„Nie tylko pomarańcze”
Jeanette
Winterson
Autorka/ (ur. 27 sierpnia
1959 r. w Manchesterze)
– brytyjska pisarka i feministka, odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego. W dzieciństwie adoptowana przez bardzo religijną
rodzinę, przygotowywana do roli misjonarki. W wieku szesnastu lat odnalazła się,
jako lesbijka
i z powodu miłości do swojej przyjaciółki uciekła z domu. Jej pierwsza,
autobiograficzna powieść „Nie tylko pomarańcze” ukazała się w 1985 roku.
Tłumaczenie/ Waldemar Łyś
Tematyka/ „Nie tylko pomarańcze” to powieść
autobiograficzna. Powieść o dzieciństwie i dojrzewaniu adoptowanej dziewczynki,
której życie obraca się wokół kościoła i religii. Zaborcza matka, zdewociała,
ortodoksyjna ewangeliczka najchętniej nie zaprowadziłaby dziewczynki nawet do
szkoły, gdyby nie musiała tego zrobić, gdyż tam czyha na nią świat pełen
grzechu, przed którym ona nie potrafi jej uchronić. W takiej atmosferze dorasta
mała Jeanette, która na dodatek okazuje się... lesbijką.
Główny motyw/ Autorka
mówi sama, że ta książka jest i zarazem nie jest jej autobiografią. Bohaterka
powieści – adoptowane dziecko – wzrasta pod przemożnym wpływem matki, w
atmosferze religijności graniczącej z dewocją. Matka obmyśliła już przyszłość
dla swojej przybranej córki. Dziewczyna ma zostać misjonarką. Nadchodzi jednak
okres dojrzewania i poznawania siebie, który zamienia się w pasmo dramatycznych
odkryć i gorzkich rozczarowań. Młoda kobieta czuje, że jej życiowa droga będzie
wyglądała zupełnie inaczej, niż myślała... W nowatorskiej, zaprawionej subtelną
ironią powieści Jeanette Winterson z właściwym sobie mistrzostwem prowadzi
czytelnika przez świat ludzkich obsesji i lęków. Odsłania to, co najbardziej
prywatne i ulotne, a zarazem najbardziej delikatne.
Cytaty z
książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Osobliwe, co też inni ludzie uważają za emocjonujące”.
„Niektórzy mówią, że jestem stuknięta, ale świat to coś
więcej niż tylko to, co widać gołym okiem”.
„Na świecie istnieją kobiety. Na świecie istnieją
mężczyźni. I istnieją bestie. Co powinno się zrobić, jeśli poślubi się bestię?
Całowanie nie zawsze pomaga. A bestie są bardzo przemyślne. Przybierają taką postać jak twoja czy moja”.
„Jedyną rzeczą, co do której można mieć pewność, jest to,
że wszystko to jest niesłychanie skomplikowane, jak splątany sznur”.
„Świadomość tego, w co należy wierzyć, miała swoje zalety.
Zbudowała imperium i utrzymywała ludzi tam, gdzie ich miejsce, w jasnym
królestwie sakiewki…”.
„Bardzo często historia jest sposobem na zadanie kłamu
przeszłości”.
„Ludziom nigdy nie sprawia problemu pozbycie się
przeszłości, gdy ta staje się zbyt trudna”.
„Jeśli jesteś dociekliwy, możesz nigdy nie powrócić do
domu, jak wszyscy ci ludzie, którzy żyją sobie teraz z syrenami na dnie morza”.
„Tak więc przeszłość ponieważ jest przeszła, daje się
kształtować tam, gdzie niegdyś była giętka”.
„Oto rada. Jeśli chcesz zachować własne zęby, przygotuj
kanapki własnymi rękoma…”.
„Cóż takiego jest w intymności, co czyni ją tak bardzo
niepokojącą?”.
„Czy miłość naprawdę może być sprawką demona?”.
„Koniecznie trzeba odróżnić fizykę od metafizyki”.
„Wyobrażałam sobie, że postrzegamy różne rzeczy w ten sam
sposób, lecz cały czas żyłyśmy na różnych planetach”.
„Romantyczna miłość została rozcieńczona do postaci
romansideł i sprzedana w tysiącach i milionach egzemplarzy”.
„(…) nie ma sensu przywiązywać się do rzeczy, które nie
mają żadnego znaczenia”.
„Nie ma takiego wyboru, który nie oznaczałby straty”.
„Muszę jednak pamiętać, że nie wszystkie ciemne miejsca
potrzebują światła”.
Pomysł psychiatrycznego leczenia religijnych
fanatyków wzbudza spore kontrowersje. Czy nie jest tak, że dziś zbyt łatwo
każdą ludzką odmienność uznajemy za „syndrom" czy „chorobę"? W XXI wieku granica między „normą" a psychiczną chorobą niebezpiecznie łatwo się zaciera...
Zdaje się to potwierdzać opublikowany niedawno podręcznik, który zdecydowanie
rozszerza katalog chorób. Każdą ludzką odmienność można drobiazgowo opisać i
skatalogować, jako „syndrom” czy „chorobę”, dodając im taką czy inną naukową
etykietkę, to powoduje, że katalog chorób się rozdyma. Czy fundamentalizm
religijny to choroba psychiczna? – to pytanie coraz śmielej stawiają sobie
psychiatrzy. Pracują oni nad potwierdzeniem takiej tezy, będąc coraz
bliżej uznania zbyt radykalnych poglądów religijnych za rodzaj schorzenia,
które kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego. Zdaniem dr Kathleen Taylor
z Wydziału Psychologii, Anatomii i Genetyki Uniwersytetu w Oxfordzie już w
najbliższej przyszłości wielu radykałów religijnych będzie można z ich poglądów
po prostu... wyleczyć.
Warto byłoby zadać pytanie,
kto będzie „mierzył” domniemany fanatyzm. Łatwo, bowiem wyobrazić sobie
irańskich psychiatrów uznających za chorych psychicznie tych wszystkich, którzy
odrzucają panujący w kraju islam. Praktyki
polegające na „leczeniu z poglądów” miały miejsce np. w historii USA, gdzie kilkadziesiąt lat temu zabieg
lobotomii[1]
aplikowano setkom tysięcy osób m.in. z powodu „krnąbrności kobiet”,
homoseksualności czy komunizmu.
Bohaterka książki Jeanette
Winterson „Nie tylko pomarańcze”, Jeanette
jest wesołą i buntowniczą sierotą, która zostaje adoptowana do fanatycznej ewangelicznej
rodziny w ponurej, przemysłowej północnej Anglii, w której aplikuje się ponure
biblijne motta i potrząsa się małym tamburynem dla Jezusa. Ale kiedy ta
początkująca „misjonarka” osiąga pełnoletność i godzi się ze swoją
niekonwencjonalną seksualnością, dziwna równowaga jej bogobojnego domu nagle
się rozpływa. Naleganie Jeanette na słuchanie prawdy o jej własnym sercu i
umyśle - i opowiadanie ich z dowcipem i pasją - tworzy niezapomnianą kronikę
ekscentrycznego, poruszającego przejścia w dorosłość.
„Nie tylko pomarańcze”… to „niebezpieczna” powieść. Obnaża ona
świętość życia rodzinnego, jako grę pozorów; ilustruje przykładem, że to, co
Kościół nazywa miłością, jest w gruncie rzeczy psychozą; śmie ona również
sugerować, że niedogodności, jakich w życiu doświadczają homoseksualiści, nie
są wynikiem ich perwersji, lecz perwersji innych ludzi. Co gorsza, robi to z
taką dawką humoru i lekkością, iż nawet ci nastawieni nieprzychylnie odkrywają,
że nie sposób się z nią zgodzić. Na tym zawsze polegało doświadczenie powieści.
Książka wywołała ożywioną dyskusję, która sprawiła, że ludzie znaleźli w niej
inny punk widzenia na życie. Rzecz jasna, części z nich bardzo to było nie w
smak, jednak wielu komentatorów nie ma wątpliwości, że podwójne- książkowe i
ekranowe- wcielenie „Nie tylko
pomarańczy” … obaliło znacznie więcej barier niż wzniosło.
Książka Jeanette Winterson jest
bardzo krzepiącą powieścią. Jej bohaterka żyje na obrzeżach życia. Jest biedna,
wywodzi się z klasy robotniczej, musi jednak zmagać się z wielkimi problemami
przekraczającymi granice klas, kultur i ras. Każdy w którymś momencie życia
musi dokonać wyboru, czy chce pozostać w zastanym świecie, który może być
bezpieczny, ale narzuca pewne ograniczenia, czy też przeć do przodu, często
przekraczając granicę zdrowego rozsądku, ku własnemu miejscu, nieznanemu i
niezbadanemu. W książce możemy odnaleźć postać poszukiwania własnej
seksualności i indywidualności. Na pierwszy rzut oka wygląda to na przypadek
jednostkowy: religijny dom i młoda dojrzewająca dziewczyna, której świat
przewraca się do góry nogami, ponieważ zakochała się w innej młodej
dziewczynie. W rzeczywistości jednak „Nie
tylko pomarańcze”… są o uczuciach i konieczności wyboru, jakich nikt z nas
nie jest w stanie uniknąć. Pierwsza miłość, poczucie straty, żal, wściekłość, a
przede wszystkim odwaga, to motory napędzające narrację przez ograniczenia
narzucone fabułą. Beletrystyka potrzebuje konkretów, kotwic, po to, by móc je
przekraczać. Potrzebuje też wyważonych- poznawalnych i dotykalnych- bohaterów,
po to, by móc przez nich przeniknąć prosto ku otwartej, uniwersalnej
przestrzeni. Paradoks ów sprawia, że książka zarówno daje się łatwo czytać, jak
i nabiera ponadczasowego wymiaru; z trudnego do zniesienia napięcia rodzi się
harmonia. Książka jest krzepiąca nie, dlatego, iż podsuwa łatwe odpowiedzi,
lecz dlatego, iż mierzy się z trudnymi problemami. Jak powiedziała sama
autorka: „Kiedy człowiek nauczy się mówić
o trapiących go problemach, stawia krok w kierunku ich rozwiązania. A kiedy
człowiek odnajdzie swój głos, staje się słyszalny”.
Jeanette
jest narratorką powieści, która mieszka z matką i ojcem. Jej matka jest silną
kobietą, która często szuka konfliktów i nigdy nie widzi świata z mieszanymi
uczuciami. Jeśli chodzi o matkę Jeanette, jej świat zawiera wrogów (diabła,
ślimaki i seks) i przyjaciół (Boga, ciocię May, powieści Charlotte Bronte i
granulki na zwalczanie ślimaków). Jeanette dodaje, że na początku również
pasowała do kategorii przyjaciół. Matka Jeanette bardzo chciała mieć dziecko,
więc szukała podrzutka- adoptowała Jeanette. Jeanette relacjonuje dalej, że nie
mogła sobie przypomnieć takiej chwili, kiedy by czuła, iż jest kimś wyjątkowym.
Jej ojciec lubił oglądać zapasy, a matka lubiła „brać w nich udział”; nie miało
znaczenia, z kim się potyka. Stała „w białym narożniku” i tylko to się liczyło.
Nigdy nie słyszała o mieszanych uczuciach. Dla niej istnieli tylko przyjaciele
lub wrogowie. Jeanette pojawiła się w tej rodzinie, by dołączyć do matki w
walce z „resztą świata”. Jej matka zrobiła, więc najlepsze, co jej pozostało, i
załatwiła sobie znajdę. W jej myśleniu nie istnieli Mędrcy, ponieważ matka nie
wierzyła w istnienie mądrych mężczyzn. W każdą niedzielę jej matka wstawała
wcześnie i aż do dziesiątej nie wpuszczała nikogo do saloniku. Było to jej
miejsce modlitwy i medytacji. Ze względu na swoje kolana zawsze modliła się na
stojąco, podobnie jak Napoleon Bonaparte ze względu na swój wzrost zawsze
wydawał rozkazy z konia. Zawsze modliła się dokładnie w taki sam sposób.
Najpierw dziękowała Bogu za to, że pozwolił jej doczekać kolejnego dnia, a potem
dziękowała Bogu za to, że podarował światu kolejny dzień. Potem mówiła o swych
wrogach, co było jej niemalże tak bliskie jak katechizm.
Po wszystkich religijnych
rytuałach jej matka przepytywała Jeanette z wiedzy o Biblii, później siedząc
razem słuchały w radiu audycji World Service- religijnego show. Jeanette
odnotowywała sukcesy i porażki misjonarzy z różnych krajów, a później składała
matce sprawozdanie. Każdego południa Jeanette i jej matka wychodziły z psem na
spacer. Jeanette zapamiętała pewien incydent, kiedy idąc przez bardzo
podejrzaną dzielnicę miasta, spotkały pewną Cygankę, która chwyciła ją za rękę.
Po przestudiowaniu dłoni powiedziała Jeanette, że nigdy nie wyjdzie za mąż.
Zgodnie z tą przepowiednią, Jeanette pomyślała o dwóch kobietach, które znała a
nie były małżeństwem. Jeanette kupowała u nich w sklepie papierniczym swój
ulubiony komiks, kobiety często dawały jej darmowy bananowy batonik. Pewnego
razu owe kobiety zaproponowały, że zabiorą ją na plażę, matka Jeanette
gwałtownie odmówiła i nie pozwoliła, od tego czasu chodzić Jeanette do ich
sklepu. Później Jeanette podsłuchała, jak jej matka skarżyła się pastorowi, że
te dwie kobiety zajmują się „nienaturalnymi namiętnościami". Jeannette
wtedy nie rozumiała, co to oznaczało. Myślała, że ma to związek z batonikami.
Jeanette nie chodziła do
szkoły, bo matka twierdziła, że jest to jedna wielka wylęgarnia zła.
Dziewczynka nie miała pojęcia, co to oznacza, ale wiedziała, że jest to coś
niedobrego, jak „nienaturalne namiętności”. Myślała o tym wszystkim w ubikacji.
Wychodek znajdował się na zewnątrz i było to jedyne miejsce, do którego można
było pójść samemu. Aż tu pewnego ranka, kiedy wstały wcześnie, by posłuchać
radia, do skrzynki na listy wpadła gruba koperta. Matka pomyślała, że to list z
podziękowaniami od tych, którzy wzięli udział w Krucjacie Uzdrawiania Chorych.
Okazało się, że jest to urzędowe pismo, które informuje, że Jeanette musi
uczęszczać do szkoły. Kiedy Jeanette straciła słuch i trafiła na operację do
szpitala matka jej nie odwiedzała, ponieważ miała ważne obowiązki w kościele.
Zamiast tego zostawiła Jeanette w szpitalu z dużą torebką pomarańczy.
Matka za cel swojego życia
obrała sobie walkę z grzesznikami, konkretnie z sąsiadami, których nazywa
„najbliższe drzwi”. Dorośli wysyłają Jeanette na lody, żeby nie słyszała
bezbożnych dźwięków sąsiadów. Jeanette nie wie, co oznacza słowo rozpusta ani
dlaczego jest tak głośno za ścianą, ale wie, że jest to grzech śmiertelny. Po
powrocie Jeanette widzi, jak jej matka z innymi kobietami śpiewają hymn na
rzecz „najbliższych drzwi”. Sąsiedzi reagują uderzając w ściany i rury. Ich
niezadowolenie tak bardzo podoba się matce, że kobiety zaczęły śpiewać drugi
werset jeszcze głośniej. Młody sąsiad wyskoczył prawie nago na podwórko, aby je
uspokoić, ale matka Jeanette odpowiedziała radośnie karcąc go cytatami z pisma
świętego.
Jeanette ma sny o związkach
między kobietami i mężczyznami.
Zastanawia się nad bajką „Piękna i Bestia" i rozważa, czy wszyscy
mężczyźni stają się książętami w noc poślubną, jak w tej bajce. Jednak zamiast
chłopaka „swojego życia” Jeanette spotyka Melanie, w której się zakochuje. Od
tej pory dziewczyny wszystko robiły razem, nawet Jeanette zostawała u niej na
noc. Matka nie robiła żadnych uwag, ponieważ bała się, że chłopcy mogliby
posunąć się za daleko w relacjach koleżeńskich, co mogłoby zaowocować
niechcianą ciążą i piekielnym potępieniem. Mimo tego dziewczyny i tak
zakosztowały „zakazanego owocu” pieszcząc się wieczorami do utraty
przytomności.
Pewnej niedzieli Jeanette i
jej matka poszły do kościoła. Na początku wszystko wydawało się normalne i
przewidywalne. Od czasu do czasu matka posyłała jej piorunujące spojrzenie. W
kościele śpiewano już pierwszy hymn. Dziewczyna usiadła obok panny Jewsbury,
która szeptem powiedziała jej, by była spokojna. Jeanette doszła do wniosku, że
musiała zwariować. Kościół był nabity jak zwykle i za każdym razem, gdy
napotkała czyjś wzrok, ludzie uśmiechali się do niej lub kiwali głowami. Kiedy
hymn dobiegł końca, dziewczyna przesunęła się bliżej Melanie i pomyślała, że ta
dziewczyna jest darem od Boga. Była nadal głęboko pogrążona w tych
rozmyślaniach, kiedy dotarło do niej, że dzieje się coś niepokojącego. Kościół
ucichł, a pastor stał na mównicy z jej matką u boku. Łkała. Dziewczyna poczuła
kłujący ból palców; to pierścionek Melanie. Panna Jewsbury ponagliła ją, by
wstała, powtarzając: „Tylko spokojnie,
tylko spokojnie”, i wystąpiła do przodu razem z Melanie. Rzuciła jej
spojrzenie. Była blada. „Te oto Boże
dzieci- zaczął pastor- wpadły w sidła
Szatana. Te oto Boże dzieci padły ofiarą swych chuci. Te oto dzieci pełne są
demona”. Po tych słowach zaczęto odprawiać egzorcyzmy, które były kontynuowane
jeszcze kilka dni po niedzielnym nabożeństwie.
Kiedy egzorcyzmy nie pomogły matka
chciała, żeby Jeanette się wyprowadziła z domu, i miała w tym poparcie pastora
i większości członków ich religijnej kongregacji. Twierdziła, że córka sprowadziła na nią
nieszczęście, sprowadziła nieszczęście na dom oraz na Kościół. Tym razem nie
było odwrotu. Wszystko wynikało z tego, że nie kochała odpowiednich ludzi.
Odpowiednich pod każdym względem, z wyjątkiem tego jednego; miłość do innej
kobiety jest grzechem. Jeanette nie miała wówczas zielonego pojęcia o
orientacjach seksualnych, ale wiedziała, że homoseksualista ma mniej wspólnego
z kobietą niż nosorożec. Istnieją przeróżne spostrzeżenia znaczeniowe, ale
jakby na to nie popatrzeć, mężczyzna pozostaje mężczyzną. Jej matka zawsze była
dla niej źródłem problemów, ponieważ była i religijnie „oświecona”, i reakcyjna
jednocześnie. Nie wierzyła w Determinizm i Odrzucenie, wierzyła, że ludzie
kształtują siebie samych zgodnie z własną wolą. Każdy może być zbawiony, każdy
też może wpaść w szatańskie sidła, jest to jego wybór. Dziewczyna po
egzorcyzmach usiłowała zastąpić swój świat innym. Wiedziała, że jej pogmatwana
osobowość to nie ona, lecz jej matka.
„Mackintosh”[2]
to brytyjskie słowo oznaczające płaszcz przeciwdeszczowy. Matka Jeanette kupuje
jej taki płaszcz po tym, jak Jeanette przypadkowo go rozerwała. Ten płaszcz
przeciwdeszczowy był zbyt duży i miał różowy kolor. Jeanette bardzo go nie
znosiła. Ten płaszcz przeciwdeszczowy symbolizował „ostateczną próbę” matki
Jeanette, by zmusić ją do czegoś, czym nie jest. Jego różowy kolor sugeruje
kobiecość lub dziewczęcość, którą matka Jeanette chce zachować w swojej córce. Kiedy
matka ubiera ją w ten płaszcz, Jeanette myśli o „Człowieku w żelaznej masce”. Główny
bohater tej historii był zamknięty w więzieniu z maską na twarzy przez wiele
lat. Dla Jeanette ten różowy płaszcz przeciwdeszczowy symbolizuje maskę
ideologiczną, którą próbuje założyć jej matka; wymaga, aby Jeanette stała się
heteroseksualna i podążała za jej fanatycznym myśleniem. Gdy Jeanette wychodzi
ze sklepu, czuje mdłości z powodu płaszcza przeciwdeszczowego. Jej fizyczne
cierpienie pojawia się, ponieważ Jeanette wie na poziomie nieświadomości, jak
mało pasuje do tego, kim naprawdę jest. Jak na ironię, to choroba Jeanette
zmusiła ją, aby rozejrzała się po rynku, wtedy zobaczyła Melanie, jej pierwszą
miłość. Ta sytuacja pokazywała, że Jeanette była w stanie zajrzeć przez swoją „żelazną
maskę różowego płaszcza przeciwdeszczowego”, aby się wyzwolić. Ostateczna próba
jej matki „symbolicznego uwięzienia” córki przestała działać.
Jeanette próbuje
zrozumieć otaczający ją świat i często jej się to nie udaje, bo świat poza
gminą wyznaniową nie jest tłumaczony przy pomocy Biblii. Życie w tych
specyficznych warunkach religijnych i ciągła jej obecność w każdej
chwili życia wyobcowywała ją od rówieśników i przyprawiała o ból
głowy nauczycieli. Jeanette czuła się dobrze w religijnej enklawie, tu
czuła się bezpiecznie, tu miała swoich przyjaciół i tu zawsze znajdowała
odpowiedź na nurtujące ją pytania. Nawet, gdy zaczęła się interesować
innymi dziewczynkami i eksperymentować z seksualnością nie zdawała
sobie sprawy z tego, że to, co robi jest wielkim grzechem w oczach
matki, Kościoła i współwyznawców. Jeanette porzuca kościół i dom,
zamieszkała u znajomej, pomagając jej w kaplicy kościelnej przy
pogrzebach. W końcu udaje się na studia i żyje wolnym życiem nie
zapominając jednak o swoich rodzicach i środowisku, z którego
się wywodzi.
Zabieg
neurochirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe
płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia. Dawniej jedna z metod leczenia
chorych na schizofrenię lub inne poważne zaburzenia psychiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz