wniosku, że musiała zwariować. Kościół był nabity jak zwykle i za każdym razem, gdy napotkała czyjś wzrok, ludzie uśmiechali się do niej lub kiwali głowami. Kiedy hymn dobiegł końca, dziewczyna przesunęła się bliżej Melanie i pomyślała, że ta dziewczyna jest darem od Boga. Była nadal głęboko pogrążona w tych rozmyślaniach, kiedy dotarło do niej, że dzieje się coś niepokojącego. Kościół ucichł, a pastor stał na mównicy z jej matką u boku. Łkała. Dziewczyna poczuła kłujący ból palców; to pierścionek Melanie. Panna Jewsbury ponagliła ją, by wstała, powtarzając: „Tylko spokojnie, tylko spokojnie”, i wystąpiła do przodu razem z Melanie. Rzuciła jej spojrzenie. Była blada. „Te oto Boże dzieci- zaczął pastor- wpadły w sidła Szatana. Te oto Boże dzieci padły ofiarą swych chuci. Te oto dzieci pełne są demona”. Po tych słowach zaczęto odprawiać egzorcyzmy, które były kontynuowane jeszcze kilka dni po niedzielnym nabożeństwie. 
             Kiedy egzorcyzmy nie pomogły matka chciała, żeby Jeanette się wyprowadziła z domu, i miała w tym poparcie pastora i większości członków ich religijnej kongregacji.  Twierdziła, że córka sprowadziła na nią nieszczęście, sprowadziła nieszczęście na dom oraz na Kościół. Tym razem nie było odwrotu. Wszystko wynikało z tego, że nie kochała odpowiednich ludzi. Odpowiednich pod każdym względem, z wyjątkiem tego jednego; miłość do innej kobiety jest grzechem. Jeanette nie miała wówczas zielonego pojęcia o orientacjach seksualnych, ale wiedziała, że homoseksualista ma mniej wspólnego z kobietą niż nosorożec. Istnieją przeróżne spostrzeżenia znaczeniowe, ale jakby na to nie popatrzeć, mężczyzna pozostaje mężczyzną. Jej matka zawsze była dla niej źródłem problemów, ponieważ była i religijnie „oświecona”, i reakcyjna jednocześnie. Nie wierzyła w Determinizm i Odrzucenie, wierzyła, że ludzie kształtują siebie samych zgodnie z własną wolą. Każdy może być zbawiony, każdy też może wpaść w szatańskie sidła, jest to jego wybór. Dziewczyna po egzorcyzmach usiłowała zastąpić swój świat innym. Wiedziała, że jej pogmatwana osobowość to nie ona, lecz jej matka.
                        „Mackintosh”[2] to brytyjskie słowo oznaczające płaszcz przeciwdeszczowy. Matka Jeanette kupuje jej taki płaszcz po tym, jak Jeanette przypadkowo go rozerwała. Ten płaszcz przeciwdeszczowy był zbyt duży i miał różowy kolor. Jeanette bardzo go nie znosiła. Ten płaszcz przeciwdeszczowy symbolizował „ostateczną próbę” matki Jeanette, by zmusić ją do czegoś, czym nie jest. Jego różowy kolor sugeruje kobiecość lub dziewczęcość, którą matka Jeanette chce zachować w swojej córce. Kiedy matka ubiera ją w ten płaszcz, Jeanette myśli o „Człowieku w żelaznej masce”. Główny bohater tej historii był zamknięty w więzieniu z maską na twarzy przez wiele lat. Dla Jeanette ten różowy płaszcz przeciwdeszczowy symbolizuje maskę ideologiczną, którą próbuje założyć jej matka; wymaga, aby Jeanette stała się heteroseksualna i podążała za jej fanatycznym myśleniem. Gdy Jeanette wychodzi ze sklepu, czuje mdłości z powodu płaszcza przeciwdeszczowego. Jej fizyczne cierpienie pojawia się, ponieważ Jeanette wie na poziomie nieświadomości, jak mało pasuje do tego, kim naprawdę jest. Jak na ironię, to choroba Jeanette zmusiła ją, aby rozejrzała się po rynku, wtedy zobaczyła Melanie, jej pierwszą miłość. Ta sytuacja pokazywała, że Jeanette była w stanie zajrzeć przez swoją „żelazną maskę różowego płaszcza przeciwdeszczowego”, aby się wyzwolić. Ostateczna próba jej matki „symbolicznego uwięzienia” córki przestała działać.  
                   Jeanette próbuje zrozumieć otaczający ją świat i często jej się to nie udaje, bo świat poza gminą wyznaniową nie jest tłumaczony przy pomocy Biblii. Życie w tych specyficznych warunkach religijnych i ciągła jej obecność w każdej chwili życia wyobcowywała ją od rówieśników i przyprawiała o ból głowy nauczycieli. Jeanette czuła się dobrze w religijnej enklawie, tu czuła się bezpiecznie, tu miała swoich przyjaciół i tu zawsze znajdowała odpowiedź na nurtujące ją pytania. Nawet, gdy zaczęła się interesować innymi dziewczynkami i eksperymentować z seksualnością nie zdawała sobie sprawy z tego, że to, co robi jest wielkim grzechem w oczach matki, Kościoła i współwyznawców. Jeanette porzuca kościół i dom, zamieszkała u znajomej, pomagając jej w kaplicy kościelnej przy pogrzebach. W końcu udaje się na studia i żyje wolnym życiem nie zapominając jednak o swoich rodzicach i środowisku, z którego się wywodzi.




[1] Lobotomia
Zabieg neurochirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia. Dawniej jedna z metod leczenia chorych na schizofrenię lub inne poważne zaburzenia psychiczne.
 

[2] Mackintosh -prochowiec; rodzaj materiału nieprzemakalnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz