„Lolita”
Vladimir Nabokov
Autor/ (właśc. Władimir Władimirowicz Nabokow,
ros. Владимир Владимирович Набоков; ur. 10 kwietnia?/ 22 kwietnia 1899 w Petersburgu,
zm. 2 lipca 1977 w Montreux) – rosyjski i amerykański pisarz, tworzący do mniej
więcej 1938 roku głównie w języku ojczystym, potem głównie w języku angielskim,
autor kilku tekstów w języku francuskim. Szeroką sławę przyniosła mu powieść
„Lolita” (opublikowana w Paryżu, 1955).
Tłumaczenie/ Michał Kłobukowski
Tytuł oryginału/ an-us „Lolita”
Tematyka/ Dzika namiętność głównego bohatera, a
zarazem narratora powieści, Humberta do 12-letniej Lolity oraz skala, jaką ta
namiętność przybiera, pozostają prawdziwie szokujące nawet dzisiaj, szczególnie
w społeczeństwach borykających się z problemem molestowania dzieci i ich
seksualności. Książka, prowokacyjna i kontrowersyjna, napisana została w
charakterystycznym dla Nabokowa klarownym stylu, przez co staje się
poruszającym pytaniem o rolę jaką powinna pełnić literatura. Czy powinniśmy
dostrzegać piękno moralnie nagannej opowieści i czerpać z niej przyjemność? Czy
powinniśmy powstrzymywać się od sądów moralnych w imię estetycznego podziwu
dla świetnie ułożonego akapitu, czy doskonale wyważonego zdania?
Główny motyw/ Główny bohater i narrator powieści to
człowiek ukrywający się pod pseudonimem Humbert Humbert. Niewątpliwie hołdujący
nienaturalnym żądzom mężczyzna, zręcznymi słowami i swoją wielką elokwencją potrafi
momentami wzbudzić w czytelniku sympatię (i empatię). Molestowanie Lolity przez
Humberta i ich szalona ucieczka przed wymiarem sprawiedliwości przez
Stany Zjednoczone sprawiają, że książka ta nie tylko otwiera nurt
postmodernistyczny, ale również stanowi rodzaj zwiastuna filmów drogi.
Humbert pochodzi z Europy, ze starego świata, jest miłośnikiem Rimbauda i
Balzaka, i nie może się odnaleźć w pełnym blichtru amerykańskim świecie lat 50.
XX wieku. Nabokov bronił się przed licznymi zarzutami i teoriami: niektórzy
doszukują się w „Lolicie” głęboko ukrytego morału; inni interpretują powieść
jako alegoryczne „Uwiedzenie młodej Ameryki przez starą Europę” (lub na
odwrót).
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Na mordercę zawsze można liczyć, że błyśnie kunsztowną prozą”.
„Początkowo zamierzałem zdobyć dyplom psychiatry, wzorem wielu
niespełnionych talentów (…)”.
„(…) na blade pokwitające dziewczęta o sklejonych rzęsach można było gapić
się z bezkarnością nieomal równą tej, jaka bywa nam dana w snach”.
„Czułem, że pora na jakieś przetasowania w moim życiu. Poza tym mole
zdążyły już wygryźć pierwsze dziurki w pluszu małżeńskich pieleszy”.
„(…) ot, jedno z przeoczeń spowodowanych roztargnieniem dystrybutora snów”.
„(…) diabeł pomimo całej swej wynalazczości powtarzał dzień w dzień ten sam
schemat”.
„Nikomu z ludzi nie może się udać zbrodnia doskonała; potrafi jednak
dokonać tego przypadek”.
„Dziś trzeba być uczonym, jeśli chce się zostać zabójcą. Nie, nie byłem ani
jednym, ani drugim”.
„(…) u bliskich krewnych najlżejszy gulgot gastryczny odzywa się tym samym
głosem”.
„(…) czas biegnie szybciej niż nasze mrzonki!”.
„Nie ma nic głośniejszego od amerykańskiego hotelu (…)”.
„Żadne okrucieństwo nie dorównuje potwornością okrucieństwu uwielbianego
dziecka”.
„(…) mieszkałem jednak w samym mateczniku swego dobrowolnie wybranego
raju - pod nieboskłonem koloru piekielnych płomieni, lecz mimo to w
raju”.
„Nie zapominajmy, że u Freuda pistolet symbolizuje środkową kończynę
przednią praojca”.
„Wbrew twierdzeniom pewnych szarlatanów i szamanów, zdolności artystyczne
wcale nie są drugorzędnymi cechami płciowymi; wręcz przeciwnie: seks jest
zaledwie służką sztuki”.
„Wiesz, w umieraniu najstraszniejsze wydaje mi się to, że człowiek jest
zdany tylko na siebie”.
„Życie pośmiertne, o ile nam wiadomo, może być wiecznym bólem i obłędem”.
„W życiu wolno mniej niż w wyobraźni. Odpowiedzialność
za uczynki różni się tak bardzo od odpowiedzialności za własne fantazje, jak
realne, zdolne cierpieć istoty różnią się od postaci fikcyjnych. Gdy wyobraźnia
tworzy literaturę, odpowiedzialność staje gdzieś w pół drogi. Trzeba uważać, bo
fikcja literacka żyje pośród prawdziwych ludzi w prawdziwym świecie. Jednakże
nadal pozostaje fikcją. Nie wolno postępować tak, jak gdyby książka i jej
bohaterowie byli tym samym, co działanie istot z krwi i kości, tyle że
sterowanych przez autora – człowieka, który ich powołał do życia. Za to palenie
książek z pewnością działaniem jest. (…) Nieco gorzej mam z „Lolitą",
którą również nasi świeccy purytanie chcieliby wysłać na zieloną trawkę (byle
nie w krzaki). Na szczęście „Lolita" Nabokova również jest w sieci, a
nawet w chmurze, i żaden wpis do Indeksu Ksiąg Zakazanych nie uczyni z niej
prawdziwego prohibitum. Co najwyżej kilku wydawców w kilku krajach zrezygnuje
ze wznowień, z czego skwapliwie skorzystają inni, reklamując skandaliczną
powieść jako potępianą przez lewicę i feministki. Dyskusje o tym, czy wypada,
czy też nie wypada tłumaczyć, wznawiać czy wydawać takie czy inne niegrzeczne
książki, są przeto raczej akademickie” -napisał profesor Jan Hartman (Gazeta
Wyborcza 27 sierpnia 2021).
„Lolita” ma postać psychiatrycznego studium przypadku osobnika
cierpiącego na pedofilię, Humberta Humberta, mężczyzny w średnim wieku, który
został kochankiem dwunastoletniej Lolity. Książka opowiada o seksualnej obsesji
Humberta na punkcie młodych dziewcząt, o jego małżeństwie z matką Lolity,
Charlottą, oraz długiej podróży przez Stany Zjednoczone, w którą zabiera Lolitę
po śmierci Charlotty. Pod koniec powieści szesnastoletnia już nimfetka,
zamężna, w ciąży i psychicznie wypalona, pisze do bohatera list z prośbą o
pieniądze. Humber, nadal obsesyjnie zafascynowany, histerycznie błaga ją, by
związała się z nim ponownie, jednak dziewczyna odmawia. Zdesperowany Humbert
proponuje jej czek na 3600 dolarów i 400 dolarów w gotówce za zdradzenie
nazwiska człowieka, z którym kiedyś od niego uciekła. Jest nim Quilty, przyjaciel
zmarłej matki dziewczyny i kochanek Lolity z czasów, gdy Humbert namiętnie
pożądał dwunastolatki. Humbert, ogarnięty pragnieniem zemsty, zabija Quilty’ego
i trafia do więzienia.
Pierwsze spotkanie Humberta z Lolitą kryje w sobie
silny ładunek napięć erotycznych. Humbert odnotowuje najdrobniejsze zmysłowe
szczegóły jej dziecięcego ciała, po czym zaczyna rozmyślać, w jaki sposób
zaspokoić swoje seksualne pragnienia. W jednej z pierwszych scen przekomarza
się z Lolitą, biorąc od niej jabłko, gdy siedzi obok niego na kanapie. Humbert
czuje „iskrzące mrowienie”, po czym ogarnia go „głęboka gorąca słodycz”, którą
z trudem może opanować. Czuje, że „obnażone zostały nerwy rozkoszy”. Humbert
poślubia Charlottę, żeby tym samym swobodniej kontaktować się z Lolitą, i śni
na jawie. Charlotta ginie w wypadku, gdy wybiega na jezdnię wzburzona odkryciem
sekretnego dziennika Humberta, który szczegółowo opisał swoje fantazje.
Korzystając z okazji Humbert próbuje zrealizować swój plan uśpienia
dziewczynki, zabrawszy osieroconą Lolitę z letniego obozu młodzieżowego.
Wprawdzie pigułki nie wprawiają jej w głęboki sen, jak się spodziewał, ale i
tak ją uwodzi. Rozpoczyna się ich dwuletnia wędrówka po kraju, podczas której
udają ojca i córkę, podróżując z motelu do motelu przez bezbarwne, nieciekawe
rejony kraju. Gdy Lolita w końcu od niego ucieka, Humbert przeżywa kolejne
załamanie nerwowe i trafia do sanatorium, skąd po dwóch latach wychodzi z
pragnieniem, by odnaleźć i pomścić swoją stratę.
Jan Hartman w Gazecie Wyborczej dalej tłumaczy
czytelnikom pewne moralne granice w czytaniu „Lolity”: „Wolałbym nie stać się
ani na chwilę panem Humbertem, wobec czego rezygnuję z powtórnej lektury tej
genialnej skądinąd powieści. Podobnie jak odwracam wzrok, gdy widzę na ulicy
ponętną nastolatkę. Jeśli jest niedorosła, to podlega pełnej ochronie przed
pożądliwością dorosłych mężczyzn, zaś godność dorosłego mężczyzny wymaga, aby
nie sycił wzroku dekoltem nastolatek. Proste reguły zdrowego tabu rozszerzające
zakaz pedofilii na ukształtowane już fizycznie, lecz psychicznie jeszcze
niedorosłe osoby (płci obojga). Z wielkim trudem do świadomości poprawiaczy
świata przebija się idea wolności obejmująca prawo do czynienia rzeczy, które
owi moraliści uważają za niestosowne i szkodliwe. Ta sfera wolności nie pokrywa
się z prywatnością, choć zajmuje znaczny jej obszar. Czasami jednakże wychodzi
na arenę społeczną. Potocznie identyfikujemy ją za pomocą określenia „moja
sprawa". Może się komuś nie podobać, że ktoś inny tłumaczy, wydaje albo
czyta „Lolitę". Dopóki nie nakazuje ani nie zakazuje czynić tego
komukolwiek innemu, ma do tego prawo. Można to krytykować, lecz na tyle
powściągliwie, żeby nie pojawiły się wątpliwości, czy ktoś tu przypadkiem nie
myśli o jakichś zakazach lub represjach”.
Ewa Stusińska w dwumiesięczniku „Książki magazyn do czytania” z kwietnia 2021 opisała historię profesor Mikit Brottman, która pewnego lutowego dnia 2015 roku przekroczyła bramy więzienia w Maryland. Nie była skazana, nie należała do służby więziennej, nikogo nie odwiedzała. W tej placówce o zaostrzonym rygorze prowadziła od dwóch lat klub książki. Z grupą więźniów czytała i omawiała m.in. „Makbeta”, „Jądro ciemności” czy „Ćpuna” Burroughsa. Wybierała lektury, które mierzą się z jakąś formą mroku, ciemną stroną człowieczeństwa. Jednak tego zimowego poranka, gdy przed wejściem na teren placówki przechodziła rewizję osobistą, zawahała się. W torbie miała egzemplarz nowej lektury. Na okładce lekko rozchylone dziewczęce nogi i kawałek szkolnego fartuszka. Strażnik nie wydał się jednak zdziwiony, „Lolita” Vladimira Nabokova – a właśnie tę pozycję przygotowała Brottman na kolejne zajęcia – znajdował się już w więziennej bibliotece. W dziale klasyki.
Więźniowie z klubu książki Brottman nie znali „Lolity”
Nabokowa, ale owszem, kojarzyli termin „lolita” – slangowe określenie
przedwcześnie aktywnej seksualnie dziewczyny. Dopiero tam, za murami więzienia
profesor Brottman zauważyła, że by nas uwieść, bohater książki Humber Humbert
korzysta nie tylko z całego bogactwa swojej wymowy, ale też ze zręcznych
racjonalizacji. Pod urokiem Humberta była niewątpliwie profesor Mikita
Brottman, która „Lolitę” czytała jako historię tragicznej miłości, opowiadającą
o cierpieniu kochanków, ale również jako opowieść o samej literaturze. Dlatego
obawiała się, że więźniowie - osadzeni za zbrodnie równie poważne jak gwałt –
przeczytają tę książkę inaczej niż ona. Że sprowadzą ją do jednego wątku. I –
co gorsze – będą czuli jakiś rodzaj sympatii dla narratora. Sympatii innej
natury, niż żywiła ona, profesor literatury, dla której alegoria i
intertekstualne gry mistrza Nabokova nie były przecież obce. Tym bardziej
szokujące było to, co wydarzyło się w klubie książki już po godzinie lektury.
„To po prostu stary pedo” – rzucił z oburzeniem jeden z więźniów. „Widzę go na
wylot. To wszystko ściema. Wiem, co chce z nią zrobić” – dorzucił drugi. A gdy
próbowała opanować, tłumaczyć językowe zasadzki, kadencję zdań, cały geniusz
pomysłu Nabokova, trzeci podsumował: „Lolita nie jest historią miłosną. Odłóż
na bok ten wymyślny język, sprowadź to do najniższego wspólnego mianownika – i
masz dorosłego faceta molestującego małą dziewczynkę”.
Dlaczego pani profesor była zdruzgotana? Dotarło do
niej, że członkowie więziennego klubu książki, spośród których byli winni strasznych
zbrodni, od początku sympatyzowali z 12-letnią Dolores, podczas gdy ona,
wykształcona kobieta i wykładowczyni akademicka, wzięła stronę mężczyzny, który
dopuścił się gwałtu na dziewczynce. Oni kibicowali Dolly, gdy robiła się coraz
sprytniejsza, cieszyli, kiedy wreszcie uciekła Humbertowi. Ona zaś zachwycała
się humbertowską frazą, rozwodziła się nad maestrią satyry. Dała się uwieść.
Osadzeni w Maryland mieli paradoksalnie pewną przewagę
nad profesor Brottman. Dla nich Humbert nie był nikim więcej niż zwykłym
przestępcą, współosadzonym, kumplem z celi, co nie odbiegało przecież od
prawdy. Historię opowiedzianą w „Lolicie” poznajemy przecież dzięki niejakiemu
doktorowi Rayowi, autorowi przedmowy, w którego ręce trafiły zapiski mężczyzny
zmarłego w więzieniu. Humbert Humbert – bo taki pseudonim przyjął ów oskarżony
za morderstwo – zwraca się do nas z ławy przysięgłych i opisuje minione wydarzenia
z perspektywy czasu. Ale skazańcy z Maryland znali przecież wszystkie sztuczki
i manipulacje, jakich używają oskarżeni, by wybielić swe czyny. Pikantne
szczegóły, które przemycał w kalamburach i ironicznych niedopowiedzeniach, by z
jednej strony wzbudzić zaufanie i udowodnić, że mówi wszystko, a z drugiej –
nie epatować przemocą. Rozszyfrowali je z łatwością.
Sam Nabokov wiódł przykładne życie męża i ojca, a
jedyny związek z pedofilią mógł mieć… jako ofiara molestowania. Co sugeruje
Brian Boyd, przytaczający w biografii epizod z jego lat młodzieńczych. Z
drugiej strony niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto choć przez moment nie
wziął „Lolitę” za romans, nie uwierzył w słodką dwuznaczność nimfiego czaru czy
tragizm głównego bohatera? Co ciekawe sam autor daje nam wskazówki dlaczego
bohater stał się pedofilem. „Raz po raz kartkuję te nieszczęsne wspominki i
zadaję sobie pytanie, czy to właśnie wtedy, w migotaniu tego odległego lata,
moje życie naznaczyła pierwsza rysa; a może nieumiarkowane pożądanie, jakim
pałałem do tamtego dziecka, było jedynie wstępnym symptomem wrodzonej mi
predylekcji? (…) Jestem jednak przekonany, że w pewien magiczny, wręcz
opatrznościowy sposób Lolicie dała początek Annabel [jego pierwsze zauroczenie
erotyczne]. (…) Wiem też, że szok wywołany jej śmiercią utrwalił we mnie
pozostałą po tamtym koszmarnym lecie frustrację, która potem przez całą zimną
młodość udaremniała mi wszelkie romanse”.
Dziś, po #Me Too, kolejnych skandalach pedofilskich, a
także krytycznej lekturze „Lolity” przez ofiary molestowania seksualnego,
wahadło lektury wychyliło się w drugą stronę. Obrońca „Lolity” z orędownika
Literatury zamienił się w dziadersa, a sojusznik Dolores z naiwnego czytelnika
– w głosiciela jedynie słusznej Prawdy. Wielu nie chce już słyszeć więcej ani o
literackości, ani o jej właściwościach typu rozdzielność narratora od pisarza,
fikcji i rzeczywistości. Na fali kultury unieważniania (ang. cancel culture)
krytycy coraz częściej kwestionują pozycję dzieła w kanonie. Ba, gotowi są go
nawet zakazać.
Nie wiem, czy takie komentarze potrzebne są w
przypadku „Lolity". Z pewnością igranie z pedofilią, łącznie jej
„romantyzacją" czy „estetyzacją", stało się w ciągu ostatniego
półwiecza bardzo źle widziane. Ochrona dzieci przed wszelką przemocą została
bowiem niebywale wzmocniona. Ciekawe, że w tym samym czasie poszerzone zostały
granice tego, co akceptowalne w sztuce. Dziś jednakże te granice niebezpiecznie
się zawężają. Wynika to z coraz powszechniejszego moralnego i społecznego
zaangażowania artystów. Skoro tak wiele obrazów czy utworów literackich służy
celom ideowym, a nawet propagandowym, to łatwo zapomnieć o tym szczególnym
uprawnieniu artystów, jakim jest amoralizm (lecz nie niemoralność). Aspektem
wolności sztuki jest prawo każdego twórcy do zachowania moralnej neutralności
bądź wieloznaczności jego czy jej dzieł. Powieść nie musi mieć morału ani
przesłania. Nie musi być moralitetem i nie musi bronić swej cnoty (ani cnoty
autora). Może być wyzywająca, perwersyjna, a nawet oddziaływać antywychowawczo
na nieodpornych czy nieukształtowanych odbiorców.
Ciekawe, że to wewnętrzne wyzwolenie, dzięki któremu
wielkoduszne społeczeństwa pozwalają żyć pośród siebie ekscentrykom igrającym z
tabu, tak wiele zawdzięcza rozmaitym obyczajowym aferom i skandalom z artystami
w rolach głównych. Bez Bukowskiego, Rotha czy Nabokova być może wciąż
tkwilibyśmy w pruderii połowy XX wieku. Zanim zdecydujemy się ukryć ich książki
przed oczami naszych dzieci, pomyślmy, ile zawdzięcza im wolna kultura, z
której jesteśmy tak dumni. Lepiej przy niej nie majstrować, bo za jakiś czas
wszyscy możemy się znaleźć tam, gdzie trafił Oscar Wilde. Przynajmniej w sensie
mentalnym.
Pruderia niejedno ma imię. Odzywa się w różnych
okolicznościach i przybiera różną postać. Czasami przebiera się za
bezpruderyjność. Ta sama osoba na jednym oddechu może z szokującą otwartością
publicznie rozprawiać o doświadczeniach seksualnych dwunastoletnich dziewczynek
i potępić „Lolitę" Nabokova. Bądźmy ostrożni, bo samozwańcza policja
obyczajowa w różne ubiera się kostiumy. I brońmy wolności sztuki, bo bez niej
nie utrzymamy wolnego społeczeństwa ani demokracji. W 1857 roku niemal wiek
przed publikacją „Lolity”, przed sądem postawiono inną powieść – „Panią Bovary”
Flauberta, ukochane dzieło Nabokova. „Lolita” procesu uniknęła, chociaż gdyby
do niego doszło, oskarżenie mogłoby wytoczyć podobne działa. W obu przypadkach
mamy do czynienia z nienasyconym pragnieniem rozkoszy głównych bohaterów oraz
niewzruszoną powściągliwością autorów, którzy powstrzymywali się od wydawania
jakichkolwiek wartościujących sądów. Czyż Humbert Humbert nie estetyzował
molestowania podobnie jak Emma Bovary cudzołóstwa? Jak można pozwolić bohaterom
literackim na takie niemoralne zachowanie? – oburzano się odpowiednio w XIX i
XX wieku. Przy okazji w obieg weszły pytania o naturę tekstu literackiego czy
granice między literacką fikcją a rzeczywistością. Czy na przykład autor
kryminałów opisując zbrodnie i zachowania zabójcy namawia czytelnika do
popełnienia przestępstwa? Skoro nie znaleziono dowodów winy ani pisarza, ani
powieści, czy na karę nie zasłużył raczej czytelnik, który z kolei pomylił
sztukę z życiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz