17 października 2021

Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe

 

„Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe”


Stanisław Rembek

Autor/ (ur. 6 lipca 1901 w Łodzi, zm. 21 marca 1985 w Warszawie, urodzony, jako Ehrenberg) – polski pisarz, nauczyciel, działacz konspiracyjny. Lata 1919-1921 spędził w wojsku, z czego znaczną część, jako żołnierz frontowy podczas wojny polsko-bolszewickiej. Debiutował w 1922 roku powieścią odcinkową dla młodzieży. W latach 1934-38 pracował, jako nauczyciel w Radomiu i Piotrkowie Trybunalskim. Uczestnik obrony Warszawy, współpracownik prasy konspiracyjnej, nauczyciel w tajnym nauczaniu. Po wojnie mieszkał w Piotrkowie i w Warszawie. Zepchnięty na margines życia literackiego współpracował z Instytutem Wydawniczym PAX. Po 1956 roku przez jakiś czas publikował w „Kierunkach".

Tytuł oryginału/ pl „Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz dwie gawędy styczniowe”.

Tematyka/ Barwna i wciągająca opowieść Stanisława Rembeka o powstaniu styczniowym to nie tylko działający na wyobraźnię zapis walk powstańczych. To scena, na której rozgrywają się odwieczne ludzkie dramaty zdrada, niewierność, przypadek, przeznaczenie. Jest nią przedstawienie z jednej strony bezgranicznego poświęcenia powstańców styczniowych, ich umiłowania wolności, z drugiej zaś zaprzaństwa części rodaków, którzy wysługując się okupantom przyczynili się w jakiejś mierze do upadku narodowego zrywu. Po jasnej stronie mocy stoi ppłk Jan Markowski (autentyczna postać dowódcy Sandomierskiej Dywizji), a po ciemnej dowódca rosyjskiego szwadronu rotmistrz Jan Dobrowolski. Pozycję bezstronnego obserwatora zajmuje narrator, czyli młody rosyjski arystokrata porucznik Fiodor Jeremin, który bierze udział w tłumieniu powstania wyłącznie z powodu zawiedzionej miłości. Nie jest ani urodzonym żołnierzem, ani tym bardziej Polakożercą. Patrzy na powstanie przez pryzmat swojego nowoczesnego humanitaryzmu. Na podstawie jego wizji powstania styczniowego Juliusz Machulski nakręcił znakomity film pt. „Szwadron”.

Główny motyw/ Historia rosyjskiego szwadronu dragonów, który pacyfikuje powstanie styczniowe w 1863 roku. Młody arystokrata Jeremin, odrzucony przez ukochaną dziewczynę, zaciąga się do armii i wyrusza do Polski. Dowódca szwadronu Dobrowolski, Polak w służbie rosyjskiej, odznacza się wyjątkowym okrucieństwem i cynizmem, co przeraża młodzieńca z dobrego domu. Jeremin sprawdza się jako żołnierz, ale coraz mniej wierzy w słuszność sprawy.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Przyznanie się do winy nie stanowi jeszcze dowodu”.

„Dlaczegóż to tak rzadko w dziejach władzę dostaje się do rąk rozsądnych?...”.

„Platon radził, żeby poetów w ogóle usuwać z państwa, a my w ich ręce oddaliśmy losy naszej ojczyzny”.

„(…) biada ludziom, którzy nie mają nic prócz rąk do pracy, nikt nie pomoże”.

„Sumienie – to pamięć, a pamięć – to świadomość. Bez świadomości, a więc bez sumienia nie byłoby człowieka”.

„Wiadomo, że kobiety mają swoją własną logikę”.

„Iluż to ludzi zdoła poznać człowiek, który przeżył blisko pół wieku!”.

„Istotnie, wszystko co żyje, ma na celu własną tylko korzyść i płynące z niej chwilowe zadowolenie”.

„Tę receptę [ kula] zachowaj dla cara. A dla ciebie – spacer. Pamiętaj!”.

„Dwie są tylko cechy człowieka godne szacunku: rozum i odwaga. Odwaga wobec śmierci, wobec myśli, wobec wszystkiego, co świat nam ukazuje”.

„W dziedzinie psychicznej kłamstwo i oszustwo jest jeszcze łatwiejsze i wskutek tego częstsze niż w świecie materialnym”.

„Każdy człowiek rządzi się tylko własnym interesem i dlatego nigdy nie mówi prawdy, przynajmniej o sobie”.

„Człowiek, najbardziej nawet obłudny bywa jednak szczery wtedy, gdy chodzi o najistotniejsze podstawy jego bytu, doczesnego i wiecznego, o zdrowie ciała i o duszę nieśmiertelną. Nie będzie kłamał wobec lekarza i wobec spowiednika”.

„Szał miłości i namiętne porywy u kobiety, wbrew wszelkim pozorom, nigdy nie są ślepe”.

„Tak już jest świat urządzony, że wszystko w nim opiera się na złudzie i kłamstwie”.

„Kobieta nie po to przychodzi w bieliźnie do łoża mężczyzny, nawet własnego męża, by z nim omawiać ważne sprawy”.

„W końcu miłość i rozkosz są tylko zabawą, a więc dobrowolnym oszukiwaniem się jak każda zabawa i zrodzona z niej sztuka”.

„Żadna stanowczo kobieta nie może mieć wyobrażenia, jak trudno jest zostać mężczyzną”.

„Gdy się ma siedemnaście lat, trudno jest uwierzyć w możliwość własnej śmierci”.

„(…) do czynów okrutnych najbardziej są skłonni w olbrzymiej większości ludzie o niskim stanie umysłu”.

„(…) wszelkie wojny wywołują, czasami mimowolnie, okrutnicy, a toczą je młodzieńcy, którzy zawsze chętnie zabijają innych młodych samców, zwłaszcza gdy im wyjaśnić, że czynią to w obronie ognisk domowych i zagrożonych bezbronnych kobiet”.

„Nawet na wojnie nie ma chyba nic bardziej przejmującego nad widok gorejącego domu mieszkalnego, którego nikt nie ratuje”.

„Wszystkie narody są do siebie podobne, tak jak wszyscy ludzie, a nawet o wiele więcej. Ich chwilowy charakter kształtuje się zależnie od warunków, w jakich się przypadkowo znaleźli”.

„Pierwsza miłość ma to do siebie, że składa się z samych złudzeń”.

„Byłem już w tym wieku, że nieraz zastanawiałem się, po co właściwie Bóg zamknął świadomość ludzką w słabym i znikomym ciele, pośród wrogiemu człowiekowi świata, obdarzając go jedynie słabymi zmysłami: wzrokiem, którym nie dorównywa ptakom, słuchem o ileż mniej czułym niż u konia czy kota, powonieniem tak mało wrażliwym w porównaniu z psim…”.

„Jest chyba rzeczą powszechnie wiadomą, że ze wszystkiego rodzaju ludzi jedynie rewolucjoniści odznaczają się całkowitym brakiem poczucia humoru”.

„Wiem tylko, że wszystkie kobiety są zagadkami, które znajdują rozwiązanie tylko w razie  szczęśliwego zamążpójścia”.

„Znowu śmierć. Co prawda, kto nie lubi jej widoku, ten pod żadnym pozorem nie powinien przez całe życie chadzać na jakąkolwiek wojnę. Czy wielką, czy małą, czy kolonialną, czy górską, czy morską – wszystko jedno. Na żadną”.

„Według zasady Hipokratesa: czego nie leczy woda, zioła ani ogień – to uleczy nóż. >Trzeba wrzód przeciąć!<”.

„Każdy może się pomylić. Sam Napoleon też popełniał błędy”.

„My obaj jako wojskowi i tak wiemy, że Polska upadła jedynie z własnej winy. Każdy naród traci swą niepodległość tylko z jednego powodu. Jest nią słabość”.

„Podobno za każdym lwem ciągnie zawsze zgraja szakali i hien”.


               Henry Kissinger, amerykański sekretarz stanu w XX wieku, w swojej pierwszej książce „A World Restored” napisał, że historia jest pamięcią państw. Trzeba by mu zadać pytanie: jaka historia, czyja pamięć i których państw? Wiemy też, że historia nie jest czarno-biała; rzadko trafiają się ludzie ze spiżu. Inna sprawa, że choroba narodowego narcyzmu dotyka okresowo wszystkie europejskie nacje – o pozaeuropejskich nie wspominając. Żaden kraj nie jest pozbawiony tego rodzaju namiętności. Różnice w sposobie ich przeżywania określone są przez stopień nagromadzenia przemyślanych, poddanych wolnej i demokratycznej dyskusji doświadczeń. Dlaczego więc historia budzi tak potężne uczucia? I na czym miałaby polegać owa „głębsza refleksja”, która pozwala porzucić na moment perspektywę narodowego narcyzmu? Trzeba zacząć od kwestii tożsamości. Potrzeba jej posiadania jest zapewne nieuchronną ludzką słabością, trudno bowiem funkcjonować człowiekowi, który nie potrafi się zdefiniować jako „ktoś”. Tożsamości zaś są na różne sposoby wspólnotowe. Jednak to, jak się definiuje te wspólnoty, jest kwestią negocjacji i procesu konstruowania. Wspólnota może być wspólnotą języka, religii, domniemanych cech biologicznych, ale też zawodu, pracy, sytuacji społecznej czy poglądów. Najszersza wydaje mi się wspólnota losu, której praktyczną realizację stanowi demokratyczna wspólnota polityczna. Ta, w której urzeczywistnia się wolność. Zmienił się klimat społeczny. Dziesięć lat temu zwykłych ludzi nie podniecała historia, a teraz stała się tak ważna. Dlaczego? Tego nie jestem w stanie powiedzieć. Dobre pytanie do psychologa społecznego. W naszej tradycji są dwa alternatywne sposoby patrzenia na Polskę i polskość. Jedna to tradycja nacjonalistyczna: emocjonalna i egocentryczna.

            Aby dobrze wczuć się w temat książki Stanisława Rembeka „Ballada o wzgardliwym wisielcu” należy sobie przypomnieć kilka faktów z historii Polski, których nie dowiemy się z telewizji ani z książek do lekcji historii. Na przykład temat „Chrztu Polski”. Chrzest przyjął wówczas władca - i to nie państwa, a plemienia Polan. Mieszko I nie był i nie czuł się Polakiem, nie było też wtedy Polski. Było to wydarzenie ważne dla konkretnej osoby, jej zaufanych i poddanych, dla niedużego regionu. Dopiero wiele wieków później wspomnienie tej uroczystości stało się istotne dla tych, którzy zaczęli szukać korzeni Polski i polskości. Stała się dla nich ważnym mitem założycielskim, nie ma jednak nic wspólnego z prawdą historyczną. Wolimy książki Henryka Sienkiewicza i jasny podział na dobrych i złych. Sienkiewicza, który bardzo sprytnie ominął między „Potopem” a „Panem Wołodyjowskim” 10 bardzo kłopotliwych lat, w tym na przykład bitwę pod Mątwami w 1666 r. Rokoszanie Lubomirskiego wymordowali wtedy na oczach wojsk królewskich, stojących po drugiej stronie Noteci, cały przyczółek polskich wojsk, który się poddał do niewoli. 3 tys. ludzi zostało z zimną krwią zamordowanych. To była egzekucja dokonana przez Polaków na Polakach. Opowieść, która nie pasuje do roli „świetlanych ofiar”. Albo jeden z najważniejszych „patriotycznych” wątków. Sobieski i bitwa pod Wiedniem. Sobieski niepotrzebnie pojechał bronić Austrii przed Turkami, ale skąd mógł wiedzieć, że za sto lat Austria weźmie udział w rozbiorach Polski? Pokonał Turków, którzy nam nie zagrażali, w obronie Habsburgów, którzy mieli stać się naszym wrogiem. Czy przeciętny uczeń ma świadomość takich paradoksów? A przecież często takich właśnie wyborów dokonujemy. Polacy zdecydowanie za mało znają własną historię, chociaż politycy mają jej pełne usta. Jesteśmy strasznie łasi na te bajki o wielkości, a mało wnikliwi, jeśli chodzi o to, co z tego wynikło. I tak będzie, jeśli elity nam nie wyjaśnią historii. Inna rzecz, że często nawet to, co jest napisane, czytamy przez filtr bogoojczyźniany. Popatrzmy na „Placówkę” Bolesława Prusa, którą większość czytelników pamięta z podstawówki – przypominamy sobie  Ślimaka, o którym uczono pokolenia Polaków, że to taki fantastyczny gość, patriota. Polak przywiązany gorącą miłością do ziemi ojczystej. Powieść miała być metaforą patriotycznych uczuć. I co odkryjemy? Że Prus napisał coś zgoła przeciwnego: Ślimak to zakapior, który nie chciał się rozwijać. „Jest dobrze tak, jak jest” – to jego motto życiowe. Przyjechali niemieccy koloniści i ogrodzili rzeczkę, żeby żadne ich dziecko tam się nie utopiło, ale Ślimak oczywiście tego nie zrobił. I gdy mu się syn utopił, miał pretensje do Boga, że go ukarał. I zajął się dociekaniem, za co ta kara. Tym bardziej, że „…Ślimak kilka razy wyciągał rękę po siekierę, żeby zbudować ogrodzenie, ale czy to ręka była za krótka, czy siekiera za daleko leżała?” – pisze prześmiewczo Bolesław Prus. Cofnijmy się jeszcze dalej wstecz do bitwy pod Grunwaldem. Starły się tam dwie wizje chrześcijaństwa, a nie jak nas uczono Polacy i Niemcy. Po stronie Krzyżaków walczyli też Piastowie, a jeden z dowódców Zakonu, który dowodził chorągwią chełmińską nosił nazwisko Janusz Olszewski. Po stronie polskiej byli Litwini, Żmudzini i Tatarzy. Czyli była to wojna dwóch porządków chrześcijaństwa ówczesnej Europy: męskiego i żeńskiego. Po jednej stronie chrystocentryczna wizja (Krzyżacy śpiewali „Chrystus zmartwychwstał”), a naprzeciwko stały wojska polskie, z wizją chrześcijaństwa żeńskiego, które śpiewały „Bogurodzicę”. Z politycznego punktu widzenia granica Polska z Zakonem była przez wieki najbezpieczniejsza. Ale co nie robi propaganda… Pamiętajmy, że czarno-biała wizja świata przynosi więcej krzywd i zła niż dobra. Nasi są zawsze dobrzy, Niemcy są zawsze źli, jednak należy pamiętać, że na tronie polskim zasiadywali też i Niemcy. Nie zapominajmy także, że wielu Niemców się spolonizowało, czego dowodem są takie ważne nazwiska w historii Polski jak: gen. Franciszek Kleeberg, gen. Tadeusz Kutrzeba, etnograf Oskar Kolberg czy poeta Kazimierz Przerwa-Tetmajer.

                       Książka Stanisława Rembeka zatytułowana „Ballada o wzgardliwym wisielcu i dwie gawędy styczniowe” składa się z trzech opowiadań i przedstawia powstanie styczniowe z punktu widzenia kilku różnych postaci, odnosząc się w ten sposób do rozmaitych postaw ludzkich wobec spraw narodowych i wyznawanych przez siebie zasad. Pierwsze opowiadanie, czyli „Ballada o wzgardliwym wisielcu”, przedstawia losy Aleksandra Kamińskiego, konspiranta pełniącego jednocześnie funkcję predykatora rosyjskiego wysłannika Rządu Narodowego. Podwójna lojalność wywołuje w nim rozterki wewnętrzne, które wiążą się z wykonaniem rozkazu zabicia niewinnego powstańca, co zostało zlecone jednocześnie zarówno przez stronę polską, jak i rosyjską. Ma postawić w stan oskarżenia niejakiego Juliana Chodakowskiego. Młodzieniec został aresztowany na miejscu zamordowania wysokiego funkcjonariusza rosyjskiego i ma zostać skazany i stracony na podstawie fałszywych dowodów, ponieważ jest to wszystkim na rękę. Ostatecznie w Kamińskim wygrywa sumienie i decyduje się on zachować przy życiu powstańca. Bohater tego opowiadania zadaje sobie pytanie: „A cóż to jest ojczyzna? Przecież to nie jest ziemia, lasy, kopalnie, miasta, rzeki… To jest tylko naród, czyli ludzie: wieśniacy, uprawiający rolę; górnicy, wydobywający węgiel i wszelkie kruszce; robotnicy, przetwarzający surowce na produkty; to są uczeni, politycy, wodzowie, artyści, wszyscy ludzie twórczej pracy, ale nade wszystko tacy, których się czci, jak Kopernik, Frycz Modrzewski, Skarga, Kościuszko, Dąbrowski, Józef Poniatowski, Mickiewicz, Słowacki, Chopin… Nie należą do narodu osobnicy bez czci i sumienia, przestępcy i nikczemnicy. Nie można zasługiwać się ojczyzną przez podłe i zbrodnicze czyny…”. I w tym miejscu możemy polemizować ze słowami Aleksandra Kamińskiego, ponieważ ludzie źli, nikczemni też należą do narodu. W każdym bowiem państwie i w każdym narodzie są ludzie dobrzy i źli, prawi i nikczemni - tak zawsze było i zawsze będzie. Jest to oczywiste. Bo jeśli naród jest jedną wielką „rodziną” to nie można powiedzieć, że ktoś przestał należeć do rodziny, bo jego czyny są haniebne. Nadal należy do swojej wspólnoty, a o jego podłych czynach należy mówić i powinno się je potępiać. W dwóch kolejnych opowiadaniach potyczki i bitwy widzimy z perspektywy syna carskiego generała, którego – podobnie jak i innych bohaterów - poraża straszliwy, niszczycielski żywioł. O ile jednak podczas wojny daje się rozpoznać dwie strony, to powstanie wydaje się z tego punktu widzenia o wiele straszniejsze: jako nie dający się zażegnać okrutny konflikt, który eksploduje nagle, nieoczekiwanie, krzyżując się z banalnymi, a nawet śmiesznymi sytuacjami codziennego życia. Niejednoznacznymi postaciami są również inni bohaterowie, jak chociażby dwóch rozmówców jednej z gawędy – Polak i Rosjanin dyskutujący o powstaniu. Z ich wypowiedzi wyłania się obraz bez sensu styczniowego zrywu oraz brutalności, jaka wówczas istniała na okupowanych ziemiach polskich. „Ballada o wzgardliwym wisielcu i dwie gawędy styczniowe” przedstawia powstanie styczniowe jako wydarzenie skazane na klęskę, którego porażka wynikała z dużej liczby polskich zdrajców wśród najwyższych warstw społecznych i traktowania chłopów niemal jak mięso armatnie. Z kolei sami Polacy jawią się jako nieprzekonani i niegotowi do walki, bierni, a często nawet przeszkadzający w zorganizowaniu skutecznego zrywu. Powstańcy ulegają w tym dziele deheroizacji, a samo powstanie jest zaprezentowane z krytycznego punktu widzenia. Wszystko to składa się na pesymistyczny i nad wyraz niejednoznaczny obraz powstania styczniowego.

            Tu dotykamy czegoś, co jest prawdziwą historią. Opowieść o dylematach, osobistej tragedii oficera i człowieka. Czy my możemy go oceniać? Albo potępiać? Co nas urzeka w książce Rembeka? Perspektywa, z jakiej Rembek powstanie opisał. Beznadziejna, heroiczna walka powstańców, zderzona z bestialstwem katów, w oczach młodego Rosjanina Fiodora Maksymowicza, który do carskiej armii zgłosił się na ochotnika, by zaimponować ukochanej, urasta do wymiarów krwawego obłędu. W szwadronie służy również wyróżniający się niebywałym okrucieństwem wobec miejscowej ludności Polak, rotmistrz Jan Dobrowolski. Rosjanin nie rozumie determinacji powstańców, ale tym bardziej sympatii jego nie wzbudzają czyny Dobrowolskiego. Krwawy spektakl, w którym przyszło mu uczestniczyć, pokazuje jak łatwo przekroczyć granicę między katem i ofiarą i jak łatwo pogubić się w chaosie wojny. Patrol rosyjski chwyta młodego Żyda, Symchę. Dobrowolski, przekonany, że Symcha jest powstańczym łącznikiem, każe go powiesić mimo protestów innych oficerów. Jeremin głęboko przeżywa egzekucję. Kiedy Kozacy przynoszą na miejsce egzekucji drabinę i krzyż i na oczach skazańca zaplatają sznur aby go powiesić Jeremin sam sobie zadał pytanie: „Do dziś nie mogę pojąć, dlaczego ludzie przy legalnym uśmiercaniu bliźnich chcą mieć zawsze wizerunek umęczonego za ich grzechy Zbawiciela. Czy jest to tylko jedna z masek, jakie zawsze przywdziewa okrucieństwo, czy też chęć poniżenia i wyszydzenia wszystkiego, co wzniosłe i święte?”. Kiedy młody Żyd Symcha Feinduft przestał istnieć, Jan Dobrowolski powiedział: „Dziura w niebie się nie zrobi”. Nieprawda! W świecie zjawisk młodego oficera Fiodora Maksymowicza wytworzyła się przeraźliwa nieznośna pustka. Dlaczego tak łatwo zgładzić człowieka? I dlaczego nic już po nim nie zostaje, nic z tego, co myślał i mówił? Dlaczego nawet najwyższe poświęcenie ginie bez celu bez echa?  Widzi brutalność Kozaków pacyfikujących wsie i zaczyna współczuć walczącym Polakom. Z drugiej strony oficer zauważa waśnie wśród samych Polaków. „Polscy wielmoże zdradzili swój naród niby to >z przekonań<, a właściwie z chęci wywyższenia się. I chyba nie ma na świecie kraju, który by czcił zdrajców, chociażby sam z nich odnosił korzyści. (…) Co do reszty narodu, to jest on wychowany w takiej służalczości, o jakiej gdzie indziej nie ma się po prostu pojęcia. Rosjanin służy carowi, Anglik – królowi, Francuz – wolności. Nawet zażarty republikanin ze Stanów Zjednoczonych służy dobru całego narodu, które spodziewa się osiągnąć przez zwycięstwo swojego stronnictwa. Jedynie Polak nigdy nie służy ojczyźnie czy jej władzy naczelnej bezpośrednio. (…) Stale głoszoną zasadą jest trzymanie się >pańskiej klamki<, choćby ten pan był jawnym zdrajcą. Bo opinia w Polsce nigdy nie potępia bezwzględnie przejścia na stronę wroga. Ściga tylko ze szczególną zaciekłością >niewdzięczność<, nawet wobec pana, który wypowiedział się przeciwko ojczyźnie” – oto jakie gorzkie słowa padają na kartach tej książki. 

     Powstanie styczniowe było dla Stanisława Rembeka wciąż żywe, a metody prowadzenia wojny poznał na froncie jako żołnierz. Będąc historykiem czerpał ze źródeł, ale inspiracji dla opisów końskich i ludzkich trupów nie musiał szukać w dokumentach historycznych. Znał je z autopsji i czytelnik to dostrzega. Jego wizja powstania jest przede wszystkim nasycona sensualnymi szczegółami, które w psychice bohaterów odciskają się silniej i bardziej bezpośrednio niż wielkie koncepcje polityczne, moralne rozważania czy szczegóły taktyki wojennej. I jest to też wizja bliska dzisiejszej wrażliwości na mikrohistorię, realizująca postulat, by na zdarzenia historyczne nie patrzeć znad mapy sztabowej, po której przesuwają się chorągiewki. Powstanie Styczniowe, w książce „Ballada o wzgardliwym wisielcu”, dalekie jest od bohaterskiego zrywu, któremu polska tradycja hołdowała przez ponad sto lat. Polacy w powieści są przedstawieni bardzo krytycznie: rotmistrz Jan Dobrowolski to renegat i sadysta, chłopi to zdrajcy, inteligencja to naiwni marzyciele. Jedynie pułkownik Markowski, ten wódz bez wojska, ratuje narodowy honor. Rosjanie obserwując zachowania Polaków, dziwią się „bezsensowi polskiej rzeczywistości" — nie rozumieją, dlaczego wybuchło powstanie, skoro nie miało szans powodzenia, dlaczego Polacy nie poczekali na polityczne rozwiązanie konfliktu, choć wiele wskazywało, że mogli osiągnąć sukces. Gdy w karczmie młody baron Fiodor Jeremin rozpoznaje przebranego za pastucha  poszukiwanego pułkownika Markowskiego, z szacunku przechodzi na język polski. Między mężczyznami wywiązuje się ważny dialog. Jeremin dowodzi, że Polacy utracili niepodległość z powodu swoich wad, sejmokracji i liberum veto. Markowski odpowiada mu, że gdyby tak surowo traktować wszystkie narody, na szacunek nie zasługiwaliby np. Włosi, którzy zjednoczyli swoje państwo dopiero w XIX wieku. Podczas tej rozmowy widzimy z jaką estymą celebrowany jest honor oficerski, z jakim szacunkiem odbywała się ta bardzo ważna rozmowa między osiemnastoletnim Fiodorem a sześćdziesięcioletnim Markowskim. Podczas tej rozmowy padają ważne słowa wypowiedziane przez pułkownika Markowskiego: „My obaj jako wojskowi i tak wiemy, że Polska upadła jedynie z własnej winy. Każdy naród traci swą niepodległość tylko z jednego powodu. Jest nią słabość”. Jan Dobrowolski jest bardziej bezwzględny w tłumieniu powstania od niejednego rosyjskiego oficera. Swój wybór racjonalizuje złożoną przysięgą na wierność carowi, królowi Polski, oraz brakiem odpowiedzialności tych, którzy wzniecili  powstanie. Wyrzuty sumienia zagłusza alkoholem. Gdy w jego ręce wpada pułkownik Jan Markowski, kusi go, by wydał dyktatora powstania Romualda Traugutta. Markowski woli ratować swój honor, wbijając sobie igłę w serce, niż ulec namowom rodaka.

Porucznik Jegor Żuryn, jeden z najbardziej doświadczonych i rozsądnych żołnierzy tak podsumował pacyfikację wioski niedaleko Bodzentyna: „Ludzie dzielą się tylko na mądrych i głupich. A rozum służy wyłącznie do tego, żeby umieć zdać sobie sprawę z rzeczywistości i umieć tak się do niej przystosować, żeby jak najlepiej urządzić sobie życie, które ma się przecież jedno. (…) Należy pamiętać, że dwie są tylko machiny, wprawiające w ruch wolę i uczucie ludzkie: interes osobisty i strach. Trzeba umieć nimi kierować, by użyć ich do własnych celów”. Historyczny obiektywizm „Ballady o wzgardzonym wisielcu” został również osiągnięty właśnie dzięki pokazaniu postaw Polaków odnoszących się na różne sposoby do niepodległościowego zrywu – od patriotyzmu rozumianego nie tylko jako walkę, ale też bierny opór, przez konformizm – aż po jawną kolaborację z Rosjanami. Niestety, Jan Dobrowolski nie jest jedynym sprzedawczykiem. Są jeszcze nadgorliwy polski policjant i łaszący się do okupantów rządca Petersilge, który, mimo że Rosjanie zamordowali mu ciężarną żonę, zaprasza ich do swojego domu. Gdy Petersilge gości rosyjskich oficerów, jego córka Emilia nie chce przebywać z nimi pod jednym dachem, żąda od nich, by rozmawiali po polsku.

            Obecnie ogromna większość sporów dotyczących historii, prowadzonych na masowym, a nie profesjonalnym poziomie, dotyczy więc właśnie winy i usprawiedliwienia. Tego, kto był sprawiedliwy, kto miał rację, kto był zły. Struktury narracyjne, za pomocą których się o tym opowiada, są fundamentalnym sposobem przekazywania dziejów i to właśnie jest ten rdzeń, który czyni historię tak ważną. Stanisław Rembek całą swoją twórczością apelował do sumienia narodu, by spojrzeć sobie w lustrze w twarz i ujawnić to, co historycznie ukrywamy, że polscy renegaci w armii carskiej byli często okrutniejsi niż zaborcy. Na podstawie jego wizji powstania styczniowego Juliusz Machulski nakręcił znakomity film „Szwadron”. „Po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem Stanisława Rembeka latem 1977 roku, gdy w zamojskiej księgarni wpadła mi w rękę książka >Ballada o wzgardliwym wisielcu...<. Po lekturze kilku stron wiedziałem już, że od książki się nie oderwę. Natychmiast ją kupiłem i kiedy przeczytałem, zrozumiałem dwie rzeczy. Że trzeba z tego zrobić film! Nigdy nie zapomnę gęsiej skóry, która towarzyszyła mi przez całą lekturę, a zwłaszcza przy dwóch scenach: egzekucji młodziutkiego powstańczego kuriera Symchy i szarży rosyjskich dragonów na czworobok polskich kosynierów. Pewnie to właśnie te dwie sceny zadecydowały, że zakochałem się w tej książce. Nigdy nie czytałem lepszej polskiej prozy historycznej”.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz