„Siedemdziesiąt dwie litery”
Ted Chiang
Autor/ wł. Chiang Feng-nan (ur. 1967 w Port
Jefferson) – amerykański pisarz science fiction pochodzenia azjatyckiego.
Ukończył studia informatyczne na Uniwersytecie Browna w Providence oraz
warsztaty literackie Clarion Workshop na Uniwersytecie Michigan w Seattle.
Tworzy tylko krótkie formy literackie.
Tłumaczenie/ Dariusz Kopociński, Michał Jakuszewski,
Agnieszka Sylwanowicz, Jolanta Pers
Tytuł oryginału/ en-us „Seventy-Two Letters”
Tematyka/ Najciekawszą cechą opowiadań zawartych w
zbiorze jest ich nietypowe podejście. Standardowo science fiction operuje
spekulacjami na poziomie ontologicznym, czyli zmienia założenia powstania i
funkcjonowania świata, wprowadza alteracje rzeczywistości w ramach eksperymentu
myślowego. W przypadku opowiadań Chianga spekulacje mają charakter
epistemologiczny, pokazując różne sposoby postrzegania i rozumienia świata w
zależności od stanu wiedzy i mechanizmów neurologicznych odpowiedzialnych za
jej zdobywanie i przetwarzanie.
Główny motyw/ Świat Chianga można wyjaśnić za pomocą…
lingwistyki. Teologię i filozofię łączy Chiang w sposób niesamowicie subtelny z
systemami językowymi, ideogramami, a nawet Kabałą. Opowiadanie „Siedemdziesiąt
dwie litery", w którym autor łączy Kabałę właśnie, czyli sposób
przestawiania liter w imieniu Boga, aby lepiej odczytać porządek świata ze
współczesną genetyką i powstawaniem chromosomów jest zdecydowanie najlepsze. Są
jeszcze dwa teksty stojące obok tropu językowego: naprawdę dobry „Piekło to
nieobecność Boga” oraz „Co ma cieszyć oczy”. Pierwszy to wariacja na temat
rzeczywistości, w której objawienia, nawiedzenia i istnienie Boga są faktem i
bezpośrednio wpływają na życie ludzi – także w okrutny i bezsensowny sposób, o
czym świadczą statystyki nawiedzeń (X uzdrowionych, Y okaleczonych, Z zginęło).
To frapujące opowiadanie, które czyta się ze zdziwieniem – jednak wciągające. „Co
ma cieszyć oczy” to z kolei pseudoreportaż z pewnej uczelni w Pembleton, w
którym wprowadzono kaliognozję – sposób na upośledzenie funkcji mózgu
odpowiedzialnej za… rozpoznawanie urody innych ludzi.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Ktoś mi mówił, że murarze, którzy pracują na szczycie wieży, lamentują i
wydzierają sobie włosy, kiedy spada cegła, bo zastąpienie jej nową trwa cztery
miesiące, ale że nikt nie zauważa, kiedy spada człowiek”.
„Jednak jest coś, co cenią bardziej niż ludzkie życie: kielnia”.
„(…) najdłuższa bowiem podróż zakończy się w miejscu, w którym się
zaczęła”.
„Jak Bóg tworzący porządek z chaosu jednym słowem, tak ja stwarzam siebie
na nowo tym językiem”.
„Poszukuję oświecenia, nie duchowego, lecz racjonalnego”.
„Ponieważ nie jestem częścią rozwiązania, stanowię część problemu”.
„W rzeczywistości czułem się jak teolog, który udowadnia, że Bóg nie
istnieje”.
„Oczekiwanie zwiększa późniejszą przyjemność”.
„Język nie służy jednak tylko do porozumiewania się z innymi. Jest również
formą działania”.
„Każdy, kto jest obecny na ślubie, spodziewa się usłyszeć słowa
>Ogłaszam was mężem i żoną<, lecz dopóki duchowny ich nie wypowie,
ceremonia jest nieważna. W performatywnym języku słowa równają się czynom”.
„Teoretycznie tylko najprostsze zwierzęta rodzą się w drodze samorództwa
(…)”.
„Pytam więc, co żyje, ale nie ma formy? Niezapłodniona komórka jajowa! Ona
zawiera pryncypium życia, które animuje istotę i pobudza do wzrostu, ale sama w
sobie formy nie ma”.
„Zręczność dłoni jest odbiciem geniuszu umysłu (…)”.
„Wy, nomenklatorzy, zawłaszczacie sobie techniki przeznaczone do oddania
czci Bogu, by za ich pomocą dodać sobie splendoru”.
„Czasem religijni ludzie stają się nadgorliwi”.
„Zawsze istniały argumenty wykazujące, że wolna wola to iluzja: niektóre
oparte na fizyce doświadczalnej, inne na czystej logice”.
„W tej chwili cywilizacja zależy od autooszustwa. Niewykluczone, iż zawsze
od niego zależała”.
„Dla większości mieszkańców piekło nie różni się zbytnio od Ziemi”.
„Choć już od wielu lat przebywa w piekle, poza zasięgiem świadomości Boga,
nie przestaje Go kochać. Taka jest natura prawdziwej pobożności”.
„Starszy człowiek traktuje swój wygląd z większym dystansem, czuje się
lepiej w swojej skórze, bezpieczniej, bardziej pewnie. Czy jest ładny, czy nie,
ma mniejszą skłonność do samokrytyki”.
„Podwaliny naszej kultury powstały w starożytnej Grecji, w której hołd
oddawano fizycznemu pięknu człowieka. Z drugiej strony, ta właśnie kultura
została przesiąknięta tradycją monoteistyczną, która marginalizuje ciało na
rzecz ducha. Właśnie te odwieczne sprzeczności toczą bój (…)”.
„Słowem >urok< w starych wierzeniach określano siłę magiczną. To samo
można przypisać słowu >czarujący<. Narzucają się jeszcze takie wyrazy,
jak >urzekający< czy >zniewalający<. Słuchając tego, pomyślałem
sobie: fakt, o to właśnie chodzi, kiedy w kim się zadurzamy, pozostajemy jakby
pod wpływem czarów”.
„Uroda sprawia tyle samo przyjemności tym, co ją mają, jak tym, co na nią
patrzą, lecz ostatnio wszyscy chcą, żeby zadowolone ze swego wyglądu kobiety,
miały z tego powodu poczucie winy. To kolejna szowinistyczna nagonka na kobiecą
seksualność, której niestety wiele kobiet uległo”.
„Jak wielu zwykłych ludzi, z przyjemnością patrzę na ładną twarz, choć
uważam, że jestem na tyle dojrzały, by nie ulegać pozorom”.
„Podobnie jak po dorośnięciu nieraz uświadamiamy sobie wartość obyczajów,
które w młodości uważaliśmy za absurdalne (…)”.
„(…) ukrywanie informacji może mieć wartość równie wielką, jak jej
ujawnienie”.
„Cztery są rzeczy, które nigdy nie wracają: wypowiedziane słowo,
wypuszczona z łuku strzała, minione życie i zmarnowana okazja”.
„(…) przeszłość i przyszłość niczym się od siebie nie różnią. Nie można
zmienić żadnej z nich, a co najwyżej lepiej je poznać”.
Każda historia z tej książki złamała mi
serce na swój specyficzny sposób i tylko z tego powodu polubiłem Teda Chianga.
Fakt, że te historie są również technicznymi arcydziełami i wzorcami gatunku,
jest tak naprawdę tylko lukrem.
Opowiadanie „Dzielenie przez zero”, przedstawia
nam profesor matematyki, Renee, której życie traci sens, gdy natrafia na dowód
unieważniający zasadniczo całą teorię matematyczną. Gdy pogrąża się w głębokiej
i śmiertelnej depresji, jej mąż Carl odkrywa, że fundamenty jego rzeczywistości
również się rozpadają. Sama historia przybiera formę złowieszczego dowodu
naukowego, który pisze Renee, pokazując, że jedna liczba jest równoważna
wszystkim innym liczbom. Doświadczenia Renee i Carla są również równoważne,
chociaż ich rozczarowania mogą tylko coraz bardziej ich od siebie oddzielać. To
historia dla każdego, kto kiedykolwiek stracił wiarę w coś, na czym kiedyś
zbudował swój świat, niezależnie od tego, czy jest to religia, ścieżka kariery,
koncepcja siebie czy związek. Zaledwie osiemnaście stron, które przenicowało
moją psychikę.
Założeniem opowiadania „Piekło to nieobecność Boga”
jest to, że Biblia ma dosłowne, namacalne i przerażająco prawdziwe
przesłanie. Anielskie nawiedzenia ziemi wywołują naturalne „klęski
żywiołowe" i mają tendencję do pozostawiania za sobą śmierć. Ludzie
umierają, lub stają się kalekami niezależnie od tego czy są głęboko pobożni czy
są grzesznikami. Po tym jak żona Neila Fiska zginęła podczas pojawienia się
anioła Nathanaela, Neil zdaje sobie sprawę, że pomimo swojej wściekłości i bólu
musi znaleźć sposób na kochanie Boga. Świadkowie widzieli, jak dusza Sary
wznosi się do nieba, więc wie, że prawdziwa miłość do Boga jest jedyną szansą,
aby ją ponownie zobaczyć. Założenie tego opowiadania z pewnością wywoła
wątpliwości lub będzie obraźliwe dla wielu czytelników, ale jest to rodzaj
historii, którą musiałem przeczytać dwa razy. I, podobnie jak wiele
innych opowiadań z tej książki, autor czerpie podstawową ideę z kosmologii
babilońskiej oraz z teologii Starego Testamentu. Autor rozważa je szczegółowo i
głęboko, jednocześnie opowiadając współczującą, głęboką historię z morałem.
„Siedemdziesiąt dwie litery”, to czysta fantastyka naukowa w najlepszym wydaniu,
dziwna, cudowna i niezapomniana. Dzieje się to w świecie, w którym funkcjonuje
XVIII-wieczna idea, że plemniki zawierają maleńki homunkulus, podczas gdy łono
matki zapewnia „iskrę życia" niezbędną do rozwoju człowieka. Tak jak
mityczne golemy opisane w żydowskim folklorze faktycznie były powołane do życia
za pomocą tajemniczych słów, tak też większość zautomatyzowanych manekinów jest
zaprogramowana za pomocą 72-literowych hebrajskich zwrotów. Kiedy naukowcy
odkrywają, że ludzkie plemniki zawierają jeszcze tylko kilka pokoleń ludzkiego
życia, muszą spieszyć się, aby znaleźć nowy sposób rozmnażania gatunku. Ta
historia jest całkowicie dziwaczna a zarazem fascynująca. Nigdy nie czytałem
czegoś podobnego, nie mogłem przewidzieć żadnego z kierunków, który miał się
pojawić w opowiadaniu, a każdy nowy pomysł, który autor przedstawiał, uderzał
mnie jak objawienie. Do tego opowiadania powrócimy później.
„Wieża Babilonu": Biblijny mit wymyślony na nowo. Co by było, gdyby Bóg
nie sabotował budowy wieży, wprowadzając różne języki i rozpraszając ludzkość
na cztery wiatry? Co by było, gdyby zamiast tego wieża w końcu sięgnęła nieba?
„Zrozum":
Mężczyzna, który doznał poważnego uszkodzenia mózgu z powodu upadku przez
cienki lód, zostaje poddany eksperymentalnemu lekowi, który zaczyna stymulować
neurogenezę na masową skalę. Bohater staje się nadnaturalnie inteligentny,
zdaje sobie sprawę, że taka superinteligencja jest uważana za zagrożenie,
zdobyta inteligencja przez zastosowanie tej innowacyjnej farmakologii pozwala
mu ukrywać się przed agentami CIA, którzy go ścigają. Tak będzie, dopóki nie
natknie się na innego pacjenta, który miał podobny wypadek i u niego także
zastosowano takie leczenie.
„Historia twojego życia”: to opowieść, na której oparty jest film „Nowy
początek" w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Specjalna elitarna jednostka
zostaje wysłana na miejsce lądowania tajemniczego statku kosmicznego, który
unosi się tuż nad Ziemią. Załodze mającej zbadać zamiary przybyszów przewodzi
dr Louise Banks, ekspertka lingwistyki. Podczas gdy ludzkość stoi na krawędzi
globalnej wojny, Banks i jej zespół ściga się z czasem, by odnaleźć odpowiedź
na pytanie: Po co kosmici najechali Ziemię i czego chcą od ludzkości? Okazuje
się, że to nie jedyne zagadki, jakie rozwiąże Louise Banks, prawda
zagraża nie tylko jej, ale całej ludzkości. W procesie uczenia się języka
obcych przybyszów i interakcji z nimi zaczyna widzieć świat tak, jak oni – czas
jest iluzją. Historie z życia jej córki, które główna bohaterka widzi w swoich
myślach, przeplatają się z opisem jej pracy z obcym językiem.
Warto poświęcić kilka słów opowiadaniu, które nie jest tak do końca opowiadaniem, a swoistym fantastycznym reportażem, jak zresztą niedwuznacznie sugeruje tytuł. „Co ma cieszyć oczy. Reportaż” rzeczywiście do złudzenia przypomina zapis dziennikarskich rozmów z ludźmi na określony temat. A tematem tym staje się wprowadzenie obowiązkowej kaliognozji na jednym z uniwersytetów. Dzięki kaliognozji człowiek nie dostrzega piękna – widzi twarz, rozpoznaje ją i w ogóle wszystko postrzega właściwie, ale nie potrafi stwierdzić, czy jest ładna, czy brzydka. Pojawiają się różne głosy, zaczynając od studentów będących za czy przeciw, wykładowców, przez przedstawicieli firm i stronnictw zaangażowanych w kampanii po jednej lub po drugiej stronie, na naukowcach kończąc. Chiang doskonale pokazał problem z każdej możliwej perspektywy – mamy więc i totalnie głupie, i emocjonalne, i naukowe, i rzeczowe wypowiedzi, argumenty zwolenników obu opcji.
Starożytny kabalista Rav Shimon Bar Yochai
opisał w Księdze Zohar rozstąpienie się Morza Czerwonego. Cud ten wydarzył się
za sprawą Mojżesza a nie Boga. Bóg wyraźnie zapytał „Czemu mnie o to prosisz?”,
dając Mojżeszowi do zrozumienia, że jego niezachwiana wiara może czynić cuda
wpływając na naturę, pozwalając uciec Izraelitom przed Faraonem i egipską
armią. Aby to osiągnąć, Mojżesz połączył moc pewności z duchową technologią.
Posiadł formułę, która dała mu dostęp do subatomowej rzeczywistości natury.
Użyta przez Mojżesza formuła ukryta była w Księdze Zohar przez 2000 lat.
Formuła ta to 72 Imiona Boga. Nie są to imiona w tradycyjnym tego słowa
znaczeniu, ale 72 sekwencje skomponowane z liter hebrajskich, które mają
nadzwyczajną moc pokonywania praw natury w każdej jej formie (z naturą ludzką
włącznie).
U podstaw opowieści o tworzeniu golema i homunkulusa
leżą więc podobne założenia – przekonanie o możliwości stworzenia sztucznego
człowieka, sprzężenie tego aktu ze skomplikowanymi czynnościami o charakterze
rytualnym czy podkreślanie roli interpretacji. Widoczne jest to szczególnie w
ich późniejszych kulturowych reprezentacjach. Golemy w legendach i późniejszych
obrazach literackich skojarzone zostają z postacią silnego, posłusznego
rozkazom stwórcy sługi, którego moc może jednak obrócić się przeciwko panu.
Tworzenie golema ma więc – paradoksalnie – charakter teologiczny; choć pełnego
aktu kreacji dokonać może jedynie ten mistyk, który w swojej doskonałości
zbliża się do tajemnicy stworzenia, zazwyczaj golem symbolizuje
niebezpieczeństwo grożące mistykowi, który próbuje naśladować Stwórcę –
ostatecznie zwykle wymyka się spod kontroli i musi zostać zniszczony
(najczęściej poprzez wymazanie pierwszej litery z zapisanego na jego czole
słowa emet – „prawda” – i pozostawienie met – „jest martwy”).
Homunkulusy przedstawiane w literaturze nie są zwykle w żaden sposób skojarzone
ze służbą stwórcy, nie stanowią też zagrożenia – są bowiem istotami niewielkimi
i o małej sile fizycznej. W przeciwieństwie do golemów, których cechą
dystynktywną jest, wedle przekazów, brak zdolności mowy. Podobne motywy znaleźć
można również w Koranie, gdzie kilkukrotnie pojawia się stwierdzenie, że
człowiek został stworzony „z grudki krwi zakrzepłej” (Koran 96: 2) – ponownie
widać związek aktu tworzenia z krwią; werset ten można przetłumaczyć dokładnie,
jako „stworzył człowieka ze skrzepu”. Polskie tłumaczenie autorstwa Józefa
Bielawskiego dodaje do tego element telluryczny („grudka” jak grudka ziemi).
Motyw ulepienia lub wyłonienia się człowieka z ziemi czy gliny jest zresztą
obecny w mitach kreacyjnych wielu religii. Homunkulusy mogą także być obdarzone
inteligencją i potrafią porozumiewać się ze światem zewnętrznym. Akt tworzenia
homunkulusa i sama jego figura pojawiają się w literaturze przynajmniej kilku
różnych epok, służąc jako maska, symbol lub element zabiegów fabularnych. Aby
zobrazować niniejsze rozważania, warto przyjrzeć się przynajmniej kilku
przykładom. Trzy omówione dalej teksty mogą okazać się szczególnie
symptomatyczne – pochodzą, bowiem z różnych epok literackich i gatunków,
pozwalając w ten sposób na zarysowanie mapy wystąpień i znaczeń figury
homunkulusa w literaturze oraz wyeksponowanie kilku związanych z tym motywem
wątków.
Homunkulusy są w tym wypadku bezrozumnymi bytami,
które instynktownie dążą do ucieleśnienia poprzez złączenie się z komórką
jajową. Jednakże, jak się okazuje, ich obecność nie jest niezbędna do rozpłodu
– naukowcy ze świata Chianga jak w opowiadaniu „Siedemdziesiąt dwie litery”
uznają za możliwe wzburzenie rozwoju zarodka z niezapłodnionego jaja. Proces
ten staje się koniecznością, gdy w wyniku badań okazuje się, że ludzkości
pozostały jedynie cztery płodne pokolenia – później rozmnażanie w tradycyjny
sposób będzie niemożliwe, co doprowadzi do wymarcia całego gatunku. Grupa
naukowców, szczególnie nomenklatorów, czyli badaczy zajmującymi się tworzeniem
imion, umożliwiających ożywienie martwej materii poprzez nadanie im siły
życiowej – widoczne są tu inspiracje tradycją kabalistyczną – konstatuje, że
sposobem na zapobieżenie katastrofie jest odciskanie spreparowanego imienia na
komórkach jajowych. Wybór takiego sposobu rozrodu nie jest przypadkowy:
- […] Pytanie brzmi, co żyje, lecz nie posiada formy?
Stary nomenklator nie czekał na odzew.
- Odpowiedź brzmi: niezapłodnione jajo. Jajo zawiera w
sobie podstawowe pryncypia, jakie ożywiają istotę, której ostatecznie nadają
kształt, lecz samo nie posiada formy. Zazwyczaj jajko przyjmuje formę płodu
skompresowanego wewnątrz zapładniającej go spermy. […] Kolejnym krokiem byłoby
sztuczne wymuszenie wzrostu zarodka z jaja poprzez aplikację imienia.
Wyjątkowo ciężar odpowiedzialności za rozmnażanie
spoczywa więc nie na dostarczającym nasienie mężczyźnie, a na udostępniającej
jajeczko kobiecie. Mężczyzna zostaje właściwie wykluczony z procesu rozmnażania
– tylko kobiece zarodki mają zdolność produkowania gamet, męskie pozostają
bezpłodne (bowiem w organizmie męskim znajduje się – zgodnie z ideą preformacji
– wiele nowych potencjalnych organizmów, a niemożliwe jest stworzenie jednego
imienia dla nich wszystkich). „Biologiczny wkład ojca ma w tym wypadku
drugorzędne znaczenie”, stwierdza jeden z naukowców; nadanie odpowiedniego
kształtu nowemu organizmowi będzie zależne wyłącznie od ułożonego dlań imienia
i od nastawienia matki, która „myśląc o mężu jako o ojcu dziecka, poprzez swoją
wyobraźnię nada płodowi wygląd oraz cechy charakteru będące mieszanką
wyróżników jej własnych i jej męża”.
Oczywiście do poprawnego przeprowadzenia
procesu stworzenia nowego organizmu niezbędny jest również naukowiec; chociaż
zasadniczo intelektualiści są w opowiadaniu Chianga przeciwstawiani religijnym
fanatykom, w tym kontekście należy zauważyć, że medyk dokonujący implantowania
imienia jest również kapłanem, który dzięki obcowaniu ze swoiście rozumianym
absolutem (pulą niedostępnej większości ludzi wiedzy) może dowolnie dysponować
życiem i śmiercią. Naukowcy i sponsorzy projektu z „Siedemdziesięciu dwóch
liter” chcą ograniczyć możliwości rozmnażania w nowy sposób, dopuszczając do
niego jedynie najwyższe warstwy społeczne.
Homunkulus nie jest efektem ani czystej, obiektywnej
nauki – nawet w „unaukowionym” świecie Teda Chianga stworzenie nowego życia nie
byłoby możliwe, gdyby nie kabalistyczne machinacje – ani kreacyjnej, mistycznej
potęgi wiary. Sposób rozmnażania, w świecie „Siedemdziesięciu dwóch liter” mimo
pozornie istotnej roli kobiet zostają one de facto sprowadzone do roli żywych
inkubatorów, którymi zarządzają mężczyźni-naukowcy. Kobieta, utożsamiana
zazwyczaj z przekazywaniem życia, przestaje pełnić rolę pełnowartościowej
matki. W najlepszym wypadku może stanowić źródło komórek, ale nie ma realnego
wpływu na proces rozmnażania. Wszystkim kierują mężczyźni – potężni zarówno
mocą czystej, nieskażonej prostą zmysłowością wiary, jak i siłą intelektu.
„Wieża Babilonu” to genialne, uduchowione
opowiadanie Teda Chianga. Można je odczytać jako fantasy, fikcję spekulatywną
lub po prostu jako przypowieść lub legendę przywróconą przy pomocy
alegorycznego tonu. Narracja jest konkretna i namacalna, fabuła zwarta,
postacie różnorodne i mityczne, a jednocześnie ziemskie. Istnieje nieodłączne
poczucie, że historia rozgrywa się i w starożytnych czasach, kiedy nie istniała
jeszcze nauka czy też science-fiction oraz w przyszłości, kiedy zasady
kosmologiczne, takie jak ciała niebieskie i modele geocentryczne, już dawno
zostały uznane za prawdziwe i niepodważalne. Hillalum, górnik z Elamu, jest w
drodze do Babilonu wraz z innymi, aby pracować nad ogromną wieżą, która była
budowana od kilku wieków, a teraz prawie dotyka Niebios. To, co obecnie
pozostało do zrobienia, to przekopanie się przez Krypty Nieba, aby dotrzeć do
Jahwe (boga królestw z epoki żelaza) i jego stworzeń. Śledzimy podróż
Hillaluma po wieży. Istnieje wieczne poczucie wysokości i strachu przedstawione
przez emocjonalne obrazy, które sączą się z pisanych słów do umysłu
czytelników. Autor zagłębia się w drobiazgowe, choć wiarygodne szczegóły wieży
i jej mieszkańców, cięcie kamienia i granitu, układanie cegieł i znaczenie
kielni, atmosferę i architekturę.
Mieszkańcy wieży mieszkają w tunelach
wykopanych w wieży. Są to rodziny górników, tragarzy cegieł i murarzy, którzy
nigdy nie widzieli ziemi, na której stoi wieża. Ich życie jest dostosowane do
mechaniki pracy, ich stałego miejsca pobytu, tam też uprawiają rośliny i
warzywa w celu utrzymania ich przy życiu nad linią słońca, ogrody tak są
zbudowane aby rośliny zginały się w dół, w ten sposób mieszkańcy nie tracili
dostępu do światła słonecznego. Jednym z najpiękniejszych opisów w tej historii
jest zbliżający się zmrok na tak wysokiej konstrukcji. Kiedy cała Ziemia była
pogrążona w ciemności, wieża nadal była oświetlona promieniami zachodzącego
słońca. Istnieje, więc nieustanne poczucie lęku i dociekania tego, w co
człowiek się zaangażował i dlaczego. Po dotarciu do Niebios robotnicy spierają
się, czy dalej kontynuować drążenie Niebios, czy nie. Marzenia o dotarciu tak
wysoko, stały się już realne, jednak po dotarciu do celu skarbiec nieba raczej
wzbudzał w nich niepokój niż zapał. Ciekawość stała w sprzeczności z powrotem
do ich naturalnego stanu (to znaczy z powrotem na Ziemię, gdzie ich miejsce).
Odzwierciedla to wrodzoną naturę człowieka,
to, jak jest dumny z samego wysiłku, jaki podejmuje. To, czy walka jest
rozsądna, czy nie, nigdy nie jest brane pod uwagę. Wielu mężczyzn trudzi się,
ale tylko niektórzy angażują się mądrze. We współczesnym świecie wyścig
szczurów jest podkreślany w kategoriach walki materialnej, a nie w kategoriach
roztropności nabytej nawet podczas najbardziej służebnych prac. Co Babilończycy
chcieli osiągnąć dzięki dotarciu do bram niebios? Dlaczego istnieje w człowieku
nieustanne pragnienie zdobywania informacji na jakikolwiek temat, skoro raz po
raz prowadzi to tylko do gloryfikacji i arogancji człowieka? Ale być może
podjęcie tak żmudnej podróży, aby zrobić to, co teraz wydawało się
niepotrzebnym aktem, było kwestią pogodzenia Hillaluma z tym, co los miał dla
niego w zanadrzu, ponieważ był jedynym, który mógł podróżować przez skarbiec i
skończyć po drugiej stronie. Śmierć i życie witają go w tandemie, gdy wychodzi
żywy na drugi koniec – z powrotem na Ziemię. Uświadomiono sobie, że dzieło
człowieka, do pewnej granicy, ujawniłoby tylko tyle, ile Stwórca chciał wydobyć
na światło dzienne; wszystko inne, bez względu na to, jak bardzo Człowiek by
walczył, zostanie na zawsze od niego odsunięte.
Historia powtarza ograniczenia materialnego
postępu i tego, co można osiągnąć dla dobra ludzkości. Na początku opowieści
mówi się, że kielnia jest bardziej niezbędna niż ludzkie życie. Utrata kielni
pociąga za sobą dług dla murarza, który nie może zarobić na jedzenie. Ale jeśli
człowiek spada z wieży, zostawia kielnię, ta natomiast zostaje zabrana przez
następnego murarza, który także traci narzędzie. Hillalum próbuje znaleźć
uzasadnienie tego absurdu, w końcu zatrudnienie nowego murarza oznacza
czekanie, aż dotrze na szczyt, ale jego pytanie spotyka się tylko ze śmiechem
budowniczych. Tam na pewnej wysokości nad powierzchnią ziemi, wartość życia
gwałtownie spada, ale ludzie pędzą, aby dotrzeć na szczyt, gdzie mogą
przyczynić się do tego iluzorycznego korytarza na wprost swojego Stwórcy. Kiedy
czytałem to opowiadanie przypomniał mi się Neil A. Armstrong – pierwszy
człowiek na Księżycu. Stał się symbolem rozwoju XX wieku, w którym ludzkość po
raz pierwszy oderwała się od Ziemi i rozpoczęła podbój przestrzeni kosmicznej.
Czy autor zamierzał przekazać nam morał w tej
historii? Moim zdaniem znaczenia lub moralność wydobyte z jakiejkolwiek
historii zależą całkowicie od samego czytelnika. „Wieża Babilonu”, z silnymi
religijnymi podtekstami, jest dla mnie potępiającym oskarżeniem o
nieograniczone dążenie człowieka do chwały i panowania nad wszystkimi
stworzeniami i całym Układem Słonecznym. To, że Hillalum znajduje się z
powrotem na Ziemi (właśnie wtedy, gdy nieumyślnie manifestuje nutę dumy: „Umrze
bliżej nieba niż jakikolwiek człowiek kiedykolwiek wcześniej") pokazuje,
że człowiek musi powrócić do swojej prawdziwej natury i że postęp wszelkiego
rodzaju nie może przekraczać granic ograniczonych do nich przez Stwórcę. Pokora
w myśleniu i działaniu prowadzi do mądrości, która może przynieść zbiorową
korzyść całej ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz